Tajemnice branży rowerowej

Dziś chciałbym Wam opowiedzieć o tym, dlaczego czasem bywa tak, że mamy teoretycznie jakąś branżę przynoszącą aktualnie przysłowiowe kokosy, na której teoretycznie nie da się stracić jako inwestor, a mimo to niektórzy i tak tracą. Przedstawię to na przykładzie branży rowerowej, w której aktualnie mamy bardzo duże wzrosty. Tak się bowiem złożyło, że w dobie koronawirusa wielu ludzi postanowiło się przesiąść na rowery, rezygnując przy tym z komunikacji miejskiej. W teorii więc mamy kurę znoszącą złote jaja, w praktyce zaś niekoniecznie.

 

Wersja dla tych, którzy wolą słuchać

 

 

Wersja dla tych, którzy wolą czytać

 

Zacznę może od tego, jak realnie wygląda produkcja rowerów i czy trudno jest stworzyć swój własny brand rowerowy.

Produkcja rowerów to dość skomplikowany temat, a w obecnych czasach, czyli w dobie pandemii, czas trwania realizacji zamówienia w fabryce do otrzymania towaru do magazynu trwa minimum 5 miesięcy – i to w przypadku, gdy ma się stabilnego i pewnego dostawcę. Mniejsi są traktowani po macoszemu u dostawców podzespołów takich jak Shimano, które teraz ma gigantyczny boom. To akurat nic dziwnego – zawsze tak jest, że ten, kto zamawia więcej i jest stałym klientem, ma pewne fory.

 

No i teraz załóżmy, że chcemy stworzyć własną markę rowerową. Możemy to zrobić na dwa sposoby:

Pierwszy to typowa manufaktura, która produkuje rowery sama, łącznie z ramami. Jest kilka firm w Polsce działających na takiej właśnie zasadzie. Są też inne firmy, które lansują się tym, że mają pełną linię produkcyjną i mogą produkować rowery w naszym kraju. Tyle tylko, że moce przerobowe takich fabryk są bardzo małe i są w stanie pokryć może kilka % rzeczywistych zamówień. No, ale marketingowo można się lansować, że produkujemy w Polsce i tak dalej – i wielu klientów się na to łapie.

Drugim sposobem na posiadanie własnej marki rowerowej jest zamówienie towaru z zagranicy. Skąd więc zamawiają polscy producenci? To już różnie – w grę wchodzą Chiny, Tajwan, Indonezja, Kambodża, Malezja czy Wietnam. W takich fabrykach można sobie zamówić ramę albo po prostu wybrać gotową ramę z katalogu fabrycznego, dodać do tego osprzęt i naklejki swojego brandu – i już jesteśmy producentem rowerów. No, producentem w cudzysłowie, bo tak naprawdę to tylko brandowanie już gotowych rozwiązań i dorabianie do tego marketingu. Dokładanie na takiej zasadzie, na jakiej działają np. znane blogerki modowe, które zamawiają masówkę z Chin z doszytą swoją metką i wciskają to ludziom jako brand kategorii premium.

Tak czy inaczej zamawiając takie rowery wielu zamawia je już złożone w 90%, tzn. w takim stanie, w jakim są one sprzedawane w sklepie. No to jest akurat o tyle wygodne, że nie płaci się dodatkowo za transport podzespołów do Polski, odpada logistyka, terminowość dostaw, pilnowanie ludzi czy nie kradną i kontrola jakości ich pracy, nie trzeba też budować montowni i wielkiego magazynu. Krótko mówiąc mniej przepływów finansowych i niewielkie ryzyko, że coś będzie zawalone na produkcji. Dodatkowo można być znacznie tańszym od innych i wygrywać na rynku krajowym z niewielkimi nakładami marketingowymi, bo cena czyni cuda.

 

Antydumping – jak obejść

No ale teraz mamy pierwszy problem, czyli tzw. antydumping pod postacią cła na rowery z Chin w wysokości 48,5% – no niestety, tyle pieniędzy każe płacić Unia Europejska.

Stosuje się jednak bardzo proste obejście tego ograniczenia. Otóż, uwaga, wystarczy całą produkcję z Chin okleić naklejkami „Made in India”, puścić kontener z Chin do Indii, tam go przepakować i ściągnąć do Polski. Tak, tak, już w chińskiej fabryce nakleja się naklejki Made in India. Tabela celna Isztar nic nie mówi o podwyższonym cle na import złożonych rowerów z Indii, więc jesteśmy sporo do przodu. Ok, oczywiście przy takim schemacie wpadniemy w podwójne cło, to będzie 10,5% przy tańszych rowerach i 14% przy droższych rowerach (tzn. tych mniej więcej w cenie zakupu od 500 $ w górę). No ale i tak się mocno opłaca i tym sposobem rozwiązaliśmy zagadkę, dlaczego niektóre marki rowerowe są tak tanie.

Właściwie to zaryzykowałbym stwierdzenie, że tego typu manewry z cłem niszczą rynek rowerowy w podobny sposób, w jaki wyłudzenia VAT-u niszczyły inne branże. No bo wiecie, finalnie można było „zabijać” niższymi cenami konkurencję, która grzecznie płaciła wszelkie podatki.

 

Jeśli już jesteśmy przy tematach podatkowych, to wspomnę jeszcze o jednej ciekawostce

Otóż niektórzy z dużych importerów rowerów dysponowali własnymi składami celnymi. Po co? Odpowiedź jest prosta: aby odroczyć termin płatności podatku VAT. Mając własny skład celny można było bowiem płacić VAT od importu dopiero wtedy, gdy towar faktycznie wyjeżdżał z magazynu (co działo się nieraz dopiero po kilku miesiącach). Taka optymalizacja przy dużych kwotach obrotu przekładała się na to, że można było efektywnie obracać posiadanym kapitałem, a nie oddawać pieniądze od razu do urzędu skarbowego.

 

Ok, przejdźmy do tego, dlaczego inwestowanie w branżę rowerową właśnie teraz, mimo prosperity, niekoniecznie może być dobrym pomysłem

Zacznę tutaj od rzeczy podstawowej, czyli tego, kto stoi za daną marką szukającą inwestora. Załóżmy, że na rynku mamy jakiś tam brand, który jest znany i funkcjonuje od lat. Mówię tutaj o firmach, które mają ugruntowaną pozycję i składają u producentów stosunkowo duże zamówienia. No tutaj jeszcze, jeśli one poszukują inwestorów, ryzyko niewypału jest nieco niższe.

Problem właściwie pojawia się w przypadku, gdy mamy do czynienia z firmą świeżą, która po prostu stworzyła jakiś nowy brand i teraz szuka kogoś, kto by wyłożył pieniądze, bo „teraz to rowery idą jak świeże bułeczki, daj pan kasę – na tym się nie da stracić!”.

Otóż właśnie da się stracić!

Tak więc fabryki podzespołów rowerowych, tak zwany duopol Shimano i SRAM, mają obecnie gdzieś tak trzykrotnie większy popyt niż w normalnych czasach.

Co się z tym wiąże?

Okresy oczekiwania nawet dla największych odbiorców są wydłużane o minimum miesiąc, bo produkcja po prostu nie wyrabia. No a małe płotki, czyli takie nowe firmy na rynku, zamawiające mało, być może będą miały gotowe rowery dopiero gdzieś w czerwcu 2021 roku.

No i tutaj mamy pierwszy problem, bo w czerwcu to już sprzedaż rowerów znacznie słabnie.

Drugi problem może być taki, że COVID tak mocno zdemoluje nam gospodarkę, że ludzie właściwie po wiośnie 2021 nie będą już kupowali rowerów, bo nie będą mieli pieniędzy. Hype jest teraz, a do czerwca może już minąć.

Może więc się zdarzyć tak, że firma szukająca teraz inwestorów na rowery, zostanie w przyszłym roku z towarem, którego nie będzie miał kto brać za gotówkę. Oczywiście jest też inna możliwość, a mianowicie rozdanie towaru w kredyt. W sytuacji, gdy popyt mocno zjedzie w dół, może się okazać, że to w zasadzie jedyne wyjście, aby pozbyć się rowerów. Tyle tylko, że mamy tutaj ryzyko niewypłacalności kredytowanych kontrahentów.

Koniec końców jest spora szansa na to, że inwestorzy swoich pieniędzy nie odzyskają, nie mówiąc już o zyskach. Oczywiście ten, kto zbiera pieniądze, raczej na pewno wyjdzie na swoje – tak to już jest przy tego typu schematach.

 

Co z tego wynika?

Szczególnie istotną opcją przy wchodzeniu w tego typu inwestycję jest coś, co w branży określa się skrótem KYN, czyli Know Your Network. W wolnym tłumaczeniu oznacza to Znaj Swoją Sieć Powiązań, czy też bardziej znaj swoje otoczenie biznesowe. To, co teraz powiem, być może zabrzmi więc banalnie, ale wszystko sprowadza się do tego, aby sprawdzać powiązania osób, którym chcemy powierzyć nasze pieniądze, chociażby jako inwestorzy.

Dlaczego jest to istotne?

Trzymając się branży rowerowej, schemat może być chociażby taki:

– najpierw robimy marketing,

– potem bierzemy trochę pieniędzy od inwestorów,

– dalej pompujemy marketing,

– następnie bierzemy zaliczki od sklepów rowerowych (np. 50% wartości zamówienia).

Część zamówionych rowerów dociera do sklepów, a my zbieramy kolejne zamówienia i staramy się pozyskać kolejnych inwestorów. Jest łatwiej, bo już możemy pokazać, że jest zainteresowanie. W pewnym momencie, gdy mamy już zgromadzoną pożądaną sumę, nagle wszystko się wysypuje i nasza firma zaprzestaje dostaw rowerów. Pretekstem może być np. to, że zamówiliśmy kolejne partie rowerów poprzez zagranicznego pośrednika, który deklarował, że będzie taniej, a koniec końców zniknął z kasą. To jest tylko i wyłącznie kwestia ustawienia odpowiedniego schematu.

Do czego zmierzam to to, że tego typu ustawki da się nieraz wyłapać, jeśli sprawdzić właśnie powiązania ludzi, którzy stoją za daną firmą. Przykładowo kilka lat temu funkcjonowały firmy, które brały przedpłaty za rowery, po czym towar nigdy nie trafiał na sklepy lub też trafiało go stosunkowo niewiele. To był dość znany proceder w branży, a przynajmniej ja dostałem takie sygnały. I gdyby dziś osoby stojące wtedy za takimi oszustwami znów postanowiły powtórzyć ten schemat, a jest takie ryzyko przy obecnym boomie, to bardzo możliwe, że solidne prześwietlenie ich sieci powiązań mogłoby dać bardzo interesujące wyniki. Potem można by sporządzić raport określający poziom ryzyka – no i inwestor mający zainwestować w taką firmę rowerową mógłby zorientować się, że firma jest pod kontrolą cwaniaków, a wtedy już nie włożyłby w nią ani złotówki.

Skoro już jesteśmy przy temacie, to powiem Wam, że w Polsce sprawdzanie sieci powiązań jest jeszcze stosunkowo mało popularne. Mało komu chce się ponosić koszty takiego wywiadu. Jednak przy większych transakcjach – zwłaszcza, gdy w grę wchodzi np. sprzedaż za granicę, warto taką sieć powiązań sprawdzić. I tutaj mała kryptoreklama: zdradzę Wam, że Białe Kołnierzyki od początku przyszłego roku będą miały w ofercie coś, co pozwoli wyeliminować podobne zagrożenia. O szczegółach oczywiście poinformuję w odpowiednim czasie.

 

Wracając jednak do meritum dzisiejszego materiału

Jak więc widzicie, to, że na dany towar jest aktualnie boom, nie oznacza jeszcze, że na 100% da się na nim zarobić! Tak naprawdę, jeśli jakiś inwestor nie zna dobrze danej branży, to bardzo łatwo może służyć za żer rekinom – a właściwie to jego pieniądze mogą zostać przez te rekiny pożarte. Cóż bowiem z tego, że są klienci chętni kupić, skoro towar może nie dotrzeć na czas albo w ogóle nie dotrzeć, jeśli nie sprawdzimy powiązań i władujemy się na minę, tzn. trafimy na oszusta? Generalnie więc jak zawsze trzeba podchodzić z pewną dozą sceptycyzmu do różnych super – hiper – okazji inwestycyjnych. Dotyczy to w zasadzie każdej branży – nie tylko rowerowej.

 

Chińskie podejście do praw własności intelektualnej

Właściwie tą konkluzją mógłbym już zakończyć, ale na sam koniec, dla wytrwałych, będzie jeszcze jedna ciekawostka. Otóż, jak wspomniałem, możesz sobie w Chinach zamówić konfigurację roweru jaką chcesz – rama + osprzęt + własne naklejki. No i teraz musisz być przygotowany na to, że Chińczykom może się spodobać Twój projekt i że zechcą go sobie „pożyczyć”, to znaczy praktycznie bez zmian wykorzystać na jakimś innym rynku, np. w Ameryce Południowej. Bywały i takie przypadki, podobno. I właściwie nic z tym nie zrobisz, jeśli nie masz ochrony patentowej na cały świat – a większość firm ma tylko patenty obowiązujące na terenie Unii Europejskiej.

Tak to już jest z tym podejściem Chińczyków do praw własności intelektualnej – bardzo luźne to mało powiedziane. Dlatego bardziej renomowani producenci niekiedy zatrudniają koordynatorów (raczej nie Chińczyków), którzy pilnują na miejscu produkcji, aby czasem ktoś nie „pożyczył” sobie projektu. Inni z kolei wolą zlecić produkcję ram czy widelców takim uznanym firmom, jak Giant, która ma produkcję od A do Z – co prawda jest to bezpośrednia konkurencja i wychodzi drożej, ale za to radykalnie maleje prawdopodobieństwo, że ktoś (czyli Chińczyk) ukradnie projekt.

 

Resumując

Ok, no i to by było na tyle na dziś. Jeśli chcecie usłyszeć więcej tego typu opowieści biznesowych na YouTube, to dajcie łapkę w górę i zasubskrybujcie kanał. Obiecuję, że będziemy pracować nad coraz ciekawszym kontentem i omówimy różne patologie także w innych branżach. No a tymczasem do usłyszenia / przeczytania!

 

Zdjęcie ilustrujące wpis jest poglądowe! Osoby, rzeczy lub sytuacje przedstawione na zdjęciu NIE mają bezpośredniego związku z treścią niniejszego wpisu!