Oliwa (nie) zawsze fałszywa

Całkiem niedawno pisałem o podrabianych produktach, celowo zostawiając jednak „na deser” pewien ciekawy przypadek, jakim jest wysokojakościowa oliwa z pierwszego tłoczenia, zwana także extra virgin olive oil. I jeśli myślicie, że oszustwa z nią związane są jakimś marginalnym zjawiskiem, to napiszę tylko, iż w raporcie przedstawionym kilka lat temu w Brukseli uznano taki właśnie rodzaj oliwy za najczęściej podrabiany produkt spożywczy w całej Unii Europejskiej!

 

„Oliwkowa” mafia prosto z Włoch ????????

W maju 2019 roku, po szeroko zakrojonej akcji Europolu, na południu Włoch zatrzymano 24 członków zorganizowanej grupy przestępczej handlującej na dużą skalę podrabianą oliwą typu extra virgin. Co ciekawe, wśród aresztowanych był także domniemany capo di tutti capi „oliwkowych mafiozów”, będący głównym organizatorem procederu fałszowania oliwy w Italii (a przynajmniej tak utrzymują służby). Od strony technicznej takie fałszerstwo wygląda następująco: bierzemy tanią oliwę o kiepskiej jakości, mieszamy ją z olejem słonecznikowym, dodajemy trochę oleju sojowego, beta – karotenu oraz chlorofilu (oczywiście w odpowiednich proporcjach), no a potem porządnie to wszystko miksujemy i rozlewamy do butelek. I gotowe, już mamy produkt do złudzenia przypominający barwą oryginał, bo jeśli chodzi o smak, to niestety takiego efektu nie da się już osiągnąć.

Z ziemi hiszpańskiej do włoskiej

Zdaniem specjalistów w słonecznej Italii zwyczajnie nie ma wystarczającej ilości ziemi, aby wyprodukować taką ilość oliwy extra virgin, jaką deklarują włoskie firmy. Co zatem robią tamtejsi producenci…? Sprowadzają tanią oliwę z Hiszpanii, mieszają ją z kilkoma % miejscowej oliwy z pierwszego tłoczenia, a następnie sprzedają z dużym zyskiem dzięki świetnemu marketingowi – w końcu włoska oliwa kojarzy się przecież z dobrym produktem (co, jak widać, niekoniecznie musi być prawdą). I jest to powszechny proceder – np. kilka lat temu włoskie media podawały, że nawet 2/3 oliwy sprzedawanej jako „Made in Italy” pochodzi tak naprawdę z hiszpańskich tłoczni. To oczywiście model bardziej „lajtowy”, gdyż taka na przykład kalabryjska ‘Ndrangheta stosuje jeszcze bardziej ordynarne fałszerstwa, a do tego nie cofa się przed korumpowaniem szefów laboratoriów badających jakość oliwy. Tak więc kupując extra virgin olive oil z Włoch miejcie świadomość, że jest to produkt podwyższonego ryzyka!

 

Sprzedaż i dystrybucja podrabianej oliwy extra virgin

Tym, co czyni cały proceder niezwykle opłacalnym, jest bardzo wysoka cena oliwy z pierwszego tłoczenia. Przykładowo w polskich marketach waha się ona od ok. 30 do 40 PLN za litr, a ceny detaliczne tej oznaczonej jako BIO „przebijają” 50 PLN! Dla ciekawych: w innych krajach Europy wygląda to całkiem podobnie, tzn. wszędzie jest dość drogo. Nie będę tutaj opisywał, czemu jest to aż tak ceniony produkt – kto będzie chciał, ten bez problemu doczyta sobie o tym w sieci.

 Ok, a jaki jest koszt wytworzenia 1 litra podrabianej oliwy typu extra virgin…?

Odpowiadam: koszt zakupu oliwy o kiepskiej jakości wynosi w hurcie ok. 1 – 1,20 Euro za litr (według szacunków włoskiej policji), do tego należy dodać koszty pozostałych półproduktów, butelek, etykiet… Ogólnie jednak można założyć, że finalny koszt wytworzenia podróbki wynosi na dzień dzisiejszy około 1,5 Euro za litr (czyli jakieś 6,50 PLN). W opisywanym przypadku przebitka w porównaniu z oryginałem była kilkukrotna, bowiem podrabianą oliwę sprzedawano do restauracji i sklepów na terenie Niemiec w cenach od 5 do 15 Euro za litr. I tutaj mała ciekawostka: tak duży rozrzut cenowy pozwala domniemywać, że część z nabywców prawdopodobnie zdawała sobie sprawę z faktu zakupu podróbek, więc utargowała solidne rabaty – i nawet różnice w sposobie pakowania (np. butelka o pojemności 1 litra vs 3-litrowa puszka) nie wyjaśniają aż tak dużych rozbieżności. Wróćmy jednak do kalkulacji finansowych: otóż według Europolu wspomniana wcześniej grupa wysyłała miesięcznie z Włoch do Niemiec około 50 tys. litrów podrabianej oliwy, co miało zapewniać przestępcom zyski na poziomie +- 8 milionów Euro rocznie. Dużo / niedużo – to już niech każdy oceni sobie we własnym zakresie.

 

Aresztowanie „oliwkowego gangstera” we Włoszech. Źródło: portal oliveoiltimes.com

 

A gdyby tak VAT do kompletu…?

Jeśli mamy tak duże rozbieżności cenowe pomiędzy produktem oryginalnym, a podrabianym, to aż kusi, aby przy okazji ugrać coś na VAT. Niestety (dla przestępców), ustawodawcy w poszczególnych krajach europejskich przewidzieli chyba taką ewentualność i obłożyli oliwę preferencyjnymi stawkami podatku od wartości dodanej, która w Polsce wynosi akurat 5%. Idąc dalej tokiem myślenia przestępcy: nie bardzo da się to obejść produkując przeróżne zestawy, w których oliwa byłaby jednym ze składników (np. obok jakichś przypraw) i gdzie można by dzięki temu stosować pełną stawkę VAT-u np. na potrzeby eksportu (i późniejszego zwrotu). A że operowanie na 5% średnio się opłaca, to i cały misterny plan poszedł w…

Jakby tego było mało, to w niektórych państwach obowiązuje szereg dodatkowych wymagań dotyczących obrotu tym towarem – przykładowo w Wielkiej Brytanii butelki z oliwą muszą być zaplombowane w taki sposób, aby nie dało się na późniejszych etapach podmienić ich zawartości bez pozostawiania śladów. Do tego każda tamtejsza rozlewania musi prowadzić szczegółowe rejestry zawierające min. takie dane, jak:

– informacje dotyczące każdej dostawy,

– informacje dotyczące sprzedaży oraz ewentualnej utylizacji i zniszczeń,

– dane dotyczące zapasów z każdego miesiąca,

– szczegóły dotyczące przeprowadzonych procesów typu butelkowanie itd.

Jak więc widać, warunki do podatkowych fraudów nie są tu zbyt sprzyjające, więc właściwie pozostaje klasyczne sprowadzanie podrabianej oliwy wprost z Italii (najlepiej bezpośrednio z nielegalnej rozlewni), a następnie sprzedawanie jej normalnym odbiorcom po cenach oryginału za pośrednictwem znikającego podatnika – czyli klasyka i prostota, można powiedzieć.

 

Blockchain kontra podrabiana oliwa…?

Odpowiednie służby i organizacje oraz uczciwi producenci oliwy rzecz jasna starają się walczyć z patologiami w tej branży, tak więc od czasu do czasu pojawiają się pomysły dotyczące walki z problemem. Jednym z nich jest wykorzystanie Blockchaina – dzięki niemu bowiem byłoby możliwe prześledzenie drogi produktu od gaju oliwnego, aż po półkę w markecie (przynajmniej w teorii). Każda z butelek na etapie rozlewania miałaby otrzymywać niepowtarzalną tożsamość, coś na kształt wirtualnego certyfikatu autentyczności (to byłby pierwszy blok). Następnie w łańcuchu dostaw można byłoby śledzić kolejne transakcje – finalny konsument mógłby więc sprawdzić, czy zakupiona przez niego butelka faktycznie pochodzi od renomowanego producenta. To rozwiązanie wydaje się ciekawe, ale ma jedną istotną wadę: otóż, według szacunków, zwiększyłoby koszt każdej butelki o jakieś 20%. No i właśnie to może się okazać barierą nie do przejścia na szerszą skalę – oliwa już i tak jest bardzo droga, a tak znaczny wzrost cen mógłby przełożyć się na spadek zainteresowania konsumentów.

Tutaj chciałbym dodać, że ogólnie przestępczość gospodarcza związana z sektorem rolno – spożywczym przybiera ostatnio we Włoszech bardzo duże rozmiary. Przykładowo w 2018 roku aż o 59% wzrosła liczba zawiadomień dotyczących przestępstw w tej branży! Skalę problemu pokazuje tutaj liczba kontroli przeprowadzanych przez Główny Inspektorat ds. Zwalczania Nadużyć Finansowych – w zeszłym roku przeprowadzono ich ponad 54 tysiące. Co jest powodem takiej sytuacji? Wzrost aktywności miejscowych przestępców, którzy chętnie inwestują w branżę spożywczą – we Włoszech mawia się nawet, że mamy do czynienia z Mafią 3.0 lub Agromafią.

 

Mała ciekawostka na zakończenie

Problem podrabianej oliwy jest znany od wielu lat i nawet napisano na jego temat książkę pod tytułem „Extra Virginity: The Sublime and Scandalous World of Olive Oil” – przyznam, że nie czytałem, więc ciężko mi ją polecić lub odradzić. Co ciekawe „wątek oliwny” przewinął się nawet w tak kultowym filmie o mafii, jakim jest „Ojciec chrzestny” – sam Vito Corleone założył tam przecież firmę Genco Pura Olive Oil Company, która zajmowała się importem tego produktu z Włoch. Ok, ale czy filmowi gangsterzy także podrabiali oliwę…? Tego nie wiadomo, lecz w realnym życiu byłoby to bardzo możliwe. ????

Zdjęcie ilustrujące wpis jest poglądowe! Osoby, rzeczy lub sytuacje przedstawione na tym zdjęciu NIE mają bezpośredniego związku z treścią niniejszego wpisu!

Rumunia, VAT i ciągniki rolnicze

Nie do końca legalne biznesy związane z podatkiem VAT większości osób kojarzą się z karuzelami, wyłudzeniami wielomilionowych zwrotów i tym podobnymi akcjami. Bardziej świadomi wiedzą jednak, że rzeczywistość bywa znacznie bardziej prozaiczna – przykładem tego był pewien prosty schemat, jaki zastosowano kilka lat temu w Rumunii oraz to, co się wydarzyło w związku z tą sprawą. ???????? 

 

Geneza

W 2014 roku Unia Europejska wprowadziła w życie program grantów przeznaczonych dla rolników, które umożliwiały sfinansowanie zakupu nowych ciągników do kwoty około 100 tysięcy Euro. Całkiem niezłe dofinansowanie, ale była jedna mała łyżka dziegciu w tej beczce miodu: rolnik musiał tutaj zapłacić VAT z własnej kieszeni. A że podstawowa stawka tego podatku wynosiła wtedy w Rumunii 24% (dziś jest to 19%), to przy kwocie np. 78 tysięcy Euro (tyle kosztowały niektóre maszyny) mogło trochę zaboleć… Na całe szczęście dość szybko znalazł się jednak ktoś, kto znalazł genialnie wręcz proste rozwiązanie tego problemu!

 

Propozycja nie do odrzucenia

Do rumuńskich rolników zaczęli się zgłaszać przedstawiciele firmy Proinvest, którzy mówili im wprost: kupisz Pan od nas traktor za grant i nie będziesz musiał płacić VAT-u, oczywiście zgodnie z prawem! Propozycja niezwykle kusząca, ponieważ wielu gospodarzy musiałoby brać spore kredyty, aby ten VAT zapłacić, a tutaj wychodziło, że będą mieli nowe ciągniki praktycznie za darmo… A skoro tak, to super deal, więc chętnych nie brakowało. Pewne zaskoczenie przychodziło jednak na nich w dniu odbioru ciągnika, kiedy to okazywało się, że na papierze sprzedającym nie jest wcale wspomniany Proinvest, a bliżej nieznana spółka Fan Speed z Bułgarii. Dla wielu rolników, niezbyt obeznanych z zawiłościami przepisów podatkowych, nie wydawało się to bynajmniej podejrzane – w końcu ważne przecież, że nie musieli płacić VAT-u przy zakupie.

 

  Siedziba firmy Proinvest. Źródło: liberinteleorman.ro

 

Opis schematu  

Organizatorzy procederu zastosowali tutaj banalnie prosty „patent”: w ramach WNT sprowadzali traktory z Niemiec, Francji oraz Polski jako rumuński Proinvest, który następnie sprzedawał ten sprzęt na zasadach WDT bułgarskiej firmie Fan Speed. W obu przypadkach stawka VAT-u wynosiła oczywiście 0%, zgodnie z przepisami. Warto dodać, że zadano sobie tutaj trud faktycznego przewiezienia ciągników przez rumuńsko-bułgarską granicę celem pozyskania odpowiednich dokumentów poświadczających fakt, że Proinvest rzeczywiście odsprzedał te ciągniki Fan Speed’owi, a co za tym idzie nie musiał odprowadzać VAT-u do rumuńskiej skarbówki. Z kolei bułgarski Fan Speed przy normalnej sprzedaży traktorów rumuńskim rolnikom musiałby oczywiście pobrać od nich VAT, ale… Ale sfabrykowano dokumentację mówiącą o tym, że wspomniani rolnicy nie są wcale ostatecznymi odbiorcami ciągników, a jedynie tzw. resellerami, a co za tym idzie będą odsprzedawać ciągniki dalej, więc to oni są zobligowani do odprowadzenia VAT-u przy odsprzedaży! No i tym prostym sposobem Fan Speed nie inkasował VAT-u od rolników, którzy zresztą byli bardzo zadowoleni z całego interesu. Niestety, zachwytu tego nie podzielała rumuńska skarbówka, która po pewnym czasie wszczęła w tej sprawie postępowanie. 

 

Uwaga, polityka w tle!

Na opisaną powyżej ofertę skusiło się około 200 klientów, którzy dzięki niej zakupili ciągniki rolnicze oszczędzając w sumie ok. 1,2 miliona Euro na podatku VAT. A ile zarobili organizatorzy procederu? Tutaj możemy założyć, że ich zyskiem była normalna marża handlowa, a ponieważ rumuńska prokuratura ustaliła, że wartość sprowadzonych maszyn wynosiła ok. 5 milionów Euro, co należy pomnożyć przez jakieś 15 – 20% (takie były prawdopodobne narzuty dealerskie), więc wychodzi, że mogli zgarnąć ok. 1 milion Euro. Tak więc była to prawdziwa promocja pod tytułem „U nas kupisz ciągnik bez VAT!”, która okazała się dobrym sposobem na łatwe zwiększenie sprzedaży – i ten cel akurat zrealizowała.

I na tym można by było w zasadzie zakończyć ten wpis, gdyby nie to, że za całą sprawą stali ludzie powiązani z jednym z topowych rumuńskich polityków. Byli to Marian Fiscuci (Proinvest) oraz Adrian Simonescu (Fan Speed), obaj mający koneksje z Liviu Dragnea, pełniącym swego czasu funkcję wiceministra oraz szefa rumuńskiego Ministerstwa Rozwoju Regionalnego i Administracji. Co więcej, prezesom wspomnianych spółek w temacie VAT-u miał pomagać niejaki Florin Tunaru, profesjonalny doradca podatkowy oraz bliski współpracownik Dragnea. Sytuacja o tyle dziwna, że przy prawdziwie przestępczej działalności właściwie nie powinna mieć miejsca – tym bardziej na takim szczeblu…  

 

Fiscuci (po lewej) oraz Simonescu. Źródło: explozivnews24.ro

 

Podatkowy Gang Olsena?

Można zadać sobie pytanie, dlaczego ludzie mający powiązania na najwyższych szczeblach państwowych i mający do dyspozycji profesjonalnych doradców podatkowych, nie zarejestrowali po prostu jakichś firm na słupy, lecz zrobili to na własne nazwisko…? Chyba zdawali sobie sprawę z tego, że służby skarbowe prędzej czy później przejrzą ich banalnie prostą strukturę, a prokurator postawi ich w stan oskarżenia i zażąda zapłacenia należnego VAT-u (co zresztą rzeczywiście miało miejsce)? A jeśli tak, to czemu „wystawili na strzał” nie tylko siebie, ale także swojego politycznego protektora…? No właśnie… Pobawmy się więc w małą spekulację – poniżej 3 potencjalne rozwiązania tej zagadki. 

1. Obaj „VAT-owcy” niekoniecznie musieli się spodziewać takiego obrotu sprawy, a cała ta afera mogła mieć swoje źródło np. w jakiejś luce w rumuńskim prawie podatkowym, która to luka stawiała opisywany schemat na granicy prawa i przestępstwa. Na a Fiscuci z Simonescu chcieli po prostu wykorzystać te możliwości, poinstruowani wcześniej przez Tunaru będącego ekspertem podatkowym. Dalej jest już bardziej spiskowo: jako że Panowi ci byli jasno powiązani z wysoko postawionym politykiem, to ktoś mógł spróbować temu politykowi zaszkodzić, nasyłając na nich skarbówkę i prokuratora – taki „odstrzał na zlecenie”. No a potem miejscowe media podchwyciły temat krzycząc „Złodzieje powiązani z wicepremierem kradną VAT!” i pożądany efekt uzyskany…

2. Panowie z racji swych powiązań politycznych poczuli się praktycznie bezkarni i pewni tego, że pomimo ewidentnego obejścia prawa rumuńskie służby skarbowe nie zareagują. Niestety (dla nich) widocznie się przeliczyli i ktoś postanowił jednak zniszczyć ich misterny plan.

3. Oczywiście mogło być i tak, że Fiscuci i Simonescu stworzyli po prostu wspomniany w tytule akapitu podatkowy Gang Olsena, to też możliwe. Jeśli tak, to bardzo źle o nich świadczy, że wyłożyli się na tak prostym schemacie, ale jeszcze gorzej o doradcy podatkowym, który miał im doradzać przy całej akcji – i jak tu później ufać (rumuńskim) „profesjonalistom”… ? 

 

Krótkie podsumowanie

Ciężko mi powiedzieć, która z trzech powyższych wersji jest prawdziwa – być może żadna…? Pierwsza opcja jednak wydaje się dość ciekawym scenariuszem, dzięki któremu można by „uwalać” politycznych przeciwników, mieszając ich otoczenie w medialne tematy związane z przekrętami na VAT – oczywiście przy pewnych modyfikacjach sposobu działania. Scenariusz wcale nie aż tak mocno „spiskowy” jak się wydaje, więc czekam, aż ktoś w Polsce zastosuje go w praktyce w jakiejś zbliżonej formie… ???? 

Zdjęcie ilustrujące wpis jest poglądowe! Osoby, rzeczy lub sytuacje przedstawione na tym zdjęciu NIE mają bezpośredniego związku z treścią niniejszego wpisu!

The Dubai Connections, czyli VAT i piaski pustyni

???????? Dziś będzie kilka zdań o jednej z największych znanych afer dotyczących wyłudzania VAT-u, zwanej potocznie The Dubai Connections (BTW byłby to świetny tytuł dla jakiegoś filmu szpiegowskiego). Za początek całej sprawy uznaje się 2005 rok – wtedy to w samym tylko czerwcu brytyjski eksport do Zjednoczonych Emiratów Arabskich nagle skoczył z 204 milionów GBP do poziomu 529 milionów GBP! Oczywiście nie miało to praktycznie żadnego pokrycia w realnych stosunkach gospodarczych. Skala przedsięwzięcia szybko się zwiększała – dość powiedzieć, że jakiś czas później Komisja Europejska oszacowała, iż schemat ten przyniósł ok. 8 miliardów Euro strat, co stanowiło aż ¾ VAT-u zdefraudowanego w Unii Europejskiej w okresie od czerwca 2005 do czerwca 2006!

 

Port jachtowy w centrum Dubaju. Foto: zbiory prywatne. 

 

Jeśli chodzi o sam mechanizm przestępstwa, to był on bardzo prosty: towary (na ogół elektronika) krążyły sobie kilka – kilkanaście razy między Wielką Brytanią a Dubajem, niejednokrotnie nawet w ramach tego samego lotu cargo. A każdy eksport poza UK oznaczał oczywiście zwrot VAT-u – w tym przypadku rzecz jasna nienależny, gdyż obracano fikcyjnie tym samym towarem (klasyczna karuzela). Proceder rozwinął się do takich rozmiarów, że na terenie UK powstawały nawet podziemne „fabryki”, prowadzone głównie przez biznesmenów o pakistańskim rodowodzie, w których zmieniano numery seryjne urządzeń elektronicznych, aby w ten sposób „zrobić w bambuko” brytyjskich celników.

 

Dubaj – stara zabudowa niekiedy kontrastuje z nowoczesnymi wieżowcami. Foto: zbiory prywatne. 

 

Biznes kwitł i stopniowo przenosił się na inne kraje europejskie, choć największe szkody poniosła tutaj Wielka Brytania, która pozostała ulubionym krajem „dubajskich VAT-owców”. Z czasem też pojawiły się inne, równie ciekawe, możliwości, jak np. handel limitami C02. Jednak The Dubai Connections pozostaje do dziś pewnym symbolem rozpoczęcia ery masowych wyłudzeń / uszczupleń podatku VAT (choć nie były to wcale pierwsze akcje tego typu!).

Więcej na ten temat będziecie mogli oczywiście przeczytać w książce, nad którą pracujemy, a tymczasem zapraszam do obejrzenia jeszcze kilku fotek z Dubaju oraz na mojego Instagrama: @bialekolnierzyki

 

Plaża w Dubaju. Foto: zbiory prywatne. 

 

Port Lotniczy Dubaj – 3 na świecie pod względem liczby obsługiwanych pasażerów (dane za 2017 ). Foto: zbiory prywatne.

 

Yas Marina Circuit – dubajski tor, na którym odbywają się wyścigi Formuły 1. Foto: zbiory prywatne. 

 

Zachód słońca nad dubajską pustynią. Foto: zbiory prywatne. 

Zdjęcie ilustrujące wpis jest poglądowe! Osoby, rzeczy lub sytuacje przedstawione na tym zdjęciu NIE mają bezpośredniego związku z treścią niniejszego wpisu!