Koronawirus kontra VAT

Co tu dużo mówić, tzw. Tarcza Antykryzysowa mocno rozczarowała przedsiębiorców. Mnie też rozczarowała, choć na szczęście nie muszę z niej korzystać. Wśród wielu zarzutów i pytań kierowanych do twórców tego rozwiązania, pojawia się również i takie:

Dlaczego nie przyspieszycie systemowo zwrotów VAT-u np. do max 25 dni?

Takie rozwiązanie pomogłoby wielu firmom utrzymać płynność, ponieważ często – nie mówię, że zawsze – na zwrot tego VAT-u trzeba czekać do 60 dni lub nawet dłużej. Okresy oczekiwania różnią się w zależności od województwa i kilku innych czynników, ale zostawmy to na razie. Dziś chciałbym powiedzieć o kilku rzeczach z tym związanych.

 

Mafie VAT kontra szybsze zwroty

Zacznę od kwestii najważniejszej, czyli następującego pytania:

Czy przeróżne mafie VAT zyskałyby na wprowadzeniu szybszych zwrotów VAT?

Odpowiedź brzmi oczywiście: TAK. Na pewno zyskaliby tzw. zwrotowcy, czyli przestępcy występujący o nieuprawione zwroty, którzy „pracują na papierze”, opierając się o obieg faktur. Ok, no to kolejne pytanie:

O ile więcej szkód mogliby spowodować w budżecie państwa przestępcy w przypadku przyspieszenia zwrotów?

Od razu powiem, że bardzo ciężko jest to oszacować chociażby ze względu na to, że brakuje rozpisania luki VAT na poszczególne komponenty – być może w Ministerstwie Finansów mają takie opracowania, ale ciężko jest je dostać. Pewną symulację przeprowadzono jednak w 2013 roku, no i wyszło, że jakieś 10% tej luki może pochodzić z przestępczej działalności tzw. znikających podatników charakterystycznych dla mafii VAT-owskich, a 30% z zawyżonych zwrotów VAT, opierających się o faktury puste i faktury pozorowane. I tutaj też nie mamy podziału – to raz. Dwa to od tamtego czasu wprowadzono sporo nowych narzędzi analitycznych, co też mogło zmienić rozkład tej luki. Co więc można zrobić?

 

Oszustwa VAT – dane UE

Można np. przyjąć model europejski z 2016 roku, który mówi, że działalność tzw. znikających podatników to jakieś 20% luki VAT ogółem – i to ich weźmiemy pod uwagę w naszej uproszczonej symulacji. Udział całości oszustw w luce VAT ma z kolei wynosić nieco ponad 1/3, czyli 36%. Pozostałe komponenty luki to chociażby bankructwa i związany z tym brak uregulowania należnego podatku, utracone dochody z szarej strefy, jak np. wykonywanie drobnych usług bez wystawiania faktury, poza tym błędne zastosowanie preferencyjnych stawek VAT i tak dalej.

Ok, tyle, że znów nie możemy określić, za jaką częścią z tych znikających podatników stoją tzw. zwrotowcy, którzy występują o nienależne zwroty VAT w schemacie karuzelowym, a za jaką część odpowiadają przestępcy wprowadzający towary na polski rynek i znikający bez odprowadzania VAT-u należnego do budżetu. W ten drugi sposób działały np. zagraniczne grupy przestępcze handlujące elektroniką – one nie występowały raczej o zwroty. No i dlatego takie grupy trzeba by odjąć od tej ogólnej puli oszustw, ponieważ dla nich szybsze zwroty to i tak bez różnicy. Te grupy zresztą teraz i tak w dużej mierze stoją, ponieważ realny obrót towarami jest utrudniony. Jeśli by więc przyjąć, że stanowią one połowę zorganizowanych grup zarabiających na VAT, to odejmujemy tutaj połowę i zostaje nam 10% – to jest ten zakres luki, który mógłby się znacząco zwiększyć po wprowadzeniu szybszych zwrotów.

 

No dobrze, to teraz liczby i luka VAT

Oficjalnie luka VAT w 2019 roku w Polsce miała wynosić jakieś około 21 miliardów PLN. Aby nie komplikować i nie wróżyć z fusów załóżmy, że w roku 2020 będzie podobnie. Wspomniane przed chwilą 10% w liczbach bezwzględnych oznacza więc ponad 2 miliardy PLN. Powtarzam: są to tylko i wyłącznie bardzo luźne szacunki, oparte o fragmentaryczne dane! Jednak mogą dać nam pogląd na rząd kwot, o których mówimy.

No to teraz załóżmy, że na skutek zmian w prawie realne terminy oczekiwania na zwroty miałyby się skrócić o połowę. Z jakim wzrostem luki VAT moglibyśmy mieć wtedy do czynienia? Teoretycznie można by powiedzieć, że „wyciekłoby” drugie tyle pieniędzy, czyli kolejne 2 miliardy PLN – zakładając, że kontrole pozostałyby na podobnym poziomie, co dziś. Trzeba bowiem wiedzieć, że mafie VAT tylko czekają na przeróżne ułatwienia i momenty, w których aparat skarbowy jest słabszy – to dla nich jak przysłowiowa woda na młyn. No a skoro tak, to zapewne zintensyfikowaliby oni swoje działania, gdyby tylko pojawiły się lepsze możliwości zarabiania.

 

CBA w trakcie akcji skierowanej przeciwko tzw. mafii paliwowej

 

Efektywność aparatu skarbowego – klucz do sukcesu (lub porażki)

Jeszcze gorzej, gdyby się okazało, że system jest na tyle niewydolny, że nie jest w stanie obsłużyć tych zwrotów szybciej przy zachowaniu odpowiedniego poziomu nadzoru i kontrole są mniej wnikliwe. VAT-owcy bardzo szybko by się do tego przystosowali, to jest pewne. Co więcej, ci spośród przestępców, którzy do tej pory nie zajmowali się zwrotami, też mogliby w to wejść i mielibyśmy zwrotowy Armageddon dla budżetu. Dokładną skalę ciężko oszacować, ale wiele wskazuje na to, że straty byłyby liczone w miliardach PLN rocznie – zgodnie z tym, co pisałem wcześniej.

Czy budżet państwa stać na takie straty? W obliczu nadciągającego kryzysu raczej nie, bo realna luka VAT i tak się zapewne zmniejszy w konsekwencji upadłości wielu firm, które nie będą miały z czego zapłacić podatków (przynajmniej chwilowo). No, chyba, żeby nagle obciąć np. 500+ o połowę lub nie wypłacać 13 emerytur – i to i to dałoby jakieś 20 miliardów PLN rocznie oszczędności dla budżetu. Ze względów politycznych jest to jednak bardzo mało prawdopodobne.

Góra swoje, urzędnicy swoje

Kolejna sprawa to to, jak w tej sytuacji odnaleźliby się urzędnicy skarbowi. To nie jest bowiem tak, że wszystko, co wymyśli się z Ministerstwie Finansów, musi być wdrożone na dole w takim kształcie, w jakim wyobraża to sobie góra! Jedna z podstawowych zasad tzw. przeciętnego urzędnika jest taka: nie narażać własnej dupy. Sprowadza się to do tego, że jeśli są jakieś wątpliwości i istnieje ryzyko wydania złej decyzji, to urzędnik odwleka temat jak tylko może. W procedurze szybszych zwrotów wiele z nich budziłoby podejrzenia, więc w praktyce mogłoby się okazać, że choć rząd obiecał szybsze zwroty VAT-u, to doły aparatu skarbowego blokują to w praktyce.

Jak więc sami widzicie, sytuacja jest dość skomplikowana i obawiam się, że o szybszych zwrotach VAT na czas kryzysu przedsiębiorcy mogą sobie tylko pomarzyć. Co więcej, może być nawet gorzej…

 

Przedłużające się kontrole zwrotów VAT, czyli bardzo pesymistyczny scenariusz

Jeśli epidemia mocno się rozwinie, to może zdarzyć się sytuacja, że KAS po prostu nie będzie w stanie zweryfikować zasadności zwrotów VAT w ustawowych terminach (nie mówiąc nawet o terminach przyspieszonych). Może zwyczajnie braknąć urzędników będących np. na kwarantannie, wychodzenie w teren stanie się niebezpieczne i tak dalej. Może też zdarzyć się tak, że mafie VAT „pracujące na papierach” zintensyfikują swoje działania licząc na słabość aparatu skarbowego. Nie wiemy jeszcze, co będzie – dopiero za jakiś czas zaczną do nas napływać informacje o aktualnym stanie rzeczy. Jestem jednak przekonany, że w Departamencie Podatku od Towarów i Usług trwają intensywne analizy nad możliwymi scenariuszami rozwoju sytuacji.

Gospodarcze tsunami VS zwroty

Gdyby okazało się, że kryzys będzie poważniejszy, niż przypuszczaliśmy, to mogą się pojawić jakieś wytyczne, aby zaostrzyć kurs i odwlekać zwroty pod byle pretekstem. Ja wiem, że w sumie w wielu przypadkach tak dzieje się już dziś, ale nie ma takiej sytuacji, której by nie można zmienić na gorsze. Ok, a dlaczego takie akcje mogłyby mieć miejsce…? Odpowiedź jest prosta: rządowi może zwyczajnie zabraknąć pieniędzy. A skoro tak, to mógłby się w pewnym sensie kredytować wstrzymanymi zwrotami. Prosty schemat: najpierw postępowania skarbowe trwające długie miesiące (a niekiedy być może i lata), potem ewentualne rozprawy w WSA, które też będą zawalone masą spraw… Więc jeśli nawet koniec końców kasę i tak trzeba będzie takiemu przedsiębiorcy wypłacić, to i tak będzie można zyskać powiedzmy ze 2 lata, w czasie których może nastąpić gospodarcze odbicie. No a jak tak, to zwiększą się również wpływy do budżetu, więc już zwroty nie będą boleć aż tak bardzo.

 

Sądy Administracyjne po stronie przedsiębiorców…? Niekoniecznie.

Tak, jak wspomniałem, to tylko spekulacje i nie wiadomo, jak to wszystko będzie wyglądać za kilka miesięcy – oby możliwie najłagodniej. W MF być może też policzą sobie, jaki wariant jest bardziej opłacalny dla budżetu: czy zwracać VAT i ratować firmy, czy jednak wstrzymywać zwroty i spisywać tym samym niektóre przedsiębiorstwa na straty. Już dziś jednak spodziewałbym się zaostrzenia kursu ze zwrotami VAT (pytanie, jak mocnego) oraz wzrostu wartości majątków zajmowanych przez KAS w oparciu o nowe przepisy dotyczące poszerzenia konfiskaty rozszerzonej, o czym pisałem kilkanaście dni temu. BTW nad konfiskatą pracowano jeszcze przed wybuchem epidemii, więc tutaj akurat nie doszukiwałbym się jakiegoś spisku.

Rozprawy przed WSA w praktyce

Ale to nie koniec, ponieważ osoby już walczące o zwroty przed WSA, również powinny się przygotować na jeszcze cięższą walkę. Dlaczego? Chociażby dlatego, że sądy będą zawalone sprawami (o czym już wspominałem). A wiecie, jak już dziś wygląda część spraw przez Wojewódzkimi Sądami Administracyjnymi…? Żadne tam wielogodzinne rozprawy, podczas których prawnicy wygłaszają płomienne mowy i prezentują ekscytujące szczegóły – to nie amerykański film. W polskiej rzeczywistości często jest to jakieś 0,5h, podczas których pełnomocnik przedsiębiorcy ma kilkanaście minut na wyjaśnienie sytuacji. Myślicie, że przed NSA jest może inaczej? No więc właśnie niekoniecznie – ostatnia ze spraw, na których byłem (tuż przed wybuchem epidemii koronawirusa), trwała coś około 20 minut. Najpierw pełnomocnik powoda przedstawił argumenty w kilka minut, potem wypowiedział się mecenas reprezentujący Urząd Skarbowy, potem pełnomocnik skontrował, potem mecenas skontrował. I już – zresztą i tak nie było źle, bo chociaż pełnomocnik powoda otrzymał możliwość wypowiedzi.

 

Przed wejściem do Naczelnego Sądu Administracyjnego (Warszawa).

 

Podejście sędziów do spraw podatkowych – kluczowa sprawa

Do czego jednak zmierzam to to, że jeśli już dziś w WSA nie jest łatwo zaprezentować skomplikowany stan faktyczny w niektórych sprawach, to można się spodziewać, że po powrocie sądów do normalnego funkcjonowania i przy zwiększonym nawale spraw wyroki będą „przyklepywane” na szybko. No a to może zmniejszyć szanse podatników na korzystne rozstrzygnięcia – zresztą już dziś nie jest to łatwe. Przykładowo, zgodnie z oficjalnymi statystykami, na nieco ponad 13 tys. skarg na akty i czynności Dyrektorów Izb Administracji Skarbowej, jakie wpłynęły do wojewódzkich sądów administracyjnych w 2019 roku, uwzględniono nieco ponad 2600. No i tak naprawdę chodzi o to, aby kurs orzekania nie uległ jeszcze zaostrzeniu na korzyść organów skarbowych. A jak mogłoby to teoretycznie wyglądać? Przytoczę tutaj drastyczny przykład, niestety prawdziwy: znajomy doradca podatkowy po wyroku niekorzystnym dla swojego klienta postanowił porozmawiać nieoficjalnie z sędzią. Powiedział mu więc: „Panie sędzio, ale Pan wie, że tym wyrokiem skrzywdził Pan tego człowieka?”. Na co ów sędzia odpowiedział: „Być może – ale państwo zyskało”.

Obyśmy nie doczekali się takiego podejścia sędziów na szerszą skalę. W każdym razie, moim zdaniem, warto obserwować to, co będzie się działo w związku z VAT-em – być może zobaczymy naprawdę ciekawe rzeczy. Przedłużanie zwrotów VAT co prawda brzmi na ten moment jak tzw. „foliarstwo”, ale z drugiej strony nie można zapominać o cytacie z dzieła „Dawny ustrój i rewolucja” Tocqueville’a: „Nie ma takiego okrucieństwa ani takiej niegodziwości, której nie popełniłby skądinąd łagodny i liberalny rząd, kiedy zabraknie mu pieniędzy.”.

Zdjęcie ilustrujące wpis jest poglądowe! Osoby, rzeczy lub sytuacje przedstawione na zdjęciu NIE mają bezpośredniego związku z treścią niniejszego wpisu!