Nielegalne odpady – kierunek Rumunia

Międzynarodowa organizacja dziennikarzy śledczych OCCRP (Organized Crime and Corruption Reporting Project) w 2019 roku przeprowadziła śledztwo, w wyniku którego ustalono, że do rumuńskich cementowni z różnych krajów zwożone są odpady ulegające następnie spaleniu. Nie byłoby w tym nic specjalnie kontrowersyjnego, gdyby nie to, że nikt tak naprawdę nie wie, jakiego rodzaju odpady trafiają do tych instalacji.

Dziennikarze w trakcie prowadzenia śledztwa dotarli do powiązań niektórych firm z włoską mafią, która jest znana w Europie ze stosowania metody miksowania odpadów. Najkrócej mówiąc, wygląda to tak, że odpady zaliczane do kategorii niebezpiecznych (jak chociażby odpady medyczne) są mieszane z tymi mniej szkodliwymi, a następnie zakopywane lub spalane. W przypadku rumuńskich cementowni zachodzi podejrzenie, że nielegalnie spala się tam różnego rodzaju toksyczne śmieci. Dobrze, a w jaki sposób takie niebezpieczne odpady trafiają do tego kraju? Przecież mamy chociażby kontrole na granicach, trzeba mieć odpowiednie dokumenty transportowe na konkretny rodzaj odpadów i tak dalej… Prosty przykład: ciężarówka z odpadami zapakowanymi w bale wyjeżdża z Włoch i jedzie do Rumunii. Według dokumentów pojazd wiezie zwyczajne odpady, jednak po odpakowaniu bali okazuje się, że są one zmieszane z odpadami niebezpiecznymi. Dodatkowo zdarzały się także przypadki fałszowania wyników badań laboratoryjnych, na przykład na obecność trujących substancji.

Rumuńskie cementownie

Oczywiście od czasu do czasu podobna kontrabanda wyjdzie na światło dzienne, jednak kontrolowana jest tylko pewna część pojazdów przewożących odpady, przy czym kontrole te nie zawsze są szczegółowe. W takiej sytuacji przestępcy po prostu kalkulują wpadki niektórych transportów jako koszty działalności i kontynuują swój proceder. A jego opłacalność jest wysoka, bowiem, przykładowo, koszty utylizacji tony odpadów medycznych wynoszą w Polsce 7–8 tysięcy PLN (dane za 2022 rok), podczas gdy w rumuńskiej cementowni w 2019 roku można było spalić tonę śmieci nawet za 15–20 EUR. Jeśli więc nawet stawki rumuńskie wzrosły w ostatnim czasie kilkukrotnie, to i tak nadal pozostaje przestrzeń do zrobienia niezwykle lukratywnego biznesu. Nie ma się więc co dziwić, że do Rumunii trafiają śmieci z całej Europy, a skala tego importu prawdopodobnie wzrosła od 1 stycznia 2018 roku, kiedy to Chiny praktycznie przestały przyjmować odpady z zagranicy.

Kończąc ten wątek, wypadałoby zadać proste pytanie: czy ktoś monitoruje poziom emisji szkodliwych substancji, które powstają w trakcie spalania odpadów w rumuńskich cementowniach? Dziennikarze z OCCRP ustalili, że jeszcze do 2019 roku nie było takiego monitoringu ze strony instytucji państwowych, ale każda z cementowni musiała go wdrożyć na własną rękę. No i wyszło tak, że większość kontraktów na monitorowanie emisji zgarnęła firma powiązana z wieloletnim szefem rumuńskiej agencji ochrony środowiska. Przypadek? Raczej nie. Nie chciałbym oczywiście nikogo oskarżać, jednak doświadczenie życiowe mówi, że tam, gdzie mamy lukratywny biznes i powiązania polityczne, dość często przymyka się oko na różne nieprawidłowości.

Rumuński król szlamu

Skoro już poruszyliśmy wątek rumuński, to chciałbym w tym miejscu przedstawić historię, która odbiega od pozostałych zaprezentowanych tutaj przykładów, choć i w niej odpady grają niebagatelną rolę. Głównym bohaterem jest Daniel Boldor, czyli pewien przedsiębiorczy Rumun cygańskiego pochodzenia, nazywany również królem szlamu.

W 2011 roku Boldor powrócił z emigracji do rumuńskiego miasta Baia Mare, będącego znanym centrum górniczym, gdzie od lat wydobywano miedź oraz produkowano wyroby z tego cennego metalu. Nie wszystkie zakłady przetrwały jednak transformację ustrojową, a jednym z tych, którym się nie udało, był zakład przerobu miedzi Cuprom, zamknięty jeszcze w latach 90. Na pierwszy rzut oka wydawać by się więc mogło, że w tej rozpadającej się infrastrukturze jedynymi cennymi rzeczami były stare maszyny i złom różnego rodzaju, rozkradane przez miejscowych Romów. Jednak było tam coś jeszcze: duże ilości odpadów pozostałych po przerobie miedzi. Technologia rafinacji tego metalu w Cupromie do lat 90. była bowiem mało zaawansowana, więc w tak zwanych odpadach flotacyjnych wciąż pozostawało dużo drobin miedzi oraz złota, które były zbyt małe, aby je wyłapać i odzyskać. Odpady z cząsteczkami cennych metali trafiały więc wprost do okolicznych bagien i nikt nie zaprzątał sobie nimi głowy.

Jednak pewnego dnia pojawił się Boldor, który po rozmowie z miejscowymi górnikami powiedział sobie: „Zaraz, zaraz, przecież w tym szlamie mamy już wykopane złoto i miedź, które teraz trzeba tylko zebrać, przetworzyć, a potem sprzedać i zgarnąć miliony!”. Okazało się, że jest to dobry tok myślenia, gdyż na taki towar można było znaleźć klientów chociażby w Chinach czy Korei Południowej, gdzie było wiele przedsiębiorstw potrzebujących dużych ilości metali szlachetnych, a jednocześnie istniały firmy dysponujące nowoczesnymi technologiami odzysku. Nasz bohater przystąpił więc do działania i szybko zorganizował 250 tysięcy GBP na rozpoczęcie prac wydobywczych. Wtedy też powstała firma Exiteco SRL, która w 2013 roku rzekomo rozpoczęła wydobycie szlamu z bagien otaczających zakłady Cuprom, a następnie sprzedawała go jako koncentrat miedzi handlarzom wyspecjalizowanym w tego typu pozostałościach poprodukcyjnych (swoją drogą ciekawa nisza, a do tego bardzo opłacalna). Koncentrat jechał więc ciężarówkami do portu w Konstancy, a następnie płynął do wielu różnych krajów na całym świecie, jak między innymi wspomniane już Chiny i Korea Południowa, a także USA, Belgia, Wietnam czy Singapur. Co istotne, wszyscy kupujący otrzymywali akredytowane wyniki laboratoryjne, które potwierdzały wysoką zawartość metali szlachetnych w koncentracie. Interes szedł nieźle, a do 2017 roku Boldor wysłał w świat około 10 milionów ton szlamu, za który miał zainkasować w sumie ponad 6 milionów EUR.

Dość szybko wyszło na jaw, że to, co miało być koncentratem miedzi, czyli pozostałością poprodukcyjną zawierającą znaczne ilości tego metalu (powyżej 30%), było w rzeczywistości zwykłymi odpadami. Wynajęci przez Boldora Cyganie zbierali bowiem szlam z rzeki, ziemię z wykopów, odpady asfaltowe, kamienie i tym podobne rzeczy, a następnie wysyłali to do odbiorców. Przykładowo: pewna hiszpańska firma wpłaciła Boldorowi z góry 90 tysięcy EUR za 112 ton koncentratu, który według wyników laboratoryjnych miał zawierać 39% miedzi, a po przybyciu transportu na miejsce okazało się, że miedzi jest mniej niż 2%. Kiedy Hiszpanie zażądali zwrotu pieniędzy, Boldor powiedział im, żeby zrobili testy jeszcze raz, a następnie zerwał wszelki kontakt. Podobnie oszukani zostali inwestorzy, którzy uwierzyli w „rumuńskie Eldorado” i włożyli w biznes Boldora znaczne kwoty, niekiedy na poziomie kilkuset tysięcy euro.

W 2018 roku przedsiębiorczy Rumun został oskarżony o zbieranie i transport niebezpiecznych odpadów bez odpowiednich zezwoleń, oszustwa celne, uchylanie się od płacenia podatku, fałszowanie dokumentów oraz pranie pieniędzy. Czyny te zagrożone są karą do dziesięciu lat pozbawienia wolności, sprawa jest w toku. Sam Daniel Boldor oczywiście twierdzi, że jest niewinny, a cała afera została „rozkręcona” przez pewnych ludzi, którzy nie mogli znieść tego, że Cygan może prowadzić tak zyskowny i legalny biznes, więc po prostu postanowili go przejąć.

Potrzebujesz pomocy w sprawach związanych z nielegalnymi odpadami?

NAPISZ DO NAS: kontakt@bialekolnierzyki.com

Partner wpisu

 

 

 

 

Golden Waste Sp. z o.o. 

Jesteśmy nowoczesną, innowacyjną firmą, której działalność koncentruje się na branży odpadowej oraz przedsiębiorstwach będących wytwórcami odpadów.

Nasza oferta:

  • pośrednictwo w obrocie odpadami
  • doradztwo i audyty odpadowe
  • sprzedaż maszyn i urządzeń dla branży odpadowej
  • tereny pod instalacje i składowiska
  • restrukturyzacja firm z branży odpadowej
  • sprawdzanie kontrahentów i wywiad gospodarczy

Działamy na terenie całej Polski!