Przyznam się na wstępie, że przeoczyłem pewną informację. Otóż kilka tygodni temu Puls Biznesu wypuścił artykuł na temat losów jednego ze sztandarowych projektów Antoniego Macierewicza & Spółki, czyli produkcji maszyn slotowych (popularnych automatów) dla Totalizatora Sportowego. Jak już wiemy, z zadaniem tym przyszło się zmierzyć Państwowym Zakładom Łączności nr 1 w Zegrzu. No i niestety, nie skończyło się to najlepiej, a mówiąc wprost nastąpiła porażka na całej linii. Dziś spróbujemy odpowiedzieć na ważne pytanie: dlaczego tak się stało? Z góry zaznaczę jednak, że ciężko tutaj napisać 100% pewny scenariusz ze względu na niezwykle trudny dostęp do informacji, które są ściśle certyfikowane i nie ma praktycznie żadnej jawności, jeśli chodzi o bieżące decyzje TS. Do tego dane finansowe nie są odpowiednio publikowane, a zapytania o ich upublicznienie są zwyczajnie zbywane. W tej sytuacji można więc budować sobie obraz sytuacji w oparciu o strzępy wiadomości, analizę biznesową i doświadczenie osób znających branżę od podszewki. No, ale spróbujmy… ????
Totalizator Sportowy wkracza na scenę
Zgodnie z tym, co można przeczytać we wspomnianym artykule, po porażce PZŁ nr 1 teraz to TS wziął na siebie cały ten bajzel (jak najbardziej adekwatne słowo) i zamierza samodzielnie kontynuować projekt na takich oto zasadach:
„Docelowo chcemy mieć własny system centralny, który zwiększy stabilność operacyjną, potencjał do modyfikacji w zależności od potrzeb i bezpieczeństwo danych, a także być integratorem automatów, wykorzystywanych na nasze potrzeby.”
Ok, ambitny plan, trzeba przyznać. A przy okazji: cieszę się, że media cały czas monitorują temat i póki co nie odpuszczają. Wracając teraz do meritum: wiele wskazuje na to, że Totalizator może mieć duży problem z realizacją tych założeń. Powody tego są dość złożone, ale postaram się je wyjaśnić opierając się na opinii osób znających branżę od podszewki.
Automaty produkcji państwowej – mission impossible…?
Zacznijmy od tego, że produkowanie automatów przez państwowe spółki od samego początku wyglądało na prawdziwe kuriozum. Według znawców branży, na dzień dzisiejszy są niewielkie szanse na to, aby firma z tzw. budżetówki była w stanie sama podołać takiemu projektowi. Powód jest następujący: w przypadku hazardu kluczową sprawą jest oprogramowanie – nie technologia samych maszyn, którą nawiasem mówiąc można kupić. Krótko mówiąc soft is the king! Stworzenie oprogramowania na odpowiednim poziomie to lata doświadczeń, zatrudnianie wysoko wykwalifikowanych speców od IT, znajomość specjalnej matematyki, lata prób itd. Nie da się w to wejść ot tak, z marszu i w krótkim czasie stworzyć soft na wystarczającym poziomie. Co do zlecenia tego na zewnątrz, to warto wiedzieć, że są to tajemnice tak pilnie strzeżone, że w każdej fabryce automatów nikt poza częścią personelu nie ma wstępu do działów zajmujących się programowaniem. Obowiązują tam ścisłe procedury bezpieczeństwa i, o ile mi wiadomo, nie ma żadnego speca, który by pracował nad całym kodem – rozbicie prac na etapy pozwala tutaj uniknąć przecieku informacji. O randze zagadnienia może świadczyć chociażby fakt, że nawet automaty najlepszych światowych producentów miały (mają) bugi, dzięki którym przy odpowiedniej sekwencji ruchów można za każdym razem wykręcać np. trzy 7, rozbijając tym samym bank. ???? I teraz, znając poziom informatycznych projektów publicznych, wyobraźcie sobie, ile to dziur mogłoby mieć taki soft stworzony przez państwowych speców! Prawdopodobnie byłaby to masakra, tak to można obrazowo określić.
Ok, no to może jednak dać zarobić jakiemuś zewnętrznemu producentowi…?
Teoretycznie jest to dobra opcja – w końcu już przecież zakupiono partię automatów od Gauselmanna, w drugim przetargu weszły też polskie firmy. Maszyny polskich producentów są także już zakontraktowane. Tyle, że czym innym jest wrzucenie na rynek kilkuset automatów, a czym innym zbudowanie systemu, na którym miałoby działać kilkadziesiąt tysięcy maszyn. To są dwie zupełnie różne skale projektu. Oczywiście, są w Polsce producenci oprogramowania, którzy mogliby podołać zadaniu jego stworzenia, ale podobno pojawia się tutaj pewien problem, jakim są… umowy narzucone przez Totalizator. Osoby znające tematykę mówią wprost, że jest w nich tyle kruczków prawnych, zawiłości i nieścisłości, że w konsekwencji potencjalni wykonawcy odpuszczają, gdyż wyłożenie się na projekcie w takiej skali mogłoby się równać upadłości. No, może jedna firma mogłaby w to jeszcze wejść, jak mawia się w branży. Oczywiście, przy takiej skali zamówienia umowa zabezpieczająca interesy strony zamawiającej to absolutna podstawa, ale z drugiej strony gdy od pewnego poziomu rozpoczyna się nadmierne przerzucanie ryzyka na dostawców, to ci mogą powiedzieć pas.
Paul Gauselmann, niemiecki potentat z branży automatów do gier. Źródło: handelsblatt.com
W co więc gra Totalizator…?
Prawdopodobnie w tym momencie (początek listopada 2019) toczy się tam walka o przetrwanie na stołkach. Mówiąc inaczej wygląda na to, że szefostwo TS znalazło się praktycznie w sytuacji bez wyjścia, więc wykonują działania pozorne i grają na czas. Widać też dość jasno, że obecna polityka Totalizatora jest skoncentrowana na nieco innych rzeczach niż salony gier. Można odnieść nieodparte wrażenie, że dla państwowego monopolisty liczy się bardziej rozwój kasyna online Total Casino, finansowanie i sponsorowanie e-sportu oraz promocja Eurojackpotu. A automaty? Te są najwyraźniej traktowane w Totalizatorze niczym zło konieczne, brakuje odpowiedniego know-how, a do tego nikt nie chce tam słuchać ekspertów znających rynek na wylot – podobno w obawie o posądzenie o korupcję itp. historie. Cóż, pewnym cieniem kładzie się tutaj niedawna sprawa Gauselmanna, o której już pisałem i zawirowania wokół tamtego przetargu (pracuje nad tym prokuratura).
Automaty prywatne kontra automaty państwowe
Tak więc na dzień dzisiejszy mamy przedziwną politykę, która właściwie blokuje ekspansję i marnuje potencjał. Dla porównania: za czasów, gdy można było legalnie rozwijać biznes z automatami w oparciu o wydane koncesje, to po 3 latach na rynku funkcjonowało już ponad 30 tys. maszyn! Tyle, że wtedy za robotę wzięli się prywatni przedsiębiorcy, którym faktycznie zależało. A jak to wygląda w wersji państwowej, to właśnie mamy okazję obserwować – projekt „automatowy” idzie wręcz w ślimaczym tempie. Zresztą, przy okazji, projekt przejęcia hazardu przez państwo nie udał się nigdzie na świecie, z różnych zresztą względów.
Czyli, podsumowując ten fragment, pomysł produkcji automatów przez spółkę skarbu państwa, rzucony przez Macierewicza i później pilotowany przez Misiewicza, do dziś odbija się czkawką, ale nikt nie chce się przyznać do tego początkowego błędu, który jest kluczem do obecnej sytuacji. Cóż, tak już jest, że sukces ma wielu ojców, a porażka żadnego. O, przepraszam – w tym przypadku medialnymi ojcami porażki mogą zostać obecne władze Totalizatora, choć tak naprawdę zawalił kto inny.
No i wreszcie wisienka na torcie, czyli Ustawa 447 i przetarg na automaty
Ten rozdział rozpocznę od przypomnienia pewnej teorii spiskowej, o której pisałem już pod koniec sierpnia 2019. W dużym skrócie chodziło tam o to, że przyznanie kontraktu PZŁ nr 1 to była rzekomo typowa zasłona dymna, a docelowo cały projekt ma faktycznie realizować pewna amerykańska firma, mająca pełnić formalnie rolę podwykonawcy, a w praktyce zgarniająca większość kasy. Kluczowym w tej teorii miał być moment, w którym pierwotny wykonawca (czyli PZŁ nr 1) polegnie, a więc powstanie dobre alibi i będzie można „wepchnąć” inną firmę. No i właśnie teraz mamy dogodną chwilę na takie zagranie – zwłaszcza, że jest już po wyborach parlamentarnych. Ok, ale co to ma wspólnego ze słynną Ustawą 447…? A to, że według niektórych osób naświetlających tę kwestię, realizacja roszczeń organizacji żydowskich miałaby się po części odbywać w formie ukrytej, a więc poprzez niektóre kontrakty na zamówienia rządowe (kasa z tych kontraktów miałaby później w części płynąć do różnych fundacji itp.). A czy można sobie wyobrazić lepszą okazję do takiej ustawki niż miliardowe zamówienie z TS…? ????
Co łączy GTECH / IGT i muzeum Polin?
Smaczku sprawie dodaje fakt, że w zasadzie jedyną firmą z USA, która mogłaby tutaj coś zdziałać, jest amerykański GTECH / IGT. O tej międzynarodowej korporacji w kontekście Totalizatora przebąkiwało się od kilku lat, a ja dodam, że jest ona idealna do wszelkich teorii spiskowych związanych z Ustawą 447 – chociażby ze względu na osobę jednego z założycieli, a obecnego wiceprezesa, czyli Victora Markowicza. Pochodzi on z rodziny żydowskiej, a do tego wsparł muzeum Polin jako darczyńca. Pasuje to do pewnej narracji jak ulał…? No pasuje.
Automaty firmy IGT. Źródło: asgam.com
Problem jest jednak taki, że raczej należy włożyć między bajki domniemywania, jakoby to GTECH / IGT mógł stać za całym zamieszaniem z automatami! Dlaczego? Powód jest prosty, a właściwie to są dwa:
– po pierwsze bardzo niekorzystne umowy, jakie narzuca Totalizator,
– a po drugie brak odpowiedniej technologii pod takie zamówienie.
Zaraz, zaraz, czy to drugie nie brzmi czasem jak absurd – jedna z największych firm hazardowych na świecie miałaby nie mieć technologii do produkcji automatów i oprogramowania dla Totalizatora…? Wyjaśnijmy więc: maszyny w salonach, maszyny na ulicy (bary, kluby) i maszyny w kasynach to są trzy niezależne technologie i gry różniące się od siebie. To są pozorne niuanse, ale w praktyce dość znaczące. GTECH jest fantastycznym dystrybutorem, operatorem i dostarczycielem rozwiązań liczbowych ze świata loterii i gier, ale z automatami jest u nich raczej średnio. Ale, ale, powie ktoś, przecież GTECH zakupił udziały w IGT, czyli najlepszym amerykańskim producencie maszyn do gier! Co to więc za problem, aby zrealizować kontrakt poprzez IGT właśnie…? Otóż właśnie nie jest to wcale hop – siup! IGT produkuje bowiem bardzo dobre automaty, ale do kasyn, gdzie są one uważane za odpowiedniki Mercedesów wśród aut. Co więcej firma ta opanowała w zasadzie tylko amerykańskie kasyna, podczas gdy w Europie królują producenci europejscy, jak np. NOVOMATIC, Recreativos Franco, Kajot, MERKUR, EGT, Atronic, Astra, Synot i inni. Tak więc automaty dla Totalizatora to nie byłby ten konkretny typ produktu, w którym IGT się specjalizuje, a co za tym idzie projekt wiązałby się z wieloma trudnościami dla tej firmy. Obrazowo to trochę tak, jakby firma produkująca terenówki nagle miała zacząć konstruować typowo sportowe auta – niby to samochód i to samochód, ale jednak know-how nieco inne.
Wniosek:
Nic nie wskazuje na to, żeby GTECH chciał i mógł zgarnąć zamówienie na maszyny slotowe dla Totalizatora. Ale gdyby jednak tak się stało, to sytuacja byłaby naprawdę zastanawiająca i przedstawiona powyżej teoria spiskowa już nie byłaby aż tak mocno spiskowa…
Krótkie podsumowanie
Całe to zamieszanie z automatami dla Totalizatora na dzień dzisiejszy wydaje się efektem nieprzemyślanych deklaracji polityków (Antoni Macierewicz) i złego oszacowania realnych możliwości. Zresztą takie podejście to chyba ostatnio nasza polska specyfika – wystarczy wspomnieć projekt miliona elektrycznych aut, tak szumnie zapowiadanych przez rządzących. W tym scenariuszu nie ma wszechmocnych Iluminatów, masonów itp. – jest za to zwykła niekompetencja i brak ogarnięcia (by nie powiedzieć mocniej). Z drugiej strony będziemy mieli możliwość zobaczenia, czy jedna z teorii spiskowych związanych z Ustawą 447 rzeczywiście się sprawdzi – no bo jeśli nie przy tym kontrakcie, to kiedy…? ????
No a tak informacyjnie jeszcze dodam, że od 2020 roku włączyłem komentarze na blogu, więc jeśli ktoś ma ochotę się wypowiedzieć, to zapraszam! ⬇️
Zdjęcie ilustrujące wpis jest poglądowe! Osoby, rzeczy lub sytuacje przedstawione na zdjęciu NIE mają bezpośredniego związku z treścią niniejszego wpisu!