Maseczki i VAT

Minęły jakieś 2 miesiące od rozpoczęcia epidemii w Polsce, a już dochodzą do mnie sygnały, że maseczki to towar, który może być używany w karuzelach. No a skoro tak, to pokusiłem się o coś w rodzaju szybkiej analizy SWOT takiego biznesu. Takie kręcenie karuzel na maseczkach to bowiem dość specyficzna sytuacja, różniąca się pewnymi detalami od codzienności przestępstw VAT-owskich.

 

Szanse

Teoretycznie jest potencjał, bo ssanie (popyt) na rynku na ten towar w dalszym ciągu występuje – do tego jest to ssanie w całej UE, co uprawdopadabnia wywóz niektórych typów maseczek w ramach WDT. A trzeba wiedzieć, tzw. maseczki chirurgiczne typu FFP1, a więc chyba najpopularniejsze, mogą być wywożone do krajów UE bez konieczności powiadamiania o tym Ministerstwa Zdrowia (takie notyfikacje są konieczne w przypadku maseczek FFP2 i FFP3).

Do tego można dodać ciekawą okoliczność: wiele podmiotów zaangażowało się w handel maseczkami. No i jest on prowadzony „na dziko”, tzn. nie ma zbyt wielu oficjalnych dystrybutorów z tradycjami – na rynku panuje wolna amerykanka. W takich warunkach łatwiej jest operować grupom przestępczym.

Poza tym wyroby tego typu nie są objęte split paymentem (stan prawny na 20 kwietnia 2020 roku). Kolejna istotna kwestia: minister Szumowski ogłosił, że noszenie maseczek powinno być obowiązkowe do czasu wynalezienia szczepionki. A skoro tak, to popyt powinien być w miarę stabilny.

Tak czy inaczej mielibyśmy tutaj potencjalnie do wyboru 4 podstawowe warianty zarabiania na VAT.

 

 

1. Wariant klasyczny ze znikającym VAT-em

Maseczki bez VAT-u są wprowadzane na polski rynek przez znikających podatników i sprzedawane różnym podmiotom, a VAT od takiej transakcji nie jest odprowadzany do budżetu i na tym się w zasadzie kończy. Tzn. kończy dla przestępców, bo do firm, które kupiły od nich takie maseczki, mogłaby zapukać skarbówka. W tym wariancie VAT-owcy zarabiają więc 23% minus koszty, co dałoby zapewnie 8 – 15% na czysto, w zależności od umiejętności poukładania całego schematu i optymalizacji kosztów. Pierwsze pytanie, jakie się tutaj nasuwa, to skąd wziąć maseczki w dobrej cenie, najlepiej, żeby były bez VAT-u…? A chociażby z Chin – chyba najłatwiej, gdyby były sprowadzone przez polską firmę na zasadach tzw. procedury 42. Czyli maseczki przechodzą odprawę celną np. w Hamburgu i jest to równoznaczne z tym, że obowiązek opłacenia VAT-u powstaje dopiero w 15 dniu miesiąca następującego po miesiącu, w którym miało miejsce WNT (czyli gdy transport z Hamburga przybył do Polski) lub w dniu wystawienia faktury sprzedażowej tego towaru już w Polsce – w zależności, co byłoby pierwsze. Koszt ustanowienia przedstawiciela fiskalnego, który po stronie niemieckiej ogarnie papierologię, wynosił ze 2 lata temu nieco ponad 200 Euro / rozliczenie. Do tego oczywiście dochodzi oczywiście koszt cła, transportu itp. Ale z VAT-em spokój na pewien czas (i to wystarczy).

Przy dużym zapotrzebowaniu z zagranicy sensowny wydawałby się wariant z kompensowaniem VAT-u podobny do tego, jaki mieliśmy w branży handlu elektroniką. Czyli maseczki są wprowadzane na polski rynek przez znikającego podatnika (VAT na pierwszym etapie obrotu w Polsce nie jest odprowadzany), przechodzą przez łańcuch firm, a na końcu jakieś duże przedsiębiorstwo sprzedaje je za granicę i zbija sobie tym samym VAT należny. Prosty schemat, gdzie nie trzeba występować o zwroty (opisałem go już szerzej przy omawiamy tematu mafii VAT w branży elektronicznej).

 

Zagrożenia

Pierwsze, co rzuca się tutaj w oczy, to stosunkowo mała zyskowność w zestawieniu z nie najlepszą możliwością reinwestowania zgromadzonego kapitału. Przykładowo w przypadku handlu elektroniką sprzedany towar można było szybko zastąpić kolejnym towarem, ponieważ nie było specjalnych problemów z nabyciem np. nowych smartfonów i wprowadzeniem ich na terytorium Polski. Można więc było obrócić kapitałem 2, a nawet i 3 razy w miesiącu. Tymczasem na transport maseczek z Chin drogą morską trzeba czekać 4 – 7 tygodni, co nieco blokuje możliwość szybkiego rotowania posiadanym kapitałem. Teoretycznie pewnym rozwiązaniem jest tu znacznie szybszy transport kolejowy (kilkanaście dni), ale wtedy trzeba by się odprawiać w Polsce albo przewozić maseczki na własną rękę np. z Białorusi. Alternatywnie w grę wchodzi transport lotniczy, który jednak średnio się nadaje dla większych ilości towarów ze względu na koszty. A koszty muszą być jak najniższe, żeby można było być na tyle konkurencyjnym cenowo, aby sprzedać maseczki w Polsce na pniu. Szybkość transakcji jest bowiem szczególnie istotna przy tego typu przestępczych przedsięwzięciach.

Czy funkcjonariusze skarbowi byliby w stanie szybko namierzyć taki proceder?

To zależy. Na pewno przy dużej skali oszustw opartych o odprawy w Hamburgu, po jakimś czasie mogłyby np. wyjść rozbieżności w systemie Intrastat – niemieccy przedstawiciele fiskalni bowiem z automatu zgłaszają taki import spoza obszaru UE, podobnie też raczej niemieckie służby celne, gdyby podatnik rozliczał się na cle sam. Tymczasem po polskiej stronie nie byłoby wpłat VAT-u, co prędzej czy później by wyszło. Pytanie tylko kiedy – może już po kilku miesiącach, a może np. za jakiś rok…? Szczerze mówiąc zależałoby to również od tego, czy polskie organy podatkowe uznałyby maseczki za produkt podwyższonego ryzyka. Bo jeśli tak, to gdyby tylko wyszły rozbieżności z Intrastatu, to można by przeprowadzić analizę, jakie to firmy po polskiej stronie mogą nie odprowadzać VAT-u. Jeśli wyszłoby, że są to np. spółki, który przez jakiś czas nie przejawiały żadnej aktywności biznesowej (tzw. śpiochy), a nagle widać wśród nich zjawisko handlowania maseczkami na szerzą skalę, to mamy jakiś wskaźnik. W każdym razie można zaryzykować stwierdzenie, że maseczkowi VAT-owcy mieliby nieco czasu na działanie.

Aktualizacja! 

Dosłownie kilka godzin po wypuszczeniu tego tekstu dotarły do mnie informacje, że rządzący planują znieść cło i VAT na importowane maseczki. Jeśli rzeczywiście do tego dojdzie, to może nastąpić małe przetasowanie!

 

 

2. Wariant karuzelowy

Tutaj początkowa cena maseczek nie gra jakiejś wielkiej roli, ponieważ i tak będą one krążyć wielokrotnie pomiędzy różnymi firmami w tej samej karuzeli. No a jeśli tak, to z pewnością na siebie zarobią – i to wielokrotnie. Zresztą w ekstremalnej wersji maseczki jako takie nawet nie byłyby koniecznie potrzebne, ponieważ można „pracować na papierze”, czyli na samych fakturach, ale jednak posiadanie realnego towaru pomaga w pewnych kwestiach. Sam towar poza tym jest dość wdzięczny do transportu, bo jest lekki i dość drogi w stosunku do objętości. Oczywiście, nie ma tutaj porównania chociażby do smartfonów czy granulatu złota, ale i tak nie jest źle.

 

Zagrożenia

Po pierwsze zdawanie się na łaskę skarbówki w temacie zwrotu to w dzisiejszych czasach nie takie hop – siup. Tak naprawdę bowiem temat jest na tyle świeży, że nie znamy jeszcze potencjalnego zachowania się funkcjonariuszy skarbowych w przypadku widocznie zwiększonej liczby występowania o zwroty z tytułu eksportu maseczek. Tutaj oczywiście zakładam, że służby skarbowe prowadziłyby jakieś statystyki odnośnie zwrotów związanych z konkretnymi towarami. Nie ma za bardzo dostępnych danych, które by pokazywały, jak dużo maseczek FFP1 (czyli nieraportowanych do Ministerstwa Zdrowia) jest wywożonych obecnie z Polski. Całkiem możliwe, że mało, ponieważ na rodzimym podwórku jest bardzo duży popyt na ten towar, choć powoli i ten rynek się nasyca, a ceny spadają. No i teraz pokaźny wzrost eksportu maseczek i występowanie przy tym o zwroty VAT-u mogłoby nie ujść uwagi organów skarbowych. Czyli co? Czyli bardziej wnikliwe kontrole, zapewne też wstrzymywanie części zwrotów związanych z handlem tym konkretnym towarem. Wydaje się więc, że podejście pod taki sposób mieliby głównie starzy wyjadacze związani ze służbami, którzy mają odpowiednie układy w skarbówce. Bez tego byłoby ciężko.

Dodatkowo przydałoby się znać proporcje sprzedaży maseczek pod kątem stawek VAT – a mamy dwie, czyli 8% i 23%. Z dość oczywistych względów do karuzel bardziej nadaje się stawka 23%, no bo mamy większy zarobek. Właściwie to 8% do karuzel w ogóle się nie nadaje. Powstaje jednak pytanie, których maseczek typu FPP1 jest obecnie więcej w obrocie na polskim rynku – tych ze stawką 8% VAT, czy może 23%? Jeśli zdecydowaną większość stanowią maseczki ze stawką 8%, to nagły wzrost występowania w skali kraju o zwroty ze stawki 23% nasuwałby na myśl potencjalne rynkowe anomalie związane z wyłudzaniem zwrotów VAT. Takie rzeczy da się wyłapać, mając do dyspozycji odpowiednie dane statystyczne, a te teoretycznie mamy do dyspozycji dzięki super – hiper narzędziom analitycznym typu JPK_VAT.

Oczywiście kwestia tego, jak szybko ogarnęłaby się tutaj skarbówka, bo to też wielka niewiadoma. W każdym razie na możliwości wykrywcze KAS z pewnością negatywnie wpłynęło „maseczkowe szaleństwo”, jakie wybuchło wśród przedsiębiorców. Czyli bardzo wiele podmiotów starało się na tym towarze zarabiać, a im więcej potencjalnych celów do skontrolowania, tym trudniej dojść do faktycznych oszustów.

 

 

3. Wariant kombinowany

W tym przypadku mamy 2 sposoby zarabiania, zastosowane równocześnie:

a) wprowadzanie maseczek na polski rynek przez znikających podatników i „wkładanie do kieszeni” przywłaszczonego VAT-u,

b) no a po dalszym etapach obrotu występowanie o zwrot VAT-u tytułem wywozu maseczek poza Polskę (wywozu sfingowanego, rzecz jasna, bo towar i tak będzie sprzedany w Polsce).

Do tego właściwie można by dodać wariant c), czyli zakup maseczek w Polsce na 8% VAT, a potem fikcyjnie wyeksportowanie ich poza Polskę na 23% VAT i wystąpienie o zwrot podatku. Towar mógłby być przy tym rozprowadzony na polskim rynku, bez marży lub z marżą minimalną – rozprowadzającym byłby oczywiście znikający podatnik. Na pierwszy rzut oka wygląda to dość obiecująco, chociażby ze względu na relatywnie niskie ryzyko straty finansowej, gdyż maseczki tak czy inaczej sprzeda się na polskim rynku nawet w przypadku, gdy nie wyłudzi się nienależnego zwrotu.

 

Zagrożenia

W zasadzie podobne do tych opisanych powyżej. Tutaj największym problemem do przeskoczenia wydaje się takie uprawdopodobnienie obrotu, aby uzyskać zwrot VAT-u z US. Każdy z tych wariantów rzecz jasna wymagałby stworzenia odpowiednio rozbudowanej siatki firm, w której rozmyłby się ten zniknięty VAT. Jednak budowanie takich konstrukcji co bardziej profesjonalni VAT-owcy mają akurat opanowane.

Poważnym zagrożeniem byłoby też tutaj balansowanie na granicy opłacalności 15%, przyjętej dla karuzel VAT. Do tego dodajmy dużą podatność na wahania popytu – maseczek coraz więcej na rynku, ceny mogą lecieć, a VAT-owcy… No mogą wtopić na tym towarze, jeśli w pewnym momencie ceny mocno spadną albo np. z dnia na dzień nakaz noszenia zostanie zniesiony i popyt drastycznie spadnie.

 

 

4. Wariant ze zmianą stawek VAT

Chyba najprostszy sposób oszustw, który mógłby być zastosowany na mniejszą skalę. Czyli kupujemy maseczki na 8% VAT, a sprzedajemy na minimalnej marży na 23% VAT. Różnicę, czyli 15%, możemy włożyć do kieszeni i zniknąć nie odprowadzając podatku. Podobne zagrania to nic nowego – przykładowo kilka lat temu mieliśmy plagę „podmianek” stawek podatku dla oleju rzepakowego. VAT-owcy kupowali olej rzepakowy jadalny na stawce 5% VAT, po czym sprzedawali go dalej jako olej techniczny obłożony stawką 23% VAT. Olej był cały czas ten sam, ale różnica w stawkach trafiała do kieszeni przestępców.

 

Zagrożenia

Przede wszystkim balansujemy niebezpiecznie blisko progu opłacalności. Karuzele bowiem zaczynają się opłacać mniej – więcej od poziomu 15% stawki VAT. Zakup na stawce 8% i sprzedaż na stawce 23% VAT daje nam właśnie wspomniane 15% jako zysk – czyli granica. A trzeba do tego dodać, że rynek się nasycił maseczkami, ceny wręcz spadają, więc balansowanie na krawędzi mogłoby się zakończyć wtopą finansową. Taki sposób działania wydaje się więc na dzień dzisiejszy obarczony zbyt dużym ryzykiem.

 

A to ja w maseczce podczas spaceru – foto Instagram: bialekolnierzyki

 

 

Szybkie podsumowanie

Jeśli grupy przestępcze miałyby zainteresować się wyłudzeniami VAT-u na maseczkach, to chyba właśnie teraz byłby najlepszy moment. Ale główne problemy wydają się w zasadzie dwa:

– Pierwszy problem to niestabilność cenowa. O ile w przypadku takich towarów, jak smartfony, ceny nie zmieniały się szybko, to jeśli chodzi o maseczki typ FFP1, ciężko jest mówić o stabilności. Dodatkowo można się spodziewać dalszego spadku cen, gdyż wiele podmiotów jest zaangażowanych w handel tym towarem, a do tego produkcja jest uruchamiana na szerszą skalę również w Polsce.

– Drugim problemem jest mała przewidywalność popytu w okresie dłuższym, niż kilka miesięcy. O ile przy typowych towarach używanych w karuzelach, jak np. kawa czy artykuły spożywcze, popyt był względnie stały, to jeśli chodzi o maseczki może być różnie. Być może będziemy musieli je nosić przez najbliższe kilka miesięcy, ale co potem? Bez nakazu noszenia zapotrzebowanie na ten towar drastycznie spadnie, więc i jego potencjał pod kątem karuzel też się obniży.

Reasumując: biorąc pod uwagę wahania cen i niestabilność popytu nie wydaje się, aby maseczki były hitem na VAT-owych listach przebojów. Pewnie, jakieś wyłudzenia czy karuzele przy ich użyciu mogą się trafić, ale raczej nie będą miały skali porównywalnej chociażby do elektroniki oraz handlu metalami, że o paliwach nie wspominając. Po prostu jest tyle innych towarów, na których można spokojnie kręcić karuzele, że nie wydaje się, aby akurat maseczki miały być szczególnie atrakcyjnym towarem.

BTW gdyby ktoś był ciekaw, cóż to za książka na fotce, to jest to pozycja napisana przez Kazimierza Turalińskiego. Jeśli ktoś interesuje się tematyką przestępczości VAT-owskiej, to polecam.

 

Zdjęcie ilustrujące wpis jest poglądowe! Osoby, rzeczy lub sytuacje przedstawione na zdjęciu NIE mają bezpośredniego związku z treścią niniejszego wpisu!

2 komentarzy:
  1. Wiktor says:

    Co sądzisz o tej książce „Podatek VAT”? Znalazłem tez książkę tego samego autora pt „Jak kraść”. Czy mógłbyś polecić któraś z tych książek?

  2. Białe Kołnierzyki says:

    „Podatek VAT” to bardziej specjalistyczna pozycja. „Jak kraść” to bardziej zbiór ciekawych anegdot pokazujących kreatywność przestępców. Część z wymienionych tam patentów już się zdezaktualizowała, ale to nieuniknione, bo książka ma już parę lat. Tak czy inaczej moim zdaniem warto przeczytać obie pozycje. 🙂

Komentarze wyłączone