Koronawirus, spiski, rząd światowy, i tak dalej…

Jak to zwykle bywa przy okazji różnych kryzysów, w sieci zyskują popularność przeróżne teorie spiskowe. Przykładowo jedna z tych, jakie miałem okazję ostatnio przeczytać, mówi, że epidemia koronawirusa została odgórnie zaplanowana. Po co? Żeby przeprowadzić kontrolowaną depopulację ludności, co z kolei ma być preludium do wprowadzenia rządu światowego i tak dalej… Osób, które wierzą w różnego rodzaju spiski, jest naprawdę sporo – przykładowo ponad ¼ Amerykanów jest przekonanych, że istnieje jakaś tajna organizacja, która rządzi wszystkim, a politycy, których widzimy, to tylko marionetki. Co ciekawe, wśród wyznawców teorii spiskowych znajdują się zarówno biedne i słabo wykształcone osoby, jak i te bogatsze, dobrze wyedukowane, zasiadające na poważniejszych stanowiskach.

Normalnie bym nie komentował tego typu rzeczy, ale ponieważ sytuacja jest wyjątkowa, to pomyślałem, że w sumie czemu nie – zwłaszcza, że ma to związek z hiper-białymi kołnierzykami najwyższego rzędu, mającymi rządzić światem w ramach jakiejś tajnej organizacji. Przyznaję, jest w tym pewien wdzięk, ale jaka jest realna szansa, żeby taki scenariusz miał miejsce w rzeczywistości…?

 

Ludzie lubią mieć poczucie kontroli nad rzeczywistością

Zacznę od najprostszej rzeczy. Psychologowie już dawno udowodnili, że wiele osób nie akceptuje tego, że światem w dużej mierze rządzi przypadek. Czują się oni niekomfortowo z pojęciem losowości, ponieważ oznacza ona brak kontroli nad tym, co dzieje się w ich otoczeniu. A teorie spiskowe przywracają poczucie uporządkowania i kontroli – ludzie widzą dzięki nim sens w wydarzeniach, których nie rozumieją. I dzięki takiemu wrażeniu sensu po prostu lepiej się czują, a dodatkowo niektórzy mają poczucie wyższości nad innymi, że oto oni są „oświeceni”, a reszta to „lemingi i owce”, które nie mają pojęcia, co się wokół nich dzieje. Prawdopodobnie stąd również bierze się popularność różnych kanałów na YouTube oraz polityków, publicystów i tym podobnych ludzi, którzy wyjaśniają rzeczywistość w sposób prosty, na tzw. chłopski rozum. Problem w tym, że świat nie jest czarno – biały, ale ma wiele różnych odcieni, zachodzi tutaj wiele skomplikowanych zależności, których ten chłopski rozum nie ogarnia lub je pomija (mniej czy bardziej świadomie).

 

Wzajemnie wykluczające się teorie? Żaden problem!

I znów wracamy do badań naukowych, które udowodniły, że na ogół jeśli ktoś wierzy w kilka teorii spiskowych, to najprawdopodobniej będzie też wierzył w inne – nawet jeśli, obiektywnie patrząc, będą się one wzajemnie wykluczać. Przykładowo na jednym z uniwersytetów w Wielkiej Brytanii przeprowadzono badania, w wyników których stwierdzono, że wielu spośród badanych fanów „żółtych napisów” wierzy, że Osama Bin Laden wciąż żyje. Jednak te same osoby wierzyły również w to, że Bin Laden zginął jeszcze przed akcją, która była potem przedstawiana w mediach jako moment jego śmierci. Te dwie teorie wzajemnie się wykluczają, ponieważ nie można być martwym i żywym równocześnie (no, może oprócz słynnego kota Schrödingera).

Co z tego wynika?

Badacze doszli więc do wniosku, że ludzie nie tyle wierzą w daną teorię spiskową ze względu na jej specyfikę, co raczej ze względu na tzw. przekonania wyższego rzędu, do których później dopasowują sobie różne elementy układanki. Takim przekonaniem wyższego rzędu może być np. przyjęta postawa, że zagraniczny kapitał, kontrolowany przez jakieś grupy wpływów, chce okraść naród polski z majątku i wykupić go za bezcen. To taki „obiektyw ideologiczny”, przez który można patrzeć na świat, dostrzegając tylko pewien fragment rzeczywistości lub też dobierając sobie tylko i wyłącznie informacje potwierdzające, jednocześnie ignorując te, które tej wizji zaprzeczają.

 

Błędy poznawcze i bańka informacyjna

Do tego wszystkiego dochodzą jeszcze błędy poznawcze obecne przy takich spiskowych teoriach, jak np.:

– błąd koniunkcji, czyli tendencja do przepisywania bardziej szczegółowo sformułowanym warunkom większego prawdopodobieństwa, niż warunkom ogólnym,

– efekt ślepej plamki, czyli tendencja do niezauważania błędów we własnej ocenie rzeczywistości,

– efekt zaprzeczania, czyli tendencja do krytycznego weryfikowania informacji zaprzeczających naszej opinii, przy jednoczesnym bezkrytycznym akceptowaniu tych informacji, które naszą opinię potwierdzają,

– i tak dalej…

Nie jestem psychologiem i sama psychologia jako taka mnie raczej nudzi – no, może poza wybranymi obszarami, ponieważ zajmując się tematyką przestępczości gospodarczej po prostu trzeba znać pewne mechanizmy funkcjonowania ludzkiego umysłu. Daruję więc sobie szerokie opisy wszystkich możliwych efektów i błędów. Jeśli kogoś to interesuje, to Google na frazę „błędy poznawcze” wyrzuca całkiem sporo ciekawych opracowań – szczególnie w języku angielskim.

Zamknięcie się w bańce informacyjnej

Nie sposób nie zauważyć, że podatności na teorie spiskowe sprzyja tzw. kiszenie się we własnym sosie, rozumiane jako czerpanie wiedzy praktycznie wyłącznie z wąskiego zakresu określonych mediów, prezentujących sprofilowany punkt widzenia. Znacie pewnie chociażby rozmaite telewizje internetowe, w których przewijają się non stop te same osoby, powtarzające te same rzeczy. Oglądanie głównie ich to tzw. efekt przywiązania, również będący terminem z pogranicza psychologii. Do tego mamy syndrom oblężonej twierdzy: układ chce nas zniszczyć, zewnętrzni wrogowie chcą nas zniszczyć, jesteśmy ostatnią nadzieją – i tak w koło Macieju… Ulokowanie się w podobnej bańce informacyjnej nie ma dobrego wpływu na psychikę, buduje za to efekt grupy, czyli tendencję do lepszego traktowania osób mających poglądy zbliżone do naszych. Takie zamknięcie się na innych często owocuje także agresją wobec osób prezentujących inne stanowisko – co ja Wam będę zresztą tłumaczył, wystarczy sobie poczytać komentarze na profilach niektórych polityków.

 

No dobrze, to są wreszcie jakieś spiski, czy ich nie ma…?

Są – to na pewno. Jest wszak wiele spraw, w których tzw. układ ewidentnie istniał. Tyle, że na ogół były to układy odosobnione od siebie, nie będące częściami jakiegoś jednego superukładu, rządzącego np. całym krajem. To nie jest bowiem tak, że jeśli na przykład jakiś członek partii rządzącej ukradnie coś i zrobi jakiś przekręt, to oznacza automatycznie zaangażowanie całej góry partyjnej. Władze partii mogą o tym występku w ogóle nie wiedzieć i nie czerpią korzyści z takiego przestępczego procederu. Zresztą w ramach samej partii toczą się wewnętrzne walki o władzę, więc jej członkowie nie są wobec siebie dozgonnie lojalni. To są naprawdę „oczywiste oczywistości”, a mimo to niektórzy o nich zapominają.

 

Czy superzłoczyńca Ernst Stavro Blofeld i jego organizacja Spectre mogliby istnieć w rzeczywistym świecie…? 

 

Celowy plan? Niekoniecznie – jest jeszcze losowość

Filozof Karl Popper argumentował, że błędność teorii spiskowych polega na ich skłonności do opisywania każdego wydarzenia jako celowego i zaplanowanego. Dlaczego jest to błąd? Ponieważ w rzeczywistości bardzo ważną rolę odgrywa element losowości i niezamierzonych konsekwencji działań zarówno politycznych, jak i społecznych. Przykład: to nie musi być tak, że jeśli jakiś polityk podejmuje istotną decyzję, to jest ona elementem szerszej całości, pod którą kryje się niecny cel. Czasem decyzja taka może być podjęta np. na skutek niekompetencji, braku dostępu do danych lub przeciwnie – czyli postanowienie może być oparte o dane, jakich nie posiada ogół społeczeństwa (stąd błędna ocena tegoż przez społeczeństwo).

Sprzeczne cele = wykluczenie możliwości istnienia jednego superukładu

Przeróżne spiski oczywiście występują – i to nierzadko – ale ciężko jest je wszystkie ująć w jakiś jeden wielki megaplan. Ot, lokalne działania, w które zaangażowane są różne osoby z odmiennymi celami. W wielu – jeśli nie w większości – przypadków nie mogą być one częścią większego planu właśnie ze względu na wykluczające się cele. No a przecież jedna grupa, trzymająca władzę, powinna mieć cel wspólny, nieprawdaż…? Ok, może wytłumaczę to na przykładzie tzw. mafii VAT i wprowadzenia reverse chargé kilka lat temu.

Otóż pewne osoby, lobbujące w Ministerstwie Finansów, doprowadziły do wprowadzenia odwrotnego obciążenia (o.o.) na niektóre towary, aby wypchnąć z Polski grupy przestępcze handlujące tymi towarami. Rozwiązanie to praktycznie z miejsca zostało nazwane przez niektórych ekspertów szkodliwym i wprowadzonym dzięki lobbingowi mafii VAT. Czyli jedni twierdzili, że działają przeciwko mafii VAT wprowadzając o.o., a drudzy, że wprowadzono je w interesie niektórych grup, które mogły dzięki temu nielegalnie zarabiać na podatku VAT. Stanowiska te wzajemnie się wykluczały. Wniosek: nie ma jednej mafii VAT – są co najwyżej poszczególne grupy wpływów, starające się lobbować różne rozwiązania. Podobne analogie można by także zastosować do innych sytuacji związanych z domniemanymi spiskami.

 

Spiskowy Rząd Światowy? Raczej mission impossible

Zacznę od tego, że bardzo ciężko jest zapanować w sposób absolutny nad dużą zbiorowością – właściwie im ta zbiorowość większa i bardziej różnorodna, tym zadanie staje się trudniejsze. Wyobraźcie sobie teraz, przed jak ekstremalnie hardkorowym zadaniem musiałby stanąć ktoś, kto zechciałby utworzyć rząd światowy w takim kształcie, w jakim przedstawiamy jest on w teoriach spiskowych!

Ego bogacza

Pierwsze to, co stanęłoby mu na przeszkodzie, to ludzkie ego. Już teraz bowiem wielu bogaczy ma wielką władzę i dużą zdolność kreowania rzeczywistości w swoich krajach, jak chociażby Ukraina, gdzie prezydentem został człowiek blisko związany z jednym z oligarchów. Jednak w skali światowej mieliby oni stosunkowo niską pozycję, więc musieliby zrezygnować ze swojej władzy i stać się „szarymi” miliarderami, podporządkowanymi rozkazom innych. I jak sądzicie, czy ego takich osób, dziś już rozdmuchane do niebotycznych rozmiarów, przyjęłoby taki fakt pozytywnie…? No raczej niekoniecznie.

Konflikty interesów

Druga sprawa to wykluczające się interesy i potężna ilość zmiennych. Jest mi nawet ciężko sobie wyobrazić, jakim cudem taki rząd światowy mógłby dziś pogodzić oczekiwania różnych narodowości, gałęzi biznesu i tak dalej. Może kiedyś, za ileś tam lat, gdy społeczeństwa bardzo mocno się zunifikują, ale dziś… Zresztą, ilu wybrańców miałby liczyć taki rząd światowy? Przykładowo na świecie mamy jakieś 5,7 tysiąca osób, których majątek jest wyceniany na ponad 500 milionów USD – ile by tam było rozbieżnych interesów… Ok, no to może rządzić ludzkością mają jeszcze bogatsi, czyli nieco ponad 100 najbardziej majętnych osób na świecie, które posiadają fortuny o wartości minimum 10 miliardów USD…? To już prędzej. Tylko jedna kwestia: po co mieliby oni tworzyć jakiś superrząd, skoro według fanów teorii spiskowych już teraz rządzą światem i poprzez przekupnych polityków mogą dowolnie kreować rzeczywistość…? No właśnie – czasem najtrudniej jest znaleźć sensowne odpowiedzi na najprostsze pytania.

Dla jasności

Nie można oczywiście wykluczyć zacieśnienia współdziałania państw na szczeblu międzynarodowym (np. G 20) – zwłaszcza w obliczu pandemii koronawirusa, która wymaga szybszego procesu decyzyjnego. Jednak ciężko porównać taką współpracę do stworzenia rządu światowego w takiej formie, w jakiej występuje on w rozmaitych teoriach spiskowych.

 

Koronawirus = planowana depopulacja?

W teorii spiskowej, którą czytałem, mieliśmy wątek planowej depopulacji – miała ona ułatwić wprowadzenie rządu światowego oraz spowodować wzbogacenie się największych korporacji, no bo w czasach kryzysu najpotężniejsi się przecież bogacą.

Taka koncepcja nie obroni się już na poziomie podstawowej logiki – świadome wybicie nawet połowy potencjalnych konsumentów (a takie rewelacja znajdują się w podobnych teoriach) raczej nie brzmi jak świetny plan na zarobek. Dodajmy do tego możliwe niepokoje społeczne, a nawet rewolucje mogące pozbawić najbogatszych życia, no i ogromny spadek popytu (kto będzie myślał o zakupie nowego iPhone’a, gdy umrze mu połowa rodziny…?). Nie wiem jak Wy, ale ja będąc multimiliarderem nie poszedłbym na organizację takiej akcji. Pomijam już nawet fakt, że bogactwo i pozycja społeczna nie chronią przed zarażeniem – inaczej tym paskudztwem nie zaraziłby się np. premier Wielkiej Brytanii czy książe Karol. Kto jak kto, ale oni chyba wiedzieliby o powstającym rządzie światowym i zabezpieczyliby się na wypadek planowanej depopulacji…?

 

Szybkie podsumowanie

Ok, wystarczy już tego, bo samo analizowanie tzw. szuryzmu zaczęło mnie już męczyć. Nie to, że ja zawsze patrzę na rzeczywistość w 100% obiektywnie – mnie też dopadają błędy poznawcze. Jednak podstawa to być otwartym na różne źródła informacji oraz analizować i pytać o zdanie ludzi, którzy poświęcili sporo czasu na poznanie danego tematu. Przy okazji przyznam się, że wiele moich tekstów „utknęło w szufladzie”, ponieważ nie miałem możliwości dostatecznie rzetelnej weryfikacji informacji w nich zawartych. Cóż, może jeszcze do tych tematów wrócę. Póki co apeluję o to, aby nie czytać głupot w sieci i nie słuchać „foliarzy” – nic dobrego z tego nie wyniknie, a czasu szkoda. A, no i jakby co, nie martwcie się, bo nie zamierzam przestawić się na takie treści, jak dzisiejszy wpis – to tylko mała odskocznia od tematyki przestępczości gospodarczej.

Zdjęcie ilustrujące wpis jest poglądowe! Osoby, rzeczy lub sytuacje przedstawione na zdjęciu NIE mają bezpośredniego związku z treścią niniejszego wpisu!

Wyłudzenia VAT, islamski terroryzm oraz testowanie nowego narzędzia analitycznego

Mniej więcej jakieś 2 lata temu w mediach zaczęto pisać, że karuzele VAT w pewnej części finansują terrorystów. Dziś chciałbym nieco przybliżyć ten ciekawy temat, opierając się na pewnym konkretnym przypadku, który zahaczył również o Polskę. A to wszystko będzie tłem do zaprezentowania pewnego narzędzia analitycznego, które znajduje się dopiero w fazie testowej.

 

Wersja video dla tych, którzy wolą oglądać ⬇️

 

 

Wersja tekstowa dla tych, którzy wolą czytać ⬇️

 

Wyłudzenia VAT kontra islamski terroryzm

Zacznę od szybkiego wprowadzenia w temat: otóż według ekspertów i znawców tematu w dzisiejszej rzeczywistości nie ma już wielkich, terrorystycznych bojówek paramilitarnych, które wymagają wielomilionowego finansowania płynącego z jakiegoś centralnego źródła. Taki model stał się nieefektywny, a charakterystyczne dla niego przepływy finansowe przy dzisiejszym stanie analityki, wspartej sztuczną inteligencją, też są łatwiejsze do wykrycia, niż chociażby kilkanaście lat temu. Co istotne, terroryści nie mają już jakichś skoordynowanych zarządów, rozdzielających pieniądze pomiędzy tzw. terenowe komórki, które potem przeprowadzają akcje terrorystyczne w różnych zakątkach świata. Ok, a co wobec tego mamy…?

 

Uberyzacja terroryzmu

Termin ten wszedł do użycia kilka lat temu, a jego nazwa odnosi się oczywiście do słynnej firmy przewozowej. Oto bowiem terroryzm ostatnich lat mocno się zdecentralizował – teraz grupy zamachowców są rozbite, a chociaż dalej działają pod jedną wspólną marką (jak np. Państwo Islamskie), to ich zasięg działania jest typowo lokalny. Lokalny to znaczy, że operują w obrębie jednego miasta lub regionu i dobrze znają swój teren potencjalnego działania.

 

Jakie są korzyści płynące z takiej struktury?

Na pierwszy plan wysuwają się niskie koszty terrorystycznej działalności – przykładowo seria ataków w Paryżu z 2015 roku kosztowała jakieś 50 tys. Euro. Pieniądze wręcz śmiesznie małe, jeśli weźmiemy pod uwagę, że duże akcje Al-Kaidy z początków XX wieku potrafiły pochłonąć kilkadziesiąt milionów Euro! Wtedy, gdy upadały wieże World Trade Center, faktycznie potrzebni byli tajemniczy milionerzy, którzy byli w stanie wyasygnować znaczne fundusze w imię idei. Dziś pieniądze na finansowanie zamachów pochodzą w dużej mierze z kieszeni europejskich podatników, co stanowi pewnego rodzaju paradoks.

Drugą zaletą takich lokalnych, rozproszonych struktur, jest mniejsza podatność na infiltrację. Oddzielne komórki, których przedstawiciele nie znają innych osób z innych komórek, są rozwiązaniem znanym chociażby z konspiracji podczas II Wojny Światowej. Jeśli bowiem jedna z komórek wpadnie w ręce policji, to nawet ktoś, kto pójdzie na współpracę z organami ścigania, nie będzie mógł wydać uczestników całej siatki – a tylko osobników ze swojej komórki. To tak w dużym skrócie.

 

Dlaczego terroryści wybrali wyłudzenia VAT-u?

Odpowiedź jest bardzo prosta: ponieważ „odpalenie” schematu karuzelowego jest stosunkowo łatwe, nie wymaga wielkich inwestycji, a jest bardzo zyskowne. Do tego działając na małą skalę (np. 1 – 2 miliony Euro / rok) można dość łatwo prześlizgnąć się przez sita systemu, który w przypadkach wielu krajów jest ukierunkowany typowo na wyłapywanie dużych fraudów. Tymczasem wspomniany milion Euro (czy tam dwa miliony) można zarobić na miejscu – jest to tym łatwiejsze, że ludzie z Bliskiego Wschodu mają handel niejako we krwi, więc stworzenie siatki VAT-owskiej nie stanowi dla nich większego problemu. Ogólnie więc taki system jest wygodny i bezpieczny, ponieważ nie trzeba już czekać na przelew z Dubaju – wystarczy zwrot VAT-u z lokalnej skarbówki.

 

Foto z mojego prywatnego archiwum, zrobione kilka lat temu na Champs-Éllysée. Niedaleko od tamtej lokalizacji miał miejsce jeden z ataków terrorystycznych w 2015 roku. 

 

Analityka i VAT, czyli analizujemy konkretny case

No dobrze, po szybkim wprowadzeniu pora przejść do analizy konkretnego przypadku schematu karuzelowego. Tutaj muszę wspomnieć, że użyję do tego nowego narzędzia analitycznego o nazwie Wunderschild (po polsku Cudowna Tarcza), które aktualnie znajduje się w fazie testowej. Ja mam jednak przyjemność używać go i testować już teraz – tutaj wypada mi podziękować twórcy i pomysłodawcy, którym jest dr Marius Christian Frunza, absolwent paryskiej Sorbony i ekspert od zagadnień związanych z fraudami, nie tylko VAT-owskimi zresztą. Best regards, dr Frunza. W projekt jest także zaangażowanych kilku Rosjan, ale żartobliwie powiem, że to akurat dobrze – wszak ta nacja jest znana z gromadzenia różnych informacji.

 

Jak działa Wunderschild?

Na pierwszy rzut oka jest to system prezentujący siatkę połączeń osobowych z ogólnodostępnych rejestrów. Zbliżone rozwiązania, które „zasysają” dane np. z KRS i łączą je w wykresy, są już dostępne na polskim rynku nie od dziś, jednak Wunderschild to zupełnie inna skala oraz szersze możliwości. Ok, a po co w ogóle robić takie „drzewka”, czy tam schematy…? Po prostu taki sposób śledzenia powiązań jest optymalny dla ludzkiego mózgu – gdybyśmy mieli łączyć nazwy firm oraz nazwiska z rejestrów mając do dyspozycji tylko pojedyncze strony z danymi, to dojście do odpowiednich relacji zabrałoby masę czasu. A tak mamy szybki i łatwy dostęp do sieci powiązań.
⬇️

Screen 1. Widok na gotową siatkę powiązań stworzoną dzięki narzędziu Wunderschild, w której występują firmy zaangażowane w wyłudzenia podatku VAT. 

 

Wunderschild jest więc czymś więcej, niż tylko zwykłym agregatorem rejestrów. To narzędzie oparte o machine learning, które gromadzi i przetwarza różne typy danych. Jakich? Włączamy tu chociażby dane dotyczące podmiotów i ludzi zamieszanych w wyłudzenia VAT oraz informacje o podatnikach wykreślonych z rejestrów VAT (to docelowo na wiosnę 2020). Oprócz tego będą tu podłączone np. bazy podmiotów wykreślonych z rejestrów VAT (sam zresztą zasugerowałem twórcom skorzystanie z takiej polskiej bazy). Do tego dochodzi śledzenie mediów i analizowanie powiązań politycznych, biznesowych, towarzyskich itp. No i bardzo ważna rzecz: gromadzone dane są zbierane z różnych krajów europejskich, co ma często kluczowe znaczenie w przypadku schematów VAT-owskich. Jeden kraj w bazie danych to bowiem zbyt mało, aby wyłapać potencjalnych VAT-owców – tutaj lepsze efekty daje prześledzenie powiązań międzynarodowych. Takie narzędzie, jeśli już osiągnie odpowiedni poziom zaawansowania, będzie ułatwiać zachowanie compliance, czy też należytej staranności VAT znanej z naszego podwórka. W jaki sposób? O potencjale opowiem podczas studium przypadku.

 

Spółka Intermedia i karuzela VAT

Ok, zatem zaczynamy analizę. Jak widzicie, w naszym schemacie mamy spółkę Intermedia Sp. z o.o., zarejestrowaną przy ulicy Emilii Plater w Warszawie – tutaj wystarczy kliknąć na niebieską ikonkę i już mamy adres rejestrowy.
⬇️

 

Screen 2. 

 

 

Idźmy dalej – z osób podłączonych pod tę spółkę (zielone ikonki „ludzików”) widzimy obywatela Wielkiej Brytanii nazywającego się Kasamri Minhaj – pełnił on funkcję prezesa Intermedia Sp. z o.o. Kolejną osobą, do której wiedzie jedno z połączeń, jest Sarfaraz Patel, także obywatel brytyjski, który z kolei pełnił funkcję prezesa w 3 spółkach LTD, w szwedzkiej spółce AB i duńskiej spółce ApS – to odpowiedniki naszej polskiej spółki z o.o. No i wreszcie najważniejsze info: nasz Patel był także prezesem niemieckiej Lösungen 360 GMBH, handlującej min. prawami do emisji CO2 (pollution rights), metalami oraz paliwami. Spółka ta została w 2016 roku zlikwidowana po tym, jak wykryto jej uczestnictwo w schemacie VAT – stąd też czerwony kolor.
⬇️

 

Screen 3. 

Czyli pierwszy trafiony – zatopiony! Jak widzicie na screenie poniżej, w naszym schemacie mamy także inne spółki oraz osoby zaznaczone na czerwono – to są przypadki, gdzie doszło do wykrycia schematu VAT-owskiego przez organy ścigania / skarbowe. Mając do dyspozycji takie informacje i przeglądając sobie schemat połączeń jasno widzimy, z którymi firmami nie warto tutaj robić interesów, ponieważ mogą okazać się np. znikającymi podatnikami. Gdyby więc na dzień dzisiejszy przedstawiciel Intermedia sp. z o.o. chciał mi sprzedać jakiś towar, to po prześledzeniu powiązań osobowych zwyczajnie bym odmówił, gdyż mógłby on tutaj być typowym znikającym podatnikiem, który nie odprowadzi VAT-u do budżetu, lecz zniknie z nim niewiadomo gdzie.
⬇️

 

Screen 4. 

 

Ciekawe nazwiska, ciekawe powiązania

Nie bez powodu zacząłem ten wpis od tematu terroryzmu – wystarczy spojrzeć na imiona i nazwiska, które przewijają się w zaprezentowanym case study: Muhammad, Muhammed, Patel, Ismail… Większość z nich to obywatele Wielkiej Brytanii, prawdopodobnie pochodzenia pakistańskiego, którzy zakładali spółki zarówno w UK, jak i Niemczech, Szwecji, Danii, Szwajcarii – no i w Polsce. Jest jeszcze taka mała ciekawostka, o której chciałem wspomnieć: Isha Vanda Jadviga Niazi, prawdopodobnie Polka – konwertytka, która przeszła na islam i wyszła za mąż za Mohammeda Ahmeda Niazi.
⬇️

Screen 5. 

 

Wiele Polek deklarujących nową wiarę oprócz przyjmowania nazwiska męża dodaje sobie jeszcze egzotyczne imię, pozostawiając jednak polskie imiona – czy taka moda, czy konieczność, szczerze mówiąc nie wiem. Do czego jednak zmierzam to fakt, że dziewczyny / kobiety z Polski bywały wykorzystywane przez przestępców do pełnienia funkcji prezesów w spółkach zaangażowanych w karuzele. Tak bywało min. w przypadku nielegalnych schematów związanych z handlem elektroniką. Polki mieszkające np. w Danii poznawały śniadych, przystojnych mężczyzn, którzy prosili je o pomoc w otwarciu firmy w Polsce – np. handlującej smartfonami. Niczego nieświadome kobiety godziły się pomóc ukochanym, a potem… Potem miały problemy z polską skarbówką i na ogół nie kończyło się to zbyt dobrze. Tutaj nie twierdzę rzecz jasna, że Pani Niazi była w coś zamieszana, nawet nieświadomie – chciałem jednak zaznaczyć, że tego typu historie się zdarzają.

 

Co jeszcze możemy wyczytać z takiego schematu?

Po pierwsze to nie jest tak, że każda z firm widocznych na naszym schemacie musi być od razu kontrolowana przez mafię VAT! To byłoby zbyt duże uproszczenie. Ale mając do dyspozycji siatkę powiązań możemy sobie posprawdzać, jaki status mają te konkretne firmy, które nas interesują – Wunderschild na ten moment nie wskazuje aktualnych statusów niektórych spółek, co zapewne ulegnie poprawie, więc trzeba sprawdzać dane na zewnętrznych stronach. W tym momencie może zaprezentuję, jak wygląda jedna ze spółek, które normalnie działają od lat i składają sprawozdania, więc ich wyniki finansowe można podejrzeć różnych stronach internetowych, jak chociażby companycheck.co.uk – weźmy np. The Virdee Foundation z naszego schematu. Widzimy tutaj, że spółka składa sprawozdania finansowe i wygląda to na normalną działalność.
⬇️

Screen 6. 

Jednak spółki LTD związane z takim chociażby Sarfarazem Patelem są nieaktywne i ciężko znaleźć informacje na temat ich działalności (screen 3). Tak więc załóżmy taki przypadek: system Wunderschild jest już podłączony do naszych baz KRS / CEIDG. W międzyczasie do naszej firmy zgłasza się polska spółka z o.o., której prezesem jest odpowiednik takiego zagranicznego Patela i chce nam sprzedać jakiś towar. Tanio. I tutaj uwaga: sam prezes raczej się do nas nie zgłosi, a osoba mówiąca dobrze po polsku, która może przedstawić się np. jako dyrektor handlowy. My jednak, mając do dyspozycji narzędzie do analizy powiązań personalnych, możemy sprawdzić, w jakie jeszcze biznesy zaangażowany jest nasz odpowiednik Mr Patela. No i jeśli okaże się, że ten prezes był również prezesem lub sekretarzem w kilku / kilkunastu zagranicznych spółkach, które już nie istnieją, lub wyglądają na typowe krzaki, to powinna się nam zapalić czerwona lampka, że coś może być nie tak.

 

Jedna z list osób zamieszanych w wyłudzenia VAT-u na terenie Unii Europejskiej. Ten spis powiązań, liczący ponad 100 nazwisk, wykorzystano wraz z innymi bazami danych w narzędziu Wunderschild. Foto: Instagram bialekolnierzyki

 

Uwaga – nie muszą to być jednak spółki w upadłości!

Jeśli taki odpowiednik Mr Patela będzie prezesem w wielu różnych spółkach, które np.:

– zostały niedawno założone,

– nie mają strony www,

– nigdzie się nie reklamują,

– są zarejestrowane w wirtualnych biurach,

– ciężko znaleźć w sieci informacje na temat ich działalności…

… to znów mamy czerwoną lampkę!

Ok, a co można zrobić, aby szybko przetestować, czy mamy do czynienia ze znikającym podatnikiem wprowadzającym towary na polski rynek? Dobrym sprawdzianem będzie zapytanie, czy możemy się rozliczyć za towar stosując nieobowiązkowy split payment. Jeśli kategorycznie odmówią, to mamy kolejny wskaźnik świadczący o tym, że lepiej na nich uważać. A jeśli się zgodzą? Też nie mamy pewności, ponieważ płatność w split paymencie nie zawsze nas ochroni, więc możemy sięgnąć głębiej i postarać się o dodatkową weryfikację.

 

Co jeszcze powinno zwrócić naszą uwagę w takim schemacie?

Na pewno częste rotacje dyrektorów w powiązanych spółkach oraz ich „wędrowanie” od spółki do spółki – zwłaszcza, jeśli takie spółki są zarejestrowane w różnych krajach i wszystkie wyglądają na typowe krzaki (patrz kilka akapitów powyżej). No i niestety, ale muszę to jeszcze raz powtórzyć: należy być szczególnie ostrożnych przy schematach powiązań, gdzie występują praktycznie wyłącznie „muzułmańsko” brzmiące nazwiska.

I to też nie jest tak, że dyskryminuję jakąś grupę społeczną! Gdyby taki schemat dotyczył np. Polaków lub Litwinów powiązanych w siatkę firm w Polsce, na Łotwie, Litwie, Czechach, Słowacji, Niemczech itp. to też zalecałbym ostrożność. Przykładowo Pan Kowalski jest prezesem spółki z o.o. w Polsce, a jednocześnie czeskiej s.r.o., słowackiej s.r.o. i litewskiej UAB, a każda z tych spółek wyglądałaby na typowo wirtualny byt (o czym też pisałem powyżej) i wszystkie zostałyby założone w podobnym czasie nie dłużej niż kilka miesięcy temu, to również polecałbym dokładnie sprawdzić wiarygodność takiego kontrahenta.

 

Analityka i machine learning kontra wyłudzenia VAT

Jak już wspomniałem na początku, Wunderschild nie jest jeszcze gotowym rozwiązaniem – to projekt w fazie testów, który cały czas się rozwija (mam możliwość zgłaszania nowych funkcjonalności). Jednak, jak możecie zobaczyć na screenie powyżej, docelowo będzie to narzędzie oparte o AI (Artificial Intelligence), które może nam wygenerować coś w rodzaju scoringu potencjalnego kontrahenta. Brzmi fajnie? Jak dla mnie i owszem.
⬇️

 

Widok na panel scoringowy Wunderschild.

 

Generalnie kluczem do sukcesu będzie…

… zgromadzenie jak największej ilości danych z różnych krajów Europy. Co bardzo mnie cieszy, to to, że już w marcu mają tutaj dołączyć raje podatkowe / offshore – kto wie, jak interesujące powiązania ze znanymi osobistościami z naszego polskiego podwórka uda się tam znaleźć…  Na ten moment mam deklaracje, że Polska też się tutaj załapie (polskie bazy mają być włączone do końca kwietnia 2020). A jeśli tak się stanie, to kto wie, może pomogę wtedy wprowadzić ten projekt na polski rynek. W każdym razie zasada jest taka: im bardziej aktualne dane, tym lepiej. O ile bowiem „zasysanie” danych z baz osób skazanych za udział w schematach VAT może dać w pewnych przypadkach ciekawe rezultaty, to jednak specyfika działania karuzel, gdzie znikający podatnicy mogą się zmieniać co kilka miesięcy, wymaga szybszej wymiany informacji. Moim zdaniem warto więc byłoby tutaj dodać chociażby dane podatników wykreślonych z rejestru VAT – nie tylko w Polsce, ale również w innych krajach europejskich. Całkiem możliwe, że i takie rozwiązanie też się tutaj pojawi. No a gdyby tak pójść o krok dalej, to można by przy okazji podłączyć taki system pod platformę antyfarudową opartą na blockchainie – no, ale o tym może kiedy indziej.

Tymczasem dodam jeszcze na zakończenie, że takie platformy, jak omawiana dziś Wunderschild, oprócz funkcji prewencyjnej mogłyby jeszcze pełnić funkcję dowodową odnośnie dochowania należytej staranności VAT (co zresztą po części sugeruje sama nazwa). No bo np. można by pokazać skarbówce, że dokładnie sprawdziliśmy powiązania naszego kontrahenta i nie wyszło tam nic podejrzanego. Ciekawe, co by na taki raport powiedzieli kontrolerzy z naszej KAS…

Zdjęcie ilustrujące wpis jest poglądowe! Osoby, rzeczy lub sytuacje przedstawione na zdjęciu NIE mają bezpośredniego związku z treścią niniejszego wpisu!

Nieuczciwy broker Forex w akcji, czyli jak się naciąga na ryzykowne inwestycje

Dawno, dawno temu popełniłem już wpis, którego bohaterami byli nieuczciwi brokerzy – a konkretnie chodziło o Forex market makers. Dziś będzie poniekąd kontynuacja tego tematu, oparta o konkretne case study (czyli inaczej studium przypadku) pochodzące z naszego polskiego podwórka. Dla stałych Czytelników mojego bloga niektóre z zaprezentowanych tutaj mechanizmów zapewne nie będą jakimś szczególnym zaskoczeniem, ale małe usystematyzowanie wiedzy z pewnością nie zaszkodzi. Zatem zaczynamy!

 

Pan Kowalski trafia na reklamę brokera

Naszym dzisiejszym bohaterem będzie Pan Kowalski, który jest osobą nie mającą dotąd większej styczności ze światem finansów czy inwestycji. Jednak pewnego pięknego dnia trafia on na reklamę brokera, która wręcz krzyczy: Jesteś o krok od bogactwa – kliknij i sprawdź! To proste! No, może nie aż tak słowo w słowo, ale przekaz bardzo podobny. Pan Kowalski więc klika i przechodzi na stronę brokera. I tutaj mała ciekawostka: logo tejże platformy jest łudząco podobne do loga pewnego znanego banku, a nazwa również sugeruje takie powiązania, ponieważ różni się zaledwie jedną literą (coś jak filmowy Psikutas bez S na końcu). Sama platforma na pierwszy rzut oka także wygląda na profesjonalną, więc ogólnie jakaś tam wiarygodność jest. Pan Kowalski decyduje się więc na zostawienie kontaktu mailowego do siebie.

 

Przedstawiciel brokera pisze, dzwoni i obiecuje nadzwyczajne zyski

Wkrótce po zostawieniu namiarów do Pana Kowalskiego pisze z oficjalnego maila broker Mirek (imię zmienione), który tytułuje się jako przedstawiciel platformy handlowej. Tenże broker Mirek proponuje Panu Kowalskiemu super deal: proszę wpłacić pieniądze, a zyski w krótkim czasie mogą osiągnąć 200% zainwestowanego kapitału! Przyznacie chyba, że oferta dość kusząca… Do tego nasz dzisiejszy bohater miał zadłużenie w banku, więc szybki przypływ gotówki był mu bardzo na rękę. No a skoro tak, to dość mocno „napalił się” na inwestycję.

Mail kontaktowy, jaki przesłał broker Mirek do Pana Kowalskiego

 

Rejestracja na platformie tradingowej

Rzecz jasna aby móc zacząć zarabiać, najpierw należało się zarejestrować na owej platformie. Nasz bohater, zgodnie z sugestiami podesłanymi mu przez brokera Mirka, dokonał więc procesu rejestracji. I tutaj podał następujące dane:

– kolorowy skan dowodu osobistego,

– rachunki potwierdzające miejsce zamieszkania,

– pośrednictwo złożenia depozytu za pomocą przelewu bankowego.

Jeśli ktoś się dziwi, że można wysłać skan dowodu brokerowi, to podpowiadam, że nawet najwięksi gracze na polskim rynku potrafili żądać tego typu skanów, więc nie jest to jakaś supernadzwyczajna sytuacja. Inna sprawa to przekazywanie takich danych wrażliwych niesprawdzonym, niezweryfikowanym podmiotom…

 

Tak wyglądał mail wyjaśniający zasady zarejestrowania się na platformie

 

Przelanie pieniędzy na konto wskazane przez brokera

Kolejnym krokiem jest przelew pieniędzy na konto inwestycyjne. Operacja ta wygląda następująco:

– broker Mirek każe Panu Kowalskiemu zainstalować komunikator, za pomocą którego zdalnie zalogował się wraz z Panem Kowalskim na jego konto bankowe, gdzie znajdowało się ok. 20 tysięcy PLN przeznaczone na cele remontowe;

– broker Mirek widzi pulpit Pana Kowalskiego i instruuje go jak przesłać pieniądze na tzw. konto handlowe platformy;

– Pan Kowalski przelewa wspomniane 20 tysięcy PLN.

No i tyle. Pieniądze zostały zaksięgowane na koncie, przyszło potwierdzenie – można zacząć inwestować!

 

A tutaj rzecz jasna wspomniane potwierdzenie wpłaty pieniędzy. 

 

Szybkie zyski z inwestycji

Pierwsze transakcje przyniosły profit już stosunkowo szybko – i to profit całkiem niezły, choć wirtualny. Pan Kowalski bardzo się z tego ucieszył, ale jednocześnie uśpiło to jego czujność. Mówiąc inaczej dał się złapać na stary, sprawdzony schemat: najpierw budujemy zaufanie, dajemy delikwentowi co nieco zarobić, a potem zerujemy go totalnie. Tak się zresztą robi nie tylko w przypadku nieuczciwych brokerów – podobne metody z powodzeniem stosowali (i stosują) chociażby oszuści wyłudzający towary na przedłużony termin płatności, którzy ani myślą płacić dostawcom.

 

Broker proponuje dużą transakcję

Wstępny etap nie trwa zbyt długo, więc wkrótce broker Mirek dzwoni do Pana Kowalskiego i proponuje mu jeszcze bardziej zyskowny deal. Jak sam dodaje, jest to jednak transakcja dość ryzykowna i wymagająca przypilnowania, no ale przecież pieniądze są pod opieką profesjonalisty, więc spokojnie, będzie dobrze… Pan Kowalski finalnie zgadza się na tę inwestycję.

 

Inwestycja zaakceptowana = można wznieść toast. Kadr z filmu „Wielki Gatsby”. 

 

Pierwsze trudności i debet na koncie

Nagle, zupełnie niespodziewanie, kontakt z brokerem Mirkiem się urywa. Pan Kowalski, coraz bardziej zaniepokojony, próbuje się dodzwonić do niego kilkanaście razy dziennie – niestety bezskutecznie. Telefony nie odpowiadały lub włączał się automat. Wreszcie sukces! Broker Mirek sam oddzwonił do Pana Kowalskiego, ale tym razem niestety nie miał dobrych wieści: otóż ryzykowna inwestycja jednak nie wypaliła i na koncie handlowym pojawiło się duże saldo ujemne. W tej sytuacji Pan Kowalski dostał taką oto propozycję: albo pogodzi się ze stratą pieniędzy, albo trzeba „zasypać dziurę” i spróbować się odkuć na kolejnych inwestycjach, które tym razem na pewno będą udane.

 

Dramatu ciąg dalszy, czyli pętla kredytowa się zaciska

Pan Kowalski nie miał już jednak pieniędzy na koncie bankowym, ale broker Mirek zaproponował mu rozwiązanie: trzeba wziąć kredyt! Niestety, nasz bohater nie miał zdolności kredytowej umożliwiającej mu wzięcie pożyczki w banku, więc pozostały mu tzw. chwilówki. Oczywiście, broker Mirek przekonywał tutaj Pana Kowalskiego, że tym razem się uda, że szybko spłaci te pożyczki i odzyska zainwestowane wcześniej środki i tak dalej… Takie postępowanie brokera samo w sobie jest wysoce naganne i zasługuje na ostre potępienie – to jest jasne. Pan Kowalski jednak zaryzykował i nabrał tyle chwilówek, ile zdołał – niestety, nie wystarczyło to do wyrównania salda ujemnego na platformie handlowej, które cały czas się zwiększało. Wreszcie nadszedł ostatni akt dramatu: transakcja sama się zamknęła, a tym samym wszystkie zainwestowane pieniądze przepadły.

 

Zanim zaczniesz krytykować – przeczytaj!

W tym momencie chciałbym przybliżyć jeden z podstawowych mechanizmów, jakie wykorzystują w podobnych przypadkach zawodowi oszuści. Otóż jedną z najsilniejszych ludzkich motywacji jest chęć odegrania się rozumiana jako dążenie do odrobienia już poniesionych strat. I to nie jest wcale tak, że w podobny sposób działają tylko hazardziści czy zdesperowani ryzykanci! Pamiętam jeszcze ze studiów, jak jeden z profesorów opowiadał nam o pewnym doświadczeniu, jakie przeprowadzono niegdyś w USA (o ile dobrze kojarzę, to chyba na tamtejszych topowych uniwersytetach, ale głowy nie dam).

Osoby uczestniczące w tym eksperymencie wcieliły się w rolę managerów zarządzających firmą X produkującą samoloty. Firma ta zainwestowała kilkaset milionów USD w skonstruowanie prototypu, który miał szybko podbić rynek, a prace były już bardzo zaawansowane, jednak nieukończone. W międzyczasie jednak do sprzedaży wszedł niespodziewanie model samolotu konkurencyjnej firmy Y, który był we wszystkim lepszy od prototypu opracowanego przez firmę X. Było więc praktycznie pewne, że samolot produkowany przez X nie ma szans na przyniesienie zysku (takie było przynajmniej założenie tego eksperymentu), a wręcz jego wprowadzenie będzie oznaczać stratę. W dokończenie projektu należało jednak zainwestować kolejnych kilkadziesiąt milionów USD.

No i teraz uczestnikom eksperymentu postawiono pytanie:

Czy wiedząc o tym, że nowy samolot praktycznie na 100% przyniesie straty, decydujesz o zainwestowaniu środków firmowych na dokończenie tego projektu i tym samym „przepalenie” kolejnych kilkudziesięciu milionów USD, czy od razu kończysz projekt oszczędzając tym samym owe kilkadziesiąt milionów?

Oczywiście pomijamy tutaj fakt ewentualnych korzyści podatkowych itp. tylko proste pytanie: kończymy projekt i topimy więcej kasy, czy nie kończymy i oszczędzamy? Większość uczestników wybrała opcję dokończenia projektu bez względu na koszty. Po prostu doszli do wniosku, że szkoda już straconego czasu i już straconych pieniędzy – dla takiego powodu byli gotowi dodatkowo zwiększyć straty swojej firmy.

Zbliżony mechanizm działa również w przypadku ofiar takich oszustw, jak to dzisiaj opisywane. Po prostu większość ludzi tak bardzo chce się odegrać i doprowadzić „projekt inwestycyjny” do końca, że podejmują nieracjonalne decyzje. Wydają więc kolejne pieniądze nawet wtedy, gdy wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują, że nie ma to sensu i tylko zwiększy straty.

 

 

Historii z brokerem ciąg dalszy

Wracając jednak do głównego wątku: wkrótce po zamknięciu ostatniej transakcji Pan Kowalski utracił wszelki kontakt z brokerem Mirkiem. Telefon wyłączony, maile pozostają bez odpowiedzi. Cała historia zakończyła się pod koniec 2019 roku, a ja miałem się okazję z nią zapoznać dopiero teraz. Szybki research pozwolił mi jednak ustalić pewne fakty dość charakterystyczne dla podobnych przypadków ⬇️

 

1. Brak wzoru umowy

Pan Kowalski nie otrzymał żadnego wzoru umowy – po prostu kliknął zgodę na rejestrację i tyle. Na stronie ciężko było takowy wzór umowy znaleźć – ja nie zdążyłem, gdyż przed gruntownym zweryfikowaniem strony zniknęła ona z sieci (i już raczej się nie pojawi, chyba że pod innym adresem i w nieco zmienionej formie). Co prawda po szybkim researchu udało mi się dotrzeć do platformy – matki, gdzie taka umowa była dostępna (wyłącznie po angielsku), ale co było na landingu, za pośrednictwem którego rejestrował się nasz bohater, to już wiedzą chyba tylko organizatorzy schematu. Ciężko więc stwierdzić jednoznacznie, na co tak naprawdę się zgodził nasz Pan Kowalski.

 

2. Broker to spółka LLC zarejestrowana w tzw. Ameryce Kokosowej

Co zdążyłem jednak stwierdzić przed zniknięciem strony to to, że jako główną siedzibę podawano biuro znajdujące się na jakiejś dalekiej wyspie będącej rajem podatkowym. Takie egzotyczne jurysdykcje prawne w przypadku oszustów mają oczywiście jeden cel: maksymalne utrudnienie poszkodowanym dochodzenia swoich pieniędzy. No, czasem też optymalizację podatków, to wiadomo. Pan Kowalski spisał także telefony kontaktowe podane na stronie – co ciekawe były to polskie numery stacjonarne.

 

3. Broker udaje, że posiada licencję

Jak już wspomniałem, w sieci nadal widnieje inna strona posługująca się tym samym podrabianym logotypem dużego banku, choć nazwa jest już inna. Wygląda to na „matkę” całej grupy, przy czym wspomniana wcześniej strona niedziałająca była zapewne landingiem rejestracyjno – sprzedażowym. W każdym razie owa główna strona oferuje wspomniane inwestycje na Forex, ale także handel indeksami i akcjami. Na stronie tej widnieją informacje mające przekonać potencjalnego klienta, że inwestycja jest bezpieczna, użytkownik ma zapewnioną ochronę przed saldem ujemnym, a płynność platformy inwestycyjnej zapewniają renomowane banki (cokolwiek to znaczy) – i tak dalej… A, jest także info o posiadanej licencji. Tyle, że po kliknięciu w link nie pojawia nam się licencja brokera (której można by się spodziewać), a zwykłe zaświadczenie urzędowe o zarejestrowaniu pewnej spółki LLC (odpowiednik polskiej spółki z o.o.) w egzotycznym państewku Saint Vincent i Grenadyny, leżącym na Morzu Karaibskim. Piękne miejsce, swoją drogą…

 

4. Nietypowy procesor płatności

Wpłaty na platformę dokonywane były za pośrednictwem mało znanego procesora płatności stworzonego w Rosji. Nie żaden tam PayPal czy Dotpay, które stosują mechanizmy antyfraudowe – po prostu mało znany procesor. Sytuację dodatkowo „zaciemniał” fakt, że jedynym podanym adresem było jakieś biuro znajdujące się w Londynie – prawdopodobnie wirtualne.

 

5. KNF? Zapomnij!

Oczywiście owa platforma nie została zarejestrowana przez KNF (Komisja Nadzoru Finansowego), no ale to akurat nie powinno stanowić wielkiego zaskoczenia.

 

6. Kiepska opinia na temat brokera w Internecie

Nieliczne komentarze w sieci, jakie już po fakcie znalazł Pan Kowalski, były oczywiście negatywne i utrzymane w tonie „Oszuści, ukradli mi pieniądze!”. Szkoda, że nasz bohater nie zrobił małego researchu jeszcze przed wpłatą pieniędzy…

 

A tutaj, jako ciekawostka, „licencja” owego brokera, o której wspominam powyżej. 

 

 

Jak to wszystko się skończyło?

Suma strat poniesionych przez Pana Kowalskiego na tej inwestycji wyniosła ponad 10 tys. USD, więc jakieś 40 tys. PLN. Niestety, ponad połowa tej kwoty pochodziła z tzw. chwilówek, gdzie galopujące oprocentowanie powiększa jeszcze straty z każdym dniem. Co do działań prawnych natomiast, to na razie sprawa jest w toku – poszło zawiadomienie na policję o możliwości popełnienia oszustwa, a my analizujemy aktualnie możliwości działań prawnych zmierzających do pociągnięcia nieuczciwego brokera do odpowiedzialności. Nie jest to zresztą pierwszy taki przypadek, w którym zgłasza się do mnie naciągnięty inwestor – podejrzewam, że w skali kraju mogą być tysiące osób wkręconych w podobne schematy. Ciężko oszacować, ile ich jest dokładnie, ponieważ duża część oszukanych po prostu nie zgłasza sprawy organom ścigania. Jednak jeśli i Tobie przytrafiła się podobna historia i straciłeś pieniądze na skutek nieuczciwych działań brokera, to napisz do mnie na maila: kontakt@bialekolnierzyki.com – zobaczymy, co da się zrobić!

 

A na sam koniec… kilka podstawowych rad dla przyszłych inwestorów

 

1. Nie wierz w cuda!

Jeśli ktoś zapewnia Ciebie, że praktycznie nie da się stracić na proponowanych inwestycjach i obiecuje przysłowiowe złote góry, czyli np. pewne zyski typu 100% w kilka miesięcy, to powinieneś się mocno zastanowić. Bajki mają wszak to do siebie, że rzadko występują w realnym życiu.

 

2. Daj sobie czas na przemyślenie

Nie podejmuj decyzji o wchodzeniu w inwestycję od razu. Prześpij się z tematem, poszukaj opinii o danym brokerze po forach internetowych, zapytaj o zdanie znajomych, którzy znają się co nieco na tematach finansowych (jeśli oczywiście takich masz). Generalnie żadnych pochopnych ruchów – pośpiech jest złym doradcą. I nie martw się – jeśli dasz sobie kilka dni na przemyślenie, to żadna super okazja Ci nie ucieknie.

 

3. Kontroluj wiarygodność brokera

Sprawdź, czy dana firma jest objęta nadzorem KNF lub analogicznej europejskiej instytucji (ewentualnie SEC jeśli chodzi o USA) oraz czy posiada swoje biura w Polsce. Zweryfikuj, czy numer licencji prezentowany przez firmę znajduje się na oficjalnej liście instytucji regulującej. Oczywiście nie daje to żadnej gwarancji, ale z pewnością zmniejsza nieco ryzyko.

 

4. … i jeszcze raz kontroluj

Sprawdź, czy dany podmiot nie znajduje się na liście ostrzeżeń KNF lub innej, analogicznej organizacji.

 

5. Egzotyczne kraje? Nie, dziękuję.

Unikaj wpłacania pieniędzy brokerom zarejestrowanym gdzieś w egzotycznych rajach podatkowych, gdzie tak naprawdę nie wiadomo, kto za tym wszystkim stoi. Ryzyko jest tutaj stosunkowo duże, a droga do odzyskania pieniędzy mocno utrudniona.

 

6. Umowa to podstawa!

Poproś o podesłanie wzoru umowy w języku polskim, ewentualnie o wskazanie w linku takiej umowy. Jeśli broker unika tematu lub podsyła umowę napisaną w języku obcym, to masz już jeden ze wskaźników podwyższonego ryzyka.

 

7. Inwestuj rozsądnie, nie szalej z kwotami!

No i wreszcie absolutnie podstawowa rzecz: jeśli nie masz doświadczenia w tego typu inwestycjach, to zainwestuj tylko tyle, ile możesz stracić bez wielkiego bólu. W żadnym przypadku nie zapożyczaj się i nie wpłacaj brokerowi wszystkich swoich oszczędności!

 

To zaledwie 7 prostych kroków, jakie powinni zrobić początkujący inwestorzy zanim zdecydują się wpłacić pieniądze brokerowi. Przedsięwzięcie tak prostych środków ostrożności nie wymaga wielkiego wysiłku, a potrafi uratować przysłowiowe cztery litery (czy też może bardziej pieniądze). Stałym Czytelnikom mojego bloga nie muszę tego tłumaczyć, ale nowi mogą to sobie śmiało wziąć do serca – po prostu uważajcie i nie dajcie się złapać naciągaczom!

Zdjęcie ilustrujące wpis jest poglądowe! Osoby, rzeczy lub sytuacje przedstawione na zdjęciu NIE mają bezpośredniego związku z treścią niniejszego wpisu!