Oszustwa i kradzieże w logistyce – case study

W dzisiejszym materiale, opublikowanym po blisko 3-miesięcznej przerwie od blogowania, chciałbym opowiedzieć o dość powszechnym zjawisku oszustw czy też fraudów pracowniczych, koncentrując się przy tym na szeroko pojętej logistyce. Problem nie należy bynajmniej do błahych, ponieważ wbrew temu, co myślą niektórzy, dotyka większości polskich przedsiębiorstw, które zatrudniają pracowników. Skala zjawiska jest więc niebagatelna i o tym akurat nie ma co dyskutować.

 

W jakich działach przedsiębiorstwa najczęściej dochodzi do nadużyć?

Generalnie z oszustwami mamy najczęściej do czynienia tam, gdzie występują przepływy finansowe lub towarowe. Konkretnie można wskazać na:

– magazyn i wydanie towaru,

– dział zakupowy / zaopatrzenia,

– księgowość,

– sprzedaż,

– transport / operacje.

Dziś skupię się na logistyce oraz pokrewnej dziedzinie, czyli na zamówieniach. Ok, a teraz przejdźmy do omawiania konkretnych przypadków.

 

Case nr 1: zawyżona ilość wysyłanego towaru

Był sobie duży magazyn logistyczny, zaopatrujący znaną sieć sklepów. Niektóre osoby kompletujące towar były dogadane z kierowcami na to, że na niektóre palety będą dorzucać nadwyżki towarów. Teoretycznie taki kompletujący nie musiał znać sklepu, do którego miała trafić dana paleta, ale w praktyce mógł się tego łatwo dowiedzieć od osoby rozdzielającej zamówienia. Kierowca z kolei znał swój rozkład jazdy, więc wiedział, które palety będą załadowane na naczepę jako ostatnie (czyli będą zrzucane jako pierwsze) i informował o tym kompletującego towar.

Kompletujący towar znając punkt przeznaczenia danej palety mógł dorzucić na nią dodatkową ilość towaru, po czym, tak dla pewności, oznakować tę paletę, np. dając jakąś charakterystyczną naklejkę na któreś ze zbiorczych opakowań. Gdy kompletujący dorzucił już dodatkowy towar na paletę, wysyłał wiadomość do kierowcy, że mamy nadwyżkę tego i tego (np. 5 zgrzewek napoju Red Bull). Następnie kierowca po drodze do sklepu zatrzymywał się gdzieś na parkingu i zabierał „nadprogramowy” towar z oznaczonej palety lub palet.

 

Jak mogło dojść do podobnej kradzieży?

Taka kradzież, choć pozornie prosta, byłaby do zrealizowania jedynie w pewnym specyficznym układzie okoliczności, tak bym to określił. Z tego też powodu nie wróżę mu specjalnej popularności. Ok, a o jakich okolicznościach mowa?

Po pierwsze kompletujący towar musiał wiedzieć, do którego konkretnego sklepu trafią przygotowane przez niego palety z towarem.

Po drugie ten kompletujący musiałby odpowiadać za pewną pulę zamówień sklepowych niejako na wyłączność – przykładowo 5 ze 100 sklepów, do których dostarczano towar z danego magazynu. Gdyby bowiem kompletował towary „randomowo” ze wszystkich 100 sklepów, to dla osiągnięcia sensownej (czyli w miarę opłacalnej) skali oszustwa musiałby „pójść na układ” z wieloma kierowcami.

Po trzecie konkretny kierowca musiałby dowozić towar non stop do tych samych sklepów, gdyż w przeciwnym razie mielibyśmy sytuację zbliżoną do tej z punktu drugiego.

Po czwarte na magazynie musiałby być bardzo słaby system kontroli palet przed wysyłką lub, ewentualnie, jeden z kontrolerów musiałby być w zmowie z kompletującym towar. Nawiasem mówiąc taka zmowa oznaczałaby możliwość kradzieży na naprawdę dużą skalę.

 

Jak wykryć przestępczy proceder?

Pomijając tak oczywiste rzeczy, jak przyznanie się do winy któregoś ze współsprawców, pomocna mogłaby się tutaj okazać analiza danych z GPS-a. Przykładowo: gdy pracownik X jest na zmianie, to kierowca Y zawsze albo bardzo często zatrzymuje się na tym samym postoju, leżącym pomiędzy magazynem a punktem docelowym. Ustalenie takiej zależności oczywiście wymaga dużej pracy analitycznej, ale jak najbardziej może być do zrobienia. Dlaczego tylko „może być”, a nie „zawsze”, skoro w aucie mamy zainstalowany GPS?

Prosty przykład

Na rynku można bez problemu kupić urządzenia zagłuszające, które wtykamy do gniazda zapalniczki i nadajnik GPS po prostu „głupieje”. Oczywiście jeśli dany kierowca będzie mało zorientowany, to włączy taki zagłuszacz na całą trasę – tak postąpiłby amator. Jeżeli jednak ktoś wgłębił się nieco w temat, to będzie włączał zagłuszanie np. 1 – 2 razy w ciągu dnia na pół godziny. Co to da? Osoba nadzorująca trasy może w takim układzie dojść do wniosku, że GPS po prostu czasowo się zawiesił (co się zdarza dość często). Jeśli śledztwo zakończyłoby się na tym etapie, to 1:0 dla oszusta.

Jeśli jednak śledczy będzie bardziej wnikliwy, to może wyłapać pewne niezgodności, jak np. konkretny odcinek trasy, na której zwykle GPS „gubi” sygnał (zakładając, że kierowca będzie na tyle nieostrożny, że będzie rozładowywał się na tym samym postoju).

 

Case nr 2: generowanie sztucznych strat

Znów jesteśmy na dużym magazynie wysokiego składowania, gdzie mamy następującą sytuację: operator wózka widłowego zdejmuję paletę jakiegoś towaru z wysokiej półki, paleta spada na ziemię i część towaru ulega zniszczeniu. Całość palety, czyli towar uszkodzony wraz z tym nietkniętym zbiera się i odwozi w ustronne miejsce magazynu, gdzie analitycy stocku towarowego sprawdzają, co się uszkodziło i pójdzie do śmieci, a co ocalało i co można utrzymać na stanie.

No i teraz załóżmy, że na danej palecie mamy 100 jednostek produktu, a faktycznemu zniszczeniu uległo 30 jednostek. Tymczasem analitycy wpisują w system, że zniszczeniu uległo 60 jednostek, czyli zawyżają ilość uszkodzonego towaru 2-krotnie. Taki uszkodzony towar trafia rzecz jasna do specjalnego kontenera, po czym jeden z analityków (lub inna wtajemniczona osoba) wywozi ten kontener do zewnętrznego śmietnika.

Przy śmietniku rozpoczyna się segregacja towaru, a więc uszkodzony idzie na dół, potem warstwa nieuszkodzonego, a na górę cienka znów warstwa uszkodzonego (tak na wypadek, gdyby komuś niepowołanemu akurat przyszło do głowy sprawdzić śmietnik). Wieczorem pod śmietnik podjeżdża bus, na który osoby z zewnątrz ładują nieuszkodzony towar.

 

Jak to możliwe, że tego typu kradzieże pozostają niewykryte?

Ktoś powie: no ale przecież na hali są kamery, na zewnątrz budynku są kamery, jest ochrona, więc jak? Luk może być tutaj kilka.

Luka nr 1: martwe pole kamer

Kamery na dużych magazynach nie zawsze obejmują swoim zasięgiem całą powierzchnie obiektu. Często mamy tzw. ciemne strefy, inaczej martwe pola, które pozostają poza okiem monitoringu. I tutaj mała podpowiedź: jeśli analitycy / magazynierzy na ogół dokonują liczenia zniszczonego towaru w takich ciemnych strefach, to wiedz, że coś się może dziać.

Luka nr 2: niedostatecznie czujna ochrona

Tak więc mamy co prawda ochronę, ale niekiedy nie monitoruje ona wywożonych śmieci, bo i niby po co. Ochroniarze mają w zakresie obowiązków przeszukiwać wychodzących pracowników pod kątem wykrycia ewentualnej kradzieży, co czynią nawet dość skrupulatnie, ale gdy jakiś facet z biura (analityk) czy ktoś na jego polecenie wywozi zniszczony towar, to niech tam sobie wywozi.

Luka nr 3: znów martwe pole kamer

Przy zewnętrznym śmietniku może również funkcjonować martwe pole, co umożliwia w zasadzie bezkarne „posortowanie” towaru i jego późniejszy odbiór. No a nawet jeśli na śmietnik nakierowana jest akurat kamera, to taka niedogodność również jest do obejścia. Przykładowo w jednym znanym mi przypadku kamery miały martwe pole na trasie przejazdu pomiędzy magazynem a śmietnikami. Wykorzystał to nieuczciwy pracownik, który wywoził śmieci z magazynu, a w tych śmieciach ukrywał nieuszkodzony towar. Będąc w martwym polu zatrzymywał wózek, a po drugiej stronie płotu czekał już umówiony bus, który ten towar od niego odbierał. Cała operacja trwała kilka minut, a pracownik podjeżdżał potem spokojnie pod śmietnik i rozładowywał ubytki.

Luka nr 4: znów niedostatecznie czujna ochrona

Nawet jeśli kamery obejmują swoim zasięgiem zarówno całą trasę przejazdu jak i sam obszar śmietnika, to i tak może zdarzyć się sytuacja, że ochroniarz przymknie oko na to, że jakiś bud przyjeżdża sobie wieczorem po śmieci. Nie można także wykluczyć, że ochrona jest w zmowie z analitykami i świadomie ignoruje pewne zdarzenia.

 

Case nr 3: manipulowanie danymi w systemie

Niekiedy zdarza się, że system magazynowy pozwala „manewrować” ilością wysyłanego towaru. W praktyce wygląda to np. tak, że analityk / dispatcher odpowiedzialny za wysyłkę towarów ma wysłać na daną lokalizację 2 palety towaru X, jednak „omyłkowo” wpisuje liczbę 20. Osoby kompletujące biorą więc wydruki i przygotowują 20 palet, a analityk po kilkudziesięciu minutach zmienia w systemie liczbę 20 na liczbę właściwą, czyli na 2. Tym sposobem „na papierze” wszystko się zgadza, ale na magazynie fizycznie brakuje 18 palet towaru X (miały pojechać 2, pojechało 20).

 

Co z audytem?

Rzecz jasna audyt prędzej czy później wyłapie niezgodności stocku, ale pytanie, czy dojdzie też do tego, skąd się te braki wzięły Nie zawsze będzie to proste – zwłaszcza w przypadku, gdy opisana powyżej zmiana danych w systemie nie pozostawiła śladu. Trzeba bowiem wiedzieć, że w każdym magazynie logistycznym jest ustalony jakiś % błędu – np. 0,5%, niekiedy nieco mniej lub więcej. Analitycy oczywiście kontrolują (czy też powinni kontrolować) na bieżąco stock, czyli stan towaru.

Bywa więc tak, że jeśli wychodzi w systemie, że czegoś brakuje, ale nie są to jakieś wielkie ilości, tylko takie trochę ponad normę, to oszustwo przechodzi. Przechodzi w tym sensie, że za powód takiej sytuacji przyjmuje się niedokładność w przygotowaniu palet do wysyłki (która zazwyczaj występuje) i koncentruje się na uczulaniu załogi, żeby dokładniej sprawdzali ilość pakowanych towarów. Mówiąc inaczej, organizuje się spotkanie załogi, gdzie szef magazynu mówi załodze, żeby się sprężyli bardziej, bardziej uważali, bo za dużo jest pomyłek i tak dalej.

Niemożliwe? Kilkanaście lat temu pracowałem właśnie jako analityk na magazynie dużej, międzynarodowej firmy, gdzie byłem odpowiedzialny za sprawdzanie stanów magazynowych i wyjaśnianie niezgodności. Był tam limit błędów ustalony odgórnie na 0,3%. A jaki był realny wynik? Około 1%, czyli 3-krotnie wyższy od dopuszczalnego limitu. Czy kierownictwo podejrzewało kogoś o kradzieże? Z tego, co pamiętam, to nie – wszystko zrzucono na karb niedokładnej pracy osób kompletujących towar do wysyłki, co starano się „wyprostować” meetingami i groźbami obniżenia premii pracowniczych.

 

Problemy z opakowaniami

Bywa też i tak, że fakt wystąpienia luk w towarze zrzuca się częściowo na niedwuznaczne opakowania zbiorcze. Przykładowo mamy papierową podstawkę, na którą wchodzą 4 zgrzewki czegoś tam. Jedna jednostka zamówienia to jedna zgrzewka, ale osoby kompletujące zamówienia myślą, że jednostką zamówienia jest cała podstawka, na której są przecież 4 zgrzewki. Efekt: dany sklep zamawia np. 10 zgrzewek jakiegoś towaru, a dostaje ich 40 (10 podstawek x 4 zgrzewki). Rzecz jasna sklep rzadko się przyzna, że dostał więcej towaru – takie „nadwyżki” dzielą między sobą pracownicy tego sklepu (co też jest przecież kradzieżą). Jednocześnie otwiera się sposobność do tego, aby wyprowadzać towaru poza magazyn i zrzucać winę na Bogu ducha winnych pracowników odpowiedzialnych za kompletowanie towaru do wysyłki.

 

System rozliczeń strat a podatność na oszustwa

Rzecz jasna powodzenie takiej operacji przestępczej zależy w dużej mierze od samych analityków – oszustów, którzy muszą dobrze wytypować okres, w którym można sobie pozwolić na kombinacje ze stanem towarowym. Przykładowo w firmach rozliczających tego typu rzeczy w systemie comiesięcznym, może się zdarzyć, że pod koniec miesiąca kwota ubytków będzie ponadnormatywnie niska, co daje pole oszustom do działania (mogą wtedy coś „zakombinować” nie przekraczając poziomu powodującego alert). Wiele zależy również od tego, jak będzie zachowywać się osoby z centrali, kontrolujące analityków na lokalnych magazynach. Jeżeli dadzą tymże analitykom taryfę ulgową i przymkną oko na większe niezgodności, to fraudy mogą trwać przez dłuższy okres, powodując znaczne straty.

 

Case nr 4: grupy przestępcze i kradzieże na dużych magazynach

Weźmy naprawdę duży magazyn, który obsługuje tysiące operacji dziennie. Teoretycznie obowiązują na nim dość restrykcyjne procedury bezpieczeństwa: pracownicy są sprawdzani na wejściu przez ochronę, następnie przebierają się w firmowe ubrania bez kieszeni i zakładają na rękę specjalne „lokalizatory”, które pozwalają śledzić każdy ich krok i analizować dane w systemie.

Do tego mamy jeszcze kamery obejmujące swoim zasięgiem większość obszaru magazynu, sprzężone z systemem monitorującym aktywność (np. ilość palet, które przygotował do wysyłki dany pracownik). Na wyjściu z kolei stoją bramki wykrywające wynoszony towar oraz pracownicy ochrony, którzy mają prawo zrewidować każdego, kto wyda im się podejrzany. System nie do obejścia? W teorii tak, w praktyce nie.

 

W jaki sposób można „obejść” nowoczesne systemy zabezpieczeń na magazynach

Zacznijmy od tego, że nawet w nowoczesnych magazynach znajdują się wspomniane już dzisiaj martwe strefy monitoringu, które nie są objęte zasięgiem kamer, ewentualnie istnieje opcja choćby krótkotrwałego zastawienia pola obserwacji np. przez wózek widłowy z paletą. Co się może wtedy stać? Przykłady z życia:

– pracownica X założy na siebie kilka dodatkowych biustonoszy,

– pracownik Y włoży kilka par majtek,

– pracownica Z, która przyszła do pracy w rozpuszczonych włosach, umieści sobie na głowie jakiś mały towar, a potem szybko zrobi z włosów „kok maskujący”.

Możliwości jest wiele i tak naprawdę kreatywność złodziei jest niekiedy na całkiem wysokim poziomie.

Ok, tyle, że ukryć towar to jedno, a przemycić go przez bramki to drugie. Jeśli nawet przed ukryciem towaru złodziej zdejmie z niego opakowanie (co się często zdarza), to i tak coś może zapiszczeć na bramce, ewentualnie ochroniarz może dokonać wyrywkowej kontroli. Tyle, że w przypadku zorganizowanych grup przestępczych zdarza się, że ochrona jest werbowana do współpracy lub wręcz jest częścią takiej grupy. Nie oszukujmy się bowiem: pracownicy ochrony w Polsce na ogół zarabiają bardzo słabo, co wydatnie podnosi ich podatność na propozycje korupcyjne. A jeśli już raz podejmą współpracę i przyzwyczają się do „drugiej pensji”, to mamy prostą drogę do nadużyć w dużej skali.

 

Ochrona – jeden z newralgicznych punktów w systemie zabezpieczeń

Najprostsze metody przemytu kradzionych rzeczy wyglądają wtedy chociażby tak, że ochroniarz „przymyka oczy” i na wyrywkowych kontrolach przepuszcza niektórych pracowników albo też na krótki czas wyłącza bramki, dzięki czemu złodzieje mogą swobodnie przez nie przejść. Tak, to bywają tak banalnie proste triki – pamiętajmy bowiem, że czynnik ludzki jest bardzo zawodny. System jest wszak tak szczelny, jak jego najsłabsze ogniowo. A to właśnie człowiek często jest takim najsłabszym ogniwem i jeśli on zawali, to nawet najlepsze procedury mogą nie pomóc. Najprostszy przykład to analityk, który zostawia login i hasło do służbowego komputera na żółtej karteczce przypiętej do monitora – nietrudno się domyślić, czym może się skończyć taka niefrasobliwość.

 

Sprzedaż kradzionego towaru

Na koniec tego case study przydałoby się odpowiedzieć na pytanie co też się dzieje z takim kradzionym towarem, zwłaszcza tym bez opakowań?

Podpowiadam: wystarczy spojrzeć na portale aukcyjne lub lokalne targowiska w miejscowościach leżących nieopodal dużych centrów magazynowych. To nie zawsze jest tak, że rzeczy bez opakowań lub papierowych metek, sprzedawane np. jako „nietrafiony prezent”, to jakieś podróbki. Nie, niekiedy są to właśnie towary kradzione z magazynów, które kuszą nabywców atrakcyjną ceną.

 

Metody zwalczania nadużyć i kradzieży na magazynach

Załóżmy sytuację, gdy kradzieże i/lub fraudy zaczynają przyjmować dużą skalę, w związku z czym zaczynają nam się robić coraz większe niezgodności stanu towarowego – czyli po prostu to, co mamy w systemie, mocno rozmija się ze stanem faktycznym.

Co często robi kierownictwo w takim przypadku? Zarządza wyrywkowe kontrole na wyjściu, czyli ochroniarze przeszukują plecaki. Na pierwszy rzut oka takie działanie jest ok, ale… Ale jeśli nie zlokalizuje się wcześniej źródła problemów, to do złodziei idzie jasny sygnał, aby czasowo zaprzestać procederu. Sytuacja więc chwilowo się uspokaja, a potem problem wraca niczym bumerang – i tak w kółko…

 

Od czego zacząć?

Jeśli już wykryje się niezgodności w stocku towarowym, to dobrze jest najpierw przeprowadzić solidną analizę tego, czy czasem za sytuację nie odpowiadają chociażby analitycy, którzy w sprytny sposób maskują wyprowadzanie towaru. Jeżeli zaś chodzi o dalsze czynności operacyjne, to w przypadku większych firm, zatrudniających setki osób, bardzo skuteczną metodą może okazać się wprowadzenie na magazyn swoich ludzi celem infiltracji przestępczej grupy. Oczywiście powinni to być profesjonaliści (np. doświadczeni detektywi, dysponujący odpowiednimi technicznymi środkami rejestrującymi dźwięk i obraz), a nie przypadkowe osoby poproszone przez szefostwo „o przysługę”.

Zanim to jednak nastąpi, następuje etap wstępnego audytu bezpieczeństwa, pod który „podpada” chociażby sprawdzenie kamer czy obserwacja zachowania ochrony na wejściu / wyjściu. Specjaliści mający przeprowadzić taki audyt są (a przynajmniej powinni) być wtedy „legendowani”, np. jako inżynierowi do spraw czegoś tam, ponieważ nie mogą się pojawić na zakładzie / magazynie jako detektywi. Powód jest aż nadto oczywisty: złodzieje nie powinni wiedzieć, że coś się zaczyna dziać.

Tak czy inaczej cała operacja infiltracyjna może potrwać kilka tygodni (a niekiedy nawet kilka miesięcy). Koszt może być tutaj wysoki – słyszałem o podobnym zleceniu, gdzie honorarium wynosiło kilkaset tysięcy PLN, ale pracowało przy nim kilku „infiltratorów”. Tak czy inaczej, jeśli przeprowadzić taką akcję z głową, to jest spora szansa na długotrwałe „usunięcie raka”, czyli zlikwidowanie grupy przestępczej okradającej firmę na wielokrotnie wyższe sumy. Tak, wiem, można się uśmiechnąć, że pracowników kradnących majtki nazywam grupą przestępczą, ale dla sądu może to być właśnie taka kwalifikacja – w końcu jest co najmniej kilku podejrzanych, którzy działają wspólnie i w porozumieniu dla osiągnięcia przestępczego celu.

 

 

Jak nie popełnić błędu przy rozpracowywaniu złodziejskiego schematu

Dla odmiany warto też wspomnieć o postępowaniu, które raczej na pewno nie przyniesie spektakularnego rezultatu. Przykładowo wzywamy przypadkowo wybranych pracowników na „przesłuchania”, w trakcie których pada pytanie:

Czy Pan / Pani wie, kto kradnie towar na magazynie?

No i po pierwsze szanse na to, że trafimy przypadkiem na kogoś skłonnego do współpracy, będą raczej niewielkie, a po drugie możemy „spalić” temat, gdyż złodzieje raczej na pewno się o takich „przesłuchaniach” dowiedzą, dostając tym samym jasny sygnał, że coś się święci. Efekt? Czasowe zaprzestanie przestępczej działalności, a po „przycichnięciu sprawy” powrót do procederu.

 

Właściwe rozpoznanie – klucz do sukcesu

Sytuacja może jednak wyglądać nieco inaczej, gdy najpierw przeprowadzi się proces typowania podejrzanych, równolegle zdobywając dowody świadczące przeciwko nim. Takimi dowodami mogą być np. nagrania z monitoringu pokazujące moment kradzieży, ewentualnie wiarygodne zeznania kogoś, kto z jakichś powodów zdecydował się wcześniej na złożenie wyjaśnień obciążających innych członków grupy. Potem wzywamy w miarę dyskretnie Pana Kowalskiego i mówimy mu:

 Proszę bardzo, tu są zdjęcia z monitoringu pokazujące jak Pan kradnie towar. Czy powie nam Pan to, co wie na temat innych kradzieży, czy może mamy zgłosić sprawę na policję?

Przy tak rozegranej akcji mamy spore szanse na to, że Pan Kowalski będzie współpracować i uda nam się rozpracować złodziejską grupę. Warto też wspomnieć o tak banalnej rzeczy, jaką jest zwykła skrzynka „skarg i zażaleń”, dzięki której pracownicy – sygnaliści mogą anonimowo zgłaszać znane im nieprawidłowości. Tylko jedna drobna uwaga: niech ta skrzynka nie wisi w takim miejscu, gdzie połowa pracowników widzi osobę, która coś do niej wrzuca (nie muszę chyba tłumaczyć dlaczego).

 

Kierowcy na cenzurowanym

Tak, jak wspominałem wcześniej, jednym z newralgicznych punktów, gdzie może dojść do nadużyć, jest transport. I nie chodzi tutaj o to, że kierowca ukradnie trochę towaru z naczepy – to akurat na ogół nie jest jakimś wielkim problemem. Dużo większe szkody po stronie pracodawcy może wyrządzić układ kierowców z dostawcą – przykład takiej konfiguracji omówiłem już w jednym ze swoich blogowych wpisów, a teraz tylko przypomnę jego fragment.

 

Jak kradną kierowcy – case study

Jest sobie zakład X, do którego kilkudziesięciu kontrahentów dostarcza surowce niezbędne do produkcji. Zakład X korzystał i korzysta z własnego transportu, wysyłając swoich kierowców do dostawców po odbiór surowców. Kilkanaście lat temu, gdy zakład X jeszcze się rozwijał, kierowcy dowożący do niego surowce dogadali się z kontrolerem jakości, który w zamian za łapówki dopuszczał partie surowców z domieszką gorszych jakościowo komponentów.

W praktyce wyglądało to tak, że kierowcy proponowali dostawcom, aby ci do czystego surowca dorzucali gorszy jakościowo wypełniacz. Oczywiście „zaoszczędzony” w ten sposób czysty surowiec był potem sprzedawany, a zysk szedł do podziału między dostawcę i kierowcę (minus działka dla kontrolera jakości). Różnica wynosiła od 5 do 10% czystego surowca, co pozwalało beneficjentom procederu czerpać całkiem niezłe zyski, jak na tak niski poziom (po kilka – kilkanaście tys. PLN miesięcznie na głowę).

Firma X się rozwijała, dorobiła się także większego działu kontroli jakości, a skorumpowany kontroler odszedł już z pracy. Jednak nawet po jego odejściu zaniżone normy pozostały i proceder cały czas trwał – po prostu wewnętrzni kontrolerzy uznali, że skoro przez tyle lat akceptowano taki, a nie inny skład surowca, to tak po prostu musi być. Przy coraz większej skali działalności straty zakładu X szły już w setki tysięcy złotych miesięcznie, a właściciele nie mieli pojęcia o funkcjonowaniu patologicznego układu.

Wreszcie jednak nadszedł dzień, w którym schemat wysypał się w bardzo prosty sposób. Otóż do firmy X zaczęto wprowadzać nowych dostawców. No i jeden z kierowców zaproponował takiemu nowemu dostawcy współuczestnictwo w procederze w zamian za korzyści majątkowe, opisując przy tym dokładnie, na czym miał polegać mechanizm oszustwa. Nowy dostawca okazał się jednak dobrym znajomym szefa zakładu X, więc doniósł mu o tej propozycji. Szef zakładu X postanowił zbadać sprawę bliżej i wynajął profesjonalnego detektywa, który przeprowadził obserwację kierowców. W trakcie działań obserwacyjnych wyszło, że kierowcy wraz z dostawcami zwyczajnie oszukują.

Do opisanego schematu można by dodać „układanie się” ze złodziejami i wywożenie towaru z magazynu / produkcji – jeden z przykładów opisałem w case study nr 1. Jeśli zaś kogoś interesują inne nadużycia kierowców, to tutaj znajdzie obszerniejszy wpis na ten temat.

 

Zamówienia kontra łapówki

Kolejnym istotnym obszarem, na który warto zwrócić uwagę, są zamówienia. Przykład nadużyć z tej „działki” poniżej.

Manager do spraw zakupów w firmie A dogaduje się z dostawcą B, dostarczającym kluczowy półprodukt. Jednostkowa cena tego półproduktu wynosi około 10 PLN – jednak do tej ceny doliczone jest 20 groszy, czyli kwota teoretycznie niewielka. W praktyce jednak te 20 groszy przy dziesiątkach tysięcy zamawianych półproduktów może stać się znaczącą sumą. Sam zaś schemat wyprowadzania pieniędzy jest często bardzo prosty:

– dostawca B otrzymuje płatność w wysokości 10,20 PLN za każdy półprodukt,

– 0,20 PLN jest sumowane i na tak powstałą kwotę dostawcy B jest wystawiana faktura, której wystawcą jest spółka C,

– spółka C jest „postawiona” na kogoś z rodziny lub znajomego managera ds. zakupów, zatrudnionego w firmie A,

– dzięki takiej konfiguracji manager ds. zakupów z firmy A ma dodatkowy dochód „na lewo”, a szef dostawcy B ma gwarancję dobrego kontraktu.

Kto traci na takim schemacie? Oczywiście właściciele firmy A, którzy przepłacają za dostarczane półprodukty – stosunkowo niewiele, ale jednak przepłacają. Rzecz jasna w takich sytuacjach często bywa tak, że zamówienie już od samego początku jest „ustawione”.

 

Kupiec, czyli pracownik podatny na branie łapówek

Mamy więc sytuację, gdzie z jednej strony mamy kogoś, kto zamawia towar na rzecz danej firmy i kogoś, kto ten towar takiej firmie sprzedaje. Jeśli zamawiającym jest sam szef, to jest w zasadzie jasne, że będzie on dbał o to, żeby kupić tak, aby uzyskać możliwie najlepszy stosunek jakości do ceny.

Sytuacja może się jednak zmienić w przypadku, gdy za zamówienie odpowiada osoba, która nie płaci za nie z własnej kieszeni. Tutaj mamy podatność na przyjęcie łapówki od dostawcy za to, że to właśnie jego towar zostanie zamówiony. Było to dość powszechną praktyką chociażby w dużych sieciach handlowych, gdzie kupcy odpowiedzialni za zaopatrzenie potrafili skasować po 200 – 300 tys. PLN za wprowadzenie towaru na półki. Rzecz jasna płatne z góry, a nie w ratach. Duże sieci wiedziały o podobnych praktykach, ale skoro i tak mieli tani towar, to jakoś niespecjalnie walczyli z tym procederem (co jest w gruncie rzeczy dość smutne). Nieco inaczej sytuacja może wyglądać w przypadku mniejszych firm, gdzie może dojść do zakupów towarów / półproduktów za zawyżone ceny.

 

Wprowadzanie towaru do firmy a wyłudzenia podatku VAT

Innym niebezpieczeństwem związanym z zamówieniami jest zakup towaru od VAT-sterów, czyli z łańcucha dostaw, w którym ktoś na wcześniejszym etapie transakcji „przytulił” VAT. Nieuczciwy pracownik odpowiedzialny za zakupy może celowo wprowadzić jako dostawcę firmę, która handluje towarem z karuzel. No i jeśli cały schemat się „wysypie”, to jest duża szansa na to, że skarbówka przyjdzie do jedynej wypłacalnej firmy w łańcuchu dostaw (reszta to słupy) i to od niej zażąda zapłaty „znikniętego” VAT-u. Czym to się może skończyć, nie muszę chyba tłumaczyć.

 

Czerwone flagi, czyli jak rozpoznać potencjalnie niebezpieczną sytuację

Podsumowując ten rozdział warto byłoby wspomnieć o podstawowych krokach kontr-fraudowych w temacie zamówień. Na pewno więc należy odpowiedzieć sobie na kilka podstawowych pytań:

  1. Czy nie przepłacamy za dostawy sprzętów / surowców / usług?
  2. Czy między dostawcami a pracownikami zamawiającymi w naszym imieniu nie ma nieformalnych powiązań?
  3. Czy nasi pracownicy odpowiedzialni za zakupy nie żyją czasem ponad stan?
  4. Czy w naszej firmie w ogóle mamy zaimplementowane procedury antyfraudowe, a jeśli tak, to czy są one rzeczywiście przestrzegane?

Punktem wyjścia zawsze będzie solidny audyt – nie mówię, że od razu przeprowadzany przez „asów wywiadu”, ale na pewno szef powinien wiedzieć, w co się gra na jego podwórku. I tutaj mała sugestia z praktyki: otóż fraudy często pojawiają się po sukcesji przedsiębiorstwa, czyli w sytuacji, gdy odchodzi stary założyciel firmy, znający ją od podszewki, a jego miejsce zajmuje np. syn, którego bardziej od procesów finansowych interesuje flirtowanie z pracownicami oraz to, jakie sportowe auto wziąć w leasing. Jeżeli managerowie zobaczą, że taki sukcesor nie orientuje się w tym, co naprawdę dzieje się w firmie, to jest spora szansa, że zaczną to wykorzystywać i dorabiać sobie na boku.

 

Kilka słów na zakończenie

Tak naprawdę na temat oszustw pracowniczych można by napisać książkę – i to całkiem grubą. Na razie jednak myślę o kolejnym wpisie traktującym o tej tematyce. Jeśli chciałbyś mi w tym pomóc i masz do opowiedzenia ciekawą historię, to napisz: kontakt (małpa) bialekolnierzyki.com 

 

Detektywi dla biznesu

Nasza specjalizacja: przestępczość gospodarcza

Każde zlecenie realizowane jest przez doświadczonych specjalistów z odpowiednimi uprawnieniami. Posiadamy wpis do Rejestru przedsiębiorców wykonujących działalność regulowaną w zakresie usług detektywistycznych – numer rejestrowy RD-134/2021.

Nasza oferta usług detektywistycznych

– sprawdzanie wiarygodności podmiotów polskich oraz zagranicznych (wywiad gospodarczy),

– śledztwa w sprawach nadużyć managerskich i kradzieży pracowniczych,

– audyty bezpieczeństwa pod kątem zagrożenia przestępczością gospodarczą,

– opracowywanie i wdrażanie procedur antyfraudowych,

– poszukiwanie majątku dłużników,

– poszukiwanie skradzionego majątku,

– wykrywanie i przeciwdziałanie nieuczciwej konkurencji

– szkolenia antyfraudowe.

Kontakt:

E-mail: kontakt@bialekolnierzyki.com

Telefon: 513 755 005

 

Detektyw Toruń, Bydgoszcz, cała Polska!

 

 

Zdjęcie ilustrujące wpis jest poglądowe! Osoby, rzeczy lub sytuacje przedstawione na zdjęciu NIE mają bezpośredniego związku z treścią niniejszego wpisu!

 

Oszustwa w transporcie, czyli jak niektórzy kierowcy ciężarówek dorabiają sobie do pensji

Jeśli miałbym wskazać jeden z obszarów, w których systematycznie dochodzi do „magicznego zniknięcia” części zysku firmy, to byłby to właśnie transport towarowy. Temat dla niektórych może być kontrowersyjny, więc już na samym początku zaakcentuję jedną rzecz, abyśmy się dobrze zrozumieli: ABSOLUTNIE NIE TWIERDZĘ, ŻE WSZYSCY KIEROWCY OSZUKUJĄ SWOICH PRACODAWCÓW – robi to zapewne niewielki odsetek, a zdecydowana większość jest uczciwa. Dziś jednak przedstawię kilka schematów, które być może dadzą niektórym co nieco do myślenia.

Surowce (nie)pełnowartościowe

Jest sobie zakład X, do którego kilkudziesięciu kontrahentów dostarcza surowce niezbędne do produkcji. Zakład X korzystał i korzysta z własnego transportu, wysyłając swoich kierowców do dostawców po odbiór surowców. Kilkanaście lat temu, gdy zakład X jeszcze się rozwijał, kierowcy dowożący do niego surowce dogadali się z kontrolerem jakości, który w zamian za łapówki dopuszczał partie surowców z domieszką gorszych jakościowo komponentów. W praktyce wyglądało to tak, że kierowcy proponowali dostawcom, aby ci do czystego surowca dorzucali gorszy jakościowo wypełniacz. Oczywiście „zaoszczędzony” w ten sposób czysty surowiec był potem sprzedawany, a zysk szedł do podziału między dostawcę i kierowcę (minus działka dla kontrolera jakości). Różnica wynosiła od 5 do 10% czystego surowca, co pozwalało beneficjentom procederu czerpać całkiem niezłe zyski jak na tak niski poziom (po kilka – kilkanaście tys. PLN miesięcznie na głowę).

Firma X się rozwijała, dorobiła się także większego działu kontroli jakości, a skorumpowany kontroler odszedł już z pracy. Jednak nawet po jego odejściu zaniżone normy pozostały i proceder cały czas trwał – po prostu wewnętrzni kontrolerzy uznali, że skoro przez tyle lat akceptowano taki, a nie inny skład surowca, to tak po prostu musi być. Przy coraz większej skali działalności straty zakładu X szły już w setki tysięcy złotych miesięcznie, a właściciele nie mieli pojęcia o funkcjonowaniu patologicznego układu.

Wreszcie jednak nadszedł dzień, w którym schemat wysypał się w bardzo prosty sposób. Otóż do firmy X zaczęto wprowadzać nowych dostawców. No i jeden z kierowców zaproponował takiemu nowemu dostawcy współuczestnictwo w procederze w zamian za korzyści majątkowe, opisując przy tym dokładnie, na czym miał polegać mechanizm oszustwa. Nowy dostawca okazał się jednak dobrym znajomym szefa zakładu X, więc doniósł mu o tej propozycji. Szef zakładu X postanowił zbadać sprawę bliżej i wynajął profesjonalnego detektywa, który przeprowadził obserwację kierowców. W trakcie działań obserwacyjnych wyszło, że kierowcy wraz z dostawcami zwyczajnie oszukują.

Podmianek ciąg dalszy

Swego czasu popularne były tzw. „dolewki” i „dosypki” wody oraz piasku do transportów złomu. W praktyce wyglądało to chociażby tak, że kierowca wyjeżdżał ze złomowiska A ciężarówką załadowaną np. 20 tonami złomu – oczywiście wszystko zważone i ujęte w papierach. Cel: huta. Jednak XX-kilometrów dalej kierowca podjeżdżał do punktu skupu złomu B leżącego przy trasie przejazdu do huty (sprawdzanie GPS-a nie wykazałoby więc podejrzanej zmiany trasy). Tam w porozumieniu z właścicielem tegoż skupu B zrzucali +- 1 tonę, czyli zaledwie kilka % przewożonego żelastwa, a w zamian lali wodę i sypali ziemię, aby zwiększyć wagę pojazdu. Po przyjeździe do huty waga w przybliżeniu się zgadzała, choć niekiedy kontrola jakości czepiała się zbyt dużej zawartości ziemi (gdy kierowca przesadził z „dosypką”). Teoretycznie nie było z tego wielkich pieniędzy, ale jak tak zsumować transporty, to kierowcy mieli drugą pensję, a właściciel skupu złomu, do którego podrzucano towar, wyciągał z tego procederu nawet po kilkadziesiąt tysięcy miesięcznie, mając układ z kilkoma różnymi kierowcami.

Waga – kluczowa rzecz

Kilka lat temu mieliśmy w Polsce dość głośną sprawę dotyczącą różnych nieprawidłowości w Jastrzębskiej Spółce Węglowej. Jeden z wątków dotyczył tam około 100 tysięcy ton nigdzie nie zaksięgowanego węgla, który leżał sobie na hałdach, a potem nielegalnie opuszczał teren kopalni. Punkt wycieku miała tutaj stanowić waga na jednym z zakładów, która nadzwyczaj często się psuła (taki przypadek). No a ponieważ ruch ciężarówek nie bardzo mógł być wstrzymany, to kierowcy deklarowali ilość wywożonego węgla w dokumentach. Nietrudno się domyślić, że w takiej deklaracji mogło być np. 10 ton, podczas gdy w rzeczywistości tych ton wyjeżdżało np. 15. Niby były tam kamery, które teoretycznie mogłyby pomóc oszacować ilość wywożonego towaru, demaskując tym samym przekręt. W praktyce jednak nie zawsze jest to takie proste.

Z kolei na składzie węglowym pewnej elektrowni waga na wyjeździe co prawda działała prawidłowo, ale pojazdów na wjeździe już nie ważono, lecz tylko kontrolowano, czy wywrotka jest pusta. Dla każdego pojazdu przyjęto za to normę wagową: masa pojazdu z dowodu rejestracyjnego + masa zbiorników paliwa zapełnionych do połowy. No i właśnie w tym miejscu był pies pogrzebany, a konkretnie tworzyło się dodatkowe kilkaset kilogramów masy do zagospodarowania. Patent był tutaj prosty: kierowcy wjeżdżali na teren elektrowni z prawie pustymi bakami. Po załadowaniu wjeżdżali na wagę, w papierach wpisano tyle i tyle węgla, no i wyjazd za bramę. Za bramą można było odsypać trochę węgla z naczepy, dolać paliwa do zbiorników do połowy i już, załatwione. Taka ciężarówka następnie wjeżdżała na teren elektrowni, gdzie na wadze wszystko się zgadzało. Pozostaje tajemnicą, w jaki sposób kierowcy dali radę to ogarnąć logistycznie przewożąc węgiel na dystansie zaledwie kilku kilometrów – nie odpowiem na to pytanie (a widzę tutaj kilka istotnych trudności).

Samą wagę zresztą także można oszukać pewnymi prostymi sztuczkami (jeśli jest się np. dogadanym z wagowym, który przymknie oko na pewne rzeczy). Przykład: pozostawianie poza wagą tylnych kół naczepy lub wyjechanie ciężarówką zbyt daleko do przodu, co powoduje, że tym razem to przednia oś jest poza wagą – w obu wariantach odczyt zostaje przekłamany. Zdarzają się także zjazdy na lewo lub na prawo (to w sytuacji, gdy wokół wagi nie ma barierek ochronnych). Czy to wszystko…? Niekoniecznie. Mamy jeszcze bowiem bardziej egzotyczne możliwości manipulowania wskazaniami wagi, jak jej zhakowanie (to przy nowoczesnych modelach naładowanych elektroniką) oraz podłączenie do wagi specjalnego urządzenia, które będzie przekłamywać jej odczyty. Nie są to jednak częste przypadki, bardziej ciekawostki nakreślające pewne możliwości.

Co powinno wzbudzić naszą czujność?

Jak więc widać jest sporo możliwości kradzieży – teoretycznie nawet tam, gdzie mamy zaawansowane zabezpieczenia. Znam bowiem przypadek sprzed +- 10 lat, gdzie kierowca jeżdżący dla Orlenu postawił sobie dom za gaz LPG kradziony z transportów. Wyglądało to tak, że podjeżdżał na stację LPG prowadzoną przez jego brata, gdzie „zrzucali” trochę gazu do zbiorników. Proceder trwał przez lata i z tego, co się orientuję, nigdy nie został wykryty. Orlen to Orlen, nie zbankrutował przez to, ale oczywistym jest, że w świecie MŚP większość z nas nie lubi być okradanych, a i straty bolą nieraz bardziej. Tak więc warto znać kilka symptomów możliwych do wyłapania, a które powinny zwrócić naszą uwagę (mam tutaj na myśli właścicieli i managerów firm).

 

Najprostsza rzecz: trzeba przyjrzeć się ścieżce rekrutacji i zarobkom naszych kierowców. Szczególnie niepokojąca jest następująca sytuacja: nasi kierowcy zarabiają sporo poniżej średnich stawek, jakie oferują inne firmy z naszej okolicy, a jednocześnie praktycznie nie ma u nas rotacji składu kierowców, a nawet jeśli już przyjmuje się kogoś nowego, to zawsze z polecenia już pracującego kierowcy. Tymczasem inne firmy płacą więcej, a ciągle narzekają na brak chętnych – to jak to jest…? Nietrudno się domyślić, że w takim wariancie niska pensja nie jest wystarczającym motywatorem do pracy, a faktyczne dochody nasi kierowcy uzyskują gdzie indziej. Przyjmowanie nowych kierowców wyłącznie z polecenia może zaś świadczyć o tym, że grupa chce zachować hermetyczność i nie chce dopuszczać obcych do biznesu.

 

Punkt numer 2 to najbardziej oczywista oczywistość, czyli drogie auta. Wielu kierowców zawodowych po prostu nie może sobie odmówić przyjemności posiadania szybkiego i relatywnie drogiego BMW czy Audi, jeśli tylko mają na to pieniądze. Jeśli więc kierowca, któremu oficjalnie płacą 4k PLN na rękę, nagle kupuje sobie X6 za +- 200 tys. PLN, a inni też zaczynają jeździć lepszymi autami, to szef takiej firmy powinien się zastanowić. Takie sytuacje wbrew pozorom nie są aż tak znowu częste, gdyż co sprytniejsi kierowcy dorabiający „na lewo” mają świadomość, że drogie auto „ponad stan” zawsze rzuca się w oczy i budzi niepotrzebne podejrzenia.

 

No i wreszcie trzecia kwestia, tym razem nie dla wszystkich oczywista. Będzie to zakup domu – ale uwaga, nie chodzi o nowy dom w kredycie! Jedną z technik quasi-prania nieopodatkowanych pieniędzy jest bowiem zakup starych domów do remontu. Dlaczego tak? Otóż kupując nowy dom o wartości np. 700 tys. PLN trzeba by uprawdopodobnić przed skarbówką skąd wzięliśmy na to pieniądze – a to mogłoby być trudne. Nowy dom ciężko kupić za ½ ceny na papierze, więc nie ma tutaj wielkiego pola manewru. Co innego jednak stara chałupa, którą możemy nabyć np. za 300 tys. PLN, a potem władować w nią kolejne kilkaset tysięcy, zmieniając ją nie do poznania. Dla urzędu skarbowego na papierze będzie to tylko 300k wartości początkowej (a nie 700k jak w przypadku nowego domu), więc łatwiej jest uprawdopodobnić posiadanie takiej kwoty – przykładowo jeszcze dla niepoznaki można wziąć kredyt, który taki kierowca dostanie nawet na niską pensję oficjalną. No a potem kupujemy za gotówkę materiały budowlane, meble itd. na zwykłe paragony. I nikt już raczej nie sprawdzi tego, że w dom zostało włożone 200 czy 300k z „lewej forsy”.

Reasumując

Polecam wziąć sobie do serca prostą prawdę: ufaj, ale kontroluj. Odpowiednie procedury antyfraudowe skrojone pod specyfikę działalności danej firmy oraz przeprowadzanie okresowych audytów bezpieczeństwa to naprawdę przydatna rzecz – zwłaszcza tam, gdzie potencjalne kradzieże mogą być stosunkowo łatwe do przeprowadzenia. Przykładowo dla pierwszej historii jedną z możliwych opcji było chociażby niespodziewane pobranie próbek surowca i przekazanie ich do jakiegoś zewnętrznego laboratorium celem skontrolowania składu. Rozbieżności zapewne zostałyby zauważone, a skoro tak, to można by wtedy pomyśleć np. o dokręceniu norm dostawcom, co mogłoby ukrócić proceder fałszerstw. Przy większej skali działalności można także pomyśleć o systemach automatycznego zarządzania wagami samochodowymi, które pomagają wyłapać fraudy. Mam tutaj na myśli rozwiązania z modułami analitycznymi, które „podpinamy” pod wagę, kamery i terminale dla kierowców. To jest już jednak temat na inny wpis – a na dziś dziękuję za uwagę.

 

Detektywi dla biznesu

Chcielibyśmy poinformować, że od 2022 roku wystartowaliśmy z nowym rodzajem usług związanych ze zwalczeniem przestępczości gospodarczej. Oto w czym możemy Ci pomóc:

– sprawdzanie wiarygodności podmiotów polskich oraz zagranicznych (wywiad gospodarczy),

– śledztwa w sprawach nadużyć managerskich i kradzieży pracowniczych,

– audyty bezpieczeństwa pod kątem zagrożenia przestępczością gospodarczą,

– opracowywanie i wdrażanie procedur antyfraudowych,

– poszukiwanie majątku dłużników,

– poszukiwanie skradzionego majątku,

– wykrywanie i przeciwdziałanie nieuczciwej konkurencji

– szkolenia antyfraudowe.

Nasza specjalizacja: przestępczość gospodarcza. Każde zlecenie realizowane jest przez doświadczonych specjalistów z odpowiednimi uprawnieniami. Posiadamy wpis do Rejestru przedsiębiorców wykonujących działalność regulowaną w zakresie usług detektywistycznych – numer rejestrowy RD-134/2021.

Kontakt:

E-mail: kontakt@bialekolnierzyki.com

Telefon: 513 755 005

 

Zapraszamy również do zakładki Oferta, w której znajdziesz więcej informacji na temat tego, czym się zajmujemy.

 

 

Zdjęcie ilustrujące wpis jest poglądowe! Osoby, rzeczy lub sytuacje przedstawione na zdjęciu NIE mają bezpośredniego związku z treścią niniejszego wpisu!

Zaproszenie do przetestowania nowej platformy antyfraudowej

Panie i Panowie, mam dla Was ciekawą rzecz do przetestowania! Tak się składa, że od kilku miesięcy działam w międzynarodowym projekcie z sektora FinTech. Projekt ten nosi nazwę Wunderschild, a przyświeca mu idea ułatwienia przeprowadzania wywiadu gospodarczego oraz usprawnienie procedur compliance w przedsiębiorstwach i innych organizacjach.

Kto stoi za projektem?

Founderem jest dr Marius Christian Frunza: absolwent paryskiej Sorbony, ekspert pracujący dla międzynarodowych firm doradczych, gdzie zajmował się aferą VAT Carbon Fraud, jak również autor książek na temat przestępczości VAT-owskiej. Poza nim nad projektem pracuje kilkuosobowy team, a ja zaś dokładam do tego swoją cegiełkę zarówno od strony merytorycznej, jak i biznesowej dbając o rozwój i ekspansję.

O co tutaj chodzi?

Wunderschild to platforma, która opiera się na idei Know Your Network – w wolnym tłumaczeniu na polski będzie to Poznaj Swoje Otoczenie Biznesowe. Najogólniej mówiąc dążymy do tego, aby użytkownik mógł w prosty sposób sprawdzić potencjalnego kontrahenta pod kątem podejrzanych powiązań oraz ogólnie pojętej wiarygodności biznesowej. W tym celu stopniowo podłączamy pod Wunderschild rejestry firm z całego świata, również z jurysdykcji offshore. Do tego za niedługi czas powinny dołączyć do tego rejestry VAT oraz inne bazy. Programiści pracują też ciągle nad udoskonalaniem algorytmu wyłapującego medialne informacje na temat potencjalnych kontrahentów – algorytm będzie prezentował scoring, czyli ocenę zagrożeń na kilku płaszczyznach. Ogólnie mówiąc, jeśli poprowadzimy to dobrze, to będzie naprawdę fajne narzędzie.

Co będzie działać wkrótce – uprzedzając pytania

🤜 Po pierwsze team cały czas pracuje nad podłączeniem polskich firm do międzynarodowych rejestrów – siatka połączeń np. z UK powinna być dostępna w ciągu kilku tygodni. Ale śledzenie powiązań zagranicznych firm oraz firm w Polsce działa już całkiem dobrze – i to właśnie je możecie sobie teraz testować.

🤜 Po drugie funkcja Document Drill także będzie dostępna wkrótce. Jak to będzie działać? Wrzucamy dokument w PDF / Word, a system sam taguje nazwiska i nazwy firm, a potem w oparciu o to automatycznie wyszukuje połączenia.

🤜 Po trzecie monitorowanie transakcji. Ta funkcjonalność będzie dostępna dla banków oraz firm przesyłających pieniądze. Usprawni ona procedury AML, gdzie będzie można szybko sprawdzić, dokąd przesyła pieniądze klient i skąd je otrzymuje – chodzi oczywiście o sprawdzanie siatki powiązań takiego podmiotu w skali międzynarodowej (zainteresowane osoby mogą do mnie śmiało pisać).

No i teraz coś specjalnie dla Was

Dla Czytelników i Czytelniczek mojego bloga mamy opcję wypróbowania platformy. Będą to 3 miesiące za darmo i bez żadnych zobowiązań – to znaczy, że rejestracja nie będzie oznaczała automatycznej zgody na płatne przedłużenie subskrypcji itp. Macie więc okazję pobawić się nowym narzędziem, a przy okazji liczę też na odrobinę feedbacku. Na chwilę obecną Wunderschild nie osiągnął jeszcze wszystkich zakładanych funkcjonalności, więc jeśli napiszecie co dodać i co poprawić, czy jest przydatne dla MŚP, to super. Poza tym zachęcam także dziennikarzy do zapoznania się z projektem – można zrobić fajny research na potrzeby artykułów. Tak więc kto ma ochotę, to niech się rejestruje – serdecznie zapraszam! 🙂

Link do platformy, gdzie można utworzyć konto użytkownika: Wersja polska 

A tak jeszcze przy okazji

Jeśli wśród Was jest ktoś, kto już realizuje jakiś ciekawy projekt startupowy FinTech obracający się w tematyce zwalczania / zapobiegania przestępczości gospodarczej lub podatkowo – prawnej, no i potrzebuje wsparcia biznesowego oraz inwestora, to niech śmiało pisze – zobaczymy, co da się zrobić. 😎
Zdjęcie ilustrujące wpis jest poglądowe! Osoby, rzeczy lub sytuacje przedstawione na zdjęciu NIE mają bezpośredniego związku z treścią niniejszego wpisu!