Handel podróbkami w Polsce
Temat handlu rzeczami z podrobionymi znakami towarowymi nie znajduje się ostatnio w świetle reflektorów (na dzień dzisiejszy „rządzi” bardziej medialny VAT), ale w dalszym ciągu działalność taka stanowi istotną gałąź przestępczości gospodarczej. Skala problemu jest bowiem spora – dość powiedzieć, że polski budżet traci podobno z tego tytułu ok. 5 miliardów PLN rocznie. Składają się na to min. niezapłacona akcyza w przypadku wyrobów tytoniowych czy alkoholowych oraz utracone wpływy z VAT-u i podatku dochodowego (przestępcy raczej niechętnie się rozliczają z tych danin). Niektórzy twierdzą co prawda, że budżet w zasadzie nic tutaj nie traci, lecz po prostu nie notuje wpływów, co nie jest tożsame ze stratą, ale zostawmy tego typu rozważania na boku. Nie jest też tajemnicą, że swego czasu grupy przestępcze zajmujące się podrabianiem towarów były często zaangażowane w karuzele (podróbki i uszczuplanie/wyłudzanie VAT-u to niezłe połączenie). No a do tego wszystkiego dochodzą jeszcze utracone korzyści właścicieli znaków towarowych, którym w związku z tym procederem spada sprzedaż – tak więc można rzec, że nie jest kolorowo.
Co podrabia się najczęściej?
Według raportów OECD w skali UE prym wiodą następujące kategorie:
– papierosy: 6,4% ogółu podrabianych towarów
– telefony i akcesoria: 5,6%
– zabawki: 5,1%
– sprzęt elektroniczny: 3,7%
– leki: 2%
W polskich warunkach można powiedzieć, że ważne miejsca w podróbkowej hierarchii oprócz wyżej wymienionych zajmują także: alkohol, chemia gospodarcza, odzież oraz niektóre produkty spożywcze. Nie wszystko oczywiście produkuje się u nas – statystyki mówią np., że udział Chin w unijnym rynku podróbek oscyluje wokół 58%. Obstawiam jednak, że w przypadku Polski ten % jest nieco niższy, gdyż wiele rzeczy (jak np. papierosy) produkujemy sobie we własnym zakresie. Co do Chińczyków, to niby walczą oni z podrabianymi produktami na AliExpress, ale tak jakby nie do końca im to wychodzi. Przykładem są chociażby ukryte aukcje, na których można bez większego problemu zakupić podróbki. W dużym skrócie wygląda to tak: tzw. naganiacze na różnych grupach na Facebooku wrzucają linki do zaufanych sprzedawców i kody promocyjne. Następnie użytkownik kupuje oficjalnie na aukcji coś legalnego – niech będzie, że maskotkę – podaje kod, a w rzeczywistości dostaje np. podrabiany zegarek Armaniego. Można? Można! Jeśli kogoś ten temat interesuje, to w sieci znajdzie informacje bez problemu, głównie na niezależnych blogach.
Opakowanie podrabianej Viagry zawierające 4 tabletki. Jakieś 10 lat temu można je było dostać za ok. 30 PLN, podczas gdy obecnie oficjalna cena wynosi ok. 90 PLN.
Kto i dlaczego kupuje podróbki?
W 2017 roku insytut ARC Rynek i Opinia przeprowadził badania, z których wynikało, że w ciągu ostatnich 2 lat (2015-2016) aż 48% Polaków kupiło choć raz podróbkę. Nie wiadomo do końca, czy wliczano w to osoby, które nie były w 100% pewne, że zakupiony przez nie towar to podróbka, lecz tylko to podejrzewały. Zakładając jednak, że część osób zakupiła podrobiony towar nawet o tym nie wiedząc, to rzeczywisty odsetek mógł być nawet wyższy. W badaniu tym wyszło także, że nabywcami podróbek są głównie młodzi konsumenci w wieku 15-24 lat. Dlaczego je kupili? Część z tych osób była z pewnością nieświadoma tego, że dany towar nie jest oryginałem, ale już inni dobrze o tym wiedzieli. Chęć zaoszczędzenia lub zaimponowania np. koszulką z wielkim logo Versace, powodowała jednak takie, a nie inne, decyzje zakupowe.
Co ciekawe, wiele osób uznaje, że kupowanie podróbek jest moralnie usprawiedliwione. Padają tutaj chociażby argumenty w stylu:
– Panie, przecież nie widać różnicy, to po co przepłacać…?
– Jeśli w cenie papierosów ponad 80% to podatek, to ja nie będę rządu dorabiał – dosyć kasy biorą w moich podatkach!
– Nie stać mnie na oryginał, a też chcę poczuć odrobinę luksusu.
– Złodzieje szyją te buty w Chinach po kilkanaście dolarów, a ja mam dawać 4 stówy jak jakiś frajer? To już wolę podróbkę kupić, też dobra!
Itp. itd. Nie będę tutaj oceniał moralnej strony takiego podejścia – to niech już każdy zrobi we własnym zakresie.
Podrabiany zegarek marki Armani – widać dość wyraźnie krzywo umieszczone logo.
Najnowsze zmiany w prawie dotyczące zwalczania handlu podróbkami
Od marca 2019 roku obowiązuje w Polsce nowelizacja, która pozwala ścigać za handel podróbkami nie tylko samych sprzedawców, ale także osoby… wynajmujące im powierzchnie handlowe. Jak twierdzą niektórzy prawnicy wyspecjalizowani w tematyce własności przemysłowej, może to spowodować duże kłopoty dla właścicieli takich bazarów, jak np. słynna Wólka Kosowska, gdzie nietrudno o podrabianą odzież czy perfumy. Teoretycznie bowiem właściciele podobnych obiektów będą mogli być pociągani do odpowiedzialności za ułatwianie procederu przez posiadaczy praw do znaków towarowych. Dodatkowo też będą stosunkowo łatwym celem dla prawników – taki Wietnamczyk czy Senegalczyk handlujący podróbkami w detalu może bowiem nagle „zniknąć”, a właściciel hali już niekoniecznie i to od niego będzie można egzekwować odszkodowanie za poniesione straty. Czy pomoże to ograniczyć skalę zjawiska handlu stacjonarnego nieoryginalnymi towarami? Cóż, poczekamy, zobaczymy…
Co podrabia się w Polsce?
Żartobliwie można by powiedzieć, że prawie wszystko, bo dla jednych pasztet, w którym jest kilka % mięsa, nie jest prawdziwym pasztetem, a dla drugich piwo koncernowe nie ma nic wspólnego z prawdziwym piwem. Pozostaje też pytanie, czy za podróbkę w pewnym sensie można uznać np. mix tłuszczowy sugerujący swoją nazwą, że jest pełnoprawnym masłem, co wprowadza w błąd konsumentów. Jest to jednak temat na inne opracowanie, więc idźmy dalej. ⬇️
Podrabiane proszki do prania
Weźmy dla przykładu proszek Ariel – jego opakowanie o wadze 6,5 kg w lutym 2019 kosztowało ok. 70 PLN na Allegro. Tymczasem w Niemczech możemy zamówić całkiem podobny proszek w cenie około 23 PLN netto za opakowanie 6,5 kg przy zamówieniu min. 1 palety, cena wraz z dostawą na terenie Polski (oferta sprzed roku). Oczywiście mowa tu o proszkach mało znanych brandów, czy też brandów no-name, które trzeba byłoby potem przepakować do podrobionych opakowań wspomnianego Ariela (lub innego oryginalnego proszku). Zresztą przy zamówieniu całego TIR-a i pakowaniu np. w big-bagi cena byłaby jeszcze niższa, więc jest miejsce na sporą przebitkę – zwłaszcza, jeśli nie odprowadzi się VAT-u, który w przypadku proszków do prania wynosi 23%. Oczywiście od potencjalnego zysku trzeba odliczyć koszty logistyczne, pakowania i tak dalej, ale da się godnie zarobić, a konsument dostanie nawet całkiem niezły jakościowo produkt.
W bardziej hardkorowej wersji można też produkować proszki samemu z gotowych komponentów, po prostu mieszając je w jakiejś hali czy nawet zwykłej szopie. To, co z tego wyjdzie, rzecz jasna nie musi spełniać żadnych norm – ważne, żeby opakowanie było odpowiednie. Takie proszki można potem sprzedać np. jako „lepsze, niemieckie wersje” lub wyeksportować chociażby na Ukrainę. Ten kierunek był (jest?) dość popularny wśród polskich eksporterów podróbek, o czym jeszcze wspomnę.
Podrabiana kawa
Tutaj z kolei jest nieco mniejsza przebitka niż na proszkach do prania. Najczęściej podrabia się znane marki, jak chociażby Lavazza – taka średnia półka jest bowiem na tyle droga, aby proceder się opłacał, a jednocześnie znana przeciętnemu konsumentowi, co ułatwia sprzedaż. Praktyka pokazuje, że najczęściej możemy się natknąć na kiepskiej jakości kawę ziarnistą pakowaną w puszki. Można się domyślać, że jest to spowodowane tym, że proces pakowania kawy zmielonej może być nieco bardziej zaawansowany technologicznie i trudniejszy do przeprowadzenia w warunkach garażowych. Poza tym koszt zakupu używanej linii do pakowania kawy wynosi ok. 100 tys. PLN, a więc przy mniejszym zasięgu działalności jest to dość ryzykowna inwestycja, gdyż jest duża szansa, że taka linia zostanie skonfiskowana w efekcie nalotu służb zanim jeszcze zdąży na siebie zarobić. Oczywiście być może na rynku są dostępne jakieś tańsze rozwiązania, bardziej chałupnicze, jeśli chodzi o poziom technologii – to już wiedzą znawcy branży. Tymczasem kawę sypaną do puszek można od biedy pakować nawet ręcznie, choć oczywiście będzie to robota niezbyt wydajna.
Ile można na tym zarobić? Przykładowo popularna Lavazza d’Oro ziarnista to w hurcie koszt mniej – więcej 35 PLN netto za 1 kg*, przy zakupach całopaletowych (tu sporo zależy od ilości, kraju pochodzenia itd.). W detalu natomiast idzie to sprzedać za ok. 50 PLN brutto*. Przebitka w legalnym handlu przy opłaceniu VAT-u wynosi więc zwykle kilka PLN na przytoczonym opakowaniu 1 kg, czyli relatywnie niezbyt dużo. Sytuacja zmienia się jednak, gdy zakupimy w hurcie tanią kawę kiepskiej jakości (np. sprowadzoną z Niemiec), za którą zapłacimy ok. 20 PLN netto za 1 kg, a następnie zapakujemy ją w opakowania renomowanego producenta, a do tego nie odprowadzimy należnego VAT-u – wtedy zarobek zwiększa się radykalnie. Jako ciekawostkę dodam jeszcze, że podobno wtajemniczeni są w stanie zakupić od palarni za grosze tzw. kawę odpadową, której przebieg palenia się nie udał i jest ona zbyt mocno wyprażona, aby mogła być normalnie sprzedawana. Na potrzeby podrabiania nadaje się jednak jak znalazł, choć nawet przeciętny konsument szybko wyczuje, że coś jest chyba nie tak… Jeśli więc widzimy kawę dobrej, znanej marki w podejrzanie niskiej cenie, różniącej się o jakieś 30% (albo i więcej) od ceny regularnej, sprzedawaną gdzieś na jakimś targowisku lub podobnym miejscu, to możemy podejrzewać, że coś może z nią być nie tak.
*Ceny na marzec 2019
Kawa Lavazza ziarnista, opakowanie 0,5 kg.
Podrabiane papierosy
Nietrudno się domyślić, że jeśli ponad 80% ceny detalicznej danego produktu stanowią podatki (stan na 2019 rok), to aż kusi, żeby to wyprodukować i sprzedać bez płacenia „haraczu” państwu. I tak się właśnie dzieje z papierosami – w końcu przebitka jest ogromna, ponieważ rzeczywisty koszt produkcji paczki papierosów to kwota ok. 1 PLN lub mniej (łącznie z opakowaniem), a ceny w sklepach to 14 – 17 PLN. Oczywiście raczej ciężko jest sprzedać taki podrabiany towar za ceny detaliczne obowiązujące w legalnej dystrybucji, jednak zniżka na poziomie 30-50% zapewnia i tak kilkuset-% zysk.
Jakie marki podrabia się najczęściej? Tutaj zapewne nie będzie zaskoczenia, jeśli napiszę, że prawdopodobnie Marlboro (prawdopodobnie, bo raczej ciężko w tej branży o jakieś 100% pewne statystyki) oraz L&M, które są bardzo popularne w Polsce. Przestępcy są dobrze zorganizowani, o czym świadczy skala ich działalności – przykładowo w 2018 roku funkcjonariusze zrobili „wjazd” do nielegalnej fabryki tytoniu, która posiadała profesjonalną linię produkcyjną wartości ok. 1,8 miliona PLN! Linia ta była podobno w stanie wytwarzać 125 paczek na minutę. W przypadku innej fabryki, której teoretyczne moce produkcyjne wynosiły ok. 60 milionów sztuk papierosów miesięcznie, specjaliści oszacowali, że grupa przestępcza mogła na niej zarabiać od 3 do 5 milionów PLN w ciągu miesiąca. Rzecz jasna po tych liczbach widać założenia, że linia nie pracowała przez 24h na dobę przez 7 dni w tygodniu, lecz o wiele krócej (prawdopodobnie na skutek nie do końca wydolnych kanałów dystrybucji towaru lub/oraz trudności organizacyjnych).
Dla papierosów podrabianych w Polsce konkurencję stanowią oczywiście wyroby przemycane zza wschodniej granicy, na których też można uzyskać niezłą przebitkę. Przykładowo na przełomie 2015 i 2016 roku cena paczki papierosów z segmentu premium oscylowała w ukraińskim hurcie w granicach 0,5 – 0,7 Euro. Przemycając je do Polski można było osiągnąć realny zysk 1 – 2 Euro na każdej paczce, w zależności od skali działania i organizacji logistyki oraz kanałów sprzedaży. Oczywiście jeszcze większy zysk osiąga się wioząc towar dalej – np. do Wielkiej Brytanii czy Norwegii. Transgraniczny przerzut papierosów jest na tyle opłacalny, że według pewnych źródeł na tzw. kierunku wschodnim wyparł nawet przemyt narkotyków – zyski są podobne, a „za fajki” grozi mniejsza odpowiedzialność karna. Na zakończenie tego wątku warto też wspomnieć o pewnym kuriozum, jakim są bez wątpienia papierosy Jin Ling – jedynej chyba marki na świecie, która została stworzona na potrzeby przemytu (nie są to żadne podróbki). Popularne „koziołki” są produkowane w obwodzie kaliningradzkim przez Bałtyckie Zakłady Tytoniowe oraz w innych fabrykach – filiach. Wartość przemytu tych papierosów do krajów Unii Europejskiej wynosi ok. 1 miliarda Euro rocznie (oczywiście też szacunkowo).
Przechwycony transport papierosów Jin Ling, zwanych popularnie „kozłami”. Źródło: spiegel.de
Anegdota na zakończenie: eksport podrabianej Coca-Coli na Ukrainę
Jakieś 10 lat temu miałem okazję usłyszeć „z pierwszej ręki” o pewnym prostym, ale nowatorskim pomyśle polegającym na eksportowaniu podrabianej Coca-Coli na Ukrainę. Dlaczego właśnie ten kierunek? Podobno ze względu na „niższe oczekiwania tamtejszych konsumentów”. Tak więc panowie znaleźli w oficjalnej dystrybucji jakąś colę no-name w plastikowych butelkach, łudząco podobnych kształtem do butelek oryginalnej Coca-Coli – nie pamiętam już pojemności, ale zdaje się, że wtedy były to 2 litry w prostej butelce, bez charakterystycznych dla tej marki obłych kształtów, jakie mamy w mniejszych pojemnościach. Do tego ta cola no-name miała czerwoną nakrętkę bez żadnego nadrukowanego znaczka, więc w zasadzie wystarczyło tylko te nakrętki „ostemplować” (albo i nie) oraz zerwać stare etykiety i przykleić podrabiane. Przebitka? Kilkaset %, ponieważ ta no-name’owa cola była sprzedawana w hurcie poniżej złotówki, a za oryginalną Coca-Colę płaciło się wtedy w sklepie ok. 4 PLN. Na sam koniec dodam jeszcze, że smakowało to paskudnie, ale cóż, w końcu nie takie rzeczy ludzie piją…
Zdjęcie ilustrujące wpis jest poglądowe! Osoby, rzeczy lub sytuacje przedstawione na tym zdjęciu NIE mają bezpośredniego związku z treścią niniejszego wpisu!