Rozwód a podział i zabezpieczenie majątku

W dzisiejszych czasach rozwód nie jest niczym nadzwyczajnym – statystyki są tutaj dość nieubłagane. Jeśli zaś zapadnie już decyzja o rozstaniu, to zwykle jest ona również początkiem walki o majątek oraz alimenty. Warto przy tym wiedzieć, że w takiej wojnie często wygrywa nie ten, kto ma rację patrząc od strony moralnej, lecz ten, kto lepiej się do tej wojny przygotował.

 

Detektyw podpowiada: oto popularne oznaki zdrady

Zanim przejdziemy do omawiania kwestii zabezpieczenia majątku, warto przypomnieć klasyczne objawy zdrady. Są to wzorce zachowań zebrane przez detektywów, zawodowo zajmujących się m.in. śledzeniem niewiernych żon i mężów.

 

1. Współmałżonek zaczyna kontrolować dostęp do telefonu

O ile kiedyś dla danej osoby nie było problemem, aby udostępnić partnerowi telefon np. do przeglądania mediów społecznościowych, to teraz nie ma o tym mowy. Do tego taka osoba ciągle trzyma telefon przy sobie (np. zabiera go do łazienki, czego wcześniej nie robiła), jakby bojąc się, że w nieodpowiednim momencie może przyjść do niej jakaś wiadomość, którą partner może zobaczyć.

Znaczącym symptomem będzie również wychodzenie do innego pomieszczenia lub z domu / mieszkania, gdy ktoś dzwoni. Czasem niewierny partner może to uzasadnić „potrzebą złapania lepszego zasięgu”, jednak jeśli wcześniej nie było z tym problemu, to też mamy sytuację nieco podejrzaną.

 

2. Wyjazdy na delegacje, szkolenia i wyjścia na wieczorne bankiety firmowe

Takie sytuacje mogą budzić podejrzenia wtedy, gdy partner lub partnerka nie mieli wcześniej zbyt wielu wyjazdów i imprez firmowych, aż tu raptem zaczynają znikać z domu wieczorami lub nawet na kilka dni, tłumacząc to obowiązkami zawodowymi. Oczywiście, może to być skutkiem awansu, zmiany stanowiska czy zmiany pracy w ogóle. Ale jeśli nie, to mamy prawo do pewnych podejrzeń.

 

3. Wzrost wydatków oraz podejrzane wydatki

Najłatwiej da się to zaobserwować w sytuacji, gdy małżonkowie mają wspólne konto. Na wyciągach widać wtedy nieraz, że partner lub partnerka nagle zaczynają wydawać wyraźnie więcej pieniędzy, ale w domu nie widać efektów, tzn. nie ma nowych mebli, ubrań itp. Nieraz w historii przelewów widnieje wprost, że dokonywano płatności kartą np. w restauracji lub kwiaciarni.

Przejrzenie historii przepływów na koncie pozwala zresztą niekiedy zdemaskować kłamstwo małżonka – znam przypadek, gdzie mąż pozostawił w kieszeni marynarki fakturę wziętą na stacji Orlenu znajdującą się w jego mieście. Traf chciał, że żona zamierała akurat oddać tę marynarkę do czyszczenia, więc wyjęła wszystko z kieszeni. No i cóż, faktura jak faktura – tyle, że przyjrzała się dacie i zauważyła, że mąż w czasie tankowania miał być kilkaset kilometrów dalej, na firmowym szkoleniu. A nie był…

 

4. Zmiana zachowania w stosunku do małżonka

Niekiedy można przeczytać w sieci, że mocnym symptomem zdrady jest to, że partner lub partnerka nagle zaczynają być bardzo niemili, zaniedbują relacje, złoszczą się o byle co i tak dalej. Z praktyki mogę powiedzieć, że nie zawsze jest to prawdą. Przykład?

Pewna Pani miała nie najlepsze relacje z mężem – częste awantury, ciche dni, brak seksu. Jednak gdy nawiązała romans z sąsiadem, zmieniła się wobec męża nie do poznania – znowu była dla niego miła, nie prowokowała kłótni i ogólnie wszystko na plus. Prawda była jednak taka, że bez skrupułów zdradzała męża nawet w ich własnym mieszkaniu. Generalnie więc zmiana zachowania może nastąpić zarówno na gorsze, jak i na lepsze – bez wyraźnego powodu.

 

5. Nagła dbałość o siebie

Załóżmy, że partner lub partnerka do tej pory raczej średnio o siebie dbał – dieta taka sobie, siłownia czy trening wcale lub sporadycznie, brak przywiązywania większej wagi do garderoby. Nagle zmiana o 180% – intensywne ćwiczenia, zdrowe odżywianie, nowa fryzura, nowe ciuchy, zabiegi kosmetyczne itd.

Rzecz jasna nie ma nic dziwnego w tym, że ktoś nagle zaczął o siebie dbać – jednak jeśli łączy się to z jedną lub z kilkoma sytuacjami opisanymi w poprzednich punktach, to możemy zacząć się niepokoić.

 

Oznaki zdrady – uważaj, jeśli kilka z nich występuje równocześnie!

Rzecz jasna każda z opisanych powyżej sytuacji, jeśli występuje osobno, nie musi od razu oznaczać, że partner lub partnerka nas zdradza. Przykładowo wychodzenie z domu podczas rozmowy telefonicznej nie musi wcale oznaczać rozmowy z kochanką – równie dobrze powodem może być chęć ukrycia przed rodziną tego, że jest się dłużnikiem ściganym przez windykatorów. Jeżeli jednak mamy kilka symptomów na raz, jak np. podejrzanie częste wyjazdy na delegacje, ukrywanie telefonu i nagły wzrost dbałości o siebie, to wtedy można zacząć się zastanawiać…

 

Podział majątku po rozwodzie

Pora przejść do zagadnień związanych z pieniędzmi, a konkretnie z walką o majątek w trakcie rozwodu. Na początek małe przypomnienie: jeśli małżonkowie nie podpisali intercyzy, to podziałowi podlega nie tylko dom czy mieszkanie, ale również środki zgromadzone na koncie osobistym, na lokatach i rachunkach oszczędnościowych, jak również papiery wartościowe, czyli akcje i jednostki uczestnictwa w funduszach inwestycyjnych. Wyjątek stanowią tu np. akcje otrzymane w formie darowizny.

Dlaczego o tym wspominam? Ponieważ w życiu zamożniejszych osób często zdarzają się przypadki, że oboje lub jedno z małżonków posiadają akcje lub udziały w spółkach. Co się może wtedy stać?

 

Rozwód a udziały w spółce z o.o.

Prosty przykład, wzięty zresztą wprost z życia. Mąż jest jednocześnie udziałowcem i prezesem spółki z o.o., z której pobiera pensję. Dochodzi do rozwodu i zaczyna się kwestia ustalenia wartości majątku. Mąż przedstawia żonie opinię wykonaną przez firmę konsultingową, zgodnie z którą wartość jego udziałów we wspomnianej spółce wynosi nieco ponad 500 tys. PLN. Taka też wartość zostaje przyjęta w sądzie, więc mąż w ramach podziału spłaca żonie ok. 250 tys. PLN.

Kilka miesięcy później mąż sprzedaje swoje udziały w spółce za ponad 2 miliony PLN, o czym żona dowiaduje się przypadkiem. Jak to możliwe? Odpowiedź: sztucznie wykreowano wierzytelności, które dały firmie konsultingowej „podkładkę” pod obniżenie wyceny. Już po rozliczeniu się męża z żoną, wierzytelności te zostały rozliczone, a udziały w spółce mogły zostać sprzedane po cenie rynkowej.

 

Walka o pieniądze po rozprawie rozwodowej

Czy w opisanej sytuacji, gdy żona dowiedziała się już po czasie o sprzedaży przez męża udziałów za kwotę kilkukrotnie wyższą od wyceny przyjętej na potrzeby przeprowadzenia podziału majątku, istniała jeszcze szansa na wywalczenie dodatkowych pieniędzy? Tak – tyle, że nie było to łatwe zadanie. Dodam jeszcze, że sprawę komplikował dodatkowo fakt, że, jak wyszło na jaw w trakcie późniejszych ustaleń, mąż po sprzedaży udziałów wytransferował środki z tej sprzedaży z własnego majątku.

 

Co zatem powinna zrobić żona w opisanej sytuacji?

Nie wierzyć na słowo ani mężowi, ani papierom przedstawianym przez wynajęta przez niego agencję konsultingową. Niestety, ale w takich sytuacjach często warto zainwestować we wsparcie profesjonalistów, którzy akurat tutaj mogliby „wyłapać” mistyfikację z wierzytelnościami obniżającymi na papierze wartość spółki.

 

Fundacja prywatna w Liechtensteinie jako sposób na zabezpieczenie majątku

Osoby naprawdę zamożne lub rzeczywiście bogate pewną część majątku mogą ukryć w rozmaitych fundacjach lub trustach ulokowanych formalnie za granicą. Przykładowo całkiem niezłe możliwości daje tutaj otwarcie prywatnej fundacji w Liechtensteinie.

Fundacja taka jest osobą prawną reprezentowana przez wynajętą radę fundacji i nie ma akcjonariuszy w rozumieniu właścicieli. Fundator wyznacza beneficjentów fundacji (nieujawnianych publicznie), a także określa okoliczności, w których mogą oni skorzystać z majątku fundacji.  Majątek fundacji prawnie nie stanowi części majątku fundatora, ale stanowi własność fundacji.  Co istotne, podział majątku takiej fundacji można wiązać z pewnymi warunkami – dla przykładu płatność może być rozłożona na kilka lat lub tylko określone osoby mogą skorzystać z dochodów.

Prawo Liechtensteinu pozwala tutaj na pełną swobodę w wyborze beneficjentów. Można to więc „ustawić” tak, żeby maksymalnie utrudnić dostęp do środków np. byłej żonie. Można też jednak wykorzystać taką fundację do zaplanowanej sukcesji i przenieść część majątku np. na dzieci, ale w taki sposób, żeby była żona nie miała do niego dostępu (np. zawrzeć w statusie fundacji zapis, że dzieci mogą zostać beneficjentami dopiero po ukończeniu 21 lat).

Nie pozostaje też bez znaczenia fakt, że sukcesorzy otrzymają automatyczny i natychmiastowy dostęp do majątku – w przeciwieństwie do tradycyjnej procedury spadkowej, trwającej niekiedy wiele lat, w którym to czasie spadkobiercy zwykle nie mają dostępu do majątku.

 

Detektywi dla biznesu

Na sam koniec wypada dodać, że zawodowo zajmujemy się tematami związanymi z tropieniem majątku – również na potrzeby spraw rozwodowych. Oferujemy również usługi konsultingowe związane z zabezpieczeniem aktywów w Polsce oraz za granicą.

Każde zlecenie realizowane jest przez doświadczonych specjalistów z odpowiednimi uprawnieniami. Posiadamy wpis do Rejestru przedsiębiorców wykonujących działalność regulowaną w zakresie usług detektywistycznych – numer rejestrowy RD-134/2021.

Kontakt:

E-mail: kontakt@bialekolnierzyki.com

Telefon: 513 755 005

 

Detektyw Toruń, Bydgoszcz, cała Polska!

Sankcje wobec Rosji w praktyce

W ostatnich dniach można się było sporo naczytać i nasłuchać w mediach, jak to masowo przejmowane są jachty, wille oraz różne zabawki rosyjskich miliarderów. Na pierwszy rzut oka wygląda to wszystko super, ale w powiększeniu już niekoniecznie. Dlaczego? Ano dlatego, że dzisiejszy świat jest miejscem bardzo skomplikowanym i wielowymiarowym. Nie lubię teoretyzowania, więc najlepiej będzie, jeśli oprę się o konkretne przykłady.

 

Zajmowanie jachtów i nieruchomości

Niedawno Niemcy próbowali zarekwirować luksusowy jacht, należący według nich do objętego sankcjami oligarchy Aliszera Usmanowa. Już byli w ogródku, już witali się z gąską, aż tu nagle okazało się, że jacht jednak nie jest własnością Usmanowa, lecz Navis Marine Ltd. z siedzibą na Malcie i pływa pod banderą Kajmanów. No i na ten moment nici z konfiskaty – na razie łajba została jedynie zatrzymana do czasu wyjaśnienia sprawy, czyli ustalenia, kto jest UBO, czyli beneficjentem rzeczywistym, spółki Navis Marine Ltd. Zatrzymanie a zarekwirowanie, to jednak różnica.

Podobnie było w przypadku nieruchomości Usmanowa położonych np. w Wielkiej Brytanii, które formalnie są własnością spółek zarejestrowanych na Isle of Man oraz na Cyprze. Czyli znowu tak trochę zajęte, ale jednak nie do końca i może się okazać, że za jakiś czas Usmanow będzie mógł znowu bez przeszkód korzystać ze swoich zabawek.

 

Konfiskata aktywów i Reguła 50%

Nie koniec jednak na tym. Warto bowiem wiedzieć i to, że amerykańskie Biuro Kontroli Aktywów Zagranicznych (OFAC) przy Departamencie Skarbu w praktyce stosuje „Regułę 50%”, która mówi, że blokowane są tylko te aktywa, w których osoba objęta sankcjami ma bezpośrednio lub pośrednio 50% lub więcej udziałów. Chodzi o to, aby nie krzywdzić np. amerykańskiej firmy, która realizuje wspólny biznes z takim oligarchą. Czym to jednak skutkuje w praktyce? Ano tym, że chociażby taki Oleg Deripaska, jeden z najbogatszych oligarchów, zmniejszył swoje udziały w metalowym gigancie En+ Group z 70% do 44,95%, a już sankcje wobec tej firmy zostały zniesione. Podobnie to wygląda z udziałami Deripaski w holdingu USM: posiada ich 49%, a więc sankcje niespecjalnie go dotykają.

No dobra, ale jak miał 70% udziałów w tym całym En+ Group, a teraz ma tylko 44,95%, to chyba stracił, bo pewnie musiał na szybko sprzedawać, nieprawdaż?

No więc właśnie niekoniecznie. Nie będę nawet wspominał o tak banalnych „patentach”, jak przejęcie udziałów przez żonę czy szwagra, lecz przytoczę pewną historię, która dobrze pokazuje mechanizmy, jakie zachodzą w tego typu przypadkach.

 

Boris Rotenbeg i handel dziełami sztuki, czyli krótki przewodnik jak obchodzić sankcje

Oligarcha Boris Rotenberg był miłośnikiem dzieł sztuki – kupował obrazy uznanych mistrzów za miliony $. Niestety, po rosyjskiej inwazji na Krym przyszły sankcje i już swojej kolekcji powiększać nie mógł. Co robić, jak żyć…? Wtedy to do akcji wkroczył pewien londyński prawnik wyspecjalizowany w międzynarodowych strukturach.

Prawnik ten zorganizował następujący schemat:

– Na górze struktury postawiono spółkę Senton Holdings Ltd., zarejestrowaną na Brytyjskich Wyspach Dziewiczych, za którą stał Arkady Rotberg, krewny wspomnianego Borisa Rotberga.

– Z Senton Holdings Ltd. pieniądze trafiły do Advance Alliance Ltd., zarejestrowanej w Wielkiej Brytanii.

– Kolejnym szczeblem była amerykańska spółka Highland Ventures, która przelewała pieniądze do spółki Steamort Ltd., zarejestrowanej w Belize.

– Steamort Ltd. było zarządzane przez tzw. dyrektora nominowanego o nazwisku Hughes. Tenże Hughes był kimś w rodzaju multisłupa, na którego dane zarejestrowano ponad 200 różnych spółek. A kto był UBO, czyli beneficjentem rzeczywistym Steamort Ltd.? Tego nie wiadomo.

– Pieniądze ze Steamort Ltd. trafiały do firmy Baltzer Auction Agency and Club, która miała siedzibę w Moskwie.

– Za spółką Baltzer Auction Agency and Club stał niejaki Gregory Baltser, posiadający obywatelstwo USA, który kupował drogie obrazy w renomowanych domach aukcyjnych. Domy aukcyjne uznawały Baltsera za finalnego nabywcę i nikt za bardzo nie wnikał, skąd bierze on finansowanie na zakup obrazów ani co się z tymi obrazami potem dzieje. No i tym sposobem Baltser mógł sobie kupować sztukę do woli.

– Własność zakupionych obrazów była momentalnie przenoszona na wspomnianą już spółkę Steamort Ltd. Gregory Baltser pełnił w tej spółce rolę konsultanta, z pensją ok. 10 tys. $ / miesiąc.

– Ze Steamort Ltd. obrazy trafiały do Highland Ventures Ltd. Potem zarządzanie obrazami przeszło w ręce Taide Connoisseur Selection Ltd. zarejestrowanej na Gibraltarze…

Ok, starczy tego.

Finalnie obrazami dysponował oczywiście oligarcha Boris Rotenberg, który niby nie mógł handlować sztuką, bo był objęty sankcjami, ale w rzeczywistości jednak mógł.

Warto tutaj zauważyć jedną rzecz: W TEJ SPRAWIE CHODZIŁO O DROBNIAKI, bo cóż to są obrazy za kilka czy kilkanaście milionów $ przy skali działania oligarchów? Mimo tego postawiono całkiem niezłą strukturę spółek, która utrudniała dojście do UBO / beneficjenta rzeczywistego. Nietrudno sobie wyobrazić, jaki poziom mogą mieć kombinacje z ukrywaniem naprawdę wartościowego majątku rosyjskich oligarchów i jakie tam mogą być struktury… Coś pięknego – zwłaszcza, że miliarderów stać na najlepszych doradców.

 

Konkluzja

Te sankcje wobec rosyjskich oligarchów, zajmowanie (albo „zamrażanie”) ich jachtów i apartamentów to nie jest coś, co powaliłoby ich na kolana. W mainstreamowych mediach fajnie to wygląda, a w rzeczywistości bywa nieco inaczej. Owszem, oligarchowie tracą miliardy na skutek sankcji, gdyż spada wartość giełdowa rosyjskich przedsiębiorstw, których są akcjonariuszami. Coś tam też im skonfiskują. Jednak na całkowite „ogolenie” ich z majątków zagranicznych ja bym raczej nie liczył.

 

Handel ropą kontra sankcje

Jak wiemy, na rosyjską ropę do tej pory nie nałożono embarga (i raczej się nie zanosi, żeby zrobiono to w bliskiej przyszłości). Jednak już dziś w wyniku wojny ze współpracy z Rosjanami wycofały się takie firmy, jak Maersk i jego spółka zależna Svitzer. Teoretycznie mogłoby to stanowić pewien problem dla rosyjskiego handlu ropą – już tłumaczę co i jak.

Rosjanie i przeładunki ropy

Zacznijmy od tego, że port w Petersburgu / Ust-Ługa pozwala na przyjmowanie statków o maksymalnym DWT do 120 tys. ton. Oznacza to, że nie mogą do niego wpływać (ani z niego wypływać) naprawdę wielkie tankowce, które mają DWT w zakresie od 200 tys. do 600 tys. ton. Stanowi to problem logistyczny, który Rosjanie rozwiązali w następujący sposób:

Z portu Ust-Ługa wypływają mniejsze tankowce, które kierują się do Północnej Jutlandii (region Danii), gdzie na wodach nieopodal portu Frederikshavn następuje tzw. operacja STS, czyli Ship-To-Ship. Najkrócej mówiąc jest przeładunek ropy z mniejszych jednostek na duży tankowiec, którym ta ropa płynie sobie dalej w świat. Dlaczego tak? Jeden większy statek z ładunkiem o masie X = mniejsze koszty logistyczne niż wysłanie kilku mniejszych statków z sumą ładunków wynoszącą X.

Według szacunków, w okolicach duńskiego wybrzeża przeładowywano rocznie ropę o wartości ok. 20 miliardów $ – dużo / niedużo, w zależności od punktu widzenia.

Teraz jednak Maersk i Svitzer powiedzieli „Pas!” i przestali pomagać w przeładunku rosyjskiej ropy (i chwała im za to). Czy to jednak oznacza, że proceder został przerwany? Nie. Lukę pozwalającą na dobre zarobki momentalnie zauważyły mniejsze firmy z Danii, Norwegii oraz Niemiec, które umożliwiają rosyjskim statkom przeprowadzanie operacji przeładunkowych.

Na ten moment operacja przeładunku rosyjskiej ropy nie jest oczywiście nielegalna, ale mocno wątpliwa od strony etycznej. Jednak warto mieć świadomość tego, że nawet w przypadku nałożenia sankcji, handel rosyjską ropą wcale nie musi zostać całkowicie zablokowany! Pokazuje to przykład takich państw, jak chociażby Iran czy Korea Północna, które opracowały system przemytu ropy, węgla oraz innych towarów objętych embargiem.

 

Przykładowy schemat przemytu ropy

– Tankowiec A z irańską ropą wypływa z irańskiego portu. Międzynarodowe organy nadzoru morskiego mogą go obserwować w oparciu o system AIS, który pokazuje pozycję statku (analogicznie jak nadajniki GPS pokazują pozycje TIR-ów).

– Tankowiec A płynie sobie Zatoką Perską i w pewnym momencie wyłącza system AIS, więc „znika” z monitorów śledzących ruch statków.

– W międzyczasie po Zatoce Perskiej pływa sobie pusty tankowiec B, który również wyłącza swój system AIS.

– Tankowce A i B spotykają się na wodach obok Zjednoczonych Emiratów Arabskich. Ropa z A jest przetransportowana do B. Dokumentacja dotycząca pochodzenia ropy jest fałszowana – od tej chwili ma ona „papiery” na to, że pochodzi z Iraku.

– A i B odpływają na pewną odległość i włączają swoje systemy AIS. A wraca do Iranu, a B płynie sobie do ustalonego kraju (np. do Chin) i rozładowuje w porcie formalnie iracką ropę. Oczywiście gdyby do Chin dotarł bezpośrednio tankowiec A, to byłaby międzynarodowa awantura, a tak to nie wiadomo do końca skąd ta ropa znalazła się na B, więc co pan zrobisz, jak nic nie zrobisz…

Sankcje ominięte? Ominięte.

 

Embargo nie zawsze jest skuteczne!

Podobne „patenty” do powyżej opisanych stosowała / stosuje także Korea Północna, która ma narzucony roczny limit importu ropy w wysokości 0,5 miliona baryłek, a w rzeczywistości potrzebuje znacznie więcej. Tam też dzieją się „cuda” z przeładunkami towaru na morzu, fałszowaniem dokumentów przewozowych, fizyczną zmianą nazw statków i ich numerów identyfikacyjnych IMO, czy wykorzystaniem łańcuchów spółek offshore. Wszystko to oczywiście po to, aby maksymalnie „zaciemnić” sytuację, aby trudniej było dojść kto od kogo i kto komu.

Tak więc warto pamiętać, że nałożenie sankcji nie oznacza automatycznego opadnięcia szczelnej kurtyny, gdzie nawet mysz się nie prześlizgnie. Zawsze się znajdzie ktoś, kto będzie te sankcje łamał, zarabiając na tym grube miliony. A podmiot objęty sankcjami owszem, będzie miał o wiele trudniej, ale pewną część obrotu i tak zapewne uratuje.

 

 

 

Kary umowne i windykacja w budownictwie

W branży budowlanej funkcjonuje powiedzenie, że generalny wykonawca płaci swoim podwykonawcom nie pieniędzmi, lecz karami umownymi. Oczywiście, jest to powiedzenie nieco przejaskrawione, ale zawiera się w nim sporo prawdy. Sam mechanizm nakładania takich kar opisałem już w jednym z wcześniejszych wpisów (można go znaleźć TUTAJ), ale dziś przypomnę dla porządku, że kary mogą zostać nałożone praktycznie za wszystko i w zasadzie bez żadnego sensownego uzasadnienia ze strony generalnego wykonawcy.

Cel działania nieuczciwego dewelopera

Generalnie chodzi o to, aby „zamęczyć” podwykonawcę procesami sądowymi, niejednokrotnie doprowadzając go do tego, że zdąży on zbankrutować, zanim uzyska korzystny dla siebie wyrok. A i nawet wtedy, gdy będzie miał już w ręku tytuł egzekucyjny, może się okazać, że generalny wykonawca w międzyczasie wyprowadził majątek ze spółki i komornik nie ma czego zajmować (tego typu sytuację przedstawiłem w poprzednim wpisie z 7 lutego).

Jednak nie zawsze bywa tak, że generalny wykonawca nie chce płacić nic – on niekiedy wręcz zmierza w kierunku zmuszenia podwykonawcy do podpisania skrajnie niekorzystnej dla niego ugody. No i właśnie o takim scenariuszu będzie dzisiejszy artykuł. 

 

Wymuszona ugoda na budowie

Mamy więc sytuację, w której podwykonawca A wykonał całość zakontraktowanych robót. Współpraca z generalnym wykonawcą B szła do tej pory całkiem dobrze, nie było jakichś wielkich zastrzeżeń odnośnie jakości prac. Sytuacja zmieniła się jednak przy ostatecznym odbiorze – nagle inspektorzy z ramienia generalnego wykonawcy zaczęli się dopatrywać „wielu poważnych uchybień” oraz stwierdzili „nieterminowe zakończenie robót”. Efekt: na podwykonawcę A nałożono kary umowne w wysokości ponad 70% wartości całego kontraktu.

Oczywiście, podwykonawca A bronił się tym, że przecież na wcześniejszych etapach inspektorzy nie zgłaszali żadnych nieprawidłowości, a opóźnienia w pracach były spowodowane niedotrzymaniem terminów przez innych wykonawców (podwykonawca A nie mógł zacząć swojego etapu prac, zanim inny podwykonawca nie zakończył przypisanych mu robót). Nic to jednak nie zmieniło i generalny wykonawca B, występując z pozycji siły, odmówił wypłaty wynagrodzenia, jednoznacznie przy tym sugerując, że w sądzie może być różnie i podwykonawca A może zwyczajnie nie dotrwać do końca batalii. No, ale „wyjątkowo możemy pójść Panu na rękę i zaproponować ugodę…”.

 

Dlaczego generalny wykonawca proponuje ugodę podwykonawcy?

Teoretycznie mogłoby się wydawać, że ugoda zaproponowana przez GW będzie dla wykonawcy dobrym rozwiązaniem, gdyż uchroni go od kosztów prowadzenia działań windykacyjnych, kosztów ewentualnego procesu, czy wreszcie zszarganych nerwów. W praktyce jednak nie jest tak różowo – poniżej dwa główne powody takiej sytuacji.

1. Ugoda oznacza obcięcie dużej części wynagrodzenia dla wykonawcy

Zazwyczaj proponowana ugoda jest bardzo niekorzystna dla naszego przykładowego podwykonawcy A – często proponowana suma ledwo co przekracza połowę oczekiwanej zapłaty (pozostała część jest potrącana w formie kar umownych).

2. Chodzi o wysokość kar potrąconych przez generalnego wykonawcę

Otóż rażąco wygórowane kary umowne są niezgodne z Kodeksem cywilnym, a do tego, zgodnie z orzecznictwem sądowym, nie można na wykonawcę nakładać kar w wysokości np. 80% wynagrodzenia, podczas gdy w rzeczywistości wykonał on 100% prac, a zastrzeżenia dotyczą jedynie części z nich.

Tymczasem ugoda w praktyce zabezpiecza generalnego wykonawcę przed ewentualną przegraną w sądzie. Co prawda podwykonawca, który pójdzie na ugodę, może potem wytoczyć proces generalnemu wykonawcy, ale w jego trakcie będzie musiał udowodnić, że rezygnacja z pierwotnego roszczenia, czyli właściwej zapłaty, została na nim de facto wymuszona, ewentualnie podpisał ugodę będąc w stanie wykluczającym swobodne wyrażanie woli. W praktyce procesowej, mając za przeciwników biegłych prawników zatrudnionych przez generalnego wykonawcę, podwykonawca na ogół stoi na straconej pozycji.

 

Szantażowanie podwykonawców

Warto również wiedzieć, że generalni wykonawcy naciskali na mniejszych podwykonawców, szantażując ich, że jeśli nie podpiszą ugody, to nie dostaną już więcej żadnego zamówienia od innych generalnych wykonawców. Coś na zasadzie: „My tu w branży wszyscy się znamy i jeśli będzie Pan z nami walczył, to może Pan zapomnieć, że jakakolwiek duża firma da Panu jakiś kontrakt.”. Niestety, takie groźby były w znacznej części uzasadnione, gdyż firmy będące generalnymi wykonawcami współpracowały ze sobą na polu eliminowania „krnąbrnych” podwykonawców.

 

Brak zapłaty za wykonane roboty budowlane a efekt domina

Zarysujmy teraz sytuację podwykonawcy A. To mała firma, bez odłożonych na koncie milionów, które mogłyby jej zapewnić funkcjonowanie bez otrzymania zapłaty od generalnego wykonawcy B i jednoczesne wieloletnie dochodzenie swoich praw w sądzie.

Trzeba bowiem wziąć pod uwagę, że podwykonawcy w trakcie realizacji prac ponoszą bardzo duże koszty z własnej kieszeni – kupują część materiałów, wypłacają pensje pracownikom, płacą raty leasingowe za maszyny, za paliwo itd. Sytuacja, w której generalny wykonawca odmawia zapłaty faktury np. na 1,7 miliona PLN, oznaczać więc może ogromne problemy z utrzymaniem płynności finansowej.

Dramatyczny wybór

Podwykonawca staje wtedy niejednokrotnie przed bezwzględnym dylematem: albo pójdzie na ugodę, w której generalny wykonawca zapłaci mu np. 60% wartości kontraktu, co uratuje chwilowo firmę, albo będzie trzeba iść po pieniądze do sądu.

No i niestety, nie mam tutaj dobrych wieści dla tych, którzy wierzą w polski wymiar sprawiedliwości. Na rozprawy sądowe czeka się niekiedy latami, zwłaszcza w większych miastach. W międzyczasie generalny wykonawca piętrzy stos przeszkód, a jego prawnicy cały czas składają nowe wnioski dowodowe, powołują biegłych, świadków i tak dalej. Generalnie cały scenariusz działania jest tutaj obliczony na maksymalne przeciągnięcie sprawy, bo każdy miesiąc zwłoki zwiększa prawdopodobieństwo, że podwykonawca żądający pieniędzy „wykrwawi się” i zbankrutuje.

Bankructwo? Prawdopodobne

Wizja bankructwa podwykonawcy w opisanym powyżej układzie jest dość prawdopodobna. Jeśli bowiem nie otrzyma on zapłaty, to sam może nie mieć z czego uregulować zobowiązań wobec swoich dostawców i firm leasingowych, może również nie mieć środków na wypłaty dla pracowników oraz na zapłacenie podatków i składek ZUS. Dostawcy mogą jeszcze przed pójściem do sądu wpisać nieszczęśnika na giełdy długów, co skutecznie zablokuje mu możliwość wzięcia kredytów, firmy leasingowe zabiorą sprzęt budowlany niezbędny do pracy, pracownicy odejdą (któż bowiem chciałby pracować bez wypłaty pensji), a Urząd Skarbowy szybko upomni się o swoje.

Tak właśnie wygląda czarny scenariusz, który zresztą realizował się w praktyce nie raz i nie dwa, chociażby przy budowie autostrad. Niestety, w dzisiejszych czasach prawdopodobnie będziemy mieli do czynienia z falą nieuregulowanych płatności ze strony deweloperów, którzy źle skalkulowali inwestycje i „popłynęli” chociażby na drożejących materiałach budowlanych.

Skuteczna windykacja w branży budowlanej, czyli co można zrobić, gdy generalny wykonawca nie chce płacić?

Na dobrą sprawę jedyną naprawdę skuteczną metodą będzie ustanowienie zabezpieczenia na nieruchomości / majątku posiadanym przez generalnego wykonawcę. Do kwoty 75 tys. PLN jest to relatywnie proste, gdyż nie musimy wykazywać tzw. interesu prawnego. Problem zaczyna się jednak w przypadku kwot na umowie wyższych niż 75 tys. PLN, gdyż wtedy musimy przekonać sąd, że nasz interes jest zagrożony. Trzeba więc zebrać dowody świadczące chociażby o tym, że deweloper nie płaci również innym wykonawcom, wyprowadza majątek ze spółki, a do tego są mocne przesłanki dotyczące jego niewypłacalności. Tylko jak takie dowody zdobyć?

Windykacja śledcza – sposób na skuteczne odzyskanie długów w branży budowlanej

Kluczem do sukcesu jest tutaj profesjonalnie przeprowadzona windykacja śledcza – a takiej zwykła kancelaria adwokacka czy radcowska raczej nie zrobi. Wielu prawników woli zresztą działać w oparciu o utarte (i wygodne dla nich) schematy, kierując swoich klientów na drogę procesu cywilnego. Niestety, takie postępowanie na ogół generuje tylko niepotrzebne koszty, gdyż komornik finalnie i tak nie ma czego zabrać deweloperowi – oszustowi.

 

Ustanowienie zabezpieczenia na majątku

W polskim systemie prawnym w zasadzie jedyną skuteczną ścieżką, która daje wykonawcy do ręki argumenty w walce z deweloperem, jest ustanowienie zabezpieczenia na majątku tegoż dewelopera (najlepiej na nieruchomości). I to właśnie w tym kierunku należy podążać, pamiętając przy tym o szybkości działania, która niejednokrotnie będzie tutaj kluczowa. Wieloletnie procesy sądowe to, niestety, w polskich warunkach prosta droga do niewypłacalności.

 

Windykacja dla branży budowlanej

Nie otrzymałeś zapłaty wykonane roboty budowlane? Zgłoś się do nas już dziś – od lat z sukcesami zajmujemy się windykacją śledzą. Przeanalizujemy Twoją sprawę i pomożemy Ci szybko odzyskać pieniądze!

Kontakt:

E-mail: kontakt@bialekolnierzyki.com

Telefon: 513 755 005