Dlaczego warto czytać pisma z banku, czyli o wypowiedzeniu umowy kredytu hipotecznego

W powszechnej opinii panuje przekonanie, że są dwa rodzaje instytucji, które mają najlepiej skonstruowane umowy: banki oraz ubezpieczyciele. Dziś akurat zajmę się pokrótce tymi pierwszymi, a konkretnie opowiem o jednej niepozornej, ale za to istotnej rzeczy.

 

Wypowiedzenie umowy kredytu hipotecznego

Podobnych sytuacji jest tysiące w skali kraju: bank przesyła wypowiedzenie umowy kredytowej, klient w stresie pobieżnie przegląda otrzymane pismo i oczami wyobraźni przygotowuje się na najgorsze. Co się dzieje dalej? Niekiedy takie papiery lądują w koszu, bez wnikliwego czytania – a ma to miejsce głównie wtedy, gdy dłużnik uznaje swoją sytuację za tak beznadziejną, że jest mu już w sumie wszystko jedno, bo i tak nie widać przysłowiowego światełka w tunelu. A tymczasem to błąd, niekiedy brzemienny w skutkach!

 

Bank wypowiedział umowę kredytową – ale czy na pewno skutecznie…?

Chociaż trudno w to uwierzyć, ale nawet banki potrafią popełniać grube błędy proceduralne. Jednym z nich jest… brak załączenia do wypowiedzenia umowy kredytowej powiadomienia o tym, że klientowi przysługuje prawo do złożenia wniosku o restrukturyzację zadłużenia. Inaczej mówiąc bank ma tutaj obowiązek poinformować, że nawet na tym etapie jest możliwość (możliwość, a nie pewność!) polubownego załatwienia sprawy. Dlaczego jest to tak istotne? Odpowiedź jest prosta: taka czynność jest bezskuteczna z mocy prawa. Oznacza to, że wypowiedzenia jakby nie było – w tym przypadku mamy bowiem dokonanie czynności z pominięciem wymogu formy zastrzeżonej przez ustawę.

 

Ok, no i co w związku z nieważnością wypowiedzenia umowy kredytu hipotecznego?

Najważniejsza kwestia dla dłużnika jest tutaj taka: jeśli podniesie on odpowiedni zarzut, to sąd będzie musiał oddalić powództwo ze względu na to, że jest ono przedwczesne. A jak tak, to bank będzie miał kłopot, ponieważ co do zasady sąd nie może ponownie rozstrzygać sprawy, jeśli dotyczy ona tego samego przedmiotu rozstrzygnięcia oraz identycznej podstawy sporu! W prostszych słowach: nie można pozywać dwa razy za to samo. Rzecz jasna, gdy już dojdzie do takiej sytuacji, to banki i tak sobie z tym poradzą, pozywając dłużnika na innej podstawie, ale to oznacza dla nich kłopot, zupełnie niepotrzebny zresztą.

 

Jaką korzyść może tutaj odnieść dłużnik?

Zasada jest prosta: kiedy bank zorientuje się, że, mówiąc potocznie, dał ciała, to jest zazwyczaj o wiele bardziej skłonny do ugody. No i jeśli w tym momencie do akcji wejdzie dobry prawnik, doświadczony w tego typu tematach, to mamy dużą szansę na wypracowanie ugody bardzo korzystnej dla dłużnika. Czasem będzie to ugoda polegająca na ustaleniu nowego planu spłaty, co pozwoli kredytobiorcy zachować nieruchomość, a czasem zgoda banku na sprzedaż nieruchomości z tzw. wolnej ręki, czyli z pominięciem licytacji komorniczej, która zawsze generuje zbędne koszty i oznacza dużą stratę dla dłużnika.

 

Reasumując

Banki przyciśnięte do muru wolą niekiedy pójść na rękę kredytobiorcy, zamiast „szarpać się” z nim po sądach. Świadomość prawna ogółu społeczeństwa jest jednak na niskim poziomie, więc wiele osób zwyczajnie nie korzysta z podobnych możliwości. Ba, w wielu przypadkach dominuje podejście „Aaa tam, przyszło jakieś pismo z banku, to przyszło – co ma być, to będzie”. A tymczasem w tak istotnej sprawie, jak dach nad głową, warto powalczyć do końca, wyczerpując wszelkie możliwości prawne. Wiem, może i banał, ale niektórzy naprawdę powinni wziąć go sobie do serca. Na sam koniec dodam jeszcze, że jeśli ktoś z Czytelników ma podobne problemy i wisi nad nim groźba licytacji nieruchomości, to tradycyjnie już zapraszam na maila: kontakt@bialekolnierzyki.com

No a tak informacyjnie jeszcze dodam, że od 2020 roku włączyłem komentarze na blogu, więc jeśli ktoś ma ochotę się wypowiedzieć, to zapraszam! ⬇️

Zdjęcie ilustrujące wpis jest poglądowe! Osoby, rzeczy lub sytuacje przedstawione na zdjęciu NIE mają bezpośredniego związku z treścią niniejszego wpisu!