Jak wypłacić pieniądze ze spółki z o.o. i uniknąć podwójnego opodatkowania

Nie ma co ukrywać, szczególnie w ostatnim czasie niektórym osobom przydałoby się nieco więcej pieniędzy w domowym budżecie. Przykładowo mamy jakieś małżeństwo, które prowadzi 2 różne działalności gospodarcze: JDG oraz spółkę z o.o. No i tak się niestety złożyło, że żonę dotknął kryzys – spadek przychodów praktycznie do zera. Przydałoby się więc wyciągnąć nieco więcej pieniędzy ze spółki męża, żeby podreperować rodzinne finanse. Brzmi jak dobry plan, tylko jak to zrobić, aby nie podpaść pod tzw. podwójne opodatkowanie…?

Zanim do tego przejdę, to wspomnę tylko, że tak w ogóle to owe podwójne opodatkowanie jest chyba najczęstszym argumentem przeciwko założeniu spółki z o.o. Tyle, że to trochę problem z tzw. kategorii Yeti: większość się go boi, a w praktyce mało kto się z nim rzeczywiście spotkał. Pocieszające jest to, że z odpowiednim planem biznesowym da się jednak tego uniknąć i korzystać z zysków spółki. Najpierw jednak zahaczmy o podstawy.

 

Czym jest podwójne opodatkowanie w spółce z o.o.?

Spółka z o.o. jest podmiotem posiadającym odrębną od wspólników osobowość prawną, co oznacza, że płaci samodzielnie podatek ze swojego dochodu (CIT). Już po odjęciu CIT właściciele mogą wypłacić sobie zysk w formie dywidendy. Wtedy ma miejsce drugi podatek – tym razem będzie to PIT wspólnika. Co istotne, właściciele spółki z o.o. nie mogą swobodnie wpłacać i wypłacać pieniędzy z konta bankowego spółki, ponieważ dane środki należą do spółki! Zakup żelazka czy tostera przy wykorzystaniu karty firmowej nie będą więc mile widziane przez Panie z urzędu skarbowego – no, chyba, że będą to rzeczy używane w naszej spółce, a nie przeznaczone do tzw. domowego użytku.

Co jest kosztem, a co nim nie jest

Standardowo, by udziałowcy mogli uzyskać środki pieniężne ze spółki z o.o., muszą wypłacić sobie dywidendę, która nie jest kosztem spółki. To wiąże się z zapłaceniem podatku PIT, o czym mowa była wyżej, czyli powstaje nam podwójne opodatkowanie.

A jak wypłacać pieniądze ze spółki z o.o., by uniknąć podwójnego opodatkowania?

Należy postawić na sposoby, które będą dla tej spółki kosztem. Generując spółce koszty zmniejszamy jej podatek dochodowy, ale trzeba pamiętać o ważnej rzeczy:

Wypłata środków musi obyć się w tym samym miesiącu, w którym księgujemy przychód.

Ok, szybkie wprowadzenie mamy już za sobą, więc pora przejść do konkretnych metod – dziś omówię najpopularniejsze warianty.

 

 

1. Wynagrodzenie dla członka zarządu z tytułu powołania

Prawdopodobnie najpowszechniejszy i najprostszy sposób to ustalenie pensji członka zarządu. Zarząd jest organem reprezentującym spółkę na zewnątrz. Wspólnicy mogą ze swojego grona lub spoza niego mianować prezesa lub członka zarządu poprzez uchwałę wspólników powołującą go do pełnienia danej funkcji za wynagrodzeniem. Od takiego wynagrodzenia nie odprowadza się składki ZUS, gdyż powołanie nie jest tytułem do składek jak np. umowa o pracę.

Takie wynagrodzenia członka zarządu stanowi jednocześnie koszt działalności spółki kapitałowej umniejszający jej zysk, a co za tym idzie wielkość ewentualnych środków przeznaczonych na dywidendy.  Wynagrodzenie to będzie dla spółki kosztem, a dla członka zarządu zostanie opodatkowane wedle skali podatkowej stawką 17 lub 32 %. Na tę wyższą skalę „wskoczymy” w 2020 roku po przekroczeniu pułapu 85 528 PLN rocznego dochodu. Choć trochę pocieszający w takim przypadku jest fakt, że 32% stawka nie obejmuje całego dochodu, a jedynie nadwyżkę od wspomnianych 85 tys. PLN – do tego pułapu płacimy 17%.

Ważne pytanie

Ok, a czy jest jakiś pułap miesięcznego wynagrodzenia dla takiego prezesa z powołania, powyżej którego Urząd Skarbowy mógłby się zacząć o coś czepiać? Chodzi np. o sytuację, w której wypłata prezesa pochłaniałaby więcej, niż połowa zysków spółki?

Odpowiedź 

Z analizy art. 15e ustawy o CIT wynika, że wynagrodzenie uzyskane przez członka zarządu z powołania nie jest ograniczone limitem dla spółki.  Limitem kosztów dla spółki z o.o. objęte będzie wynagrodzenie otrzymywane z tytułu kontraktów menadżerskich. Warunkiem zaliczenia takiego wynagrodzenia do kosztów podatkowych jest to, aby z podjętych uchwał w tym zakresie czy regulaminów wewnętrznych, wynikała konieczność wynagrodzenia na rzecz członków zarządu. Ok, a co z ciężarem udowodnienia i udokumentowania tych wydatków? To spółka musi wykazać, że poniosła koszt zasadny w związku z prowadzonymi czynnościami biznesowymi.

Trudno jest wskazać wytyczne dotyczące konkretnych kwot, jakie można wypłacać członkom zarządu spółek w ramach ich wynagrodzenia. Decyduje o tym bowiem kondycja finansowa, wewnętrzna struktura, wielkość danego przedsiębiorstwa, osiągane dochody, rodzaj i charakter spółki oraz branża, w której spółka działa. Do tego dochodzi cały szereg informacji dotyczących członka zarządu, zaczynając od zakresu jego obowiązków, poprzez wykształcenie i doświadczenie zawodowe. Te wszystkie okoliczności będą z pewnością brane pod uwagę, jeśli uprawniony organ kontroli podejmie próbę podważenia wynagrodzenia.

Wszystkie obciążenia i uznania w spółce z o.o. muszą mieć udokumentowaną podstawę prawną, powinny być właściwie zaksięgowane i mogą powstać tylko z tytułu uzyskania przychodów. To bardzo istotny fakt – jakiekolwiek działania finansowe w spółce z o.o. w ostateczności zawsze muszą prowadzić, chociaż w domyśle, do zwiększenia jej majątku.

 

 

2. Wynajem spółce nieruchomości lub ruchomości (np. sprzętu)

Spółka może we własnym imieniu nabywać prawa oraz zaciągać zobowiązania. Możliwe jest więc zarówno dokonywanie transakcji gospodarczych pomiędzy spółką a jej wspólnikiem, jak i przesunięć pomiędzy masą majątkową wspólnika, a masą majątkową spółki.

Mając na uwadze powyższe, można więc zawrzeć taką umowę najmu (ruchomości lub nieruchomości), gdzie wynajmującym będzie członek zarządu, a najemcą spółka. Umowa najmu zawarta zostanie wtedy pomiędzy dwoma odrębnymi uczestnikami obrotu gospodarczego, a w skutek płacenia przez spółkę czynszu będzie dochodzić do przesunięcia majątkowego pomiędzy majątkiem spółki, a majątkiem członka zarządu. Koszt ten będzie więc kosztem rzeczywiście poniesionym. Jeśli spółka będzie wykorzystywać przedmiot najmu do prowadzenia działalności gospodarczej, to koszt będzie związany z przychodami spółki, a tym samym stanowić będzie koszt uzyskania przychodu. W przypadku nieruchomości otrzymywany na podstawie umowy najmu czynsz będzie przychodem z odrębnego źródła niż pozarolnicza działalność gospodarcza, co pozwala opodatkować go w stawką wysokości 8,5% do kwoty 100 000 zł; od nadwyżki ponad tę kwotę ryczałt od przychodów ewidencjonowanych wynosi 12,5% przychodów. Z kolei w przypadku ruchomości (np. samochodu) stawka opodatkowania również  8,5% i dalej 12,5% dla osoby fizycznej, która wynajmuje ruchomość.

W obu przypadkach, to my jako osoby fizyczne płacimy podatek ryczałtowy. Spółka nie płaci żadnego podatku, bo to jest jej koszt. Natomiast na płaszczyźnie wyciągnięcia pieniędzy, środki zostały przeniesione ze spółki do kieszeni prywatnej.

Trzeba przy tym pamiętać, że zgodnie z prawem spółek, w umowie między spółką a członkiem jej zarządu, spółkę powinien reprezentować pełnomocnik. Nawet, jeśli spółka z o.o. jest tzw. jednoosobowa, ewentualnie wtedy możemy zawrzeć taką umowę w formie aktu notarialnego, ale to generuje dodatkowe koszty. Zawsze należy rozróżniać i oddzielać podmiotowość spółki od jej właścicieli i zarządu, nawet jeśli w rzeczywistości wszystkie funkcje pełni jedna osoba. Podpisując dany dokument albo wykonując inną czynność prawną należy wskazać z tytułu pełnienia, której funkcji w danym momencie występujemy.

Ważne pytanie

Ok, a czy istnieje jakiś pułap takiego generowania kosztów? Mam tutaj na myśli stosunek % dochody spółki vs koszty wynajmu. Czy spółka z o.o. mająca dochody na poziomie np. 10 tys. PLN miesięcznie może sobie spokojnie wynająć od wspólnika powierzchnię magazynową / biurową za 5 tys. PLN miesięcznie? Czy nie wzbudzi to jakichś kontrowersji?

Odpowiedź 

Ważne jest, aby takie świadczenia odbywały się na warunkach rynkowych, czyli np. aby czynsz najmu nie odbiegał znacznie od tego, jaki spółka uzyskałaby od osoby niepowiązanej.

 

 

3. Delegacje / diety

Członek zarządu spółki może otrzymywać diety z tytułu podróży służbowych. Przychód z wypłaconych członkowi zarządu diet jest dla niego zwolniony z podatku, a dla spółki zaś stanowi koszt uzyskania przychodu. Warunkiem jest, aby służyły osiągnięciu przychodów lub zachowaniu czy też zabezpieczeniu źródła przychodów.

Do rozliczenia istotne będzie, czy podróż była krajowa, czy zagraniczna oraz dokładne godziny rozpoczęcia oraz zakończenia podróży. Szczegółowe zasady rozliczenia diet uregulowane zostały w rozporządzeniu Ministra Pracy i Polityki Społecznej z dnia 29 stycznia 2013 r. w sprawie należności przysługujących pracownikowi zatrudnionemu w państwowej lub samorządowej jednostce sfery budżetowej z tytułu podróży służbowej. Wskazane tam są również stawki diet wedle poszczególnego kraju, kwoty powyżej nich będą opodatkowane. Trochę tego jest, więc nie będę niepotrzebnie przedłużał tego wpisu – kto będzie chciał, ten sam sprawdzi.

 

 

4. Inne koszty członków zarządu

Członkowie zarządu spółki mają pełne prawo korzystać ze środków spółki, jeśli udokumentowane wydatki stanowią koszt uzyskania przychodu spółki. Przykład: opłaty za kursy językowe i zawodowe prezesa również mogą być uznane za koszt poniesiony przez spółkę. Wyjątek stanowią koszty reprezentacji, które od lat budzą kontrowersje po stronie urzędów skarbowych. Ten szeroki katalog wydatków, które mają za zadanie stworzenie pewnego wizerunku podatnika, stworzenie dobrego obrazu jego firmy, działalności, a w konsekwencji zwiększenie przychodu spółki, nie zawsze może być kosztem spółki. Działania mające na celu pozyskiwanie klientów i kontaktów handlowych przez członka zarządu w całości pokrywane są przez samą spółkę, gdyż są prowadzone w celu uzyskania przychodu. Każdy przejazd samochodem, diety i noclegi będą dla spółki z o.o. kosztem.

Wymienienie jako przykładowych kosztów reprezentacyjnych wydatków na usługi gastronomiczne, zakup żywności oraz napojów (w tym alkoholowych) nie oznacza, iż wydatki te zawsze muszą zostać wyłączone z kosztów uzyskania przychodów. Nie są one kosztami jedynie wówczas, gdy mają charakter reprezentacyjny. Kwalifikacja każdego przypadku powinna być odrębna, uzależniona od jego okoliczności

Ważne pytanie

Czy często spotykaną praktyką urzędników skarbowych jest drobiazgowa kontrola tego typu wydatków w firmie? Przykładowo: czy wystarczy sama faktura wystawiona przez restaurację, do której zaprosiliśmy kontrahenta, czy lepiej jest mieć do tego np. korespondencję mailową potwierdzającą dzień i godzinę spotkania?

Odpowiedź 

W razie kontroli US, obowiązkiem spółki będzie wykazanie związku przyczynowo-skutkowego między poniesieniem tych wydatków, a uzyskaniem przychodu, a także zasadności takich wydatków. Dlatego im więcej dowodów, tym lepiej (w razie niespodziewanej kontroli).

Ważne, by cel spotkania był stricte firmowy i dotyczył przykładowo omówienia szczegółów współpracy. Wówczas taki wydatek zasadniczo można zaliczyć do kosztów uzyskania przychodu.

 

A gdyby tak ciąg dalszy…?

Dzisiejszy materiał zawiera dość podstawową wiedzę, ale daje przegląd możliwych rozwiązań. Szersze opracowanie tego zagadnienia być może pojawi się w kursie Białych Kołnierzyków – jeśli będzie zainteresowanie tą konkretną tematyką. W każdym razie kurs ten zamierzamy odpalić już wkrótce, a tymczasem zachęcam do zapisywania się na nasz newsletter, w którym będziemy Tobie przesyłać ekskluzywne materiały dotyczące praktycznego zastosowania prawa w naszej rzeczywistości gospodarczej. Za darmo i bez zobowiązań! Link do zapisów: ➡️ kliknij

 

Zdjęcie ilustrujące wpis jest poglądowe! Osoby, rzeczy lub sytuacje przedstawione na zdjęciu NIE mają bezpośredniego związku z treścią niniejszego wpisu!

Złoto i mafia VAT na celowniku skarbówki, czyli walka o zwroty VAT-u

O kontrowersyjnych akcjach KAS związanych ze wstrzymywaniem zwrotów VAT pisałem już na tym blogu niejednokrotnie. Dziś natomiast chciałbym Wam zaprezentować konkretny case, który pokazuje, jak trudno jest przedsiębiorcy wyjść obronną ręką ze starcia z aparatem skarbowym. Cała historia rozpoczęła się w roku 2013, ale trwa do dziś i najprawdopodobniej będzie trwać jeszcze kilka lat (tak, podobne sprawy ciągną się niestety latami).

 

„Złota” mafia VAT

Pewnego pięknego dnia do firmy Gold sp. z o.o. (nazwa zmieniona) oraz do 4 innych firm handlujących metalami kolorowymi przychodzą urzędnicy skarbowi i stawiają przedsiębiorcom bardzo poważne zarzuty: uczestnictwo w karuzeli VAT obracającej granulatem złota. Kwota strat, jakie miał tutaj ponieść Skarb Państwa, została oszacowana łącznie na kilka milionów PLN – tyle właśnie, zdaniem urzędników, miały wynosić nienależne zwroty podatku VAT wypłacone przez US w wyniku przedstawienia faktur dokumentujących nieistniejące zdarzenia gospodarcze. Beneficjentem miała być także spółka Gold, która takie zwroty otrzymała.

Jak miał wyglądać przestępczy schemat VAT

Urzędnicy skarbowi doszli do wniosku, że firmy A oraz B, które dostarczały granulat złota do spółki Gold i go fakturowały, nie mogły być rzeczywistymi dostawcami. Dostawcą miał być rzekomo ktoś inny, bliżej nieokreślony. Uznano, że dostawcy Gold sp. z o.o. (czyli wspomniane firmy A i B) nie mogli dysponować towarem, ponieważ na wcześniejszych etapach obrotu, to jest u poddostawców, miał występować obrót pustymi fakturami. No i ci poddostawcy, czyli firmy dostarczające granulat firmom A i B, mieli uczestniczyć w mechanizmie oszustwa podatkowego i towaru faktycznie nie posiadali – a jedynie go fakturowali. Problemem według funkcjonariuszy skarbowych było to, że dostawcy granulatu do Gold sp. z o. o. nie wykazali innych, wiarygodnych źródeł legalnego nabycia tego towaru. No a to w świetle obowiązujących przepisów prawa oznaczało, że firmy te nie były właścicielem tego towaru, ani jego samoistnym posiadaczem, nie mogły więc rozporządzać nim jak właściciel dokonując skutecznego wykonania umowy sprzedaży w postaci przeniesienia własności na rzecz zbywającego.

To ostatnie zdanie było dość rozbudowane, więc teraz je uproszczę: skarbówka uznała, że A i B wystawiały puste faktury, które umożliwiły spółce Gold wystąpienie o nienależny zwrot VAT-u z tytuły eksportu tego granulatu poza granice Polski. W każdym razie efekt był taki, że Urząd Celno-Skarbowy wydał decyzję o zmniejszeniu kwot podatku VAT naliczonego do zwrotu – przykładowo za jeden miesiąc zwrot „spadł” z blisko 180 tys. PLN na niecałe 400 PLN.

 

Prokuratura i ABW kontra mafia VAT

Równolegle z działaniami urzędników skarbowych oddział Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego we Wrocławiu, pod nadzorem Prokuratury Okręgowej w Legnicy i w związku z zawiadomieniem złożonym przez Dyrektora Urzędu Skarbowego we Wrocławiu, prowadził śledztwo w sprawie spółki Gold oraz jej dostawców i poddostawców. Jego przedmiotem miały być transakcje granulatem złota i srebra pomiędzy tymi firmami obejmujące lata 2011 – 2013, a szacowana kwota uszczupleń podatku VAT wynosiła tam ponad 9 milionów PLN.

Co ustaliły ABW i prokuratura

Zacznę od tego, że śledztwo, które przeprowadziły Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego oraz legnicka prokuratura, było zakrojone na dość szeroką skalę. W jego ramach przesłuchano ponad 150 świadków oraz zapoznano się z aktami innych postępowań przygotowawczych prowadzonych min. przez prokuratury okręgowe z Bydgoszczy, Gliwic czy Katowic. Do tego doszły materiały z postępowań kontrolnych i decyzji wydanych przez organy skarbowe oraz rozmaite analizy, dane z banków i tak dalej. Efekt? Umorzenie śledztwa. ⬇️ 

 

 

Co było powodem umorzenia śledztwa w sprawie spółki Gold?

Brak danych dostatecznie uzasadniających podejrzenie popełnienia czynu. Co prawda w toku śledztwa ustalono, że grupa przestępcza wyłudzająca VAT na granulatach złota i srebra rzeczywiście istniała i że poddostawcy spółki Gold byli znikającymi podatnikami, ale… Ale nie uzyskano dowodów na to, aby istniały jakieś powiązania przestępcze pomiędzy spółką Gold, a jej poddostawcami. Nie udowodniono także, aby szefostwo wspomnianej przed chwilą spółki wiedziało o tym przestępczym procederze. ⬇️ ⬇️ 

 

 

Oczywiście organowi kontroli skarbowej nie spodobało się takie postanowienie. Co więc zrobił…? Złożył zażalenie. Do akcji wkroczył wtedy Sąd Rejonowy w Legnicy, który jednak podzielił stanowisko prokuratury i wskazał, że analiza zgromadzonego materiału dowodowego doprowadziła do prawidłowych wniosków. ⬇️ 

 

 

 

Prokuratura masakruje skarbówkę

W tym momencie trzeba wspomnieć, że prokuratura w pewnych kwestiach wręcz „zmasakrowała” ustalenia funkcjonariuszy skarbowych. Teoretycznie powinno to być dość istotne dla przebiegu całej sprawy, a w praktyce… Nie wyprzedzajmy jednak faktów – na początek kilka ciekawych ustaleń prokuratury + mój komentarz.

Skarbówka nie uznaje wyników śledztwa przeprowadzonego przez organy ścigania

Zacznę od tego, że Urząd Kontroli Skarbowej twierdził, iż ABW spartaczyło swoją robotą i nie ustaliło rzeczywistego mechanizmu przestępstwa. Stanowiska tego nie potwierdziła ani prokuratura, ani sąd – zresztą przesłuchanie ponad 150 świadków i przeanalizowanie dokumentacji z wielu różnych spraw trudno nazwać brakiem chęci do rozwiązania sprawy. ⬇️ 

 

 

Dobór dowodów pod z góry założoną tezę

Kolejna sprawa to wybiórcze podchodzenie urzędników skarbowych do dowodów – nawiasem mówiąc dość częste w przypadku postępowań związanych ze wstrzymywaniem zwrotów VAT. Przykładowo z protokołów z czynności wglądu w dokumenty zgromadzone przez ABW we Wrocławiu wynika, że inspektor kontroli skarbowej ograniczył swoje czynności sprawdzające jedynie do przejrzenia faktur. Reszty ustaleń sprawdzać mu się nie chciało lub uznał, że nie ma takiej potrzeby.

Sprzeczne rozstrzygnięcia organów skarbowych

Następna rzecz, którą prokuratura wytknęła organom skarbowym w opisywanej sprawie, to niejednolite rozstrzygnięcia. Mówiąc w skrócie skarbówka przyjmowała różne schematy działania kontrahentów, a co gorsza także różne kierunki rozstrzygnięcia. Przykład? Zdaniem organów skarbowych kontrolerzy ustalili ponad wszelką wątpliwość, że dostawcy firmy Gold nie dysponowali granulatem złota, a z drugiej strony prowadzącym śledztwo zarzucono, że nie ustalili źródeł pochodzenia granulatu. No to był w końcu ten granulat, czy go nie było…? Oto jest pytanie! Ale, ale – to jeszcze nie koniec! Klasyczne samozaoranie skarbówki mieliśmy chociażby w takiej oto kwestii: US oparł swoją decyzję dotyczącą zmniejszenia zwrotów VAT-u na hipotezie, że faktury dostawców do spółki Gold nie odzwierciedlały prawdziwego zdarzenia, ponieważ dostawa granulatu złota podobno nie miała miejsca. Ci sami urzędnicy jednak nie kwestionowali już odsprzedaży granulatu przez spółkę Gold do zagranicznego kontrahenta, co było podstawą wystąpienia o zwrot podatku VAT. A skąd Gold sp. z o.o. miała niby wziąć ów granulat? Tego też nie ustalono. ⬇️ 

 

 

 

Podejście organów skarbowych do podatnika na przykładzie spółki Gold

W tym miejscu chciałbym się na chwilę zatrzymać… Ok, może źle to określiłem – nie tyle zatrzymać, co zaprezentować podejście organów skarbowych do podatnika oskarżonego o udział w przestępczym schemacie VAT. Wspomniałem już wcześniej o wybiórczym podejściu do kwestii dowodowych – po prostu funkcjonariusze US dobierali dowody pod przyjętą z góry tezę, ignorując jednocześnie ustalenia śledczych, które przemawiały na korzyść podatnika.

Kto może handlować granulatem złota, aby nie wydawało się to podejrzane?

Skarbówce wydało się także podejrzane, że Gold sp. z o.o. oprócz złota handluje także złomem. Takie podejście powstało zapewne dlatego, że ogólnie handel metalami w tamtym okresie był mocno narażony na nieprawidłowości. Tyle, że idąc tokiem rozumowania organów skarbowych, niebezpiecznie zbliżamy się do granic absurdu. No bo kto niby miał handlować granulatem złota i srebra, jak nie firma sprzedająca metale – może producent jogurtów czy hurtownia papiernicza…? Czy w ich przypadku handel złotem byłby mniej podejrzany niż dla firmy zajmującej się na co dzień obrotem metalami?

Zeznania świadków oraz domniemana inscenizacja dostawy

Ok, następna rzecz. Świadkowie potwierdzają, że granulat złota był dostarczony do spółki Gold oraz jeszcze do innej spółki. W zeznaniach tych świadków możemy znaleźć min.:

  • okoliczności nawiązania współpracy pomiędzy firmami,
  • sposób dostawy towaru oraz dokonywania płatności,
  • weryfikację faktur VAT z ilością faktycznie dostarczonego granulatu,
  • miejsce dostawy i fakt ważenia granulatu w siedzibach firm uczestniczących w transakcji (Gold i jej dostawcy),
  • opisy samochodów, którymi transportowano granulat.

Dodać należy, że zeznania te były spójne i zostały uznane przez śledczych za wiarygodne oraz korespondujące z pozostałymi dowodami w sprawie.

Co dalej…

Wątpliwości nie budził też sam fakt dostawy granulatu do zagranicznego kontrahenta – i bynajmniej nie jakiegoś znikającego podatnika! Odbiorcą była jedna z najbardziej renomowanych czeskich spółek akcyjnych, handlująca metalami kolorowymi już od XIX wieku. Spółka ta prowadziła również dokumentację odbioru granulatu złota od Gold sp. z o.o. oraz badała ten granulat pod kątem jego zgodności z deklarowaną jakością.

Ale, ale – to jeszcze nie koniec!

Jednym z dowodów był zapis z monitoringu, który zarejestrował przebieg zakupu granulatu przez Gold sp. z o.o. od dostawcy. Dodam jeszcze, że daty tych dostaw zgadzały się z terminami ujętymi na fakturach VAT dokumentujących transakcje kwestionowane przez skarbówkę.

Ok, jak do tych dowodów podeszła skarbówka?

Część zignorowała, część uznała za mało znaczące, a jeszcze inne obróciła przeciwko podatnikowi. Przykładowo nagranie z monitoringu zostało uznane przez skarbowców jako inscenizacja mająca za zadanie uprawdopodobnić dokonanie dostawy. No cóż…

 

Granulat złota – źródło reDollar.com

 

Ceny granulatu złota na celowniku skarbówki

Kontrolerzy skarbowi „wyłożyli się” także przy ustalaniu cen granulatu. Oto bowiem jednym z argumentów, jakie według skarbowców przemawiały za istnieniem przestępczego schematu, były podejrzanie niskie ceny zakupu złota przez spółkę Gold. Założenie urzędników było proste: skoro ktoś sprzedaje zbyt tanio, to znaczy, że naprawdę zarabia na podatku VAT, a nie na marży. Założenie takie generalnie pasuje do karuzel VAT, ale diabeł tkwi w szczegółach, jak to zwykle bywa.

Oto bowiem prokuratura stwierdziła, że urzędnicy skarbowy podeszli do wątku cenowego niewłaściwie i przyjęli założenia, które wcale nie musiały się spełnić w rzeczywistym obrocie. Przykłady poniżej:

  1. Granulat złota był w przeważającej części w stałej cenie wyrażonej w walucie polskiej, która to cena była ustalana na konkretny dzień (tzw. fix price). Tymczasem urzędnicy za cenę właściwą przyjęli ceny na LBMA (londyńska giełda kruszców) z dnia późniejszej dostawy. W sytuacji, gdy ceny złota rosły w danym okresie, mieliśmy więc tutaj pewne odchylenie pomiędzy założeniami urzędników, a realiami transakcji.
  2. Granulat kupowany przez Gold sp. z o.o. nie mieścił się w próbie 99,99% – właściwa klasyfikacja to próby w zakresie 99,9% – 99,97%. Różnica pozornie niewielka, ale… Ale oznacza to, że był to towar pozaklasowy i jako taki nie mógł być sprzedawany na LBMA, czyli londyńskiej giełdzie kruszców, z tzw. premią za wysoką jakość. Możliwe więc było kupienie na rynku takiego granulatu w cenie o 10 – 12% niższej niż granulatu mieszczącego się w próbie 99,99%. Tymczasem kontrolerzy skarbowi nie wzięli pod uwagę podobnych zależności i przyjęli cenę jak dla towaru najwyższej jakości – stąd rzeczywiste ceny zakupu wydały im się podejrzane, choć w rzeczywistości wcale takimi nie były.
  3. Zgodnie z ustaleniami prokuratury, urzędnicy skarbowi w sposób pobieżny podeszli dotyczących np. kosztów rafinacji granulatu (2-3% wartości materiału), zmienności cen na rynkach, czy zmienności cen walut. Te błędy, w połączeniu z różnicą w jakości, dawały urzędnikom zaburzony obraz transakcji. ⬇️ 

 

 

Właściwa klasyfikacja niektórych towarów – problem systemowy…?

Przy okazji: jeśli ktoś uważa, że podobne historie z błędami w wycenie towarów należą do rzadkości, to muszę go rozczarować. Przykład z innej branży, jaki opisywałem już na blogu (link), a tutaj wklejam fragment tamtego opisu:

No i wreszcie doszliśmy do naszych celników, którzy, niestety, niejednokrotnie sami mają trudności z odpowiednią klasyfikacją takich olejów. Cały problem jest na poziomie systemowym i już pokrótce przedstawiam, jak to wygląda w praktyce.

Otóż Izba Celna może oczywiście przeprowadzić badania olejów celem sprawdzenia, czy czasem nie „walą jej w rogi”. Urzędnicy pobierają więc próbkę i wysyłają do swojego laboratorium, w którym Pani laborantka dokładnie i wedle odpowiedniej procedury tę próbkę bada. Po wykonaniu owego badania wyniki wędrują na biurko urzędnika i tutaj zaczynają się niejednokrotnie „cyrki”, ponieważ taki urzędnik nie jest chemikiem i nie potrafi odpowiednio zinterpretować tychże wyników – po prostu bierze wzory, porównuje i autorytarnie stwierdza, czy dany olej jest ok w świetle przepisów, czy też nie jest. To o tyle bez sensu, że w zasadzie każdy olej jest inny i każdy posiada „własny odcisk palca” czyli zestaw unikalnych cech – w zasadzie można to interpretować tak, że żaden nie jest w 100% w porządku i można go zakwestionować pod kątem podatkowym (do pewnego stopnia, oczywiście).

Do pewnego momentu wiele firm miało poważne kłopoty, bowiem Izba Celna przedstawiała w sądzie takie wyniki badań zinterpretowane przez urzędników nie będących ekspertami, twierdząc przy tym, że mamy do czynienia z oszustwem, a sądy niejako z automatu przesądzały o „winie” przedsiębiorców, no bo przecież badania… Działo się tak mimo tego, że podobne dowody oparte o interpretacje urzędników „celnego” mogły być podważone praktycznie przez każdego chemika.

Tak było do czasu, aż jeden sprytny adwokat odwrócił sytuację w bardzo prosty sposób, a mianowicie na podstawie prawa o domniemaniu niewinności zażądał od Urzędu Celnego udowodnienia tego, że olej powinien mieć inny kod, niż przyznany – niby oczywiste, ale jakoś wcześniej nikomu to nie wychodziło. Do tej pory Urząd tylko negował zgodność ze wzorem, ale na dobrą sprawę nic nie udowadniał. No i wtedy właśnie wyszła niekompetencja urzędników, którzy również w innych sprawach zaczęli się na tej podstawie „wysypywać”, gdyż okazało się, że tak naprawdę się na tym nie znają i nie wiedzą, jak udowodnić oszustwo. Sędzia przyznał więc rację pozwanej firmie. Inni adwokaci dowiedzieli się o tym orzeczeniu i przyjęli podobną taktykę, a kolejne sądy też zaczęły orzekać na niekorzyść celników, choć oczywiście nie zawsze, bo w Polsce nie ma prawa precedensów.

 

Moment na małe podsumowanie

Czyli tak: prokuratura umarza śledztwo, ABW uznaje, że nie ma wystarczających dowodów, aby „przybić” spółce Gold udział w karuzeli VAT. Dodatkowo prezes wspomnianej spółki zamawia ekspertyzy u uznanych specjalistów ds. podatku VAT, które mówią, że:

  • podatnika można pozbawić prawa do odliczenia podatku od wartości dodanej dopiero po udowodnieniu, że podatnik był oszustem, ewentualnie wiedział lub powinien wiedzieć, iż jego kontrahent jest oszustem (a ten warunek nie został dostatecznie udowodniony przez funkcjonariuszy skarbowych!),
  • organy podatkowe nie mogą w sposób generalny wymagać, by podatnik zamierzający skorzystać z prawa do odliczenia VAT-u badał, czy podmioty działające na wcześniejszych etapach obrotu nie dopuszczają się nieprawidłowości lub przestępstwa, albo wymagać od podatnika, żeby posiadał potwierdzające to dokumenty.

No a ten granulat, którego według skarbówki mogło nie być – skąd się wziął…? Według prokuratury mógł być dostarczony chociażby z takich krajów, jak Rosja, Łotwa, Ukraina oraz Włochy. Prawdopodobnie został więc sprowadzony do Polski, przeszedł przez ręce znikających podatników na pierwszym lub drugim etapie obrotu, trafiając później do firm, które dostarczyły go spółce Gold.

Teoretycznie więc wszystko wskazuje na to, że skarbówka po przegranej bitwie powinna zweryfikować swoje stanowisko i odstąpić od naliczania VAT-u spółce Gold. Czy tak się stało w rzeczywistości…?

 

KAS nie składa broni

Co by nie mówić o skarbówce, to jednak na ogół walczą oni do końca – nawet, jak dostaną prawdziwy łomot na argumenty. Tak też i było w opisywanym dziś przypadku. Urząd Skarbowy złożył zażalenie na umorzenie śledztwa prowadzonego w sprawie spółki Gold przez prokuraturę (śledztwo to umorzono 31 grudnia 2015 roku). Sąd jednak nie przychylił się do wniosku skarbowców.

Najważniejsza rzecz: nie dopuścić do przedawnienia!

W zaistniałej sytuacji Dyrektor Izby Skarbowej we Wrocławiu wysłał tzw. ponaglajkę do legnickiego Ośrodka Zamiejscowego Urzędu Kontroli Skarbowej we Wrocławiu. W ponaglajce tej wprost zasugerowano, że w sprawie spółki Gold należy rozważyć podjęcie czynności zmierzające do zawieszenia lub przerwania biegu terminu przedawnienia rozliczenia VAT-u, co stałoby się wraz z końcem 2016 roku. Powód? Skomplikowany charakter sprawy. I nic to, że prokuratura i ABW już wcześniej umorzyły śledztwa – urzędnicy w tym przypadku uznali, że wiedzą lepiej i co zrobisz, jak nic nie zrobisz… ⬇️ 

 

 

Wynik starcia Skarbówka VS Podatnik: 2:0

W grudniu 2016 roku w Wojewódzkim Sądzie Administracyjnym we Wrocławiu zapadł wyrok w opisywanej dziś sprawie. Wyrok niekorzystny dla Gold sp. z o.o., na który z inicjatywy prezesa spółki wniesiono skargę kasacyjną do Naczelnego Sądu Administracyjnego.

W międzyczasie jeszcze Dolnośląski Urząd Celno – Skarbowy we Wrocławiu w 2017 roku wydał postanowienie o zawieszeniu śledztwa. Zawieszeniu, a nie umorzeniu, co jest istotną różnicą.

No i wreszcie mamy rok 2018, rozprawa w NSA (przypominam, że została wniesiona kasacja przez prezesa). Także i tutaj rozstrzygnięcie było niekorzystne dla spółki Gold. Skład sędziowski uznał, że organy skarbowe jednak miały rację pozbawiając Gold sp. z o.o. prawa do odliczenia podatku VAT z faktur za zakup granulatu. Czy słusznie…? Nie mnie oceniać wyrok NSA, jednak trzeba mieć świadomość, że nie zawsze takie wyroki zapadają po długich analizach materiału dowodowego – pokrótce przedstawiłem to w jednym z moich niedawnych wpisów p.t. Koronawirus kontra VAT

Ciekawostki dla koneserów przestępczości VAT-owskiej

Tak czy inaczej z samego uzasadnienia wyroku można wyczytać kilka interesujących rzeczy, jak chociażby sposób działania sprawców na niższych poziomach obrotu – cytuję:

Ponadto we wszystkich wskazanych podmiotach stwierdzono podobny schemat przepływu środków pieniężnych i rodzaj dokonywanych operacji na rachunkach bankowych. Podmioty te otrzymywały przelewy środków z rachunków firmy XXX tytułem częściowych zapłat za faktury w kwotach jednorazowych poniżej limitu rejestracji przez bank (poniżej równowartości 15 tys. Euro). Otrzymane środki były następnie wypłacane przez właścicieli w gotówce tego samego lub następnego dnia po zaksięgowaniu ich na rachunkach. Podmioty te nie zatrudniały pracowników, nie posiadały urządzeń pomiarowych ani samochodów do transportu.

Cóż, mogę tutaj dodać, że był to dość charakterystyczny schemat, szczególnie dla mniejszych karuzel VAT-owskich.

 

Rok 2020 – walka o VAT za granulat złota nadal trwa!

Mimo porażek przed polskim wymiarem sprawiedliwości, prezes spółki Gold nie poddał się i w kwietniu 2019 roku złożył do Europejskiego Trybunału Praw Człowieka skargę przeciwko Polsce. Cel: uzyskanie wyroku pilotażowego, który w przyszłości mógłby pomóc polskim przedsiębiorcom w starciach z administracją skarbową. Przewidywany termin rozstrzygnięcia sprawy: prawdopodobnie rok 2025 (choć kto wie, czy nie potrwa to dłużej ze względu na pandemię koronawirusa).

Tak więc widzicie, że walka z aparatem skarbowym może przypominać kopanie się z koniem – tutaj akurat kopanina owa trwała od 2013 roku, kiedy to urzędnicy zaczęli kwestionować zasadność zwrotów na rzecz spółki Gold. Wyrok ETPC zapadnie zaś +- po 12 latach, a dojście do niego kosztować będzie masę czasu i nerwów ze strony oskarżonych. No i pieniądze – przykładowo sam zwrot kosztów postępowania kasacyjnego, jakie poniósł prezes spółki z o.o., wyniosły ponad 10 tys. PLN. A gdzie tutaj jeszcze honoraria dla prawników… W każdym razie chyba jedynie prawnicy mogą być zadowoleni z takiego poziomu skomplikowania i rozległości spraw o VAT, bo daje im to dobre pole do zarobku (zwłaszcza przy wyższych kwotach). I taką oto konkluzją zakończę dzisiejszy wpis – każdemu, kto przeczytał do końca, szczerze gratuluję, bo nie było to łatwe zadanie.

Chociaż moment…

Skoro dotarłeś / dotarłaś aż tutaj, to znaczy, że naprawdę interesuje Ciebie tematyka związana z VAT-em lub też z przestępczością gospodarczą w ogóle. Co prawda zapowiadanej przeze mnie książki o VAT-owcach na moment tworzenia tego wpisu jeszcze nie wydałem, ale być może zechcesz wziąć pod uwagę inną opcję. Jest nią zapisanie się na nasz newsletter, dzięki któremu będziesz otrzymywać na bieżąco ciekawe informacje związane z praktycznym zastosowaniem prawa w biznesie. Jak to zrobić? Wystarczy kliknąć ➡️ tutaj

Zdjęcie ilustrujące wpis jest poglądowe! Osoby, rzeczy lub sytuacje przedstawione na zdjęciu NIE mają bezpośredniego związku z treścią niniejszego wpisu!

Koronawirus, kryzys gospodarczy i polityka

Dzisiejszy wpis będzie trochę nietypowy, ale takie mamy czasy, niestety. Tak więc zamiast typowo technicznych aspektów prawnych, postaram się zaprezentować nieco szerszą wersję związaną z pandemią koronawirusa, nadchodzącym kryzysem oraz zmianami w prawie. Zmianami, które mogą mieć daleko idące konsekwencje. No, ale nie wyprzedzajmy faktów…

 

Wersja video dla tych, którzy wolą oglądać i słuchać ⬇️

 

https://www.youtube.com/watch?v=OOqc_btQRFA

 

Wersja tekstowa dla tych, którzy wolą czytać ⬇️

Na samym początku przyznam się Wam, że przestałem śledzić doniesienia dotyczące rozwoju epidemii, liczby zarażonych itp. Dlaczego? Ponieważ wyszedłem z założenia, że i tak nie mam żadnego wpływu na rozwój sytuacji w skali kraju. A skoro tak, to uznałem, że bez sensu się tym wszystkim stresować – wystarczy, że siedzę w domu i zachowuję środki bezpieczeństwa (polecam zresztą ten styl każdemu). Mainstreamowe media niech tam sobie trąbią o wirusie i kryzysie, ale ja skieruję swoją uwagę na rzeczy mniej dostrzegalne, które dzieją się niejako poza światłami głównej sceny. I, moim zdaniem, warto spoglądać na takie nieoczywiste aspekty, a nie ciągle śledzić informacje o kolejnych ofiarach. Dlaczego? O tym za moment.

 

Teorie spiskowe

Powiem wprost: nie jestem fanem teorii spiskowych. Po pierwsze dlatego, że zbyt dużo poznałem spraw związanych z przeróżnymi oszustwami, aby w takie teorie wierzyć. Niestety (albo i stety) w tych analizowanych przeze mnie sprawach nie było symptomów świadczących o tym, że są one częścią jakiejś szerszej całości, czy też może szerzej zakrojonych i skoordynowanych działań. Ot, co najwyżej luźno powiązane przypadki. To raz. Dwa to spiskowe teorie mają to do siebie, że:

  • często przeczą nauce,
  • prezentują uproszczoną wizję świata, ignorując pewne oczywiste fakty,
  • zakładają, że wszystko jest zaplanowane, gdy tak naprawdę w dużej mierze rządzi losowość,
  • są obarczone wieloma błędami poznawczymi,
  • i tak dalej…

Zresztą, jak kogoś to interesuje, to na moim blogu jest wpis na ten temat.

Scenariusz węgierski

Ale problem jest taki, że przez tego całego koronawirusa w pewnych przypadkach zaczynają nam się powoli zacierać granice pomiędzy tzw. foliarstwem, a rzeczywistością. Podkreślam, w pewnych przypadkach, a nie ogólnie! W każdym razie coś, co jeszcze miesiąc temu wydawało się bardzo mało prawdopodobne, dziś nagle staje się rzeczą, którą trzeba brać pod uwagę – zwłaszcza, jeśli dotyczy zwiększenia kontroli władzy nad obywatelami. Nie trzeba zresztą daleko szukać – taki np. Orban zyskał na Węgrzech praktycznie dyktatorską władzę i nikt tak naprawdę nie wie, na jak długo. I choćby nawet rządził jeszcze tylko przez 2 – 3 lata, to w tym okresie może totalnie pozamiatać całą opozycję i namaścić swojego następcę (czy też następców).

Scenariusz polski

U nas, w Polsce, na razie nie mamy takiego „dyktatorskiego” scenariusza, choć pojawiają się „genialne” pomysły Jarosława Gowina, który chce zmiany Konstytucji i przedłużenia kadencji prezydenta Dudy o kolejne 2 lata. Wydaje się, że jest to plan bez większych szans na realizację, ale już teraz widać pewne symptomy dokręcania śruby, zauważalne chociażby w Tarczy Antykryzysowej. Ten kontrowersyjny dokument, w opinii bardzo dużej części prawników, jest legislacyjnym bublem, z przytłaczającą liczbą różnych wyjątków, wyłączeń i tak dalej. A wiecie, co jest jedną z najważniejszych cech dobrego prawa…? Prostota.

Do poziomu skomplikowania prawa już jednak w Polsce przywykliśmy (patrz ustawa o VAT). Bardziej martwi mnie to, co może się stać już niedługo. Martwi, bo to od zawsze tak było, że każda władza dążyła do maksymalnego podporządkowania sobie społeczeństwa. A wszelkie niespokojne czasy, wojny, epidemie itp. tylko takim planom sprzyjają. Już teraz bardzo duża część obywateli akceptuje coraz większą kontrolę władzy nad obywatelami w imię walki z koronawirusem. Jasna sprawa, wiele zakazów i zmian w prawie jest dla tej walki niezbędne – co do tego nie ma watpliwości. Ale czy na pewno wszystkie? No i ile z nich będzie obowiązywać także po zakończeniu epidemii koronawirusa? No właśnie…

 

Osobiście mam nadzieję, że nie powtórzy się u nas scenariusz węgierski i nie będziemy mieli dyktatora. Foto: Wikipedia

 

Bezpieczeństwo – rzecz kluczowa

Trzeba też zrozumieć to, że władza zapewnia bardzo dużej rzeszy ludzi poczucie bezpieczeństwa, w imię którego są oni gotowi poświęcić coraz więcej swojej wolności. I nie mam tutaj na myśli tylko stałych beneficjentów pomocy społecznej, czy też ludzi żyjących głównie z 500+, ale także całą armię urzędników. Dodajmy do tego całą masę politycznych karierowiczów, którzy tak naprawdę mogą zarobić niezłe pieniądze (niezłe z perspektywy tzw. statystycznego Polaka) tylko i wyłącznie dzięki polityce – czy to w spółkach skarbu państwa, czy to w lokalnych przedsiębiorstwach komunalnych. Bez polityki byliby oni skazani na przeciętną egzystencję, np. jako nauczyciele religii, kierownicy mało znaczących referatów i tak dalej. A, no i jeszcze wypadałoby wspomnieć o przeróżnych Januszach biznesu, zblatowanych z lokalnymi politykami i żyjących głównie dzięki publicznym zamówieniom.

Te grupy w dużym stopniu (no bo jednak nie wszyscy!) ucieszyłyby się również z nacjonalizacji niektórych przedsiębiorstw, motywowanej kryzysem i koniecznością zapewnienia ciągłości zatrudnienia oraz wypłat pracowniczych pensji. To dopiero byłby raj dla wszelkiej maści pociotków, partyjnych działaczy oraz przeróżnych ludzi podczepionych pod politycznych protektorów! Tacy lokalni ważniacy mieliby wszak szanse na nowe, dobrze opłacane posady w znacjonalizowanych przedsiębiorstwach i mogliby tam zarabiać po kilkanaście – kilkadziesiąt tysięcy miesięcznie (a przynajmniej niektórzy). A już teraz pojawiają się pomysły, że państwo powinno pójść właśnie w kierunku przejmowania niektórych firm – dla dobra gospodarki, oczywiście. Teraz są to tylko nieśmiałe pomysły, ale co się stanie, gdy epidemia dotknie więcej osób, a kryzys mocniej się rozwinie…? Ciężko przewidzieć.

 

Władza kontra kryzys

Do tego wszystkiego, co napisałem powyżej, dodajmy jeszcze taki oto fakt:

Praktycznie od zawsze każdy kryzys umacniał władzę.

No, oczywiście i od tego bywały wyjątki, jak chociażby mieliśmy akurat krwawą rewolucję i rządzący tracili głowy (dosłownie). Kto nie wierzy, ten niech poczyta sobie historyczne opracowania. Co więcej, stan wyjątkowy na ogół wiązał się także z podwyżką podatków! I ludzie to akceptowali, no bo przecież wiadomo, że trzeba ponieść jakieś wydatki na odbudowę gospodarki zniszczonej wojną i tak dalej. Epidemia połączona z kryzysem jest bardzo podobną sytuacją. Ludzie będą się bać, więc w większości zaakceptują zmiany – jedynie jakieś tam jednostki mogą się mocno buntować, ale prawdopodobnie szybko zostaną spacyfikowane. Oczywiście, jakieś niepokoje społeczne też będą, bo kryzys i bezrobocie spowoduje pogorszenie nastrojów, wzrost przestępczości i tak dalej. Jednak na ten moment nie wydaje się, aby rządzący łatwo wypuścili władzę z rąk – już teraz widać to chociażby na przykładzie podejścia do zbuntowanych samorządowców, którzy nie chcą pomagać w organizowaniu wyborów prezydenckich. W odpowiedzi na ten bunt wicemarszałek Sejmu Ryszard Terlecki zagroził wprowadzeniem zarządów komisarycznych w gminach, które nie podporządkują się woli rządu. Widzicie więc, w jakim kierunku może to wszystko zmierzać.

Kryzys = katalizator przyspieszający zmiany

Oczywiście, takie poważne zmiany nie dzieją się z dnia na dzień, lecz stopniowo. A koronawirus może być takim katalizatorem przyspieszającym pewne procesy. Ludzie się boją, żyją w strachu nakręceni przez media, więc prędzej zaakceptują rzeczy, których normalnie by nie zaakceptowali. Część decyzji może zapaść już teraz, z kolei pod inne stopniowo będzie można przygotować grunt. Przykładowo słychać już wzmożone głosy, że gotówka jest zagrożeniem, bo przenosi wirusy i trzeba by ja zlikwidować – tak, jakby np. opakowania produktów były sterylne i nie przenosiły wirusa, no naprawdę… A likwidacja gotówki to także likwidacja jednego z ostatnich bastionów wolności – bez niej rząd będzie mógł jednym przyciskiem pozbawić kogoś całkowicie środków do życia. I taka niewygodna jednostka będzie musiała wymieniać swojego iPhone’a na worek ziemniaków, żeby przeżyć. Czy trzeba lepszego bata na prawdziwą opozycję wobec władzy? Raczej nie.

 

Szybkie podsumowanie

Dlaczego o tym mówię, czy chcę Was przestraszyć? Nie. Tutaj chodzi o to, aby zwrócić uwagę na pewne kwestie i na to, że trzeba mieć otwartą głowę. Otwartą po to, żeby nie dać się zakrzyczeć przez tę całą koronawirusową histerię medialną. To jest szczególnie ważne w tych czasach. Oczywiście, mogę się mylić w ocenie sytuacji. Nie będę się także tutaj kreować na kogoś, kto zawsze wie wszystko najlepiej – to zostawię niektórym politykom i tzw. wujkom Staszkom przekonanym o swej nieomylności. Ja potrafię się przyznać do tego, że się czasem mylę. W każdym razie nie wiem jak Wy, ale ja na pewno będę śledził różne próby zmiany istniejącego systemu, przeprowadzane w białych rękawiczkach i możliwie po cichu. A jak coś ciekawego się w tym temacie pojawi, to na pewno dam Wam znać.

Tak czy inaczej, od poniedziałku wracam na normalne tory, jeśli chodzi o blogowanie. Czyli będzie o tzw. mafiach VAT, oszustwach gospodarczych i wszystkim tym, co tygrysy lubią najbardziej. Trzymajcie się w tych trudnych czasach!