Wewnątrzwspólnotowe nabycie towaru (WNT) a uszczuplanie VAT

Po niedawnym wpisie dotyczącym wprowadzenia obowiązkowego split paymentu w branży elektronicznej otrzymałem kilka pytań dotyczących funkcjonowania schematu, w którym „gubi się” VAT. A skoro tak, to wrzucam dziś opis mechanizmu, na jakim operowali VAT-owcy z branży elektronicznej przed 2015 rokiem. Zaznaczam, że jest to model uproszczony w wersji demo – na bardziej skomplikowane wersje „z objaśnieniami” nadejdzie czas ????

 

Przykładowy schemat uszczupleń VAT-u

Firma Black z Niemiec, kontrolowana przez grupę przestępczą (VAT-owcy) zakłada spółkę-słup White w Polsce. Jest to bardzo prosta operacja: przestępcy kontaktują się z jakąś polską kancelarią i kupują już zarejestrowaną spółkę z o.o. (jest ich na sprzedaż sporo, więc to nie problem). Następnie do Polski przylatuje słup, aby załatwić wszelkie formalności i założyć konto w banku – słupem może być obcokrajowiec, ale bywa niejednokrotnie, że jest to np. Polka od niedawna związana z cudzoziemcem, która nie ma pojęcia o co naprawdę chodzi i myśli, że będzie pomagała ukochanemu rozkręcać legalny biznes w naszym kraju. Oczywiście już po całej operacji słup wyjeżdża za granicę, a kody dostępowe do konta spółki wędrują do organizatorów procederu.

 

Przepływy towaru w karuzeli

Towar (załóżmy, że były to smartfony) jest następnie wysyłany do magazynu logistycznego w Polsce. Z Niemiec są wysyłane oferty do polskich firm – przestępcy kupują w tym celu bazy danych lub korzystają z już posiadanych. Oficjalnym oferentem jest polska spółka-słup White, która na ogół sprzedaje towar w cenie do 10% netto niższej od cen rynkowych. Taka oferta jest bardzo atrakcyjna – szczególnie w branżach, które operują na kilkuprocentowej marży – więc klienci chętni na zakup szybko się znajdują. W naszym przykładzie będzie to spółka Grey, która pełni rolę bufora (czasem świadomego, a czasem nie). Dochodzi więc do transakcji: towar jest wysyłany za płatnością w momencie odbioru, a dla „stałych klientów” z płatnością terminową na 1-3 dni. Zawsze wysyłka towaru, zawsze płatność przelewem.

 

Kluczowy moment nr 1: tutaj znika VAT

Firma Grey, która zakupiła towar od słupa White, płaci na jego konto kwotę brutto z VAT-em. Oczywiście żadne pieniądze nie wpływają przy tej okazji do skarbówki – cały VAT zapłacony przez bufora Grey zgarniany jest przez przestępców i transferowany poza granicę Polski. A co na to KAS…? Jeszcze w erze powszechnych kwartalnych deklaracji VAT taka spółka-słup mogła sobie spokojnie funkcjonować przez +- 5 miesięcy, zanim urząd skarbowy się zorientował, że coś jest nie tak. Dziś, w dobie JPK_VAT, jest to nieco trudniejsze, ale wciąż możliwe – zwłaszcza, że wystarczy kupić (lub prowadzić) spółkę działającą dłużej niż 1 rok, aby rozliczać się z VAT-u kwartalnie (występuje tam jednak ograniczenie w postaci limitu obrotów w wysokości 1,2 miliona Euro rocznie).

 

Bufor sprzedaje towar brokerowi

Kolejny etap to sprzedaż towaru przez spółkę Grey do dużej firmy – nazwijmy ją Brown (może to być spółka giełdowa, sieć marketów wielkopowierzchniowych itp.). Spółka Brown nabywa smartfony płacąc kwotę brutto spółce Grey, po czym sprzedaje je za granicę w ramach WDT. Ok, a dlaczego Brown w ogóle kupuje ten towar…? Cóż, czasami odbywa się to na zasadzie najzwyklejszej transakcji handlowej, a czasami występują tam dodatkowe okoliczności – szerzej będę to opisywał w książce wraz z innymi schematami.

 

Kluczowy moment nr 2: tutaj spółka Brown dokonująca WDT odlicza sobie VAT

Jak pamiętamy, spółka-słup White przywłaszczyła sobie VAT wpłacony przez spółkę Grey i już w tamtym momencie budżet nie odnotował wpływu. W przypadku dalszego eksportu poza granicę Polski spółka Brown ma jednak prawo odliczyć sobie VAT w związku z zakupem towaru od spółki Grey – i tutaj budżet państwa naprawdę traci, bo przecież tego VAT-u nigdy na jego konto nie wpłacono! I były to straty w ogromnej skali… Co ważne, w tym schemacie nie było mowy o zwrotach, które oznaczały na ogół problemy ze skarbówką (kontrole itp.) – bardzo pilnowano więc tego, aby bilans VAT oscylował w okolicach zera. Taka sytuacja pozwalała nie rzucać się w oczy aparatowi skarbowemu skupiającego się w dużej mierze na klasycznych „odwracaczach uwagi”, czyli pomniejszych przestępcach, którym wydawało się, że wystarczy przedstawić fałszywe faktury i na ich podstawie wyłudzić zwrot podatku (co nie było wcale łatwe i zwykle wymagało posiadania odpowiednich układów w skarbówce).

 

 

Praktyczne funkcjonowanie schematu uszczupleń VAT

Weźmy pewną firmę TOP, która kilka lat temu dokonywała importu lub WNT na kwotę 3 miliardów PLN i sprzedawała towar w Polsce (klasyczny dystrybutor jakiegoś produktu na Polskę). Firma ta była zobowiązana do płacenia VAT-u w wysokości ponad 300 milionów PLN rocznie – i podatek ten grzecznie płaciła. Dlaczego 300 milionów, a nie 23% od 3 miliardów…? Ponieważ część towaru szła już wtedy za granicę = odliczenie. W miarę rozwoju nowego systemu wyłudzeń TOP zaczęła jednak kupować coraz więcej smartfonów w kraju i sprzedawać je na przedpłaty podmiotom zagranicznym. Generowała w ten sposób popyt obsługiwany przez firmy – słupy w Polsce. Finał tej operacji był docelowo taki, że po osiągnięciu limitu zakupów krajowych w relacji do wielkości sprzedaży krajowej, TOP miała obrót 6 miliardów PLN rocznie i deklarację VAT na poziomie 0 (słownie: zero) PLN. No i w konsekwencji przestawała płacić te 300 milionów PLN VAT-u od sprzedaży krajowej importowanego towaru, które przed wejściem w taki schemat przelewała na konto skarbówki – umożliwiało to odliczenie VAT-u zapłaconego za zakupy smartfonów w kraju, a do tego nie trzeba było szukać użytkowników końcowych na naszym rynku. Ok, a smartfony…? Jeździły sobie po Europie służąc za koło zamachowe – niejednokrotnie bywało, że taki smartfon mógł odwiedzić Polskę nawet 8 razy, choć w tej konkretnej firmie TOP pojawiał się tylko raz.

 

Jaka była skala przestępczości VAT-owskiej opartej o takie schematy?

Nie chciałbym tutaj spekulować, ale bardzo wiele wskazuje na to, że to w tego typu transakcjach można upatrywać jedną z głównych przyczyn tak dużej luki VAT w Polsce (przynajmniej jeśli chodzi o ostatnie kilka lat). Nie tyle nieuprawnione zwroty, a właśnie uszczuplenia VAT-u w różnych wariantach – ciekawych konfiguracji było bowiem więcej. W każdym razie system ten był (czy też raczej jest) prosty i skuteczny, a w praktyce także zapewniający bezkarność głównym beneficjentom. Schemat układano bowiem tak, że prezesa-słupa bardzo często nie było w ogóle w Polsce, do dużych firm eksportujących towar za granicę skarbówka nie bardzo mogła się dobrać, więc kto dostawał po d*pie…? Spółka Grey z naszego przykładu, czyli ta, która dokonała zakupu od znikającego podatnika wprowadzającego towar na polski rynek. I taką spółkę można było w wielu przypadkach naliczyć pod pozorem „niedochowania należytej staranności”, niejednokrotnie doprowadzając ją na skraj bankructwa. Rzecz jasna bywało i tak, że Grey też był słupem kontrolowanym przez VAT-owców i nie było czego konfiskować, ale to są już tematy na dłuższą opowieść, która oczywiście znajdzie się w mojej książce. ????

Zdjęcie ilustrujące wpis jest poglądowe! Osoby, rzeczy lub sytuacje przedstawione na zdjęciu NIE mają bezpośredniego związku z treścią niniejszego wpisu!

Obowiązkowy split payment na elektronikę od września 2019 – co to może oznaczać?

A więc stało się – rząd kasuje odwrócony VAT na telefony i zamiast tego wprowadza obowiązkowy split payment. Co ta zmiana może oznaczać…? Bardzo wiele. ⬇️

Zacznijmy od interesujących faktów:
Do dnia 1 lipca 2015 roku (wtedy to rząd PO wprowadził odwrócony VAT na elektronikę) Polska była czołowym eksporterem telefonów na zasadach WDT – sprzedawano ich w ten sposób nawet 1 milion sztuk miesięcznie, ogromna część pochodziła z karuzel. Blisko 100% tych transakcji karuzelowych było w Euro i przyniosły one miliardowe straty skarbowi państwa. Schemat był w gruncie rzeczy bardzo prosty i już kiedyś go opisywałem (cały wpis tutaj), a teraz wklejam fragment:

Otóż wbrew temu, co można było często przeczytać i usłyszeć w mediach, wysokiej klasy VAT-owcy wcale nie występowali i nie występują o zwroty podatku na podstawie fikcyjnych faktur, może poza nielicznymi wyjątkami! Oni obracali (i obracają) towarem sprzedając go taniej od uczciwie działającej konkurencji, a zysk stanowi nieodprowadzony podatek VAT pomniejszony o koszty takiej działalności. “Lewy” towar był przepuszczany przez wielkie spółki giełdowe, sieci wielkopowierzchniowe, a nawet spółki skarbu państwa (oczywiście zwykle bez świadomości zarządów czy osób odpowiedzialnych za dokonywanie zakupów). Podmioty te kompensowały VAT, który powinny odprowadzić z realnie prowadzonej działalności z VAT-em odliczanym z faktur opartych na karuzelach VAT-owskich. Nikt nie występował o zwrot podatku, bo pilnowano, aby nie przekraczać limitu VAT-u do odliczenia, aby aparat skarbowy nie wszczynał kontroli.

 

No i teraz, po wprowadzeniu zmian, wracamy do punktu wyjścia – a może być nawet gorzej…

Kiedyś VAT-owcy obracali w karuzelach kilkunastoma milionami telefonów rocznie – przykładowo raport Związku Importerów i Producentów Sprzętu Elektrycznego i Elektronicznego (ZIPSEE) mówi, że tylko w 2013 roku na samych tylko telefonach komórkowych budżet państwa stracił netto blisko 2 miliardy PLN, które zostały w rękach oszustów. A teraz, po wejściu w życie zmian…? Cóż, przy dzisiejszym potencjale może to być nawet kilkadziesiąt milionów sztuk = straty będą jeszcze większe. Raz, że przestępcy mają więcej pieniędzy na inwestycje, dwa dysponują praktycznym doświadczeniem zdobytym w naszym kraju, a trzy sam rynek nieco się rozrósł dając jeszcze większe możliwości. Kiedyś ten sam telefon mógł być eksportowany  z Polski 8 – 10 razy, a teraz… Teraz może to być i 20 razy. Jak to…? A tak to, że jeśli split payment nie obejmie transakcji w Euro (a do tej pory nie obejmował), to pozostanie całkowicie neutralny dla karuzel, które dzięki niemu będą mogły znów się kręcić. Tutaj jest klucz, choć nikt specjalnie o tym nie pisze.

Banki też zyskają na dodatkowych rachunkach na potrzeby VAT, a co ciekawsze rządzący tłumaczą, że obsługa split payment w walutach obcych generowałaby zbyt dużo problemów dla bankowców. Ok, możliwe, że problemy by były, ale za to pozostaje luka, przez którą będzie mógł wypływać VAT = straci budżet państwa. Istnieje bowiem poważne zagrożenie, że międzynarodowe grupy powrócą do Polski i będą znów kręcić interesy w olbrzymiej skali, ale dodatkowo jeszcze nasi rodzimi VAT-owcy, wyposażeni w odpowiednie fundusze i wiedzę, będą mogli pokazać co potrafią! Jestem bardzo, ale to bardzo ciekaw, jak to będzie wyglądać – i okaże się to wkrótce po wprowadzeniu zmian w życie. A, byłbym zapomniał – oczywiście stracą też normalni przedsiębiorcy, dla których split payment będzie kolejnym utrudnieniem. 

 

 

Jak wygląda sytuacja ze split payment w innych krajach Unii Europejskiej?

Zauważmy też, że jakoś tak dziwnym trafem ani w Niemczech ani w UK (kraje, które miały ogromne problemy z „elektronicznymi” VAT-owcami) nie ma split payment na elektronikę – tylko odwrócony VAT, bo według tamtejszych analityków to był najlepszy bat na międzynarodowe grupy przestępcze. W ogóle jakoś tak też nikt poza Polską nie stosuje split payment na szerszą skalę – jedynie Włosi przy zamówieniach publicznych, Holendrzy przy niektórych rozliczeniach, Czesi (nieobowiązkowy) oraz oczywiście Rumunia. Tyle, że ta ostatnia w 2019 roku dostała „czerwoną kartkę” od Komisji Europejskiej i wygląda na to, że będzie musiała sobie poszukać innego rozwiązania ograniczającego nieprawidłowości podatkowe (a te były spore – do niedawna luka VAT w tym kraju wynosiła bowiem ok. 35%). 

Po co więc MF wprowadza u nas obowiązkowy split payment w elektronice…? Oficjalne stanowisko jest takie, że odwrócona płatność okazała się nieskuteczna, gdyż: 
„Telefony komórkowe są towarem dość łatwo zbywalnym, zatem nie ma problemu dla takiego podmiotu, żeby sprzedać je detalicznie np. za pośrednictwem platform internetowych, w szarej strefie, uzyskując dużą przewagę konkurencyjną nad podmiotami, które rozliczają VAT od takich dostaw.” 
No i czym my tutaj mówimy?! Ile telefonów można sprzedać bez faktury na Allegro i tym podobnych miejscach? Tysiąc, dwa tysiące, czy może kilkaset sztuk…? Ok, niechby nawet +- 20 tys. sztuk miesięcznie (suma dla wszystkich sprzedawców). To są jakieś śmieszne ilości w porównaniu ze skalą działania międzynarodowych grup VAT-owskich i mogą one generować jakiś nikły % luki VAT, nie więcej. 

 

Podsumowując

Split payment na elektronikę nieobejmujący transakcji w Euro może okazać się pięknym prezentem dla grup przestępczych. I jeśli ktoś myśli, że VAT-owców pomogą wyłapać takie narzędzia, jak np. JPK_VAT, to odpowiem tylko, że nie ma w nim ani waluty, w jakiej dokonywana jest sprzedaż (przelicza się na złotówki), ani terminu płatności – a warto wiedzieć, że znakiem rozpoznawczym „elektronicznych” VAT-owców były właśnie bardzo krótkie terminy płatności 1 – 3 dni i to min. po tym można ich było zidentyfikować. Na STIR niespecjalnie bym liczył, ale to temat na inny wpis. Na osobny wpis nadaje się też to, że firmy, które niegdyś kupowały telefony z karuzel za miliardy PLN, na ogół nie miały kontroli podatkowych (może poza jakimiś sporadycznymi), a za to miały w zarządach kolegów wysoko postawionych polityków. To tyle na dziś, a do tematu jeszcze wrócę (a przynajmniej mam taki zamiar, bo różnie to w życiu bywa). ????

Zdjęcie ilustrujące wpis jest poglądowe! Osoby, rzeczy lub sytuacje przedstawione na zdjęciu NIE mają bezpośredniego związku z treścią niniejszego wpisu!

Rumunia, VAT i ciągniki rolnicze

Nie do końca legalne biznesy związane z podatkiem VAT większości osób kojarzą się z karuzelami, wyłudzeniami wielomilionowych zwrotów i tym podobnymi akcjami. Bardziej świadomi wiedzą jednak, że rzeczywistość bywa znacznie bardziej prozaiczna – przykładem tego był pewien prosty schemat, jaki zastosowano kilka lat temu w Rumunii oraz to, co się wydarzyło w związku z tą sprawą. ???????? 

 

Geneza

W 2014 roku Unia Europejska wprowadziła w życie program grantów przeznaczonych dla rolników, które umożliwiały sfinansowanie zakupu nowych ciągników do kwoty około 100 tysięcy Euro. Całkiem niezłe dofinansowanie, ale była jedna mała łyżka dziegciu w tej beczce miodu: rolnik musiał tutaj zapłacić VAT z własnej kieszeni. A że podstawowa stawka tego podatku wynosiła wtedy w Rumunii 24% (dziś jest to 19%), to przy kwocie np. 78 tysięcy Euro (tyle kosztowały niektóre maszyny) mogło trochę zaboleć… Na całe szczęście dość szybko znalazł się jednak ktoś, kto znalazł genialnie wręcz proste rozwiązanie tego problemu!

 

Propozycja nie do odrzucenia

Do rumuńskich rolników zaczęli się zgłaszać przedstawiciele firmy Proinvest, którzy mówili im wprost: kupisz Pan od nas traktor za grant i nie będziesz musiał płacić VAT-u, oczywiście zgodnie z prawem! Propozycja niezwykle kusząca, ponieważ wielu gospodarzy musiałoby brać spore kredyty, aby ten VAT zapłacić, a tutaj wychodziło, że będą mieli nowe ciągniki praktycznie za darmo… A skoro tak, to super deal, więc chętnych nie brakowało. Pewne zaskoczenie przychodziło jednak na nich w dniu odbioru ciągnika, kiedy to okazywało się, że na papierze sprzedającym nie jest wcale wspomniany Proinvest, a bliżej nieznana spółka Fan Speed z Bułgarii. Dla wielu rolników, niezbyt obeznanych z zawiłościami przepisów podatkowych, nie wydawało się to bynajmniej podejrzane – w końcu ważne przecież, że nie musieli płacić VAT-u przy zakupie.

 

  Siedziba firmy Proinvest. Źródło: liberinteleorman.ro

 

Opis schematu  

Organizatorzy procederu zastosowali tutaj banalnie prosty „patent”: w ramach WNT sprowadzali traktory z Niemiec, Francji oraz Polski jako rumuński Proinvest, który następnie sprzedawał ten sprzęt na zasadach WDT bułgarskiej firmie Fan Speed. W obu przypadkach stawka VAT-u wynosiła oczywiście 0%, zgodnie z przepisami. Warto dodać, że zadano sobie tutaj trud faktycznego przewiezienia ciągników przez rumuńsko-bułgarską granicę celem pozyskania odpowiednich dokumentów poświadczających fakt, że Proinvest rzeczywiście odsprzedał te ciągniki Fan Speed’owi, a co za tym idzie nie musiał odprowadzać VAT-u do rumuńskiej skarbówki. Z kolei bułgarski Fan Speed przy normalnej sprzedaży traktorów rumuńskim rolnikom musiałby oczywiście pobrać od nich VAT, ale… Ale sfabrykowano dokumentację mówiącą o tym, że wspomniani rolnicy nie są wcale ostatecznymi odbiorcami ciągników, a jedynie tzw. resellerami, a co za tym idzie będą odsprzedawać ciągniki dalej, więc to oni są zobligowani do odprowadzenia VAT-u przy odsprzedaży! No i tym prostym sposobem Fan Speed nie inkasował VAT-u od rolników, którzy zresztą byli bardzo zadowoleni z całego interesu. Niestety, zachwytu tego nie podzielała rumuńska skarbówka, która po pewnym czasie wszczęła w tej sprawie postępowanie. 

 

Uwaga, polityka w tle!

Na opisaną powyżej ofertę skusiło się około 200 klientów, którzy dzięki niej zakupili ciągniki rolnicze oszczędzając w sumie ok. 1,2 miliona Euro na podatku VAT. A ile zarobili organizatorzy procederu? Tutaj możemy założyć, że ich zyskiem była normalna marża handlowa, a ponieważ rumuńska prokuratura ustaliła, że wartość sprowadzonych maszyn wynosiła ok. 5 milionów Euro, co należy pomnożyć przez jakieś 15 – 20% (takie były prawdopodobne narzuty dealerskie), więc wychodzi, że mogli zgarnąć ok. 1 milion Euro. Tak więc była to prawdziwa promocja pod tytułem „U nas kupisz ciągnik bez VAT!”, która okazała się dobrym sposobem na łatwe zwiększenie sprzedaży – i ten cel akurat zrealizowała.

I na tym można by było w zasadzie zakończyć ten wpis, gdyby nie to, że za całą sprawą stali ludzie powiązani z jednym z topowych rumuńskich polityków. Byli to Marian Fiscuci (Proinvest) oraz Adrian Simonescu (Fan Speed), obaj mający koneksje z Liviu Dragnea, pełniącym swego czasu funkcję wiceministra oraz szefa rumuńskiego Ministerstwa Rozwoju Regionalnego i Administracji. Co więcej, prezesom wspomnianych spółek w temacie VAT-u miał pomagać niejaki Florin Tunaru, profesjonalny doradca podatkowy oraz bliski współpracownik Dragnea. Sytuacja o tyle dziwna, że przy prawdziwie przestępczej działalności właściwie nie powinna mieć miejsca – tym bardziej na takim szczeblu…  

 

Fiscuci (po lewej) oraz Simonescu. Źródło: explozivnews24.ro

 

Podatkowy Gang Olsena?

Można zadać sobie pytanie, dlaczego ludzie mający powiązania na najwyższych szczeblach państwowych i mający do dyspozycji profesjonalnych doradców podatkowych, nie zarejestrowali po prostu jakichś firm na słupy, lecz zrobili to na własne nazwisko…? Chyba zdawali sobie sprawę z tego, że służby skarbowe prędzej czy później przejrzą ich banalnie prostą strukturę, a prokurator postawi ich w stan oskarżenia i zażąda zapłacenia należnego VAT-u (co zresztą rzeczywiście miało miejsce)? A jeśli tak, to czemu „wystawili na strzał” nie tylko siebie, ale także swojego politycznego protektora…? No właśnie… Pobawmy się więc w małą spekulację – poniżej 3 potencjalne rozwiązania tej zagadki. 

1. Obaj „VAT-owcy” niekoniecznie musieli się spodziewać takiego obrotu sprawy, a cała ta afera mogła mieć swoje źródło np. w jakiejś luce w rumuńskim prawie podatkowym, która to luka stawiała opisywany schemat na granicy prawa i przestępstwa. Na a Fiscuci z Simonescu chcieli po prostu wykorzystać te możliwości, poinstruowani wcześniej przez Tunaru będącego ekspertem podatkowym. Dalej jest już bardziej spiskowo: jako że Panowi ci byli jasno powiązani z wysoko postawionym politykiem, to ktoś mógł spróbować temu politykowi zaszkodzić, nasyłając na nich skarbówkę i prokuratora – taki „odstrzał na zlecenie”. No a potem miejscowe media podchwyciły temat krzycząc „Złodzieje powiązani z wicepremierem kradną VAT!” i pożądany efekt uzyskany…

2. Panowie z racji swych powiązań politycznych poczuli się praktycznie bezkarni i pewni tego, że pomimo ewidentnego obejścia prawa rumuńskie służby skarbowe nie zareagują. Niestety (dla nich) widocznie się przeliczyli i ktoś postanowił jednak zniszczyć ich misterny plan.

3. Oczywiście mogło być i tak, że Fiscuci i Simonescu stworzyli po prostu wspomniany w tytule akapitu podatkowy Gang Olsena, to też możliwe. Jeśli tak, to bardzo źle o nich świadczy, że wyłożyli się na tak prostym schemacie, ale jeszcze gorzej o doradcy podatkowym, który miał im doradzać przy całej akcji – i jak tu później ufać (rumuńskim) „profesjonalistom”… ? 

 

Krótkie podsumowanie

Ciężko mi powiedzieć, która z trzech powyższych wersji jest prawdziwa – być może żadna…? Pierwsza opcja jednak wydaje się dość ciekawym scenariuszem, dzięki któremu można by „uwalać” politycznych przeciwników, mieszając ich otoczenie w medialne tematy związane z przekrętami na VAT – oczywiście przy pewnych modyfikacjach sposobu działania. Scenariusz wcale nie aż tak mocno „spiskowy” jak się wydaje, więc czekam, aż ktoś w Polsce zastosuje go w praktyce w jakiejś zbliżonej formie… ???? 

Zdjęcie ilustrujące wpis jest poglądowe! Osoby, rzeczy lub sytuacje przedstawione na tym zdjęciu NIE mają bezpośredniego związku z treścią niniejszego wpisu!