Oszustwa w budownictwie – podstawowe schematy

Jak wielu z Was zapewne wie, szeroko pojęta budowlanka jest jedną z branż szczególnie narażonych na różnego rodzaju oszustwa. Ba, można wręcz powiedzieć, że niektóre firmy mocno wyspecjalizowały się w dociskaniu podwykonawców i jest to ich specyficzny model biznesowy. No i właśnie o takich przypadkach będę dziś mówił.

 

Dla tych, którzy wolą oglądać

 

 

Dla tych, którzy wolą czytać

 

Kary umowne – wprowadzenie

Zacznę od tego, że chyba najczęściej stosowanym w praktyce instrumentem wywierania nacisków na podwykonawców są kary umowne stosowane w kontraktach. Wiadomo, że opóźnienia na różnych odcinkach budowy potrafią generować duże koszty, więc obciążanie karami niesolidnych kontrahentów wydaje się zasadne. Problem pojawia się jednak wtedy, gdy wykonawca zrobił swoją robotę jak należy, ale mimo tego nie otrzymuje należnych mu pieniędzy pod pretekstami wziętymi z przysłowiowej czapki.

Przykład: niedokładne, zdaniem dewelopera, sprzątanie placu budowy, gdzie w trakcie robót budowlanych trudno utrzymywać teren w sterylnej czystości.

To był przypadek dość ekstremalny, ale zanim przejdę do omawiania schematu, pewnie pojawi się pytanie: a ile taka kara umowna może wynosić?
Odpowiadam: przykładowo będzie to 0,5% lub 1% wartości zleconej pracy za każdy dzień zwłoki. Czyli jeżeli mamy kontrakt o wartości 1 miliona złotych, to łatwo policzyć, że za każdy dzień zwłoki jesteśmy 10 tys. złotych w plecy, patrząc oczywiście z perspektywy wykonawcy. Przy kilkunastodniowych przestojach robi się z tego naprawdę spora suma, niejednokrotnie stawiająca pod znakiem zapytania opłacalność kontraktu w ogóle.

 

Przygotowanie gruntu pod oszustwo

Dobrze, oczywiście aby taką karę umowną zastosować, należy wcześniej jakoś spreparować dowody świadczące przeciwko podwykonawcy. Jak to się robi? Jednym z takich szeroko praktykowanych sposobów jest tak zwane fabrykowanie dokumentacji. Polega to na tym, że generalny wykonawca wysyła podwykonawcy dużą ilość dokumentów zawierających szczegółowy spis czynności wykonanych przez tego podwykonawcę na przestrzeni np. tygodnia. W takim spisie mamy bardzo dużo informacji, których na ogół nikomu się nie chce czytać. A nawet jeśli ktoś przeczyta, to znajdzie np. zastrzeżenia typu „niedokładne sprzątnięcie placu budowy, niedokładne zabezpieczenie elementów wsporników” i tak dalej. Takich uwag jest przykładowo jedna – dwie na kilkadziesiąt spisanych czynności i tak naprawdę nie wygląda to na poważne zarzuty. Cóż więc pomyśli sobie w takie sytuacji przeciętny budowlaniec? Pomyśli „a, olać to, czepiają się bez sensu bez sensu o jakieś pierdoły”.

No i cóż, nie zgłaszając od razu swoich zastrzeżeń co do takich wpisów, niemiła niespodzianka czeka naszego budowlańca przy rozliczeniu, gdzie nagle okazuje się, że za takie „pierdoły” generalny wykonawca naliczył mu grube tysiące złotych kar, które teraz chce odliczyć od faktury. No a mały podwykonawca nie bardzo ma tutaj pole manewru, bo generalny występuje z pozycji siły – on ma pieniądze i może je wypłacić albo nie, więc po zdaniu robót tak naprawdę pociąga za sznurki.

Krótki przykład z życia

Pewnemu przedsiębiorcy odmówiono zapłaty za ocieplenie całego remontowanego budynku – dodam, że dość dużego. Pretekstem było to, że ocieplenie zostało zamontowane niezgodnie ze sztuką budowlaną. Przedsiębiorca ten niestety w skutek wstrzymania wypłaty zbankrutował, a wręcz skończył z długami, gdyż nie miał pieniędzy na wypłaty pensji dla kilkunastu pracowników, plus ZUS, skarbówka i tak dalej. Oczywiście potem przyszedł nowy podwykonawca, który to niby to poprawił, a w praktyce w zasadzie nic nie zrobił, ale odbiór prac oczywiście otrzymał.

 

Celowe utrudnianie pracy podwykonawcy

Idźmy dalej. Kolejna sprawa to wlepianie kar za opóźnienia w harmonogramie prac. No i tutaj, w niektórych przypadkach, będą to opóźnienia reżyserowane. Jak to się robi? Przykładowo podwykonawca A opóźnia celowo oddanie wykonanych przez siebie robót. To z kolei powoduje, że podwykonawca B nie może dokończyć swoich robót w terminie, co jest równoznaczne z tym, że generalny wykonawca ma pretekst do obciążenia tegoż podwykonawcy B karą umowną.

Innym sposobem jest wstrzymanie wypłaty wynagrodzenia podwykonawcy przez generalnego inwestora pod byle pretekstem – że przypomnę chociażby wspomniane już wcześniej czepianie się nieposprzątanego placu budowy. Co się wiąże z takim blokowaniem wypłaty wynagrodzenia? Przede wszystkim podwykonawca postawiony w takiej sytuacji często nie ma środków na zakup niezbędnych materiałów, wypłaty dla pracowników i tak dalej. Prace więc się nie posuwają, a termin ich oddania biegnie nieubłaganie. Tutaj bardzo często osoba z ramienia generalnego wykonawcy uspokaja, mówi, że to wstrzymanie wypłaty to do czasu, aż się wyjaśnią wątpliwości i tak dalej.

 

Szybkie case study

Prześledźmy teraz, jak to się rozgrywa w praktyce. Odwołam się tu do wcześniejszego przykładu, gdzie podwykonawca B nie może wejść na plac budowy w terminie, ponieważ podwykonawca A zaliczył obsuwę czasową (bywa, że ustawioną). W takiej sytuacji mamy chociażby inspektora, który z ramienia generalnego wykonawcy nadzoruje prace i uspokaja podwykonawcę B, że wszystko będzie OK, że ten okres przestoju zostanie doliczony do umownego terminu i tak dalej. Podwykonawca B wierzy inspektorowi i uspokaja się. Jest jednak pewien myk: te ustalenia robione są na przysłowiową gębę. Co dalej… Realizacja zbliża się ku końcowi, a tu nagle nasz inspektor zostanie przeniesiony na inną budowę, a na jego miejscu pojawia się nowy. I tutaj podwykonawca B przeżywa niemiłe zaskoczenie, gdyż nowy inspektor twierdzi, że on o żadnych ustaleniach dotyczących przesunięcia terminu nie wie, nie ma o tym śladu w papierach, a opóźnienie jednak jest. No a skoro tak, to niestety, ale podwykonawca B będzie musiał zapłacić karę umowną. I co pan zrobisz, jak nic nie zrobisz…

Oczywiście tego typu zagrywki najczęściej mają miejsce wtedy, gdy budowa jest już na ukończeniu, gdyż po prostu wtedy najbardziej się opłaca to robić. Trzymając się tego wątku warto jeszcze wspomnieć o przeróżnych pracach dodatkowych, mających finalnie na celu nałożenie na podwykonawcę kary umownej. W praktyce wygląda to tak, że w trakcie robót proponuje się podwykonawcy zrealizowanie dodatkowych prac, za które ma on otrzymać osobne wynagrodzenie. Te dodatkowe prace określane są jako pilne, więc generalny wykonawca naciska na jak najszybszą ich realizację, kosztem odsunięcia w czasie realizacji prac wchodzących w skład pierwotnego kontraktu. Jak się zapewne domyślacie, także i tutaj nie ma w pierwotnym kontrakcie zmian pisemnych odnośnie przesunięcia terminu. No i podwykonawca już się cieszy, że zarobił dodatkowe pieniądze, a tutaj niespodzianka: kary umowne za niedotrzymanie terminu pierwotnego kontraktu.

 

Generalny wykonawca gra nieczysto

Jeszcze inny patent to celowe opóźnianie momentu odbioru prac. Może to stanowić duży problem, jeśli przykładowo mamy do czynienia z tak zwanymi robotami zanikającymi, jak chociażby położenie warstwy pod budowę drogi, na którą potem ma zostać położony asfalt. Tak obrazowo: jeśli firma A nie ma odebranych prac, a firma B przed tym odbiorem zaleje wszystko asfaltem, to potem firmie A trudno jest udowodnić, że wykonała swoją pracę zgodnie ze sztuką i tym samym zasługuje na wypłacenie jej pełnego wynagrodzenia. Nie ma formalnego protokołu odbioru (jeśli już, to na tzw. gębę) i podwykonawca jest w ciężkiej sytuacji, ma gorsze pole negocjacyjne.

Z odwlekaniem odbioru przez generalnego wykonawcę wiąże się też kolejna technika oszustwa, która polega na wprowadzaniu na budowę nowych podwykonawców. Mamy tutaj sytuację zbliżoną do tej, o której mówiłem przed chwilą, czyli występują problemy z ocenieniem jakości już wykonanych prac, gdyż zostały one przykryte innymi pracami. Tak więc firma A ma problemy z uzyskaniem odbioru części już wykonanych prac, ale ma do wykonania jeszcze inne zadania na tej budowie. Generalny wykonawca jednak na jej miejsce bierze innego podwykonawcę, czyli firmę C, która jest droższa. W efekcie powstaje zamieszanie, bowiem nie do końca wiadomo, kto wykonał jaką część prac, tak więc generalny wykonawca ma pretekst do odmowy wypłaty pieniędzy za część prac wykonanych przez firmę A, która weszła na plac jako pierwsza. Na jakiej podstawie? Otóż firma C jest w zmowie z generalnym wykonawcą i przedstawia rzekomo prawdziwe faktury za materiały zakupione na potrzeby zlecenia, potwierdzenie ze strony swoich pracowników – itp. itd. Tym samym przypisuje sobie wykonanie części prac, które w rzeczywistości zrealizowała firma A. Chamskie zagranie, ale niestety często skuteczne. Podobnie nagle podlicza się wykonawcy A wszelkie rzekome niedopatrzenia i nagle okazuje się, że kary umowne stanowią większość wynagrodzenia!

 

Cel: wypłacić podwykonawcy jak najmniejszą kwotę

Wszystko to bowiem zmierza ku jednemu celowi: maksymalnemu obcięciu wynagrodzenia wypłaconego podwykonawcy. Postawmy się teraz w sytuacji małej firmy zatrudniającej kilkudziesięciu pracowników. Za własne pieniądze zakupiliśmy część materiałów, pracownikom trzeba wypłacić pensje, leasingi za maszyny same się nie spłacą, a tutaj generalny wykonawca nie chce nam puścić przelewu! Stajemy więc de facto przed wizją bankructwa. Do tego mamy świadomość, że o swoje upomni się ZUS i skarbówka, więc może dojść do licytacji prywatnego majątku przedsiębiorcy. I nie były to niestety tylko czcze obawy – takiego właśnie losu doświadczyło wielu przedsiębiorców budujących polskie autostrady. Mając tą wiedzę oraz świadomość, że dochodzenie swoich praw może potrwać kilka lat, a wynik i tak jest mocno niepewny, jesteśmy w pewnym momencie gotowi podpisać ugodę i przyjąć choć część wynagrodzenia, które pozwoli nam zachować płynność finansową i uratować naszą firmę. Niestety, wielkie firmy budowlane będące generalnymi wykonawcami mają tego świadomość i bezwzględnie wykorzystują swoją silną pozycję.

 

Kilka słów podsumowania

Rzecz absolutnie podstawowa: zawsze analizujcie umowę, którą podpisujecie! Najlepiej, jeśli zrobi to profesjonalny prawnik wyspecjalizowany w tej tematyce. Pozornie niegroźne zapisy mogą bowiem spowodować prawdziwy dramat. Poza tym trzymajcie się zasady: nic na gębę – wszystko na piśmie. Ma to tę zaletę, że po pierwsze macie w razie czego podkładkę pod ewentualny proces, a po drugie jeśli generalny wykonawca zobaczy, że jesteście ogarnięci w temacie, to jest większa szansa, że oszuka kogoś bardziej łatwowiernego, a nie Was. Ja wiem, że brzmi to brutalnie, no ale takie jest życie polskiego budowlańca.

 

Windykacja w branży budowlanej

Budownictwo w Polsce jest w czołówce branż, w których występują problemy z płatnościami. Funkcjonuje w niej wielu nieuczciwych deweloperów oraz kancelarii prawnych, wyspecjalizowanych w tworzeniu umów i schematów mających na celu pozbawienie podwykonawców należnych im pieniędzy.

W czym możemy Ci pomóc

– skuteczna windykacja należności od dewelopera / generalnego wykonawcy

– ocena ryzyka współpracy z danym deweloperem / generalnym wykonawcą

– przeprowadzenie ustaleń majątkowych

– zgromadzenie materiału dowodowego

Kontakt:

E-mail: kontakt@bialekolnierzyki.com

Telefon: 513 755 005

 

Zapraszamy również do zakładki Oferta, w której znajdziesz więcej informacji na temat tego, czym się zajmujemy.

 

Zdjęcie ilustrujące wpis jest poglądowe! Osoby, rzeczy lub sytuacje przedstawione na zdjęciu NIE mają bezpośredniego związku z treścią niniejszego wpisu!

Zaproszenie do przetestowania nowej platformy antyfraudowej

Panie i Panowie, mam dla Was ciekawą rzecz do przetestowania! Tak się składa, że od kilku miesięcy działam w międzynarodowym projekcie z sektora FinTech. Projekt ten nosi nazwę Wunderschild, a przyświeca mu idea ułatwienia przeprowadzania wywiadu gospodarczego oraz usprawnienie procedur compliance w przedsiębiorstwach i innych organizacjach.

Kto stoi za projektem?

Founderem jest dr Marius Christian Frunza: absolwent paryskiej Sorbony, ekspert pracujący dla międzynarodowych firm doradczych, gdzie zajmował się aferą VAT Carbon Fraud, jak również autor książek na temat przestępczości VAT-owskiej. Poza nim nad projektem pracuje kilkuosobowy team, a ja zaś dokładam do tego swoją cegiełkę zarówno od strony merytorycznej, jak i biznesowej dbając o rozwój i ekspansję.

O co tutaj chodzi?

Wunderschild to platforma, która opiera się na idei Know Your Network – w wolnym tłumaczeniu na polski będzie to Poznaj Swoje Otoczenie Biznesowe. Najogólniej mówiąc dążymy do tego, aby użytkownik mógł w prosty sposób sprawdzić potencjalnego kontrahenta pod kątem podejrzanych powiązań oraz ogólnie pojętej wiarygodności biznesowej. W tym celu stopniowo podłączamy pod Wunderschild rejestry firm z całego świata, również z jurysdykcji offshore. Do tego za niedługi czas powinny dołączyć do tego rejestry VAT oraz inne bazy. Programiści pracują też ciągle nad udoskonalaniem algorytmu wyłapującego medialne informacje na temat potencjalnych kontrahentów – algorytm będzie prezentował scoring, czyli ocenę zagrożeń na kilku płaszczyznach. Ogólnie mówiąc, jeśli poprowadzimy to dobrze, to będzie naprawdę fajne narzędzie.

Co będzie działać wkrótce – uprzedzając pytania

🤜 Po pierwsze team cały czas pracuje nad podłączeniem polskich firm do międzynarodowych rejestrów – siatka połączeń np. z UK powinna być dostępna w ciągu kilku tygodni. Ale śledzenie powiązań zagranicznych firm oraz firm w Polsce działa już całkiem dobrze – i to właśnie je możecie sobie teraz testować.

🤜 Po drugie funkcja Document Drill także będzie dostępna wkrótce. Jak to będzie działać? Wrzucamy dokument w PDF / Word, a system sam taguje nazwiska i nazwy firm, a potem w oparciu o to automatycznie wyszukuje połączenia.

🤜 Po trzecie monitorowanie transakcji. Ta funkcjonalność będzie dostępna dla banków oraz firm przesyłających pieniądze. Usprawni ona procedury AML, gdzie będzie można szybko sprawdzić, dokąd przesyła pieniądze klient i skąd je otrzymuje – chodzi oczywiście o sprawdzanie siatki powiązań takiego podmiotu w skali międzynarodowej (zainteresowane osoby mogą do mnie śmiało pisać).

No i teraz coś specjalnie dla Was

Dla Czytelników i Czytelniczek mojego bloga mamy opcję wypróbowania platformy. Będą to 3 miesiące za darmo i bez żadnych zobowiązań – to znaczy, że rejestracja nie będzie oznaczała automatycznej zgody na płatne przedłużenie subskrypcji itp. Macie więc okazję pobawić się nowym narzędziem, a przy okazji liczę też na odrobinę feedbacku. Na chwilę obecną Wunderschild nie osiągnął jeszcze wszystkich zakładanych funkcjonalności, więc jeśli napiszecie co dodać i co poprawić, czy jest przydatne dla MŚP, to super. Poza tym zachęcam także dziennikarzy do zapoznania się z projektem – można zrobić fajny research na potrzeby artykułów. Tak więc kto ma ochotę, to niech się rejestruje – serdecznie zapraszam! 🙂

Link do platformy, gdzie można utworzyć konto użytkownika: Wersja polska 

A tak jeszcze przy okazji

Jeśli wśród Was jest ktoś, kto już realizuje jakiś ciekawy projekt startupowy FinTech obracający się w tematyce zwalczania / zapobiegania przestępczości gospodarczej lub podatkowo – prawnej, no i potrzebuje wsparcia biznesowego oraz inwestora, to niech śmiało pisze – zobaczymy, co da się zrobić. 😎
Zdjęcie ilustrujące wpis jest poglądowe! Osoby, rzeczy lub sytuacje przedstawione na zdjęciu NIE mają bezpośredniego związku z treścią niniejszego wpisu!

Mafia śmieciowa – system działania i jak potencjalnie można ją namierzyć

W tym miejscu miał być wstęp, ale ujmę sprawę krótko: mimo buńczucznych zapowiedzi rządzących, nielegalne odpady nadal płyną do Polski szerokim strumieniem. Nadal więc jesteśmy śmietniskiem Europy, niestety. A czy potencjalnie da się coś zrobić w tym temacie? Moim zdaniem TAK, ale po kolei.

 

System działania tzw. mafii śmieciowej

Czytając artykuły w prasie można odnieść takie oto wyobrażenie na temat działalności „śmieciarzy”:

Firma – krzak z Polski odbiera odpady od firmy np. z Niemiec, przywozi to do Polski bez żadnej kontroli, zakopuje w ziemi / pali / zostawia w porzuconych naczepach i znika. Wszystko na słupów, nie ma komu „przybić” odpowiedzialności.

Tak jest zapewne dość często – ale nie zawsze. W niektórych bowiem przypadkach system działania wygląda tak, że firma X importuje odpady z Niemiec, a następnie miesza je np. z gruzem lub ziemią i wysyła do firmy Y. Od firmy Y trafiają one do firmy Z, która już je porzuca, zakopuje lub po prostu rozprowadza rozrzutnikiem po polu (znam i takie przypadki). Można rzec standardowe przerzucanie odpowiedzialności na dalsze ogniwa łańcucha. Generalnie schemat przypomina trochę ten znany z karuzel VAT-owskich – tyle, że zamiast znikającego podatnika mamy znikającego śmieciarza. Nomen – omen VAT-u, to niekiedy byli VAT-owcy przeskoczyli właśnie na biznes śmieciowy – mniejsze ryzyko wtopy, a opłacalność także bardzo wysoka.

No i teraz taka firma X, która sprowadziła odpady do Polski, nie jest żadnym krzakiem (przynajmniej na pierwszy rzut oka), lecz przedsiębiorstwem wykazującym niekiedy kilkumilionowe zyski roczne, składającym bilanse, JPK_VAT, płacącym podatki i tak dalej. No i teraz pytanie: czy można to teoretycznie jakoś wykorzystać…?

 

 

Czerwone flagi

Ostatnio analizowałem sprawę związaną z nielegalnym (na 99%) przywozem śmieci do Polski. Występowały tam dwie firmy, a pierwszym krokiem było… sprawdzenie bilansów firm parających się procederem – jedną z nich nazwijmy X. I tutaj wyszła bardzo ciekawa rzecz:

Skok deklarowanego zysku z niecałych 200k PLN w 2018 roku na ponad 6 milionów PLN w 2019 roku przy relatywnie bardzo niewielkim (bo zaledwie o 300k) wzroście wartości środków trwałych, które mogłyby posłużyć do utylizacji tych odpadów. Nawiasem mówiąc te środki trwałe to i tak były głównie samochody ciężarowe, a nie np. linia do utylizacji.

Do tego taka ciekawostka: firma zarejestrowana od 2018, mieści się w zwykłym bloku, a prezesem firmy jest osoba w wieku emerytalnym, której wcześniejsze doświadczenie biznesowe sprowadzało się do prowadzenia niewielkiego sklepu (sprawdzone).

 

No dobra, co dalej?

Szybka analiza porównawcza bilansów kilku renomowanych firm zajmującym się przetwarzaniem odpadów.

Co wyszło: przedsiębiorstwa te miały relatywnie podobne przychody do firmy X, jednak przy wielokrotnie mniejszych zyskach i zaangażowaniu kilkukrotnie większych środków trwałych + zdecydowanie większe nakłady na inwestycje.

Czyli dla przykładu firma X ma środki trwałe (maszyny i urządzenia oraz nieruchomości) warte zgodnie z bilansem 500 tys. i wykręca z tego 6 milionów zysku przy przychodach na poziomie 9 milionów, a firma B, od lat działająca na rynku, ma przychody również na poziomie ok. 9 milionów, ale wyciąga z tego zaledwie 0,5 miliona zysku przy posiadaniu środków trwałych wartych bilansowo jakieś 2,5 miliona.

Mówiąc w skrócie wyglądało to tak, jakby firma X znalazła jakiś cudowny sposób na zarabianie na odpadach przy braku infrastruktury, jaką posiadają firmy działające w branży już wiele lat. Najlepiej zresztą będzie widać różnicę, jeśli policzymy wskaźnik return on assets (ROA), czyli wskaźnik rentowności aktywów. Jak to obliczyć? Zysk netto dzielimy przez łączną wartość aktywów, wynik mnożymy przez 100%.

I tak dla naszej firmy X mamy ROA na poziomie 75%, podczas gdy dla takiej np. firmy B i dla innych konkurentów z branży było to w granicach 10 – 15%. Różnica to kosmos – zwłaszcza biorąc pod uwagę to, że teoretycznie za takim sukcesem firmy X stała osoba bez większego doświadczenia biznesowego.

 

 

Włoska mafia kontra finanse

Nawiasem mówiąc takie anomalie związane z nagłymi wzrostami przepływów finansowych nie są niczym nowym w przestępczym świecie. Przykładowo kilka lat temu włoscy ekonomiści przebadali finanse firm, w które zainwestowała ‘Ndrangheta. No i wyszło, że takie przedsiębiorstwa w szybkim czasie zwiększały swoje przychody średnio o 24% przy braku inwestycji kapitałowych. Schemat bardzo podobny do tego, co opisałem powyżej w przypadku Polski – tyle, że u nas wzrosty przychodów bywają bardziej spektakularne (co widać na przykładzie firmy X).

Tak czy inaczej w przypadku ‘Ndranghety wzrost trwał kilka lat (potem spadek) i mógł świadczyć np. o praniu pieniędzy. Zauważoną tendencję skoku przepływów wystarczyło połączyć z osobami związanymi w jakiś sposób z przestępczą organizacją, a już można było namierzyć podejrzane przedsiębiorstwa. Dla ciekawych dodam, że Włosi przyjęli tutaj następujące kryteria:

Przyglądamy się wszystkim firmom, w których w danym roku jest przynajmniej jeden właściciel lub dyrektor noszący nazwisko wymienione w raporcie krajowej komisji do walki z mafią i urodzony na obszarze pochodzenia ‘Ndranghety. Jeśli te 2 warunki były spełnione łącznie, to firma została zaklasyfikowana jako prawdopodobnie zinfiltrowana przez mafię.

 

 

Reasumując ten wątek

Oczywiście jest tutaj wiele zmiennych – firma firmie przecież nierówna. Nie można też zapominać o tym, że ROA to nie wszystko – wszak podobno dobrze zarządzana spółka nie wykazuje zysków, lecz inwestuje (aby nie płacić podatków, bo liczy się kumulowanie kapitału). Mogłoby jednak się okazać, że w skali kraju mamy sporo takich firm X, które ni z tego ni z owego wykręcają hiper-super wyniki finansowe, deklasując przy tym potentatów rynkowych w dziedzinie ROA.

Możliwe, że nie byłoby trudno namierzyć takie podmioty – wystarczyłoby chociażby ustalić zestaw wskaźników charakterystycznych dla typowych firm branżowych, a następnie „zassać” dane z raportów finansowych podmiotów posiadających zezwolenia związane z odpadami, przetworzyć te dane i wyłapać anomalie. I na te anomalie „założyć kaganiec” – zwłaszcza wtedy, gdy po sprawdzeniu biznesu wyszłyby ciekawe rzeczy, typu prezes wyglądający na rasowego słupa, do tego powiązany w jakiś sposób z innymi firmami, które już wcześniej były podejrzewane o sprowadzanie odpadów na lewo.

 

 

Po przepływach ich poznacie?

Przez wspomniane „założenie kagańca” rozumiałbym tutaj monitorowanie przepływów finansowych takich firm – coś na takiej zasadzie, na jakiej STIR ma monitorować przepływy pod kątem potencjalnego zaangażowania w karuzelę VAT. I tutaj nie zrozumcie mnie źle: nie chodzi o to, aby z automatu karać czy uciążliwie kontrolować firmy, które odstają od normy. Tak, jak w przypadku karuzel VAT-owskich, kontrola nie powinna bowiem trafiać w próżnię, lecz być kierowana w sposób możliwie maksymalnie precyzyjny. I wstępne namierzanie kandydatów do takiej kontroli mogłoby się udać chociażby po przeanalizowaniu danych z bilansów, a potem z monitorowania przepływów finansowych firm zajmujących się odpadami.

I znów analogicznie do karuzel VAT, gdzie mieliśmy specyficzne czerwone flagi przy przepływach (np. szybki wzrost obrotów), tak wygląda na to, że i przepływy „mafii śmieciowej” bywają dość specyficzne i możliwe do namierzenia przy zastosowaniu odpowiednich algorytmów. Zresztą sam brak przepływów finansowych w pewnych okolicznościach też mógłby być niezłą wskazówką (np. składanie zerowych deklaracji VAT lub nieskładanie ich w ogóle, brak kosztów zatrudnienia personelu, brak prawie w ogóle typowych kosztów prowadzenia działalności itp.).

A „kaganiec” po to, aby zablokować możliwość nagłego transferu środków w przypadku, gdy istnieje uzasadnione podejrzenie, że firma właśnie się zwija i chce wytransferować zyski z nielegalnego obrotu odpadami.

 

 

Podsumowując

Obowiązkowe monitoringi składowisk, wyrywkowe sprawdzanie transportów itp. proponowane rozwiązania raczej nie wystarczą, aby powstrzymać napływ nielegalnych śmieci do Polski. Moim skromnym zdaniem można tutaj pomyśleć o zaprzęgnięciu do pracy analityki – tak, jak w przypadku karuzel VAT. Oczywiście, przestępcy zapewne po czasie poznaliby jak nowy system działa i przedsięwzięli środki zaradcze, możliwe również, że w skali kraju tak zidentyfikowanych podmiotów byłoby bardzo mało i w związku z tym operacja nie przyniosłaby spektakularnych rezultatów. No ale na miejscu tzw. policji śmieciowej, czyli specjalnego departamentu Ministerstwa Środowiska mającego za zadanie zwalczanie problemu, zacząłbym jednak od sprawdzenia tych bilansów firm posiadających zezwolenia związane z odpadami – chociażby tylko dla spokoju sumienia. Zresztą kto wie, czy tak się już nie dzieje – w końcu tego typu operacja byłaby przecież tajna.

😎