Służba Celna, mafia paliwowa i nielegalny hazard – historie z komisji ds. VAT

Czy oglądaliście może transmisje z obrad sejmowej komisji do spraw nieprawidłowości w VAT? Wielu z Was zapewne nie, no bo komu by się chciało słuchać godzinami tych opowieści, a poza tym normalni ludzie mają ciekawsze i bardziej istotne zajęcia. No a ja akurat przejrzałem sobie te nagrania – chociażby na potrzeby książki o VAT-owcach. I wiecie co…? Nie uważam tego czasu spędzonego na oglądaniu za stracony, bo w niektórych wypowiedziach można było wyłapać naprawdę interesujące rzeczy. I właśnie dziś będzie kilka takich ciekawostek, wyłapanych z wypowiedzi byłego szefa związku zawodowego celników, Sławomira Siwego.

 

Dla tych, którzy wolą posłuchać

Materiał w wersji video ????

 

 

Dla tych, którzy wolą czytać

Materiał w wersji tekstowej ???? 

 

1. Legalne / nielegalne automaty do gier

Wiceminister finansów w rządzie PO/PSL Jacek Kapica miał przekonywać w 2008 roku, że rynek gier na automatach jest pod kontrolą, a automaty działają legalnie. Tymczasem Ministerstwo Finansów miało dysponować informacjami na temat tego, że jest cała masa automatów, które wypłacają wysokie wygrane, a do tego są wykorzystywane do prania pieniędzy. I to właśnie miała być prawdziwa afera hazardowa, według słów samego Siwego. Dla tych, którzy być może nie do końca wiedzą o co chodzi, przypominam: swego czasu wprowadzono ograniczenia w wysokości wygranych wypłacanych przez maszyny slotowe – limity wynosiły tu po kilkanaście Euro, o ile dobrze pamiętam, a więc bardzo niewiele. W praktyce jednak automaty przerabiano lub też stosowano inne metody obejścia ograniczeń, dzięki czemu gracze mogli zgarnąć o wiele większe pieniądze, o czym zresztą pisałem jeszcze w 2018 roku (a konkretnie tutaj).

Stanowisko ministerstwa: nie ma problemów z nielegalnymi automatami!

Według słów ministra Kapicy, problemem miały być tylko i wyłącznie maszyny zręcznościowe oraz te działające nielegalnie – a nie tysiące maszyn niby wypłacających tylko niskie wygrane, a w praktyce omijające ustawę. Warto tutaj dodać, że ta sprawa miała spowodować 21 miliardów złotych strat w budżecie państwa, a sam Kapica został zatrzymany przez CBA w 2018 roku.

 

2. Spirytus, akcyza i neutralizowanie kontroli

Przykładowa historia obrazująca realia działania służb celnych, albo raczej trudności, z jakimi musieli mierzyć się celnicy. Otóż do jednej gorzelni, w której znajdować się miał skład podatkowy, udaje się grupa kontrolna służby celnej. Powiadomiony o tym fakcie kierownik referatu nakazuje grupie opuścić teren gorzelni, co de facto było zablokowaniem kontroli. Funkcjonariusze nie dają jednak za wygraną i wysyłają pisemne powiadomienia do dyrektora Izby Celnej, szefa Służby Celnej oraz do naczelnika Urzędu Skarbowego. Efekt? Do wspomnianej gorzelni nie kierowano już na kontrole jednego z najbardziej aktywnych funkcjonariuszy wspomnianej grupy. Właściciel gorzelni, który wyprosił grupę i uniemożliwił jej przeprowadzenie czynności na terenie swojego składu podatkowego, na wieść o odsunięciu niewygodnego funkcjonariusza miał powiedzieć: „Załatwiłem go”. Nie muszę chyba dodawać do tego komentarza, ponieważ sytuacja jest właściwie jasna.

Nielegalny handel spirytusem na dużą skalę

Kolejną ciekawostkę miały stanowić transporty skażonego spirytusu – według słów celników miał on jeździć po Polsce niczym „woda mineralna”, czyli praktycznie bez żadnej kontroli. Co więcej, tysiące litrów spirytusu miały być w pewnym momencie łańcucha dystrybucji sprzedawane w oparciu o paragony, a nie o faktury. Powodowało to, że po towarze ginął ślad i ciężko było namierzyć końcowego odbiorcę – co najwyżej spółki – słupy działające na wcześniejszych etapach obrotu.

 

Mafia paliwowa w akcji

Z zeznań Sławomira Siwego wyłania się również obraz parasola ochronnego rozpostartego nad zorganizowanymi grupami przestępczymi. Poniżej kilka przykładów potwierdzających tę tezę. ⬇️ 

 

Skład podatkowy na celowniku

W 2011 roku jednej z funkcjonariuszy celnych pełniący służbę w sekcji stałej kontroli wyrobów akcyzowych, wysłał do naczelnika oraz dyrektora Izby Celnej analizę problemową przedstawiającą nieprawidłowości w działaniu pewnego składu podatkowego. W tejże analizie problemowej funkcjonariusz ów wskazał na podejrzenia dotyczące produkcji oleju smarowego. Niestety, nikt nie odniósł się do analizy, a we wspomnianym składzie w ciągu kilku lat wyprodukowano i wysłano kilkaset cystern tzw. oleju smarowego. Jednak w rzeczywistości nie był to olej smarowy, lecz napędowy – stwierdzono to dopiero podczas kontroli, które złapały przestępców na gorącym uczynku, czyli podczas rozładunku cystern na stacjach paliw. W skutek tej kontroli zlikwidowano więc skład podatkowy i wydawało się, że problem zniknął, ale po kilku latach w miejscu zlikwidowanego składu powstał nowy, który też produkował olej smarowy – tyle, że już bez stałego nadzoru podatkowego. Dodam od siebie, abyście mieli świadomość, o jakich pieniądzach tutaj mówimy, że eksperci szacowali zysk przestępców na jednej tylko cysternie na około 70 tys. PLN (w zależności od konkretnego roku). Wystarczy przemnożyć to przez kilkaset cystern z tej historii, a wyjdzie z tego potężna kwota.

 

Luki w systemie EMCS

Tutaj należałoby zacząć od tego, że ludzie obsługujący system praktycznie nie byli szkoleni z zasad jego działania i nie wiedzieli dokładnie o co w tym wszystkim chodzi. Jeden z funkcjonariuszy ucząc się samemu obsługi EMCS wykrył w nim lukę i natychmiast zgłosił ten fakt do Ministerstwa Finansów. Luka, mówiąc w skrócie, umożliwiała wielokrotne puszczanie transportów na tym samym numerze, choć teoretycznie jeden numer = tylko jedna cysterna. Tych przypadków, według doniesień celników, miało być bardzo wiele, a wręcz stanowiły one swego rodzaju niechlubną normę. Nieprawidłowości te wyeliminowano dopiero po kilku latach, w kolejnej wersji EMCS, mimo że wiedza na temat ich występowania płynęła od szeregowych celników niemal od samego początku. Spowodowało to gigantyczne straty skarbu państwa – czy było to zwykłe niedopatrzenie, czy może jednak zaplanowana luka…? Ciężko mi jest stwierdzić jednoznacznie. Teoretycznie można sobie bowiem wyobrazić sytuację, w której niedopatrzenie powstało na skutek zwykłej niekompetencji, no a potem nikt nie chciał przyznać się do błędu i „wziąć go na klatę”. Typowe zachowanie np. dla korporacji, czy w ogóle zbiorowisk ludzkich. To scenariusz mniej sensacyjny. Bardziej sensacyjny jest taki, że „zbugowana” wersja systemu była w pełni świadomie wprowadzana od samego początku, a kto miał wiedzieć, jak skorzystać z luki, ten wiedział. I skorzystał.

 

Sygnaliści oraz parasol ochronny nad niektórymi firmami

Jak wspominałem już wcześniej, to nie było wcale tak, że służby celne czy skarbowe nie dostrzegały nieprawidłowości! Funkcjonariusze mieli niejednokrotnie świadomość działalności grup przestępczych i próbowali podejmować stosowne działania zmierzające do zablokowania procederu. Poniżej kilka przykładów, czym to się niekiedy kończyło.

 

„Wyciszanie” sygnalistów

W dniu 29 lutego 2016 roku, trzech doświadczonych funkcjonariuszy z długoletnim stażem w sekcji dochodzeniowo – śledczej przeniesiono do trzech różnych komórek w różnych miejscowościach, do tego do pracy niepowiązanej z poprzednią. Stało się to bezpośrednio po tym, jak wyżej wymienieni funkcjonariusze zwrócili się do związku celników o interwencję w sprawie niebezpieczeństwa zakłócenia prawidłowego funkcjonowania sekcji dochodzeniowo – śledczej. Czyli tak: sygnaliści zgłosili nieprawidłowości, przekazane informacje były jednak dla kogoś niewygodne, więc rozbito tę „ekipę” przenosząc ją w inne miejsca i tym samym utrudniając im wzajemne wspieranie się w tej sprawie. Dodatkowo też funkcjonariusze ci otrzymali jasny sygnał: nie fikajcie za dużo, bo to się może dla was źle skończyć.

Następny przykład sygnalisty: jeden z funkcjonariuszy dawał znać przełożonym, że przestępcy byli mądrzejsi od tworzonych na kolanie przepisów i według dokumentów wozili niby paliwa na Litwę, Łotwę i do Czech. Był nawet przypadek, że kierowca miał dokumenty niewypełnione do końca, do tego widniała tam nieistniejąca miejscowość i nieistniejąca firma w Czechach. Co się stało? Transport i tak kazano zwolnić oraz oddać dokumenty kierowcy. Kolejny funkcjonariusz napisał notatkę służbową na temat możliwości, jakie dają źle zorganizowane procedury na przejściu granicznym. Kilka dni później wezwał go do siebie naczelnik i ostro opied*lił, że niby się podróżni skarżą. Na solidnym OPR się nie skończyło, gdyż wkrótce potem funkcjonariusz ten został przeniesiony do oddziału, na który mówiło się Karna Kolonia.

 

Firmy pod szczególną ochroną

Pewna urzędniczka z Urzędu Skarbowego wszczęła kontrolę w 2014 roku, za okres jednego miesiąca. Podejrzenie: spółka pełni rolę brokera w karuzeli VAT. Zdaniem urzędniczki występował tam obrót wyłącznie fakturami, bez realnego towaru – w dokumentacji rzecz jasna wszystko grało. Faktury z przyjęciem do magazynu, którego de facto nie było, płatności najczęściej w tym samym dniu pomiędzy kilkoma podmiotami. Towar? Od 2007 roku były to iPhone-y, płatności były gotówką, a marża wynosiła od 1 do 2,5%. Gdzieś od 2013 roku w grę wchodziły już tylko przelewy – w ciągu 1-2 dni towar przechodził przez kilka podmiotów, czyli klasyka karuzel, można by rzec. Dodatkowo ustalono jeszcze, że iPhone-y były sprzedawane obcokrajowcom na zasadach tax free. Ok, no i co się zadziało w tej sprawie…? Nic – owa spółka-broker działa sobie spokojnie przez kilkanaście lat. Jeśli zestawimy to z tym, co potrafi wyrabiać skarbówka w kwestii wstrzymywania zwrotów VAT-u czy naliczania przedsiębiorców nieświadomie wplątanych w karuzele, to nie sposób nie odnieść wrażenia, że były firmy równe i równiejsze – tak po prostu.

 

Kilka słów tytułem podsumowania

W 2012 roku Polska Organizacja Przemysłu i Handlu Naftowego wysłała pismo do ówczesnego premiera Donalda Tuska, w którym alarmowała o groźbie rozwoju mafii paliwowej w Polsce. Pismo to pozostało właściwie bez reakcji, a przestępcy w ciągu kolejnych lat spowodowali straty w budżecie państwa obliczane na ok. 10 miliardów PLN rocznie (według niektórych szacunków). Dość powiedzieć, że po wprowadzeniu tzw. pakietu paliwowego w sierpniu 2016 roku, w ciągu kolejnych 2 lat sprzedaż legalnego oleju napędowego w Polsce miała wzrosnąć o 30%. Zdecydowana większość tego wzrostu miała być wynikiem walki z szarą strefą, co obrazuje ogromną skalę nieprawidłowości związanych z obrotem paliwami. Czy było to możliwe na skutek totalnego nieogarnięcia osób decyzyjnych w Ministerstwie Finansów, czy też dzięki przeróżnym powiązaniom, niekiedy wręcz mafijnym? A może i tego i tego? Oto jest pytanie… ???? No a tak informacyjnie jeszcze dodam, że od 2020 roku włączyłem komentarze na blogu, więc jeśli ktoś ma ochotę się wypowiedzieć, to zapraszam! ⬇️

Zdjęcie ilustrujące wpis jest poglądowe! Osoby, rzeczy lub sytuacje przedstawione na zdjęciu NIE mają bezpośredniego związku z treścią niniejszego wpisu!

Białe kołnierzyki w więzieniu – 4 popularne mity

Dziś będzie luźniejszy wpis dotyczący dość rzadko poruszanego tematu, jakim jest pobyt w więzieniu tzw. białych kołnierzyków, czyli osób skazanych za przestępstwa gospodarcze. Wokół tego zagadnienia narosło kilka mitów, które niekoniecznie odpowiadają prawdzie – i o tym właśnie będzie ten materiał (wersja video – nieco krótsza, wersja tekstowa – nieco bardziej rozbudowana).

 

Dla tych, którzy wolą oglądać

Wrzucam link do materiału na YouTube, jednocześnie zachęcając do subskrybowania mojego kanału – świeżynka, która dopiero się rozwija, ale w tym roku zamierzam ostro pchnąć ten projekt do przodu i mocno poprawić jakość. ???? ????

 

 

Dla tych, którzy wolą czytać

A więc stało się: biały kołnierzyk został namierzony, złapany i trafił za kratki – na początek do aresztu na tzw. sankcję, a później to już sąd zadecyduje. I tutaj możemy już zauważyć tendencję do wzrostu liczby tymczasowo aresztowanych, zwłaszcza przy sprawach związanych z przestępczością skarbową (mafie VAT itp.). Warto wspomnieć, że takie areszty potrafią trwać rok – dwa, więc nie jest to wcale taka mała dolegliwość. A tutaj tak naprawdę cała zabawa dopiero się zaczyna…

 

Mit 1: ukradł miliony, dostanie max 5 lat i wyjdzie po 3 latach na warunkowe zwolnienie

Jeśli przejrzeć komentarze w sieci pod różnymi artykułami dotyczącymi afer gospodarczych, to bardzo często można się tam natknąć na opinie typu: „Dostanie kilka lat, wyjdzie po 2-3 na warunek i sobie pożyje!”. No więc właśnie niekoniecznie. Wbrew panującemu powszechnie przekonaniu, załapanie się na warunkowe zwolnienie będąc przestępcą większego kalibru nie jest wcale łatwe. W większości przypadków można je wręcz oszacować na kilka – kilkanaście % szans. Jako ciekawostka, tak dla porównania: w przypadku pedofilii czy gwałcicieli jest to % szans praktycznie bliski zeru. A jeśli już sprawa jest głośna, to mało który sędzia penitencjarny podejmie ryzyko szybszego wypuszczenia takiego delikwenta, gdyż zwyczajnie obawia się potencjalnego szumu medialnego, jaki mógłby przy tej okazji wybuchnąć. O łapówkach dla sędziów się nie wypowiem – osobiście o takim przypadku słyszałem ostatni raz kilka lat temu, a i nie do końca mogę ręczyć za prawdomówność autora tych informacji.

 

Mit 2: wyjdzie na wolność i za ukradzione miliony będzie do końca życia pił drinka z palemką pływając jachtem po ciepłych morzach

Ok, nie przeczę, że w niektórych przypadkach rzeczywiście tak może być. Jednak dla wielu białych kołnierzyków rzeczywistość okazuje się nieco bardziej prozaiczna, by nie rzec przyziemna. Jak już bowiem opowiedziałem w moim niedawnym materiale o realiach wyłudzania VAT-u w 2019 roku, spora część przestępców gospodarczych nie oszczędza zarobionych środków, lecz wydaje je na bieżąco, prowadząc nadzwyczaj luksusowy styl życia. Dotyczy to zwłaszcza niższej półki, ale nie jest powiedziane, że tzw. średni szczebel zawsze w dostateczny sposób zabezpiecza swe majątki przed taką chociażby konfiskatą rozszerzoną! Powiem zresztą tak: znane mi są przypadki, gdy ktoś z poziomu auta za pół miliona PLN spadł na starego grata za kilka tys. złotych i musiał pożyczać po kilka stówek od kolegów na paliwo i jedzenie. ☠️

 

Mit 3: wyjdzie po kilku latach i wróci do swojego dawnego życia, a tego pobytu w więzieniu nawet nie odczuje

To również jest ciekawy punkt… Tak więc z relacji znanych mi osób, pobyt w więzieniu takiego białego kołnierzyka, który zszedł na drogę nieprawości, wygląda często tak: na początku żona rzewnie płacze zapewniając o swej wierności i miłości, że będzie czekać itd., kumple mówią „Stary, nic się nie martw, możesz na nas liczyć!”. Potem mija pół roku, rok… Żona już trochę znudzona i zirytowana obecnością męża w więzieniu, czuje potrzebę bliskości i seksu, a tu kręcą się koło niej całkiem fajni faceci – ba, niektórzy to koledzy jej męża… Kumple pojadą na widzenie raz, drugi, trzeci, no ale potem delikwenta np. przeniosą na drugi koniec Polski i nie chce im się więcej jechać. Z kolei ci, którzy mieli np. trzymać dla osadzonego „działkę” z przestępczego interesu, uznają, że może lepiej zainwestują te pieniądze w swoje własne biznesy, a potem oddadzą, a może nie oddadzą… W międzyczasie jeszcze śledczy mogą dokopać się do nowych świadków, skarbówka zarekwiruje to i owo, a osadzonemu zza krat jest ciężko się skutecznie bronić – nawet jeśli wynajmie dobrego adwokata. No i potem wychodzi potem taki po kilku latach z kryminału, a tu się okazuje, że w międzyczasie żona wniosła o rozwód i odeszła z częścią majątku, dzieciaki mają pretensje do ojca, że siedział w więzieniu zamiast bawić się na ich urodzinach, kumple się oddalili (albo ich zamknęli)… Generalnie więc nie jest kolorowo, a przynajmniej nie musi być.

 

Mit 4: przestępca gospodarczy wyjdzie z więzienia i dalej będzie sobie spokojnie robić interesy

 No i tutaj powiem tak: jeśli chodzi o tzw. uczciwy biznes, to mało kto chce robić interesy z byłym więźniem – po co psuć sobie opinię i ryzykować, że nasz ex-więzienny kontrahent znowu coś wywinie…? Oczywiście, można próbować prowadzić działania pod przykrywką słupów itd., ale w środowisku przedsiębiorców i takie wieści rozchodzą się całkiem szybko, co często obniża jeszcze poziom zaufania do takiego delikwenta. Jakby tego było mało, to nieraz na karku naszemu białemu kołnierzykowi siedzi skarbówka i komornik, dążąc np. do odzyskania pieniędzy, jakie wyłudził on w postaci nienależnych zwrotów VAT-u, dotacji i tym podobnych. To z pewnością nie ułatwia działania – a już zwłaszcza w konfiguracji, gdy delikwent jest jeszcze śledzony przez służby (co się zdarza). No i cóż wtedy pozostaje? Często tylko wyjazd za granicę lub działalność typowo przestępcza, obarczona wysokim ryzykiem.

 

Kilka słów na zakończenie

Oczywiście, jak już wspomniałem, negatywny scenariusz nie zawsze musi się ziścić i nasz aferzysta w białym kołnierzyku może sobie żyć wygodnie przez resztę swoich dni w tzw. Ameryce Kokosowej. Jeśli jednak ktoś myśli o podobnej karierze (czego nie rekomenduję), to powinien skalkulować ryzyko. A na sam koniec coś dla tych, którzy już wpadli w kłopoty: jedną z dziedzin, którymi się zajmujemy, jest wsparcie prawne w przypadku podejrzenia o popełnienie przestępstw gospodarczych, więc w razie czego możecie pisać: kontakt@bialekolnierzyki.com Jeśli da się pomóc, to pomożemy.

No a tak informacyjnie jeszcze dodam, że od 2020 roku włączyłem komentarze na blogu, więc jeśli ktoś ma ochotę się wypowiedzieć, to zapraszam! ⬇️

Zdjęcie ilustrujące wpis jest poglądowe! Osoby, rzeczy lub sytuacje przedstawione na zdjęciu NIE mają bezpośredniego związku z treścią niniejszego wpisu!

Dlaczego warto czytać pisma z banku, czyli o wypowiedzeniu umowy kredytu hipotecznego

W powszechnej opinii panuje przekonanie, że są dwa rodzaje instytucji, które mają najlepiej skonstruowane umowy: banki oraz ubezpieczyciele. Dziś akurat zajmę się pokrótce tymi pierwszymi, a konkretnie opowiem o jednej niepozornej, ale za to istotnej rzeczy.

 

Wypowiedzenie umowy kredytu hipotecznego

Podobnych sytuacji jest tysiące w skali kraju: bank przesyła wypowiedzenie umowy kredytowej, klient w stresie pobieżnie przegląda otrzymane pismo i oczami wyobraźni przygotowuje się na najgorsze. Co się dzieje dalej? Niekiedy takie papiery lądują w koszu, bez wnikliwego czytania – a ma to miejsce głównie wtedy, gdy dłużnik uznaje swoją sytuację za tak beznadziejną, że jest mu już w sumie wszystko jedno, bo i tak nie widać przysłowiowego światełka w tunelu. A tymczasem to błąd, niekiedy brzemienny w skutkach!

 

Bank wypowiedział umowę kredytową – ale czy na pewno skutecznie…?

Chociaż trudno w to uwierzyć, ale nawet banki potrafią popełniać grube błędy proceduralne. Jednym z nich jest… brak załączenia do wypowiedzenia umowy kredytowej powiadomienia o tym, że klientowi przysługuje prawo do złożenia wniosku o restrukturyzację zadłużenia. Inaczej mówiąc bank ma tutaj obowiązek poinformować, że nawet na tym etapie jest możliwość (możliwość, a nie pewność!) polubownego załatwienia sprawy. Dlaczego jest to tak istotne? Odpowiedź jest prosta: taka czynność jest bezskuteczna z mocy prawa. Oznacza to, że wypowiedzenia jakby nie było – w tym przypadku mamy bowiem dokonanie czynności z pominięciem wymogu formy zastrzeżonej przez ustawę.

 

Ok, no i co w związku z nieważnością wypowiedzenia umowy kredytu hipotecznego?

Najważniejsza kwestia dla dłużnika jest tutaj taka: jeśli podniesie on odpowiedni zarzut, to sąd będzie musiał oddalić powództwo ze względu na to, że jest ono przedwczesne. A jak tak, to bank będzie miał kłopot, ponieważ co do zasady sąd nie może ponownie rozstrzygać sprawy, jeśli dotyczy ona tego samego przedmiotu rozstrzygnięcia oraz identycznej podstawy sporu! W prostszych słowach: nie można pozywać dwa razy za to samo. Rzecz jasna, gdy już dojdzie do takiej sytuacji, to banki i tak sobie z tym poradzą, pozywając dłużnika na innej podstawie, ale to oznacza dla nich kłopot, zupełnie niepotrzebny zresztą.

 

Jaką korzyść może tutaj odnieść dłużnik?

Zasada jest prosta: kiedy bank zorientuje się, że, mówiąc potocznie, dał ciała, to jest zazwyczaj o wiele bardziej skłonny do ugody. No i jeśli w tym momencie do akcji wejdzie dobry prawnik, doświadczony w tego typu tematach, to mamy dużą szansę na wypracowanie ugody bardzo korzystnej dla dłużnika. Czasem będzie to ugoda polegająca na ustaleniu nowego planu spłaty, co pozwoli kredytobiorcy zachować nieruchomość, a czasem zgoda banku na sprzedaż nieruchomości z tzw. wolnej ręki, czyli z pominięciem licytacji komorniczej, która zawsze generuje zbędne koszty i oznacza dużą stratę dla dłużnika.

 

Reasumując

Banki przyciśnięte do muru wolą niekiedy pójść na rękę kredytobiorcy, zamiast „szarpać się” z nim po sądach. Świadomość prawna ogółu społeczeństwa jest jednak na niskim poziomie, więc wiele osób zwyczajnie nie korzysta z podobnych możliwości. Ba, w wielu przypadkach dominuje podejście „Aaa tam, przyszło jakieś pismo z banku, to przyszło – co ma być, to będzie”. A tymczasem w tak istotnej sprawie, jak dach nad głową, warto powalczyć do końca, wyczerpując wszelkie możliwości prawne. Wiem, może i banał, ale niektórzy naprawdę powinni wziąć go sobie do serca. Na sam koniec dodam jeszcze, że jeśli ktoś z Czytelników ma podobne problemy i wisi nad nim groźba licytacji nieruchomości, to tradycyjnie już zapraszam na maila: kontakt@bialekolnierzyki.com

No a tak informacyjnie jeszcze dodam, że od 2020 roku włączyłem komentarze na blogu, więc jeśli ktoś ma ochotę się wypowiedzieć, to zapraszam! ⬇️

Zdjęcie ilustrujące wpis jest poglądowe! Osoby, rzeczy lub sytuacje przedstawione na zdjęciu NIE mają bezpośredniego związku z treścią niniejszego wpisu!