Zanim przejdziemy do tematu narzuconego niejako przez tytuł, zacznijmy może od tego, że w ostatnim czasie obserwuję prawdziwy festiwal narzekania ze strony przedstawicieli największych firm windykacyjnych. Narzekania te dotyczą oczywiście nowych przepisów, które mają w założeniu chronić tych dłużników, którzy są nieświadomi przysługujących im praw. Chodzi o skrócenie terminów przedawnień długów oraz, a może przede wszystkim, o to, że sądy będą miały obowiązek stwierdzania, czy dany dług jest już przedawniony, czy też jeszcze nie jest. Ta pozornie niewielka (dla laików) zmiana może i zapewne będzie mieć ogromne znaczenie dla prowadzenie interesów przez największych graczy tego rynku.
A jak to wygląda obecnie? Cóż, nie jest tajemnicą, że w branży windykacyjnej mamy bardzo dużo działań nie tylko wątpliwych z moralnego punktu widzenia, ale wręcz łamiących prawo. Nie podejmę się tutaj jednoznacznej oceny działań największych firm windykacyjnych – min. z racji tego, że sam zajmowałem się swego czasu odzyskiwaniem należności (i w sumie nadal się zajmuję – tyle, że teraz z ukierunkowaniem wyłącznie na duże długi i tzw. trudnych dłużników). Zresztą życie nie jest czarno – białe i w zasadzie każdy przypadek należałoby rozpatrywać osobno. Wśród dłużników znajdują się bowiem typowi cwaniacy, są też i ludzie, którzy mieli po prostu pecha w życiu, ale część to bez wątpienia osoby pokrzywdzone przez windykatorów.
Ktoś powie zapewne: dług to dług i musi być spłacony bez względu na okoliczności. Niby tak, ale nie do końca. No bo co np. w sytuacji, kiedy dłużnik popadł z zadłużenie nie ze swojej winy, ale dlatego, że jakiś cwaniak oszukał go przy budowie autostrady, ogłosił upadłość i szukaj se pan wiatru w polu i kombinuj, jak tu zapłacić kilkaset tys. PLN swoim pracownikom i dostawcom…? Albo staruszka, która nie do końca świadomie podpisała umowę ratalną na zakup kompletu pościeli za kilka tys. PLN i ma przed sobą wybór: albo zapłacić ratę albo wykupić leki…? Czy takim ludziom powinno się niszczyć życie…? To są czasem bardzo trudne sprawy, ale dla największych firm windykacyjnych nie ma znaczenia to, czy dług jest rzeczywiście moralnie uzasadniony, czy nie jest – grunt, żeby ściągnąć kasę od dłużnika. I nawet to samo w sobie nie byłoby jeszcze szczególnie złe, gdyby robili to zgodnie z prawem. Ale często nie robią i min. o tym jest ten dzisiejszy wpis.
Jak to działa
Aby lepiej zaprezentować jeden z możliwych mechanizmów, posłużę się pewnym przykładem, mało zresztą drastycznym, żeby nie było, że dobieram sobie pod tezę jakieś wyjątkowe przypadki.
Otóż mamy sobie pana Kowalskiego, który wziął w banku kredyt w wysokości 10 tys. PLN (aby było prościej policzyć). Z powodu ciężkiej sytuacji życiowej nie miał z czego spłacać rat, bank sprzedał więc jego dług jednemu z funduszy sekurytyzacyjnych za kilka % jego pierwotnej wartości (w przypadku „młodych” długów będzie to czasem kilkanaście %), a więc np. za 700 PLN (7% od wspomnianych 10 tys.). No i teraz minęło x-miesięcy, a do pana Kowalskiego zgłasza się firma windykacyjna z propozycją „ugody”, na której widnieje kwota do zapłaty ok. 16 tys. PLN. Dlaczego się tego nazbierało aż tyle? Otóż windykatorzy naliczyli sobie ok. 2000 PLN tytułem „kosztów windykacji”, ok. 2000 PLN tytułem „kosztów sądowych” oraz ok. 2000 PLN tytułem „odsetek karnych”. Skąd się wzięły te liczby? Właściwie to do końca nie wiadomo, ponieważ:
a) firma windykacyjna nie prowadziła jeszcze żadnych działań zmierzających do odzyskania pieniędzy od dłużnika poza wysłaniem do niego zawiadomienia, więc ok. 2000 PLN tytułem „kosztów windykacji” jest co najmniej dziwne,
b) naliczenie ok. 2000 PLN „kosztów sądowych” w sytuacji, kiedy sprawa nie trafiła w ogóle do sądu jest bezprawne, ale niestety się zdarza dość często,
c) naliczenie „odsetek karnych” (to często innego rodzaju odsetki, niż odsetki ustawowe, które i tak są naliczane oprócz tego!) w wysokości ok. 2000 PLN, właściwie nie wiadomo na jakiej podstawie akurat tyle, bo konia z rzędem temu, kto wyciągnąłby od dużej firmy windykacyjnej taką informację.
W tym momencie powstaje pytanie: po co w ogóle firmy windykacyjne decydują się na łamanie prawa, skoro mogą potem przegrać w sądzie…? To banalnie proste: ponieważ im się to opłaca! Cóż bowiem z tego, że jakiś niewielki procent dłużników zdecyduje się zawalczyć przed wymiarem sprawiedliwości i wygrają z dużą firmą, skoro zdecydowana większość, nie posiadająca świadomości prawnej, nawet nie pomyśli o tym, żeby bić się o swoje, tylko nieświadomie podpisze ugodę.
Jesteś dłużnikiem? Uważaj na ugodę!
Wszystkie ugody podsyłane dłużnikom przez firmy windykacyjne zawierają zwykle taki oto zapis, albo zapis o bardzo zbliżonym kształcie:
Strony oświadczają, że wierzytelność jest wymagalna i na dzień zawarcia ugody wynosi XX XXX PLN (czyli w praktyce tyle, ile sobie wymyśli firma windykacyjna). Dłużnik oświadcza, że uznaje co do zasady, jak i wysokości, zobowiązanie z tytułu…
No i podpisując coś takiego właściwie jest już „po ptokach”, bo o ile do tego momentu możliwe było zakwestionowanie zarówno istnienia samego długu (bo mógłby to być np. dług przedawniony czy też tzw. wierzytelność sporna, której zasadność nie została do końca potwierdzona), jak i jego kwoty, to teraz dłużnik sam się w zasadzie zgodził, że trzeba go spłacić w takiej a takiej wysokości i w terminie uzgodnionym w umowie.
No i nasz wspomniany pan Kowalski podpisał takową ugodę. Tym sposobem firma windykacyjna z pierwotnej kwoty wykupu długu w wysokości 700 PLN niewielkim nakładem pracy zrobiła więc zobowiązanie na ok. 16 tys. PLN. Można? Można! Tak duże „przebitki” są właściwie możliwe jedynie w nielicznych, bardzo ryzykownych biznesach typu handel kryptowalutami (bo nawet na narkotykach się tyle nie wyciągnie). Ale to jeszcze nie wszystko, bo przecież należy maksymalizować zyski! Jak? A chociażby udzielając pożyczek na spłatę długu. Robi się to tak, że firma windykacyjna tworzy kontrolowaną przez siebie spółkę udzielającą pożyczek (rzecz jasna wysokooprocentowanych, z RRSO ok. 20%) i proponuje, a niekiedy raczej wciska, tę pożyczkę dłużnikom. Oczywiście dłużnik tych pieniędzy nie zobaczy – zostają one przelane z konta firmy pożyczkowej bezpośrednio na konto firmy windykacyjnej. Do takiej umowy pożyczki dolicza się jeszcze opłaty za obsługę, opłatę za podpisanie itd. no i koniec końców zrobiła się nam kwota zobowiązania w wysokości +- 20 tys. PLN – mimo, że nasz pan Kowalski zaledwie x-miesięcy wcześniej wziął kredyt na 10 tys. PLN, a firma windykacyjna kupiła dług za zaledwie 700 PLN.
Ważna rzecz: samo udzielanie pożyczek osobom zadłużonym i zarabianie na tym to oczywiście nic złego – gorzej, jeśli dotyczy to długów, które nie musiałyby być uznane, bo są np. przedawnione. Osobną sprawą jest to, że dość często zdarzały się przypadki, w których firmy windykacyjne uruchamiały taką pożyczkę bez wyraźnej zgody dłużników – widać była tak duża presja na sprzedaż tych produktów finansowych, że aż musieli posunąć się do zawierania fikcyjnych umów.
Krótkie podsumowanie
Reasumując, mamy więc następujące grzeszki windykatorów:
– ściąganie przedawnionych długów i wmawianie, że dłużnik musi je uregulować, bo inaczej komornik (a nie musi, bo może podnieść zarzut przedawnienia),
– opłaty i odsetki naliczone w niejasny sposób, często niezgodnie z prawem,
– bezprawne doliczanie rzekomych kosztów sądowych,
– uruchamianie niezamówionej pożyczki mającej służyć spłacie zadłużenia (dodatkowe koszty dla dłużnika),
– grożenie dłużnikom i nękanie ich w sposób niedozwolony prawnie (np. w miejscu pracy, gdzie windykator rozpowiada o zadłużeniu),
– no i wreszcie egzekwowanie długów, które już dawno zostały spłacone, ale że było to z dobre 10 lat wstecz, to rzekomy dłużnik nie ma za bardzo jak tego wykazać, ponieważ już nie posiada chociażby dowodów wpłat (tak szczerze, to ilu ludzi przechowuje np. dowody spłaty rat dłużej niż kilka lat…?).
Całkiem sporo tego i nie są to bynajmniej jakieś pojedyncze przypadki – już nawet nie będę przytaczał nazw konkretnych firm, wystarczy wpisać w Google frazy typu „firma windykacyjna nieistniejący dług”, czy też „firma windykacyjna nalicza nielegalne opłaty” i znajdziecie całą masę całkiem nieźle udokumentowanych case’ów. I to min. dlatego śmieszy mnie ostatnia moda na przedstawianie firm windykacyjnych w telewizyjnych reklamach jako fajnych organizacji przyjaznych dłużnikom i dbających o ich dobro. Taaa…
A gdyby tak uregulować nieco rynek…?
Zgodnie z tytułem wpisu jestem więc za tym, aby na poważnie rozważyć możliwość objęcia działalności firm windykacyjnych licencjami czy też koncesjami (na razie tylko rozważyć, ale wreszcie podjąć ten temat na szerszym forum). Co prawda osobiście opowiadam się za wolnością gospodarczą i jak najmniejszą liczbą regulacji, zezwoleń itp. papierologii, ale akurat w tej specyficznej branży koncesje powinny doprowadzić do oczyszczenia rynku, przynajmniej teoretycznie. Jest to w końcu branża usług prawnych, które mogą znacząco skomplikować (a niejednokrotnie nawet całkowicie zniszczyć) życie wielu osób, szczególnie tych słabszych, nie mających świadomości prawnej. I teraz gdyby wprowadzić licencje podobne chociażby do tych, jakie muszą posiadać prywatni detektywi czy nawet ochroniarze (że nie wspomnę o uprawnieniach komorników i drodze, jaką muszą przebyć zanim je nabędą), to dałoby furtkę do wyrzucania z rynku podmiotów notorycznie łamiących prawo. Jakaś firma windykacyjna masowo przegrywa sprawy w sądach dotyczące stosowania niedozwolonych praktyk? No to odbieramy jej licencję i see you, wypadacie z biznesu. A obecnie windykatorzy przegrają x-spraw sądowych, UOKiK pogrozi im paluszkiem i wlepi jakąś tam karę (wkalkulowane zresztą z góry w koszty) i dalej działają sobie w najlepsze opierając się o ten sam, albo lekko tylko zmodyfikowany, model.
Oczywiście, są to tylko moje sugestie, a że jestem tylko gościem od „czarnej” roboty, a nie osobistością odpowiedzialną za stanowienie prawa, to zapewne nie zostaną one nigdy wprowadzone w życie. Może szkoda, może nie – zależy od punktu widzenia.
Potrzebujesz pomocy przy rozwiązaniu problemów związanych z przestępczością gospodarczą? Chcesz odzyskać tzw. trudny dług? A może potrzebujesz skutecznej ochrony antywindykacyjnej? Napisz do mnie: kontakt@bialekolnierzyki.com
Zdjęcie ilustrujące wpis jest poglądowe! Osoby, rzeczy lub sytuacje przedstawione na zdjęciu NIE mają bezpośredniego związku z treścią niniejszego wpisu!