Zamykać te kopalnie, czy nie zamykać…?

Już na wstępie szczerze przyznaję: nie jestem ekspertem w temacie górnictwa i branży energetycznej, więc nie podejmę się oceny, czy decyzja o planowanym zamknięciu niektórych kopalń jest słuszna, czy nie jest. Nie mam wystarczającej wiedzy i tyle. Ale właśnie dlatego mogę sobie pozwolić na luksus zadawania pytań, za które nie można mnie potępić, jako tematycznego laika. Pierwsze z nich jest takie:

Czy te kopalnie przeznaczone do zamknięcia na pewno były dobrze zarządzane, czy wyciągnięto z nich max tego, co można było…?

No bo tak szczerze, to od czasu do czasu docierały do mnie różne informacje, które mogą budzić wątpliwości w tej istotnej kwestii. Jako przykład wrzucam fragment rozmowy, którą odbyłem jeszcze na początku 2019 roku.

Niedawno zamknięto najbardziej rentowną kopalnię Krupiński. Zamknięto ją, bo rzekomo przez 10 lat generowała ona straty rzędu jakichś 100 milionów złotych rocznie. Ale gdyby przypatrzyć się, jak prowadzono roboty inwestycyjne, to można by powiedzieć, że tej kopalni przez 10 lat ograniczono do minimum możliwości wydobycia węgla. Był zbyt na węgiel, a wydobycie ograniczano z premedytacją. Właściwie to na tej kopalni przez 10 lat prowadzono roboty inwestycyjne, zamiast wydobycia węgla. Jaskrawym przykładem z ostatnich lat jest to, że wydano setki milionów złotych na udostępnienie pewnych partii złoża i proszę sobie wyobrazić, że przygotowanie tej partii trwało kilka lat i już po podjęciu ostatecznej decyzji przez walne zgromadzenie akcjonariuszy w grudniu 2016 roku, zbrojono jeszcze ściany i robiono to do lutego 2017.

I jak wszystko już było przygotowane do generowania ewentualnych zysków, to ta kopalnia została zamknięta. Myśmy złożyli zawiadomienie do prokuratury rejonowej o popełnieniu przestępstwa na dużą skalę i uargumentowaliśmy to tak, że te argumenty są nie do odrzucenia. Wniosek złożył też podobno główny audytor, czyli poseł M. oraz kilka związków zawodowych. I do dnia dzisiejszego w ogóle nie ma żadnego odzewu! Ja kontaktowałem się z prokuratorem, wskazywałem mu, że jestem byłym audytorem i mam wiedzę na ten temat, że mogę przyjechać do niego i powiedzieć mu, jakie dokumenty ma zabezpieczyć. I nic – śledztwa nie wszczęto, myśmy złożyli zażalenie, które zostało odrzucone. A tymczasem ta kopalnia dziś, przy obecnych cenach węgla, mogłaby generować ok. 1 miliarda złotych rocznego zysku – tak wyszło nam z biznesplanu.

To jedna historia. Druga była o wiele głośniejsza, gdyż sprawą zajął się sam TVN. Poszło o to, że Adam Milewski, audytor z Jastrzębskiej Spółki Węglowej, ujawnił raport dotyczący ogromnych nieprawidłowości w tej firmie, za co zresztą stracił pracę. W raporcie tym była mowa o 120 tysiącach ton niezaksięgowanego węgla, który mógł być nielegalnie wywożony z terenu kopalni. Miano tam zawyżać ilość kamienia wydobywanego wraz z węglem, aby ukryć fakt, że znikają tysiące ton surowca. Audyt wykrył też inne „kwiatki”, jak np. to, że w jednym z zakładów waga do ważenia aut była zepsuta przez 3 lata (!) i przez ten czas ewidencja ilości węgla wyjeżdżającego z kopalni zależała od tego, jaką wartość wpisze kierowca. Ile tysięcy ton węgla można było dzięki temu wywieźć na lewo…? Ciężko powiedzieć.

Już nawet nie będę wspominał o legendarnych przetargach na sprzęt do kopalń typu narzędzia górnicze, gdzie pijawki ssały kopalnie okrutnie, zawyżając ceny ponad wszelką przyzwoitość. Ile było patologii w polskich kopalniach podobnych do tych opisanych powyżej? Tego to chyba nawet najstarsi górale – wróć – górnicy nie wiedzą. W każdym razie wszystko to sprowadza się znów do tego samego pytania:

Czy ktokolwiek panuje nad tym, co się w tym górnictwie dzieje i czy ktoś ma jakiś plan rozwiązania tej sytuacji, inny niż zamykanie kopalń w krótkim terminie?

Żeby była jasność: zdaję sobie sprawę z tego, że w górnictwie źle się dzieje i reformy są konieczne. Tak samo absolutnie nie podoba mi się to, żeby z moich podatków dotowano nierentownego trupa, który w dłuższej perspektywie nie ma szans na funkcjonowanie choćby na granicy opłacalności. Tylko, że liczby mówią ciekawe rzeczy. A więc przykładowo w 2016 roku Polska Grupa Górnicza miała następujący rachunek zysków i strat:

– koszt wytworzenia sprzedanych produktów: 3 miliardy 679 milionów złotych

– strata brutto: 381 milionów złotych

Jak widać strata wynosiła mniej więcej 10% kosztów wytworzenia produktów (bez kosztów ogólnego zarządu), co wydawać by się mogło wynikiem „do wyciągnięcia” przy redukcji niektórych wydatków i poprawieniu jakości zarządzania, jeśli koniunktura by się utrzymała. Co innego, gdyby np. strata wynosiła 50 – 60% kosztów sprzedanych produktów – wtedy możliwe, że nie byłoby czego zbierać.

Ale już np. w 2017 roku PGG odnotowała już zysk w wysokości ponad 80 milionów złotych. W 2018 było jeszcze lepiej, bo aż 493 miliony złotych zysku netto. Jednak nastroje trzeba przyhamować, bo raport NIK z 2019 roku mówił o tym, że restrukturyzacja PGG nie przyniosła spodziewanych efektów, a zastosowane sposoby wyceny wartości nabytych aktywów zawyżały wyniki finansowe spółki. Zarząd PGG to oczywiście skontrował, a jak było naprawdę, ciężko powiedzieć bez wielodniowej analizy. Jeśli ktoś to wie, to gratuluję.

Więc może na ten moment należałoby zacząć od zrobienia gruntownego planu uzdrowienia sytuacji i zlikwidowania patologii w górnictwie…? No i czy my mamy w ogóle plan, skąd wziąć energię po wygaszeniu kopalń? Taki realny plan, dobrze obliczony, a nie opierający się na stwierdzeniu „póki co to będziemy kupować węgiel z zagranicy, bo i tak jest tańszy, a potem się zobaczy”. Bo zamknąć i zlikwidować ot tak jest najprościej – aż „nie będzie niczego”, jak to mawiał pewien kandydat na prezydenta Białegostoku. O wiele trudniej jest stworzyć sensowny plan naprawczy i wdrażać go konsekwentnie. A, trzeba mieć też do tego odpowiednich ludzi. Tak, tak, tutaj potrzeba nie tylko specjalistycznej wiedzy z zakresu zarządzania, ale także jaj – jaj twardych jak ze stali. Bo ktoś musi wyjść naprzeciw związkowcom i powiedzieć np. tak:

Słuchajcie, albo teraz redukujemy zatrudnienie o 20% i uzależniamy kolejne podwyżki od tego, czy kopalnia wypracuje zysk, albo zamykamy od razu. Wybierajcie.

Tego byle kto nie zrobi. I byle prezes z partyjnego nadania też nie wyprowadzi kopalni na prostą, bo to zadanie dla ponadprzeciętnej jednostki, a nie dla kogoś, kto swoją karierę zbudował na partyjnych układzikach zamiast na wiedzy i umiejętnościach. Być może rządzący zdają sobie sprawę, że tego nie udźwigną, więc wolą likwidować? Nie wiem.

 

Wypadałoby wspomnieć także o 2 argumentach, które często przewijają się w internetowych dyskusjach.

 

1. Ale po co nam polski węgiel, skoro ten z zagranicy jest tańszy?

Ok, czy jednak zawsze będzie tańszy, tzn. czy np. za 4 – 5 lat też będzie? Kto da gwarancje, jaka będzie koniunktura i jakie ceny dostaniemy od zagranicznych dostawców, gdy nasze kopalnie będą już pozamykane i będziemy musieli sprowadzać surowiec z zagranicy w ilościach wielokrotnie większych, niż teraz? Ja jakoś nie mogę zapomnieć tzw. umowy jamalskiej na dostawy gazu z Rosji, wynegocjowanej jeszcze w latach 90. przez ówczesnego premiera Waldemara Pawlaka. Była to umowa niekorzystna dla Polski, zawierająca różne rygory i ograniczenia oraz słynną klauzulę cenową. Wszystko to powodowało, że za gaz płaciliśmy bardzo drogo. Tyle, że niektórzy eksperci mówią tak: nie do końca była to wina samego Pawlaka, ale raczej tego, że byliśmy postawieni pod ścianą i nie mieliśmy możliwości dywersyfikacji dostaw. No a z węglem, czy będziemy mieli możliwość zdywersyfikowania dostawców przy kilkukrotnie większym zapotrzebowaniu na importowany towar, czy jednak głównie z Syberii będziemy musieli ściągać? No bo wiecie, jak ktoś nie ma za bardzo innego dostawcy, a brać musi, to można go kroić na maksa, to takie proste. Nie ma sentymentów.

 

2. Ale Margaret Thatcher w Wielkiej Brytanii miała podobny problem z restrukturyzacją górnictwa i rozwiązała temat w kilka lat – czemu my niby nie możemy?

Ok, ale taki jeden szczegół: w trakcie radykalnych reform sektora górniczego, węgiel dostarczał jakieś 20% energii zużywanej na Wyspach. W Polsce zdaje się za 2018 rok było to jakieś 78% energii z węgla, z czego blisko 50% to węgiel kamienny. Widzicie różnicę między naszym krajem, a UK…? O ile przy 20% da się jakoś pokombinować, to przy blisko 80% mamy już megaciężkie zadanie. Zresztą strategia energetyczna dla Polski przewiduje obecnie, że w 2030 roku udział węgla w wytwarzaniu energii elektrycznej będzie wynosił 56 – 60%. Czyli węgiel dalej będzie dominującym paliwem. Ba, kto wie, czy nie wystąpią opóźnienia w dekarbonizacji (co jest bardzo możliwe) i jeszcze długo węgiel będzie podstawą naszej energetyki.

 

Szybkie podsumowanie

Do czego więc zmierzam to to, że wystarczy zestawić sobie powyższe punkty 1 i 2 no i mamy potencjalne niebezpieczeństwo uzależnienia energetycznego Polski od zewnętrznych dostawców. A import węgla z Rosji rośnie, oj rośnie… No to może gaz z USA, Norwegii czy skądś tam…? Może. Ale znów obawa o ceny itp., bo może się okazać, że przez kilka – kilkanaście lat będziemy dosłownie postawieni pod ścianą i będą rozgrywać nas jak dzieci w piaskownicy. Nie to, że jakieś teorie spiskowe, wpływy obcych mocarstw, itp. – prędzej zwykła nieudolność i brak umiejętności sprawnego zarządzania. To wszystko napawa mnie więc wątpliwościami, które mogę mieć jako laik górniczy, przypominam. Życzyłbym więc sobie ogólnonarodowej debaty, w której eksperci z różnych opcji przedstawialiby rzetelne raporty i rozwiązania, a potem zostałaby wybrana opcja najlepsza dla Polski. Ale o tym to mogę sobie pomarzyć co najwyżej, nie mam złudzeń. Prędzej puszczą w publicznej telewizji kolejny koncert Zenka Martyniuka i powtórkę Sylwestra w Zakopanem, niż zaryzykują publiczne pokazanie swojej niekompetencji i braku sensownego planu. A zresztą, kto by to oglądał oprócz samych górników może – za trudne, za skomplikowane, a tu La Bandida leci na TVP 1. Także ten…

Zdjęcie ilustrujące wpis jest poglądowe! Osoby, rzeczy lub sytuacje przedstawione na zdjęciu NIE mają bezpośredniego związku z treścią niniejszego wpisu!

 

Skuteczne zabezpieczenie nieruchomości – wyjątkowe konsultacje online

Jak wskazuje sam tytuł, dzisiejszy wpis będzie dotyczył nieruchomości, a konkretnie sposobów ich zabezpieczenia przed zlicytowaniem przez komornika, zajęciem przez prokuraturę, jak również innymi, niezbyt przyjemnymi, ewentualnościami. Jest to szczególnie ważne w czasach, gdy na horyzoncie mamy kryzys gospodarczy, a politycy co rusz wpadają na przeróżne „genialne” rozwiązania dające coraz większe uprawnienia organom skarbowym.

 

Kilka interesujących liczb dotyczących nieruchomości ⬇️

34 tysiące nieruchomości w Polsce zostało zabezpieczonych przez prokuraturę zakazem zbywania z wpisem do księgi wieczystej.

Ponad 150 tysięcy nieruchomości w Polsce zostało zajętych przez komorników.

Corocznie ponad 10 tysięcy licytacji komorniczych dotyczących nieruchomości kończy się sprzedażą.

 

Co łączy ze sobą te przypadki?

Zdecydowana większość przytoczonych powyżej sytuacji nie doszłaby do skutku, gdyby właściciele nieruchomości zabezpieczyli je prewencyjnie lub chociażby podjęli próbę zablokowania licytacji komorniczych na etapie zajęcia. Dlaczego zatem tak się nie stało…? Winna jest niska świadomość prawna oraz bagatelizowanie kwestii zabezpieczenia majątku.

 

Kilka istotnych ryzyk dotyczących nieruchomości ⬇️

1. Ryzyko biznesowe

Nie ma chyba w Polsce przedsiębiorcy, który prowadziłby działalność gospodarczą w sposób w 100% legalny. Przy tak dużej biurokracji, różnych interpretacjach i orzecznictwie podatkowym, niejasnych zapisach RODO czy przypadkowym udziale w karuzeli VAT, nie da się prowadzić biznesu z wykluczeniem ryzyka biznesowego. Mając to na uwadze jedynym słusznym antidotum jest separowanie działalności zarobkowej od posiadanego majątku.

2. Długi kontra anonimizacja nieruchomości

Nieruchomości to łakomy kąsek dla wierzycieli – niestety nie mają kółek, więc ciężko je „schować”. O ile instytucje takie jak ZUS, US, komornik czy prokuratura nie mają problemu z odnalezieniem nieruchomości dłużnika, o tyle potencjalny wierzyciel np. dawny kontrahent ma trudniejsze zadanie. Czy na pewno…?

Otóż NIE. Dobre kancelarie prawne czy agencje detektywistyczne są w stanie w ciągu kilku minut (i to zza biurka!) ustalić wszystkie nieruchomości zapisane na konkretny numer PESEL czy REGON firmy. Wtedy mają już prostą drogę do wpisania się na hipotekę danej nieruchomości, co w konsekwencji może doprowadzić do licytacji komorniczej.

3. Zmienność prawa

Ustawodawca w Polsce co rusz zaskakuje nas przeróżnymi pomysłami „uszczęśliwiającymi” obywateli (szczególnie tych, którzy posiadają jakiś znaczniejszy majątek). A co, teoretycznie, mogłoby dotknąć właścicieli nieruchomości? Kilka przykładów potencjalnych zagrożeń:

– podatek katastralny na drugą i kolejne z posiadanych nieruchomości,

– zakaz eksmisji lokatorów,

– ciche przyzwolenie na niepłacenie czynszu,

– maksymalna stawka za wynajem mieszkania,

– wyższy podatek PCC (obecnie 2% ceny sprzedaży mieszkania na rynku wtórnym),

– zakaz zbywania i nabywania nieruchomości przy większej ilości,

– pozwolenia na zakup nieruchomości przez cudzoziemców,

–  czy wreszcie drakoński scenariusz, jakim jest konfiskata mienia (są pomysły, aby realizować konfiskatę bez wyroku sądu).

Tutaj możliwe scenariusze można wymieniać w nieskończoność i smutne jest to, że wszystkie są całkiem realne, gdyż każdemu rządowi wygodniej jest stosować rozwiązania krótkoterminowe, niż te skuteczne w długim terminie. Sprawa jest prosta: trzeba uszczknąć lub zabrać tym, którzy mają, aby dać tym, którzy potrzebują i są biedni.

4. Stopy procentowe

Obecnie rekordowo niskie stopy procentowe mogą przyzwyczaić przeciętnego Kowalskiego lub inwestora lokującego środki w nieruchomościach do poziomu kwoty, która co miesiąc stanowi jego koszt. Niestety, wspomniane stopy procentowe przy dużym kryzysie mogą pójść ostro do góry. Co oczywiste, będzie wiązało się to z wyższą ratą kredytu hipotecznego, więc możliwy jest scenariusz, w którym zamiast 1500 zł kosztu raty kapitałowo-odsetkowej przysłowiowy Kowalski będzie musiał przyzwyczaić się do wydatku rzędu 5000 zł. Skala ilości posiadanych kredytów rzecz jasna potęguje wydatki.

5. Demografia, bezrobocie, emigracja

Inwestowanie w nieruchomości świetnie działa do momentu, w którym wysokość raty kredytu jest na akceptowalnym poziomie, a w mieszkaniu nie ma pustostanu. Niestety, taki stan dobrobytu może nie trwać wiecznie z uwagi na kilka istotnych spraw:

– po pierwsze nasze społeczeństwo się starzeje, co przekładać się będzie na mniejszą liczbę wynajmujących,

– po drugie może nastąpić skok bezrobocia i część najemców będzie zmuszona się wyprowadzić lub przestanie opłacać czynsz,

– po trzecie ewentualna zwiększona emigracja Polaków i „przeniesienie się” na Zachód Ukraińców również dość mocno ograniczy popyt na wynajem mieszkań.

W konsekwencji będziemy mieli przestoje w wynajmie i spłacanie kredytu zwyczajnie „nie zepnie się” finansowo.

 

Co wtedy? Wtedy do akcji wkroczy komornik! ☠️

Większość z nas chyba wie, że licytacje komornicze nieruchomości to w pewnym sensie ograbianie ich właścicieli z majątku. Przykładowo mając mieszkanie warte ok. 700 tys. PLN w przypadku jego licytacji możesz stracić około 300 tys. PLN – takie są właśnie realne koszty działalności komornika! Na takich warunkach łatwo można wyzerować się z majątku gromadzonego z trudem przez długie lata, możesz mi wierzyć.

 

Uwaga! Ryzyko utraty nieruchomości można radykalnie ograniczyć! 

W jaki sposób…? A o tym akurat możemy Wam opowiedzieć podczas indywidualnych konsultacji. To jedyna taka oferta na rynku, przynajmniej na ten moment. W pakiecie dostaniesz tutaj sprawdzone sposoby, przygotowane na potrzeby własne osób obracających i zarządzających nieruchomościami w skali wielomilionowej.

Szukając najbardziej wyrafinowanych form zabezpieczenia majątku oraz różnych optymalizacji podatkowych, spędziliśmy wiele godzin na analizach oraz wydaliśmy dziesiątki tysięcy złotych na konsultacje specjalistyczne z doradcami podatkowymi, radcami prawnymi oraz komornikami. Konsultacja to kompendium naszej wiedzy, dopasowane do indywidualnej sytuacji Klientów.

Teraz możesz dostać to wszystko w megaatrakcyjnej cenie! ????

Zdobycie tych informacji samodzielnie wielokrotnie przewyższy koszt konsultacji, a samo stosowanie rozwiązań takich jak amortyzacja, uniknięcie podatku PCC przy sprzedaży/zakupie nieruchomości, czy optymalizacja podatkowa, przełożą się na realne zyski z zainwestowanego kapitału.

 

Kto powinien skorzystać z konsultacji ???? 

Nasza oferta jest idealna właśnie dla Ciebie, jeśli Twoja sytuacja pasuje choć do jednego z poniższych punktów:

– chcesz oddzielić działalność zarobkową od posiadanych nieruchomości,

– nie chcesz posiadać nieruchomości na siebie, ale chcesz zachować nad nimi pełną kontrolę,

– szukasz optymalizacji podatkowej w zakresie wynajmu i amortyzacji nieruchomości,

– chcesz, aby Twój majątek był nieosiągalny dla wierzycieli,

– chcesz ograniczyć ryzyko zakazu zbywania nieruchomości na wniosek prokuratury,

– chcesz się bronić przed krzywdzącym procesem licytacji komorniczej,

– chcesz mieć możliwość sprzedaży, obciążania i zarządzania nieruchomościami będąc poza granicami kraju,

– chcesz w bezpieczny sposób kupić lub sprzedać swoją nieruchomość.

Teraz pozostaje tylko jeden krok… ⬇️

Odwiedź naszą dedykowaną stronę internetową, wypełnij krótki formularz i kliknij przycisk Wyślij. Potem skontaktujemy się z Tobą w ciągu kilku dni i przedstawimy możliwości związane z konsultacją oraz dostępne terminy. Następnie zdecydujesz, czy skorzystać z oferty, czy nie.

Link do strony znajdziesz TUTAJ

To może być ten moment, w którym podejmiesz jedną z najlepszych decyzji w swoim życiu. Nie zmarnuj tego!

 

 

Zdjęcie ilustrujące wpis jest poglądowe! Osoby, rzeczy lub sytuacje przedstawione na zdjęciu NIE mają bezpośredniego związku z treścią niniejszego wpisu!

 

Krótki antyporadnik dotyczący inwestowania

Znowu mamy skandal z potencjalną piramidą finansową – tym razem na 250 milionów PLN. Takie never ending story, można by powiedzieć. Nie dziwi mnie to wcale, a tak w ogóle to jestem zdania, że inwestowanie powinno być zajęciem dla ludzi, którzy mają na ten temat jakieś pojęcie. A tymczasem, jak mówi znane powiedzenie, coraz więcej amatorów pcha się do zabawy. No i brokerzy, poszukiwacze inwestorów oraz organizatorzy przeróżnych schematów wykorzystują bez skrupułów ten pęd do pozornie łatwego zarabiania. I ci niedoświadczeni inwestorzy zwykle nie mają pojęcia, z jakimi trudnościami przyjdzie im się zmierzyć i czym się może taka zabawa skończyć. Tak więc dzisiaj co nieco o tym opowiem.

 

Bahama Mama i inwestowanie

Zacznijmy od najbardziej prymitywnych oszustw w stylu „dzwoni gość z call center i namawia na inwestowanie z brokerem, który jest zarejestrowany gdzieś na Bahamach”. Nie ma ostatnio tygodnia, w którym bym nie dostał kilku wiadomości o treści „zostałem oszukany przez tego a tego brokera”. Schemat praktycznie zawsze ten sam: broker zagraniczny, wpłata pieniędzy, utrata środków, sugerowanie wpłaty nowych celem odzyskania uprzednio straconych, a na końcu zerowanie i zamknięcie konta. Tyle.

Ok, a jakie są szanse na odzyskanie pieniędzy…?

W zdecydowanej większości znikome, a jak ktoś przelewa kasę na inwestycje w Bitcoinach, to praktycznie zerowe. Zresztą życzę powodzenia w próbie sądzenia się z brokerem z Bahamów czy Kajmanów, który dodatkowo działa przez podstawione osoby, gdzie beneficjent rzeczywisty jest ukryty. Tzn. teoretycznie można dopaść ptaszka, ale w praktyce trzeba by zainwestować sporo pieniędzy w obsługę prawną na odpowiednim poziomie. Offshore litigation to nie są bowiem proste sprawy. Więc jeśli pierwszy z brzegu polski prawnik skasuje 2000 PLN za wysłanie wezwania do zapłaty takiemu brokerowi i na tym właściwie działania się skończą, to możemy zapomnieć o odzyskaniu kasy. No a jeżeli ktoś wpłacił na przykład 50 tys. PLN i wyzerował swoje konto, to wizja zapłacenia kolejnych 20 tys. PLN na obsługę prawną jest dla niego nie do zaakceptowania. Nie chce więc ryzykować utraty kolejnych pieniędzy i odpuszcza. Efekt? Wielu takich brokerów pozostaje praktycznie bezkarnych, bo mało który z poszkodowanych zawiadamia policję o tego typu działaniach. Może wyglądałoby to nieco inaczej, gdyby np. kilkudziesięciu poszkodowanych zrzuciło się na prawnika, ale w praktyce ciężko taką akcję skoordynować.

 

Kursy i wiedza na temat inwestowania

Idźmy dalej. Ci nieco bardziej ogarnięci inwestorzy, którzy najpierw starają się pozyskać wiedzę, np. oglądając filmiki na YouTube czy uczestnicząc w przeróżnych kursach z inwestowania, przeważnie dość drogich, bo kosztujących po kilka tysięcy złotych. I tutaj mamy pewien problem: kursów dających naprawdę wartościową wiedzę można ze świecą szukać i nie jest powiedziane, że się je znajdzie. Pewne rodzaje wiedzy, jak np. te służące stricte zarabianiu na Forexach czy giełdach, są bowiem bardzo trudno dostępne i naprawdę doświadczeni inwestorzy, którzy mogą pochwalić się świetnymi wynikami, ot tak tej wiedzy nie sprzedają. Nie sprzedają, bo po co hodować sobie konkurencję…? Wystarczająco dobrze zarabiają z inwestycji i tyle. W praktyce więc kursy są często łapaniem leadów, gdzie prowadzący proponuje taki a taki program czy brokera, z czego ma %. W sumie nie ma w tym nic złego, jeśli szczerze informuje się uczestnika o różnego rodzaju ryzykach i mówi mu wprost, że prawdopodobieństwo utraty przez niego środków jest bardzo wysokie, niekiedy wyższe niż 50%. Gorzej, jeśli przedstawiany jest idylliczny obraz, w którym mentor prowadzący kurs zapewnia, że wszystko będzie dobrze i że dzięki jego radom dany delikwent na pewno zarobi. No więc właśnie niekoniecznie, ponieważ trzeba tutaj brać pod uwagę pewną istotną rzecz.

 

Broker gra nieczysto – i co Pan zrobisz, jak nic nie zrobisz

Tą rzeczą są nieuczciwe zagrywki samego brokera – i nie mówię tutaj o podmiotach z Bahamów, ale o dużych graczach znajdujących się pod nadzorem KNF! Spytacie: a co tam mogą oni kombinować…? Ano mogą – przykłady ciekawych zagrywek:

– zawieszanie się platformy transakcyjnej („przypadkowo” w momentach najbardziej niedogodnych dla inwestorów),

– zablokowanie możliwości sprzedaży kontraktów podczas największych zmian cen instrumentów,

– megawysokie spready, co ma ogromny wpływ na zamknięcie pozycji sprzedaży,

– niezapowiedziane i przedwczesne rolowanie, niezgodne zresztą z tabelą rolowań,

– itp., itd.

W konsekwencji inwestorzy nie mogą zarządzać pozycjami, dopłacać depozytów, zamykać i otwierać pozycji czy hedgować. Efektem są albo straty, albo brak możliwości zarabiania – czyli też straty! Bo jeśli możesz zarobić przykładowo 3000 PLN, a zarobiłeś tylko 1000 PLN, to w rzeczywistości straciłeś 2000 PLN. Tak to właśnie wygląda. W każdym razie przed podobnymi zagrywkami ze strony brokerów nie obroni Cię wiedza zdobyta na kursach, a nawet prowadzenie za rękę przez mentora. Jak trafisz na brokera, który nie gra fair, to szanse na stratę masz bardzo duże. Taka prawda.

 

Emisja tokenów i pozyskiwanie w ten sposób środków na inwestycje

Tak nieco z innej beczki polecałbym też uważać na tzw. nowoczesne inwestycje crowdfoundingowe oparte o emisje różnych tokenów, gdzie modnie wyglądający goście z elegancko przystrzyżonymi brodami mówią: „My mamy pasję robić to i to, a Ty kup nasz token i stań się naszym udziałowcem!”. No i fajnie, ale mnie, jako inwestora, Wasza pasja to tak średnio obchodzi – jak się pytam, czy i kiedy mi dywidendę wypłacicie i w jakiej wysokości ona będzie…?!

No i tutaj może pojawić się problem, bowiem w świetle oficjalnych wytycznych i rekomendacji KNF, podział dywidendy może mieć miejsce jedynie w odniesieniu do zgodnie z prawem wyemitowanych akcji i nie obejmuje tokenów! W praktyce mamy tak, że jeśli wydawca tokenów dąży w ramach ICO do pozyskania kapitałów będąc emitentem papierów wartościowych, to narusza prawo. Więc gdy spółka nie wyemitowała akcji w sposób zgodny z prawem, to nie ma podstawy do wypłaty dywidendy na rzecz tych, którzy te tokeny kupili. W praktyce ci kupujący chcąc odzyskać swoje środki, mogą jedynie sprzedać dalej te tokeny innym osobom, niezbyt dobrze poinformowanym. Ok, może na ten moment KNF nie czepia się tego typu transakcji, ale kto zagwarantuje, że tak się nie stanie w przyszłości…? No nikt. A wtedy i emitenci mogą dostać po łapkach.

Spółki celowe w akcji

Już nawet nie będę akcentować dość typowego dla takich działań inwestowania w spółki celowe. Czyli na przykład: „Chcemy inwestować we wdrożenie takiej a takiej technologii, a realizować to będą nasze spółki celowe”. No i te spółki sobie funkcjonują nieco w oderwaniu od głównego biznesu, a niestety niespecjalnie im idzie. Przepalają więc kasę inwestorów, a potem co…? No trzeba się zamknąć, tak bywa. Szkoda, że często wdraża się przy tym mechanizmy nielegalnych transferów środków, co w praktyce uniemożliwia wierzycielom zaspokojenie ich roszczeń, czy też wyszarpania należnej im kasy, mówiąc kolokwialnie. I tutaj mamy cały arsenał anonimizacyjny, że wspomnę chociażby o zagranicznych trustach, które w praktyce blokują możliwość skutecznego zastosowania skargi pauliańskiej. Innymi słowy inwestując kilkadziesiąt tysięcy PLN w odpowiednią strukturę można tam spokojnie ukryć kilkadziesiąt milionów, a potem… A potem to już coco jambo i do przodu!

 

Prewencja, prewencja i jeszcze raz prewencja

Generalnie powiem tak: skala naciągania na przeróżne inwestycje wydaje się bardzo duża. A za wieloma takimi nietrafionymi inwestycjami stoją prawdziwe tragedie ludzkie, licytacje komornicze, rozwody, a nawet samobójstwa. Wydaje się więc, że obecne działania dotyczące wyłapywania tego typu schematów są dalece niewystarczające (delikatnie mówiąc). Poszkodowani bowiem na ogół nie zgłaszają podobnych przestępstw (zaryzykuję taką tezę), a KNF zanim się ruszy i wpisze dany podmiot na listę ostrzeżeń, powiadamiając odpowiednie służby, to kasa z oszustwa już dawno jest wytransferowana do Ameryki Kokosowej i tyle ją Pan prokurator zobaczy. No, ewentualnie jakieś drzazgi zajmie albo Lamborghini czy Ferrari, więc będzie można zrobić fajne ujęcia do mediów. A nie o to przecież chodzi. Co więc zrobić…?

Po pierwsze przydałaby się akcja informacyjna zakrojona na szeroką skalę, która poinformowałaby ogół społeczeństwa o zagrożeniach związanych z inwestowaniem pieniędzy w programy oferowane przez różnych dziwnych brokerów. Analogiczną akcję przeprowadzono chociażby w przypadku wyłudzeń „na wnuczka”, gdzie przyniosła ona podobno niezłe rezultaty. Większość obywateli nie czyta bowiem ostrzeżeń KNF-u ani nawet nie przegląda prasy biznesowej. Oglądają za to telewizję. I gdyby tam, w TV, puszczać w prime time spoty informujące o działalności brokerów z Bahamów, to wielu ludzi dowiedziałoby się o problemie i byliby ostrożniejsi. Może więc zamiast dawać kasę z Funduszu Sprawiedliwości na fundację prowadzoną przez ex-egzorcystę, który leczył demona wegetarianizmu salcesonem, przeznaczyć pieniądze na porządne działania informacyjne…?

Po drugie kluczem do sukcesu jest tutaj blokowanie przestępców już na wczesnym etapie – to tak, jak z mafiami VAT, gdzie trzeba pozamiatać do odpowiedniego momentu, bo potem kasa już ucieka. A najśmieszniejsze jest to, że wyłapywanie coraz to nowych ofert wcale nie jest niemożliwe, a przestępcy to wręcz ułatwiają! Jak? A chociażby ogłaszając się w sieci czy wykupując płatne reklamy. W zasadzie więc wystarczy stworzyć kilka profili użytkownika np. na Facebooku, wykazać tam odpowiednią aktywność, a potem szukać w sieci info o inwestowaniu, brokerach itd. Dalszą część zrobi za nas remarketing przestępców, dzięki któremu będą się nam wyświetlać ich reklamy. Mając więc x-osób do monitorowania sieci, takich ogarniętych w temacie, można więc stosunkowo szybko namierzyć znaczną część brokerów – oszustów, jeśli nie większość. A potem blokować ich strony i reklamy tak, jak blokuje się firmy hazardowe – technicznie powinno to być do ogarnięcia. Nieco gorzej wygląda temat z blokowaniem numerów telefonów, ale w teorii też można coś tutaj zdziałać. Mamy bowiem reklamę podejrzanego brokera, wchodzimy więc w nią i podajemy nasz numer telefonu. No a potem patrzymy kto dzwoni i blokujemy mu numer. I tak w kółko, tygodniami i miesiącami. W pewnym momencie mogłaby tutaj nastąpić sytuacja, w której międzynarodowe grupy przestępcze uznałyby, że Polska jest zbyt trudnym rynkiem na takie oszustwa i że bardziej efektywnym jest zgarniać naiwnych z Czech, Bułgarii czy Meksyku. Znów przytoczę analogię do zagranicznych mafii VAT, wypychanych z Polski dzięki wprowadzeniu odwróconego VAT-u. Rzecz jasna takie rozwiązania wymagałyby zapewne modyfikacji prawa, ale przecież wszystko da się zrobić – ludzie ludzi robią.

 

Szybkie podsumowanie

No dobrze, to na tyle, rozpisałem się nieco szerzej niż zamierzałem. Ale tematy inwestycyjne to morze inspiracji – być może już niedługo wrzucę ciekawe case study z tego zakresu, kto wie. A, no i chciałbym też dodać, że to wszystko, o czym napisałem, jest moim subiektywnym punktem widzenia – jeśli więc wierzycie brokerom, to inwestujcie. Ja Was nie będę od tego odwodził.

 

Zdjęcie ilustrujące wpis jest poglądowe! Osoby, rzeczy lub sytuacje przedstawione na zdjęciu NIE mają bezpośredniego związku z treścią niniejszego wpisu!