Czy 25 lat za VAT to sensowne rozwiązanie?

Zacznę od bardzo ważnego pytania: dlaczego mniej więcej od 2007 roku zaczęła w Polsce lawinowo rosnąć liczba wyłudzeń podatku VAT?

Otóż jednym z powodów była słabość naszego prawa, niedostosowanego w tej kwestii do skutecznego zwalczania profesjonalnej przestępczości zorganizowanej. Nie jest to zresztą specyfika wyłącznie naszego kraju – w wielu państwach Unii Europejskiej mieliśmy podobną sytuację. Do tego dochodziła słabość aparatu skarbowego, który nie miał jeszcze odpowiedniego know-how dotyczącego zwalczania mafii VAT oraz szczupłość sił – już nie pamiętam dokładnie, ilu mieliśmy urzędników na całą Polskę w UKS-ach, ale było ich śmiesznie mało, zdaje się kilkuset. Do tego byli oni pozbawieni skutecznych narzędzi analitycznych. Tymczasem sam tylko Urząd Kontroli Skarbowej w Bydgoszczy ujawnił fikcyjne faktury na kwotę ponad 2 miliardów PLN, wystawione w latach 2009 – 2010. To było prawdopodobnie kilka – kilkanaście tysięcy lewych faktur – taką ilość nie jest wcale tak łatwo zneutralizować, jeśli nie zaangażuje się do tego odpowiedniej liczby przeszkolonych funkcjonariuszy. Grupy przestępcze – czy to polskie, czy zagraniczne – doskonale się w tym orientowały, więc wchodziły w wyłudzenia niczym nóż w masło i przez lata zgarniały miliony.

 

 

Słabość aparatu skarbowego i dobrobyt grup przestępczych

No i tutaj istotna rzecz, której ja sam jeszcze kilka lat temu do końca nie rozumiałem, a mianowicie:

Jak to jest, że wszyscy na mieście wiedzą, że dany „kark” robi w fakturach, a ani skarbówka ani policja nie potrafią się do niego dobrać?

Powody były dość złożone, bo tak naprawdę wiele wskazuje na to, że funkcjonowały tutaj dwa równoległe światy.

 

Idziemy na ostro

Pierwsza sytuacja to taka, gdzie wymiar sprawiedliwości przykładał się na ogół do tych większych spraw, w których szły zawiadomienia z GIIF albo CBŚP / ABW / CBA wykryły większą karuzelę. Wtedy sprawa szła do prokuratury okręgowej, a akt oskarżenia skierowany do sądu zawierał nie tylko lepszy materiał dowodowy, ale także był tak sformułowany, aby postawić zarzuty związane z przestępczością zorganizowaną. W takiej sytuacji można było liczyć na dość surowe wyroki.

 

Weźmy to na spokojnie

Druga sytuacja, prawdopodobnie częściej spotykana, dotyczyła spraw teoretycznie mniejszych, czyli wyłudzeń na kilkaset tysięcy PLN – kilka milionów PLN oraz takich, które ze względu na szczupłość sił organów ścigania były traktowane bardziej „lajtowo”, czyli nie przykładano do nich dużej wagi. W konsekwencji sprawy takie nie były nadzorowane przez prokuratury okręgowe, lecz prowadzone według uproszczonego schematu. Taki uproszczony schemat to postępowania prowadzone przez urzędy skarbowe, które skupiały się głównie na określeniu sankcji podatkowej, czyli na naliczeniach. Sprawy związane z zarzutami kryminalnymi schodziły tutaj na dalszy plan. No i potem w sądzie mieliśmy wiele spraw, w których akt oskarżenia ograniczał się do art. 62 § 2 kodeksu karnego skarbowego.

 

Efekt

Słupy na ogół dostawały wyroki w zawieszeniu oraz kary grzywny po kilkanaście – kilkadziesiąt tys. PLN, a „karki” i organizatorzy byli w tym czasie bezkarni i latali sobie po mieście nowymi BMW M5. Latali, bo nikt ich specjalnie nie szukał – dla wymiaru sprawiedliwości liczyło się to, że wyrok był, no bo w końcu słup go dostał.

Inaczej mówiąc skarbówka szła często na łatwiznę i skupiała się na jak największych naliczeniach, a nie na faktycznej likwidacji procederu wyłudzeń. Byleby wszystko ładnie wyglądało w statystykach, bo było jasne, że kwot zasądzonych do zwrotu żaden słup prawdopodobnie nie spłaci. I właśnie przez nacisk na takie „papierowe” wyniki, grupy przestępcze wyłudzające VAT mogły w dużej mierze spać spokojnie.

 

 

Walka z mafiami VAT

Sytuacja zmieniła się w 2017 roku, kiedy to do kodeksu karnego wprowadzono nowe typy przestępstw fakturowych + dodano „ćwiarę” za przestępstwa VAT-owskie największego kalibru + wprowadzono możliwość tzw. skutecznej reakcji na przedpolu oszustwa. No i tutaj właśnie dochodzimy do tytułowego pytania:

Czy 25 lat za VAT to dobry kierunek?

I jak to w życiu: jeden rabin powie TAK, drugi rabin powie NIE.

Według pierwszego stanowiska NIE, ponieważ zagrożenie taką sankcją karną bez radykalnego polepszenia wykrywalności nic nie da. Powszechnie bowiem wiadomo, że to nieuchronność kary ma decydujący walor odstraszający, a nie jej wysokość.

Drugie stanowisko jest na TAK. Otóż ekonomiczna analiza prawa ma wskazywać, że jednak wysokość kar ma duże znaczenie w przypadku przestępstw gospodarczych i pogląd stawiający nieuchronność na piedestale staje się w pewnych przypadkach przestarzały. Podstawowy argument: prawdziwy biały kołnierzyk kalkuluje ryzyko i jeśli ma do wyboru dwa rodzaje oszustw, w wyniku których zarobi podobne pieniądze, ale w przypadku jednego grozi mu 25 lat, a w przypadku drugiego 5 lat (np. VAT kontra akcyza), to raczej wybierze oszustwo zagrożone niższą sankcją. Natomiast dla Ziutka, który w pijackim szale dźga nożem współuczestnika libacji, wysokość sankcji nie ma znaczenia – czy to 25 lat czy 5 lat, wszystko jedno, bo on i tak nie kontroluje swojego zachowania. Czyli profesjonaliści kalkulują na chłodno, a gity grzejące długie wyroki dają się nazbyt często ponieść emocjom.

 

 

And the winner is…

Które stanowisko jest bliższe prawdy? Nie jestem pewien, ale wydaje mi się, że to drugie. No i jeszcze jedna rzecz: coraz mniej firm chce kupować od kogoś, kto wygląda na znikającego podatnika, co mnie cieszy. VAT-owcy mają więc coraz bardziej pod górkę. A niedługo być może ta górka stanie się jeszcze bardziej stroma, bo przy okazji powiem Wam, że powolutku posuwamy do przodu pewien projekt komercyjny, który być może już niedługo pozwoli polskim przedsiębiorcom automatycznie oceniać wstępny poziom ryzyka związany z handlowaniem z nowym kontrahentem. Ale nie pora teraz na szczegóły, bo na razie jesteśmy w fazie wstępnej. Jeśli jednak wszystko pójdzie jak należy, to na pewno Czytelnicy mojego bloga dostaną możliwość przetestowania nowej zabawki jako pierwsi.

Potrzebujesz pomocy lub doradztwa w sprawach związanych z nieprawidłowościami w VAT? Napisz do nas: kontakt@bialekolnierzyki.com

 

Zdjęcie ilustrujące wpis jest poglądowe! Osoby, rzeczy lub sytuacje przedstawione na zdjęciu NIE mają bezpośredniego związku z treścią niniejszego wpisu!

 

Analityka, VAT i praktyczny schemat legalizowania pieniędzy

Wczoraj pisałem o realnej „potędze” naszego państwa, a dziś czytam sobie, jak to Ministerstwo Finansów opóźnia projekt kolejnego systemu mającego wyłapywać mafie VAT. System miał być zbudowany przy współudziale specjalistów i opierać się na modelowaniu danych finansowych, osobowych, kapitałowych wykorzystując do tego AI. Czyli wyłapujemy podejrzane przepływy między kontami bankowym, spółki zarejestrowane w wirtualnych biurach, biura rachunkowe obsługujące podejrzane podmioty itp. – wszystko to, o czym pisałem już nie raz. Tymczasem pomysłodawca systemu, dr Paweł Siarka, nie ukrywa, że jest rozczarowany 2-letnią współpracą z MF, która „nie wykroczyła poza sferę planowania”. Dlaczego? Ponieważ „część urzędników MF stale piętrzy problemy natury proceduralnej, które w biznesie rozwiązywane są zwykle w trakcie jednego spotkania”. No cóż…

Wygląda na to, że decydenci z MF nie rozumieją (albo celowo nie chcą zrozumieć) wagi systemów analitycznych w kontekście wyłapywania przestępstw ekonomicznych. To już bowiem nie te czasy, że tzw. pracą operacyjną na ulicy dało się wyłapać drobnych cwaniaków – w starciu z profesjonalistami trzeba wiedzieć, gdzie uderzyć, aby zrobić to odpowiednio szybko i skutecznie. To zresztą działa nie tylko w temacie VAT-u, ale i na innych poziomach. Przykład? Proszę bardzo!

 

 

Legalizowanie pieniędzy Made in Poland – poziom podstawowy

W internecie możemy często przeczytać o różnych teoretycznych modelach prania pieniędzy – wiecie, faza wstępna, placement, layering, integration. Tymczasem w naszych polskich warunkach przy mniejszych kwotach schematy legalizowania środków są często naprawdę banalne. Weźmy więc sobie teraz gości, którzy zarobili 0,5 – 1 miliona PLN jako członkowie grupy wyłudzającej VAT. Zbyt małe kwoty, aby się bawić w wieloetapowe przelewy do Hong-Kongu i tak dalej. No ale przecież nowego domu za pieniądze „bez kwitu” się nie postawi, bo US momentalnie się doczepi (często kontrolują przy zakupie nieruchomości). Co więc zrobić…?

Odpowiedź jest prosta: zatrudnić się w firmie znajomego z odpowiednią pensją i opłacać wszystkie składki (oczywiście chodzi o pracę fikcyjną – ważne, żeby papiery były ok). Potem występujemy o zwykły kredyt hipoteczny i już, załatwione. Co prawda pewnym problemem jest tutaj wkład własny, tzn. to, jak udowodnić, że legalnie zdobyło się te pieniądze. Ale jest to do obejścia – jeszcze kilka lat temu praktykowane było chociażby fikcyjne zatrudnienie się za granicą, również połączone z przykładnym opłacaniem wszystkich składek (po to, aby polski US wysyłając zapytanie np. do Holandii uzyskał informację, że wszystko jest w porządku). Wiadomo przecież, że za granicą można zarobić dobrze i odłożyć. Co prawda nie jest to najtańsza metoda prania pieniędzy, no ale dla tak małych kwot, o jakich dziś mówimy, nie opłaca się „odpalać kombajnu”.

Co dalej… Nielegalnie zarobione pieniądze odkładamy „w skarpetę” i możemy je albo przeznaczyć na spłatę rat za dom, albo na inwestowanie w rożne biznesy – oczywiście zaczynając powoli, żeby nie wzbudzić zainteresowania skarbówki. Popularne są zwłaszcza małe firmy budowlane – jest ssanie na rynku na takie usługi, ludzi zawsze można zatrudnić, a kupienie sprzętu za kilkadziesiąt tysięcy PLN uzasadnia się chociażby fikcyjną pożyczką. No a potem, jak już się rozkręci, to poleci – w razie czego można „dosypywać” z nielegalnej kupki kasy i działalność szybko się rozwija. Potem występujemy o kredyt / leasing i pchamy temat dalej. Po x-latach mamy już prężnie działającą firmę i możemy sobie na legalu kupować co chcemy. Tak to właśnie często wygląda – być może niektórzy znajdą tutaj odpowiedź na pytanie, jak to jest, że „karki” o których każdy na mieście wie, że robią lewe biznesy, kupują sobie domy, otwierają firmy, a skarbówka się ich nie czepia. No właśnie, z tym czepianiem się skarbówki to też jest dość ciekawe…

 

 

Znamy te prawidłowości – co z tym można dalej zrobić?

Zakładamy teraz, że urzędnicy, mówiąc w dużym uproszczeniu, odpalają na PIT-ach 2 filtry:

– byli pensjonariusze zakładów karnych / osoby skazane,

– pensje na UOP na czas nieokreślony wyższe od średniej krajowej o co najmniej 20%.

A jakby jeszcze dodał do tego trzeci filtr, czyli osoby zatrudnione za granicą w ciągu ostatnich 2-3 lat, to już w ogóle mogłyby się pokazać bardzo ciekawe rezultaty i współczynnik trafiony – zatopiony jeszcze by wzrósł. Ba, wyszłoby zapewne, że w niektórych firmach jest / było zatrudnionych po kilku ex-kryminalistów z nienaturalnie wysokimi pensjami (patrząc na ich brak kwalifikacji i doświadczenia zawodowego). A skoro tak, to można by w oparciu o to budować siatki przestępczych powiązań i tak dalej… Póki co jednak takie filtrowanie raczej nie ma miejsca (a już na pewno nie na większą skalę), gdyż takie prymitywne metody legalizowania pieniędzy z przestępstw cały czas przechodzą.

Tego typu sytuacji jest wiele – i przy mniejszych i przy większych akcjach białych kołnierzyków. Mając dobre systemy i skoordynowane bazy danych + dobra współpraca różnych służb można wyłapać więcej kwiatków, niż sobie to niektórzy wyobrażają. Ale to trzeba chcieć i potrafić, a z tym już różnie u nas bywa.

 

Zdjęcie ilustrujące wpis jest poglądowe! Osoby, rzeczy lub sytuacje przedstawione na zdjęciu NIE mają bezpośredniego związku z treścią niniejszego wpisu!

 

Strefa wojny: Leopardy & automaty do gry

W tle newsów medialnych i komentarzy ekspertów dotyczących hitów ostatnich dni, czyli LGBT i „kupy Trzaskowskiego” docierającej Wisłą już do Torunia, przemykają się raz po raz ciekawe informacje. Ciekawe, ponieważ ich analiza daje obraz faktycznej sprawności naszego państwa. I nie jest to obraz przyjemny, jak już się zapewne domyślacie. Rzekłbym nawet, że to jest dopiero jedna wielka i śmierdząca kupa.

 

Automaty do gier

Pierwsza rzecz to dane, które niedawno udostępniło Ministerstwo Finansów. Oto od 2017 roku, czyli od czasu obowiązywania nowej ustawy hazardowej, Krajowa Administracja Skarbowa zarekwirowała ponad 50 tys. automatów do gier – taki był efekt kilku tysięcy „wjazdów z buta”, jakie funkcjonariusze urządzali każdego roku w jaskiniach nielegalnego hazardu. Nałożono też ponad 1 miliard PLN kar i skazano za łamanie ustawy 7,5 tysiąca osób (z czego 600 trafiło do więzienia).

 

A teraz efekty finansowe

Z zasądzonego miliarda odzyskano do budżetu zaledwie kilkadziesiąt milionów PLN. Dlaczego? Ponieważ działania operacyjne prowadzą głównie do zatrzymywania słupów, którzy z dość oczywistych względów nie płacą zasądzonych kar, gdyż po prostu nie mają z czego. Sytuacja w sumie analogiczna jak z mafiami VAT, gdzie latami też mieliśmy podobne akcje ze skazywaniem słupów na śmiesznie niskie kary i zasądzaniem zwrotu nielegalnie osiągniętych korzyści, które było tylko fikcją, bo i tak było wiadomo, że komornik nic nie ściągnie z jednego czy drugiego delikwenta. W sumie wygląda to tak, że realnie wyegzekwowane kary ledwo starczają na pokrycie kosztów przechowywania zarekwirowanych automatów, sporządzanie opinii biegłych na potrzeby postępowań itp. Ale gdyby dodać do tego koszty tysięcy interwencji funkcjonariuszy KAS, to najprawdopodobniej cała zabawa byłaby na dużym minusie, patrząc z perspektywy państwa.

A tymczasem podziemie hazardowe ma się całkiem dobrze – przestępcy tak poukładali schematy, że mają w nich uwzględniony prawdopodobny czas, po upływie którego do nielegalnego salonu gier wpadną służby i wszystko zarekwirują. Znów analogicznie jak z VAT-em – tam też mamy schemat życia spółki-słup, zresztą krótki. Używa się przy tym najtańszych automatów do gier, których strata mniej boli. Zasada jest taka: jeden automat daje miesięcznie ok. 5 tys. PLN przychodu = tyle może maksymalnie kosztować. Wskazuje to, że w praktyce służby rozbijają nielegalny punkt gier średnio najprędzej w ciągu 2-3 miesięcy. Gdyby robiły to szybciej, to organizowanie nielegalnych gier na automatach by się nie opłacało – a przecież cały czas powstają nowe punkty. Czy naprawdę nie da się tego namierzać i likwidować w szybszym tempie…?

 

Automaty do Afryki – ciekawostka przy okazji

Ostatnio został ogłoszony przetarg na utylizację zarekwirowanych automatów do gier. Z miejsca pojawiły się doniesienia, że to pewnie jakaś ustawka i ktoś się nieźle „nachapie”, bo dostanie automaty, za których utylizację mu zapłacą grube $$$, a które będzie mógł potem sprzedać np. do Afryki = podwójny zysk! No więc właśnie niekoniecznie. Spytałem o opinię kogoś, kto siedzi w temacie od wielu, wielu lat i kategorycznie odrzucił ten afrykański kierunek. Dlaczego? Ponieważ rekwirowane automaty to na ogół szmelc – każdy innego producenta, o najgorszych parametrach technicznych, bez wsparcia serwisowego w software (posiadają głównie kopie programów zamiast oryginałów). Może z 10 lat temu dałoby się je dobrze opchnąć na rynku afrykańskim, ale teraz nawet i tam przyjmują się maszyny z homologacją oraz software’em od renomowanych producentów, działające w sieci wraz z obsługującym je CMS.

Co więcej, z samej utylizacji też nie będzie wielkich pieniędzy, ponieważ w tych maszynach nie ma wielu podzespołów do odzyskania, więc właściwie to mają one wartość złomu. Aby dobrze na nich zarobić, jest właściwie tylko jedna możliwość: wprowadzić je znów do nielegalnego obiegu w Polsce. Czy to da się…? Poczekamy – zobaczymy.

 

Leopardy

Druga rzecz to czołgi Leopard, które oddano do remontu mniej – więcej w tym zbliżonym czasie, gdy zaczęła obowiązywać nowa ustawa hazardowa. Z 250 sztuk wojsko ma dziś do dyspozycji zaledwie 5 sztuk (!), co w razie wojny mogłoby mieć dość przykre dla nas skutki. Przypominam tylko, że chodzi o czołgi używane, przejęte z niemieckiego demobilu.

I teraz, jak można się było tego spodziewać, Niemcy doskonale zabezpieczyli swoje interesy przy sprzedaży nam tych używanych czołgów. Co prawda kwota, jaką musieliśmy zapłacić za te maszyny była symboliczna (1 Euro), ale było wiadome, że za x-lat trzeba je będzie modernizować. No i tutaj polski przemysł nie może samodzielnie dokonywać modernizacji, gdyż doszłoby przy tym do złamania praw własności intelektualnej niemieckich producentów. Na takie rozwiązanie nalegała strona niemiecka – i trudno się jej dziwić.

Tak czy inaczej zaczęły się jazdy z aneksowaniem umów, przepychanki kto jest winien, a kto nie jest, przewlekłe procedury i tak dalej. Najważniejszy jest jednak efekt: polska armia wciąż nie ma nowoczesnych czołgów. Niemcy i tak swoje zarobią, a my obudzimy się zapewne z ręką w nocniku.

 

Reasumując

Przegrywamy starcie zarówno z przestępcami, jak i z politykami / koncernami państw wyżej rozwiniętych od nas. No po prostu dostajemy baty na całej linii. Nie potrafimy sobie poradzić z prostymi w gruncie rzeczy zagrywkami tzw. mafii hazardowej, nie potrafimy sprawnie prowadzić skomplikowanych projektów o skali międzynarodowej. I taka jest faktyczna siła naszego państwa, a nie to, co pokazują w TVP.

 

Zdjęcie ilustrujące wpis jest poglądowe! Osoby, rzeczy lub sytuacje przedstawione na zdjęciu NIE mają bezpośredniego związku z treścią niniejszego wpisu!