Importowane auta z Niemiec, kręcone liczniki i znikający VAT

Memy z typowym handlarzem Mirkiem znają chyba wszyscy. Od wielu lat wiadomo też, że handel używanymi autami to branża, w której występuje wiele patologii oraz oszustw – również tych związanych z VAT-em. Dziś opowiem pokrótce o kilku schematach, jakie były stosowane jeszcze do niedawna (a być może dzieją się także i teraz). I będzie to opowieść transgraniczna, której akcja dzieje się w Niemczech, Polsce, na Litwie, Łotwie, a na Rosji kończąc.

 

1. Znikający VAT przy imporcie z Niemiec

Temat chyba tak stary, jak obecność Polski w Unii Europejskiej. Niegdyś schemat uszczupleń VAT-u wyglądał następująco: jakaś polska firma – krzak kupowała auto u niemieckiego sprzedawcy. Cena oczywiście netto, czyli bez niemieckiego VAT-u. Osoba prywatna nie miała możliwości skorzystania z takiego przywileju, tylko firma. Co się działo dalej, to już łatwo przewidzieć. Auto trafiało do Polski, przy czym VAT oczywiście nie był opłacony. Szczęśliwy nabywca cieszył się przez pewien czas pojazdem, aż tu nagle pewnego pięknego dnia do jego drzwi pukał urząd skarbowy i zażądał zapłaty VAT-u, a czasem nawet zabierał auto na parking…

 

Niemcy zwiększają czujność

Co się zmieniło w tym biznesie przez lata? A chociażby to, że wielu niemieckich sprzedawców już niezbyt chętnie sprzedaje polskim firmom samochody na zerowej stawce VAT-u. Powód jest prosty: to tych sprzedających w pierwszym rzędzie atakowała niemiecka skarbówka. W konsekwencji niektórzy sprzedawcy zza naszej zachodniej granicy wręcz nie chcą w ogóle słyszeć o sprzedaży aut Polakom w cenie netto! Inni z kolei żądają np. zapłacenia kaucji w wysokości VAT-u na konkretne auta, nie akceptują gotówki tylko przelewy z konta firmowego i tak dalej. Ogólnie nieciekawa sytuacja dla motoryzacyjnych VAT-owców.

 

Polacy kontratakują, czyli schemat z zagranicznymi spółkami

Ale oczywiście mało jest zabezpieczeń i schematów, których Polacy by nie obeszli – bądź co bądź jesteśmy przecież dość kreatywnym narodem. Tak więc szybko znaleziono rozwiązanie na kłody rzucane pod nogi przez podejrzliwych Hansów – handlarzy.

W praktyce wygląda to tak, że przestępcy zakładają spółkę w mniej podejrzanym kraju, jak np. Węgry i to na nią kupują auta od tak zwanych sprzedawców firmowych. Tymi sprzedawcami są często firmy handlujące autami poleasingowymi, zwykle 2 – 3 letnimi. Aby kupić auto od takiej firmy w cenie netto, trzeba być zarejestrowanym VAT-owcem. Tak więc nasza węgierska spółka kupuje pojazd – załóżmy, że w cenie 10 tys. Euro – a faktura z takiej transakcji idzie do przysłowiowego kosza. Co się dzieje dalej? Dalej auto przejmuje niemiecki słup, typowy Helmut, będący osobą prywatną, który sprzedaje je do polskiego komisu. I tutaj warto wiedzieć, że w Niemczech obowiązuje coś na zasadzie domniemania: kto ma brief, kluczyki i tak dalej, ten jest właścicielem pojazdu. Słup nie musi więc rejestrować auta na siebie, co jest istotne w tym procederze.

Ok, taki samochód jest sprzedawany handlarzowi z Polski, a nasz Helmut na umowie wpisuje już cenę brutto – czyli, powiedzmy, 12 tys. Euro. Auto trafia do Polski i stoi sobie w komisie z niemieckimi papierami. Znajduje się klient, który płaci odpowiednią cenę i dostaje fakturę VAT-marża, czyli VAT jest liczony od samej marży, a nie od kwoty sprzedaży. Co się dzieje dalej…

 

Auto w Polsce = kłopoty dla finalnego nabywcy

Po pewnym czasie niemiecki urząd dochodzi do wniosku, że coś mu się nie zgadza z VAT-em. Idzie więc do firmy sprzedającej auta poleasingowe, a ta kieruje urzędników do węgierskiej spółki, która często już nie istnieje lub też jest niewypłacalna. Ale, ale, od czego są bazy danych typu CEPiK! I tym sposobem urzędnicy dochodzą do tego, że auto zostało zarejestrowane w Polsce, a polska skarbówka sprawdza, że VAT nie został zapłacony na terenie kraju. No i do kogo wtedy zapukają funkcjonariusze skarbowi…? Oczywiście do finalnego nabywcy! W myśl aktualnie obowiązujących przepisów i w opisanej sytuacji, to nabywca poniesie bowiem odpowiedzialność za nieopłacony VAT. A komis, który sprzedał mu takie auto? Formalnie jest czysty, ponieważ zakupił pojazd od osoby prywatnej i nie musiał wiedzieć, że VAT w Niemczech nie został zapłacony. Czyli kupujący ponosi tutaj odpowiedzialność i, niestety, nie bardzo ma jak się od niej uwolnić – taką opinię potwierdziłem niezależnie u dwóch doświadczonych prawników.

 

Jak długo trzeba czekać na egzekucję?

Zapewne niektórzy z Was zadadzą pytanie, czy w każdym przypadku polska skarbówka dotrze do nabywcy takiego auta w Polsce, jeśli zostanie ono u nas zarejestrowane oraz jak długo to potrwa. Na pierwsze pytanie nie odpowiem jednoznacznie, ale szansa „na przypał” z pewnością jest bardzo duża. Natomiast co do szybkości działania organów skarbowych, to warto wiedzieć, że wymiana informacji podatkowych pomiędzy poszczególnymi krajami trwa zgodnie z przepisami do 6 miesięcy, w praktyce zwykle krócej. Można więc założyć, że minie ok. 1 rok lub mniej, gdy polski nabywca auta będzie miał niezbyt miłą niespodziankę. No, epidemia koronawirusa może oczywiście wpłynąć na wydłużenie tych terminów.

 

Jak się ustrzec przed podobnymi oszustwami?

Powiem tak: nie jest to wcale takie proste, ponieważ znam przypadki, gdzie takie auta z nieopłaconym VAT-em zostały wzięte w leasing, który pokrył większą część kosztów ich zakupu. No i kto jak kto, ale akurat firmy leasingowe na ogół dysponują procedurami compliance, które teoretycznie powinny eliminować podobne sytuacje. Tyle, że w praktyce nie zawsze się tak dzieje. Ok, to może unikać nowych komisów zakładanych na nowe firmy i kupować auta tylko w tych, które istnieją już od wielu lat? Tutaj też nie daje to pewności, ponieważ istnieją firmy założone kilka lat temu, które np. prowadzą komis od kilkunastu miesięcy i nie wyglądają wcale na typowe krzaki – ba, mają nawet niezłą opinię. Pewnych podejrzeń można nabrać jednak w sytuacji, w której w briefie auta jako właściciel widnieje firma zajmująca się handlem pojazdami poleasingowymi, a polski sprzedawca nie jest w stanie przedstawić jakiegokolwiek potwierdzenia, że auto ma opłacony VAT. To znaczy nie zawsze musi być to przekręt, ale czujność zachować trzeba.

 

2. Litwini, omijanie VAT-u i zamożni Rosjanie

W pewnych kręgach jest tajemnicą Poliszynela, że Litwini sprowadzają z Niemiec luksusowe auta specjalnie pod zamożnych klientów z Rosji. Sprowadzają i dają im przy tym prawdziwą promocję „Taniej o VAT!”. Platformą importowo – eksportową jest tutaj Łotwa, a przykładowy schemat wygląda tak:

➡️ 1. Litewski dealer kupuje auto od w Niemczech od niemieckiej firmy, oczywiście w cenie netto.

➡️ 2. Auto otrzymuje tablice tymczasowe i numery tranzytowe w celu wyeksportowania samochodu na Litwę.

➡️ 3. Jednym z istotnych dokumentów jest ten, który można określić jako rodzaj „paszportu technicznego”, wydawanego przez litewski urząd. W dokumencie takim jest zaznaczone, czy auto ma być zarejestrowane na Litwie na stałe (w takim przypadku trzeba by opłacić VAT), czy może na potrzeby dalszej odsprzedaży za granicę (wtedy VAT-u na Litwie płacić nie trzeba). Myk jest taki, że dokumenty te jeszcze do niedawna nie miały daty ważności, zresztą możliwe, że i dziś jej nie mają (ostatnie info miałem kilka tygodni temu). No a skoro tak…

➡️ 4. A skoro tak, to auto z Litwy jedzie fikcyjnie np. do Estonii, a z Estonii np. na Łotwę.

➡️ 5. Na Łotwie auto jest rejestrowane na spółkę A, która to sprzedaje auto spółce B (samochód jest przy tym ponownie rejestrowany).

➡️ 6. Łotewską spółką B formalnie zarządza prezes – słup, pochodzący np. z Białorusi czy Tadżykistanu, co utrudnia pracę wymiarowi sprawiedliwości.

➡️ 7. Ogólnie takich odsprzedaży jest zwykle około 7, a transakcje odsprzedaży auta następują co 1 – 2 dni.

➡️ 8. Wreszcie spółka, dajmy na to, H wywozi auto do Rosji, gdzie trafia ono do finalnego klienta. Oczywiście jest przy tym sporo tańsze, ponieważ VAT-u nigdzie po drodze nie zapłacono.

Schemat ten nie jest jakoś specjalnie nowy, ale i tak służby krajów bałtyckich nie dają sobie z tym rady. Trudno bowiem całkowicie wyeliminować podobne patologie bez zasadniczych zmian w systemie rozliczania VAT-u.

 

3. Potężni handlarze samochodów z Litwy

W ogóle Litwini to taki mały ewenement w handlu używanymi autami. Robią to na naprawdę dużą skalę (jak na tak mały kraj), nawiązali też dobre układy z handlarzami niemieckimi – często pochodzenia tureckiego. W pewnych kwestiach pomaga im też bliskość dużego rynku zbytu, czyli Rosji oraz, patrząc dalej, byłych republik radzieckich. Przykładowo w Kownie jest giełda zlokalizowana na terenie byłej bazy wojskowej, gdzie wystawia się na sprzedaż auta przeznaczone w dużej mierze właśnie dla klientów ze Wschodu. Kupują tam obywatele takich krajów, jak Tadżykistan, Turkmenistan i tak dalej. Również Ukraińcy, którzy mogą zarejestrować auto częściowo na siebie, a częściowo na jakiegoś Litwina, dzięki czemu unikają płacenia na Ukrainie wysokiego cła. Co do Ukraińców, to tamtejsi handlarze ciągną też z Litwy auta sprowadzone z USA – współczuję nabywcom takich popowodziowych szrotów i przeróżnych rozbitków, bo głównie to opłaca się sprowadzać ze Stanów na handel.

 

Z ziemi litewskiej do Polski

Co ciekawe, nasi polscy handlarze też kupują na litewskich giełdach. Według niektórych osób z branży „na Litwę jeździ ¾ podlaskiego, warmińsko – mazurskiego, mazowieckiego i lubelskiego – szczególnie starsi handlarze, którzy nie ogarniają zakupów przez internet”. Auta kupowane są na giełdach w Kownie, Mariampolu czy w Taurogach – rzeczywistym sprzedającym jest Litwin, ale umowa oczywiście spisana „na Niemca”. Gdzie jest myk, dlaczego na Litwie jest niby taniej…? Powód jest prosty: Litwini celują w Niemczech w auta młode, do 5 lat, które mają bardzo duże przebiegi – tak po 350 – 400 tys. kilometrów. Można je kupić o co najmniej kilka tys. Euro taniej, niż auta podobnie wyposażone i z podobnych roczników, które jednak mają „nalatane” tylko 140 – 160 tys. kilometrów.  Jest więc pole do zarobku dla handlarzy. No i takie auto z dużym przebiegiem jadąc sobie z Niemiec, „magicznie” gubi kilometry – zamiast 400 tys. nagle mamy 150 tys. na liczniku.

No a potem od litewskiego handlarza auto kupuje handlarz polski, czasem nawet nieświadomy zagrożenia. Zresztą Litwin, nawet gdy mu się coś udowodni, to i tak będzie śmiał się w twarz, ponieważ cofanie liczników na Litwie nie podlega tak ostrym karom, jak w Polsce. Najgorzej będzie miał oczywiście finalny polski nabywca, który kupi kilkuletnie auto z przebiegiem o kilkaset tys. kilometrów większym od oczekiwanego. Tak, tak: „Szwagier, kurłaaaa, kiedyś to byli Mercedesy, co pół miliona mieli na liczniku i się nie psuli! A teraz to przebieg ledwo 150 tysięcy i już pół samochodu musisz wymieniać – co za złom…”.

 

Jak się bronić przed nieuczciwymi handlarzami?

W sumie to najlepiej byłoby w ogóle od nich nie kupować, tak po prostu. No, ewentualnie kupić od handlarza, którego naprawdę dobrze znamy. Wciąż chyba najrozsądniejszą opcją, jeśli chodzi o auta używane, jest kupowanie pojazdów z pochodzących z polskich salonów, od użytkowników prywatnych będących pierwszymi właścicielami. Auta poflotowe, choć zwykle tańsze, to często mają kręcone liczniki i są często serwisowane po najniższych możliwych kosztach, a poza tym mało który użytkownik o nie dba. O takich rzeczach, jak weryfikacja stanu technicznego w zaprzyjaźnionym warsztacie, czy sprawdzenie baz zawierających dane o przebiegu, nie będę tutaj wspominał. W sieci jest bowiem sporo wpisów na ten temat, a ja nie jestem specjalistą od sprzedaży używanych samochodów, aby dawać w tej kwestii porady eksperckie. W każdym razie trzeba pamiętać, że nikt nie sprzeda dobrego auta popularnej marki za przysłowiowe pół ceny, cudów tutaj nie ma. Uważajcie więc na sprowadzone „okazje”, gdzie „Niemiec płakał, jak sprzedawał” – raczej się cieszył, że pozbył się kłopotu, tak bym powiedział.

A skoro doczytałeś / doczytałaś do końca…

… to być może zechcesz wziąć pod uwagę pewną opcję – darmową i bez zobowiązań! Jest nią zapisanie się na nasz newsletter, dzięki któremu będziesz otrzymywać na bieżąco ciekawe informacje związane z praktycznym zastosowaniem prawa w biznesie. Jak to zrobić? Wystarczy kliknąć ➡️ tutaj

Zdjęcie ilustrujące wpis jest poglądowe! Osoby, rzeczy lub sytuacje przedstawione na zdjęciu NIE mają bezpośredniego związku z treścią niniejszego wpisu!

Złoto i mafia VAT na celowniku skarbówki, czyli walka o zwroty VAT-u

O kontrowersyjnych akcjach KAS związanych ze wstrzymywaniem zwrotów VAT pisałem już na tym blogu niejednokrotnie. Dziś natomiast chciałbym Wam zaprezentować konkretny case, który pokazuje, jak trudno jest przedsiębiorcy wyjść obronną ręką ze starcia z aparatem skarbowym. Cała historia rozpoczęła się w roku 2013, ale trwa do dziś i najprawdopodobniej będzie trwać jeszcze kilka lat (tak, podobne sprawy ciągną się niestety latami).

 

„Złota” mafia VAT

Pewnego pięknego dnia do firmy Gold sp. z o.o. (nazwa zmieniona) oraz do 4 innych firm handlujących metalami kolorowymi przychodzą urzędnicy skarbowi i stawiają przedsiębiorcom bardzo poważne zarzuty: uczestnictwo w karuzeli VAT obracającej granulatem złota. Kwota strat, jakie miał tutaj ponieść Skarb Państwa, została oszacowana łącznie na kilka milionów PLN – tyle właśnie, zdaniem urzędników, miały wynosić nienależne zwroty podatku VAT wypłacone przez US w wyniku przedstawienia faktur dokumentujących nieistniejące zdarzenia gospodarcze. Beneficjentem miała być także spółka Gold, która takie zwroty otrzymała.

Jak miał wyglądać przestępczy schemat VAT

Urzędnicy skarbowi doszli do wniosku, że firmy A oraz B, które dostarczały granulat złota do spółki Gold i go fakturowały, nie mogły być rzeczywistymi dostawcami. Dostawcą miał być rzekomo ktoś inny, bliżej nieokreślony. Uznano, że dostawcy Gold sp. z o.o. (czyli wspomniane firmy A i B) nie mogli dysponować towarem, ponieważ na wcześniejszych etapach obrotu, to jest u poddostawców, miał występować obrót pustymi fakturami. No i ci poddostawcy, czyli firmy dostarczające granulat firmom A i B, mieli uczestniczyć w mechanizmie oszustwa podatkowego i towaru faktycznie nie posiadali – a jedynie go fakturowali. Problemem według funkcjonariuszy skarbowych było to, że dostawcy granulatu do Gold sp. z o. o. nie wykazali innych, wiarygodnych źródeł legalnego nabycia tego towaru. No a to w świetle obowiązujących przepisów prawa oznaczało, że firmy te nie były właścicielem tego towaru, ani jego samoistnym posiadaczem, nie mogły więc rozporządzać nim jak właściciel dokonując skutecznego wykonania umowy sprzedaży w postaci przeniesienia własności na rzecz zbywającego.

To ostatnie zdanie było dość rozbudowane, więc teraz je uproszczę: skarbówka uznała, że A i B wystawiały puste faktury, które umożliwiły spółce Gold wystąpienie o nienależny zwrot VAT-u z tytuły eksportu tego granulatu poza granice Polski. W każdym razie efekt był taki, że Urząd Celno-Skarbowy wydał decyzję o zmniejszeniu kwot podatku VAT naliczonego do zwrotu – przykładowo za jeden miesiąc zwrot „spadł” z blisko 180 tys. PLN na niecałe 400 PLN.

 

Prokuratura i ABW kontra mafia VAT

Równolegle z działaniami urzędników skarbowych oddział Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego we Wrocławiu, pod nadzorem Prokuratury Okręgowej w Legnicy i w związku z zawiadomieniem złożonym przez Dyrektora Urzędu Skarbowego we Wrocławiu, prowadził śledztwo w sprawie spółki Gold oraz jej dostawców i poddostawców. Jego przedmiotem miały być transakcje granulatem złota i srebra pomiędzy tymi firmami obejmujące lata 2011 – 2013, a szacowana kwota uszczupleń podatku VAT wynosiła tam ponad 9 milionów PLN.

Co ustaliły ABW i prokuratura

Zacznę od tego, że śledztwo, które przeprowadziły Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego oraz legnicka prokuratura, było zakrojone na dość szeroką skalę. W jego ramach przesłuchano ponad 150 świadków oraz zapoznano się z aktami innych postępowań przygotowawczych prowadzonych min. przez prokuratury okręgowe z Bydgoszczy, Gliwic czy Katowic. Do tego doszły materiały z postępowań kontrolnych i decyzji wydanych przez organy skarbowe oraz rozmaite analizy, dane z banków i tak dalej. Efekt? Umorzenie śledztwa. ⬇️ 

 

 

Co było powodem umorzenia śledztwa w sprawie spółki Gold?

Brak danych dostatecznie uzasadniających podejrzenie popełnienia czynu. Co prawda w toku śledztwa ustalono, że grupa przestępcza wyłudzająca VAT na granulatach złota i srebra rzeczywiście istniała i że poddostawcy spółki Gold byli znikającymi podatnikami, ale… Ale nie uzyskano dowodów na to, aby istniały jakieś powiązania przestępcze pomiędzy spółką Gold, a jej poddostawcami. Nie udowodniono także, aby szefostwo wspomnianej przed chwilą spółki wiedziało o tym przestępczym procederze. ⬇️ ⬇️ 

 

 

Oczywiście organowi kontroli skarbowej nie spodobało się takie postanowienie. Co więc zrobił…? Złożył zażalenie. Do akcji wkroczył wtedy Sąd Rejonowy w Legnicy, który jednak podzielił stanowisko prokuratury i wskazał, że analiza zgromadzonego materiału dowodowego doprowadziła do prawidłowych wniosków. ⬇️ 

 

 

 

Prokuratura masakruje skarbówkę

W tym momencie trzeba wspomnieć, że prokuratura w pewnych kwestiach wręcz „zmasakrowała” ustalenia funkcjonariuszy skarbowych. Teoretycznie powinno to być dość istotne dla przebiegu całej sprawy, a w praktyce… Nie wyprzedzajmy jednak faktów – na początek kilka ciekawych ustaleń prokuratury + mój komentarz.

Skarbówka nie uznaje wyników śledztwa przeprowadzonego przez organy ścigania

Zacznę od tego, że Urząd Kontroli Skarbowej twierdził, iż ABW spartaczyło swoją robotą i nie ustaliło rzeczywistego mechanizmu przestępstwa. Stanowiska tego nie potwierdziła ani prokuratura, ani sąd – zresztą przesłuchanie ponad 150 świadków i przeanalizowanie dokumentacji z wielu różnych spraw trudno nazwać brakiem chęci do rozwiązania sprawy. ⬇️ 

 

 

Dobór dowodów pod z góry założoną tezę

Kolejna sprawa to wybiórcze podchodzenie urzędników skarbowych do dowodów – nawiasem mówiąc dość częste w przypadku postępowań związanych ze wstrzymywaniem zwrotów VAT. Przykładowo z protokołów z czynności wglądu w dokumenty zgromadzone przez ABW we Wrocławiu wynika, że inspektor kontroli skarbowej ograniczył swoje czynności sprawdzające jedynie do przejrzenia faktur. Reszty ustaleń sprawdzać mu się nie chciało lub uznał, że nie ma takiej potrzeby.

Sprzeczne rozstrzygnięcia organów skarbowych

Następna rzecz, którą prokuratura wytknęła organom skarbowym w opisywanej sprawie, to niejednolite rozstrzygnięcia. Mówiąc w skrócie skarbówka przyjmowała różne schematy działania kontrahentów, a co gorsza także różne kierunki rozstrzygnięcia. Przykład? Zdaniem organów skarbowych kontrolerzy ustalili ponad wszelką wątpliwość, że dostawcy firmy Gold nie dysponowali granulatem złota, a z drugiej strony prowadzącym śledztwo zarzucono, że nie ustalili źródeł pochodzenia granulatu. No to był w końcu ten granulat, czy go nie było…? Oto jest pytanie! Ale, ale – to jeszcze nie koniec! Klasyczne samozaoranie skarbówki mieliśmy chociażby w takiej oto kwestii: US oparł swoją decyzję dotyczącą zmniejszenia zwrotów VAT-u na hipotezie, że faktury dostawców do spółki Gold nie odzwierciedlały prawdziwego zdarzenia, ponieważ dostawa granulatu złota podobno nie miała miejsca. Ci sami urzędnicy jednak nie kwestionowali już odsprzedaży granulatu przez spółkę Gold do zagranicznego kontrahenta, co było podstawą wystąpienia o zwrot podatku VAT. A skąd Gold sp. z o.o. miała niby wziąć ów granulat? Tego też nie ustalono. ⬇️ 

 

 

 

Podejście organów skarbowych do podatnika na przykładzie spółki Gold

W tym miejscu chciałbym się na chwilę zatrzymać… Ok, może źle to określiłem – nie tyle zatrzymać, co zaprezentować podejście organów skarbowych do podatnika oskarżonego o udział w przestępczym schemacie VAT. Wspomniałem już wcześniej o wybiórczym podejściu do kwestii dowodowych – po prostu funkcjonariusze US dobierali dowody pod przyjętą z góry tezę, ignorując jednocześnie ustalenia śledczych, które przemawiały na korzyść podatnika.

Kto może handlować granulatem złota, aby nie wydawało się to podejrzane?

Skarbówce wydało się także podejrzane, że Gold sp. z o.o. oprócz złota handluje także złomem. Takie podejście powstało zapewne dlatego, że ogólnie handel metalami w tamtym okresie był mocno narażony na nieprawidłowości. Tyle, że idąc tokiem rozumowania organów skarbowych, niebezpiecznie zbliżamy się do granic absurdu. No bo kto niby miał handlować granulatem złota i srebra, jak nie firma sprzedająca metale – może producent jogurtów czy hurtownia papiernicza…? Czy w ich przypadku handel złotem byłby mniej podejrzany niż dla firmy zajmującej się na co dzień obrotem metalami?

Zeznania świadków oraz domniemana inscenizacja dostawy

Ok, następna rzecz. Świadkowie potwierdzają, że granulat złota był dostarczony do spółki Gold oraz jeszcze do innej spółki. W zeznaniach tych świadków możemy znaleźć min.:

  • okoliczności nawiązania współpracy pomiędzy firmami,
  • sposób dostawy towaru oraz dokonywania płatności,
  • weryfikację faktur VAT z ilością faktycznie dostarczonego granulatu,
  • miejsce dostawy i fakt ważenia granulatu w siedzibach firm uczestniczących w transakcji (Gold i jej dostawcy),
  • opisy samochodów, którymi transportowano granulat.

Dodać należy, że zeznania te były spójne i zostały uznane przez śledczych za wiarygodne oraz korespondujące z pozostałymi dowodami w sprawie.

Co dalej…

Wątpliwości nie budził też sam fakt dostawy granulatu do zagranicznego kontrahenta – i bynajmniej nie jakiegoś znikającego podatnika! Odbiorcą była jedna z najbardziej renomowanych czeskich spółek akcyjnych, handlująca metalami kolorowymi już od XIX wieku. Spółka ta prowadziła również dokumentację odbioru granulatu złota od Gold sp. z o.o. oraz badała ten granulat pod kątem jego zgodności z deklarowaną jakością.

Ale, ale – to jeszcze nie koniec!

Jednym z dowodów był zapis z monitoringu, który zarejestrował przebieg zakupu granulatu przez Gold sp. z o.o. od dostawcy. Dodam jeszcze, że daty tych dostaw zgadzały się z terminami ujętymi na fakturach VAT dokumentujących transakcje kwestionowane przez skarbówkę.

Ok, jak do tych dowodów podeszła skarbówka?

Część zignorowała, część uznała za mało znaczące, a jeszcze inne obróciła przeciwko podatnikowi. Przykładowo nagranie z monitoringu zostało uznane przez skarbowców jako inscenizacja mająca za zadanie uprawdopodobnić dokonanie dostawy. No cóż…

 

Granulat złota – źródło reDollar.com

 

Ceny granulatu złota na celowniku skarbówki

Kontrolerzy skarbowi „wyłożyli się” także przy ustalaniu cen granulatu. Oto bowiem jednym z argumentów, jakie według skarbowców przemawiały za istnieniem przestępczego schematu, były podejrzanie niskie ceny zakupu złota przez spółkę Gold. Założenie urzędników było proste: skoro ktoś sprzedaje zbyt tanio, to znaczy, że naprawdę zarabia na podatku VAT, a nie na marży. Założenie takie generalnie pasuje do karuzel VAT, ale diabeł tkwi w szczegółach, jak to zwykle bywa.

Oto bowiem prokuratura stwierdziła, że urzędnicy skarbowy podeszli do wątku cenowego niewłaściwie i przyjęli założenia, które wcale nie musiały się spełnić w rzeczywistym obrocie. Przykłady poniżej:

  1. Granulat złota był w przeważającej części w stałej cenie wyrażonej w walucie polskiej, która to cena była ustalana na konkretny dzień (tzw. fix price). Tymczasem urzędnicy za cenę właściwą przyjęli ceny na LBMA (londyńska giełda kruszców) z dnia późniejszej dostawy. W sytuacji, gdy ceny złota rosły w danym okresie, mieliśmy więc tutaj pewne odchylenie pomiędzy założeniami urzędników, a realiami transakcji.
  2. Granulat kupowany przez Gold sp. z o.o. nie mieścił się w próbie 99,99% – właściwa klasyfikacja to próby w zakresie 99,9% – 99,97%. Różnica pozornie niewielka, ale… Ale oznacza to, że był to towar pozaklasowy i jako taki nie mógł być sprzedawany na LBMA, czyli londyńskiej giełdzie kruszców, z tzw. premią za wysoką jakość. Możliwe więc było kupienie na rynku takiego granulatu w cenie o 10 – 12% niższej niż granulatu mieszczącego się w próbie 99,99%. Tymczasem kontrolerzy skarbowi nie wzięli pod uwagę podobnych zależności i przyjęli cenę jak dla towaru najwyższej jakości – stąd rzeczywiste ceny zakupu wydały im się podejrzane, choć w rzeczywistości wcale takimi nie były.
  3. Zgodnie z ustaleniami prokuratury, urzędnicy skarbowi w sposób pobieżny podeszli dotyczących np. kosztów rafinacji granulatu (2-3% wartości materiału), zmienności cen na rynkach, czy zmienności cen walut. Te błędy, w połączeniu z różnicą w jakości, dawały urzędnikom zaburzony obraz transakcji. ⬇️ 

 

 

Właściwa klasyfikacja niektórych towarów – problem systemowy…?

Przy okazji: jeśli ktoś uważa, że podobne historie z błędami w wycenie towarów należą do rzadkości, to muszę go rozczarować. Przykład z innej branży, jaki opisywałem już na blogu (link), a tutaj wklejam fragment tamtego opisu:

No i wreszcie doszliśmy do naszych celników, którzy, niestety, niejednokrotnie sami mają trudności z odpowiednią klasyfikacją takich olejów. Cały problem jest na poziomie systemowym i już pokrótce przedstawiam, jak to wygląda w praktyce.

Otóż Izba Celna może oczywiście przeprowadzić badania olejów celem sprawdzenia, czy czasem nie „walą jej w rogi”. Urzędnicy pobierają więc próbkę i wysyłają do swojego laboratorium, w którym Pani laborantka dokładnie i wedle odpowiedniej procedury tę próbkę bada. Po wykonaniu owego badania wyniki wędrują na biurko urzędnika i tutaj zaczynają się niejednokrotnie „cyrki”, ponieważ taki urzędnik nie jest chemikiem i nie potrafi odpowiednio zinterpretować tychże wyników – po prostu bierze wzory, porównuje i autorytarnie stwierdza, czy dany olej jest ok w świetle przepisów, czy też nie jest. To o tyle bez sensu, że w zasadzie każdy olej jest inny i każdy posiada „własny odcisk palca” czyli zestaw unikalnych cech – w zasadzie można to interpretować tak, że żaden nie jest w 100% w porządku i można go zakwestionować pod kątem podatkowym (do pewnego stopnia, oczywiście).

Do pewnego momentu wiele firm miało poważne kłopoty, bowiem Izba Celna przedstawiała w sądzie takie wyniki badań zinterpretowane przez urzędników nie będących ekspertami, twierdząc przy tym, że mamy do czynienia z oszustwem, a sądy niejako z automatu przesądzały o „winie” przedsiębiorców, no bo przecież badania… Działo się tak mimo tego, że podobne dowody oparte o interpretacje urzędników „celnego” mogły być podważone praktycznie przez każdego chemika.

Tak było do czasu, aż jeden sprytny adwokat odwrócił sytuację w bardzo prosty sposób, a mianowicie na podstawie prawa o domniemaniu niewinności zażądał od Urzędu Celnego udowodnienia tego, że olej powinien mieć inny kod, niż przyznany – niby oczywiste, ale jakoś wcześniej nikomu to nie wychodziło. Do tej pory Urząd tylko negował zgodność ze wzorem, ale na dobrą sprawę nic nie udowadniał. No i wtedy właśnie wyszła niekompetencja urzędników, którzy również w innych sprawach zaczęli się na tej podstawie „wysypywać”, gdyż okazało się, że tak naprawdę się na tym nie znają i nie wiedzą, jak udowodnić oszustwo. Sędzia przyznał więc rację pozwanej firmie. Inni adwokaci dowiedzieli się o tym orzeczeniu i przyjęli podobną taktykę, a kolejne sądy też zaczęły orzekać na niekorzyść celników, choć oczywiście nie zawsze, bo w Polsce nie ma prawa precedensów.

 

Moment na małe podsumowanie

Czyli tak: prokuratura umarza śledztwo, ABW uznaje, że nie ma wystarczających dowodów, aby „przybić” spółce Gold udział w karuzeli VAT. Dodatkowo prezes wspomnianej spółki zamawia ekspertyzy u uznanych specjalistów ds. podatku VAT, które mówią, że:

  • podatnika można pozbawić prawa do odliczenia podatku od wartości dodanej dopiero po udowodnieniu, że podatnik był oszustem, ewentualnie wiedział lub powinien wiedzieć, iż jego kontrahent jest oszustem (a ten warunek nie został dostatecznie udowodniony przez funkcjonariuszy skarbowych!),
  • organy podatkowe nie mogą w sposób generalny wymagać, by podatnik zamierzający skorzystać z prawa do odliczenia VAT-u badał, czy podmioty działające na wcześniejszych etapach obrotu nie dopuszczają się nieprawidłowości lub przestępstwa, albo wymagać od podatnika, żeby posiadał potwierdzające to dokumenty.

No a ten granulat, którego według skarbówki mogło nie być – skąd się wziął…? Według prokuratury mógł być dostarczony chociażby z takich krajów, jak Rosja, Łotwa, Ukraina oraz Włochy. Prawdopodobnie został więc sprowadzony do Polski, przeszedł przez ręce znikających podatników na pierwszym lub drugim etapie obrotu, trafiając później do firm, które dostarczyły go spółce Gold.

Teoretycznie więc wszystko wskazuje na to, że skarbówka po przegranej bitwie powinna zweryfikować swoje stanowisko i odstąpić od naliczania VAT-u spółce Gold. Czy tak się stało w rzeczywistości…?

 

KAS nie składa broni

Co by nie mówić o skarbówce, to jednak na ogół walczą oni do końca – nawet, jak dostaną prawdziwy łomot na argumenty. Tak też i było w opisywanym dziś przypadku. Urząd Skarbowy złożył zażalenie na umorzenie śledztwa prowadzonego w sprawie spółki Gold przez prokuraturę (śledztwo to umorzono 31 grudnia 2015 roku). Sąd jednak nie przychylił się do wniosku skarbowców.

Najważniejsza rzecz: nie dopuścić do przedawnienia!

W zaistniałej sytuacji Dyrektor Izby Skarbowej we Wrocławiu wysłał tzw. ponaglajkę do legnickiego Ośrodka Zamiejscowego Urzędu Kontroli Skarbowej we Wrocławiu. W ponaglajce tej wprost zasugerowano, że w sprawie spółki Gold należy rozważyć podjęcie czynności zmierzające do zawieszenia lub przerwania biegu terminu przedawnienia rozliczenia VAT-u, co stałoby się wraz z końcem 2016 roku. Powód? Skomplikowany charakter sprawy. I nic to, że prokuratura i ABW już wcześniej umorzyły śledztwa – urzędnicy w tym przypadku uznali, że wiedzą lepiej i co zrobisz, jak nic nie zrobisz… ⬇️ 

 

 

Wynik starcia Skarbówka VS Podatnik: 2:0

W grudniu 2016 roku w Wojewódzkim Sądzie Administracyjnym we Wrocławiu zapadł wyrok w opisywanej dziś sprawie. Wyrok niekorzystny dla Gold sp. z o.o., na który z inicjatywy prezesa spółki wniesiono skargę kasacyjną do Naczelnego Sądu Administracyjnego.

W międzyczasie jeszcze Dolnośląski Urząd Celno – Skarbowy we Wrocławiu w 2017 roku wydał postanowienie o zawieszeniu śledztwa. Zawieszeniu, a nie umorzeniu, co jest istotną różnicą.

No i wreszcie mamy rok 2018, rozprawa w NSA (przypominam, że została wniesiona kasacja przez prezesa). Także i tutaj rozstrzygnięcie było niekorzystne dla spółki Gold. Skład sędziowski uznał, że organy skarbowe jednak miały rację pozbawiając Gold sp. z o.o. prawa do odliczenia podatku VAT z faktur za zakup granulatu. Czy słusznie…? Nie mnie oceniać wyrok NSA, jednak trzeba mieć świadomość, że nie zawsze takie wyroki zapadają po długich analizach materiału dowodowego – pokrótce przedstawiłem to w jednym z moich niedawnych wpisów p.t. Koronawirus kontra VAT

Ciekawostki dla koneserów przestępczości VAT-owskiej

Tak czy inaczej z samego uzasadnienia wyroku można wyczytać kilka interesujących rzeczy, jak chociażby sposób działania sprawców na niższych poziomach obrotu – cytuję:

Ponadto we wszystkich wskazanych podmiotach stwierdzono podobny schemat przepływu środków pieniężnych i rodzaj dokonywanych operacji na rachunkach bankowych. Podmioty te otrzymywały przelewy środków z rachunków firmy XXX tytułem częściowych zapłat za faktury w kwotach jednorazowych poniżej limitu rejestracji przez bank (poniżej równowartości 15 tys. Euro). Otrzymane środki były następnie wypłacane przez właścicieli w gotówce tego samego lub następnego dnia po zaksięgowaniu ich na rachunkach. Podmioty te nie zatrudniały pracowników, nie posiadały urządzeń pomiarowych ani samochodów do transportu.

Cóż, mogę tutaj dodać, że był to dość charakterystyczny schemat, szczególnie dla mniejszych karuzel VAT-owskich.

 

Rok 2020 – walka o VAT za granulat złota nadal trwa!

Mimo porażek przed polskim wymiarem sprawiedliwości, prezes spółki Gold nie poddał się i w kwietniu 2019 roku złożył do Europejskiego Trybunału Praw Człowieka skargę przeciwko Polsce. Cel: uzyskanie wyroku pilotażowego, który w przyszłości mógłby pomóc polskim przedsiębiorcom w starciach z administracją skarbową. Przewidywany termin rozstrzygnięcia sprawy: prawdopodobnie rok 2025 (choć kto wie, czy nie potrwa to dłużej ze względu na pandemię koronawirusa).

Tak więc widzicie, że walka z aparatem skarbowym może przypominać kopanie się z koniem – tutaj akurat kopanina owa trwała od 2013 roku, kiedy to urzędnicy zaczęli kwestionować zasadność zwrotów na rzecz spółki Gold. Wyrok ETPC zapadnie zaś +- po 12 latach, a dojście do niego kosztować będzie masę czasu i nerwów ze strony oskarżonych. No i pieniądze – przykładowo sam zwrot kosztów postępowania kasacyjnego, jakie poniósł prezes spółki z o.o., wyniosły ponad 10 tys. PLN. A gdzie tutaj jeszcze honoraria dla prawników… W każdym razie chyba jedynie prawnicy mogą być zadowoleni z takiego poziomu skomplikowania i rozległości spraw o VAT, bo daje im to dobre pole do zarobku (zwłaszcza przy wyższych kwotach). I taką oto konkluzją zakończę dzisiejszy wpis – każdemu, kto przeczytał do końca, szczerze gratuluję, bo nie było to łatwe zadanie.

Chociaż moment…

Skoro dotarłeś / dotarłaś aż tutaj, to znaczy, że naprawdę interesuje Ciebie tematyka związana z VAT-em lub też z przestępczością gospodarczą w ogóle. Co prawda zapowiadanej przeze mnie książki o VAT-owcach na moment tworzenia tego wpisu jeszcze nie wydałem, ale być może zechcesz wziąć pod uwagę inną opcję. Jest nią zapisanie się na nasz newsletter, dzięki któremu będziesz otrzymywać na bieżąco ciekawe informacje związane z praktycznym zastosowaniem prawa w biznesie. Jak to zrobić? Wystarczy kliknąć ➡️ tutaj

Zdjęcie ilustrujące wpis jest poglądowe! Osoby, rzeczy lub sytuacje przedstawione na zdjęciu NIE mają bezpośredniego związku z treścią niniejszego wpisu!

Koronawirus, spiski, rząd światowy, i tak dalej…

Jak to zwykle bywa przy okazji różnych kryzysów, w sieci zyskują popularność przeróżne teorie spiskowe. Przykładowo jedna z tych, jakie miałem okazję ostatnio przeczytać, mówi, że epidemia koronawirusa została odgórnie zaplanowana. Po co? Żeby przeprowadzić kontrolowaną depopulację ludności, co z kolei ma być preludium do wprowadzenia rządu światowego i tak dalej… Osób, które wierzą w różnego rodzaju spiski, jest naprawdę sporo – przykładowo ponad ¼ Amerykanów jest przekonanych, że istnieje jakaś tajna organizacja, która rządzi wszystkim, a politycy, których widzimy, to tylko marionetki. Co ciekawe, wśród wyznawców teorii spiskowych znajdują się zarówno biedne i słabo wykształcone osoby, jak i te bogatsze, dobrze wyedukowane, zasiadające na poważniejszych stanowiskach.

Normalnie bym nie komentował tego typu rzeczy, ale ponieważ sytuacja jest wyjątkowa, to pomyślałem, że w sumie czemu nie – zwłaszcza, że ma to związek z hiper-białymi kołnierzykami najwyższego rzędu, mającymi rządzić światem w ramach jakiejś tajnej organizacji. Przyznaję, jest w tym pewien wdzięk, ale jaka jest realna szansa, żeby taki scenariusz miał miejsce w rzeczywistości…?

 

Ludzie lubią mieć poczucie kontroli nad rzeczywistością

Zacznę od najprostszej rzeczy. Psychologowie już dawno udowodnili, że wiele osób nie akceptuje tego, że światem w dużej mierze rządzi przypadek. Czują się oni niekomfortowo z pojęciem losowości, ponieważ oznacza ona brak kontroli nad tym, co dzieje się w ich otoczeniu. A teorie spiskowe przywracają poczucie uporządkowania i kontroli – ludzie widzą dzięki nim sens w wydarzeniach, których nie rozumieją. I dzięki takiemu wrażeniu sensu po prostu lepiej się czują, a dodatkowo niektórzy mają poczucie wyższości nad innymi, że oto oni są „oświeceni”, a reszta to „lemingi i owce”, które nie mają pojęcia, co się wokół nich dzieje. Prawdopodobnie stąd również bierze się popularność różnych kanałów na YouTube oraz polityków, publicystów i tym podobnych ludzi, którzy wyjaśniają rzeczywistość w sposób prosty, na tzw. chłopski rozum. Problem w tym, że świat nie jest czarno – biały, ale ma wiele różnych odcieni, zachodzi tutaj wiele skomplikowanych zależności, których ten chłopski rozum nie ogarnia lub je pomija (mniej czy bardziej świadomie).

 

Wzajemnie wykluczające się teorie? Żaden problem!

I znów wracamy do badań naukowych, które udowodniły, że na ogół jeśli ktoś wierzy w kilka teorii spiskowych, to najprawdopodobniej będzie też wierzył w inne – nawet jeśli, obiektywnie patrząc, będą się one wzajemnie wykluczać. Przykładowo na jednym z uniwersytetów w Wielkiej Brytanii przeprowadzono badania, w wyników których stwierdzono, że wielu spośród badanych fanów „żółtych napisów” wierzy, że Osama Bin Laden wciąż żyje. Jednak te same osoby wierzyły również w to, że Bin Laden zginął jeszcze przed akcją, która była potem przedstawiana w mediach jako moment jego śmierci. Te dwie teorie wzajemnie się wykluczają, ponieważ nie można być martwym i żywym równocześnie (no, może oprócz słynnego kota Schrödingera).

Co z tego wynika?

Badacze doszli więc do wniosku, że ludzie nie tyle wierzą w daną teorię spiskową ze względu na jej specyfikę, co raczej ze względu na tzw. przekonania wyższego rzędu, do których później dopasowują sobie różne elementy układanki. Takim przekonaniem wyższego rzędu może być np. przyjęta postawa, że zagraniczny kapitał, kontrolowany przez jakieś grupy wpływów, chce okraść naród polski z majątku i wykupić go za bezcen. To taki „obiektyw ideologiczny”, przez który można patrzeć na świat, dostrzegając tylko pewien fragment rzeczywistości lub też dobierając sobie tylko i wyłącznie informacje potwierdzające, jednocześnie ignorując te, które tej wizji zaprzeczają.

 

Błędy poznawcze i bańka informacyjna

Do tego wszystkiego dochodzą jeszcze błędy poznawcze obecne przy takich spiskowych teoriach, jak np.:

– błąd koniunkcji, czyli tendencja do przepisywania bardziej szczegółowo sformułowanym warunkom większego prawdopodobieństwa, niż warunkom ogólnym,

– efekt ślepej plamki, czyli tendencja do niezauważania błędów we własnej ocenie rzeczywistości,

– efekt zaprzeczania, czyli tendencja do krytycznego weryfikowania informacji zaprzeczających naszej opinii, przy jednoczesnym bezkrytycznym akceptowaniu tych informacji, które naszą opinię potwierdzają,

– i tak dalej…

Nie jestem psychologiem i sama psychologia jako taka mnie raczej nudzi – no, może poza wybranymi obszarami, ponieważ zajmując się tematyką przestępczości gospodarczej po prostu trzeba znać pewne mechanizmy funkcjonowania ludzkiego umysłu. Daruję więc sobie szerokie opisy wszystkich możliwych efektów i błędów. Jeśli kogoś to interesuje, to Google na frazę „błędy poznawcze” wyrzuca całkiem sporo ciekawych opracowań – szczególnie w języku angielskim.

Zamknięcie się w bańce informacyjnej

Nie sposób nie zauważyć, że podatności na teorie spiskowe sprzyja tzw. kiszenie się we własnym sosie, rozumiane jako czerpanie wiedzy praktycznie wyłącznie z wąskiego zakresu określonych mediów, prezentujących sprofilowany punkt widzenia. Znacie pewnie chociażby rozmaite telewizje internetowe, w których przewijają się non stop te same osoby, powtarzające te same rzeczy. Oglądanie głównie ich to tzw. efekt przywiązania, również będący terminem z pogranicza psychologii. Do tego mamy syndrom oblężonej twierdzy: układ chce nas zniszczyć, zewnętrzni wrogowie chcą nas zniszczyć, jesteśmy ostatnią nadzieją – i tak w koło Macieju… Ulokowanie się w podobnej bańce informacyjnej nie ma dobrego wpływu na psychikę, buduje za to efekt grupy, czyli tendencję do lepszego traktowania osób mających poglądy zbliżone do naszych. Takie zamknięcie się na innych często owocuje także agresją wobec osób prezentujących inne stanowisko – co ja Wam będę zresztą tłumaczył, wystarczy sobie poczytać komentarze na profilach niektórych polityków.

 

No dobrze, to są wreszcie jakieś spiski, czy ich nie ma…?

Są – to na pewno. Jest wszak wiele spraw, w których tzw. układ ewidentnie istniał. Tyle, że na ogół były to układy odosobnione od siebie, nie będące częściami jakiegoś jednego superukładu, rządzącego np. całym krajem. To nie jest bowiem tak, że jeśli na przykład jakiś członek partii rządzącej ukradnie coś i zrobi jakiś przekręt, to oznacza automatycznie zaangażowanie całej góry partyjnej. Władze partii mogą o tym występku w ogóle nie wiedzieć i nie czerpią korzyści z takiego przestępczego procederu. Zresztą w ramach samej partii toczą się wewnętrzne walki o władzę, więc jej członkowie nie są wobec siebie dozgonnie lojalni. To są naprawdę „oczywiste oczywistości”, a mimo to niektórzy o nich zapominają.

 

Czy superzłoczyńca Ernst Stavro Blofeld i jego organizacja Spectre mogliby istnieć w rzeczywistym świecie…? 

 

Celowy plan? Niekoniecznie – jest jeszcze losowość

Filozof Karl Popper argumentował, że błędność teorii spiskowych polega na ich skłonności do opisywania każdego wydarzenia jako celowego i zaplanowanego. Dlaczego jest to błąd? Ponieważ w rzeczywistości bardzo ważną rolę odgrywa element losowości i niezamierzonych konsekwencji działań zarówno politycznych, jak i społecznych. Przykład: to nie musi być tak, że jeśli jakiś polityk podejmuje istotną decyzję, to jest ona elementem szerszej całości, pod którą kryje się niecny cel. Czasem decyzja taka może być podjęta np. na skutek niekompetencji, braku dostępu do danych lub przeciwnie – czyli postanowienie może być oparte o dane, jakich nie posiada ogół społeczeństwa (stąd błędna ocena tegoż przez społeczeństwo).

Sprzeczne cele = wykluczenie możliwości istnienia jednego superukładu

Przeróżne spiski oczywiście występują – i to nierzadko – ale ciężko jest je wszystkie ująć w jakiś jeden wielki megaplan. Ot, lokalne działania, w które zaangażowane są różne osoby z odmiennymi celami. W wielu – jeśli nie w większości – przypadków nie mogą być one częścią większego planu właśnie ze względu na wykluczające się cele. No a przecież jedna grupa, trzymająca władzę, powinna mieć cel wspólny, nieprawdaż…? Ok, może wytłumaczę to na przykładzie tzw. mafii VAT i wprowadzenia reverse chargé kilka lat temu.

Otóż pewne osoby, lobbujące w Ministerstwie Finansów, doprowadziły do wprowadzenia odwrotnego obciążenia (o.o.) na niektóre towary, aby wypchnąć z Polski grupy przestępcze handlujące tymi towarami. Rozwiązanie to praktycznie z miejsca zostało nazwane przez niektórych ekspertów szkodliwym i wprowadzonym dzięki lobbingowi mafii VAT. Czyli jedni twierdzili, że działają przeciwko mafii VAT wprowadzając o.o., a drudzy, że wprowadzono je w interesie niektórych grup, które mogły dzięki temu nielegalnie zarabiać na podatku VAT. Stanowiska te wzajemnie się wykluczały. Wniosek: nie ma jednej mafii VAT – są co najwyżej poszczególne grupy wpływów, starające się lobbować różne rozwiązania. Podobne analogie można by także zastosować do innych sytuacji związanych z domniemanymi spiskami.

 

Spiskowy Rząd Światowy? Raczej mission impossible

Zacznę od tego, że bardzo ciężko jest zapanować w sposób absolutny nad dużą zbiorowością – właściwie im ta zbiorowość większa i bardziej różnorodna, tym zadanie staje się trudniejsze. Wyobraźcie sobie teraz, przed jak ekstremalnie hardkorowym zadaniem musiałby stanąć ktoś, kto zechciałby utworzyć rząd światowy w takim kształcie, w jakim przedstawiamy jest on w teoriach spiskowych!

Ego bogacza

Pierwsze to, co stanęłoby mu na przeszkodzie, to ludzkie ego. Już teraz bowiem wielu bogaczy ma wielką władzę i dużą zdolność kreowania rzeczywistości w swoich krajach, jak chociażby Ukraina, gdzie prezydentem został człowiek blisko związany z jednym z oligarchów. Jednak w skali światowej mieliby oni stosunkowo niską pozycję, więc musieliby zrezygnować ze swojej władzy i stać się „szarymi” miliarderami, podporządkowanymi rozkazom innych. I jak sądzicie, czy ego takich osób, dziś już rozdmuchane do niebotycznych rozmiarów, przyjęłoby taki fakt pozytywnie…? No raczej niekoniecznie.

Konflikty interesów

Druga sprawa to wykluczające się interesy i potężna ilość zmiennych. Jest mi nawet ciężko sobie wyobrazić, jakim cudem taki rząd światowy mógłby dziś pogodzić oczekiwania różnych narodowości, gałęzi biznesu i tak dalej. Może kiedyś, za ileś tam lat, gdy społeczeństwa bardzo mocno się zunifikują, ale dziś… Zresztą, ilu wybrańców miałby liczyć taki rząd światowy? Przykładowo na świecie mamy jakieś 5,7 tysiąca osób, których majątek jest wyceniany na ponad 500 milionów USD – ile by tam było rozbieżnych interesów… Ok, no to może rządzić ludzkością mają jeszcze bogatsi, czyli nieco ponad 100 najbardziej majętnych osób na świecie, które posiadają fortuny o wartości minimum 10 miliardów USD…? To już prędzej. Tylko jedna kwestia: po co mieliby oni tworzyć jakiś superrząd, skoro według fanów teorii spiskowych już teraz rządzą światem i poprzez przekupnych polityków mogą dowolnie kreować rzeczywistość…? No właśnie – czasem najtrudniej jest znaleźć sensowne odpowiedzi na najprostsze pytania.

Dla jasności

Nie można oczywiście wykluczyć zacieśnienia współdziałania państw na szczeblu międzynarodowym (np. G 20) – zwłaszcza w obliczu pandemii koronawirusa, która wymaga szybszego procesu decyzyjnego. Jednak ciężko porównać taką współpracę do stworzenia rządu światowego w takiej formie, w jakiej występuje on w rozmaitych teoriach spiskowych.

 

Koronawirus = planowana depopulacja?

W teorii spiskowej, którą czytałem, mieliśmy wątek planowej depopulacji – miała ona ułatwić wprowadzenie rządu światowego oraz spowodować wzbogacenie się największych korporacji, no bo w czasach kryzysu najpotężniejsi się przecież bogacą.

Taka koncepcja nie obroni się już na poziomie podstawowej logiki – świadome wybicie nawet połowy potencjalnych konsumentów (a takie rewelacja znajdują się w podobnych teoriach) raczej nie brzmi jak świetny plan na zarobek. Dodajmy do tego możliwe niepokoje społeczne, a nawet rewolucje mogące pozbawić najbogatszych życia, no i ogromny spadek popytu (kto będzie myślał o zakupie nowego iPhone’a, gdy umrze mu połowa rodziny…?). Nie wiem jak Wy, ale ja będąc multimiliarderem nie poszedłbym na organizację takiej akcji. Pomijam już nawet fakt, że bogactwo i pozycja społeczna nie chronią przed zarażeniem – inaczej tym paskudztwem nie zaraziłby się np. premier Wielkiej Brytanii czy książe Karol. Kto jak kto, ale oni chyba wiedzieliby o powstającym rządzie światowym i zabezpieczyliby się na wypadek planowanej depopulacji…?

 

Szybkie podsumowanie

Ok, wystarczy już tego, bo samo analizowanie tzw. szuryzmu zaczęło mnie już męczyć. Nie to, że ja zawsze patrzę na rzeczywistość w 100% obiektywnie – mnie też dopadają błędy poznawcze. Jednak podstawa to być otwartym na różne źródła informacji oraz analizować i pytać o zdanie ludzi, którzy poświęcili sporo czasu na poznanie danego tematu. Przy okazji przyznam się, że wiele moich tekstów „utknęło w szufladzie”, ponieważ nie miałem możliwości dostatecznie rzetelnej weryfikacji informacji w nich zawartych. Cóż, może jeszcze do tych tematów wrócę. Póki co apeluję o to, aby nie czytać głupot w sieci i nie słuchać „foliarzy” – nic dobrego z tego nie wyniknie, a czasu szkoda. A, no i jakby co, nie martwcie się, bo nie zamierzam przestawić się na takie treści, jak dzisiejszy wpis – to tylko mała odskocznia od tematyki przestępczości gospodarczej.

Zdjęcie ilustrujące wpis jest poglądowe! Osoby, rzeczy lub sytuacje przedstawione na zdjęciu NIE mają bezpośredniego związku z treścią niniejszego wpisu!