Bardzo ciekawe znajomości nowego prezydenta Ukrainy

Wołodymyr Zełenski, zwycięzca niedawnych wyborów prezydenckich na Ukrainie, to bez wątpienia ciekawa postać. Wielu twierdzi jednak, że jeszcze ciekawsze osoby stoją za jego plecami, rządząc z tzw. drugiego szeregu według starych, sprawdzonych schematów znanych z Machiavelli’ego. No i taką właśnie szarą eminencją ma być ukraiński oligarcha Ihor Kołomojski, mogący się poszczycić majątkiem w wysokości powyżej 1 miliarda USD (tyle przynajmniej posiada oficjalnie). Rzecz jasna sam Zełenski twierdzi, że jest absolutnie niezależny i wcale nie realizuje interesów Kołomojskiego. Cóż, możliwe… Faktem jednak jest, że obaj znają się bardzo dobrze, a stacja telewizyjna 1+1 należąca do tego drugiego odegrała niebagatelną rolę podczas kampanii prezydenckiej (oczywiście promując Zełenskiego). W każdym razie w tle stoją ogromne pieniądze – i to takie, które budzą kontrowersje oraz prowokują do działania dziennikarzy, nie tylko ukraińskich. Tym razem do pracy wzięli się śledczy związani z międzynarodową organizacją OCCRP, ustalając kilka ciekawych rzeczy, które Wam dziś zaprezentuję. ????

 

Wołodymyr Zełenski. Źródło: Wikipedia

 

PrivatBank i 5,5 miliarda USD strat

PrivatBank, założony w 1992 roku, był największym komercyjnym bankiem na Ukrainie, obsługującym ponad 50% osób fizycznych w tym kraju. Blisko połowa akcji tego banku oficjalnie należała do Ihora Kołomojskiego, który był zresztą jednym z jego założycieli. Po latach prosperity przyszło jednak załamanie – i to nie byle jakie. Waleria Hontariewa, była prezes banku centralnego Ukrainy, nazwała wręcz przypadek PrivatBanku jednym z największych skandali finansowych w XXI wieku. Według niej dwaj główni właściciele, czyli Kołomojski oraz inny oligarcha Hennadij Boholubow, mieli rzekomo ukraść 5,5 miliarda USD z kont banku, a następnie wytransferować je za granicę. To ogromna suma, stanowiąca aż 33% (!) depozytów bankowych ukraińskiej ludności! Po tej akcji PrivatBank zaczął mieć kłopoty z wypłacalnością, skutkiem czego w 2016 roku nastąpiła jego nacjonalizacja za symboliczną 1 hrywnę. Jak do tego doszło?

 

Główny kierunek transferu pieniędzy z Ukrainy

Zgodnie z ustaleniami dziennikarzy śledczych, PrivatBank otworzył swój oddział na Cyprze. Co ciekawe, centralny bank Ukrainy traktował tę filię tak samo, jak oddziały krajowe. W skutek tego na Ukrainie nikt nie śledził, czy pieniądze PrivatBanku zostają w kraju, czy też może wypływają za granicę. Ba, w tym przypadku do wytransferowania pieniędzy poza ukraiński system bankowy nie trzeba było nawet używać systemu SWIFT. Z kolei cypryjskie instytucje nadzoru finansowego miały traktować tę filię jako podmiot niezależny od ukraińskiej centrali, więc nie zgłaszały przepływów pieniężnych do ukraińskich organów. W praktyce wyszło na to, że cypryjska filia PrivatBanku pozostała praktycznie bez nadzoru. Do myślenia może również dać fakt, że żaden inny bank na Ukrainie nie otrzymał zgody na otwarcie oddziału zagranicznego na takich zasadach. Przypadek…?

Idźmy dalej: PrivatBank miał pożyczać pieniądze firmom związanym z Kołomojskim i Boholubowem w ramach tzw. insider lending – są to pożyczki, których banki mogą udzielać własnym managerom i dyrektorom, oczywiście przy zachowaniu pewnych rygorystycznych zasad. No i dwóch wspomnianych przed chwilą gentlemanów chętnie z takiej opcji korzystało: pieniądze pożyczano na Ukrainie, a następnie wędrowały one na Cypr. Właścicielami zasilanych w ten sposób rachunków były spółki offshore, w znacznej części zarejestrowane na Brytyjskich Wyspach Dziewiczych. ????

 

Ihor Kołomojski. Źródło: AFP Photo / Unian / Vladyslav Musienko

Spółki offshore i ciekawe przepływy finansowe

Jak to w przypadku spółek offshore bywa, ich formalni właściciele pozostali w ukryciu. Raport amerykańskiej firmy doradczej Kroll mówi jednak, że w rzeczywistości podmiotami tymi zarządzano z głównej siedziby PrivatBanku mieszczącej się w Dniepropietrowsku. Co dalej… Spółki offshore, które otrzymywały pożyczki od ukraińskiego banku, miały następnie wpłacać te pieniądze do innych spółek offshore w związku z różnymi fikcyjnymi kontraktami. Te drugie spółki z kolei spłacały z tych środków różne pożyczki, również wzięte w PrivatBanku. Takie rozwiązanie miało na celu generowanie sztucznych przepływów pieniędzy i sprawianie wrażenia, że wszystko jest ok. Jako ciekawostkę dodam, że według ekspertów finansowych wzór tych płatności był tak bardzo skomplikowany, że do jego wygenerowania prawdopodobnie użyto zaawansowanych algorytmów. Wot, technika (jak mawia się w niektórych dowcipach na temat Rosjan). Ktoś być może zapyta: no dobrze, ale przecież przepływy były, pieniądze krążyły, więc jak tu je ukraść…? A chociażby tak: ktoś nagle „wciska guzik” i wszystkie spółki offshore przestają spłacać swoje zobowiązania.

 

Pranie pieniędzy – obowiązkowy element fraudów

W trakcie śledztwa ustalono, że z Ukrainy płynęły na Cypr miliardy dolarów, które następnie przewinęły się przez konta spółek offshore. I tak, dla przykładu, przez 8 lat poprzedzających nacjonalizację PrivatBanku rachunki należące do Grizal Enterprises odnotowały wpływy w wysokości 8 miliardów USD, przez Hangli International Holdings przeszło 14,9 miliarda USD, 12 miliardów USD przez Claresholm Marketing, itp., itd. Dodatkowo przelewy krążyły także pomiędzy osobistymi kontami Kołomojskiego i Boholubowa, a prowadzonymi przez nich przedsiębiorstwami. Według specjalistów tego typu posunięcia były charakterystyczne dla schematów prania pieniędzy, a poza tym nie miały sensu w przypadku firm prowadzących legalną działalność. Podejrzenia te potwierdziła Kateryna Rozhkova, pełniąca funkcję zastępcy szefa ukraińskiego banku centralnego, która stwierdziła, że cypryjska filia PrivatBanku była niczym więcej, jak właśnie pralnią pieniędzy.

 

Pralnia pieniędzy się zacina

System hulał sobie najlepsze, ale wreszcie nadszedł czas, kiedy cypryjską filią PrivatBanku zainteresowały się tamtejsze organy nadzoru finansowego. W 2015 roku miały miejsce 2 kontrole, w wyniku których poinformowano cypryjskie i ukraińskie władze o podejrzanych transferach środków z Ukrainy. Oprócz tego cypryjska filia została ukarana grzywną w wysokości 1,5 miliona Euro, co wydaje się wręcz śmieszną kwotą. Jednak już kilka tygodniu później PrivatBank został znacjonalizowany – ale co się stało z pieniędzmi przepływającymi przez Cypr…? Rozpłynęły się one w sieci różnych spółek offshore oraz kont osobistych. Zanim organy nadzoru przejęły PrivatBank, 5,5 miliarda dolarów zostało już przekazane bankom w Austrii, Luksemburgu i na Łotwie. Szczególnie interesujący wydaje się tutaj wątek dwóch małych banków pośredniczących w tych operacjach: były to austriacki Winter Bank oraz East-West United z Luksemburga. Te dwa banki obsługiwały niegdyś handel pomiędzy krajami Zachodu, a państwami z bloku sowieckiego. Można sobie tylko wyobrażać, jak potężni ludzie i jak wielkie pieniądze za tym stoją…

 

Łotewski ślad

Inna ścieżka transferu pieniędzy miała z kolei wieść do łotewskiej filii PrivatBanku. No i to też jest ciekawy temat, ponieważ w 2015 roku organy nadzoru finansowego w Mołdawii oskarżyły PrivatBank z Łotwy o współudział w wypraniu ponad 1 miliarda USD nielegalnie wytransferowanych z trzech mołdawskich banków. Oczywiście środków tych nigdy nie odzyskano, co niespecjalnie mnie dziwi. Ten sam łotewski PrivatBank miał być również zaangażowany w pranie pieniędzy pochodzących z Rosji – jakieś 2 miliardy USD. Tutaj warto też opisać jeden „patent”, który skojarzył mi się z „bankowym bezpiecznikiem”: otóż niecałe 9 miesięcy przed nacjonalizacją ukraińskiego PrivatBanku, zmniejszył on swój udział w PrivatBank Łotwa do 46,5%. Tym prostym sposobem łotewska filia nie była już traktowana jako podmiot zależny od ukraińskiej centrali. W konsekwencji już znacjonalizowany PrivatBank Ukraina oraz ukraińskie organy nadzoru finansowego de facto utraciły możliwość skontrolowania łotewskiej filii. A jak tak, to ciężko myśleć o odzyskaniu wytransferowanej kasy – po prostu nie mamy pańskiego płaszcza i co nam pan zrobisz…? Jaskółki oczywiście ćwierkają, że Kołomojski z Boholubowem zachowali kontrolę nad tym łotewskim bankiem, choć w nieco mniej jawnej formie.

 

Główna siedziba PrivatBank na Łotwie. Źródło: OCCRP.org

 

Międzynarodowy Fundusz Walutowy oraz starcie tytanów

W 2014 roku MFW wypłacił Ukrainie pierwszą ratę pomocy finansowej w wysokości 17 miliardów USD – środki te miały na celu ustabilizowanie ukraińskiej gospodarki po szoku spowodowanym aneksją Krymu przez Rosję. Z tych pieniędzy 220 milionów USD poszło w ramach pożyczki do PrivatBanku – centralny bank Ukrainy przekazał je tam celem naprawy finansów. Tyle tylko, że większa część z tej kasy praktycznie od razu trafiła na Cypr, a stamtąd popłynęła szerokim strumieniem do spółek offshore i… resztę już znacie. ????

Ok, wystarczy już chyba tych wątków aferalnych. Oczywiście nikt do tej pory nie poniósł odpowiedzialności karnej w całej sprawie (o ile mi wiadomo), a sam Kołomojski zaprzecza wszelkim zarzutom. Ba, oligarcha twierdzi wręcz, że to on jest prześladowany jako akcjonariusz PrivatBanku i że celem ukraińskich władz była bezpodstawna nacjonalizacja oraz wywłaszczenie. Swoją drogą przyznam, że gdyby ta wersja okazała się prawdziwa, to byłby to piękny przykład „starcia tytanów”, gdzie jeden oligarcha chce wykończyć drugiego wykorzystując do tego struktury państwa. Tak naprawdę bowiem faktycznie trwa regularna wojna pomiędzy Petrem Poroszenko a Kołomojskim, którego majątek stopniał o ponad połowę w stosunku do stanu z 2013 roku. Stało się to między innymi wskutek zawirowań wokół dwóch kontrolowanych przez Kołomojskiego firm z branży paliwowej: Ukrnafta (wydobycie) oraz Ukrtransnafta (transport paliw) – wykryto tam podobno przekręty podatkowe na kwotę min. 600 milionów USD. Potem doszła jeszcze sprawa PrivatBanku, który zaczął mieć kłopoty akurat wtedy, gdy Poroszenko przejął władzę. Kołomojski widząc co się dzieje uciekł za granicę (Szwajcaria, a potem Izrael), skąd postanowił przeprowadzić kontratak. No i wszystko wskazuje na to, że całkiem skuteczny…

 

A na sam koniec… kilka kartek z kalendarza

31 marca 2019 roku odbyła się pierwsza tura głosowania, w której Zełenski wygrał z innymi kandydatami, stając się faworytem do zwycięstwa z dużą przewagą w sondażach nad ówczesnym prezydentem Petrem Poroszenko.

18 kwietnia Sąd Administracyjny w Kijowie orzekł, że nacjonalizacja PrivatBanku była nielegalna.

21 kwietnia w drugiej rundzie Zełenski zostaje wybrany na prezydenta Ukrainy, uzyskując blisko ¾ głosów.

Jak sprawa PrivatBanku potoczy się dalej…? Wiadomo, że wspomniany wyrok sądowy otworzył jego byłym właścicielom drogę do uzyskania odszkodowania. Sam Kołomojski zresztą stwierdził, że nie chce tego banku z powrotem i zadowoli się rekompensatą w wysokości 2 miliardów USD. Mówiąc szczerze ja mu się wcale nie dziwię – po co komu bowiem bank stojący na progu bankructwa, do tego z tak zszarganą reputacją…? Też bym wolał parę dolców będąc na jego miejscu – i coś mi mówi, że raczej te pieniądze dostanie, a pochodzić one będą z kieszeni ukraińskich podatników. ????

No a tak informacyjnie jeszcze dodam, że od 2020 roku włączyłem komentarze na blogu, więc jeśli ktoś ma ochotę się wypowiedzieć, to zapraszam! ⬇️

Zdjęcie ilustrujące wpis jest poglądowe! Osoby, rzeczy lub sytuacje przedstawione na zdjęciu NIE mają bezpośredniego związku z treścią niniejszego wpisu!

Eurofighter: 29019 Euro za zwykłą nakrętkę typu self-locking

Dzisiejszy wpis będzie poświęcony białym kołnierzykom na najwyższym poziomie (lub też może bardziej pułapie). Opowieść tę rozpocznę od następującego faktu: jest rzeczą powszechnie znaną, że eksploatacja nowoczesnych samolotów bojowych nie należy do tanich. Jednak nawet tutaj są pewne granice, powyżej których odlatujemy już w rejony absurdu – i to właśnie miało miejsce w Austrii, całkiem niedawno zresztą. No, ale po kolei… ????

 

Austriacy zamawiają Eurofightery, czyli pierwszy akt dramatu ???????? 

Jest rok 2003: Austria podpisuje kontrakt o wartości ok. 2 miliardów Euro, opiewający na dostawę 18 sztuk myśliwców Eurofighter Typhoon. Producentem maszyn jest holding Eurofighter Jagdflugzeug GmbH, w ramach którego w tamtym okresie współpracowały ze sobą Alenia Aeuronautica, BAE Systems oraz EADS (Airbus Group).

Entuzjazm zamawiających szybko jednak opada, gdyż problemy techniczne zaczynają się właściwie już podczas dostaw, a z czasem awarie uziemiające maszyny powodują, że w austriackich mediach pojawiają się określenia typu „latający złom”. Prawdziwy szok przychodzi jednak w momencie zamawiania części zamiennych. I tutaj kilka przykładów:

– tytułowe 29 091 Euro za 1 sztukę nakrętki samozabezpieczającej o średnicy 1,5 cm,

– gumowa uszczelka o średnicy 9 cm: 14 554 Euro / sztuka,

– 110 podkładek metalowych o średnicy 4 cm: 123 757 Euro.

Sporo, przyznacie chyba.

 

Co się stało dalej?

Oczywiście wkurzeni Austriacy złożyli reklamacje, w wyniku których podane ceny zostały mocno obniżone – jednak niesmak pozostał. Do tego po czasie okazało się jeszcze, że silniki Eurofighterów będą wymagały wymiany już po niecałych 10 latach, co radykalnie wpłynęło na koszty eksploatacji. A te ostatnie były nadzwyczaj wysokie: jedna godzina lotu austriackiego Eurofightera kosztowała bowiem aż 70 000 Euro! Dla porównania: szacowany koszt 1h lotu szwedzkiego myśliwca Gripen w zbliżonym okresie wynosił zaledwie 4700 USD. Różnica kolosalna – no, ale Gripen (posiadający zresztą zbliżone możliwości bojowe) został zaprojektowany z myślą o niskich kosztach eksploatacji, a nie o drenowaniu kieszeni nabywców.

 

Nie muszę chyba tłumaczyć, co znajduje się na tym zdjęciu… ????

 

Ponad 100 milionów Euro łapówek (?) i niejasny program offsetowy

Zacznę tutaj od tego, że w związku z kontraktem producenci Eurofightera zdecydowali się na pewną odmianę offsetu opiewającego na kwotę ok. 4 miliardów Euro, co było naprawdę dobrą ofertą. Zwykle offset wynosi bowiem +- wartość zamówienia, a tu proszę, 2 x więcej! Cały deal polegał na tym, że EADS miał załatwić lukratywne kontrakty dla austriackich firm według następującego schematu:

– EADS inicjował kontrakt zagraniczny dla jakiejś austriackiej firmy,

– zagraniczna firma, będąca zamawiającym, potwierdzała austriackiemu ministerstwu, że dokonała zamówienia w Austrii właśnie dzięki EADS,

– EADS wpisywał wartość tego kontraktu do „puli offsetowej”, a następnie wypłacał prowizję zamawiającej firmie zagranicznej.

 

Widzicie tutaj pole do korupcji i nadużyć…?

No to tak: teoretycznie byłaby możliwa sytuacja, w której EADS wypłacałoby wspomnianym zagranicznym kupcom prowizje będące w rzeczywistości łapówkami. Przykład: przedsiębiorstwo X z Włoch rozważa zakup sprzętu za 10 milionów Euro w kilku europejskich firmach – w tym również w austriackiej firmie Y. EADS chce zmotywować tę pierwszą firmę do wyboru austriackiego kierunku, więc wypłaca np. 100 000 Euro „bonusu” decyzyjnym managerom z X w przypadku finalizacji tego kontraktu. Tym sposobem kolejna część umowy offsetowej zostaje zrealizowana, a pieniądze wydane na łapówki i tak odzyska się np. dzięki nadzwyczaj wysokim cenom części (patrz: nakrętki za ponad 20 tys. Euro / sztuka). W każdym razie w opisywanym przypadku transakcji była cała masa: a to włoska firma papiernicza Sofidel zamówiła w Austrii maszyny za 28,3 miliona Euro, a to Ferrari kupiło trochę części… Nie wiadomo, ile z podobnych deali offsetowych było nielegalnie ustawionych – być może żaden, być może kilka… Scenariusz z takim „napędzaniem zamówień” można jednak przyjąć za możliwy zważywszy na fakt, że „pieniądze pod stołem” prawdopodobnie przewijały się już przy samym składaniu zamówienia na austriackie Eurofightery.

 

Eurofighter w barwach RAF. Źródło: Wikipedia

 

Jak gruba była tutaj „koperta”?

Przejdźmy teraz do kwoty wręczanych łapówek: 111,5 miliona Euro, według oficjalnych szacunków. Biorąc pod uwagę wartość całego zamówienia na austriackie Eurofightery, jest to realna, rynkowa wycena. Jak wręczano tę kasę…? Zgodnie z informacjami śledczych zastosowano tutaj schemat, w którym część transakcji offsetowych miała być „przepuszczana” przez rozmaite firmy-krzaki, a pieniądze następnie transferowane do innych firm zarejestrowanych min. na Cyprze czy Isle of Man, a także do fundacji z Liechtensteinu. Cel: stworzenie mało przejrzystej struktury, która umożliwiłaby wypłaty łapówek dla polityków odpowiedzialnych za zamówienie oraz, być może, także dla managerów firm składających „offsetowe” zamówienia w Austrii.

Po co takie kombinacje…?

A więc po pierwsze: nawet w przypadku tak dużej firmy, jak EADS, nie można tak po protu wypłacić z konta ponad 100 milionów Euro, a potem zapakować do furgonetki i zawieźć do odbiorców! Tzn. można, ale jeśli nie chcemy potem mieć problemów, to w papierach i bilansach wszystko musi mieć swoje uzasadnienie.

Po drugie: przyjmujący łapówki też woleliby zapewne, aby ta lewa kasa została w jakiś tam sposób wprowadzona do normalnego obiegu bankowego, a nie przywieziona w walizce. A skoro tak, to powstała sieć offshore’owych spółek, które miały np. świadczyć rozmaite usługi konsultingowe będące podstawą do wypłat. Można? Można!

 

Dekonspiracja

Dodam jeszcze, że cała sprawa ze spółkami-krzakami „wysypała” się w dość ciekawych okolicznościach. Otóż pewnego pięknego dnia włoska policja aresztowała Gianfranco Lande, którego oskarżono o liczne przekręty finansowe. Będąc w tzw. ferworze walki oszukał on także kalabryjską mafię, a ponieważ jej członkowie słyną z dość brutalnego systemu windykacji, to Gianfranco miał niezłą motywację do podjęcia współpracy z organami ścigania. No i w zamian za ochronę powiedział śledczym, że na zlecenie dużej korporacji z Niemiec stworzył sieć spółek, wykorzystywanych do transferów pieniędzy. Wskazał również osoby z EADS, z którymi się kontaktował w tej sprawie. Po takich rewelacjach międzynarodowe śledztwo było już tylko kwestią czasu…

 

Gianfranco Lande po zatrzymaniu. Źródło: Corierre Della Sera

 

Kilka słów refleksji na koniec

Z całej tej austriackiej akcji można wyciągnąć dość trywialny wniosek: jeśli już zamierzasz kombinować przy przetargu, to zadbaj o to, aby cała historia była jak najmniej medialna.

To, co teraz napiszę, można potraktować z tzw. przymrużeniem oka, ale moim zdaniem popełniono tutaj błąd dając na fakturach tak absurdalnie wysokie ceny za proste elementy. Austriackie media dzięki temu mogły bowiem zaserwować jasny przekaz: Każą nam płacić ponad 29 000 Euro za jedną głupią nakrętkę! Tak chce nas oszukać konsorcjum produkujące Eurofightera! I każdy przeciętny Austriak był sobie w stanie taką nakrętkę wyobrazić oraz porównać z tym, ile zapłaciłby za nią w sklepie (zapewne nie więcej, niż kilka Eurocentów). No i to do ludzi trafiało i budziło oburzenie –podobnie jak nasze słynne ośmiorniczki, które stały się legendą i podstawą do licznych opowieści na temat afery podsłuchowej. Gdyby więc koszty związane z eksploatacją samolotów zostały zafakturowane w inny, bardziej rozsądny sposób (np. ujęte jako pakiet remontowo – rozwojowy, w miarę możliwości rzecz jasna), to nie byłoby takiego pięknego punktu zaczepienia. Większość osób nie umie bowiem „pracować” na dużych liczbach i kradzież 100 milionów Euro w związku z jakimiś tam „usługami consultingowymi i rozwojowymi” wzbudzi w nich mniejsze poruszenie, niż jedna podkładka za kilkanaście tys. Euro. Poza tym o tej podkładce ludzie będą w stanie bez problemu opowiedzieć np. kumplom z pracy – i to tak, żeby ci też zrozumieli. Opisywanie zawiłości przekrętów „białych kołnierzyków” w wielomilionowej skali bez jasnego punktu odniesienia nie jest już natomiast takie proste = mniej osób o tym rozmawia, no i media aż tak nie szaleją, bo to się zwyczajnie słabiej klika.

W każdym razie podczas pisania przyszło mi do głowy jedno pytanie: czy kiedyś wypłyną dane dotyczące rzeczywistych kosztów eksploatacji zamówionych niedawno przez Polskę samolotów F-35 (o ile rzeczywiście je otrzymamy)…? Nie wiem, ale szczerze mówiąc byłbym dość zdziwiony, gdyby w tych ewentualnych przeciekach pojawiły się tak absurdalne ceny za części, jak przedstawione powyżej. Cóż, w końcu z tej całej afery z Eurofighterem oraz z naszych drogich ośmiorniczek można się przecież co nieco nauczyć… ????

Zdjęcie ilustrujące wpis jest poglądowe! Osoby, rzeczy lub sytuacje przedstawione na zdjęciu NIE mają bezpośredniego związku z treścią niniejszego wpisu!

Oliwa (nie) zawsze fałszywa

Całkiem niedawno pisałem o podrabianych produktach, celowo zostawiając jednak „na deser” pewien ciekawy przypadek, jakim jest wysokojakościowa oliwa z pierwszego tłoczenia, zwana także extra virgin olive oil. I jeśli myślicie, że oszustwa z nią związane są jakimś marginalnym zjawiskiem, to napiszę tylko, iż w raporcie przedstawionym kilka lat temu w Brukseli uznano taki właśnie rodzaj oliwy za najczęściej podrabiany produkt spożywczy w całej Unii Europejskiej!

 

„Oliwkowa” mafia prosto z Włoch ????????

W maju 2019 roku, po szeroko zakrojonej akcji Europolu, na południu Włoch zatrzymano 24 członków zorganizowanej grupy przestępczej handlującej na dużą skalę podrabianą oliwą typu extra virgin. Co ciekawe, wśród aresztowanych był także domniemany capo di tutti capi „oliwkowych mafiozów”, będący głównym organizatorem procederu fałszowania oliwy w Italii (a przynajmniej tak utrzymują służby). Od strony technicznej takie fałszerstwo wygląda następująco: bierzemy tanią oliwę o kiepskiej jakości, mieszamy ją z olejem słonecznikowym, dodajemy trochę oleju sojowego, beta – karotenu oraz chlorofilu (oczywiście w odpowiednich proporcjach), no a potem porządnie to wszystko miksujemy i rozlewamy do butelek. I gotowe, już mamy produkt do złudzenia przypominający barwą oryginał, bo jeśli chodzi o smak, to niestety takiego efektu nie da się już osiągnąć.

Z ziemi hiszpańskiej do włoskiej

Zdaniem specjalistów w słonecznej Italii zwyczajnie nie ma wystarczającej ilości ziemi, aby wyprodukować taką ilość oliwy extra virgin, jaką deklarują włoskie firmy. Co zatem robią tamtejsi producenci…? Sprowadzają tanią oliwę z Hiszpanii, mieszają ją z kilkoma % miejscowej oliwy z pierwszego tłoczenia, a następnie sprzedają z dużym zyskiem dzięki świetnemu marketingowi – w końcu włoska oliwa kojarzy się przecież z dobrym produktem (co, jak widać, niekoniecznie musi być prawdą). I jest to powszechny proceder – np. kilka lat temu włoskie media podawały, że nawet 2/3 oliwy sprzedawanej jako „Made in Italy” pochodzi tak naprawdę z hiszpańskich tłoczni. To oczywiście model bardziej „lajtowy”, gdyż taka na przykład kalabryjska ‘Ndrangheta stosuje jeszcze bardziej ordynarne fałszerstwa, a do tego nie cofa się przed korumpowaniem szefów laboratoriów badających jakość oliwy. Tak więc kupując extra virgin olive oil z Włoch miejcie świadomość, że jest to produkt podwyższonego ryzyka!

 

Sprzedaż i dystrybucja podrabianej oliwy extra virgin

Tym, co czyni cały proceder niezwykle opłacalnym, jest bardzo wysoka cena oliwy z pierwszego tłoczenia. Przykładowo w polskich marketach waha się ona od ok. 30 do 40 PLN za litr, a ceny detaliczne tej oznaczonej jako BIO „przebijają” 50 PLN! Dla ciekawych: w innych krajach Europy wygląda to całkiem podobnie, tzn. wszędzie jest dość drogo. Nie będę tutaj opisywał, czemu jest to aż tak ceniony produkt – kto będzie chciał, ten bez problemu doczyta sobie o tym w sieci.

 Ok, a jaki jest koszt wytworzenia 1 litra podrabianej oliwy typu extra virgin…?

Odpowiadam: koszt zakupu oliwy o kiepskiej jakości wynosi w hurcie ok. 1 – 1,20 Euro za litr (według szacunków włoskiej policji), do tego należy dodać koszty pozostałych półproduktów, butelek, etykiet… Ogólnie jednak można założyć, że finalny koszt wytworzenia podróbki wynosi na dzień dzisiejszy około 1,5 Euro za litr (czyli jakieś 6,50 PLN). W opisywanym przypadku przebitka w porównaniu z oryginałem była kilkukrotna, bowiem podrabianą oliwę sprzedawano do restauracji i sklepów na terenie Niemiec w cenach od 5 do 15 Euro za litr. I tutaj mała ciekawostka: tak duży rozrzut cenowy pozwala domniemywać, że część z nabywców prawdopodobnie zdawała sobie sprawę z faktu zakupu podróbek, więc utargowała solidne rabaty – i nawet różnice w sposobie pakowania (np. butelka o pojemności 1 litra vs 3-litrowa puszka) nie wyjaśniają aż tak dużych rozbieżności. Wróćmy jednak do kalkulacji finansowych: otóż według Europolu wspomniana wcześniej grupa wysyłała miesięcznie z Włoch do Niemiec około 50 tys. litrów podrabianej oliwy, co miało zapewniać przestępcom zyski na poziomie +- 8 milionów Euro rocznie. Dużo / niedużo – to już niech każdy oceni sobie we własnym zakresie.

 

Aresztowanie „oliwkowego gangstera” we Włoszech. Źródło: portal oliveoiltimes.com

 

A gdyby tak VAT do kompletu…?

Jeśli mamy tak duże rozbieżności cenowe pomiędzy produktem oryginalnym, a podrabianym, to aż kusi, aby przy okazji ugrać coś na VAT. Niestety (dla przestępców), ustawodawcy w poszczególnych krajach europejskich przewidzieli chyba taką ewentualność i obłożyli oliwę preferencyjnymi stawkami podatku od wartości dodanej, która w Polsce wynosi akurat 5%. Idąc dalej tokiem myślenia przestępcy: nie bardzo da się to obejść produkując przeróżne zestawy, w których oliwa byłaby jednym ze składników (np. obok jakichś przypraw) i gdzie można by dzięki temu stosować pełną stawkę VAT-u np. na potrzeby eksportu (i późniejszego zwrotu). A że operowanie na 5% średnio się opłaca, to i cały misterny plan poszedł w…

Jakby tego było mało, to w niektórych państwach obowiązuje szereg dodatkowych wymagań dotyczących obrotu tym towarem – przykładowo w Wielkiej Brytanii butelki z oliwą muszą być zaplombowane w taki sposób, aby nie dało się na późniejszych etapach podmienić ich zawartości bez pozostawiania śladów. Do tego każda tamtejsza rozlewania musi prowadzić szczegółowe rejestry zawierające min. takie dane, jak:

– informacje dotyczące każdej dostawy,

– informacje dotyczące sprzedaży oraz ewentualnej utylizacji i zniszczeń,

– dane dotyczące zapasów z każdego miesiąca,

– szczegóły dotyczące przeprowadzonych procesów typu butelkowanie itd.

Jak więc widać, warunki do podatkowych fraudów nie są tu zbyt sprzyjające, więc właściwie pozostaje klasyczne sprowadzanie podrabianej oliwy wprost z Italii (najlepiej bezpośrednio z nielegalnej rozlewni), a następnie sprzedawanie jej normalnym odbiorcom po cenach oryginału za pośrednictwem znikającego podatnika – czyli klasyka i prostota, można powiedzieć.

 

Blockchain kontra podrabiana oliwa…?

Odpowiednie służby i organizacje oraz uczciwi producenci oliwy rzecz jasna starają się walczyć z patologiami w tej branży, tak więc od czasu do czasu pojawiają się pomysły dotyczące walki z problemem. Jednym z nich jest wykorzystanie Blockchaina – dzięki niemu bowiem byłoby możliwe prześledzenie drogi produktu od gaju oliwnego, aż po półkę w markecie (przynajmniej w teorii). Każda z butelek na etapie rozlewania miałaby otrzymywać niepowtarzalną tożsamość, coś na kształt wirtualnego certyfikatu autentyczności (to byłby pierwszy blok). Następnie w łańcuchu dostaw można byłoby śledzić kolejne transakcje – finalny konsument mógłby więc sprawdzić, czy zakupiona przez niego butelka faktycznie pochodzi od renomowanego producenta. To rozwiązanie wydaje się ciekawe, ale ma jedną istotną wadę: otóż, według szacunków, zwiększyłoby koszt każdej butelki o jakieś 20%. No i właśnie to może się okazać barierą nie do przejścia na szerszą skalę – oliwa już i tak jest bardzo droga, a tak znaczny wzrost cen mógłby przełożyć się na spadek zainteresowania konsumentów.

Tutaj chciałbym dodać, że ogólnie przestępczość gospodarcza związana z sektorem rolno – spożywczym przybiera ostatnio we Włoszech bardzo duże rozmiary. Przykładowo w 2018 roku aż o 59% wzrosła liczba zawiadomień dotyczących przestępstw w tej branży! Skalę problemu pokazuje tutaj liczba kontroli przeprowadzanych przez Główny Inspektorat ds. Zwalczania Nadużyć Finansowych – w zeszłym roku przeprowadzono ich ponad 54 tysiące. Co jest powodem takiej sytuacji? Wzrost aktywności miejscowych przestępców, którzy chętnie inwestują w branżę spożywczą – we Włoszech mawia się nawet, że mamy do czynienia z Mafią 3.0 lub Agromafią.

 

Mała ciekawostka na zakończenie

Problem podrabianej oliwy jest znany od wielu lat i nawet napisano na jego temat książkę pod tytułem „Extra Virginity: The Sublime and Scandalous World of Olive Oil” – przyznam, że nie czytałem, więc ciężko mi ją polecić lub odradzić. Co ciekawe „wątek oliwny” przewinął się nawet w tak kultowym filmie o mafii, jakim jest „Ojciec chrzestny” – sam Vito Corleone założył tam przecież firmę Genco Pura Olive Oil Company, która zajmowała się importem tego produktu z Włoch. Ok, ale czy filmowi gangsterzy także podrabiali oliwę…? Tego nie wiadomo, lecz w realnym życiu byłoby to bardzo możliwe. ????

Zdjęcie ilustrujące wpis jest poglądowe! Osoby, rzeczy lub sytuacje przedstawione na tym zdjęciu NIE mają bezpośredniego związku z treścią niniejszego wpisu!