Sankcje wobec Rosji w praktyce
W ostatnich dniach można się było sporo naczytać i nasłuchać w mediach, jak to masowo przejmowane są jachty, wille oraz różne zabawki rosyjskich miliarderów. Na pierwszy rzut oka wygląda to wszystko super, ale w powiększeniu już niekoniecznie. Dlaczego? Ano dlatego, że dzisiejszy świat jest miejscem bardzo skomplikowanym i wielowymiarowym. Nie lubię teoretyzowania, więc najlepiej będzie, jeśli oprę się o konkretne przykłady.
Zajmowanie jachtów i nieruchomości
Niedawno Niemcy próbowali zarekwirować luksusowy jacht, należący według nich do objętego sankcjami oligarchy Aliszera Usmanowa. Już byli w ogródku, już witali się z gąską, aż tu nagle okazało się, że jacht jednak nie jest własnością Usmanowa, lecz Navis Marine Ltd. z siedzibą na Malcie i pływa pod banderą Kajmanów. No i na ten moment nici z konfiskaty – na razie łajba została jedynie zatrzymana do czasu wyjaśnienia sprawy, czyli ustalenia, kto jest UBO, czyli beneficjentem rzeczywistym, spółki Navis Marine Ltd. Zatrzymanie a zarekwirowanie, to jednak różnica.
Podobnie było w przypadku nieruchomości Usmanowa położonych np. w Wielkiej Brytanii, które formalnie są własnością spółek zarejestrowanych na Isle of Man oraz na Cyprze. Czyli znowu tak trochę zajęte, ale jednak nie do końca i może się okazać, że za jakiś czas Usmanow będzie mógł znowu bez przeszkód korzystać ze swoich zabawek.
Konfiskata aktywów i Reguła 50%
Nie koniec jednak na tym. Warto bowiem wiedzieć i to, że amerykańskie Biuro Kontroli Aktywów Zagranicznych (OFAC) przy Departamencie Skarbu w praktyce stosuje „Regułę 50%”, która mówi, że blokowane są tylko te aktywa, w których osoba objęta sankcjami ma bezpośrednio lub pośrednio 50% lub więcej udziałów. Chodzi o to, aby nie krzywdzić np. amerykańskiej firmy, która realizuje wspólny biznes z takim oligarchą. Czym to jednak skutkuje w praktyce? Ano tym, że chociażby taki Oleg Deripaska, jeden z najbogatszych oligarchów, zmniejszył swoje udziały w metalowym gigancie En+ Group z 70% do 44,95%, a już sankcje wobec tej firmy zostały zniesione. Podobnie to wygląda z udziałami Deripaski w holdingu USM: posiada ich 49%, a więc sankcje niespecjalnie go dotykają.
No dobra, ale jak miał 70% udziałów w tym całym En+ Group, a teraz ma tylko 44,95%, to chyba stracił, bo pewnie musiał na szybko sprzedawać, nieprawdaż?
No więc właśnie niekoniecznie. Nie będę nawet wspominał o tak banalnych „patentach”, jak przejęcie udziałów przez żonę czy szwagra, lecz przytoczę pewną historię, która dobrze pokazuje mechanizmy, jakie zachodzą w tego typu przypadkach.
Boris Rotenbeg i handel dziełami sztuki, czyli krótki przewodnik jak obchodzić sankcje
Oligarcha Boris Rotenberg był miłośnikiem dzieł sztuki – kupował obrazy uznanych mistrzów za miliony $. Niestety, po rosyjskiej inwazji na Krym przyszły sankcje i już swojej kolekcji powiększać nie mógł. Co robić, jak żyć…? Wtedy to do akcji wkroczył pewien londyński prawnik wyspecjalizowany w międzynarodowych strukturach.
Prawnik ten zorganizował następujący schemat:
– Na górze struktury postawiono spółkę Senton Holdings Ltd., zarejestrowaną na Brytyjskich Wyspach Dziewiczych, za którą stał Arkady Rotberg, krewny wspomnianego Borisa Rotberga.
– Z Senton Holdings Ltd. pieniądze trafiły do Advance Alliance Ltd., zarejestrowanej w Wielkiej Brytanii.
– Kolejnym szczeblem była amerykańska spółka Highland Ventures, która przelewała pieniądze do spółki Steamort Ltd., zarejestrowanej w Belize.
– Steamort Ltd. było zarządzane przez tzw. dyrektora nominowanego o nazwisku Hughes. Tenże Hughes był kimś w rodzaju multisłupa, na którego dane zarejestrowano ponad 200 różnych spółek. A kto był UBO, czyli beneficjentem rzeczywistym Steamort Ltd.? Tego nie wiadomo.
– Pieniądze ze Steamort Ltd. trafiały do firmy Baltzer Auction Agency and Club, która miała siedzibę w Moskwie.
– Za spółką Baltzer Auction Agency and Club stał niejaki Gregory Baltser, posiadający obywatelstwo USA, który kupował drogie obrazy w renomowanych domach aukcyjnych. Domy aukcyjne uznawały Baltsera za finalnego nabywcę i nikt za bardzo nie wnikał, skąd bierze on finansowanie na zakup obrazów ani co się z tymi obrazami potem dzieje. No i tym sposobem Baltser mógł sobie kupować sztukę do woli.
– Własność zakupionych obrazów była momentalnie przenoszona na wspomnianą już spółkę Steamort Ltd. Gregory Baltser pełnił w tej spółce rolę konsultanta, z pensją ok. 10 tys. $ / miesiąc.
– Ze Steamort Ltd. obrazy trafiały do Highland Ventures Ltd. Potem zarządzanie obrazami przeszło w ręce Taide Connoisseur Selection Ltd. zarejestrowanej na Gibraltarze…
Ok, starczy tego.
Finalnie obrazami dysponował oczywiście oligarcha Boris Rotenberg, który niby nie mógł handlować sztuką, bo był objęty sankcjami, ale w rzeczywistości jednak mógł.
Warto tutaj zauważyć jedną rzecz: W TEJ SPRAWIE CHODZIŁO O DROBNIAKI, bo cóż to są obrazy za kilka czy kilkanaście milionów $ przy skali działania oligarchów? Mimo tego postawiono całkiem niezłą strukturę spółek, która utrudniała dojście do UBO / beneficjenta rzeczywistego. Nietrudno sobie wyobrazić, jaki poziom mogą mieć kombinacje z ukrywaniem naprawdę wartościowego majątku rosyjskich oligarchów i jakie tam mogą być struktury… Coś pięknego – zwłaszcza, że miliarderów stać na najlepszych doradców.
Konkluzja
Te sankcje wobec rosyjskich oligarchów, zajmowanie (albo „zamrażanie”) ich jachtów i apartamentów to nie jest coś, co powaliłoby ich na kolana. W mainstreamowych mediach fajnie to wygląda, a w rzeczywistości bywa nieco inaczej. Owszem, oligarchowie tracą miliardy na skutek sankcji, gdyż spada wartość giełdowa rosyjskich przedsiębiorstw, których są akcjonariuszami. Coś tam też im skonfiskują. Jednak na całkowite „ogolenie” ich z majątków zagranicznych ja bym raczej nie liczył.
Handel ropą kontra sankcje
Jak wiemy, na rosyjską ropę do tej pory nie nałożono embarga (i raczej się nie zanosi, żeby zrobiono to w bliskiej przyszłości). Jednak już dziś w wyniku wojny ze współpracy z Rosjanami wycofały się takie firmy, jak Maersk i jego spółka zależna Svitzer. Teoretycznie mogłoby to stanowić pewien problem dla rosyjskiego handlu ropą – już tłumaczę co i jak.
Rosjanie i przeładunki ropy
Zacznijmy od tego, że port w Petersburgu / Ust-Ługa pozwala na przyjmowanie statków o maksymalnym DWT do 120 tys. ton. Oznacza to, że nie mogą do niego wpływać (ani z niego wypływać) naprawdę wielkie tankowce, które mają DWT w zakresie od 200 tys. do 600 tys. ton. Stanowi to problem logistyczny, który Rosjanie rozwiązali w następujący sposób:
Z portu Ust-Ługa wypływają mniejsze tankowce, które kierują się do Północnej Jutlandii (region Danii), gdzie na wodach nieopodal portu Frederikshavn następuje tzw. operacja STS, czyli Ship-To-Ship. Najkrócej mówiąc jest przeładunek ropy z mniejszych jednostek na duży tankowiec, którym ta ropa płynie sobie dalej w świat. Dlaczego tak? Jeden większy statek z ładunkiem o masie X = mniejsze koszty logistyczne niż wysłanie kilku mniejszych statków z sumą ładunków wynoszącą X.
Według szacunków, w okolicach duńskiego wybrzeża przeładowywano rocznie ropę o wartości ok. 20 miliardów $ – dużo / niedużo, w zależności od punktu widzenia.
Teraz jednak Maersk i Svitzer powiedzieli „Pas!” i przestali pomagać w przeładunku rosyjskiej ropy (i chwała im za to). Czy to jednak oznacza, że proceder został przerwany? Nie. Lukę pozwalającą na dobre zarobki momentalnie zauważyły mniejsze firmy z Danii, Norwegii oraz Niemiec, które umożliwiają rosyjskim statkom przeprowadzanie operacji przeładunkowych.
Na ten moment operacja przeładunku rosyjskiej ropy nie jest oczywiście nielegalna, ale mocno wątpliwa od strony etycznej. Jednak warto mieć świadomość tego, że nawet w przypadku nałożenia sankcji, handel rosyjską ropą wcale nie musi zostać całkowicie zablokowany! Pokazuje to przykład takich państw, jak chociażby Iran czy Korea Północna, które opracowały system przemytu ropy, węgla oraz innych towarów objętych embargiem.
Przykładowy schemat przemytu ropy
– Tankowiec A z irańską ropą wypływa z irańskiego portu. Międzynarodowe organy nadzoru morskiego mogą go obserwować w oparciu o system AIS, który pokazuje pozycję statku (analogicznie jak nadajniki GPS pokazują pozycje TIR-ów).
– Tankowiec A płynie sobie Zatoką Perską i w pewnym momencie wyłącza system AIS, więc „znika” z monitorów śledzących ruch statków.
– W międzyczasie po Zatoce Perskiej pływa sobie pusty tankowiec B, który również wyłącza swój system AIS.
– Tankowce A i B spotykają się na wodach obok Zjednoczonych Emiratów Arabskich. Ropa z A jest przetransportowana do B. Dokumentacja dotycząca pochodzenia ropy jest fałszowana – od tej chwili ma ona „papiery” na to, że pochodzi z Iraku.
– A i B odpływają na pewną odległość i włączają swoje systemy AIS. A wraca do Iranu, a B płynie sobie do ustalonego kraju (np. do Chin) i rozładowuje w porcie formalnie iracką ropę. Oczywiście gdyby do Chin dotarł bezpośrednio tankowiec A, to byłaby międzynarodowa awantura, a tak to nie wiadomo do końca skąd ta ropa znalazła się na B, więc co pan zrobisz, jak nic nie zrobisz…
Sankcje ominięte? Ominięte.
Embargo nie zawsze jest skuteczne!
Podobne „patenty” do powyżej opisanych stosowała / stosuje także Korea Północna, która ma narzucony roczny limit importu ropy w wysokości 0,5 miliona baryłek, a w rzeczywistości potrzebuje znacznie więcej. Tam też dzieją się „cuda” z przeładunkami towaru na morzu, fałszowaniem dokumentów przewozowych, fizyczną zmianą nazw statków i ich numerów identyfikacyjnych IMO, czy wykorzystaniem łańcuchów spółek offshore. Wszystko to oczywiście po to, aby maksymalnie „zaciemnić” sytuację, aby trudniej było dojść kto od kogo i kto komu.
Tak więc warto pamiętać, że nałożenie sankcji nie oznacza automatycznego opadnięcia szczelnej kurtyny, gdzie nawet mysz się nie prześlizgnie. Zawsze się znajdzie ktoś, kto będzie te sankcje łamał, zarabiając na tym grube miliony. A podmiot objęty sankcjami owszem, będzie miał o wiele trudniej, ale pewną część obrotu i tak zapewne uratuje.