Obrót złomem a wyłudzanie podatku VAT

Dzisiejszy wpis jest fragmentem rozdziału książki dotyczącej przestępczości VAT-owskiej, która to książka powinna się pojawić na rynku jesienią 2019 roku. Jestem jej pomysłodawcą oraz jednym z głównych autorów – obok osób zawodowo zajmujących się tematyką podatków, zwalczaniem zorganizowanej przestępczości ekonomicznej, a także funkcjonariuszy służb skarbowych oraz przedsiębiorców. Więcej informacji na ten temat znajdziesz na moim oficjalnym profilu na Facebooku: Białe Kołnierzyki

Zanim przejdziemy do historii związanych z działalnością grup przestępczych, chciałbym pokrótce opisać mechanizm kombinowania z VAT-em na złomie w obrocie krajowym, bo tego właśnie będzie dotyczył niniejszy rozdział. Tak więc w tzw. obrocie detalicznym sprzedaż metali do finalnych odbiorców (najczęściej w tej roli występowały huty) była obciążona podstawową stawką VAT-u, natomiast skup od prywatnych dostawców, czyli zwykłych zbieraczy złomu, nie wiązał się z naliczaniem tego podatku (tzw. puszkarze nie wystawiali przecież faktur). Nietrudno zgadnąć, że występowała w takim układzie ogromna nadwyżka podatku należnego, którego nie było za bardzo czym „zbić”. Pojawiły się zatem firmy-słupy, mające za zadanie dostarczanie faktur faktycznie działającym skupom, które to faktury umożliwiały odliczanie VAT-u i tym samym efektywne zmniejszanie kwot podatku wpłacanego „do skarbówki”. Jednym z ciekawszych patentów, jakie tutaj stosowano, była chociażby sprzedaż złomu do huty przy wykorzystaniu pośrednika, czyli spółki-słupa. Taka spółka-słup inkasowała należność wraz z VAT-em, po czym po prostu znikała nie rozliczając się z US, wystawiając jednak fakturę „zbijającą” VAT właściwemu beneficjentowi procederu (do którego zresztą i tak trafiały pieniądze zapłacone przez hutę). Podobne numery wychodziły w praktyce bardzo dobrze, więc tylko kwestią czasu było, że niektórzy z etapu „zbijania” VAT-u przeszli na poziom zwyczajnego wyłudzania zwrotów w oparciu o faktury nie mające jakiegokolwiek pokrycia w realnym obrocie towarowym. Nie sposób nie zauważyć, że był to bardzo prosty, wręcz prymitywny, mechanizm oszustwa i to chyba właśnie dlatego spopularyzował się on w dużej mierze wśród przestępców o profilu typowo kryminalnym (czyli, mówiąc dobitniej, wśród zwykłych „dresów”), a tzw. białe kołnierzyki skoncentrowały się raczej na obrocie międzynarodowym (np. na handlu prętami zbrojeniowymi) dającym o wiele większe możliwości zarobkowe, o czym opowiem w dalszej części.

 

Reakcja „skarbówki” na ten proceder

W tym momencie poruszę kwestię budzącą spore kontrowersje. Otóż do dziś pewną zagadkę stanowi to, dlaczego organy skarbowe w wielu miejscowościach przez długi czas w zasadzie tolerowały istnienie podobnego procederu (tak przynajmniej wynika z moich informacji). Nie wierzę przy tym, że urzędnicy nie otrzymywali wielu wiarygodnych „cynków”, chociażby od policjantów zajmujących się zwalczaniem przestępczości gospodarczej, którzy musieli wiedzieć, co „dzieje się na mieście”. Szybko bogacący się VAT-owcy z niskiej ligi, zresztą bardzo często doskonale znani funkcjonariuszom, rzucali się mocno w oczy np. za sprawą luksusowych aut, w wielu barach prawie oficjalnie toczyły się rozmowy typu „X i Y zarabiają na VAT i szukają prezesów do spółek…”, płynęły także sygnały od uczciwych przedsiębiorców z branży. Nie wspominam już nawet o ekstremalnych sytuacjach w rodzaju zarejestrowania w jednym tylko bloku kilku spółek-słupów handlujących złomem. Moim zdaniem podobne akcje powinny być bezwzględnie wychwytywane chociażby w toku pracy operacyjnej – i w wielu przypadkach tak zapewne było, ale jednak w ślad za tym nie zawsze szło zakwestionowanie „lewych” faktur.

 

Wejście do starego budynku Urzędu Skarbowego w Inowrocławiu – fot. Dominik Fijałkowski, Gazeta Pomorska. 

 

Trudności, z jakimi przyszło się mierzyć urzędnikom skarbowym

Muszę teraz wspomnieć, że osoby znające sektor złomiarski podają liczne okoliczności mające stanowić usprawiedliwienie dla nie do końca satysfakcjonującej skuteczności działań „skarbówki”. Oto i niektóre z nich:

– tworzenie przez przestępców długich łańcuchów transakcji, co utrudniało odpowiednio wczesne wykrycie procederu i blokowanie podejrzanych zwrotów,

– możliwość kwartalnego rozliczania się z VAT-u, co w połączeniu z szybkim obrotem fakturami utrudniało wykrycie nieprawidłowości (firma-słup często znikała zanim US zdążył wysłać do niej kontrolerów),

– brak procedur gwarantujących odpowiednio szybki przepływ informacji pomiędzy poszczególnymi urzędami (przestępcy w ramach jednej struktury często tworzyli firmy-słupy w kilku różnych województwach, licząc na to, że dzięki temu unikną kontroli),

– brak rozbudowanych narzędzi analitycznych (jak chociażby dzisiejszy JPK_VAT) i łatwego dostępu do przydatnych baz danych,

– brak „ciśnienia” ze strony ówcześnie rządzących na zlikwidowanie zjawiska wyłudzeń VAT-u, w związku z czym komórki zajmujące się zwalczaniem tego typu przestępstw były niejednokrotnie przeciążone pracą na skutek braków kadrowych,

– specyfika branży złomiarskiej, w której funkcjonowała ogromna „szara strefa” w postaci zbieraczy niepodlegających jakiejkolwiek rejestracji, co dawało możliwość uprawdopodobnienia posiadania dużych ilości złomu bez konieczności wykazania się jakimikolwiek sensownymi dowodami zakupu (nie licząc wystawianych na dowód osobisty „kwitów skupowych”, które można było bardzo łatwo „produkować”),

– trudności z policzeniem rzeczywistego „stanu magazynowego”, czyli złomu zalegającego na placu (występowały spore komplikacje w przypadku naprawdę dużych skupów).

Na ile były to rzeczywiste przeszkody uniemożliwiające skuteczną walkę ze „złomowymi VAT-owcami’, a na ile wygodne wymówki, to już wiedzą chyba najlepiej urzędnicy kontroli skarbowej znający doskonale ten temat. O ich punkcie widzenia będzie jednak nieco szerzej w innym rozdziale tej książki.

 

Inowrocław – miasto „złomiarzy”

Jak można się było tego spodziewać, wkrótce po tym, gdy przestępcy odkryli możliwości związane w zarabianiem na VAT, w Inowrocławiu wybuchła walka o skupy złomu. Do czego były one potrzebne i czy nie wystarczyłby czasem obrót samymi fakturami? Cóż, według „mądrych głów” o wiele lepiej wyglądało, gdy o zwrot VAT-u występowała rzeczywiście działająca firma, a nie typowy „krzak”, dopiero niedawno utworzony (zadaniem „krzaków” było wystawianie faktur, a nie występowanie o zwroty). Stawka w tej grze była relatywnie wysoka, gdyż nawet mały punkt składający się w praktyce z jednego czy też dwóch kontenerów, dzięki odpowiedniemu obracaniu fakturami był wtedy w stanie zapewnić przestępcom miesięczne zyski w wysokości kilkunastu – kilkudziesięciu tysięcy złotych, do tego przy dość niskim ryzyku. Z kolei duże, funkcjonujące od lat placówki to były już prawdziwe żyły złota (oczywiście jak na skalę Inowrocławia), więc miejscowi gangsterzy starali się cały czas poszerzać strefy wpływów i zgarniać pod swoje skrzydła możliwie dużo takich miejsc.

Rzecz jasna w takiej sytuacji nie obyło się bez starć pomiędzy różnymi grupami – a były wtedy w mieście przynajmniej trzy, które faktycznie liczyły się w tej rozgrywce. Pierwsza z nich skupiona była wokół A. (wszystkie inicjały w tym wpisie zostały zmienione) – to właśnie przestępcy wchodzący w skład tej ekipy chyba jako pierwsi spośród inowrocławskich VAT-owców zaczęli rzucać się w oczy ze względu na upodobania do luksusowych aut. Druga z grup skupiona była wokół H., dość brutalnego gangstera znanego organom ścigania ze swoich wyczynów jeszcze z lat 90. W trzeciej z grup czołowe role odgrywali C. oraz D., a jej członkowie dość mocno zwracali na siebie głównie ze względu na swoje ponadprzeciętne gabaryty – szczególnie niejaki J., który był jednym z najbardziej monstrualnych „karków”, jakich miałem okazję oglądać na żywo. Niestety, w jego przypadku masa mięśniowa nie szła chyba jednak w parze z siłą charakteru, ponieważ w pewnym momencie w miejscowym półświatku zaczęła krążyć informacja, jakoby J. „się rozpruł” i złożył zeznania demaskujące istnienie procederu masowego wyłudzania VAT-u na złomie, za co zresztą został później wykluczony z grupy. Co poza tym? Niektórzy twierdzili, że do wspomnianego trio gangów powinno się dołączyć jeszcze grupę F., inteligentnego biznesmena o szerokich koneksjach, ale w tym przypadku nie mam wiarygodnych info, czy rzeczywiście angażował się on w nieczyste interesy, czy też były to tylko „złe języki ludzkie”.

 

Wejście do nieistniejącego już klubu 73 – jednego z ulubionych miejsc spotkań inowrocławskiego półświatka. 

 

Ciekawostka #1

Pewien znany inowrocławski VAT-owiec (oraz jego samochód) wystąpił w klipie lokalnego „rapera”, nagrywanym pod murami miejscowego aresztu śledczego. Teledysk ten był swego czasu hitem Internetu, więc zapewne niektórzy skojarzą, o kogo chodzi (podpowiem tylko, że ów „raper” wymachiwał maczetą w dość charakterystyczny sposób). Tak w ogóle, jeśli już jesteśmy przy temacie gangsterów, to mam dość ambiwalentne uczucia, kiedy przeglądam dziś ich profile na portalach społecznościowych (a niektórzy są tam dość aktywni). Dlaczego? Ponieważ widzę tam właścicieli firm ubranych w garnitury, angażujących się w działalność charytatywną, sponsorujących wydarzenia sportowe (np. gale MMA), czy wreszcie wrzucających na Facebooka apele o pomoc dla różnych organizacji zajmujących się pomocą bezdomnym zwierzakom. Komuś, kto nie zna wyczynów tych ludzi sprzed kilkunastu lat, może się więc wydawać, że są to całkiem spoko goście, dla mnie wygląda to jednak nieco inaczej. Jasne, raczej nie byli to przestępcy dorównujący bezwzględnością np. grupie pruszkowskiej (nie ta skala), ale lepiej im było nie zachodzić za skórę, o czym przekonało się chociażby dwóch złodziejaszków, którzy nierozsądnie ukradli radio z Mercedesa należącego do jednego z takich lokalnych bossów. W miasto momentalnie ruszyła wieść o atrakcyjnej nagrodzie za wskazanie sprawców tej zuchwałej kradzieży, a wspominani złodzieje już po kilku dniach wylądowali w pobliskim lesie nieopodal miejscowości Balczewo (popularna lokalizacja załatwiania porachunków), gdzie „połamano im witeczki” w celach wychowawczych.

 

Wjazd do miejscowości Balczewo leżącej nieopodal Inowrocławia.

 

Przejmowanie skupów złomu

W świetle zakończenia poprzedniego akapitu nie będzie chyba zaskoczeniem, że starcia pomiędzy przestępcami VAT-owskimi miały niejednokrotnie dość brutalny przebieg. Przykładowo gangsterowi o pseudonimie G., słynącego na mieście z „dobrego napierdalania się”, uszkodzono siekierą nogę w kolanie, skutkiem czego jeszcze do niedawna poruszał się on o lasce. Tenże G. miał po prostu pecha, gdyż przyjechał „przejąć” skup złomu akurat wtedy, gdy na miejscu byli przedstawiciele konkurencji – no, a że w tej branży stosunkowo rzadko miały miejsce pokojowe negocjacje, to wyszło, jak wyszło. W każdym razie pobicia i zastraszenia zdarzały się od czasu do czasu, ale jednak – o ile mi wiadomo – nikt w Inowrocławiu nie zginął podczas podobnych starć. Jestem natomiast prawie pewien, że gdyby cała akcja działa się w latach 90., to trupów byłoby co najmniej kilka, ale widocznie młode wilki albo nie dawały się ponieść emocjom, albo nie były aż tak skłonne do ryzyka, jak stare gangusy trzęsące niegdyś Inowrocławiem. Co do tych ostatnich, to mam tu na myśli takich „kozaków”, jak chociażby były żołnierz zawodowy F., który nie miał zbytnich oporów przed dokonywaniem brutalnych morderstw, czy też, podobno, przed wrzucaniem prezesów spółek-słupów do zbiorników z chemikaliami (F. aktualnie odsiaduje karę 25 lat pozbawienia wolności). Na zakończenie tego wątku dodam jeszcze, że czasami walka o wpływy przybierała dość śmieszne formy – np. pewnemu „człowiekowi z miasta” jakiś dowcipniś wymalował na masce auta wielkiego penisa, przy czym powtórzył ten „żart” kilkukrotnie. Miało to być rzekomo zawoalowane ostrzeżenie, choć na pierwszy rzut oka sytuacja wyglądała raczej na szczeniackie wybryki.

 

Zdjęcie z procesu F. (pochyla się po prawej) – fot. Marcin Łobaczewski, Gazeta Lubuska. 

 

Dobrze, a jak wyglądało w praktyce takie „przejmowanie” skupów złomu? Tutaj akurat nie było wielkiej „filozofii” – zwykle odpowiednio wyglądająca ekipa po prostu odwiedzała właściciela biznesu i składała mu propozycję nie do odrzucenia: pracujesz z nami i obracamy fakturami, albo będziesz miał problemy. Część przedsiębiorców – złomiarzy przyjmowała podobne propozycje ze strachu, inni z kolei połasili się na obiecywane duże zyski, a jeszcze inni odmawiali wchodzenia w nielegalne interesy. Warto wiedzieć, że zdarzali się też i tacy, którzy próbowali „płynąć na fali” i otwierali nowe skupy, nie mając praktycznie żadnego pojęcia o rzeczywistym funkcjonowaniu tego biznesu. Nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego, gdyby nie to, że takie firmy w rzeczywistości nie prowadziły żadnej realnej działalności – no, może poza postawieniem na placu kontenera na złom i powieszeniem reklamy na płocie. Tworzyło to niejednokrotnie dość ciekawe sytuacje, jak chociażby akcja ze sprzedażą miedzi, którą miałem poznać niejako „z pierwszej ręki”.

 

Panie, a po ile stoi miedź…?

Pewnego dnia znajomy przedsiębiorca pojechał do jednego z niedawno otwartych w okolicy skupów złomu, celem zasięgnięcia informacji o aktualnie obowiązujących cenach miedzi (w dobrej wierze, rzecz jasna). Przywitał go tam taki oto obrazek: brama zamknięta na kłódkę, a na placu (pustym zresztą, nie licząc starego kontenera oraz ciężarówki) nie było żywej duszy. Dopiero kilkukrotne użycie klaksonu samochodowego wywabiło z pobliskich budynków masywnego osobnika, który podszedł do ogrodzenia i zapytał znajomego, czego on tutaj właściwie szuka. Znajomy odparł, że ma kilka ton metali kolorowych do sprzedania i chciałby poznać ceny. Tenże masywny osobnik spojrzał na niego bez większego zainteresowania, po czym odpowiedział, że nie zna aktualnych cen „na kolor” i w ogóle najlepiej byłoby udać się z tym pytaniem do konkurencji, bo jemu „nie chce się zajmować pierdołami”. No i w porządku – ktoś powie, że być może ten pan nie opanował po prostu sztuki obsługi klienta, ale jakiś czas później dowiedziałem się, że wjechała tam kontrola ze skarbówki, której skutkiem było nałożenie dość sporej kary finansowej. Nie wiem, ile tam dokładnie naliczyli, ale faktem jest, że rodzice właściciela skupu musieli sprzedać kilka hektarów ziemi, aby wybronić jakoś syna z tej niemiłej sytuacji.

Zdjęcie ilustrujące wpis jest poglądowe! Osoby, rzeczy lub sytuacje przedstawione na zdjęciu NIE mają bezpośredniego związku z treścią niniejszego wpisu!

Polska branża automatów do gier wczoraj i dziś

Kilka dni temu przeczytałem w mediach, jak to Lotto chwali się, że w swoich pilotażowych salonach hazardowych z automatami (9 miejscówek, póki co) osiągnęli 10 mln PLN obrotu. Wydaje się to niezbyt imponującym osiągnieciem jak na ponad rok posiadania monopolu, bo przecież jeszcze nie tak dawno sam resort finansów szacował, że polski rynek „jednorękich bandytów” jest wart ok. 14 miliardów PLN. Można tutaj domniemywać, że gdyby to prywatna firma miała na tym zarabiać z pozycji monopolisty, to rozwój sieci salonów z automatami do gier szedłby szybciej, bo przecież czas to pieniądz. Jednak nie ma co bezrefleksyjnie „wieszać psów” na osobach odpowiedzialnych za ten cały projekt „upaństwowiania hazardu”, gdyż stoi przed nimi trudne zadanie. Jak bowiem podaje na swojej stronie www sam Totalizator: „Obecnie trwa proces certyfikacji automatów, a także testy integracji Rejestru Gracza i Systemu Centralnego. Zakończyły się też prace nad zapewnieniem bezpieczeństwa grającym. Zostanie wprowadzona m.in. możliwość czasowego samowykluczenia z gry oraz limity aktywności w grze i środków na grę.”. Każdy, kto miał większą styczność z zarządzaniem projektami IT, zdaje sobie zapewne sprawę, że dopracowanie takich rozwiązań nie jest proste, podobnie zresztą jak ogarnięcie całego stosu „makulatury”, czyli dokumentacji niezbędnej przy tego typu przedsięwzięciach.

Inna sprawa, że „pokrycie” rynku automatami w zakładanej skali musi swoje kosztować – według niektórych szacunków aż 5 miliardów PLN (tyle ma podobno pochłonąć zakup automatów oraz ich obsługa, choć wydaje się to dość zawyżonym szacunkiem). Tak dla porównania, sprzedaż wszystkich produktów Lotto w 2017 roku zamknęła się w kwocie nieco przekraczającej 5,5 miliarda PLN – czysty zysk był oczywiście wielokrotnie niższy. Cała operacja w założeniu ma przynieść profity dopiero po kilku latach, także spokojnie… Tyle tytułem wprowadzenia w temat – przejdźmy teraz do zagadnień związanych z przestępczością gospodarczą. 

 

Pranie pieniędzy na automatach do gier

Tajemnicą Poliszynela jest, że biznes ten był niezwykle lubiany przez przestępcze kręgi, nie tylko zresztą w Polsce. Jeśli jednak chodzi o nasz kraj, to główne powody były dwa. Pierwszym była bardzo wysoka stopa zwrotu, a drugim możliwość łatwego prania pieniędzy w praktycznie dowolnej skali. Swego czasu bowiem automaty z niskimi wygranymi były obłożone podatkiem ryczałtowym w wysokości 180 Euro miesięcznie od jednej maszyny. Skąd się wzięła akurat taka kwota? Po prostu urzędnicy w oparciu o dane z salonów gier obliczyli, że przeciętna miesięczna kwota podatków liczonych na zasadach ogólnych wynosi ok. 500 Euro od jednego automatu. Następnie zrobiono symulację, która miała na celu wykazanie, ile z dotychczas nielegalnych punktów z automatami „samoopodatkuje się” przy konkretnych stawkach ryczałtu, no i wyszło, że najlepiej będzie zastosować stawkę właśnie w okolicach 180 Euro/mies. Trzeba przyznać, że rzeczywiście udało się dzięki temu w znacznym stopniu ograniczyć szarą strefę i zwiększyć wpływy do budżetu, ale swoistym rykoszetem było danie przestępcom ciekawej możliwości legalizacji lewych dochodów.

Tak więc po wprowadzeniu wspomnianego ryczałtu wystarczyło wrzucić do automatu np. 80 tys. PLN pochodzących z niewiadomego źródła i już mieliśmy wypraną kasę przy rewelacyjnie niskich kosztach operacyjnych w wysokości zaledwie 1% (w opisanym przypadku)! Sytuacja piękna dla każdego, kto chce zalegalizować np. dochody z handlu narkotykami, kradzieży samochodów itp. Dodam, że przedsiębiorcy zarabiający na automatach o niskich wygranych nie musieli odprowadzać od tego dodatkowo VAT-u (wbrew temu, co można nieraz przeczytać w sieci). Jeśli ktoś nie wierzy, to polecam sprawdzić chociażby interpretacje podatkowe wydane w tym temacie około 10 lat temu.

Nie ma się więc co dziwić, że grupy przestępcze bardzo chętnie wchodziły w ten biznes. Co prawda były różne utrudnienia, jak chociażby liczniki faktycznej liczby gier czy limity wygranych do kilkunastu Euro. W praktyce jednak automaty masowo przerabiano, likwidując kłopotliwe blokady, a wtedy dopiero zaczynała się prawdziwa gra. No i cóż, zgodnie z prawem maszyny slotowe powinny być zabezpieczone przed możliwością przerobienia, a dodatkowo przed trafieniem do salonów gier musiały przejść badania dokonane przez wyspecjalizowaną jednostkę, ale… Ale w praktyce wiele opinii wydawano „zaocznie”, czyli certyfikujący specjalista nie widział automatu na oczy (a pieniądze brał). Innym, chyba nawet częstszym, sposobem było wypłacanie wygranych „pod stołem”, czyli oficjalnie gracz otrzymywał tylko równowartość kilkudziesięciu PLN, a w praktyce bywało tak, że barman lub właściciel lokalu dzwonił „do serwisu”, po czym zjawiał się ktoś, kto przywoził w walizce np. kilka tysięcy złotych i wypłacał zwycięzcy. Takie „uniki” miały tę zaletę, że znacznie ograniczały ryzyko wpadki w sytuacji kontroli. 

 

Jak branża hazardowa próbowała poradzić sobie z zaostrzeniem przepisów w 2017 roku

Przy okazji przytoczonego powyżej newsa o 10 milionach obrotu Lotto, przypomniały mi się „kombinacje”, z jakimi zetknąłem się w okresie, gdy eliminowano prywatne automaty z rynku. Niektóre z nich były bardziej śmieszne, inne mniej, ale myślę, że warto je pokrótce przedstawić chociażby dla celów zapoznania się z tokiem myślenia i kreatywnością niektórych polskich „biznesmenów hazardowych”.

1. Najprostszym wyjściem było po prostu pozostawienie wszystkiego po staremu, rozumiane jako działanie od pewnego momentu na nielegalu. Czyli firmy rejestrowane na „słupa”, brak rozliczania się z fiskusem, a jak kontrola wpadnie i skonfiskuje automaty, to będziemy walczyć w sądzie wykorzystując kruczki prawne. No i rzeczywiście bywało tak, że sądy nakazywały zwrot zarekwirowanych automatów, które znowu trafiały na rynek i tak w koło Macieju. Część punktów zresztą działała całkiem legalnie, ponieważ niektóre firmy nadal miały ważne koncesje (nie wydawano jednak nowych, chcąc doprowadzić do stopniowego „wygaszenia” tego rynku). I było faktycznie coraz ciężej – dość powiedzieć, że według oficjalnych danych Służby Celnej w 2013 roku zarekwirowano niecałe 6 tys. automatów, a w 2015 roku było to już ponad 30 tys. Ostateczny cios branży zadały nowe przepisy, obowiązujące od 2017 roku, które w zasadzie wprowadziły monopol na automaty do gier (monopolistą zostało Lotto, a właściwie Totalizator Sportowy), wyłączając legalne maszyny w kasynach, których jest stosunkowo niewiele. 

2. Wprowadzenie tzw. quizomatów, quizów wiedzy itp. modyfikacji, dzięki którym automat miał się pozbyć zabronionego elementu losowości, gdyż gracze dla uzyskania wygranej musieli wykazać się „intelektem oraz refleksem”. No i tutaj zaczęły się przepychanki prawne – producenci i dystrybutorzy takich „legalnych” automatów przykładowo twierdzili bowiem, że dana gra została zbudowana w oparciu o ciąg matematyczny, który jest przedstawiony za pomocą równania tak prostego, aby przeciętny uczestnik mógł spokojnie obliczyć, na jakim etapie gry się aktualnie znajduje. To miało warunkować, że taki automat jest w pełni zgodny z polskim prawem, zgodnie z twierdzeniami prawników wynajętych przez firmy z branży hazardowej. Co ciekawe, podobno niektóre sądy w swoim orzecznictwie również podzielały tę opinię, ale jednak KAS miał w tej kwestii swoje własne zdanie. Przez pewien czas takie quizomaty stały sobie w miarę spokojnie w lokalach i zarabiały, aż zaczęły się naloty służb i konfiskaty. Co prawda można się było potem ciągać po sądach z KAS-em, ale szczerze mówiąc kiepski to biznes, w którym „nie znasz dnia ani godziny” – aż tak dużych dochodów z tych „quizomatów” nie było, aby opłacało się ponosić tak wysokie ryzyko. 

3. Pojawiły się też pomysły, aby automaty zastąpić komputerami i działać na zasadzie „kafejek internetowych”, które w określonych okolicznościach miały dać graczom możliwość oddania się hazardowi. Miało to na celu chociażby umożliwienie bezproblemowego przewozu urządzeń – w końcu komputer to tylko komputer i bez odpowiedniego softu (który można wszak odpalić dopiero w miejscu przeznaczenia, np. z płyty CD) nie sposób go traktować jak automatu do gier w świetle prawa. Pomysł miał teoretyczne szanse, ale nie doczekał się realizacji na większą skalę (zapewne przeważyły trudności natury organizacyjnej). Jednak trzeba wspomnieć, że w pewnym kształcie koncepcja ta została wcielona w życie, a mianowicie używano tabletów z odpowiednim oprogramowaniem, na których można było sobie pograć. Takie urządzenia w razie nalotów służb były jednak rekwirowane jako „służące do celów hazardowych”, a poza tym stanowiły raczej tylko dodatek do klasycznych automatów, stojących sobie nielegalnie w tym samym lokalu. 

4. Stworzenie sieci „hazardowozów”, które miały za zadanie jeździć po dyskotekach, uczęszczanych punktach poza miastem (np. w pobliżu większych sklepów spożywczych na wsiach), parkingach dla TIR-ów itp. i łapać tam chętnych graczy. Zaletą takiej koncepcji miała być mobilność rozumiana jako możliwość szybkiej ucieczki przed ewentualną kontrolą, co jest raczej trudne w przypadku punktów stacjonarnych. W razie zatrzymania kierowca takiego „hazardowozu” miał się tłumaczyć, że on „tylko przewozi automaty”. Niestety (albo i stety) ustawodawca przewidział sankcje nawet za sam przewóz i magazynowanie automatów bez zezwolenia (dodatkowo muszą być one urzędowo opieczętowane), ale i te ograniczenie niektórzy chcieli obejść – słyszałem o szalonym pomyśle, jak to pewne osoby chciały użyć do celów transportowych dostawczaków z… ambasad obcych krajów, które to auta rzekomo prawie nigdy nie są kontrolowane. Czy chodziło o wynajęcie takich pojazdów, czy też podrobienie tablic rejestracyjnych i dokumentów, tego już niestety nie wiem. Można się z tego śmiać, jednak nie sposób nie docenić kreatywności w poszukiwaniu rozwiązań. 

5. Wyeliminowanie jakichkolwiek fizycznych form wygranej – według moich info niektórzy ludzie z branży przez moment patrzyli w stronę kryptowalut, które co prawda nie podpadały pod ustawową definicję pieniądza, ale po krótkiej analizie prawnej można było ustalić, że będą traktowane jako pieniądz przez sądy w praktyce orzeczniczej (czyli „podpadną” pod ustawę antyhazardową). Jednak pomimo tych trudności w mniejszej skali do dziś funkcjonują miejscówki, w których można zagrać na komputerach w oparciu o kryptowalutę – tyle, że są to miejsca ukryte, gdzie wejścia pilnuje kamera, która w razie nalotu służb automatycznie odcina zasilanie. Rzecz jasna celnicy mają potem problem z udowodnieniem, że gra hazardowa rzeczywiście się odbywała. Zastanawiano się też nad żetonami – pozornie bezwartościowymi, ale jednak dającymi możliwość odebrania nagrody „pod stołem”. Metodą na obejście tego miały być chociażby specjalne kody QR, które wyświetlałyby się na ekranach automatów przez krótki czas po naciśnięciu odpowiedniego przycisku (rzecz jasna w sytuacji, gdyby gracz wygrał). No i po zeskanowaniu takiego kodu QR miałaby się otwierać jakaś strona internetowa, gdzie gracz mógłby podać swój numer telefonu, na który następnie przychodziłby generowany automatycznie klucz uprawniający do odbioru wygranej. Pomysł być może wydaje się ciekawy, ale widocznie okazał się nie do zrealizowania w praktyce.

6. Jeszcze inni poszli w dość ciekawym kierunku, a mianowicie podejmowali próby eksportu maszyn slotowych np. do Afryki. Robili tak chociażby niektórzy producenci, którzy musieli jakoś zagospodarować sprzęt, dla którego nie było już miejsca w kraju. A jak do tej opcji podeszli biznesmeni, którzy zostali z setkami nieprzydatnych już urządzeń, za samo posiadanie których groziły zresztą solidne kary finansowe? Były próby ekspansji i używane niegdyś w Polsce automaty wyeksportowano na Czarny Ląd (ciężko powiedzieć ile ich było). Z pewnością jednak nie było to zadanie łatwe – raz ze względu na całą „papierologię” i logistykę, a dwa z uwagi na Chińczyków, którzy wysyłają tam hurtowo tanie maszyny w cenach poniżej 200 dolarów za sztukę. Wiadomo, że automat automatowi nierówny, ale przy tak niskim poziomie cen trzeba byłoby iść na naprawdę masową sprzedaż, aby ta cała zabawa się opłacała. Do tego jeszcze dochodziła specyfika tamtejszej ludności – wizyty Murzynów z „kałachami” nie były wcale czymś nadzwyczajnym. Być może taki eksport jest jednak jakimś pomysłem na biznes, skoro np. używane maszyny budowlane podobno schodzą w Afryce jak przysłowiowe ciepłe bułeczki… 

 

Branża „jednorękich bandytów” dziś

Jeśli miałbym podsumować obecny stan rynku automatów jednym słowem, to określiłbym to tak: zgliszcza. Pomijając legalnie działające kasyna i wspomniane na początku punkty Lotto, to w zasadzie uchowały się jeszcze jakieś nieliczne, ukryte salony dla wtajemniczonych, a media raz po raz donoszą o sytuacji, w której KAS wpada do jakiejś piwnicy czy szopy i rekwiruje nielegalne maszyny. Jest to już jednak podziemie, a nie mainstream i to się już raczej nie zmieni (no chyba, że ustawodawca zniesie monopol Lotto). Co prawda próbowano walczyć o przetrwanie przy pomocy przeróżnych „patentów”, ale wszystkie one miały dwie wady: albo były niemożliwe/zbyt trudne do zastosowania w większej skali, albo państwo sukcesywnie zwalczało ich mutacje (np. wspomniane już quizomaty). Zresztą w przypadku niektórych pomysłów po prostu zwyczajnie przekombinowano – a jeśli coś przestaje być proste i zrozumiałe dla przeciętnego gracza, to jest skazane na porażkę.

Do tego wszystkiego doszedł jeszcze czynnik ludzki, a konkretnie klienci, których znaczna część albo przestraszyła się częstych nalotów służb, albo zniechęciła ciągłymi trudnościami w dostępie do gier (nielegalne punkty co jakiś czas zamykano lub przenoszono w inne miejsce). Tacy stali bywalcy jaskiń hazardu po prostu znaleźli sobie inne „hobby” i siłą rzeczy odzwyczaili się od grania, na ogół z korzyścią dla nich samych. Znam bowiem wiele ciekawych historii związanych z uzależnieniem od hazardu, jak to np. VAT-owcy potrafili przegrać na automatach po kilkanaście tys. PLN w ciągu zaledwie kilku godzin, a następnego dnia przyjechać z powrotem do tego samego lokalu i znowu wrzucić do tej samej maszyny podobną kwotę. Inny ciekawy przypadek to znany w Inowrocławiu złodziej samochodów, który w ciągu kilku lat „wtopił” kilkaset tys. złotych na jednorękich bandytach – jak sam mówił, gdy kończyły mu się pieniądze, to po prostu kradł jakieś auto, a otrzymaną od pasera gotówkę znowu przeznaczał na granie. Z nałogu wyleczyło go dopiero więzienie, więc był jednym z tych nielicznych przypadków, którzy mogą o sobie powiedzieć, że wynieśli pewne wymierne korzyści z pobytu „w sanatorium”. Nie będę już nawet przytaczał przypadków, a których ktoś pożyczał pieniądze od szemranych lichwiarzy, a potem nie mając z czego oddać, uciekał za granicę lub tracił dom czy mieszkanie. W każdym razie pewne jest to, że ograniczenie hazardu uratowało wiele rodzin i wiele osób uchroniło przed popadnięciem w długi. 

 

Mała ciekawostka jako podsumowanie

Jeszcze przed wprowadzeniem nowelizacji ustawy spekulowano, że za całym zamieszaniem stoją potężne pieniądze wyłożone na łapówki przez amerykańskie firmy z branży hazardowej, które miały realizować miliardowe zamówienie na dostawy maszyn slotowych dla Lotto. No i cóż, na samej stronie Totalizatora widnieje informacja, że cały projekt, czyli wyprodukowanie i dostarczenie urządzeń oraz oprogramowania do nich, odpowiadać będą spółki Skarbu Państwa, a konkretnie Wojskowe Zakłady Łączności nr 1, Exatel S.A. (100% akcji posiada Skarb Państwa) oraz Polska Wytwórnia Papierów Wartościowych. Co prawda chodzą słuchy, że tak naprawdę te polskie spółki to tylko zasłona dymna, bo cały projekt i tak ma realizować amerykańska firma jako podwykonawca, ale oficjalnych dowodów na to nie ma. Zresztą był już ktoś, kto drążył temat, no ale niestety zginał w wypadku samochodowym. Tym kimś był poseł Kukiz’15, Rafał Wójcikowski. Na tym więc zakończę dzisiejszy wpis.

Zdjęcie ilustrujące wpis jest poglądowe! Osoby, rzeczy lub sytuacje przedstawione na zdjęciu NIE mają bezpośredniego związku z treścią niniejszego wpisu!

Zwalczanie zorganizowanej przestępczości gospodarczej – wywiad z byłym oficerem CBŚP

1. Jak wyglądał zwykły dzień pracy w CBŚP – czy w ogóle można mówić w przypadku takiej służby o „zwykłym dniu”?

Skuteczne zwalczanie przestępczości zorganizowanej wymaga nieschematycznego podejścia do zadań, kreatywności i zdolności patrzenia na problem z różnych stron. Funkcjonariusze zaangażowani w tego typu działania, aby być skutecznymi muszą posiadać zdolność dostrzegania pozornie nieistniejących połączeń i zależności, świadomie rezygnując z gotowych rozwiązań, które sprawdzają się w pracy operacyjnej i procesowej nakierowanej na zwalczanie klasycznych przestępstw. Z tych względów w tej służbie nie może być mowy o „zwykłym dniu”.  Każda sprawa wymaga zatem innego podejścia, zaangażowania odpowiedniej grupy funkcjonariuszy, posiadających właściwe  kompetencje. Grupy, albo jej odłamy zajmują się różnymi przestępstwami: kryminalnymi, narkotykowymi lub ekonomicznymi. Coraz częściej różnymi jej formami (multiprzestępczość), co wymaga odpowiedniego doboru narzędzi i policjantów. Funkcjonariusz podejmujący służbę w Centralnym Biurze Śledczym Policji musi być świadomy, że będzie wymagana od niego pełna dyspozycyjność i elastyczność dotycząca czasu służby. Sztywny grafik w praktyce nie istnieje. Realia są takie, że na przykład w danym dniu planujesz „papierkową robotę” a kończysz na obserwacji swojego figuranta na drugim końcu kraju przez kolejne trzy dni.

 

2. Czy istnieje choćby częściowe podobieństwo realnej pracy oficerów CBŚP ścigających gangsterów do tego, co widzimy w filmach?

Na pewno jakieś podobieństwa można znaleźć. Jest to służba wymagająca, pełna zagrożeń, ale też dająca możliwość udziału w różnego rodzaju działaniach, które mogą posłużyć za gotowy scenariusz do filmów akcji.  Tajemnicą poliszynela jest, że ludzie związani z filmem czerpią czasami gotowe wzorce postaci i zdarzeń, które podsuwają im byli lub ciągle pełniący służbę funkcjonariusze. Z drugiej strony, w filmach nie widać ogromnej ilości dokumentów, jakie należy przygotować na każdym etapie działań. Wszystko oparte jest na procedurach, mających źródło w różnego rodzaju przepisach, które dają bezpieczeństwo prawne funkcjonariuszy i pozwalają na właściwe dokumentowanie zebranych dowodów przestępczej działalności.

 

3. Jak wyglądała współpraca z innymi służbami, jak np. KAS? Czy wiele mogłoby się zmienić na lepsze w tym zakresie?

To ciekawy i bardzo istotny problem, który mocno rzutuje na skuteczność podejmowanych działań. Zagadnienie to obejmuje kwestie formalne i praktyczne. Z formalnego punktu widzenia wszystko wydaje się w porządku. Istnieją odpowiednie akty prawne i porozumienia. W praktyce bywa różnie. W dużej mierze jakość i efektywność wspólnych działań oparta jest na indywidualnych relacjach poszczególnych osób zaangażowanych w zwalczanie przestępczości, zarówno na poziomie kierowniczym jak i wykonawczym. Zwykle na zdobycie wzajemnego zaufania trzeba zapracować, poczynając od realizacji najprostszych spraw aż do wspólnego udziału w najbardziej zakamuflowanych przedsięwzięciach operacyjnych. Najprostszym rozwiązaniem, które daje szansę na optymalny poziom współpracy to odpowiednio sprecyzowane i zbieżne cele. Z tym bywa różnie. Przykładowo, działania Krajowej Administracji Skarbowej, a w szczególności czynności podejmowane przez urzędy celno – skarbowe między innymi ukierunkowane są na zwalczanie procederu związanego z uszczupleniem podatku VAT, podobnie jak CBŚP. W praktyce jednak te działania nie są spójne. Centralne Biuro Śledcze Policji przede wszystkim skupia się na pełnym rozpoznaniu składu grupy przestępczej, ze szczególnym naciskiem na ustalenie liderów i organizatorów procederu oraz skutecznym rozbiciu takiej grupy. Jednocześnie realizowane są czynności związane z ustaleniem składników majątkowych przestępców i ich zajęciu. Dla administracji skarbowej najważniejsze są pieniądze, które można szybko i skutecznie zająć, co pozornie wydaje się właściwym działaniem. Skutek jednak jest taki, że nie ma już odpowiedniej mobilizacji do rozliczania tzw. „słupów”, którzy oczywiście żadnym istotnym majątkiem nie dysponują. Co gorsza, takiej wspólnej mobilizacji nie ma również podczas działań podejmowanych wobec ważnych członków grupy, ale w sytuacji, gdzie na horyzoncie nie widać łatwych i dużych pieniędzy. Statystyka administracji skarbowej musi być zasilana szybkimi i stosunkowo łatwymi pieniędzmi. Ten stan rzeczy można zmienić poprzez właściwe zadarniowanie i rozliczanie odpowiednich służb, tak aby współpraca opłacała się wszystkim. W konsekwencji może się okazać, że uda się sięgnąć po majątki członków zorganizowanych grup przestępczych, którzy przez lata dokonali wielomiliardowych wyłudzeń VAT – u. Trzeba mieć w pamięci, że mimo uszczelnienia aktualnego systemu to pozostaje nierozliczone to, co miało miejsce w minionych latach. Dotychczasowe osiągnięcia organów ścigania w rozliczeniu tego rodzaju grup przestępczych to czubek góry lodowej.

 

4. Jak służby najczęściej wpadały na trop grup przestępczych?

Nie ma prostej odpowiedzi na takie pytanie. Korzysta się ze wszystkiego na co prawo pozwala. Bywa, że kluczowe są efekty kontroli operacyjnej np. w postaci informacji uzyskanych z rozmów telefonicznych, a w innych sytuacjach, to co uzyska się od informatora. Czasami dobre efekty dają analizy różnego rodzaju danych np. przepływy środków finansowych. Bywa, że klasyczne zawiadomienie pokrzywdzonego o przestępstwie inicjuje działania, które doprowadzają do konkretnej grupy przestępczej.  Często dopiero połączenie i przeanalizowanie danych z różnych źródeł pozwala na zdefiniowanie nielegalnych działań o zorganizowanym charakterze.

 

5. Jak zwykle przebiega śledztwo w sprawach związanych z przestępstwami gospodarczymi, jakie są jego etapy?

Najlepsze efekty daje właściwe rozpoznanie operacyjne zorganizowanej grupy przestępczej, w trakcie którego, mówiąc w skrócie, wykorzystuje się różnego rodzaju narzędzia, techniczne środki wsparcia i osobowe źródła informacji. Czasokres tego typu działań uzależniony jest od charakteru przestępstwa, ilości osób uczestniczących w nielegalnym procederze, sposobu ich zachowania. Tak zebrane materiały przekształca się w taki sposób, aby mogły zostać wykorzystane jako dowody  w postępowaniu przygotowawczym, czego efektem powinno być przedstawienie zarzutów popełnienia przestępstwa, a następnie skierowanie aktu oskarżenia do sądu. Istnieje również grupa przestępstw, która wskazywana jest w zawiadomieniu o przestępstwie przez pokrzywdzonych lub inne osoby. Nierzadko do skutecznego realizowania czynności w tego typu sprawach wystarczy rzetelna analiza dokumentów oraz wnikliwe zrealizowanie czynności procesowych np. w postaci przesłuchań świadków.

 

6. Czy są jakieś rzeczy, które stosunkowo często uniemożliwiają pozytywne zakończenie śledztwa?

Nie można wskazać jednoznacznie konkretnych przyczyn, które w jakiś dominujący sposób uniemożliwiają pozytywne zakończenie śledztwa. Należałoby też zdefiniować pojęcie braku pozytywnego zakończenia śledztwa. Z całą pewnością brak przedstawienia zarzutów i umorzenie śledztwa jest porażką. Taki scenariusz w sprawach prowadzonych przez Centralne Biuro Śledcze Policji w zasadzie się nie zdarza. Natomiast często pozostaje niedosyt wynikający z tego, że ograniczono kierunki śledztwa lub nie rozliczono wszystkich członków grupy, czy też przy wielomilionowych stratach nie udało się dokonać zabezpieczenia na majątku podejrzanego w satysfakcjonującej kwocie. Zwykle takie sytuacje mają miejsce gdy prowadzący sprawę stają pod ścianą i brak jest możliwości pogłębienia materiału dowodowego. W długotrwałych śledztwach występuje również presja ze strony prokuratury, aby zmierzać do końca czynności, szczególnie w sytuacjach gdy rozliczono z przestępczej działalności kluczowych podejrzanych, natomiast dalsze prowadzenie czynności ewentualnie mogłyby skutkować przedstawieniem zarzutów osobom, których rola w nielegalnym procederze była drugorzędna a okoliczności sprawy wskazują, że mimo próby podjęcia dalszych długotrwałych czynności brak jest pewności co do efektów podjętych działań. W takich sytuacjach mówi się o ekonomice procesowej i dotyczy to stosunkowo licznych grup przestępczych, gdzie często stawia się znak zapytania w zakresie tego czy ktoś jeszcze współdziałał w popełnianiu przestępstw.

 

7. Czy CBŚP często korzystało z tzw. przykrywkowców przy zwalczaniu przestępstw gospodarczych?

Centralne Biuro Śledcze Policji jest służbą, która najczęściej wykorzystuje najbardziej zaawansowane metody pracy operacyjnej w postaci kombinacji operacyjnych i operacji specjalnych. Zdarza się, że w tych działaniach wykorzystuje się policjantów działających pod przykryciem. Należy podkreślić, że przede wszystkim są to sprawy kryminalne i narkotykowe. W sprawach dotyczących przestępczości gospodarczej takie sytuacje są najmniej liczne. Wynika to z charakteru spraw i przydatności tego typu narzędzi. Wyjątkiem pozostają sprawy z zakresu nielegalnego wyrobu i obrotu towarami akcyzowymi (tytoń, papierosy). Szczegółów tego typu działań nie będę jednak zdradzał, przede wszystkim mając na uwadze bezpieczeństwo policjantów realizujących takie zadania.

 

8. Czy w trakcie śledztw, niejako przy okazji, udawało się często odkryć rzeczy, których nikt się nie spodziewał?

Aktualnie działające zorganizowane grupy przestępcze coraz częściej nie koncentrują się na jednym typie nielegalnej działalności i podążają w nowych kierunkach, które pozwalają na osiąganie wysokich zysków przy stosunkowo niewielkim ryzyku. Z tych powodów nie należą już do rzadkości sytuacje, gdzie na początku rozpracowywanej grupy definiowało się ją jako narkotykową, a dalsze ustalenia pozwalały na odkrycie i udokumentowanie innych nielegalnych obszarów z których członkowie grupy czerpią zyski. Takim najbardziej jaskrawym przykładem są coraz liczniejsze sytuacje, gdzie grupy kryminalne i narkotykowe wchodzą w obszar nielegalnego obrotu papierosami i tytoniem. Wynika to z faktu, że tego typu działalność generuje bardzo duże zyski a zagrożenie karami pozostaje stosunkowo niskie np. w porównaniu do kar za przestępstwa narkotykowe.

 

9. Jaki rodzaj przestępstw gospodarczych był według Pana najczęściej spotykany?

Najliczniejszą grupą przestępstw gospodarczych stanowią różnego rodzaju oszustwa i wyłudzenia w obrocie gospodarczym na szkodę przedsiębiorców. Niestety, są to również przestępstwa, które najczęściej kończą się umorzeniem postępowania z powodu niewykrycia sprawcy czynu lub braku znamion przestępstwa. Zdumiewające, ale warte podkreślenia są naprawdę bardzo liczne sytuacje, gdzie przedsiębiorca prowadzący od lat duży biznes nie potrafi właściwie zareagować na przestępstwo. Typowe działania prawne, występujące w obrocie gospodarczym nie przynoszą żadnego pozytywnego rezultatu. Środki jakie należy podjąć wobec oszusta, a nierzetelnego kontrahenta, to nie to samo. Podobnie się mają sprawy, gdzie przedsiębiorca zostaje wplątany np. w karuzelę VAT-owską czy też inne nielegalne działania podejmowane przez współpracowników i kontrahentów. Będąc czynnym funkcjonariuszem byłem naocznym świadkiem różnych życiowych tragedii, gdzie uczciwi ludzie tracili dorobek życia. W aktualnie prowadzonej przeze mnie kancelarii radcy prawnego również spotykam się z takimi przypadkami.

 

10. Jaki był najmniejszy kaliber spraw, którymi zajmował się kierowany przez Pana wydział?

Z założenia Centralne Biuro Śledcze Policji zajmuje się najpoważniejszymi przestępstwami. Zdarza się jednak tak, że mając przekonanie o tym, że mamy do czynienia z dużą grupą zajmującą się np. nielegalną produkcją papierosów trafiało się na stodołę w której jakiś rolnik dorabiał sobie cięciem i sprzedażą liści tytoniu na niewielką skale. Nawiasem mówiąc, takie domowe fabryczki to bardzo częsty proceder.

 

11. Jaka była największa sprawa, nad którą pracowaliście?

Do grupy największych spraw należy zaliczyć postępowania dotyczące uszczuplenia podatku VAT. W tym zakresie udało się nam rozpracować i zlikwidować grupę przestępczą, która dokonała wyłudzenia środków w wysokości około 500 mln zł. na szkodę Skarbu Państwa. W tej sprawie udało się dokonać zabezpieczenia na majątku podejrzanych w łącznej wysokości około 200 mln zł. Było to rekord w wysokości zabezpieczenia w historii organów ścigania w Polsce, chyba do dzisiaj nie pobity.

 

12. Czy mógłby Pan podać przykład najciekawszej sprawy, z jaką zetknął się Pan w swojej karierze i czy zechciałby ją Pan bliżej opisać?

Trudno wskazać jedną sprawę, ale przypominam sobie śledztwo, gdzie przestępcy inwestowali w złoto. Nie do zapomnienia był widok kilkudziesięciu zabezpieczonych sztabek złota leżących na stole. Sprawa dotyczyła również wyłudzenia VAT- u w kwocie kilkudziesięciu mln zł. Bardzo ciekawe są sprawy dotyczące nielegalnych fabryk papierosów. Zakres działań logistycznych, jakie podejmowała grupa aby uruchomić fabryka w warunkach pełnej konspiracji były zdumiewające. Mowa tu m. in. o systemach kamuflażu, wentylacji i dystrybucji itd.

 

13. Skoro już przy ciekawych śledztwach jesteśmy, to może klasyka, czyli tak głupi przestępcy, że aż trudno w to uwierzyć.

W sprawach które realizowałem z moim zespołem za przeciwnika zazwyczaj mieliśmy ludzi inteligentnych i operatywnych, którzy mieli bardzo dobrze przemyślane metody działania. Oczywiście, jakieś wyjątki można zawsze znaleźć. Przypominam sobie członka grupy, który uczestniczył w końcowej fazie dystrybucji nielegalnie wytworzonego tytoniu, ale postanowił sobie dorobić. W tym celu umieścił ogłoszenia o możliwości zakupu tytoniu na wiejskich tablicach ogłoszeń, podając swój osobisty numer telefonu komórkowego. Na efekty nie musiał długo czekać. Po kilku dniach pojawili się u niego policjanci. W wyniku dalszych działań udało się dotrzeć do kolejnych osób zamieszanych w nielegalny proceder.

 

14. Czy przestępcy, np. z mafii VAT-owskich byli zamieszani także w inne przestępstwa, czy też raczej stawiali na ścisłą specjalizację?

W początkowych latach działania mafii VAT- owskich zwykle była to ścisła specjalizacja. Wynikało to z tego, że przestępcy wywodzili się spośród osób, które prowadziły legalne biznesy, natomiast z wyłudzenia VAT-u robili sobie dodatkowe źródło dochodu. W kolejnych latach w proceder ten wchodzili przestępcy, którzy wywodzili się z grup kryminalnych i narkotykowych, widząc jaki potencjał niosą za sobą tego typu sprawy. W tym celu wchodzili w różnego rodzaju relacje przestępcze, które pozwalały im poruszać się w tej tematyce.

 

15. Ile osób najczęściej wchodziło w skład zorganizowanych grup przestępczych zajmujących się przestępstwami gospodarczymi?

Zwykle były to grupy kilkunastoosobowe, ale przy sprawach związanych z uszczupleniem podatku VAT struktury liczyły nawet powyżej pięćdziesięciu osób.

 

16. Jak ocenia Pan kreatywność zawodowych przestępców wyłudzających np. podatek VAT? Czy na ogół są to inteligentni ludzie, czy też bardziej wykonawcy cudzych poleceń albo osoby „jadące” na powszechnie znanych schematach? Jeśli oczywiście można to w jakikolwiek sposób generalizować…

Zorganizowana grupa przestępcza to struktura w skład której wchodziły różne osoby, posiadające różne zadania. Mając na myśli organizatorów procederu to trzeba przyznać, że zazwyczaj były to osoby bardzo inteligentne, o dużej wiedzy. Jak już wspominałem, często byli to przedsiębiorcy o dużym doświadczeniu. Generalizować jednak się nie da. Ludzie bywali różni, ale zawsze przynajmniej w stopniu podstawowym przygotowane do kontaktu z organami ścigania.

 

17. Czy na wyobraźnię funkcjonariuszy mocno działały pieniądze posiadane przez przestępców i ich luksusowy styl życia? Wiadomo, że w budżetówce nie zarabia się „kokosów”, więc czy nie czuliście czasem zazdrości patrząc na stan posiadania bandytów?

Nie da się ukryć, że przede wszystkim nieruchomości i samochody jakie widzieliśmy robiły ogromne wrażenie. Były to głównie efekty wielomilionowego „dofinansowania” Skarbu Państwa z tytułu nieodprowadzonego i wyłudzonego podatku VAT oraz nielegalnego obrotu papierosami i tytoniem. W momencie kiedy policjanci zabezpieczali ten nielegalnie zdobyty majątek widzieli również zaskoczenie w oczach przestępców i ich rodzin. W tym momencie chyba zazdrości nie było. Jednak spokojny sen dla większości ludzi jest znacznie cenniejszy.

 

18. Skoro już przy pieniądzach jesteśmy, to czy słyszał Pan o jakichś propozycjach korupcyjnych skierowanych do funkcjonariuszy? Jeśli tak, to czy takie sytuacje zdarzały się relatywnie często?

Nie wiem na ile będę wiarygodny w tym miejscu, ale o propozycjach korupcyjnych kierowanych do policjantów CBSP słyszało się bardzo rzadko. Chyba jednak zdecydowanie w działaniach poszczególnych policjantów odbierało ochotę na takie próby. Nigdy nie spotkałem się z taką sytuacją w stosunku do mnie i kierowanych przeze mnie funkcjonariuszy.

 

19. Czy stosunkowo często zdarzało się, że zorganizowane grupy miały powiązania np. z lokalnymi politykami lub urzędnikami, czy może były to sporadyczne przypadki?

Mając na uwadze np. niewyobrażalne kwoty, które latami wypływały z budżetu państwa, szczególnie w początkowym okresie kształtowania się mafii VAT-owskiej, trudno sobie wyobrazić aby osoby uwikłane w ten proceder nie miały kontaktów przede wszystkim z urzędnikami administracji skarbowej. W sprawach, które realizowałem z moim wydziałem zarzutów takim osobom nigdy jednak nie przedstawiono.

 

20. Ile jest prawdy w powiedzeniu: „Bez swojego urzędnika nie ma wyłudzania VAT-u”?

Tak jak wcześniej mówiłem. Trudno sobie wyobrazić, że takiej pomocy ze strony niektórych nieuczciwych urzędników nie było. Z czasem grupy posiadały już własnych księgowych, biura rachunkowe. Korzystano ze znakomitych prawników i doradców podatkowych, którzy mieli kontakty z administracją skarbową, lub zwyczajnie wcześniej byli takimi urzędnikami.

 

21. Jak podczas zatrzymań i pierwszych przesłuchań zachowywali się przestępcy stojący wyżej w hierarchii? Czy grali twardzieli, czy jednak dość często się załamywali?

Organizatorzy i liderzy grup przestępczych to zawsze byli bardzo trudni rozmówcy, o twardej psychice, zdający sobie sprawę, że prędzej czy później może ich czekać rozmowa z przedstawicielami organów ścigania. Większość z nich była konsekwentna w swoich wyjaśnieniach i nie dawała oznak paniki czy strachu. W mniejszości były takie osoby, które na skutek długotrwałej izolacji lub ciężaru dowodów jakie zebrano wobec nich wykazały słabość, która zazwyczaj kończyła się obszernymi wyjaśnieniami.

 

22. Czy taka praca mocno wpływa na psychikę funkcjonariuszy?

Czynniki które generuje tego typu służba nie pozostają bez wpływu na psychikę. Więcej o tym mogą powiedzieć rodziny takich osób i grono znajomych. Sami funkcjonariusze chyba nie do końca są świadomi jak służba odbiła się na ich stanie psychicznym.

 

23. Jak można, w Pana opinii, scharakteryzować dobrego agenta CBŚP? Jakimi zaletami powinien się wykazać?

Zdeterminowany, dyspozycyjny, operatywny, zafiksowany na punkcie swojej roboty. Słowem, pasjonat. Pozostali szybko odpadają lub nie odnoszą sukcesów.

 

24. Co mógłby Pan poradzić osobom, które chciałyby związać swoją karierę ze służbami takimi, jak CBŚP?

Trzeba odpowiedzieć sobie na kilka pytań. Jeżeli szuka się dużych wyzwań i adrenaliny to można spróbować. Jeżeli szukasz pieniędzy większych niż w innych służbach, to się rozczarujesz. Musisz mieć uregulowane sprawy rodzinne, ponieważ nie będziesz miał zbyt wiele czasu, aby się nią zająć. Najlepiej porozmawiać z takim funkcjonariuszem, jeżeli jest taka możliwość. W sumie, warto spróbować.

 

25. Czy w Pana opinii stan prawny sprzyja eliminacji zorganizowanej przestępczości ekonomicznej, patrząc okiem byłego oficera?

Osobiście uważam, że aktualny stan prawny daje szanse na skuteczne zwalczanie przestępczości ekonomicznej. Ewentualnie warto przemyśleć do jakich danych ułatwić dostęp funkcjonariuszom i w jakim trybie udzielać dostępu do nich. Temat dostępu do różnego rodzaju informacji o obywatelach jest bardzo drażliwy i wywołuje dużo emocji. W przypadku zwalczania przestępczości ekonomicznej bardzo przydatne są bazy danych, którymi dysponuje administracja skarbowa oraz systemy analityczne, którymi dysponuje skarbówka. Policjanci w pewnych obszarach muszą czekać na ruchy i wsparcie funkcjonariuszy urzędów celno – skarbowych, a to nie sprzyja dynamice działań.

 

26. Jakie zmiany w prawie rekomendowałby Pan w kontekście zwalczania przestępczości gospodarczej?

Sądzę, że w Polsce brakuje jednej, dużej służby, konsolidującej różnego rodzaju uprawnienia ( administracji skarbowej i organów ścigania), która zajmowałaby się szeroko rozumianą przestępczością gospodarczą, np. na wzór włoskiej Guardia di Finanza. Dotychczasowe rozdrobnienie w tym zakresie nie sprzyja walce z tego typu przestępczością. W Polsce obecnie mamy szereg różnych służb mogących prowadzić pracę operacyjną i dochodzeniowo – śledczą. O wynikach pracy większości z nich niewiele wiadomo, częściej za to można usłyszeć o nich przy okazji awantur politycznych lub czystek i roszad personalnych oraz przy zmianie kolejnych ekip rządzących. Będzie taniej i skuteczniej. Taka służba mogłaby nie tylko zająć się interesami Skarbu Państwa, ale również zwykłych przedsiębiorców i obywateli. Na dzień dzisiejszy interesy Skarbu Państwa i dużych instytucji finansowych zdominowały działania organów ścigania, szczególnie tych, które dysponują najbardziej wykwalifikowaną kadrą. Natomiast bezpieczeństwo finansowe państwa, to nie tylko pilnowanie wpływu podatków wprost. Okradziony i osłabiony przedsiębiorca to też mniejsze podatki do budżetu, gorszy rynek pracy itd. W tym zakresie pozostaje dużo do zrobienia.

Dziękuję bardzo za rozmowę. 

Moim rozmówcą był radca prawny Adam Hołyńskibyły Naczelnik Wydziału do Zwalczania Zorganizowanej Przestępczości Ekonomicznej Zarządu we Wrocławiu Centralnego Biura Śledczego Policji, aktualnie prowadzący kancelarię prawną we Wrocławiu. 

Zdjęcie ilustrujące wpis jest poglądowe! Osoby, rzeczy lub sytuacje przedstawione na zdjęciu NIE mają bezpośredniego związku z treścią niniejszego wpisu!