FTX – krótki komentarz

Bardzo ciekawe rzeczy dzieją się ostatnio w światku krypto, a gruba akcja z FTX, trzecią co do wielkości giełdą kryptowalut na świecie, jawi się tutaj jako iście filmowy scenariusz. Przy okazji upada także legenda kryptomiliardera Sama Bankmana Frieda, ale po kolei.

 

Panika wśród inwestorów wybuchła w reakcji na wieść, że FTX, kontrolowana przez Bankmana, pożyczyła pieniądze swoich klientów firmie Alameda Research, również kontrolowanej przez Bankmana. Alameda popadła zaś w problemy finansowe, a co gorsza okazało się, że jest to kolos na glinianych nogach. Dlaczego?

Kapitał własny netto Alamedy w większości miał opierać się na „drukowanym z powietrza” tokenie FTT, który był centralnie kontrolowany przez FTX. Token ten nie ma żadnego pokrycia ani w tradycyjnej walucie, ani w żadnym jako – tako trzymającym wartość krypto, typu BTC. Alameda ujmowała w księgach po stronie aktywów tokeny FTT, wyceniane na kwotę 5,82 miliarda USD. Tuż przed aferą w obiegu było ponad 197 milionów tych tokenów, co miało dawać kapitalizację rynkową na poziomie 4,87 miliarda USD. Inaczej mówiąc, Alameda posiadała więcej zablokowanych tokenów, niż było ich w obiegu. Oznacza to ni mniej, ni więcej, że rynek tych tokenów był całkowicie niepłynny, przynajmniej jeśli chodzi o Alamedę. Gdyby bowiem zdecydowała się ona na sprzedaż dużej partii tych tokenów, to ich ceny mocno by spadły. Podobny mechanizm spadku cen możemy zresztą dość często obserwować również na tradycyjnych giełdach, przy okazji tzw. rozwodnienia akcji, będącego skutkiem emisji nowej serii akcji. Do takiej emisji dochodzi wtedy, gdy firma bardzo potrzebuje nowych środków, a nie chce korzystać z finansowania bankowego. Emituje więc nową serię akcji, sprzedawanych często poniżej aktualnej ceny rynkowej, aby zachęcić tym inwestorów. W praktyce jednak po takiej emisji cena rynkowa akcji może polecieć gwałtownie w dół. Firma zyskuje kapitał, akcjonariusze tracą.

Jakby tego było mało, ukazał się raport firmy CoinDesk, w którym mamy niezwykle interesujący news, jakoby giełda FTX była zabezpieczona swoim własnym tokenem FTT. No i znowu bezpieczeństwo inwestujących jest uzależnione od tokena, który może w każdej chwili spaść praktycznie do zera i właściwie nikt z tym nic nie zrobi. W rzeczy samej tak się praktycznie stało z FTT.

Ok, powie ktoś, ale przecież i na tradycyjnym rynku papierów wartościowych nie zawsze są one zabezpieczane. Inaczej mówiąc, w prospektach emisyjnych wielu spółek stoi jak wół informacja, że np. nowe akcje nie są niczym zabezpieczone, tak po prostu. Odpowiem: zgoda, jednak mamy instytucje nadzoru, które jako tako analizują rzeczywistą kondycję finansową danego przedsiębiorstwa będącego emitentem, są różne mechanizmy zabezpieczające, więc nie jest aż tak łatwo położyć firmę praktycznie do zera w ciągu miesiąca i zafałszować jej obraz o 90% na plus. A z tokenami jest to możliwe, nie tylko zresztą na giełdzie krypto. Znam bowiem podobne przypadki również na naszym polskim podwórku, gdzie chociażby spółka pożyczająca środki od inwestorów, jako zabezpieczenie, oprócz weksli podpisanych przez prezesa, emitowała również własne tokeny. Tokeny, które po wyprowadzeniu ze spółki środków, okazały się nic nie warte. Spółka ta nie wchodziła na giełdę, ani nie podlegała nadzorowi KNF-u (choć powinna, z uwagi na wykonywaną działalność).

Jaka była rola Binance w tej układance?

Warto zauważyć dwie rzeczy. Po pierwsze panika wśród inwestorów wybuchła po raportach firmy CoinDesk, która jest kontrolowana przez rywala FTX, czyli największą na świecie kryptogiełdę Binance. W przypadku nieuregulowanego rynku jest właśnie tak, że już sam news uważany za wiarygodny, może spowodować zapaść jakiejś firmy. Ba, co tam news – wystarczy, że Elon Musk wypuści twitta na TAK i już cena aktywa szybuje w górę, albo spada, gdy wypuści na NIE.

Druga sprawa to nagła decyzja o sprzedaży przez Binance posiadanych tokenów FTT, wycenianych przed wybuchem afery na 500 milionów USD. Decyzja o sprzedaży spowodowała panikę wśród inwestorów FTX i dobiła tę giełdę.

Co zyskał Binance? Prawie że pozycję monopolisty, gdyż po upadku FTX udział Binance w światowym rynku handlu krypto może osiągnąć 80%. Cóż, taki to już urok rynków nieuregulowanych, na których „wszystko się może zdarzyć, gdy głowa pełna marzeń”, jak śpiewała znana swego czasu wokalistka.

Wisienka na torcie

Na stronie FTX mamy aktualnie informację, że firma nie realizuje wypłat. Strona Alameda Research przestała działać. No i najlepsze: w piątek późnym wieczorem ogłoszono, że FTX wchodzi w procedurę upadłościową. Zaraz potem okazało się, że z portfeli FTX wyprowadzono ponad 600 milionów USD. Firma wydała oświadczenie, że giełda została zhakowana – i co Pan zrobisz, jak nic nie zrobisz… Taki ruch mnie akurat nie dziwi, gdyż skoro już FTX jest oskarżane o miliardowe przewałki, to co zmieni dla opinii publicznej wyprowadzone 600 milionów? Otóż nic nie zmieni – a kasa ta może się przydać założycielom FTX. To taka sytuacja, jak z filmu „Gorączka”, gdzie bandyci najpierw zabijają dwóch konwojentów, a potem, choć nie muszą, także trzeciego. Jego śmierć bowiem nie pogorszy już ich sytuacji (i tak zostaliby skazani na krzesło elektryczne), po co więc zostawiać żyjącego świadka…

Nie jest również do końca jasne, co dzieje się z kryptomiliaderem Bankmanem – Friedem. Podobno przebywa on na Bahamach, gdzie znajduje się rzekomo pod nadzorem władz. Chodzą plotki, że chce uciec do Dubaju, ze względu na trudną ekstradycję z tamtych rejonów, ale czy to prawda…

Reasumując

Na sam koniec dodam, że mimo tego skandalu, ja osobiście nie jestem przeciwny inwestowaniu w krypto, choć uważam je za czystą spekulację. Można więc włączyć krypto do portfela inwestycyjnego jako jedno z wielu aktywów, np. na poziomie 10% ogółu inwestowanych środków i traktować jako coś, co może spaść w każdej chwili o 90%, ale taki spadek nas nie zrujnuje ani spowoduje nieprzespanych nocy.

Kategorycznie zaś odradzam inwestowanie wszystkiego w krypto, czy nawet kredytowanie się pod korek, aby je kupować – a znam przypadek, w którym facet zastawił dom i wziął kredyt z ratą na poziomie połowy pensji, aby kupić za niego ETH. To już jest wystawianie się na totalny hazard na poziomie grania w kasynie, więc takich ludzi mi nie żal – w końcu volenti non fit iniuria, czyli chcącemu nie dzieje się krzywda. A, no i dobrze jest jednak trzymać krypto na ledgerze, a nie na serwerach giełdy zarejestrowanej na Bahamach, której prezesem jest 20-kilkulatek.

Korupcja w wojsku – rodzaje i symptomy oszustw

Wojna na Ukrainie jest doskonałą okazją do tego, aby pochylić się nad zagadnieniem korupcji w wojsku – i to nie tylko rosyjskim, które akurat z tej korupcji słynie. Faktem bowiem jest, że fraudy i mniejsze oszustwa oraz kradzieże występują prawdopodobnie w każdej armii na świecie – tyle, że ze zróżnicowanym natężeniem.

 

Nieprawidłowości w zamówieniach wojskowych – najczęściej spotykane rodzaje oszustw

 

1. Zawyżanie cen w przetargach przeprowadzanych na potrzeby wojska

Jest to stosunkowo prosty mechanizm, który opiera się m.in. na takich zagraniach, jak chociażby zmowa przetargowa czy napisanie specyfikacji premiującej wybranego dostawcę. Generalnie chodzi tutaj o to, żeby stworzyć okoliczności uzasadniające stosunkowo wysoką cenę towarów lub usług, które przy zachowaniu rynkowej konkurencji powinny kosztować mniej.

 

2. Dostarczanie produktów o jakości gorszej niż zakładana

Prosty przykład: Ukraińcy informowali, że rosyjskim żołnierzom rozdano racje żywnościowe z terminem przydatności do spożycia, który minął kilka lat temu. Teoretycznie mogłoby się zdarzyć tak, że firma, która wygrała przetarg na dostarczenie takich konserw, po prostu pozbyła się zalegających stanów magazynowych, pobierając przy tym wynagrodzenie jak za towar pełnowartościowy. To oczywiście najprostszy przykład, nie jedyny zresztą – wystarczy wspomnieć o tandetnych kompasach z Chin, które „sprytny” przedsiębiorca sprzedał Wojskom Obrony Terytorialnej jako pełnowartościowy i profesjonalny produkt.

 

3. Świadome niewykonywanie czynności serwisowych, jakie założono w umowie

Tutaj też posłużę się przykładem z kampanii ukraińskiej. Otóż świat obiegły niedawno zdjęcia, na których widzimy rosyjskie pojazdy uwięzione w błocie. Powód? Pękające opony. Podobno pęknięcia te mogły być spowodowane tym, że opony były wystawione przez długi czas na działanie promieni słonecznych, które uszkodziły strukturę gumy. Cóż, rzeczywiście mogło tak być. Mogło jednak zbiec się to w czasie z tym, że firma, która wygrała zamówienie na dostarczenie takich opon, po prostu zaniedbała ich okresowej wymiany, choć miała ją zapisaną w kontrakcie. Oczywiście jest to tylko przykład na działanie mechanizmu oszustwa – nie twierdzę, że tak na 100% było.

 

4. Manipulacje w tzw. kontraktach cost-plus

Chodzi tutaj o kontrakty, które nie mają sztywnej ceny, czyli cena ta, w uzasadnionych przypadkach, może być podwyższona już po podpisaniu umowy. Najprostszym przykładem byłoby tutaj takie napisanie specyfikacji zamówienia, aby nie obejmowała ona wszystkich koniecznych prac. Chodzi o świadome pominięcie niektórych okoliczności, które dopiero później „wyjdą w praniu” i których rzekomo nie dało się przewidzieć na etapie tworzenia specyfikacji. No i rzecz jasna za tę część zamówienia, która nie jest opisana w specyfikacji, na późniejszym etapie firma wykonawcza „kasuje” stawki wyższe od rynkowych – tyle, że nie ma to już wpływu na wynik przetargu. To tak w wielkim skrócie.

 

Nieprawidłowości w zamówieniach wojskowych – wskaźniki

Pora przejść do zaprezentowania pozostałych mechanizmów oszustw oraz związanych z nimi tzw. czerwonych flag, czyli sygnałów, które w różnych konfiguracjach mogą świadczyć o występowaniu nieprawidłowości przy kontraktach realizowanych na rzecz armii.

 

1. Oszustwa w zakresie rozliczeń

Ten typ oszustwa ma miejsce wtedy, gdy osoba odpowiedzialna za zamówienia przesyła odbiorcy faktury za fikcyjnie dostarczone towary lub usługi. Odbiorca dokonuje płatności na wskazane konto bankowe, nie otrzymując nic w zamian.

Czerwone flagi

  1. Osoba odpowiedzialna za zamówienia lub osoba z jej rodziny tworzy firmę – słup, która fakturuje fikcyjny towar lub usługi.
  2. Pracownik kupuje rzeczy do użytku osobistego, po czym przekazuje do zapłaty pracodawcy fakturę za taki zakup.
  3. Niektóre powody poszczególnych dostaw wydają się niejasne, w przypadkach usług brakuje szczegółów ich dotyczących, jak również wiarygodnych świadków, którzy mogliby potwierdzić ich rzeczywiste wykonanie.
  4. Dostawcy niektórzy towarów lub usług nie są znani innym pracownikom – zna ich jedynie osoba podejrzewana o możliwość popełnienia fraudu. W niektórych przypadkach dostawców takich obsługuje osobiście wyłącznie dyrektor lub kierownik, podczas gdy w przypadku innych dostawców ich obsługą zajmują się również inni pracownicy.
  5. Dostawca taki sam adres prowadzenia działalności, jak któryś z innych dostawców. Inna możliwość: na dokumentach związanych z dostawcą widnieje adres domowy pracownika lub znanej mu osoby (np. krewnego, sąsiada itp.).
  6. Faktury od danego dostawcy są zabrudzone w sposób utrudniający identyfikację istotnych danych, zawierają niekompletne dane (brakuje np. numeru telefonu).
  7. Faktury od różnych dostawców mają bardzo podobny wzór, wyglądają praktycznie jak kopie.
  8. Mamy do czynienia ze stosunkowo dużą liczbą faktur poniżej progu akceptacji przez przełożonego. Przykładowo próg akceptacji, powyżej którego faktura musi zostać przedstawiona wyższemu przełożonemu, wynosi 10 tys. PLN. Tymczasem dostawca X wystawia np. po 10 faktur miesięcznie na kwoty 8 – 9 tys. PLN każda. Inni dostawcy natomiast przy podobnej miesięcznej wartości zamówień wystawiają jedną – dwie faktury.
  9. W księdze zakupów znajduje się duża liczna korekt lub dopisków.
  10. Dostawca nie oferuje zwyczajowych zniżek ani lepszych warunków dostaw, podczas gdy inni dostawcy o podobnym wolumenie zamówień takie zniżki oferują.
  11. Cykliczne płatności o takiej samej wysokości na rzecz jednego dostawcy, który nie jest objęty umową długoterminową.
  12. Wiele różnych numerów kont do wykonywania przelewów dla jednego dostawcy.
  13. Kwoty płatności na rzecz jednego z dostawców bardzo mocno rosną bez wyraźnego powodu.
  14. Braki w dokumentacji uzupełnień, zmian lub usunięć w odniesieniu do konkretnego dostawcy.
  15. Nadmierne korekty kredytu dla konkretnego dostawcy i / lub kredytu przyznanego przez nieuprawnioną do tego osobę.
  16. Fałszywe żądanie płatności wysłane mailem, połączone z wydrukiem papierowym z fałszywymi podpisami zatwierdzającymi.
  17. Pracownik wykorzystuje opóźnienie, które zwykle występuje podczas zamykania ksiąg rachunkowych, aby uzyskać zatwierdzenie i zapłatę fałszywych faktur.
  18. Rejestrowanie fałszywych kredytów, rabatów lub zwrotów do klienta.
  19. Podejrzane schematy płatności i zwrotów – pracownik tworzy nadpłatę na rzecz danego dostawcy, a następnie wypłaca mu zwrot.

 

2. Korupcja / przyjmowanie łapówek

Ten rodzaj przestępstwa ma miejsce wtedy, gdy osoba odpowiedzialna za przeprowadzenie przetargu na dane zamówienie akceptuje pieniądze lub wartościowe przedmioty w zamian za pomoc w pozyskaniu kontraktu. Łapówkę dla takiej osoby określa się niekiedy jako kickback.

Czerwone flagi

  1. Zbytnia zażyłość pomiędzy osobą odpowiedzialną za zamówienia z ramienia wojska z dostawcą / wykonawcą zamówienia. W innym wariancie mogą być to więzi rodzinne łączące taką osobę odpowiedzialną za zamówienia z kimś z firmy dostawcy / wykonawcy.
  2. Niewyjaśniony wzrost zamożności u osoby odpowiedzialnej za zamówienia.
  3. Przyjmowanie przez osobę odpowiedzialną za zamówienia drogich prezentów, wycieczek, voucherów na wizyty w luksusowych hotelach itp.
  4. Osoba odpowiedzialna za zamówienia prowadzi nieujawnioną działalność zewnętrzną, np. w firmie konsultingowej doradzającej w kwestiach rządowych przetargów.
  5. Występują rozbieżności w raportach działu kontroli, a danymi z faktur wystawionych przez danego kontrahenta.
  6. Dostawca ma negatywną reputację w branży, jeśli chodzi o wręczanie łapówek, ewentualnie w przeszłości toczyły się przeciwko niemu postępowania sądowe dotyczące korupcji.
  7. Zaangażowanie w zamówienia zbędnego pośrednika – przykładowo mała, nieznana firma kupuje specjalistyczny sprzęt od dużego producenta, a następnie sprzedaje to zamawiającemu.
  8. Osoba odpowiedzialna za zamówienia wysyła oferty tylko do jednego dostawcy, podczas gdy na rynku istnieją inni, konkurencyjni dostawcy.
  9. Wątpliwe, nieudokumentowane lub częste prośby o zmianę zleceń udzielanych poszczególnym wykonawcom.
  10. Niewyjaśnione lub nieuzasadnione korzystne traktowanie konkretnego dostawcy.
  11. Wątpliwy, niekonkurencyjny lub wielokrotny wybór konkretnego dostawcy.
  12. Osoba odpowiedzialna za zarządzanie majątkiem doprowadza sprzedaży nieruchomości należącej do firmy po cenie niższej niż rynkowa. Następnie otrzymuje prowizję od kupującego – w niektórych przypadkach taki kupujący ponownie odsprzedaje taką nieruchomość firmie, ale już za znacznie wyższą cenę.
  13. Długie, niewyjaśnione opóźnienie między ogłoszeniem zwycięskiego oferenta, a podpisaniem umowy.
  14. Zapłata nieuzasadnionych, wysokich cen, zakup zbędnych towarów, ciągłe przyjmowanie opóźnionych dostaw.
  15. Adres dostawcy jest niekompletny lub pokrywa się z adresem pracownika, jego bliskiej osoby lub firmy powiązanej z pracownikiem / bliską mu osobą.

 

3. Oszustwa w zakresie zmian w kontrakcie

Ten typ oszustw przebiega zwykle według podobnego schematu: wykonawca, pozostając w zmowie z urzędnikiem ds. zamówień, składa bardzo niską ofertę, co zapewnia mu zwycięstwo w przetargu. Następnie wykonawca żąda zmiany warunków zlecenia, np. powołując się na rzekomo nieznane wcześniej okoliczności. Urzędnik ds. zamówień godzi się na podwyższenie ceny, zwiększając tym samym zyski wykonawcy do z góry zaplanowanego poziomu. W pewnych wariantach proces zmian w zleceniu może też zostać wykorzystany do przedłużenia kontraktu, który powinien zostać ponownie poddany przetargowi.

Czerwone flagi

  1. Słabe kontrole wewnętrzne oraz procedury dotyczące przeglądu lub zlecania zmian w kontraktach.
  2. Duża liczba nietypowych lub niewyjaśnionych zleceń zmian w kontrakcie dla jednego konkretnego kontrahenta, zatwierdzane przez tego samego pracownika.
  3. W przypadku konkretnego wykonawcy mamy do czynienia z powtarzającym się schematem niskiej ceny, umożliwiającej wygranie przetargu. Następnie następuje podwyższanie ceny w wyniku nowego oszacowania, zmiana umowy zmniejszająca zakresy wykonanych prac lub wydłużenie okresu umowy.
  4. Umowy mają niejasne specyfikacje zamówień, w wyniku czego następują nadzwyczaj częste zlecenia zmian.
  5. Słabo udokumentowane zlecenia zmian w kontrakcie lub żądania zlecenia zmian w zaokrąglonych liczbach, jeżeli jest to nietypowe dla danego zadania.
  6. Wzór zleceń zmiany tuż poniżej odgórnego limitu zatwierdzania przez wyższych przełożonych (np. częste zamówienia na 8-9 tys. PLN, gdy limit zatwierdzenia wynosi 10 tys. PLN).
  7. W podejmowanie decyzji dotyczących zamówień realizowanych przez konkretnego kontrahenta angażują się urzędnicy wysokiego szczebla, co nie ma miejsca w przypadku innych kontrahentów.
  8. Kontrakty realizowane przez danego wykonawcę są często rozszerzane o dodatkowy zestaw prac, choć zasadnym wydawałoby się rozpisanie nowego przetargu.

 

4. Zmowa licytacyjna

Podstawą działania tego mechanizmu jest potajemne porozumienie się oferentów, którzy zgłaszają zawyżone oferty, co ma umożliwić zwycięstwo z góry wybranemu wykonawcy. Potencjalni kontrahenci zgadzają się na ograniczenie konkurencji i manipulacje cenami. Podobnego rodzaju zmowy przetargowe występują także chociażby w branży budowlanej, gdzie wykonawcy niektórych odcinków autostrad umawiali się między sobą odnośnie kolejności realizowanych kontraktów.

Czerwone flagi

  1. Zwycięska oferta jest znacząco wyższa w porównaniu do szacunkowych kosztów oraz wydaje się zawyżona w porównaniu do średnich cen branżowych.
  2. Do kontraktu zgłasza się mniej firm niż ma to zwykle miejsce – sytuacja taka może wskazywać na celowe wstrzymywanie ofert.
  3. Występują dowody, np. w postaci korespondencji, które wskazują, że kontrahenci wymieniali informacje o cenach, dzielili swoje strefy wpływów (np. na województwa) lub w inny sposób zawierali nieformalne porozumienia.
  4. Firmy, które normalnie startowały do przetargów samodzielnie, nagle zgłaszają swoje oferty jako konsorcja.
  5. Niektórzy wykonawcy wielokrotnie wygrywają przetargi w tej samej firmie / jednostce, podczas gdy w innych firmach z tym samym towarem nie udaje im się wygrać przetargu.
  6. Renomowanie wykonawcy zaproszeni do przetargów bez wyraźnego powodu nie składają ofert i stają się podwykonawcami zwycięskiej firmy, ewentualnie oferent z niską ofertą wycofuje się i staje się podwykonawcą.
  7. Ceny ofert spadają, gdy do konkursu przystępuje nowy oferent.
  8. Oferty – poza zwycięską – nie są zgodne ze specyfikacją zamówienia oraz słabo przygotowane.
  9. Niektórzy oferenci na różnych przetargach zawsze licytują między sobą lub odwrotnie, czyli niektórzy oferenci nigdy nie licytują między sobą.
  10. Zwycięski oferent wielokrotnie zleca prace firmom, które złożyły wyższe oferty w przetargach.
  11. Można zaobserwować wyraźny wzorzec regularnie występujących niskich ofert – np. firma X zawsze wystawia najniższą ofertę w określonym obszarze geograficznym lub w stałej rotacji z innymi wykonawcami (tzn. naprzemiennie – raz wygrywa X, potem Y, a następnie Z).
  12. W przypadku, gdy pierwotnie złożone oferty zostały uznane przez zamawiającego za zbyt wysokie, oferenci nie chcą składać ponownie ofert lub ponawia się ta sama kolejność cen (np. firma X dała cenę najniższą, firma Y nieco wyższą, a Z najwyższą).
  13. Zwycięska firma w przypadku przetargów przeprowadzanych przez inne podmioty oferuje znacząco niższe ceny za praktycznie taki sam zakres usług lub w przypadku dostawy zbliżonej ilości takiego samego towaru.
  14. Oferenci często zmieniają ceny praktycznie w tym samym czasie i w tym samym stopniu.
  15. Kilku oferentów składa oferty na identyczne kwoty na kilka pozycji z kontraktu.
  16. W ofertach złożonych przez kilku potencjalnych wykonawców / dostawców pojawiają się te same błędy obliczeniowe lub błędy ortograficzne.
  17. Ceny ofert zaczynają spadać za każdym razem, gdy nowy oferent lub firma rzadko startująca w przetargach złoży swoją ofertę.
  18. Przedstawiciel potencjalnego kontrahenta oświadcza, że jego firma „nie sprzedaje na danym terenie” lub że „tylko konkretna firma sprzedaje na danym terenie”.

 

5. Oszustwa związane z zamówieniami budowlanymi

Ten rodzaj oszustw często ma miejsce wtedy, gdy wykonawcy przedstawiają zaniżone koszty wykonania prac związanych ze stawianiem nowych lub remontem starych budynków i / lub infrastruktury.

Czerwone flagi

  1. Wykonawca ma bliskie relacje z osobą odpowiedzialną za odbiór robót oraz oceniającą ich jakość.
  2. Zwycięski wykonawca składa podejrzanie niską ofertę w porównaniu z innymi firmami uczestniczącymi w przetargu – niekiedy jest to oferta poniżej progu zakładanych kosztów. W takiej sytuacji wykonawca może planować oszczędności na materiałach, które będą gorsze niż zakłada specyfikacja.
  3. Inni oferenci, dla których prace realizował zwycięski wykonawca, skarżyli się w przeszłości na niską jakość wykonanych prac.
  4. W przypadku danego wykonawcy mamy do czynienia z modyfikacją kontraktów już po wygraniu przetargu. Sytuacja taka może mieć miejsce jednorazowo lub wielokrotnie i zwykle wiąże się z podwyżką wynagrodzenia lub obniżeniem wymagań jakościowych / rezygnacją z niektórych etapów prac.
  5. Znaczące wydłużenie szacowanego lub określonego w umowie terminu zakończenia projektu.
  6. Wykonawca wykonuje ponadstandardowo dużą część prac w godzinach, w których inspektorzy nadzoru ze strony zamawiającego już nie pracują.
  7. Wykonawca składa do zamawiającego wnioski o zastosowanie innych (zwykle tańszych) materiałów, niż zakładała pierwotna specyfikacja zamówienia. Mimo odmowy zamawiającego może w takiej sytuacji dojść do jej zignorowania i zastosowania tańszych materiałów.
  8. Niedostateczne dokumentowanie naruszeń specyfikacji zamówienia przez osoby pełniące nadzór (jednym z powodów może być wzięcie łapówki).
  9. Skargi nowych wykonawców na poprzedniego wykonawcę, który miał używać materiałów niezgodnych ze specyfikacją zamówienia.

 

Podsumowanie

Powyższe przykłady nie wyczerpały oczywiście wszystkich dostępnych metod oszustw i manipulacji przy kontraktach, nie tylko zresztą wojskowych. Gdybym chciał szczegółowo opisać wszystkie potencjale możliwości, to wyszłaby z tego obszerna książka na kilkaset stron. A, jeszcze na sam koniec chciałbym tylko dodać, że jeśli potrzebujesz profesjonalnej pomocy w wykrywaniu oszustw gospodarczych, to zapraszam do kontaktu – szczegóły znajdziesz poniżej.

 

Detektywi dla biznesu

Nasza specjalizacja: przestępczość gospodarcza

Każde zlecenie realizowane jest przez doświadczonych specjalistów z odpowiednimi uprawnieniami. Posiadamy wpis do Rejestru przedsiębiorców wykonujących działalność regulowaną w zakresie usług detektywistycznych – numer rejestrowy RD-134/2021.

Nasza oferta usług detektywistycznych

– sprawdzanie wiarygodności podmiotów polskich oraz zagranicznych (wywiad gospodarczy),

– śledztwa w sprawach nadużyć managerskich i kradzieży pracowniczych,

– audyty bezpieczeństwa pod kątem zagrożenia przestępczością gospodarczą,

– opracowywanie i wdrażanie procedur antyfraudowych,

– poszukiwanie majątku dłużników,

– poszukiwanie skradzionego majątku,

– wykrywanie i przeciwdziałanie nieuczciwej konkurencji

– szkolenia antyfraudowe.

Kontakt:

E-mail: kontakt@bialekolnierzyki.com

Telefon: 513 755 005

 

Detektyw Toruń, Bydgoszcz, cała Polska!

 

Zdjęcie ilustrujące wpis jest poglądowe! Osoby, rzeczy lub sytuacje przedstawione na zdjęciu NIE mają bezpośredniego związku z treścią niniejszego wpisu!

The rich get richer, czyli bogaci się bogacą (i nie płacą wysokich podatków)

Czytając komentarze pod moim ostatnim postem na Facebooku, odniosłem nieodparte wrażenie, że chyba nie przez wszystkich został on do końca zrozumiany. Pomyślałem więc, że być może warto doprecyzować pewne sprawy. Otóż zarzucono mi troskę o najbogatszych, że niby ubolewam nad wysokim opodatkowaniem osób pokroju Kulczyka. Drodzy Państwo, nic z tych rzeczy! Najbogatsi, jeśli tylko chcą, płacą % bardzo małe podatki i nie ma ich co żałować. Problem w tym, że w dobie konkurencji podatkowej, jaka ma miejsce między państwami w kwestii przyciągania kapitału, nie ma też za bardzo jak zmusić milionerów do tego, aby płacili więcej w Polsce. Za to zwykłego Kowalskiego już jak najbardziej można docisnąć podatkami.

Wytłumaczę to na bardzo prostym przykładzie – tak, żeby każdy zrozumiał o co chodzi.

 

 

Na załączonej grafice macie przykładową strukturę holdingową, jakich używają bogaci inwestorzy. Na szczycie jest spółka operacyjna A notowana na GPW, która jest zarejestrowana w Polsce i, jak sama nazwa wskazuje, prowadzi normalną działalność operacyjną w naszym kraju. Mamy też biznesmena Kluczyka, który chciałby zakupić akcje spółki A w celach inwestycyjnych. Gdyby to zrobił jako Kluczyk – osoba fizyczna i polski rezydent podatkowy, to przy sprzedaży akcji „na górce” musiałby się liczyć z 19% podatkiem dochodowym. Analogicznie podatek taki występowałby również w przypadku wypłaty dywidendy. Jednak zamiast Kluczyka akcje spółki A kupuje spółka holdingowa B, zarejestrowana w Luksemburgu. No a w Luksemburgu akurat stawka podatku od zysków kapitałowych w pewnych przypadkach wynosi całe 0% (słownie: zero procent). Idźmy dalej. Udziałowcem spółki holdingowej B jest spółka holdingowa C z Cypru, a jej udziałowcem jest z kolei spółka holdingowa D ze Zjednoczonych Emiratów Arabskich. Spółkę D może z kolei kontrolować np. jakiś trust, którego beneficjentem rzeczywistym będzie kto…? Oczywiście nasz biznesmen Kluczyk.

Co daje taka struktura?

Po pierwsze omijamy 19% podatek dochodowy w Polsce (na temat rozliczania tego podatku na dalszym etapie struktury będziecie mogli przeczytać w jednym z naszych z najbliższych newsletterów). Po drugie mamy dystans pomiędzy beneficjentem rzeczywistym (Kluczyk) a przedsięwzięciem, w które on inwestuje. Jest to o tyle wygodne, że byle leszcz nie sprawdzi sobie ot tak, gdzie taki Kluczyk lokuje kapitał, gdyż Kluczyka nie będzie w rejestrze akcjonariuszy. Co jednak ważniejsze, jeśli na końcu struktury spółek holdingowych podstawimy podmiot zarejestrowany w kraju, który nie uczestniczy w systemie CRS (Common Reporting Standard), to dotarcie przez polskiego fiskusa czy prokuraturę do informacji na temat tego, że to Kluczyk jest UBO (Ultimate Beneficial Owner, czyli beneficjentem rzeczywistym) stanie pod znakiem zapytania. Takim krajem umożliwiającym zachowanie anonimowości jest chociażby USA, stąd m.in. popularność spółek z Delaware. Dodajmy jeszcze do tego zmianę rezydencji podatkowej przez Kluczyka – to milioner, więc kupił sobie piękną willę z jeszcze piękniejszym widokiem na jezioro Czterech Kantonów i jest oficjalnie rezydentem podatkowym w Szwajcarii.

Reasumując: Kluczyk do inwestowania w Polsce postawi sobie strukturę, której utrzymanie będzie co prawda kosztowało x-tysięcy PLN rocznie, ale za to przy dużej skali inwestycji uniknie konieczności zapłacenia naszemu fiskusowi milionów PLN z tytułu podatku dochodowego. Pokaże również fucka polskiej skarbówce i będzie mógł rozliczać się w kraju o stabilniejszym i przyjaźniejszym systemie prawnym. Stąd wynik starcia Kluczyk vs Fiskus to 1:0, co wkurza premiera Morawieckiego z miniaturki.

A teraz zobaczmy co się stanie, jeśli w miejsce Kluczyka postawimy Kowalskiego

Kowalski jest zwykłym obywatelem, prowadzącym mały biznes w Polsce, który chce pomnożyć swój majątek poprzez inwestowanie na giełdzie. Kupuje więc akcje spółki A za 100 tys. PLN, po czym za jakiś czas sprzedaje je za 200 tys. PLN. Jak łatwo policzyć, jest na plusie, ale od tego zysku musi zapłacić podatek 19% – i nie ucieknie od niego, bo raz, że jest polskim rezydentem podatkowym i kupił te akcje na siebie, a dwa przy tak niskiej skali inwestowania nie opłaca mu się stawiać zagranicznych struktur. Czyli jeśli porównać Kluczyka z Kowalskim, to ten ostatni w ujęciu % zapłaci w Polsce kilkunastokrotnie większy podatek – mimo, że przecież obaj Panowie zainwestowali w tę samą polską spółkę A.

Rekin sobie poradzi

Ktoś mógłby powiedzieć: no dobrze, ale przecież jeśli dany biznes jest prowadzony w Polsce i to u nas osiąga przychody, to i tak dosięgnie go ręka polskiego fiskusa. Teoretycznie tak, ale w praktyce wygląda to różnie. Wystarczy spojrzeć na podatek CIT płacony przez niektóre przedsiębiorstwa kontrolowane przez zagraniczne centrale.

I tak niemiecka sieć Aldi w latach 2016 – 2020 zapłaciła całe 0 (słownie zero) PLN CIT-u, przy przychodach rzędu 6,5 miliarda PLN. Z kolei francuska sieć Auchan przy przychodach rzędu niecałych 60 miliardów PLN, w ciągu 5 ostatnich lat zapłaciła niecałe 30 milionów PLN CIT-u, co stanowiło „aż” 0,05% przychodów. Tak niski poziom płaconego CIT-u można by próbować wytłumaczyć wydatkami na ekspansję oraz inwestycje. Tyle, że polska sieć Dino, która bardzo mocno inwestuje w rozwój (kilkaset nowych sklepów rocznie), w latach 2016 – 2020 zapłaciła 286 milionów PLN podatku dochodowego od osób prawnych. Jest to blisko 10-krotnie więcej niż Auchan, który do tego miał w omawianym okresie blisko 2-krotnie wyższe przychody niż Dino. O czym to może świadczyć, chyba nie muszę tłumaczyć.

Jeszcze ciekawiej robi się, gdy spojrzymy na wyniki niektórych operatorów telefonii komórkowej. I tak T-Mobile, wchodzący w skład grupy Deutsche Telekom, przez ostatnie 5 lat zapłacił w Polsce „oszałamiającą” kwotę 30 tysięcy PLN CIT-u, przy przychodach rzędu 43 miliardów PLN i wykazywanych zyskach na poziomie 2,5 miliarda PLN. Dla porównania: eksperci ze Związku Przedsiębiorców i Pracodawców obliczyli, że podobną kwotę 30 tysięcy PLN podatku dochodowego zapłaci mały przedsiębiorca będący na podatku liniowym, osiągający dochody rzędu ok. 200 tysięcy PLN rocznie. Fajnie, co nie…? Kontrolowane przez Francuzów Orange w latach 2016 – 2020 zapłaciło zaś nieco więcej CIT-u, bo 16,6 miliona PLN, jednocześnie pobierając jednak ok. 820 milionów PLN z pomocy publicznej. Można? Można! Tak dla porównania, w analogicznym okresie Plus zapłacił blisko 600 milionów PLN CIT-u, a Play ponad 960 milionów PLN, mając przychody mniejsze niż T-Mobile i Orange.

Reasumując

Wielki biznes podąża lub transferuje zyski tam, gdzie płaci możliwie najmniejsze podatki i gdzie system prawny jest w miarę stabilny. Średniacy pokroju Kowalskiego są za to skazani na polskiego fiskusa, który może im dokręcać śrubę na tyle, na ile zielone światło da ustawodawca. Niektóre branże, jak np. programiści, mają jeszcze opcję, aby pomyśleć o zmianie rezydencji podatkowej, ale np. przedsiębiorca prowadzący zakład fryzjerski czy myjnię samochodową może zapomnieć o „optymalizacyjnej” spółce w Estonii czy na Cyprze – tzn. może ją sobie otworzyć, ale prawdopodobnie polegnie przy pierwszej kontroli z US.

Jeśli więc cieszysz się z tego, że rząd chce odbierać bogatym i dawać biednym, to muszę Cię niestety rozczarować. Najbogatsi Polacy i wielkie międzynarodowe firmy mają do dyspozycji najlepszych doradców podatkowych, którzy praktycznie zawsze znajdą jakąś lukę w systemie. Dysponują również dużym kapitałem i często także odpowiednimi strukturami holdingowymi, których budowa i utrzymanie jest bardzo tanie w porównaniu do skali prowadzonych inwestycji. Krótko mówiąc biznesmeni pokroju Kluczyka oraz duże korporacje mają możliwości optymalizacji i stać ich na to, aby nie płacić podatków w Polsce. W konsekwencji to nie najbogatsi dostaną po kieszeni w wyniku nowych projektów rozdawniczych rządu (no, może z pewnymi wyjątkami). Warto zdawać sobie z tego sprawę.

A tak przy okazji…

Jeśli interesują Ciebie tematy zbliżone do dziś omawianego, czyli związane z optymalizacją biznesu np. przy wykorzystaniu zagranicznych spółek (nie tylko z Luksemburga), to zapraszam do zapisania się na newsletter Białych Kołnierzyków. Link znajdziesz TUTAJ

 

Zdjęcie ilustrujące wpis jest poglądowe! Osoby, rzeczy lub sytuacje przedstawione na zdjęciu NIE mają bezpośredniego związku z treścią niniejszego wpisu!