Kredyty frankowe i klauzule abuzywne – sprawdź, czy Twój bank je stosował i jak to wykorzystać!

Pod koniec 2019 roku miała miejsce słynna bitwa w Luksemburgu, w której naprzeciwko siebie stanęli frankowicze oraz banki. Stawka była wysoka, a zwycięstwo w tym starciu odniosły osoby mające kredyty hipoteczne we frankach szwajcarskich (a przynajmniej tak się powszechnie uważa). Dziś nie będę poruszał tego zagadnienia całościowo, ale skoncentruję się na tzw. klauzulach abuzywnych, które występowały w umowach kredytowych oraz na możliwościach, jakie dają one frankowym kredytobiorcom.

 

Klauzula abuzywna we frankowej umowie kredytowej – jak to możliwe…?

W powszechnym przekonaniu są 2 typy instytucji, które mają perfekcyjnie skonstruowane umowy zabezpieczające ich interesy: banki oraz firmy ubezpieczeniowe. I wiele w tym prawdy, ale żyjemy w rzeczywistości ciągle zmieniającego się stanu prawnego oraz rozmaitych linii orzekania. W konsekwencji umowy, które balansowały na krawędzi prawa, mogą jednego roku być uznawane za 100% zgodne z prawem, a w drugim ta sama umowa może zostać przez sąd potraktowana inaczej. Inny scenariusz to świadome umieszczanie w umowie zapisów krzywdzących konsumentów i liczenie na to, że nie pójdą oni do sądu – banki były bowiem pewne swojej siły. To tak mówiąc w dużym skrócie i w uproszczeniu. A dla tych, którzy nie wiedzą, czym jest klauzula abuzywna, krótka definicja:

Klauzule abuzywne to niedozwolone postanowienia umowne, zdefiniowane jako postanowienia umowy zawieranej z konsumentem. Klauzule takie nie są uzgodnione indywidualnie i nie wiążą konsumenta w sytuacji, jeśli rażąco naruszają jego interesy oraz kształtują jego prawa i obowiązki w sposób sprzeczny z dobrymi obyczajami.

Jak widać z tej definicji, termin klauzula abuzywna może być użyty w relacjach przedsiębiorca – konsument (czyli np. bank – kredytobiorca). Ok, a jakie zapisy niedozwolone można znaleźć w umowach frankowych konkretnych banków?

 

1. Klauzule abuzywne w umowach frankowych: bank PKO BP SA – umowa kredytu Własny Kąt Hipoteczny

Ust. 3. Kredyt może być wypłacony:

  • w walucie wymienialnej – na finansowanie zobowiązań za granicą i w przypadku zaciągnięcia kredytu na spłatę kredytu walutowego,
  • w walucie polskiej – na finansowanie zobowiązań w kraju.

Ust. 4. W przypadku, o którym mowa w ust. 3 pkt 2., stosuje się kurs kupna dla dewiz (aktualna Tabela kursów) obowiązujący w PKO BP SA w dniu realizacji zlecenia płatniczego.

Komentarz

Zacznijmy od tego, że umowy kredytowe Własny Kąt Hipoteczny dotyczą kredytów denominowanych. Co to oznacza? To, że kwota kredytu w tej umowie jest wyrażona w CHF, ale w rzeczywistości została wypłacona w PLN. Tego typu kredyty były bowiem wypłacane w złotówkach ze względu na to, iż zdecydowana większość umów była zawierana celem nabycia nieruchomości znajdujących się w Polsce.

Perspektywa dla frankowiczów: dobra

Osoby posiadające kredyty frankowe w PKO BP SA mogą w oparciu o te klauzule uzyskać korzystne rozstrzygnięcie sądu. O ciekawych możliwościach dla kredytobiorców piszę na końcu artykułu.

 

2. Klauzule abuzywne w umowach frankowych: Santander Bank Polska SA

Santander Bank Polska powstał z połączenia dwóch banków: Kredyt Banku i Banku Zachodniego WBK. W związku z tym w obrocie prawnym funkcjonują niejako dwie umowy dotyczące kredytów hipotecznych w szwajcarskiej walucie.

 

Umowa kredytu hipotecznego we frankach: Kredyt Bank SA

  • Kwota kredytu denominowanego (waloryzowanego) w CHF lub transzy kredytu zostanie określona według kursu kupna dewiz dla wyżej wymienionej waluty zgodnie z „Tabelą kursów” obowiązującą w Banku w dniu wykorzystania kredytu lub transzy kredytu.
  • Każda transza kredytu wykorzystywana jest w złotych przy jednoczesnym przeliczeniu wysokości transzy według kursu kupna dewiz dla CHF zgodnie z „Tabelą kursów” obowiązującą w Banku w dniu wykorzystania kredytu lub transzy kredytu.
  • Spłata rat kapitałowo – odsetkowych dokonywana jest w złotych po uprzednim przeliczeniu rat kapitałowo – odsetkowych według kursu sprzedaży dewiz dla CHF zgodnie z „Tabelą kursów” obowiązującą Bank w dniu spłaty.

Komentarz

Umowy frankowe, jakie przedstawiał swoim klientom Kredyt Bank, zawierają następujące sformułowanie: kredyt denominowany. Faktycznie jednak były to kredyty indeksowane do CHF, choć kwota na umowie jest określona w PLN.

Perspektywa dla frankowiczów: dobra

Osoby posiadające kredyty frankowe w Kredyt Banku SA mogą w oparciu o te klauzule uzyskać korzystne rozstrzygnięcie sądu. O tym, jakie możliwości dla kredytobiorcy to otwiera, piszę na końcu artykułu.

 

Umowa kredytu hipotecznego we frankach: Bank Zachodni WBK

  • Uruchomienie kredytu nastąpi na rachunek (numer rachunku) w złotych polskich przy wykorzystaniu bieżącego/negocjowanego kursu kupna dewiz dla CHF obowiązującego w Banku w dniu płatności.
  • Walutą spłaty kredytu jest CHF. W przypadku spłaty kredytu w złotych polskich realizacja płatności nastąpi przy wykorzystaniu bieżącego kursu sprzedaży dewiz dla CHF obowiązującego w Banku w dniu realizacji należności Banku.

Komentarz

Umowy kredytowe, jakimi posługiwał się Bank Zachodni WBK, w zdecydowanej większości były umowami kredytu denominowanego do franka szwajcarskiego. Co interesujące z punktu widzenia kredytobiorców, jako niedozwolone można tutaj potraktować:

– klauzulę dotyczącą przeliczenia walutowego z franka na złotówki po kursie kupna franka,
– klauzulę dotyczącą przeliczenia walutowego z franka na złotówki po kursie sprzedaży franka,

które to kursy odwołują się do kursów walut obowiązujących w tym banku (czyli w WBK).

Perspektywa dla frankowiczów: dobra

Osoby posiadające kredyty frankowe w Banku Zachodnim WBK mogą w oparciu o te klauzule uzyskać korzystne rozstrzygnięcie sądu. Także i tutaj zachęcam osoby zainteresowane do zapoznania się z możliwościami prawnymi – piszę o tym na końcu artykułu.

 

 

3. Klauzule abuzywne w umowach frankowych: Bank Millenium SA

  • Kredyt jest indeksowany do CHF/USD/EUR według Tabeli Kursów Walut Obcych obowiązującej w Banku Millenium w dniu uruchomienia kredytu lub transzy.
  • W przypadku kredytu indeksowanego kursem waluty obcej kwota raty spłaty obliczona jest według kursu sprzedaży dewiz, obowiązującego w Banku na podstawie obowiązującej w Banku Tabeli Kursów Walut Obcych z dnia spłaty.

Komentarz

Nie ma co niepotrzebnie przedłużać: klauzule przeliczenia walutowego znajdujące się w umowach banku Millenium zostały uznane jako niedozwolone.

Perspektywa dla frankowiczów: dobra

Osoby posiadające kredyty frankowe w Banku Millenium SA mogą w oparciu o te klauzule uzyskać korzystne rozstrzygnięcie sądu. O tym, co to może oznaczać dla kredytobiorców, piszę na końcu artykułu.

 

 

4. Klauzule abuzywne w umowach frankowych: mBank SA

W pierwszym rzędzie należy zauważyć, że klauzule niedozwolone będą dotyczyć tutaj umów kredytu indeksowanego BRE Banku SA (Banku Rozwoju Eksportu), który jest niejako poprzednikiem mBanku.

  • Raty kapitałowo – odsetkowe oraz raty odsetkowe spłacane są w złotych po uprzednim ich przeliczeniu wg kursu sprzedaży CHF z tabeli kursowej BRE Banku SA, obowiązującego na dzień spłaty z godziny 14:50.

Komentarz

Powyższa klauzula jest klauzulą niedozwoloną, co powoduje, że umowa kredytowa może być uznana albo za nieważną w całości, albo za bezskuteczną w zakresie klauzul walutowych.

Perspektywa dla frankowiczów: dobra

Osoby posiadające kredyty frankowe w mBanku / BRE Banku SA mogą w oparciu o tę klauzulę uzyskać korzystne rozstrzygnięcie sądu. Jeśli więc masz tego typu kredyt, to koniecznie spojrzyj na koniec tego wpisu!

 

 

5. Klauzule abuzywne w umowach frankowych: Raiffeisen Bank Internetional AG

Tutaj także mamy podział na 2 banki, które niegdyś były samodzielnymi podmiotami, a obecnie wchodzą w skład Raiffeisen Bank. Jak widać takie fuzje są na naszym rynku bankowym dość często spotykane.

 

Umowa kredytu hipotecznego we frankach: Polbank / EFG Eurobank Ergasias SA oddział w Polsce

Komentarz

Tutaj klauzule abuzywne są wyszczególnione w załączniku nr 1 do umowy kredytowej, nazywanym także Regulaminem. Ten Regulamin kredytu hipotecznego udzielanego przez Polbank EFG mówił o indeksowaniu kwoty kredytu do CHF przez przeliczenie kwoty kredytu wyrażonej w PLN po kursie kupna walut ustalanym w przyszłości przez bank. Potem nastąpić miało przeliczenie tak uzyskanej kwoty indeksacji w CHF po kursie sprzedaży ustalanym w przyszłości w sposób wskazany w regulaminie.

Dodatkowo Polbank zawarł w regulaminie zapis, iż uwzględniana będzie stawka referencyjna LIBOR, określana przez British Banker’s Association. Problem w tym, że wskaźnik ten nie funkcjonuje już od kilku lat. No a skoro tak, to wykonywanie umowy w oparciu o ten wskaźnik jest w praktyce niewykonalne. Niewykonalność ta oznacza z kolei, że umowa kredytowa może (ale nie musi!) tutaj zostać unieważniona w całości.

Perspektywa dla frankowiczów: dobra

Osoby posiadające kredyty frankowe w Polbanku / EFG Eurobanku mogą w oparciu o te klauzule uzyskać korzystne rozstrzygnięcie sądu. Masz taki kredyty? Na końcu tego artykułu dowiesz się o tym, jakie masz możliwości walki o swoje pieniądze!

 

Umowa kredytu hipotecznego we frankach: Raiffeisen Bank Polska SA

  • W przypadku Kredytu udzielanego w walucie obcej CHF/EUR/USD kwota kredytu zostanie wypłacona w złotych według kursu kupna danej waluty zgodnie z obowiązującą w Banku w dniu Uruchomienia Kredytu/Transzy Kredytu Tabelą Kursów walut dla produktów hipotecznych w Raiffeisen Bank Polska Spółka Akcyjna.
  • W przypadku Kredytu udzielonego w CHF/EUR/USD kapitał, odsetki oraz inne zobowiązania z tytułu Kredytu, poza wymienionymi w §3 ust. 1 Umowy wyrażone w walucie obcej spłacane będą w złotych jako równowartość kwoty podanej (w walucie) przeliczonej: wg kursu sprzedaży waluty zgodnie z obowiązującą w Banku w dniu spłaty zobowiązania określonym w harmonogramie, o którym mowa w ust. 1 powyżej. Tabela kursów walut dla produktów hipotecznych w Raiffeisen Bank Polska S.A. w przypadku wpłat dokonywanych przed tym terminem lub w tym terminie.

Komentarz

Klauzule te dawały bankowi możliwość praktycznie dowolnego kształtowania wysokości kursu przy wypłacie oraz spłacie kredytu. Jest to sytuacja bardzo niekorzystna z punktu widzenia kredytobiorcy.

Perspektywa dla frankowiczów: dobra

Osoby posiadające kredyty frankowe w Raiffeisen Bank Polska SA mogą w oparciu o te klauzule uzyskać korzystne rozstrzygnięcie sądu. O tym, co może zrobić w tej sytuacji kredytobiorca, wspominam na końcu tego artykułu.

 

 

6. Klauzule abuzywne w umowach frankowych: Nordea Bank Polska SA

  • W przypadku kredytu denominowanego w walucie obcej, kwota kredytu wypłacana w złotych, zostanie określona poprzez przeliczenie na złote kwoty wyrażonej w walucie, w której kredyt jest denominowany, według kursu kupna tej waluty, zgodnie z Tabelą kursów, obowiązującą w Banku w dniu uruchomienia środków, w momencie dokonania przeliczeń kursowych.
  • W przypadku kredytu denominowanego w walucie obcej, wypłata środków następuje w złotych, w kwocie stanowiącej równowartość wypłacanej kwoty wyrażonej w walucie obcej.
  • W przypadku wypłaty w złotych, kwota transzy po wypłaceniu przeliczana jest przez Bank na walutę, do jakiej kredyt jest indeksowany, według kursu tej waluty, zgodnie z Tabelą kursów obowiązującą w Banku w dniu i w momencie wypłaty środków.
  • W przypadku spłaty kredytów w złotych, spłata następuje w równowartości kwot wyrażonych w walucie obcej, przy czym do przeliczeń wysokości rat kapitałowo – odsetkowych spłacanego kredytu stosuje się kurs sprzedaży danej waluty według Tabeli kursów obowiązującej w Banku w dniu i momencie spłaty.

Komentarz

Jak więc widać, klauzul abuzywnych jest tutaj całkiem sporo. Dodatkowo warto wspomnieć, że Nordea Bank przedstawiał kredytobiorcom frankowym symulację, gdzie wzrost kursów walut był określany na maksymalnie 50%. No a przecież w wielu przypadkach frank szwajcarski po kursie początkowym przy zawieraniu umowy kosztował nieco ponad 2 PLN, podczas gdy kilka lat później skoczył do ponad 4 PLN! Nie trzeba być profesjonalnym matematykiem, aby policzyć, że to jednak o wiele więcej niż wspomniane 50%…

Perspektywa dla frankowiczów: dobra

Osoby posiadające kredyty frankowe w Nordea Bank Polska SA mogą w oparciu o te klauzule uzyskać korzystne rozstrzygnięcie sądu. I także tutaj zapraszam zainteresowanych do zapoznania się z możliwościami odzyskania pieniędzy – znajdziesz to przy końcu wpisu.

 

 

7. Klauzule abuzywne w umowach frankowych: Bank BPH SA / GE Money Bank SA

  • Do wyliczenia kursów kupna/sprzedaży dla kredytów hipotecznych udzielanych przez GE Money Bank S.A. stosuje się kursy złotego do danych walut ogłoszone w tabeli kursów średnich NBP w danym dniu roboczym skorygowane o marże kupna sprzedaży GE Money Banku S.A. *zgodnie z tabelą banku

Komentarz

Klauzula ta jest analogiczna do innej klauzuli wpisanej do rejestru klauzul niedozwolonych – oto jej brzmienie:

Spłaty dokonywane będą przez Kredytobiorcę w złotych, po uprzednim przeliczeniu spłaty wg kursu GE Money Banku S.A. (kursu Banku). Kurs Banku jest to średni kurs złotego w stosunku do waluty kredytu opublikowany w danym dniu w prasie przez NBP, powiększony o zmienną marżę kursową Banku, która w dniu udzielania kredytu wynosi 0,06. Marża kursowa może ulegać zmianom i jest uzależniona od rozpiętości kursów kupna i sprzedaży waluty kredytu na rynku walutowym.

I tutaj warto zaznaczyć, że klauzuli takiej według prawa nie powinno się rozbijać na część odsyłającą do kursów NBP i na część realizowaną zgodnie z fantazją banku. I to jest bardzo dobra wiadomość dla kredytobiorców.

Perspektywa dla frankowiczów: dobra

Osoby posiadające kredyty frankowe w Banku BPH SA / GE Money Banku SA mogą w oparciu o te klauzule uzyskać korzystne rozstrzygnięcie sądu. Jak to zrobić i czego się spodziewać? O tym za już za moment!

 

 

8. Klauzule abuzywne w umowach frankowych: Getin Noble Bank SA

  • Uruchomienie Kredytu następuje w PLN przy jednoczesnym przeliczeniu w dniu wypłaty na walutę wskazaną w Umowie Kredytu zgodnie z kursem kupna dewiz obowiązującym w Banku w dniu uruchomienia.
  • W przypadku kredytu denominowanego kursem waluty obcej Harmonogram Spłat Kredytu jest wyrażany w walucie kredytu. Kwota raty spłaty obliczana jest według kursu sprzedaży dewiz, obowiązującego w Banku na podstawie obowiązującej w Banku Tabeli Kursów z dnia spłaty.

Komentarz

Umowy frankowe zawierane przez Getin Noble Bank są umowami kredytu indeksowanego do CHF. Przyjęte w umowach wyżej wymienione klauzule przeliczania dają podstawy do unieważnienia tych umów lub do uznania jej bezskuteczności jeśli chodzi o klauzule walutowe. Warto też dodać, że aneksy zawierane przy okazji takich umów kredytowych dość często przewidywały doliczenie opłaty za podpisanie aneksu do kwoty kredytu w trybie podwyższenia bieżącego salda kredytowego. Tego typu „akcje” również zostały wpisane do rejestru klauzul niedozwolonych.

Perspektywa dla frankowiczów: dobra

Osoby posiadające kredyty frankowe w Getin Noble Banku SA mogą w oparciu o te klauzule uzyskać korzystne rozstrzygnięcie sądu. Zainteresowanych możliwościami zapraszam kilka akapitów poniżej.

 

 

A co z innymi bankami i udzielanymi przez nie kredytami frankowymi…?

Oczywiście powyższe zestawienie nie przedstawia jeszcze wszystkich przypadków, w których stosowano klauzule niedozwolone przy okazji udzielania kredytów we frankach szwajcarskich! Swoje „za uszami” mają chociażby takie banki, jak:

– Deutsche Bank Polska SA

– BNP Paribas Bank Polska SA

– Fortis Bank Polska SA

– Bank Gospodarki Żywnościowej SA (BGŻ SA)

– Bank Polska Kasa Opieki SA (Pekao SA)

Tak jest, te banki także stosowały w swoich umowach frankowych klauzule abuzywne! A jeśli kogoś interesuje to zagadnienie, to może sprawdzić pełen rejestr klauzul niedozwolonych, prowadzony przez Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów (UOKiK). W rejestrze tym znajdują się nie tylko umowy przygotowane przez banki, ale również przez inne podmioty.

 

 

Czy frankowicze mogą wygrać starcie bankami i co mogą zyskać?

Pora przejść do bardzo ważnej sekcji, która przybliży Czytelnikom oraz Czytelniczkom możliwości związane w rozpoczęciem sporu z bankiem. Mamy więc kredyt we frankach szwajcarskich i decydujemy się na wstąpienie na wojenną ścieżkę. Co dalej? Jest kilka możliwości.

 

Unieważnienie umowy frankowej w całości

Taki scenariusz jest możliwy wtedy, gdy w umowie frankowej nie została określona kwota w złotówkach, jaką miał otrzymać kredytobiorca. Przykładowy zapis: kwota kredytu to 100 tys. CHF, jednak nie więcej niż 200 tys. PLN. Sformułowanie „nie więcej” nie oznacza jednak konkretnej kwoty! I teraz najprostsza symulacja: jeśli dla podanego przykładu mieliśmy cenę wyjściową franka na poziomie 2 PLN, to przy szybkim wzroście ceny na 2,50 PLN bank teoretycznie powinien wypłacić kredytobiorcy 250 tys. PLN, ale tego oczywiście nie robił tylko wypłacał 200 tys. PLN, zatrzymując „górkę” dla siebie. Oczywiście kredytobiorca musiał przy tym płacić odpowiednio wyższe raty, więc był mocno pokrzywdzony.

Unieważnienie umowy frankowej wchodzi w grę wtedy, gdy umowa ta nie może funkcjonować bez klauzul abuzywnych. Klauzule taki na ogół odnoszą się do tabeli kursów banku, gdzie nie wiadomo do końca jaką kwotę bank powinien wypłacić, gdyż nie można wprowadzić kursu zewnętrznego waluty. Dawało to bankom pole do manipulacji na niekorzyść kredytobiorców, gdyż bank mógł sobie taki kurs wymiany ustalać według własnego widzimisię.

 

 

Sąd unieważnia umowę kredytu frankowego – co dalej?

Jeśli dojdzie do sytuacji, w której umowa frankowa zostanie unieważniona, to konsekwencją tego będzie konieczność rozliczenia się stron. Jest to oczywiście korzystne dla większości frankowiczów, którym bardzo mocno wzrosły raty kredytu, a dług po latach spłacania specjalnie się nie zmniejszył. Przykładowo: ktoś wziął kredyt na 500 tys. PLN, licząc po ówczesnym kursie franka, a po latach okazało się, że jego zadłużenie wzrosło do 1 miliona PLN (odejmując to, co przez lata wpłacił).

Szybka symulacja:

Pan Kowalski pożyczył 500 tys. PLN (licząc po kursie franka z dnia zaciągnięcia kredytu), przez x-lat wpłacił do banku 200 tys. PLN, ale ogólna kwota kredytu do spłaty urosła do 1 miliona PLN. Umowa kredytowa została unieważniona, więc teraz Pan Kowalski będzie musiał oddać bankowi 300 tys. PLN (500 tys. minus już wpłacone 200 tys.) i temat kredytu będzie właściwie zamknięty. Jest to oczywiście bardzo korzystna sytuacja dla tego kredytobiorcy, ponieważ nie musi on oddawać bankowi 1 miliona PLN, liczonego po obecnym kursie CHF!

Na dobrą sprawę największym minusem takiego rozwiązania jest konieczność jednorazowego oddania bankowi większej ilości pieniędzy – ale i tutaj istnieje chociażby możliwość wzięcia kredytu.

 

Czy frankowicze tracą nieruchomości po rozwiązaniu umowy kredytowej?

NIE! Banki nie przejmują w takiej sytuacji mieszkania czy domu kredytobiorcy! Zgodnie z prawem bank ma na nieruchomości zabezpieczenie, które po unieważnieniu umowy po prostu znika. Strony mają jednak obowiązek rozliczyć się z tego, co sobie świadczyły – o tym należy pamiętać. Istnieje jednak wariant, w którym sądy nie zasądzają konieczności zwrotu świadczeń przez obie strony na zasadzie „Ja muszę oddać bankowi całą kwotę kredytu liczoną po początkowym kursie franka, a bank odda mi wszystkie raty spłacone przeze mnie”. O takim wariancie przeczytacie poniżej.

 

 

Sąd unieważnia tylko kluzule abuzywne – reszta umowy pozostaje w mocy

Co dzieje się w takiej sytuacji? Sąd niejako wykreśla z umowy postanowienia odnoszące się do kursów walut i uznaje kredyt jako złotówkowy. Umowa może więc funkcjonować i kredytobiorcy mają spłacić taką kwotę, jaką rzeczywiście otrzymali od banku, ale oprocentowanie powinno być wtedy liczone tak, jak kredytu we frankach. Wiąże się z tym bardzo ważna rzecz, czyli…

Roszczenie o nadpłaty

Jeśli sąd zdecyduje, że umowa frankowa ma być traktowana jako kredyt złotówkowy, to kredytobiorcy może przysługiwać roszczenie od nadpłaty. Dlaczego? Ponieważ przyjmując fikcję, że kredyt jest złotówkowy, musimy również przyjąć, że był złotówkowy od samego początku. Ale uwaga! Oprocentowane i tak powinno być liczone według wskaźnika LIBOR, co oznacza, że raty powinny być o wiele niższe niż te rzeczywiście płacone! I tutaj frankowicze mogą się domagać od banku zwrotu tej nadpłaty, jaka powstała przez lata spłacania kredytu. Jest to oczywiście bardzo dobra wiadomość dla frankowiczów, ale też trzeba pamiętać o jednej rzeczy. O ile bowiem roszczenie przy stwierdzeniu nieważności umowy się nie przedawnia, to roszczenie w przypadku oddania przez bank nadpłat przedawnia się po 6 latach! Oznacza to, że jeśli ktoś spłaca np. kredyt od 12 lat, to nie będzie mógł żądać zwrotu nadpłaty za wszystkie lata, w których płacił raty.

 

 

Jak wygląda w praktyce starcie frankowicza z bankiem?

Pierwszym krokiem może być złożenie reklamacji do banku – argumentujemy to tym, że umowa kredytowa jest dotknięta wadami powodującymi jej nieważność. Oczywiście powinniśmy tutaj zaproponować rozliczenie wzajemne.

Jakie są szanse, że bank uwzględni naszą reklamację?

Na dzień dzisiejszy (pierwszy kwartał 2020 roku) bardzo małe. Banki, przynajmniej póki co, ustosunkowują się do podobnych wezwań negatywnie.

Drugi krok to zawezwanie do próby ugodowej. I uwaga! Jest to istotne zwłaszcza w kontekście wspomnianych przed momentem nadpłat, ponieważ wniosek taki przerywa bieg przedawnienia!

Jakie są szanse, że bank pójdzie tutaj na układ?

Znów niewielkie, niestety. Zwykle odbywa się posiedzenie przed sądem, gdzie strony mogą dojść do ugody, ale przedstawiciele banków wolą jednak walczyć do końca.

No i pozostał nam trzeci krok, czyli klasyczne wytoczenie powództwa. I tutaj frankowicze mają już realne szanse na powodzenie – możliwości otworzył tutaj wspomniany na samym początku wyrok Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej.

 

No i wreszcie bardzo ważna sprawa!

Jeśli potrzebujesz profesjonalnej pomocy w temacie kredytów bankowych, to napisz do mnie na maila: kontakt@bialekolnierzyki.com

Dajemy Tobie gwarancję, że Twoją sprawą zajmą się prawnicy z odpowiednimi uprawnieniami, którzy mają wieloletnie doświadczenie w sporach z instytucjami finansowymi. Ba, znają nawet przeciwnika od wewnątrz – a to szczególnie cenne i potrafi mocno przyspieszyć pewne rzeczy.

 

Uwaga! Ruszyliśmy z nową inicjatywą!

W dniu 23 lipca uruchomiliśmy zapisy na unikalny kurs Skuteczne Zabezpieczenie Nieruchomości! Jest to megaprzydatna porcja wiedzy, którą powinien poznać KAŻDY, kto chce zabezpieczyć swój majątek tak, aby w razie niepowodzenia w biznesie nie stracić owoców swej wieloletniej pracy.

Co znajdziesz w naszym kursie:

  • Zestaw skutecznych rozwiązań opracowanych przez doświadczonych praktyków z branży nieruchomości oraz najlepszych prawników.
  • Forma indywidualnej konsultacji, podczas której możesz zadawać pytania + pełen zestaw informacji w formie pisemnej.
  • Indywidualny Plan Zabezpieczający, ułożony specjalnie dla Ciebie i dostosowany do Twoich potrzeb oraz oczekiwań.

Link do dedykowanej strony z informacjami odnośnie kursu znajdziesz TUTAJ

Zdjęcie ilustrujące wpis jest poglądowe! Osoby, rzeczy lub sytuacje przedstawione na zdjęciu NIE mają bezpośredniego związku z treścią niniejszego wpisu!

 

Dlaczego drogi lokalne w Polsce tak szybko się niszczą?

Tematem dzisiejszego wpisu będzie nieco niższy poziom przestępczości gospodarczej – taki bardziej swojski, można by powiedzieć. Zapewne wielu z Was, jadąc sobie jakąś tam lokalną trasą, zastanawiało się nieraz, dlaczego jest tak, że w Polsce buduje się nową drogę, a ta już po 3 – 4 latach nadaje się do generalnego remontu. Ba, w ekstremalnych przypadkach już po jednej zimie na takiej nowej nawierzchni potrafią pojawiać się pęknięcia. Czym to jest spowodowane…?

 

Wersja video dla tych, którzy wolą oglądać i słuchać ⬇️

 

 

Wersja tekstowa dla tych, którzy wolą czytać ⬇️

W tekście znajdziecie praktycznie to samo, co w filmiku, ale doskonale zdaję sobie sprawę z tego, że wielu moich Czytelników oraz Czytelniczek ma sentyment do słowa pisanego, więc teksty na blogu są i będą – nie zamierzam zmieniać się w 100% youtubera (cokolwiek to znaczy).

 

 

Potencjalne wyjaśnienia problemu szybko niszczejących dróg lokalnych

 

Teoria nr 1

Niektórzy twierdzą, że drogi niszczą się szybko dlatego, że po prostu taki mamy klimat. No i nie jest to prawda, ponieważ takie np. Niemcy mają klimat bardzo podobny, a drogi mają w stanie o wiele lepszym (no, może nie zawsze).

Teoria nr 2

Ok, więc może nasze drogi lokalne masowo niszczą ciężkie maszyny rolnicze, ciężarówki i tak dalej? Oczywiście, przy dużym natężeniu ruchu takich pojazdów ich destrukcyjny wpływ na nawierzchnię jest bezdyskusyjny. Ale nie oszukujmy się: jeśli po danej drodze przejedzie kilka razy dziennie ciągnik – nawet ciężki – z przyczepą, a od czasu do czasu jakiś kombajn czy ciężarówka (głównie przy okazji żniw, wykopków itp.), to jeszcze nie oznacza, że taka droga musi się rozpadać po kilku latach! Są bowiem miejsca, gdzie ciężkie pojazdy jeżdżą naprawdę często, a mimo to nawierzchnia jest w dobrym stanie nawet po kilku latach.

Teoria nr 3

Więc może to firmy budujące lokalne drogi partaczą robotę…? Bingo! Ale to partaczenie jest spowodowane w dużej mierze patologicznym systemem i winowajców jest tutaj więcej, niż tylko przysłowiowy Janusz biznesu chcący się szybko dorobić na gminnych zamówieniach. I dziś właśnie przedstawię jeden ze scenariuszy obrazujący to, jak w rzeczywistości wyglądają takie kontrakty.

 

 

Przetargi na budowę dróg lokalnych i nieformalne kryterium 100% cena

Jest sobie jakaś gmina w Polsce, która organizuje przetarg na budowę 10 kilometrów lokalnej drogi. Żadna tam specjalnie uczęszczana trasa – po prostu zwykła droga gminna. No i teraz do przetargu przystępuje firma X, która ma własną wytwórnię mas bitumicznych, wszystkie niezbędne sprzęty, wykwalifikowaną kadrę, doświadczenie – ogólnie wszelkie atuty, aby takie zamówienie zgarnąć. Cena też zostaje skalkulowana tak, żeby ciężko było konkurencji ją przebić – oczywiście zakładając, że droga będzie budowana zgodnie ze specyfikacją czy też sztuką budowlaną.

 

Rozstrzygnięcie zamówienia

Przychodzi dzień przetargu, gdzie okazuje się, że spośród kilku startujących oferentów zwycięzcą została jednak firma Y. No i nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie dwie rzeczy:

– po pierwsze firma Y to spółka, która co prawda działa na rynku od wielu lat, ale właściwie nie ma żadnej infrastruktury – no, może przysłowiową łopatę w garażu;

– po drugie owa firma Y wygrała przetarg proponując cenę tak niską, że firmie X absolutnie by się nie opłacało jej przebijać, nawet przy posiadaniu własnej wytwórni mas bitumicznych, bazy sprzętowej i know-how.

Zatem powstaje bardzo ważne pytanie: jakim cudem firmie Y opłacało się dać tak niską cenę? 

I tutaj, zanim przejdę do odpowiedzi, muszę zaakcentować jedną rzecz. Otóż w teorii nie jest wcale tak, że to najniższa cena musi wygrać! Wręcz przeciwnie – powinno się premiować te oferty, które mają najlepszy stosunek ceny do jakości. Niestety, w praktyce cena ma tak dużą wagę przy zamówieniach, że to ona decyzuje o zwycięstwie. Konsekwencje tego są daleko idące.

 

 

Jak w praktyce działa system przetargów na budowę lokalnych dróg

Szef firmy X, czyli tej, która przegrała przetarg, nie jest zadowolony z rozstrzygnięcia. Po jakimś czasie wysyła więc jednego z pracowników na miejsce budowy, aby zobaczyć, czy prace są wykonywane zgodnie ze sztuką budowlaną. Co się okazuje…? Że oczywiście nie są! Podbudowy (tzn. warstwy znajdując się pod widoczną nawierzchnią) są zwyczajnie za cienkie i niezgodne ze specyfikacją, czego konsekwencją będzie oczywiście zbyt szybko pękająca nawierzchnia oraz tworzenie się różnych nierówności.

Szef firmy X postanawia nieformalnie zapytać w Urzędzie Gminy (zleceniodawca), czy wiedzą o tej patologicznej sytuacji. W odpowiedzi słyszy wiele mówiące zdanie: „Panie …, jeśli Pana firma chce jeszcze wygrać jakiś przetarg na naszym terenie, to lepiej niech Pan da spokój.”.

 

 

No dobrze, a co z kontrolą jakości budowanych dróg…?

No właśnie, przecież budowę drogi powinno się kontrolować! Jak zatem obchodzi się taką przeszkodę – czy może fałszując dokumentację…? No więc właśnie niekoniecznie. Prymitywne sfałszowanie dokumentów, czy też raczej poświadczenie w nich nieprawdy, powodowałoby „wystawienie na strzał” wtajemniczonego specjalisty dokonującego odbioru. Przykładowo zewnętrzna kontrola mogłaby wykryć nieprawidłowości i wyciągnąć konsekwencje wobec odbierającego. Jak to zatem rozegrać?

Odpowiedzią jest coś, co można by nazwać schematem punktowym. Otóż specjalista kontrolujący przebieg prac i dokonujący odbioru jedzie sprawdzać drogę tylko i wyłącznie na konkretnych odcinkach. No a tam wszystko jest zrobione jak należy, warstwy odpowiednio grube i nie ma się do czego przyczepić. Przykładowo więc na dystansie 10 kilometrów robi się 3 takie miejsca, w których nawierzchnia na odcinku kilkuset metrów jest zgodna ze specyfikacją i voilà! Kontrola z Urzędu Gminy pojedzie tam i tylko tam, wszystko będzie się zgadzało, więc nawet w razie późniejszych problemów wszyscy są kryci. Oczywiście wszystko jest odpowiednio zabezpieczone, jest ślad w miejscu pobierania próbki, jest protokół – generalnie wszystko dopięte na przysłowiowy tip-top. I ciężko jest tutaj coś udowodnić, ponieważ w praktyce ktoś musiałby być przy rozmowie (albo ją nagrać), gdzie wykonawca umawia się z kontrolującym w jakich konkretnych miejscach będzie kontrolowane wykonanie drogi.

 

Znany inwestor giełdowy Benjamin Graham mawiał: „Ufaj, ale sprawdzaj”. To powiedzenie doskonale pasuje również do branży budowlanej – i to nie tylko w kontekście ustawiania przetargów. 

 

A kto bierze na siebie ryzyko budowy drogi poniżej kosztów?

Załóżmy, że realny koszt wybudowania drogi, bez uwzględnienia zysku wykonawcy, wynosił ogółem 10 milionów PLN. Firma X z naszego przykładu zaproponowała 11 milionów PLN – i przegrała. Wygrała firma Y, która zaoferowała się wybudować tę drogę za 9 milionów PLN, czyli poniżej kosztów materiału i robocizny. Tyle, że firma Y nie ma żadnej infrastruktury (oprócz wspomnianej łopaty w garażu), która umożliwiałaby jej realizację tego zlecenia. Kto więc będzie je wykonywał…? Firma Z, która jest już realnym przedsiębiorstwem z odpowiednią bazą!

Jak nietrudno się domyślić, firma Y (czyli ta, która wygrała przetarg) w naszym dzisiejszym wariancie jest tak naprawdę słupem, kontrolowanym pośrednio przez właścicieli firmy Z. Firma Y istnieje już jakiś czas na rynku, więc spełnia kryteria przystępowania do tego typu przetargów (kryterium posiadania odpowiedniego portfolio realizacji). Jednocześnie Y nie ma zbyt wielkiego majątku, więc w razie problemów może sobie spokojnie zbankrutować.

 

 

Art. 36a Prawo zamówień publicznych w praktyce

Jednak jest tutaj pewne ograniczenie: prawo zamówień publicznych jasno precyzuje, że przy tego typu zamówieniach wykonawca nie może powierzyć całości zlecenia podwykonawcy lub podwykonawcom. Takie przepisy wprowadzono specjalnie po to, aby wyeliminować sztuczne podmioty, których jedynym zadaniem byłoby wygrywanie przetargów. Zatem szach i mat…? Niekoniecznie.

Oto bowiem zgodnie wykładnią literalną art. 36a Pzp firma, która wygrała przetarg, nie może zlecać realizacji całości zamówienia podwykonawcom, ale pewną część już zlecać może. Ok, a jaką to część może podzlecić – 10%, 30%, czy może 90%…? Odpowiem tak: to zależy. Zależy od tego, czy zamawiający (czyli w naszym przypadku Urząd Gminy) określił w zamówieniu konkretne, kluczowe rodzaje robót, jakie wykonawca wygrywający przetarg musi wykonać własnymi siłami. Jeśli więc określił np. taki zakres, który w istocie stanowi np. 80% całości robót, to pozamiatane, mówiąc kolokwialnie.

 

Odpowiednie sformułowanie warunków zamówienia kluczem do sukcesu

A co, jeśli zamawiający nie określił w SIWZ (Specyfikacja Istotnych Warunków Zamówienia), które kluczowe części robót muszą być wykonane przez firmę wygrywającą przetarg? Jak wtedy mogą wyglądać proporcje robót w wykonywaniu zamówienia? Dobry pogląd na tę kwestię daje wyrok Krajowej Izby Odwoławczej (KIO) z 2019 roku, choć podobna linia orzekania wykształciła się już wcześniej. Tak więc Firma S.F. złożyła do KIO odwołanie od decyzji wydanej przez gminę w T., która to decyzja polegała na odrzuceniu oferty owej firmy S.F. Powód odrzucenia? Według zamawiającego (czyli gminy) firma S.F. miała realizować praktycznie całe zlecenie w oparciu o podwykonawców. Jak wyglądały tam proporcje? Otóż według załączonych dokumentów, przy wartości zamówienia na poziomie blisko 4 milionów PLN firma S.F. miała wykonać roboty o wartości… niecałych 80 tys. PLN, czyli 2% wartości zamówienia. No i zdaniem Krajowej Izby Odwoławczej to wystarczyło, aby uznać, że nie doszło tutaj do czynności zmierzających do obejścia ustawy przez firmę S.F., więc odrzucenie jej oferty było bezpodstawne. Dodatkowo KIO podkreśliła fakt, że intencją zleceniobiorcy było wykonywanie przez niego samodzielnie takich obowiązków umownych, jak koordynowanie robót, rozliczanie budowy i tak dalej.

 

Reasumując

Jeśli ktoś jest dobrze poukładany z gminą, to gmina nie określi w warunkach zamówienia kluczowego zakresu prac, jakie muszą być realizowane bezpośrednio przez zwycięzcę przetargu. No a jak tak, to wygrywający przetarg może realizować w zasadzie tylko poboczne prace + koordynować projekt i będzie ok.

 

Liczba odwołań wnoszonych do Krajowej Izby Odwoławczej (KIO) w ciągu ostatnich lat. Ponad 20% z tych odwołań dotyczy przetargów związanych ze świadczeniem usług budowlanych. Źródło: uzp.gov.pl

 

 

Na układy nie ma rady, czyli jak funkcjonuje system budowania lokalnych dróg

Trzeba to sobie powiedzieć jasno i otwarcie: akcje podobne do tej, jak ta z firmami X, Y i Z, rzadko byłyby możliwe bez przyzwolenia władz gminy. No a dlaczego władze gminy miałyby pozwalać na taki proceder…?

 

Pierwsza myśl: chodzi pewnie o łapówki

Cóż, w niektórych przypadkach zapewne bywało i tak, że ktoś po prostu brał w łapę. Przytoczę tutaj znany mi przypadek: była sobie pewna firma A, która wygrywała przetargi w kilku różnych gminach i za każdym razem dziwnym trafem składała ofertę tylko minimalnie niższą od następnego w kolejności oferenta. Czyli np. jedna firma zaoferowała wykonanie robót za 650 tys. PLN, druga za 730 tys. PLN, a trzecia za 800 tys. PLN. Tymczasem firma A dała ofertę na 640 tys. PLN – i prawidłowość taka powtarzała się w wielu (zbyt wielu) przetargach, w których uczestniczyła. Jak to możliwe?

Jest kilka potencjalnych rozwiązań – przykładowo ktoś miał dostęp do cen zawartych w ofertach jeszcze przed otwarciem kopert, więc mógł dać tzw. cynk. Inny wariant to taki, w którym ekipa otwierająca koperty była zwyczajnie dogadana z wykonawcą, a jeden z jej członków miał przy sobie kilka kopert od firmy A z różnymi cenami. Po otwarciu ofert można więc było podrzucić tę kopertę, która najbardziej pasowała i sprawa była praktycznie czysta. Sytuację na szczęście poprawił system elektronicznych przetargów, gdzie aktualnie już nie jest tak łatwo podstawić lipną ofertę (i bardzo dobrze). No i wreszcie sytuacja dziś opisana, czyli jedna firma daje zaniżoną wycenę, wygrywa przetarg, a roboty realizuje ktoś inny „przycinając” na materiałach, aby wyjść na swoje.

 

Scenariusz drugi: wójt chce wygrać wybory, więc musi olśnić wyborców nowymi drogami

Jednak nie zawsze musi tak być, że w grę wchodzą łapówki i dość prymitywne ustawianie przetargów! Otóż weźmy takiego wójta, który chce wygrać kolejne wybory. W budżecie gminy ma on do dyspozycji określoną kwotę pieniędzy, jaką może przeznaczyć na budowę dróg. No i teraz tenże wójt chce tych dróg wybudować jak najwięcej – nie jak najlepiej, a jak najwięcej – a to bardzo istotna różnica! Większość ludzi w Polsce jest bowiem przyzwyczajona do tego, że drogi „sypią się” już po kilku latach i traktują ten fakt jako coś normalnego. Poza tym w naszym kraju najczęściej patrzy się na ilość, a nie na jakość – taka prawda.

W związku z tym będąc wójtem chcącym wygrać wybory lepiej jest wybudować 10 km byle jakiej drogi, która za 3 – 4 lata będzie nadawała się do remontu, niż zbudować 7 czy 8 km dobrej drogi, która spokojnie przetrwa i 10 lat bez potrzeby łatania dziur. Ludzie powiedzą bowiem: „Ten wójt to dobry jest, tak dużo wybudował!”. A że droga będzie szybko się psuła…? To przecież wina wykonawcy, a nie wójta. Poza tym mało kto będzie zastanawiał się nad tym, że dla budżetu gminy taniej wyjdzie postawienie na lepszą jakość, niż na tandetę, którą trzeba często remontować.

 

Zatrzymania lokalnych włodarzy pod zarzutem brania łapówek i uczestnictwa w „ustawkach przetargowych” nie są tak częstą sprawą, jak być powinny.

 

Lata mijają, a w Polsce dalej jak w lesie…

Taki system przetargów i budowy dróg lokalnych trwa od wielu lat i to on w głównej mierze odpowiada za kiepskie drogi lokalne. Gdyby tak wyeliminować różne dziwne firmy, jak firma Y z dzisiejszego przykładu i nie wybierać zawsze najtańszej oferty, to może coś by drgnęło i sytuacja poszłaby ku lepszemu. I tak się nieraz dzieje, bo oczywiście nie zawsze i nie wszędzie występują patologie, nie uogólniajmy! Ale w wielu miejscach naszego kraju potworzyły się pewnego rodzaju układy zamknięte, które skupiają Januszy na urzędowych stołkach oraz lokalnych biznesmenów od lat żyjących głównie z lokalnych przetargów. Wszyscy oni się znają, czasem bywają u siebie na grillach, jest fajnie, jest przyjemnie – no i po co to zmieniać…?

Oczywiście, od czasu do czasu znajdzie się ktoś spoza układu, kto zgarnie jakieś zamówienie, no ale wtedy ten układ przechodzi często do kontrataku, starając się zniechęcić takiego intruza, np. poprzez różne donosy. Przykładowo jednego z przedsiębiorców niezwiązanych z władzą, który miał budować chodnik, nachodziła policja, gdyż ktoś doniósł, że wyciął on nielegalnie spróchniałe drzewa i zrobił sobie z nich konstrukcję dachową. Oskarżenie było dość absurdalne, ale dochodzenie zablokowało na jakiś czas postęp prac i naraziło owego przedsiębiorcę na straty.

 

 

Dziedziczenie funkcji i stanowisk

Warto także dodać, że generalnie w wielu gminach na stanowiskach związanych z zamówieniami publicznymi nie ma tzw. osób z przypadku – wszyscy muszą przejść ostrą selekcję, czyli być ludźmi związanymi w ten czy inny sposób z aktualną władzą. Kwalifikacje? Sprawa raczej drugorzędna. A jeśli już nawet jakaś osoba spoza takiego kręgu dostanie pracę w urzędzie gminy, to na pewno nie na kluczowym stanowisku, a do tego często bywa wrabiana w różne historie, służąc za typowego kozła ofiarnego. Zresztą zobaczcie sobie, jak wielu lokalnych polityków, urzędników czy ludzi zatrudnionych np. w spółkach miejskich tkwi na stołkach od niepamiętnych czasów. Nic tam się nie zmienia przez lata, a wyborcy głosują w kółko na tych samych wójtów czy radnych, co tylko utrwala taki stan rzeczy.

Ba, co gorsza dzieci takich osób też wchodzą w politykę, kultywując przy tym patologiczne zachowania rodziców, ponieważ tego właśnie zostali nauczeni w domu i uważają taki system działania za normalny. Jedynym sposobem rozbicia takiego układu jest przejęcie władzy przez innych ludzi, bardziej kompetentnych i uczciwych – skąd ich jednak wziąć, oto jest pytanie… I czy będą chcieli angażować się w lokalną politykę…

 

 

Kilka słów na zakończenie

Jeśli kogoś interesuje temat budowy dróg i związaną z tym działalnością „białych kołnierzyków”, to polecam zainteresować się nową książką Kazimierza Turalińskiego pod tytułem „Przestępstwa w budownictwie”. Osobiście jeszcze nie czytałem (stan na koniec lutego 2020), ale mam taki zamiar. Autor opisuje tam min. schematy oszustw stosowanych przy budowach autostrad, których beneficjentami były chociażby znane spółki giełdowe – wiele z tych zagadnień i „patentów” jest mi znanych, ale nie zaszkodzi uzupełnić i usystematyzować wiedzę.

A już totalnie na sam koniec chciałbym dodać, że od marca zamierzamy wystartować z miniserią filmików poświęconych przestępczości w budownictwie. Prawdopodobnie nie ja je będę prowadził, ale nie zdradzę na ten moment szczegółów. W każdym razie jeśli kogoś interesuje ta tematyka, to polecam regularnie zaglądać na mój kanał na YouTube  

 

Zdjęcie ilustrujące wpis jest poglądowe! Osoby, rzeczy lub sytuacje przedstawione na zdjęciu NIE mają bezpośredniego związku z treścią niniejszego wpisu!

Generalny wykonawca ma problemy – co z podwykonawcami?

Odpalam sobie dziś Internet przy porannej kawie i cóż widzę? Oto włoska spółka Astaldi wycofuje się z realizacji kontraktu na przebudowę linii kolejowej z Lublina do Dęblina, zostawiając rozgrzebany plac budowy oraz zaniepokojonych podwykonawców, którzy obawiają się, że już wkrótce mogą stanąć na skraju bankructwa (wiadomo, może być ciężko o zapłatę w takiej sytuacji). Czytam dalej: Astaldi zdecydowało się odstąpić od kontraktu ze względu na „ogromny wzrost kosztów”, przy czym ciekawy będzie tutaj fakt, że Włosi wygrali przetarg oferując cenę niższą o ¼ od kosztorysu przedstawionego przez PKP (zleceniodawca), a każdy, kto orientuje się nieco w meandrach przetargów, doskonale zdaje sobie sprawę z tego, że podobne kosztorysy i tak bywają często mocno zaniżone (niejednokrotnie są ku temu powody, ale dziś nie będę pisał jakie).

 

Mechanizm, który ma zapobiegać „kontrolowanym upadłościom”

W każdym razie cała sprawa wygląda najgorzej dla podwykonawców, co w naszym kraju akurat nie powinno dziwić – to oni zainwestowali własne pieniądze w sprzęt, materiały, paliwo, pensje itd., a przelewu od „generalnego” nie ma… W tym przypadku słusznym wydaje się, że domagają się oni bezpośredniej zapłaty od PKP na swoje konta, z pominięciem włoskiej firmy. No i podobne rozwiązania zostały już wprowadzone na naszym, nadzwyczaj niebezpiecznym i trudnym, rynku – weźmy chociażby słynny art. 143a. ustawy Prawo zamówień publicznych (2013), zgodnie z którym w przypadku umów, których termin wykonywania jest dłuższy niż 12 miesięcy, wypłata wynagrodzenia na rzecz „generalnego” z tytułu drugiej i kolejnych transz uzależniona jest od przedstawienia przez niego dowodów zapłaty wymagalnego wynagrodzenia podwykonawcom oraz dalszym podwykonawcom. Niby ok, ale już na pierwszy rzut oka widać luki: a co z pierwszą transzą, co w przypadku umów, których termin wykonania jest krótszy, niż wspomniane 12 miesięcy…? Nietrudno sobie bowiem wyobrazić chociażby sytuację, w której umowy zostaną „rozbite” na mniejsze partie, których czas realizacji będzie o wiele krótszy, więc już nie będzie blokowania kasy dla „generalnego”… Potem dochodziły kolejne nowelizacje mające poprawić sytuację podwykonawców, ale, jak widać na przykładzie dzisiejszej sytuacji z Włochami, mechanizmy ochrony w dalszym ciągu nie są na tyle doskonałe, aby dostatecznie chronić „maluczkich” i ustawodawca ma tutaj z pewnością pole do popisu.

 

Jak oszukiwano podwykonawców przy budowie autostrad w Polsce

Niejako przy okazji przypomniały mi się „stare, dobre czasy”, w których to w sposób zorganizowany i bez żadnych skrupułów doprowadzono setki polskich firm do upadku przy okazji budowy autostrad. Metod „kiwania” było kilka, ale przytoczę tutaj dwie bardzo popularne.

 

1. Niekorzystne aneksy i umowy narzucane podwykonawcom „siłą”

Jak nie zapłacić podwykonawcy umówionej ceny? Można np. zmusić go do podpisania jakiegoś niekorzystnego aneksu lub ugody, które zredukuje w znacznym stopniu jego wynagrodzenie (bywało, że o 80-90%). Ktoś zapewne powie: ale zaraz, zaraz, przecież podwykonawca nie musiał się wcale godzić na obniżanie wynagrodzenia! Teoretycznie nie, ale faktycznie… Faktycznie zaś większość oszukanych w ten sposób przedsiębiorców stanęło przed taką alternatywą: albo bierzecie kasę w wysokości np. połowy umówionej ceny za tę robotę, albo nic wam nie płacimy i spotykamy się w sądzie. A tam to już nasi prawnicy oraz rzeczoznawcy wykażą, że spartoliliście część robót i renegocjacja warunków zamówienia jest zasadna. Poza tym nas stać na batalię sądową, która będzie trwała albo długo, albo bardzo długo, a nawet jeśli wygracie, to nie jest powiedziane, że nie zdążymy do tego czasu zbankrutować, więc…

Być może na niektórych podobne postawienie sprawy nie zrobiłoby wrażenia, ale trzeba zdawać sobie sprawę z tego, że wiele mniejszych firm pracujących przy takich inwestycjach brało kredyty np. na zakup maszyn, miało także zobowiązania wobec pracowników, podatki do zapłaty w skarbówce itd. I teraz taki, być może nawet kilkuletni, poślizg w otrzymaniu płatności mógłby oznaczać dla nich bankructwo. Poza tym pójście do sądu też generuje spore koszty, a nawet w przypadku wygranej po latach, wypłata całej spornej kwoty z odsetkami może nie zrekompensować strat poniesionych chociażby w związku z upadkiem firmy i prowadzonymi egzekucjami komorniczymi (gdzie wiadomo, że koszty rosną lawinowo). Może więc jednak zagryźć zęby, zgodzić się na połowę wynagrodzenia płatnego od ręki, to przynajmniej taka strata nie położy firmy… Przy okazji widać tutaj, że co prawda każdy jest niby równy wobec prawa, ale w praktyce tak naprawdę „duży może więcej”, gdyż ma wystarczająco dużo zasobów, aby grać na przeczekanie.

 

2. Łańcuch lipnych podwykonawców

W tym przypadku chodziło o stworzenie odpowiedniej infrastruktury przeróżnych spółek. Mieliśmy więc generalnego wykonawcę, a „pod nim” sieć podmiotów praktycznie bez żadnego majątku, nie powiązanych w żaden oficjalny sposób z owym „generalnym”, czyli mówiąc wprost były to klasyczne słupy. Następnie te słupy pierwszego stopnia (A) podpisywały umowy ze spółkami – słupami drugiego stopnia (B), także bez majątku i dopiero te ostatnie firmy podpisywały kontrakty z właściwymi wykonawcami danej drogi (C). Po co te wszystkie kombinacje i zabawa w tworzenie jakichś spółek – buforów? Odpowiedź jest dość prosta: spółki – słupy B nie były połączone z „generalnym” żadnymi umowami, a do tego nikt ich nie zgłaszał jako wykonawców (co stanowiło zresztą pogwałcenie prawa). Dodatkowo sam przedmiot zamówienia, jakim było wykonanie określonego odcinka drogi, był rozbijany na najmniejsze możliwe części, jak np. dostawa materiałów, wynajem sprzętu itd. Generalnie chodziło o to, aby finalnego wykonawcę (C) wyjąć spod ochrony przepisów prawa dotyczących inwestycji budowlanych.

Jakie to wszystko miało konsekwencje? 
Otóż zaraz po ukończeniu robót okazywało się, że „generalny” uznał, iż robota jest źle wykonana i że nie zapłaci spółkom A (słupy pierwszej kategorii). No i teraz jak spółki A nie dostały zapłaty, to tym bardziej nie dostały jej spółki B, a skoro tak, to finalni wykonawcy (spółki C) zostali na lodzie. I co ci ostatni mogli zrobić w tej sytuacji? Niewiele, ponieważ w zasadzie przysługiwały im jedynie roszczenia wobec spółek-słupów B, które były podmiotami absolutnie niewypłacalnymi. Wszelkie prośby o pieniądze kierowane przez podwykonawców do „generalnego” były więc odrzucane wraz z komentarzem w stylu: „No, ale myśmy z Waszą firmą żadnej umowy nie podpisywali, nie wiemy też, kim jesteście, bo nie ma Was w żadnym wykazie podwykonawców, więc idźcie domagać się zapłaty od spółki, z którą macie umowę…”. Kurtyna.

 

3. Metoda „hybrydowa”, która łączyła w sobie dwie poprzednie

Tutaj już nie muszę się chyba zbytnio rozpisywać – po prostu dawało się takim podwykonawcom, którzy formalnie nie istnieli, niekorzystną dla nich „propozycję nie do odrzucenia”: albo bierzecie, co dajemy, albo nic nie dostaniecie.

 

Kilka słów na zakończenie

Oczywiście absolutnie nie twierdzę, że w przypadku Astaldi miał miejsce któryś z opisanych powyżej mechanizmów – żadnych dowodów na to nie ma, możliwe też, że Włosi po prostu się przeliczyli i źle skalkulowali koszty, zdarza się wszak. Jednak trzeba to powiedzieć jasno: każdorazowe wygrywanie przetargów przez firmy, które deklarują się, że zrobią coś o kilkadziesiąt % taniej, niż kwota podana w kosztorysie zamówienia, powinno budzić podejrzenia. Osoby zainteresowane „wałkami budowlanymi” odsyłam zaś do raportu Kazimierza Turalińskiego „Nieprawidłowości przy udzielaniu czołowym spółkom giełdowym zamówień publicznych na budowę autostrad”, gdzie temat ten jest dość obszernie przedstawiony.

 

Windykacja w branży budowlanej

Budownictwo w Polsce jest w czołówce branż, w których występują problemy z płatnościami. Funkcjonuje w niej wielu nieuczciwych deweloperów oraz kancelarii prawnych, wyspecjalizowanych w tworzeniu umów i schematów mających na celu pozbawienie podwykonawców należnych im pieniędzy.

W czym możemy Ci pomóc

– skuteczna windykacja należności od dewelopera / generalnego wykonawcy

– ocena ryzyka współpracy z danym deweloperem / generalnym wykonawcą

– przeprowadzenie ustaleń majątkowych

– zgromadzenie materiału dowodowego

Kontakt:

E-mail: kontakt@bialekolnierzyki.com

Telefon: 513 755 005

 

Zapraszamy również do zakładki Oferta, w której znajdziesz więcej informacji na temat tego, czym się zajmujemy.

 

Zdjęcie ilustrujące wpis jest poglądowe! Osoby, rzeczy lub sytuacje przedstawione na zdjęciu NIE mają bezpośredniego związku z treścią niniejszego wpisu!