Różne stawki VAT-u na ten sam towar – jak potencjalnie można na tym zarobić?

Dorabianie się na VAT nie zawsze musi oznaczać spektakularne, milionowe zwroty – niektórzy czerpią sobie powoli, małą łyżeczką… Jednym z przykładów takiego działania jest „granie” na odmiennych stawkach VAT-u obowiązujących w różnych krajach europejskich na te same produkty. Schemat takiego działania to nic szczególnie skomplikowanego, a wygląda np. tak:

– firma A z Węgier dokonuje dostawy wewnątrzwspólnotowej towaru zakupionego wcześniej w kraju przy stawce podstawowej VAT-u równej 27%

– odbiorcą towaru jest firma B z Luksemburga, gdzie stawka VAT-u na ten sam towar wynosi 17%

– następnie firma B fikcyjnie sprzedaje tenże towar „na anonimowe paragony” na praktycznie zerowym zysku (żeby nie płacić dochodowego), co uniemożliwia weryfikację odbiorcy końcowego

– kolejnym krokiem jest wpłacenie na konto luksemburskiego budżetu 17% podatku VAT należnego, co powoduje, że w systemach wymiany informacji na linii Węgry – Luksemburg wszystko się zgadza

 

Ok, a co zrobić dalej z takim towarem...?

 

Opcja 1

Pierwszą metodą, o której zresztą wspomina literatura fachowa, jest sprzedaż tych, rozliczonych już podatkowo, towarów w szarej strefie – optymalnie w kraju jego rzekomej wysyłki, (bo w rzeczywistości opuściły go tylko na listach przewozowych), aby nie ponosić dodatkowych kosztów transportu. Teoretyczny zysk – jak nietrudno policzyć – wynosi w opisywanym przykładzie 10% (minus koszty operacyjne), więc trudno nazwać go imponującym – zwłaszcza, że w takim modelu występują liczne niedogodności. Jakie?

Po pierwsze nie każdy towar da się łatwo upłynnić w szarej strefie, a już na pewno nie w cenie zbliżonej do rynkowej – no bo przy 10% zysku z VAT-u nie mamy dużego pola manewru do jej zbijania, chociaż… możemy przecież sprzedać bez doliczania podatku dochodowego (w końcu to szara strefa)! Tak więc, jeśli dobrze policzyć, to można jednak zaoferować sprzedawane rzeczy trochę taniej, niż robi to legalnie działająca konkurencja.

Ale i tak napotykamy problem numer dwa, jakim jest organizacja sieci dystrybucji. Jeśli bowiem wziąć pod uwagę koszty utrzymania spółek w dwóch różnych krajach (Węgry i Luksemburg z przykładu), rozprowadzenia towaru do detalu itp., to spora część potencjalnego zysku nam odpadnie.

Reasumując: czy da się więc w taki sposób zarobić? Zapewne tak – skoro wspominają o tym specjaliści – ale ja osobiście uważam, że działając w oparciu o taki schemat wielkiego majątku się raczej nie zbije. Warto jednak dodać, że tego typu proceder zwykle wymykał się organom skarbowym, ponieważ, jak już wspomniałem, w rozliczeniach podatkowych pomiędzy dwoma krajami wszystko jest wszak ok, a sprzedaż w szarej strefie oczywiście nie jest nigdzie ewidencjonowana.

 

Opcja 2

Przejdźmy do metody drugiej, o której już raczej nie przeczytacie w literaturze fachowej, ponieważ stanowi ona mój luźny koncept udoskonalenia Opcji 1 – oczywiście nie jest powiedziane, że ktoś już tego kiedyś nie zastosował, bo całkiem możliwe, że tak było. Załóżmy więc, że mamy całkiem sporą firmę Januszex-Bis, która chce zalać rynek jakimś tam towarem, na którym są bardzo niskie, kilkuprocentowe marże. Co więc robimy? Kupujemy towar z legalnej sieci dystrybucji – a że bierzemy dużo i znają nas w branży, więc możemy liczyć na dobre ceny niedostępne dla tzw. drobnicy, czyli mniejszych graczy. Następnie „na papierze” eksportujemy większość tego towaru do wspomnianego Luksemburga, gdzie mamy VAT niższy o 6% (23% vs 17%), a jeśli uda się nam znaleźć towar z dużą różnicą w stawkach (u nas podstawowa, w Luksemburgu obniżona), to może to być i kilkanaście %. No i ten towar fikcyjnie wyjeżdża sobie od nas z magazynów jako WDT, a w rzeczywistości… trafia na inne magazyny, tym razem należące do polskich spółek – słupów, rzecz jasna bez jakichkolwiek faktur czy papierów świadczących o tym, że pochodzi z Januszex-Bisu. Po prostu taki towar widmo, który nie wiadomo skąd się wziął (bo teoretycznie powinien być w Luksemburgu). No i te spółki-słupy następnie sprzedają takie towary normalnie działającym firmom – a że nie odprowadzają w ogóle VAT-u ani dochodowego od sprzedaży, to mogą zniszczyć cenowo legalnie działającą konkurencję, tak po prostu. Rzecz jasna po przeprowadzeniu kilku – kilkunastu podobnych transakcji spółka – słup znika, a wraz z nią i jej prezes.

Ktoś powie, że co to w sumie za różnica, te marne 6% z przykładu – raptem 6 groszy na 1 złotówce… Zgoda – tyle tylko, że te marne 6 groszy w przypadku takich towarów, jak chociażby napoje energetyczne (puszka po 1,23 PLN vs puszka po 1,17 PLN), niejednokrotnie decydowało o tym, czy zarobisz na tym biznesie, czy też do niego dopłacisz lub będziesz się długo „bujał” z towarem ponosząc koszty magazynowania itp. (czyli w konsekwencji też pewnie dopłacisz). Tak to już bywa w mocno konkurencyjnych branżach, że i grosze mają znaczenie… Poza tym VAT-owcy myślący o tego typu schemacie, jak również i odpowiednie organy, powinni na bieżąco śledzić stawki VAT-u obowiązujące w różnych krajach EU i wyłapywać te produktu, gdzie rozbieżności są naprawdę duże. Jak już wspominałem, może bowiem zdarzyć się i tak, że jeden produkt w kraju X jest obłożony maksymalną stawką (np. 23%), a w kraju Y stawką preferencyjną (np. 4%). A różnice tego rzędu dają już całkiem niezłe możliwości – ja jednak nie polecam tego stylu, aby była jasność.

 

Ok, a jakie to niby miałoby mieć zalety w porównaniu do uszczuplania VAT-u opartego o chociażby o klasyczny model znikających podatników…?

1. Mamy czyste przepływy faktur na linii Januszex-Bis > spółka z Luksemburga płacąca VAT jak należy, więc małe są szanse na to, aby skarbówka wyłapała jakieś nieprawidłowości i zakwestionowała nasze prawo dla zerowej stawki VAT-u dla WDT (co często miało miejsce w przypadku klasycznych karuzel).

2. Nie występują tutaj żadne łatwe do namierzenia powiązania, typu przepływy faktur pomiędzy naszą główną spółką Januszex-Bis, a spółkami-słupami (pomiędzy nimi też zresztą nie ma żadnych przepływów). Inaczej byłoby w przypadku klasycznego łańcucha, gdzie po którymś tam z kolei ogniwie transakcji (nawet 5 czy 6) mogliby dojść do naszej wspaniałej firmy Januszex-Bis i oskarżyć ją o przestępstwa podatkowe. W sumie w takiej konfiguracji to i JPK_VAT niewiele pomoże – powiąże spółki-słupy z finalnymi odbiorcami (czyli uczciwie działającymi firmami), a powiązań pomiędzy nimi już nie wykryje (bo ich nie ma). Kogo więc się będą prawdopodobnie czepiać? Uczciwych przedsiębiorców (jak to często bywa), bo spółka – słup oczywiście żadnego majątku nie posiada.

3. Trudniej byłoby w takim wariancie udowodnić działanie w zorganizowanej grupie – jeśli służby „chapnęłyby” jednego czy dwóch prezesów takich spółek, to przy dobrej „legendzie” opowiedzianej przez niego/nich mógłby się pojawić ciężki orzech do zgryzienia. Dlaczego? Ponieważ tak: prezesi autentycznie nie znają się wzajemnie (w końcu nie muszą), a żadnych przepływów faktur pomiędzy ich spółkami też nie ma, nie ma również żadnych połączeń telefonicznych, korespondencji mailowej, nic… Rzecz jasna przy odpowiedniej pracy operacyjnej dałoby się zapewne namierzyć jakiegoś koordynatora, ale skoro przy klasycznych „karuzelach”, gdzie jest o wiele więcej śladów, nie zawsze się to udaje…

Tego typu agresywne niszczenie konkurencji przez unikanie opodatkowania przy dużej skali teoretycznie mogłoby dość poważnie zachwiać branżą. Oczywiście to nie jest tak, że podobny proceder byłby niewykrywalny! Przykładowo podejrzenia mogłaby wzbudzać sytuacja, w której jeden podmiot kupuje bardzo duże ilości jakiegoś towaru, a następnie jego zdecydowaną większość wysyła za granicę na minimalnym zysku, przy czym w branży ma miejsce bardzo dużo przypadków sprzedaży tego towaru przez firmy-słupy oferujące dumpingowe wręcz ceny (a wieści o takiej sytuacji prędzej czy później doszłyby właściwych do służb).

 

Kilka słów na zakończenie

Oczywiście „na papierze” to wszystko może wydawać się proste, ale zaręczam, że w rzeczywistości z pewnością takie nie jest – ba, po wrzuceniu danych w Excela mogłoby się nawet okazać, że gra jest niewarta świeczki dla większości przypadków (zwłaszcza, jeśli ryzykowalibyśmy wplątanie w aferę prężnie działającego przedsiębiorstwa). Pewne jest natomiast, że Opcja 2 wymagałaby doskonałej organizacji i dopracowania wielu szczegółów – np. tego, w jaki sposób zorganizować fikcyjną sprzedaż w Luksemburgu, aby tamtejsze służby skarbowe nie nabrały podejrzeń mimo opłacenia przez nas VAT-u, lub też jak zorganizować transport na terenie Polski tak, aby nie dało się zbyt łatwo namierzyć, że towar wychodzi z Januszex-Bisu. Ale tego wszystkiego opisywać dziś już nie będę – być może jednak rozwinę ten wątek w książce. A na sam koniec dodam jeszcze, że właśnie w podobny sposób powstają często różne schematy przestępstw podatkowych: trzeba usiąść i przeanalizować obecnie stosowane rozwiązania, poszukać ich doskonalszych wersji lub ewentualnych luk w prawie, potem niejednokrotnie przetestować w praktyce kilka opcji na małą skalę, a jak już znajdzie się tę optymalną, to… chyba nie muszę już nic dodawać.

Zdjęcie ilustrujące wpis jest poglądowe! Osoby, rzeczy lub sytuacje przedstawione na zdjęciu NIE mają bezpośredniego związku z treścią niniejszego wpisu!