Gotówka

O tym, że aktualnie mamy ciśnienie na zlikwidowanie gotówki, nie trzeba chyba nikogo specjalnie przekonywać. Obecna sytuacja z COVID-em może wręcz przyspieszyć ten proces, bo już się mówi, że banknoty to nośnik dla wirusów. Tak właściwie to chociażby Skandynawia już jest w dużej mierze praktycznie bezgotówkowa. W innych krajach stopniowo „przykręca się śrubę” odnośnie limitów płatności gotówkowych lub idzie w kierunku dalszych ograniczeń. Zresztą nie trzeba szukać daleko: nasz minister finansów na forum ekonomicznym w Davos również stwierdził, że byłoby fajnie, gdyby gotówka zniknęła.

 

 

Jakie są argumenty za zlikwidowaniem gotówki?

Najczęściej wysuwane to:

– utrzymanie gotówki kosztuje nawet 1% PKB,

– gotówka ułatwia funkcjonowanie szarej strefy,

– gotówka sprzyja wyłudzeniom skarbowym i przestępstwom gospodarczym,

– gotówka jest często używana przez handlarzy narkotyków,

– gotówka ułatwia finansowanie zamachów terrorystycznych.

Ile jest prawdy w tych argumentach?

 

 

Finansowanie terroryzmu

Tutaj FATF (Financial Action Task Force) w jednym ze swoich raportów już kilka lat temu stwierdził, że wyeliminowanie gotówki w żaden sposób nie utrudniłoby działania terrorystom. Dlaczego?

Zamachy terrorystyczne można dziś przeprowadzić bardzo tanim kosztem, dosłownie za kilka tysięcy Euro. To są tak niskie kwoty, że można je przepuścić przez system finansowy praktycznie niezauważalnie i bez wzbudzania jakichkolwiek podejrzeń. Ok, pewne utrudnienia mogłyby wystąpić, gdyż np. kupno nielegalnej broni za przelew bankowy jest obarczone pewnym ryzykiem. Jednak zawsze można zastosować barter (np. narkotyki) lub użyć kryptowalut. Eliminacja gotówki w żaden sposób nie pomoże więc w walce z terroryzmem – i to są oficjalne symulacje.

 

 

Narkotyki

Handel „pigułkami” to akurat branża, w której cash is the king. Szacuje się, że rynek detaliczny narkotyków w UE jest wart 20 – 30 miliardów Euro. Większość tego obrotu odbywa się w gotówce, co jest dość oczywiste. Większość, ale nie całość – już dziś mamy inne metody rozliczeń, jak chociażby aplikacje do szybkich płatności czy kryptowaluty.

Skoro więc do handlu narkotykami używa się gotówki, to może chociaż jakoś ograniczyć jej używanie…? Na taki pomysł wpadli niedawno w Rotterdamie, gdzie rozważa się wprowadzenie zakazu noszenia przy sobie kwoty większej niż 2000 Euro. Ma to podobno służyć walce z handlarzami narkotyków, co jest założeniem dość kuriozalnym. Dlaczego?

Ponieważ już samo sprzedawanie narkotyków jest nielegalne i zagrożone dużymi sankcjami, więc jeśli dealerzy nie boją się teraz handlować, to zakaz noszenia przy sobie większej ilości gotówki nagle nie spowoduje, że się przestraszą i odejdą z biznesu. Po prostu dalej będą sprzedawać dragi, a tylko od czasu do czasu policja któregoś złapie ze zbyt dużą kwotą pieniędzy, więc zapłaci on mandat. I to tyle – samo ustawienie limitu gotówki, jaką można przy sobie nosić, będzie więc miało śladowy wpływ na zwalczanie narkobiznesu.

 

A całkowita likwidacja gotówki, czy wyeliminuje handel narkotykami?

To dość życzeniowe myślenie. Owszem, początkowo utrudni to działanie przestępcom, ale przy branży wartej tyle miliardów zawsze znajdzie się obejście (szczególnie przy tak pożądanym towarze). Barter, szybkie płatności, krypto – to tylko niektóre możliwości. Kto wie, czy zniknięcie gotówki docelowo nie ułatwi nawet przestępcom prania pieniędzy już we wstępnej fazie. To kwestia zmiany przyzwyczajeń nabywców – obecnie wolą oni płacić banknotami, ale jeśli będą zmuszeni do dokonywania transferów elektronicznych, to to zrobią. I już można budować pod to system. Po co? Przykładowo przy założeniu zwiększenia zakresu monitorowania prywatnych kont bankowych po wycofaniu gotówki (realny scenariusz) byłoby dość ryzykowne przelewać na konto dealera po kilka – kilkanaście drobnych płatności dziennie. Mechanizm nadzoru przy odpowiednich filtrach mógłby to wyłapać i zakwalifikować jako anomalię do sprawdzenia. Ale jeśli dysponujemy firmą, która ma uprawdopodobnioną dużą ilość mikropłatności, bo np. handluje itemami do gier, to już jest pewne pole manewru. To może pójść chociażby w tym kierunku. Ja więc stoję na stanowisku, że przy likwidacji gotówki obroty branży narko nieco spadną, ale szybko wynajdzie się / dopracuje efektywny system płatności, który umożliwi dalszy handel. Zbyt duże pieniądze wchodzą tu w grę, aby nie opracowano sensownego rozwiązania.

 

 

Gotówka a wyłudzenia skarbowe i przestępstwa białych kołnierzyków

Powiem tak: duże karuzele VAT nie miały obrotu gotówkowego, więc wyeliminowanie pieniądza fizycznego nic tutaj specjalnie nie zmieni. Co najwyżej modyfikacji ulegnie niekiedy stosowany model, gdzie słupy pobierały gotówkę z kont bankowych / bankomatów. Po prostu zamiast tego dopracuje się inny mechanizm transferu i tyle.

Jeśli zaś chodzi o inne przestępstwa gospodarcze, jak np. afery typu Amber Gold czy GetBack, to tam i tak w zdecydowanej większości mamy transfery bankowe – raczej nie biega się z milionami w banknotach, lecz operuje na pieniądzach elektronicznych, już będących w oficjalnym obiegu. Zresztą potwierdził to także jeden z raportów FATF.

 

Słupy ciągle w grze

Tak przy okazji, to obrót bezgotówkowy teoretycznie daje większe możliwości łatwiejszego namierzenia beneficjenta rzeczywistego, ale w praktyce jest na to odpowiedź: słupy. Tak właśnie, prezesi – figuranci są ciągle w modzie. Bierze się więc na ogół młodych chłopaków w wieku 20-kilku lat i otwiera na nich firmę. Faktury płyną, a chłopaki się cieszą, że klienci są i ktoś załatwia zbyt. No a potem wpada skarbówka i zaskoczenie, bo jeden z drugim nic nie wie. Ostatnio np. słyszałem o kilku przypadkach zatrzymań prezesów wypożyczalni samochodów, niczego zresztą nieświadomych – po prostu firmowali te biznesy myśląc, że wszystko jest git. A nie było.

Na wyższych poziomach też to działa podobnie, tylko bierzemy jakiegoś figuranta i robimy mu legendę self – made – mana, czyli młodego przedsiębiorcy, który dzięki swojej intuicji wstrzelił się w super pomysł i w krótkim czasie rozkręcił np. giełdę kryptowalut lub tym podobny biznes. Ludzie lubią takie opowieści. Stworzenie podobnego success story nie kosztuje wiele – kilkadziesiąt tysięcy wystarczy (również o tym pisałem ze 2 lata temu). A że w tle mamy udziałowców związanych np. ze światem przestępczym i hajs się pierze aż miło, to już mało kto o tym wie, bo o tym akurat w wykupionych artykułach promocyjnych się nie pisze. Niejeden taki przypadek znam, więc jak już kiedyś mówiłem: nie znasz backgroundu, to nie sugeruj się rzekomym sukcesem, bo możesz się zdziwić.

Zresztą już samo wytransferowanie pieniędzy np. ze sprzedaży udziałów w takim startupie, też nie jest jakimś wielkim problemem ani kosztem. Przykładowo głównym udziałowcem sprzedawanej firmy jest spółka z kraju, w którym stawka opodatkowania przy takich transakcjach wynosi zero %. O takich konstrukcjach holdingowych umożliwiających pełną anonimizację i zaoszczędzenie grubych $$$ na podatkach będziemy mówili na szkoleniu Białych Kołnierzyków, którego przedsprzedaż rozpocznie się niedługo (o czym będę informował).

Wracając jednak do głównego wątku: wyeliminowanie gotówki raczej niewiele zmieni w przypadku przestępczości białych kołnierzyków (co również potwierdził FATF).

 

 

Szara strefa

No tutaj już faktycznie będzie można mówić o realnym utrudnieniu. Najprostszy przykład: Pan Heniu ma nam pomalować pokój – za 300 PLN, bez umowy i bez faktury. Dziś dostanie od nas te kilka stówek do ręki, ale po likwidacji gotówki chcąc mu zapłacić będziemy mieli do wyboru albo barter, albo transfer elektroniczny, ewentualnie kryptowaluty. Barter jest dość uciążliwy, a przyjmując co miesiąc kilka / kilkanaście takich drobnych transferów na swoje konto, Pan Heniu „wystawiałby się na strzał”, czyli na kontrolę z US (jeśli przyjmiemy scenariusz monitorowania przepływów finansowych na kontach prywatnych). Do tego wystarczy przeprowadzić jakąś akcję informacyjną w TV / internecie i już wiele osób będzie się bało robić tego typu transfery, choć dziś nie mają z tym problemu płacąc gotówką.

Tak więc wycofanie gotówki powinno mieć wpływ na zmniejszenie szarej strefy, choć oczywiście jej nie zlikwiduje (co zresztą potwierdzają raporty). Wiele schematów unikania opodatkowania i tak bowiem przeprowadza się bez udziału gotówki. Tak czy inaczej fiskus prawdopodobnie będzie miał jednak większą kontrolę nad naszymi pieniędzmi, z czego się z pewnością ucieszy.

 

 

Utrzymanie gotówki to koszt do 1% PKB

Nie wiem, na ile realne są te dane, więc się na ten temat nie wypowiem.

 

 

Co likwidacja gotówki prawdopodobnie będzie oznaczać dla tzw. przeciętnego obywatela

Teoretycznie zmieni się niewiele, bo już dziś spora część z nas płaci głównie kartą. Niekoniecznie też musi być tak, że rządy będą od razu i pod byle pretekstem odcinać przeciwników politycznych czy niepokorne jednostki od dostępu do kont bankowych, aby pozbawić tych ludzi środków utrzymania i w ten sposób ich „wyciszyć”. Umówmy się: już dziś, czyli w czasach gotówkowych, można bez problemu zniszczyć człowieka przy użyciu aparatu państwowego i odebrać mu życia smak (jak mawiał klasyk).

Jednak wiele tutaj może zależeć od danego rządu i stopnia poszanowania praw człowieka w danym państwie. Inaczej więc będzie to mogło wyglądać np. w Chinach, gdzie już teraz mamy ratingi obywateli i mocną kontrolę, a inaczej w takiej np. Australii czy Nowej Zelandii. Tak czy inaczej można założyć, że sytuacja na tym polu będzie dynamiczna, ponieważ każdy aparat biurokratyczny (w tym i skarbowy) ma jedną tendencję: dąży do coraz większej kontroli. Przykładowo aktualnie w Polsce mamy omawiany projekt nowelizacji ustawy o KAS, który daje skarbówce możliwość używania STIR-a do blokady rachunków bankowych zwykłych osób fizycznych nieprowadzących działalności gospodarczej. Ma to oczywiście służyć walce z wyłudzeniami skarbowymi.

Tylko kto zaręczy, że dalszej w przyszłości, wraz z rozwojem AI, nie zastosuje się wykładni rozszerzającej, czyli stałego monitorowania wszystkich rachunków i automatycznego blokowania kont nawet w przypadku podejrzeń dotyczących drobniejszych spraw niż karuzele VAT…? Nikt, więc całkiem możliwe, że tak właśnie będzie. Blokady mogą też następować przez pomyłkę. No a jeśli nie będzie gotówki, to osoby dotknięte blokadą będą miały poważny problem.

 

Szybkie case study

Weźmy taką sytuacją: jest sobie Heniek, którego skarbówka podejrzewa o unikanie płacenia podatków, więc blokuje mu konto aby „zabezpieczyć środki”. Dziś Heniek może mieć schowane „w skarpecie” kilka tysięcy, może też pożyczyć pieniądze od rodziny, więc jakoś przetrwa przez kilka miesięcy. A gdy nie będzie gotówki…? Wtedy automatycznie pieniędzy „ze skarpety” już nie ma. Nie bardzo jest jak pożyczyć od kogokolwiek transferem na konto, bo konto zablokowane. Kryptowalutą w sklepie też może być ciężko zapłacić, a handel wymienny typy „iPhone za opłacenie rachunków” jest megauciążliwy. Heniek będzie więc musiał prosić innych, aby zrobili mu zwykłe zakupy w sklepie. Bez dostępu do konta w zasadzie stanie się kimś w rodzaju banity, wyrzutkiem społeczeństwa. Tak jest, jeśli postępowania skarbowe będą prowadzone tak przewlekle jak dziś, to Heniek może w dość krótkim czasie nawet skończyć na ulicy – zwłaszcza, jeśli mieszkanie wynajmuje lub ma je w kredycie. No a groźba takiego scenariusza będzie powodować, że wiele osób nawet nie pomyśli, aby w jakikolwiek sposób kiwać fiskusa, nawet w najdrobniejszych rzeczach. Zbyt się będą bali potencjalnych konsekwencji.

Tak czy inaczej jeśli fizyczne pieniądze odejdą już do historii, to trzymanie wszystkich środków w systemie bankowym jednego kraju będzie obarczone pewnym ryzykiem. Rozwiązanie: posłać część pieniędzy za granicę, co zresztą już teraz robią co bogatsi. Kto wie, czy nie powstaną więc firmy oferujące tanie i szybkie zakładanie kont bankowych np. w Czechach albo nawet w egzotycznych krajach, pod hasłami w stylu „Zabezpieczymy Twoje pieniądze na czarną godzinę”. Może to być dobry biznes, który warto będzie odpalić ze 2 -3 lata przed ogłoszonym ostatecznym wycofaniu się z gotówki.

 

 

Reasumując

Jak w pewnym znanym powiedzeniu: tygrys i tak przeskoczy, wąż i tak się przeciśnie, ale bydło przynajmniej nie będzie się rozłazić. Zlikwidowanie gotówki zwiększy więc kontrolę nad społeczeństwem, bo w ślad za tym krokiem prawdopodobnie pójdą inne zmiany, stopniowo „dokręcające śrubę”. Powiem też Wam, że choć nie jestem konserwatystą, lecz osobą rozumiejącą to, że świat się nieustannie zmienia, to jednak będę tęsknił za banknotami w portfelu.

Czy 25 lat za VAT to sensowne rozwiązanie?

Zacznę od bardzo ważnego pytania: dlaczego mniej więcej od 2007 roku zaczęła w Polsce lawinowo rosnąć liczba wyłudzeń podatku VAT?

Otóż jednym z powodów była słabość naszego prawa, niedostosowanego w tej kwestii do skutecznego zwalczania profesjonalnej przestępczości zorganizowanej. Nie jest to zresztą specyfika wyłącznie naszego kraju – w wielu państwach Unii Europejskiej mieliśmy podobną sytuację. Do tego dochodziła słabość aparatu skarbowego, który nie miał jeszcze odpowiedniego know-how dotyczącego zwalczania mafii VAT oraz szczupłość sił – już nie pamiętam dokładnie, ilu mieliśmy urzędników na całą Polskę w UKS-ach, ale było ich śmiesznie mało, zdaje się kilkuset. Do tego byli oni pozbawieni skutecznych narzędzi analitycznych. Tymczasem sam tylko Urząd Kontroli Skarbowej w Bydgoszczy ujawnił fikcyjne faktury na kwotę ponad 2 miliardów PLN, wystawione w latach 2009 – 2010. To było prawdopodobnie kilka – kilkanaście tysięcy lewych faktur – taką ilość nie jest wcale tak łatwo zneutralizować, jeśli nie zaangażuje się do tego odpowiedniej liczby przeszkolonych funkcjonariuszy. Grupy przestępcze – czy to polskie, czy zagraniczne – doskonale się w tym orientowały, więc wchodziły w wyłudzenia niczym nóż w masło i przez lata zgarniały miliony.

 

 

Słabość aparatu skarbowego i dobrobyt grup przestępczych

No i tutaj istotna rzecz, której ja sam jeszcze kilka lat temu do końca nie rozumiałem, a mianowicie:

Jak to jest, że wszyscy na mieście wiedzą, że dany „kark” robi w fakturach, a ani skarbówka ani policja nie potrafią się do niego dobrać?

Powody były dość złożone, bo tak naprawdę wiele wskazuje na to, że funkcjonowały tutaj dwa równoległe światy.

 

Idziemy na ostro

Pierwsza sytuacja to taka, gdzie wymiar sprawiedliwości przykładał się na ogół do tych większych spraw, w których szły zawiadomienia z GIIF albo CBŚP / ABW / CBA wykryły większą karuzelę. Wtedy sprawa szła do prokuratury okręgowej, a akt oskarżenia skierowany do sądu zawierał nie tylko lepszy materiał dowodowy, ale także był tak sformułowany, aby postawić zarzuty związane z przestępczością zorganizowaną. W takiej sytuacji można było liczyć na dość surowe wyroki.

 

Weźmy to na spokojnie

Druga sytuacja, prawdopodobnie częściej spotykana, dotyczyła spraw teoretycznie mniejszych, czyli wyłudzeń na kilkaset tysięcy PLN – kilka milionów PLN oraz takich, które ze względu na szczupłość sił organów ścigania były traktowane bardziej „lajtowo”, czyli nie przykładano do nich dużej wagi. W konsekwencji sprawy takie nie były nadzorowane przez prokuratury okręgowe, lecz prowadzone według uproszczonego schematu. Taki uproszczony schemat to postępowania prowadzone przez urzędy skarbowe, które skupiały się głównie na określeniu sankcji podatkowej, czyli na naliczeniach. Sprawy związane z zarzutami kryminalnymi schodziły tutaj na dalszy plan. No i potem w sądzie mieliśmy wiele spraw, w których akt oskarżenia ograniczał się do art. 62 § 2 kodeksu karnego skarbowego.

 

Efekt

Słupy na ogół dostawały wyroki w zawieszeniu oraz kary grzywny po kilkanaście – kilkadziesiąt tys. PLN, a „karki” i organizatorzy byli w tym czasie bezkarni i latali sobie po mieście nowymi BMW M5. Latali, bo nikt ich specjalnie nie szukał – dla wymiaru sprawiedliwości liczyło się to, że wyrok był, no bo w końcu słup go dostał.

Inaczej mówiąc skarbówka szła często na łatwiznę i skupiała się na jak największych naliczeniach, a nie na faktycznej likwidacji procederu wyłudzeń. Byleby wszystko ładnie wyglądało w statystykach, bo było jasne, że kwot zasądzonych do zwrotu żaden słup prawdopodobnie nie spłaci. I właśnie przez nacisk na takie „papierowe” wyniki, grupy przestępcze wyłudzające VAT mogły w dużej mierze spać spokojnie.

 

 

Walka z mafiami VAT

Sytuacja zmieniła się w 2017 roku, kiedy to do kodeksu karnego wprowadzono nowe typy przestępstw fakturowych + dodano „ćwiarę” za przestępstwa VAT-owskie największego kalibru + wprowadzono możliwość tzw. skutecznej reakcji na przedpolu oszustwa. No i tutaj właśnie dochodzimy do tytułowego pytania:

Czy 25 lat za VAT to dobry kierunek?

I jak to w życiu: jeden rabin powie TAK, drugi rabin powie NIE.

Według pierwszego stanowiska NIE, ponieważ zagrożenie taką sankcją karną bez radykalnego polepszenia wykrywalności nic nie da. Powszechnie bowiem wiadomo, że to nieuchronność kary ma decydujący walor odstraszający, a nie jej wysokość.

Drugie stanowisko jest na TAK. Otóż ekonomiczna analiza prawa ma wskazywać, że jednak wysokość kar ma duże znaczenie w przypadku przestępstw gospodarczych i pogląd stawiający nieuchronność na piedestale staje się w pewnych przypadkach przestarzały. Podstawowy argument: prawdziwy biały kołnierzyk kalkuluje ryzyko i jeśli ma do wyboru dwa rodzaje oszustw, w wyniku których zarobi podobne pieniądze, ale w przypadku jednego grozi mu 25 lat, a w przypadku drugiego 5 lat (np. VAT kontra akcyza), to raczej wybierze oszustwo zagrożone niższą sankcją. Natomiast dla Ziutka, który w pijackim szale dźga nożem współuczestnika libacji, wysokość sankcji nie ma znaczenia – czy to 25 lat czy 5 lat, wszystko jedno, bo on i tak nie kontroluje swojego zachowania. Czyli profesjonaliści kalkulują na chłodno, a gity grzejące długie wyroki dają się nazbyt często ponieść emocjom.

 

 

And the winner is…

Które stanowisko jest bliższe prawdy? Nie jestem pewien, ale wydaje mi się, że to drugie. No i jeszcze jedna rzecz: coraz mniej firm chce kupować od kogoś, kto wygląda na znikającego podatnika, co mnie cieszy. VAT-owcy mają więc coraz bardziej pod górkę. A niedługo być może ta górka stanie się jeszcze bardziej stroma, bo przy okazji powiem Wam, że powolutku posuwamy do przodu pewien projekt komercyjny, który być może już niedługo pozwoli polskim przedsiębiorcom automatycznie oceniać wstępny poziom ryzyka związany z handlowaniem z nowym kontrahentem. Ale nie pora teraz na szczegóły, bo na razie jesteśmy w fazie wstępnej. Jeśli jednak wszystko pójdzie jak należy, to na pewno Czytelnicy mojego bloga dostaną możliwość przetestowania nowej zabawki jako pierwsi.

Potrzebujesz pomocy lub doradztwa w sprawach związanych z nieprawidłowościami w VAT? Napisz do nas: kontakt@bialekolnierzyki.com

 

Zdjęcie ilustrujące wpis jest poglądowe! Osoby, rzeczy lub sytuacje przedstawione na zdjęciu NIE mają bezpośredniego związku z treścią niniejszego wpisu!

 

Analityka, VAT i praktyczny schemat legalizowania pieniędzy

Wczoraj pisałem o realnej „potędze” naszego państwa, a dziś czytam sobie, jak to Ministerstwo Finansów opóźnia projekt kolejnego systemu mającego wyłapywać mafie VAT. System miał być zbudowany przy współudziale specjalistów i opierać się na modelowaniu danych finansowych, osobowych, kapitałowych wykorzystując do tego AI. Czyli wyłapujemy podejrzane przepływy między kontami bankowym, spółki zarejestrowane w wirtualnych biurach, biura rachunkowe obsługujące podejrzane podmioty itp. – wszystko to, o czym pisałem już nie raz. Tymczasem pomysłodawca systemu, dr Paweł Siarka, nie ukrywa, że jest rozczarowany 2-letnią współpracą z MF, która „nie wykroczyła poza sferę planowania”. Dlaczego? Ponieważ „część urzędników MF stale piętrzy problemy natury proceduralnej, które w biznesie rozwiązywane są zwykle w trakcie jednego spotkania”. No cóż…

Wygląda na to, że decydenci z MF nie rozumieją (albo celowo nie chcą zrozumieć) wagi systemów analitycznych w kontekście wyłapywania przestępstw ekonomicznych. To już bowiem nie te czasy, że tzw. pracą operacyjną na ulicy dało się wyłapać drobnych cwaniaków – w starciu z profesjonalistami trzeba wiedzieć, gdzie uderzyć, aby zrobić to odpowiednio szybko i skutecznie. To zresztą działa nie tylko w temacie VAT-u, ale i na innych poziomach. Przykład? Proszę bardzo!

 

 

Legalizowanie pieniędzy Made in Poland – poziom podstawowy

W internecie możemy często przeczytać o różnych teoretycznych modelach prania pieniędzy – wiecie, faza wstępna, placement, layering, integration. Tymczasem w naszych polskich warunkach przy mniejszych kwotach schematy legalizowania środków są często naprawdę banalne. Weźmy więc sobie teraz gości, którzy zarobili 0,5 – 1 miliona PLN jako członkowie grupy wyłudzającej VAT. Zbyt małe kwoty, aby się bawić w wieloetapowe przelewy do Hong-Kongu i tak dalej. No ale przecież nowego domu za pieniądze „bez kwitu” się nie postawi, bo US momentalnie się doczepi (często kontrolują przy zakupie nieruchomości). Co więc zrobić…?

Odpowiedź jest prosta: zatrudnić się w firmie znajomego z odpowiednią pensją i opłacać wszystkie składki (oczywiście chodzi o pracę fikcyjną – ważne, żeby papiery były ok). Potem występujemy o zwykły kredyt hipoteczny i już, załatwione. Co prawda pewnym problemem jest tutaj wkład własny, tzn. to, jak udowodnić, że legalnie zdobyło się te pieniądze. Ale jest to do obejścia – jeszcze kilka lat temu praktykowane było chociażby fikcyjne zatrudnienie się za granicą, również połączone z przykładnym opłacaniem wszystkich składek (po to, aby polski US wysyłając zapytanie np. do Holandii uzyskał informację, że wszystko jest w porządku). Wiadomo przecież, że za granicą można zarobić dobrze i odłożyć. Co prawda nie jest to najtańsza metoda prania pieniędzy, no ale dla tak małych kwot, o jakich dziś mówimy, nie opłaca się „odpalać kombajnu”.

Co dalej… Nielegalnie zarobione pieniądze odkładamy „w skarpetę” i możemy je albo przeznaczyć na spłatę rat za dom, albo na inwestowanie w rożne biznesy – oczywiście zaczynając powoli, żeby nie wzbudzić zainteresowania skarbówki. Popularne są zwłaszcza małe firmy budowlane – jest ssanie na rynku na takie usługi, ludzi zawsze można zatrudnić, a kupienie sprzętu za kilkadziesiąt tysięcy PLN uzasadnia się chociażby fikcyjną pożyczką. No a potem, jak już się rozkręci, to poleci – w razie czego można „dosypywać” z nielegalnej kupki kasy i działalność szybko się rozwija. Potem występujemy o kredyt / leasing i pchamy temat dalej. Po x-latach mamy już prężnie działającą firmę i możemy sobie na legalu kupować co chcemy. Tak to właśnie często wygląda – być może niektórzy znajdą tutaj odpowiedź na pytanie, jak to jest, że „karki” o których każdy na mieście wie, że robią lewe biznesy, kupują sobie domy, otwierają firmy, a skarbówka się ich nie czepia. No właśnie, z tym czepianiem się skarbówki to też jest dość ciekawe…

 

 

Znamy te prawidłowości – co z tym można dalej zrobić?

Zakładamy teraz, że urzędnicy, mówiąc w dużym uproszczeniu, odpalają na PIT-ach 2 filtry:

– byli pensjonariusze zakładów karnych / osoby skazane,

– pensje na UOP na czas nieokreślony wyższe od średniej krajowej o co najmniej 20%.

A jakby jeszcze dodał do tego trzeci filtr, czyli osoby zatrudnione za granicą w ciągu ostatnich 2-3 lat, to już w ogóle mogłyby się pokazać bardzo ciekawe rezultaty i współczynnik trafiony – zatopiony jeszcze by wzrósł. Ba, wyszłoby zapewne, że w niektórych firmach jest / było zatrudnionych po kilku ex-kryminalistów z nienaturalnie wysokimi pensjami (patrząc na ich brak kwalifikacji i doświadczenia zawodowego). A skoro tak, to można by w oparciu o to budować siatki przestępczych powiązań i tak dalej… Póki co jednak takie filtrowanie raczej nie ma miejsca (a już na pewno nie na większą skalę), gdyż takie prymitywne metody legalizowania pieniędzy z przestępstw cały czas przechodzą.

Tego typu sytuacji jest wiele – i przy mniejszych i przy większych akcjach białych kołnierzyków. Mając dobre systemy i skoordynowane bazy danych + dobra współpraca różnych służb można wyłapać więcej kwiatków, niż sobie to niektórzy wyobrażają. Ale to trzeba chcieć i potrafić, a z tym już różnie u nas bywa.

 

Zdjęcie ilustrujące wpis jest poglądowe! Osoby, rzeczy lub sytuacje przedstawione na zdjęciu NIE mają bezpośredniego związku z treścią niniejszego wpisu!