Oszustwa kredytowe – jeden ze schematów stosowanych przez zorganizowane grupy przestępcze

W mediach stosunkowo często pojawiają się doniesienia o namierzeniu kolejnej grupy przestępczej zajmującej się wyłudzeniami kredytowymi. Czytając takie newsy można odnieść wrażenie, że to wszystko polega głównie na znalezieniu pierwszego lepszego słupa, wyrobieniu mu fałszywych dokumentów, no a potem wypuszczeniu go do banku na zasadzie „albo przejdzie, albo nie przejdzie”. Tymczasem w rzeczywistości funkcjonują jeszcze inne schematy – dziś przybliżę jeden z nich, oparty o wykorzystanie zwykłych osób fizycznych.

 

Faza 1: przygotowania, czyli budowanie wiarygodności kredytowej figuranta / słupa

 

Namierzamy cel

Pierwszym etapem jest znalezienie figuranta (inaczej słupa) – niezadłużonego (nie może widnieć w BIK itp.), najlepiej w wieku powyżej 25 lat. Wbrew pozorom nie jest to łatwe zadanie, ale jeśli już znajdzie się odpowiedni kandydat (rzadziej kandydatka), to zaczyna pracę w „zaprzyjaźnionej” firmie, zwykle w oparciu o umowę o pracę na czas nieokreślony. Dlaczego przestępcy bawią się w rzeczywiste zatrudnianie i opłacanie składek…? Chociażby dlatego, że w ten sposób minimalizuje się ryzyko zatrzymania figuranta już w banku, co zdarza się dość często w sytuacji posługiwania się sfałszowanymi dokumentami. No, a poza tym zaświadczenie z ZUS o podstawie opłacanych składek wygląda dobrze we wniosku (choć nie jest obligatoryjne).

 

Fikcyjne zatrudnienie figuranta

Następna rzecz: figuranta niekiedy przyjmuje „do pracy” przedsiębiorstwo normalnie działające już od lat, ale bywa także, że jakaś w miarę nowa spółka założona do podobnych celów lub pozostała np. po kombinacjach z VAT-em (tzw. bufory w niektórych schematach). W każdym razie taka firma jest kontrolowana przez kogoś będącego wspólnikiem organizatorów procederu, ale figurantowi oczywiście nie mówi się o tym wprost.

A czy figurant rzeczywiście pracuje w takiej spółce, czy może tylko widnieje w papierach…?

Ja osobiście nie słyszałem o pierwszym z tych przypadków, co oczywiście nie oznacza, że takie sytuacje nie miały miejsca. Co dość istotne, na ogół nie wystawia się więcej niż jednego figuranta na normalnie działającą firmę – taki krok mógłby oznaczać jej „spalenie” i skierowanie zainteresowania śledczych na osobę właściciela. W przypadku spółek przeznaczonych typowo pod wyłudzenia kredytów, może to być kilku figurantów, ale też nie za wielu.

 

Budujemy zdolność kredytową słupa

Dalej mamy tzw. okres inkubacji, czyli budowania zdolności kredytowej figuranta. W wersji minimum trwa to około 6 miesięcy – prawdopodobnie o wiele rzadziej spotyka się wersję, w której przestępcy czekają aż 12 miesięcy (choć słyszałem o takich przypadkach). To w znanych mi przypadkach – mogłoby być nieco krócej, gdyby figurant miał już zbudowaną historię kredytową (np. 3 miesiące). W każdym razie w tym okresie opłaca się normalnie wszelkie składki i podatki za figuranta – spotyka się tutaj kwoty rzędu 5 – 6 tys. PLN miesięcznie (lub więcej) + niekiedy jakaś tam niska „pensja bieżąca”, aby podtrzymać motywację przyszłego kredytobiorcy.

Ile trzeba zainwestować w słupa?

Jak więc łatwo obliczyć, jeden figurant oznacza inwestycję rzędu od 30 tys. PLN wzwyż. W przypadku dłuższej wersji (12 miesięcy) czasem na figuranta brane są mniejsze kredyty, gdzie albo mamy umowy na krótkie okresy (np. na 3 miesiące), albo kredyty te są spłacane przedterminowo. Takie zagranie oczywiście ma służyć podbiciu scoringu. Istotne jest tutaj to, aby zdążyć ze spłatą najpóźniej pół roku przed „podejściem” pod finalne kredyty – inaczej informacje o tym fakcie mogą nie pojawić się w bazie na czas, więc i ocena zdolności kredytowej nie wzrośnie.


Faza 2: realizacja, czyli wzięcie kredytów przez figuranta / słupa

W odpowiednim momencie figurant bierze kredyty w kilku bankach w ciągu 1 – 3 dni – w grę wchodzi okres od poniedziałku do piątku, ponieważ w soboty analitycy zwykle nie pracują, a przetrzymanie wniosku np. do poniedziałku mogłoby zdemaskować cały proces przed wzięciem ostatniego kredytu. Kluczem do sukcesu jest tutaj fakt, że banki w Polsce nie wdrożyły jeszcze na tyle zaawansowanego systemu, w którym wymiana informacji międzybankowych przebiegałaby odpowiednio szybko. W konsekwencji możliwe więc jest, aby jedna osoba w krótkim czasie zaciągnęła w wielu bankach zobowiązania znacznie przekraczające jej rzeczywistą (czy też wykreowaną) zdolność kredytową.

Na jakie zyski mogą liczyć grupy przestępcze?

Ile można nabrać kredytu w opisywanej konfiguracji…? Cóż, to zależy od wielu czynników – w opisywanej tu wersji z 6-miesięczną „inkubacją” może to być np. po 50 – 80 tys. PLN w 3 – 4 bankach, więc łatwo sobie policzyć. Oczywiście od tego należy odliczyć koszty „inkubacji”, wynagrodzenie figuranta oraz inne wydatki (np. „działka” dla właściciela firmy zatrudniającej). Jednak koniec końców stopa zwrotu zainwestowanego kapitału i tak wynosi kilkaset % – całkiem nieźle, jak na kilka miesięcy i poziom ryzyka…

 

W skrajnych przypadkach wynagrodzenie słupa może wynieść tyle, ile na zdjęciu. W dużej części przypadków dostają oni jednak 10 – 20% od kwoty zobowiązań zaciągniętych na ich konto, czasem więcej. 

 

Faza 3: minimalizowanie zakresu odpowiedzialności karnej figuranta / słupa

Tutaj zasadniczo spotykamy dwa różne podejścia. Pierwsze z nich to takie: niech się dzieje co chce, tzn. niech się figurant martwi. Jest to spotykane zwłaszcza w przypadku tych spółek zatrudniających, których prezesi sami są figurantami. W takiej konfiguracji przestępcy mogą być np. w fazie likwidowania danej struktury, więc niespecjalnie interesuje ich to, czy coś się „zawali”, czy nie.

 

Plan spłaty (częściowej) zadłużenia

Drugie podejście jest bardziej asekuracyjne, ponieważ podejmuje się przeróżne działania mające na celu zminimalizowanie odpowiedzialności karnej figuranta. I tutaj pierwsza i najważniejsza rzecz: należy spłacić przynajmniej kilka rat z każdego kredytu, aby w miarę możliwości oddalić od figuranta widmo postawienia mu zarzutów oszustwa w typie podstawowym ujętego w art. 286 k.k., a w większości przypadków przynajmniej spowodować, że sąd spojrzy na to wszystko łaskawszym okiem.

Uwaga! Samo niespłacenie zobowiązania to jeszcze nie przestępstwo!

Niektórym może się to wydać dziwne, ale sam fakt niespłacania zobowiązań nie oznacza automatycznie oszustwa w rozumieniu  przytoczonego przed chwilą artykułu – tutaj jeszcze trzeba udowodnić z góry powzięty zamiar niepłacenia. Koniecznym jest zatem wykazanie, że w chwili zawierania umowy kredytowej sprawca (w naszym przypadku będzie to figurant) działał z zamiarem doprowadzenia banku do niekorzystnego rozporządzenia mieniem. No i z samego faktu posługiwania się dokumentami poświadczającymi nieprawdę (lub np. podrobionymi) nie sposób tego domniemywać. Gorzej dla naszego figuranta, gdy sąd dojdzie chociażby do wniosku, że sytuacja majątkowa sprawcy już w momencie brania kredytów była taka, iż z całą pewnością powinien on wiedzieć, że jednak nie da rady ich spłacić – i to jest całkiem prawdopodobny scenariusz.

 

Wyreżyserowane zwolnienie z pracy

Co dalej? Figurant jest zwalniany z pracy, często za jakieś „wyreżyserowane” przewinienie, jak np. pojawienie się w firmie pod wpływem alkoholu. Zaraz po zwolnieniu przestaje oczywiście spłacać swoje zobowiązania, no i wtedy zaczyna się problem… Kiedy wychodzi na jaw, że figurant sfałszował oświadczenia we wnioskach kredytowych, może pójść zawiadomienie o możliwości popełnienia tzw. oszustwa kredytowego z art. 297 k.k., zwykle również ze wspomnianego art. 286 k.k. Raczej bezsporne będzie tutaj przestępstwo ujęte w §1 art. 297 k.k., czyli dostarczenie bankom nierzetelnego, pisemnego oświadczenia dotyczącego okoliczności o istotnym znaczeniu dla uzyskania wsparcia finansowego.

Co się kryje pod określeniem z poprzedniego zdania…?

Przykładowo podanie nieprawdziwych danych w rubryce dotyczącej już istniejących zobowiązań – figurant w trakcie brania kolejnych kredytów zwyczajnie zataja informacje o tym, że dopiero co podpisał inne umowy (w przeciwnym przypadku nie dostałby tylu kredytów). Bardzo ciężko byłoby tutaj uniknąć odpowiedzialności karnej za ten konkretny czyn, ponieważ jest to przestępstwo formalne, tzn. niezależne od wywołanych skutków. Ok, teoretycznie w grę mógłby wchodzić czynny żal lub dobrowolne naprawienie szkody w całości, ewentualnie w znacznej części, co skutkować by mogło nadzwyczajnym złagodzeniem kary. Jednak taka opcja w sytuacjach podobnych do dziś opisywanej praktycznie nie występuje.

 

Właściwe zeznania figuranta kluczem do sukcesu?

Dobrze więc, a co z pieniędzmi, tzn. w jaki sposób figurant ma się tłumaczyć z ich braku, aby nie wyglądało to na ewidentne wyłudzenie…? Ciekawym wariantem jest zaserwowanie „legendy”, jakoby nasz kredytobiorca sam padł ofiarą oszustwa i dlatego nie ma środków na spłatę.

 

A oto i przykładowe zeznania w wersji uproszczonej:

Przed wzięciem kredytów w barze X spotkałem M., który zaproponował mi wspólny biznes w postaci sprowadzania używanych aut z Niemiec – miał podobno doskonałe dojścia do jakichś aukcji komorniczych. Zaryzykowałem i zgodziłem się dać mu 10 tys. PLN, za które sprowadził Volkswagena Passata. Auto zarejestrowałem na siebie, co można sprawdzić w Wydziale Komunikacji w P., a następnie sprzedałem z zyskiem. Niedługo po tym interesie M. odezwał się do mnie znowu, mówiąc, że właśnie trafia się super okazja zakupu aut od jakiejś upadającej firmy i trzeba na to 400 tys. PLN, a zarobi się spokojnie drugie tyle. Tzn. on miał dać 200 tys. PLN i ja też 200 tys. PLN – zabezpieczone umową i wekslem. Zaufałem mu, bo z pierwszym biznesem dobrze nam poszło, ale odpowiedziałem, że praktycznie nie mam oszczędności, a moja zdolność kredytowa to jakieś 80 tys. PLN, więcej nie dostanę. M. powiedział jednak, że ma kuzyna pracującego w banku i on znajdzie jakieś rozwiązanie. Po kilku dniach M. znowu zadzwonił i powiedział, że trzeba wziąć kredyt w kilku bankach na raz i on to zorganizuje. No i żebym się nie przejmował, bo jak będę spłacał, to nikt nie będzie mnie ścigał. Wziąłem więc te kredyty i przekazałem większą część pieniędzy M., podpisując przy tym umowę. Niestety, M. zniknął z pieniędzmi, a co gorsza okazało się, że przedstawił mi fałszywy dowód osobisty, więc nie jestem w stanie podać jego prawdziwego imienia i nazwiska – jedynie rysopis. Kredyty spłacałem, dopóki miałem z czego, ale z tego stresu zacząłem pić no i tak wyszło, że straciłem pracę…

 

Dobra historia to podstawa zeznań

I tak właśnie mogłaby wyglądać „legenda” mającą przekonać sąd, że nasz figurant jest tutaj pokrzywdzonym – jeśli ktoś czytał uważnie, to wyłapał też fakt, że opowieść ta miała częściowe potwierdzenie w urzędowych papierach (rejestracja sprowadzonego Passata na figuranta). Z dość oczywistych względów nie będę tutaj pisał, czy dokładnie takie tłumaczenie, poparte „passatowym” dowodem, by wystarczyło, czy może jednak nie i sędzia uznałby je za niewiarygodne… Poza tym w grę wchodzą jeszcze inne elementy, jak chociażby wspomniana ocena możliwości spłacania kredytu przez figuranta, dokonana według stanu na dzień zaciągnięcia zobowiązań. Generalnie jednak wszystko zmierza ku temu, aby sąd uznał, że nasz figurant nie zasługuje na bardzo surowe potraktowanie i wymierzył mu karę z dolnych widełek ustawowych. Co to oznacza…? Np. rok lub dwa w zawieszeniu + oczywiście kasa do oddania (ciężki temat w przypadku słupa). I jest to poziom ryzyka, o którym figurant najczęściej wie i na który przystaje.

 

Przestępcy niekiedy zapewniają swoim slupom ochronę prawną już po „wysypaniu się” schematu. 

 

Skąd w ogóle biorą się figuranci / słupy?

Powiem tak: wydaje się ciężkie do uwierzenia, że normalnie myślący człowiek decyduje się nabrać na siebie kredytów i otrzymać z tego max 1/3 kasy (nie słyszałem o większych stawkach dla figurantów, a raczej o mniejszych), a do tego jeszcze popełnić przestępstwo poświadczenia nieprawdy w dokumentach. Zawsze jednak znajdzie się jakaś jednostka, która postępuje absolutnie nieracjonalnie i przestępcy to po prostu wykorzystują. Odnośnie samego procesu pozyskiwania chętnych, to nie ma tutaj żadnej reguły, jednak najłatwiejsza wydaje się droga na zasadzie „znajomy znajomego, który zna…” itp.  Jako ciekawostkę dodam jeszcze, że ostatnio podobno mami się figurantów wizją łatwej upadłości konsumenckiej (niedawno nastąpiła nowelizacja przepisów w tym temacie). Ba, niektórzy przestępcy dają im nawet „ekstra pieniądze” na przeprowadzenie takiej procedury.

 

Skąd przestępcy czerpią wiedzę dotyczącą procedur bankowych?

To akurat jest proste: od pracowników banków. U nas w Polsce bankowcy na niższych szczeblach zarabiają kiepsko, a do tego normy sprzedaży kredytów są mocno wyśrubowane i ciężko jest o premie. A skoro tak, to wizja dorobienia sobie w niezbyt legalny sposób jest dla wielu nadzwyczaj kusząca. Taki „odwrócony” bankowiec doskonale wie, jak wypełnić wniosek, aby uzyskać wysokie prawdopodobieństwo udzielenia kredytu danemu klientowi, a przy dopięciu dealu dostaje nie tylko prowizję od banku, ale często również od przestępców. Bywa również, że jakiś przestępca podrywa dziewczynę pracującą w banku, a ta chcąc pomóc ukochanemu godzi się podpowiedzieć mu to i owo. No i dzięki tym prostym zależnościom kredytowy biznes się kręci…

 

Kilka słów na zakończenie

Ciężko jest oszacować, ile przypadków podobnych oszustw występuje w skali kraju, ponieważ część z nich nie musi być wcale zgłaszana (w przeciwieństwie do oszustw opartych o ordynarne fałszerstwa dokumentów). Co więcej, zgłoszenie wcale nie musiałoby pójść, gdyby przestępcy np. ograniczyli się do wzięcia jednego kredytu (co jednak byłoby mało opłacalne). Na koniec dodam, że są tacy, którzy głoszą tezę jakoby oszustwa kredytowe w zasadzie odeszły już w przeszłość i że dzisiaj są ciekawsze metody na pozyskanie gotówki w sektorze finansowym, jak chociażby faktoring (o nim też zapewne wkrótce napiszę). Jednak moim skromnym zdaniem era kredytów branych na figurantów jeszcze nie minęła – w końcu przecież jeśli to dobrze poukładać, to ryzyko jest relatywnie małe, a zysk całkiem spory… ???? EDIT: pod koniec 2019 roku powstał drugi wpis dotyczący wyłudzeń kredytów – możecie go przeczytać tutaj.

Potrzebujesz kredytu firmowego…?

A tak trochę z innej beczki: jeśli ktoś z Was akurat poszukuje finansowania dla firmy, gdzie np. prezes spółki ma kiepski BIK lub występują inne problemy, to możecie śmiało pisać: kontakt@bialekolnierzyki.com – możliwe, że będę w stanie pomóc. 

No a tak informacyjnie jeszcze dodam, że od 2020 roku włączyłem komentarze na blogu, więc jeśli ktoś ma ochotę się wypowiedzieć, to zapraszam! ⬇️

Zdjęcie ilustrujące wpis jest poglądowe! Osoby, rzeczy lub sytuacje przedstawione na zdjęciu NIE mają bezpośredniego związku z treścią niniejszego wpisu!

 

Eurofighter: 29019 Euro za zwykłą nakrętkę typu self-locking

Dzisiejszy wpis będzie poświęcony białym kołnierzykom na najwyższym poziomie (lub też może bardziej pułapie). Opowieść tę rozpocznę od następującego faktu: jest rzeczą powszechnie znaną, że eksploatacja nowoczesnych samolotów bojowych nie należy do tanich. Jednak nawet tutaj są pewne granice, powyżej których odlatujemy już w rejony absurdu – i to właśnie miało miejsce w Austrii, całkiem niedawno zresztą. No, ale po kolei… ????

 

Austriacy zamawiają Eurofightery, czyli pierwszy akt dramatu ???????? 

Jest rok 2003: Austria podpisuje kontrakt o wartości ok. 2 miliardów Euro, opiewający na dostawę 18 sztuk myśliwców Eurofighter Typhoon. Producentem maszyn jest holding Eurofighter Jagdflugzeug GmbH, w ramach którego w tamtym okresie współpracowały ze sobą Alenia Aeuronautica, BAE Systems oraz EADS (Airbus Group).

Entuzjazm zamawiających szybko jednak opada, gdyż problemy techniczne zaczynają się właściwie już podczas dostaw, a z czasem awarie uziemiające maszyny powodują, że w austriackich mediach pojawiają się określenia typu „latający złom”. Prawdziwy szok przychodzi jednak w momencie zamawiania części zamiennych. I tutaj kilka przykładów:

– tytułowe 29 091 Euro za 1 sztukę nakrętki samozabezpieczającej o średnicy 1,5 cm,

– gumowa uszczelka o średnicy 9 cm: 14 554 Euro / sztuka,

– 110 podkładek metalowych o średnicy 4 cm: 123 757 Euro.

Sporo, przyznacie chyba.

 

Co się stało dalej?

Oczywiście wkurzeni Austriacy złożyli reklamacje, w wyniku których podane ceny zostały mocno obniżone – jednak niesmak pozostał. Do tego po czasie okazało się jeszcze, że silniki Eurofighterów będą wymagały wymiany już po niecałych 10 latach, co radykalnie wpłynęło na koszty eksploatacji. A te ostatnie były nadzwyczaj wysokie: jedna godzina lotu austriackiego Eurofightera kosztowała bowiem aż 70 000 Euro! Dla porównania: szacowany koszt 1h lotu szwedzkiego myśliwca Gripen w zbliżonym okresie wynosił zaledwie 4700 USD. Różnica kolosalna – no, ale Gripen (posiadający zresztą zbliżone możliwości bojowe) został zaprojektowany z myślą o niskich kosztach eksploatacji, a nie o drenowaniu kieszeni nabywców.

 

Nie muszę chyba tłumaczyć, co znajduje się na tym zdjęciu… ????

 

Ponad 100 milionów Euro łapówek (?) i niejasny program offsetowy

Zacznę tutaj od tego, że w związku z kontraktem producenci Eurofightera zdecydowali się na pewną odmianę offsetu opiewającego na kwotę ok. 4 miliardów Euro, co było naprawdę dobrą ofertą. Zwykle offset wynosi bowiem +- wartość zamówienia, a tu proszę, 2 x więcej! Cały deal polegał na tym, że EADS miał załatwić lukratywne kontrakty dla austriackich firm według następującego schematu:

– EADS inicjował kontrakt zagraniczny dla jakiejś austriackiej firmy,

– zagraniczna firma, będąca zamawiającym, potwierdzała austriackiemu ministerstwu, że dokonała zamówienia w Austrii właśnie dzięki EADS,

– EADS wpisywał wartość tego kontraktu do „puli offsetowej”, a następnie wypłacał prowizję zamawiającej firmie zagranicznej.

 

Widzicie tutaj pole do korupcji i nadużyć…?

No to tak: teoretycznie byłaby możliwa sytuacja, w której EADS wypłacałoby wspomnianym zagranicznym kupcom prowizje będące w rzeczywistości łapówkami. Przykład: przedsiębiorstwo X z Włoch rozważa zakup sprzętu za 10 milionów Euro w kilku europejskich firmach – w tym również w austriackiej firmie Y. EADS chce zmotywować tę pierwszą firmę do wyboru austriackiego kierunku, więc wypłaca np. 100 000 Euro „bonusu” decyzyjnym managerom z X w przypadku finalizacji tego kontraktu. Tym sposobem kolejna część umowy offsetowej zostaje zrealizowana, a pieniądze wydane na łapówki i tak odzyska się np. dzięki nadzwyczaj wysokim cenom części (patrz: nakrętki za ponad 20 tys. Euro / sztuka). W każdym razie w opisywanym przypadku transakcji była cała masa: a to włoska firma papiernicza Sofidel zamówiła w Austrii maszyny za 28,3 miliona Euro, a to Ferrari kupiło trochę części… Nie wiadomo, ile z podobnych deali offsetowych było nielegalnie ustawionych – być może żaden, być może kilka… Scenariusz z takim „napędzaniem zamówień” można jednak przyjąć za możliwy zważywszy na fakt, że „pieniądze pod stołem” prawdopodobnie przewijały się już przy samym składaniu zamówienia na austriackie Eurofightery.

 

Eurofighter w barwach RAF. Źródło: Wikipedia

 

Jak gruba była tutaj „koperta”?

Przejdźmy teraz do kwoty wręczanych łapówek: 111,5 miliona Euro, według oficjalnych szacunków. Biorąc pod uwagę wartość całego zamówienia na austriackie Eurofightery, jest to realna, rynkowa wycena. Jak wręczano tę kasę…? Zgodnie z informacjami śledczych zastosowano tutaj schemat, w którym część transakcji offsetowych miała być „przepuszczana” przez rozmaite firmy-krzaki, a pieniądze następnie transferowane do innych firm zarejestrowanych min. na Cyprze czy Isle of Man, a także do fundacji z Liechtensteinu. Cel: stworzenie mało przejrzystej struktury, która umożliwiłaby wypłaty łapówek dla polityków odpowiedzialnych za zamówienie oraz, być może, także dla managerów firm składających „offsetowe” zamówienia w Austrii.

Po co takie kombinacje…?

A więc po pierwsze: nawet w przypadku tak dużej firmy, jak EADS, nie można tak po protu wypłacić z konta ponad 100 milionów Euro, a potem zapakować do furgonetki i zawieźć do odbiorców! Tzn. można, ale jeśli nie chcemy potem mieć problemów, to w papierach i bilansach wszystko musi mieć swoje uzasadnienie.

Po drugie: przyjmujący łapówki też woleliby zapewne, aby ta lewa kasa została w jakiś tam sposób wprowadzona do normalnego obiegu bankowego, a nie przywieziona w walizce. A skoro tak, to powstała sieć offshore’owych spółek, które miały np. świadczyć rozmaite usługi konsultingowe będące podstawą do wypłat. Można? Można!

 

Dekonspiracja

Dodam jeszcze, że cała sprawa ze spółkami-krzakami „wysypała” się w dość ciekawych okolicznościach. Otóż pewnego pięknego dnia włoska policja aresztowała Gianfranco Lande, którego oskarżono o liczne przekręty finansowe. Będąc w tzw. ferworze walki oszukał on także kalabryjską mafię, a ponieważ jej członkowie słyną z dość brutalnego systemu windykacji, to Gianfranco miał niezłą motywację do podjęcia współpracy z organami ścigania. No i w zamian za ochronę powiedział śledczym, że na zlecenie dużej korporacji z Niemiec stworzył sieć spółek, wykorzystywanych do transferów pieniędzy. Wskazał również osoby z EADS, z którymi się kontaktował w tej sprawie. Po takich rewelacjach międzynarodowe śledztwo było już tylko kwestią czasu…

 

Gianfranco Lande po zatrzymaniu. Źródło: Corierre Della Sera

 

Kilka słów refleksji na koniec

Z całej tej austriackiej akcji można wyciągnąć dość trywialny wniosek: jeśli już zamierzasz kombinować przy przetargu, to zadbaj o to, aby cała historia była jak najmniej medialna.

To, co teraz napiszę, można potraktować z tzw. przymrużeniem oka, ale moim zdaniem popełniono tutaj błąd dając na fakturach tak absurdalnie wysokie ceny za proste elementy. Austriackie media dzięki temu mogły bowiem zaserwować jasny przekaz: Każą nam płacić ponad 29 000 Euro za jedną głupią nakrętkę! Tak chce nas oszukać konsorcjum produkujące Eurofightera! I każdy przeciętny Austriak był sobie w stanie taką nakrętkę wyobrazić oraz porównać z tym, ile zapłaciłby za nią w sklepie (zapewne nie więcej, niż kilka Eurocentów). No i to do ludzi trafiało i budziło oburzenie –podobnie jak nasze słynne ośmiorniczki, które stały się legendą i podstawą do licznych opowieści na temat afery podsłuchowej. Gdyby więc koszty związane z eksploatacją samolotów zostały zafakturowane w inny, bardziej rozsądny sposób (np. ujęte jako pakiet remontowo – rozwojowy, w miarę możliwości rzecz jasna), to nie byłoby takiego pięknego punktu zaczepienia. Większość osób nie umie bowiem „pracować” na dużych liczbach i kradzież 100 milionów Euro w związku z jakimiś tam „usługami consultingowymi i rozwojowymi” wzbudzi w nich mniejsze poruszenie, niż jedna podkładka za kilkanaście tys. Euro. Poza tym o tej podkładce ludzie będą w stanie bez problemu opowiedzieć np. kumplom z pracy – i to tak, żeby ci też zrozumieli. Opisywanie zawiłości przekrętów „białych kołnierzyków” w wielomilionowej skali bez jasnego punktu odniesienia nie jest już natomiast takie proste = mniej osób o tym rozmawia, no i media aż tak nie szaleją, bo to się zwyczajnie słabiej klika.

W każdym razie podczas pisania przyszło mi do głowy jedno pytanie: czy kiedyś wypłyną dane dotyczące rzeczywistych kosztów eksploatacji zamówionych niedawno przez Polskę samolotów F-35 (o ile rzeczywiście je otrzymamy)…? Nie wiem, ale szczerze mówiąc byłbym dość zdziwiony, gdyby w tych ewentualnych przeciekach pojawiły się tak absurdalne ceny za części, jak przedstawione powyżej. Cóż, w końcu z tej całej afery z Eurofighterem oraz z naszych drogich ośmiorniczek można się przecież co nieco nauczyć… ????

Zdjęcie ilustrujące wpis jest poglądowe! Osoby, rzeczy lub sytuacje przedstawione na zdjęciu NIE mają bezpośredniego związku z treścią niniejszego wpisu!

Jak mądrze spłacić długi nie tracąc nieruchomości – kredyt hipoteczny

Dziś będzie wpis nieco bardziej poradnikowy, bez elementów sensacyjnych. Temat: antywindykacja, a konkretnie coś dla osób, które mają problemy ze spłatą kredytów hipotecznych i otrzymały wezwanie do zapłaty od funduszu sekurytyzacyjnego. Dramat…? Niekoniecznie, ponieważ niejednokrotnie można spłacić mniej, niż wynosi wartość nieruchomości, a mimo to uwolnić się od długów i uniknąć licytacji komorniczej! No, ale po kolei….

 

Fundusz sekurytyzacyjny wkracza do akcji

Typowy schemat: na początku pojawiają się problemy ze spłatą kredytu, spowodowane np. utratą dobrze płatnej pracy, bankructwem firmy, czasami chorobą… Cóż, przykre, ale się zdarza. Niestety, gdy nie ma z czego regulować rat i stan taki się przedłuża, to bank może sprzedać nasz dług w pakiecie z innymi wierzytelnościami funduszowi sekurytyzacyjnemu. Za ile? Konkretne kwoty są oczywiście objęte tajemnicą, ale doświadczenie branżowe wskazuje, że zazwyczaj będzie to w okolicach 30% wartości początkowej kredytu. No a dalej jest jeszcze mniej przyjemnie, gdyż pewnego dnia dostajemy wezwanie od wspomnianego funduszu, który domaga się zapłaty całej kwoty zadłużenia – łącznie z odsetkami. Dodatkowym straszakiem jest tutaj następująca informacja: zabezpieczeniem roszczeń jest hipoteka ustanowiona na nieruchomości, więc jeśli Pan/Pani nie zapłaci, to będzie licytacja komornicza…

 

Jak uniknąć zlicytowania nieruchomości przez komornika – przykład praktyczny

Przy niezbyt wesołej perspektywie spotkania z komornikiem należy pamiętać o jednym: zawsze należy poszukać wyjścia z sytuacji. Wiem, banał, ale akurat w przypadku długów sprawdza się doskonale. Bierność i „metoda strusia”, czyli chowanie głowy w piasek, praktycznie zawsze kończy się bowiem katastrofą, ponieważ długi nie znikają ot tak. Co więc pozostaje…? Próba wynegocjowania ugody, najlepiej przy pomocy kogoś, kto naprawdę zna się na antywindykacji. Poniżej konkretny przykład, czego można dokonać, jeśli weźmie się za temat jak należy.

Pan Nowakowski (nazwisko zmienione) wziął kredyt we frankach na zakup nieruchomości wartej ok. 500 tys. PLN. Niestety, popadł w przejściowe trudności finansowe i w związku z tym nie był w stanie płacić rat. Bank sprzedał jego dług jednemu z funduszy sekurytyzacyjnych, który wystawił Panu Nowakowskiemu następujący rachunek:

– kwota główna należności: ok. 460 tys. PLN

– kwota odsetek i kosztów: ok 320 tys. PLN

Razem: 780 tys. PLN. Jeśli doszłoby do komorniczej licytacji nieruchomości, to najprawdopodobniej poszłaby ona za niewiele więcej, niż ¾ kwoty jej oszacowania, czyli za jakieś 380 tys. PLN. Jak łatwo obliczyć, zostałoby tu jeszcze ok. 400 tys. PLN do spłacenia, a Pan Nowakowski praktycznie znalazłby się na bruku. Krótko mówiąc dramat, ale… Ale na szczęście udało się uniknąć takiego scenariusza! Do akcji wkroczyli bowiem specjaliści od antywindykacji, którzy uzyskali następującą ugodę:

– Pan Nowakowski zobligował się do wpłaty zamykającej na poziomie 260 tys. PLN, które pozyskał biorąc po prostu nowy kredyt (choć mógł te pieniądze zdobyć także w inny sposób, np. pożyczając od rodziny).

– Fundusz sekurytyzacyjny zgodził się na prolongatę terminu zamknięcia tematu do czasu zdobycia przez Pana Nowakowskiego finansowania, a co więcej wystawił także promesę, jakiej potrzebował bank!

Efekty: zredukowanie długu o ponad 500 tys. PLN (oczywiście były też koszty obsługi prawnej, nieduży % od wartości wierzytelności) oraz zachowanie nieruchomości przez Pana Nowakowskiego. Do tego spłaca on nowy kredyt na spokojnie, bez wiszącego nad głową „miecza” w postaci możliwości wszczęcia egzekucji. Można wręcz powiedzieć, że bohater tej opowieści zrobił całkiem dobry deal… A fundusz sekurytyzacyjny? On również nie był stratny, zapewniam, a nawet cieszył się z szybkiego odzyskania zainwestowanych środków. Czyli mieliśmy zakończenie win – win.

 

Co w sytuacji, gdy brakuje pieniędzy na jednorazową spłatę zadłużenia…?

Tutaj jest już nieco trudniej, nie ma co ukrywać. Nadal jest jednak szansa na uzyskanie dobrej ugody, ale wiele zależy od następujących rzeczy:

  1. Czy dany fundusz sekurytyzacyjny jest jedynym dużym wierzycielem – jeśli tak, to nie jest źle, ale jeśli wierzycieli jest więcej, to trzeba opracować nieco mniej standardowe rozwiązania.
  2. Czy dany dłużnik może pozwolić sobie na wysoką jednorazową spłatę – przynajmniej +- 50% wartości ugody. Zasada jest prosta: im więcej zapłaci się na początku i im krótszy będzie okres spłaty pozostałej części długu, tym lepsze warunki można uzyskać.

W takiej sytuacji również można sporo ugrać i zachować nieruchomość. Ok, może i redukcja zadłużenia nie będzie aż tak spektakularna, jak w opisanym powyżej przypadku Pana Nowakowskiego, jednak uzyskanie kilkudziesięciu % „rabatu” + dogodny harmonogram spłaty to i tak jest więcej, niż wielu dłużników może sobie wymarzyć.

 

Sytuacja najtrudniejsza: trzeba sprzedać nieruchomość

Niestety, czasami bywa i tak, że nie ma pieniędzy na żadne spłaty i trzeba sprzedać nieruchomość. Wbrew pozorom także tutaj da się sporo ugrać – przykładem będzie historia Pana Wiśniewskiego.

Pan Wiśniewski odwlekał egzekucję przez dłuższy czas, aż wreszcie dostał wezwanie do zapłaty od funduszu sekurytyzacyjnego. Ponieważ nie miał z czego spłacić długu, więc zdecydował się na skorzystanie ze wsparcia antywindykacyjnego. Pierwszą i kluczową rzeczą, jaką udało się tutaj osiągnąć, było uzyskanie możliwości sprzedaży nieruchomości z tzw. wolnej ręki, czyli bez licytacji komorniczej (która zawsze generuje zbędne koszty). Pojawił się tu jednak pewien problem: ciężko było zbyć tę nieruchomość w całości i w zasadzie pozostawała sprzedaż kilkuetapowa. Na szczęście w drodze negocjacji udało się porozumieć z funduszem sekurytyzacyjnym, który dał Panu Wiśniewskiemu kilka miesięcy na załatwienie tematu. Nieruchomość została sprzedana, a przy okazji udało się uzyskać kilka istotnych kwestii:

– już na wstępie, w drodze negocjacji, nastąpiła redukcja zadłużenia o 50 tys. PLN,

– Pan Wiśniewski po sprzedaży nieruchomości zachował rezerwę finansową pozwalającą mu na zakup mniejszego lokum,

– dług został całkowicie spłacony = święty spokój.

Alternatywą była tutaj spłata długu w pełnej wysokości i licytacja komornicza, co skończyłoby się o wiele gorzej dla Pana Wiśniewskiego, gdyż wtedy nie mógłby sobie pozwolić nawet na zakup małego mieszkania. Oczywiście, termin takiej licytacji można było odwlekać – pisałem o tym w jednym z wcześniejszych wpisów. Pytanie jednak, czy lepiej jest odsuwać problem w czasie, czy po prostu go rozwiązać…?

 

Jeśli potrzebujesz pomocy…

Jak więc widać, istnieje kilka ciekawych opcji wyjścia nawet z bardzo trudnych sytuacji związanych z zadłużeniem nieruchomości. Ważne, aby zacząć działać możliwie najszybciej – najlepiej zanim do akcji wkroczy komornik. Można wtedy uzyskać umorzenie znacznej części długu, często zachować nieruchomość, a już na pewno liczyć na dogodne warunki spłaty i odzyskać wreszcie spokój. Jednak taką walkę należy powierzyć doświadczonym profesjonalistom z odpowiednimi uprawnieniami – jeśli ktoś jest zainteresowany, to podaję maila: kontakt@bialekolnierzyki.com

 

Uwaga! Ruszyliśmy z nową inicjatywą!

W dniu 23 lipca uruchomiliśmy zapisy na unikalny kurs Skuteczne Zabezpieczenie Nieruchomości! Jest to megaprzydatna porcja wiedzy, którą powinien poznać KAŻDY, kto chce zabezpieczyć swój majątek tak, aby w razie niepowodzenia w biznesie nie stracić owoców swej wieloletniej pracy.

Co znajdziesz w naszym kursie:

  • Zestaw skutecznych rozwiązań opracowanych przez doświadczonych praktyków z branży nieruchomości oraz najlepszych prawników.
  • Forma indywidualnej konsultacji, podczas której możesz zadawać pytania + pełen zestaw informacji w formie pisemnej.
  • Indywidualny Plan Zabezpieczający, ułożony specjalnie dla Ciebie i dostosowany do Twoich potrzeb oraz oczekiwań.

Link do dedykowanej strony z informacjami odnośnie kursu znajdziesz TUTAJ

Zdjęcie ilustrujące wpis jest poglądowe! Osoby, rzeczy lub sytuacje przedstawione na zdjęciu NIE mają bezpośredniego związku z treścią niniejszego wpisu!