Tonący brzytwy się chwyta, czyli jak wyłudzają towary upadające przedsiębiorstwa

Dzisiaj opiszę pokrótce przypadek, jakich wiele. Mamy więc normalnie działającą firmę Januszex (nazwa przykładowa), która handluje sobie jakimś tam towarem. Biznes idzie raz lepiej, raz gorzej, ale w pewnym momencie z różnych powodów wszystko zaczyna się sypać – przyczyną mogą być np. błędne decyzje zarządu, słaba koniunktura na rynku itp., itd. Niektórzy w takiej trudnej sytuacji wikłają się w kredyty, inni postanawiają zmienić branżę lub wręcz zakończyć działalność, a jeszcze inni postanawiają w niezbyt uczciwy sposób „przedłużać agonię”, licząc przy tym na to, że w międzyczasie sytuacja się odwróci, może wpadnie jakiś super deal, który wszystko zmieni… I to właśnie przedsiębiorcy zaliczający się do tej ostatniej kategorii mając przysłowiowy nóż na gardle, dopuszczają się często przeróżnych wyłudzeń – no, ale po kolei.

Piramida płatności, czyli początek końca

Firma Januszex bierze towar na przedłużony termin płatności od spółek A, B, C, D itd. – ogólnie kilkunastu lub kilkudziesięciu różnych dostawców. Osoby pełniące kluczowe role w Januszexie przed utworzeniem własnej firmy pracowały jako managerowie w przedsiębiorstwach będących liderami rynku, więc mają sporo kontaktów i zaufanie kontrahentów, wynikające ze sprawdzonych relacji nawiązanych w tamtym okresie (stąd min. łatwość, z jaką dostają towar na kredyt). Płatności Januszexu układają się w swego rodzaju piramidę – każda kolejna partia towaru jest dość szybko sprzedawana, a uzyskane środki są przeznaczone na spłatę wcześniejszych dostaw. Tak więc przykładowo spółka A dostarczyła towar za 100 tys. PLN w czerwcu, spółka B za 150 tys. PLN w lipcu, spółka C za 180 tys. PLN w sierpniu i tak dalej. Pieniądze uzyskane ze sprzedaży towaru (co następuje niemal natychmiast) dostarczonego przez spółkę B idą więc na spłatę zobowiązań wobec spółki A, kasa za towar spółki C idzie na spłatę spółki B i tak dalej. W jeszcze innych wariantach następuje regulowanie należności w formie barteru – tzn. towar od spółki B jest przekazywany spółce A jako spłata zobowiązań itd. Teoretycznie normalny schemat, bardzo wiele firm tak przecież robi.

Przekroczenie punktu krytycznego i „przejście na ciemną stronę mocy”

No i teraz cały proceder trwa sobie w najlepsze do czasu, kiedy to na rynku zaczyna brakować nowych dostawców i nie ma już kogoś, kto dałby towar na kredyt. Przychodzi wreszcie ten nieuchronny moment, w którym szefowie Januszexu zdają sobie sprawę, że właśnie mają wielką dziurę w cash flow, nie ma z czego spłacić dostawców, a o kredycie bankowym mogą właściwie zapomnieć. Co więc dzieje się dalej? Na tym etapie prezesem zostaje często rasowy figurant – słup, a zostaje ograniczona formalna rola starych członów zarządu. Następnie Januszex zamawia największe możliwe partie towaru od swoich kontrahentów (spółki A, B, C, D itd.) jednocześnie – ile się tylko da i od kogo się da. Następnie cały otrzymany towar zostaje momentalnie sprzedany firmom Marianex i Mirex (nazwy przykładowe), na przedłużony termin płatności, do tego nieraz bywało, że w cenie niższej, niż cena zakupu, co akurat było bardzo ryzykowne pod kątem ewentualnej odpowiedzialności karnej (można łatwiej „przybić” wyłudzenie). Co dość istotne, w zarządach spółek Marianex i Mirex niejednokrotnie zasiadały osoby mniej lub bardziej formalnie związane z Januszexem (bywały przypadki, że prezesi takich spółek miewali udziały w Januszexie!). Takie powiązania świadczą w pewnym stopniu o tym, że całej akcji nie planowali zawodowi oszuści – oni rozegrali by to tak, aby nie było takich oczywistych „połączeń” pomiędzy członkami zarządów wymienionych spółek. W każdym razie wkrótce po tym, jak Marianex i Mirex otrzymują towar, sprzedają go i praktycznie znikają z rynku, kończąc jakąkolwiek realną działalność gospodarczą.

Co dalej z wyłudzonym towarem?

Odpowiedź na powyższe pytanie jest taka: mamy tutaj wiele możliwości, włączając klasyczną odsprzedaż. Jedną z ciekawszych opcji jest jednak to, że docelowy klient – nazwijmy go Szwagrex – startuje w jakimś przetargu i po prostu potrzebuje konkretnego towaru w niskiej cenie, aby wygrać (wiadomo, kryterium 100% cena rządzi). W normalnych warunkach raczej nie udało by mu się przebić cenowo konkurentów, ale jeśli dysponuje de facto wyłudzonym towarem, nabytym za cenę o wiele niższą od rynkowej, to to już zmienia nieco postać rzeczy… Tak min. rozwiązują się „nierozwiązywalne” zagadki typu: „Jakim cudem udało mu się dać tak niską ofertę w tym przetargu i jak mu się to niby opłaci…?!”.

W jeszcze innym wariancie Marianex i Mirex robili fikcyjne WDT (Wewnątrzwspólnotowa Dostawa Towarów) i występowali o zwrot VAT-u dysponując papierami od wiarygodnej (jeszcze) spółki Januszex – ewentualna kontrola ze skarbówki docierała wtedy do spółek A, B, C, D itd. i upewniała się, że są to znane firmy prowadzące realną działalność, więc nie było zbytnio podstaw do zablokowania zwrotu dla Mirexa i Marianexa. Taki towar zostawał jednak realnie w Polsce i był dalej sprzedawany w niskiej cenie np. przez kolejne spółki – słupy, rzecz jasna bez bawienia się w rozliczanie podatków.

Ok, a co na to wszystko wierzyciele?

Jest jasne, że spółki A, B, C, D itd. będą chciały odzyskać swoje pieniądze – co wtedy zrobi Januszex? Tutaj znów mamy wiele możliwości na odegranie przeróżnych mniej lub bardziej wiarygodnych „teatrzyków”. Najpopularniejsze tłumaczenie jest zwykle takie, że Marianex i Mirex nie zapłacili za towar dostarczony im przez Januszex, więc ten ostatni nie ma z czego zapłacić kontrahentom A, B, C, D itd. Marianex i Mirex tłumaczą się z kolei, że np. okradziono ich magazyn, towar spłonął, bliżej nieznana spółka z Białorusi nie zapłaciła im za towar itd., itp. Generalnie całe przedstawienie polega na tym, aby możliwie skutecznie oddalić od faktycznego szefostwa Januszexu widmo prokuratorskiego oskarżenia o wyłudzenie, a sprawę skierować na tory zwykłego niepowodzenia biznesowego, co się przecież zdarza i nie jest karalne (co najwyżej trzeba spłacać długi). Ewentualnie zawsze można też próbować zwalić odpowiedzialność na prezesa – figuranta (w końcu to jego rola).

Taka zabawa w kotka i myszkę może trwać nawet latami, a szefowie Januszexu grają przy tym na zmęczenie przeciwników, tj. wierzycieli. W międzyczasie mogą pojawić się jeszcze przeróżne pomysły na zmniejszenie zobowiązań, jak np.:

– kontrolowany wykup długów przez podstawiony podmiot (zwykle za nie więcej, niż 50% ich pierwotnej wartości) powiązany z ich późniejszym umorzeniem (o tym patencie zresztą już pisałem)

– oferta „spłaty” zobowiązań w formie obietnicy dostarczenia spółce A, B, C lub D taniego towaru lub usług na potrzeby wygrania przez nią przetargu, przy czym dostarczająca firma kontrolowana przez ludzi Januszexu oczywiście z założenia nie zapłaciłaby swoim dostawcom/podwykonawcom

– przeróżne propozycje związane z fakturami – może to być samo dostarczenie „kosztów” umożliwiających zbicie podatku dochodowego, czasem także „pomoc w optymalizacji VAT-u” za pomocą spółki – słupa itd.

– zaoferowanie zapłaty „w naturze”, to jest np. w formie zrealizowania jakiegoś projektu (tutaj akurat chodzi głównie o to, aby wykazać dobrą wolę i odwlec maksymalnie moment, w którym wierzyciel odda sprawę do sądu)

Podobnych wytłumaczeń i wybiegów podsuwanych przez prezesów takich Januszexów jest tak wiele, że można by o tym w zasadzie napisać książkę zatytułowaną „Podręcznik kłamcy”, zawierającą dodatkowo wszelkiego rodzaju wskazówki, co należy zrobić, aby uprawdopodobnić swoją wersję. No, ale to już temat na nieco inny wpis, który być może kiedyś rozwinę.

Krótkie podsumowanie

Zaryzykowałbym stwierdzenie, że za większość wyłudzeń towarów w Polsce odpowiedzialni są właśnie tacy prezesi przeróżnych Januszexów, którym nie powiodło się w biznesie, a nie zawodowi oszuści od początku nastawieni na zrobienie wałku. Moralna ocena takiego postępowania, jakie opisałem powyżej, oczywiście zawsze powinna być naganna, ale jednak takiego „upadłego prezesa” można spróbować zrozumieć, choć w niewielkiej części. W końcu gość funkcjonował sobie przez x-lat jako biznesmen, przyzwyczaił się w tym czasie do wysokiej pozycji społecznej oraz do życia na ponadprzeciętnym poziomie, a tu nagle miałby kończyć jako bankrut z długami… Dla wielu taka wizja okazuje się na tyle nie do przyjęcia, że wolą postawić wszystko na jedną kartę i wejść na drogę przestępstwa, niż stać się zwykłym, szarym człowiekiem, który z najnowszego Mercedesa klasy S musi przesiąść się do starego Fiata (albo i do autobusu MPK). W każdym razie na zakończenie dodam tylko, że gdyby któryś z Czytelników miał kiedyś problem ze ściągnięciem należności od podobnego „prezesa Januszexu”, to służę pomocą: kontakt@bialekolnierzyki.com

Zdjęcie ilustrujące wpis jest poglądowe! Osoby, rzeczy lub sytuacje przedstawione na zdjęciu NIE mają bezpośredniego związku z treścią niniejszego wpisu!

Słupy, śmieci i bałagan w procedurach

Dziś znów będzie o śmieciach, słupach oraz o skarbówce. Zacznijmy może od tego, że w 2001 roku pewna spółka zamieszana w liczne afery gospodarcze przekształca się w inną spółkę (normalna rzecz). Następnie przez ponad 10 lat ta nowo utworzona spółka jest martwym tworem, o czym świadczy min. to, że kierowana do niej korespondencja sądowa wraca z adnotacjami „adresat nieznany”. Sąd miał możliwość rozwiązania owej spółki jako tzw. fikcyjnego podmiotu nie wykazującego żadnych oznak aktywności gospodarczej, ale nikomu widocznie nie chciało się zająć tym tematem, bo i po co się męczyć – w końcu to przypadek, jakich wiele, bo wiele mamy takich istniejących tylko na papierze firm. No i to wszystko zapewne nie ujrzałoby nigdy światła dziennego, ale…

Ale okazało się, że ta spółka – słup jest odpowiedzialna za wwiezienie do Polski góry odpadów, których koszty utylizacji przekraczać mają 10 milionów PLN. Ile na tym zarobili przestępcy? Mogło to być 20-50% wymienionej kwoty, a więc kilka milionów PLN. Czy uda się cokolwiek z tej kwoty wyegzekwować od prezesa spółki? Prawdopodobnie nic, ponieważ zarówno on, jak i jego małżonka będąca wspólnikiem, formalnie nie posiadają żadnego majątku. Jak jednak twierdzi dziennikarz prowadzący śledztwo, majątek „śmieciowego” małżeństwa jest „rozlokowany po różnych słupach, a nawet najbliższej rodzinie”, a dodatkowo „gdzie się mieści (majątek) wie każdy choć trochę rozgarnięty śledczy w lokalnych organach”. Następnie padają sugestie o dzieleniu się z kim trzeba oraz o lokalnych układach jeszcze z lat 80., czego już jednak nie będę komentował. Cały artykuł tutaj:
http://pressmania.pl/multibest-firma-nieznana-z-miejsca-po…/

Rekrutacja słupów i obieg informacji

Mój komentarz zacznę może do tematu słupów. Otóż, wbrew wielu mitom kreowanym przez media, zwykle nie jest tak, że zastępy „słupów” są nieprzeliczone i że VAT-owcy oraz inni przestępcy niezwykle łatwo werbują takie osoby wśród całkiem przypadkowych bezdomnych na dworcach PKP/PKS za przysłowiową flaszkę itd. W rzeczywistości często wygląda to nieco inaczej: po prostu członkowie grupy przestępczej podczas rekrutacji „prezesów” wykorzystują swoje znajomości w lokalnych środowiskach i nie biorą do biznesu osób przypadkowych, bo to zawsze niesie za sobą ryzyko, że nie da się ich kontrolować wtedy, kiedy będą rzeczywiście potrzebni (np. do podpisania jakiegoś papieru) – bezdomny wszak może zniknąć w każdej chwili praktycznie bez śladu. Taka rekrutacja prowadzona wśród znajomych skutkuje tym, że nieraz kilka-kilkanaście postronnych osób wie, że gangster X akurat szuka „prezesów” np. do karuzeli. Co więcej, wiele osób zdaje sobie sprawę, że jakaś przestępcza działalność zaczyna się kręcić, bo jeden idiota z drugim idiotą pochwali się znajomym przy piwie, że oto właśnie został prezesem spółki i nie musi już pracować, a zarabia itd. Takie informacje potem wypływają „w miasto” i nagle stają się tajemnicą Poliszynela – niby wszyscy ze środowiska o tym wiedzą, ale reakcji ze strony organów ścigania jakoś brak. Dobrym przykładem będzie chociażby pewien blok mieszkalny w Inowrocławiu, gdzie x-lat temu, gdy na topie były wyłudzenia VAT-u na metalach kolorowych, zarejestrowano 8 czy 9 firm handlujących złomem, większość na ex-kryminalistów, bezrobotnych, ludzi z marginesu itp., o czym już zresztą kiedyś pisałem. Czy ktokolwiek w miejscowej skarbówce albo z odpowiednich wydziałów policyjnych zainteresował się taką „kumulacją”? Nic mi na ten temat nie wiadomo – wiem natomiast, że organizatorzy tego procederu już od ponad 10 lat są właściwie bezkarni (no, może z nielicznymi wyjątkami wtapiającymi „na własne życzenie”). Oczywiście, śledztwa w podobnych sprawach trwają zwykle dość długo – 4, 5, czasem i 6 lat, ale jeśli przez dobre 10 lat służby nie dają rady rozpracować grupy kilkunastu „karków”, którzy jeszcze kilkanaście lat temu byli drobnymi złodziejaszkami, to coś tu jest raczej nie tak…

Prewencja kluczem do sukcesu?

Zgłębiając temat można dojść do wniosku, że walka ze słupami jest jak walka z wiatrakami. Przykładowo: raport NIK obejmujący lata 2014 i 2015 podaje, że do kontroli podatkowych typowano podmioty z trafnością do 90%, co jest bardzo dobrym wynikiem – tyle, że… w praktyce niewiele to później dawało. Kontrolą obejmowano bowiem spółki – słupy często dopiero po 3 miesiącach ich działalności, kiedy zdążyły już one wystawić faktury i na tym faktycznie zakończyły swoją aktywność. I teraz dane:
– rok 2014, organy wykryły fikcyjne faktury na kwotę 33,7 miliarda PLN, wymierzono 5,2 miliarda PLN należnych podatków
– rok 2015, organy wykryły fikcyjne faktury na kwotę 81,9 miliarda PLN, tylko w pierwszym półroczu wymierzono 4,9 miliarda PLN należnych podatków

Ile z tych domiarów podatkowych wpłynęło do budżetu? Marne 162 miliony PLN za lata 2013-2015, co stanowiło zaledwie 1,3% (!) kwot należnych ustalonych przez organy kontroli skarbowej. To pokazuje, jak dziurawy był system, a także to, że nawet trafne typowanie podmiotów do kontroli nie jest kluczem do sukcesu. Ok, a co jest wobec tego…?

Odpowiedź na to pytanie nie jest jednoznaczna. Jeszcze nie tak dawno byłem zdania, że bardzo dobrym rozwiązaniem byłaby zaawansowana prewencja oparta chociażby o narzędzie analityczne, które łączyłoby np. dane z rejestru przestępców (ze szczególnym uwzględnieniem recydywy), bezdomnych, stałych klientów pomocy społecznej, długotrwale bezrobotnych oraz dłużników, którzy od lat nie regulują swych zobowiązań. I teraz gdyby taki delikwent, zaliczający się choć do jednej (albo i kilku) wymienionych kategorii nagle zakładał firmę czy też zostawał prezesem spółki, szczególnie w branżach będących na dany moment w kręgach zainteresowania przestępców (np. pod kątem wyłudzania VAT-u, czy też właśnie nielegalnego wwozu śmieci), to system automatycznie powinien przesyłać powiadomienie o tym fakcie do właściwych służb, od skarbówki zaczynając, a na odpowiednich wydziałach policyjnych kończąc.

Dziś już nie jestem pewien skuteczności takowego systemu – a w każdym razie uważam, że bez gruntownych zmian w samych procedurach działania urzędników nie miałby on wielkiego sensu. Dlaczego? Takie systemy co prawda fajnie wyglądają na papierze, ale w zderzeniu z realiami polskich urzędów nawet najlepsza idea polegnie z kretesem, niestety. Nie wszyscy bowiem wiedzą, że skarbówka już dziś dysponuje różnymi bazami, które w założeniu mają jej pomagać w zwalczaniu nieprawidłowości – są to chociażby takie twory, jak: VIES, Cerber, SeRCe, CELINA, KCIK, REMDAT, obecnie JPK_VAT, itd. itp. I co z tego wszystkiego wynika? Właśnie nie tak wiele, jak teoretycznie powinno. Niektórzy „ludzie z branży” twierdzą, że dostęp do tych narzędzi mają wyłącznie nieliczne osoby z działów analiz i kontroli, a cała reszta urzędników nawet nie do końca wie, co te bazy zawierają. Gdyby zresztą chcieli się tego dowiedzieć, to musieliby składać wnioski o udzielenie dostępu itd., a komu się chce… Generalnie więc dane są, ale ich analiza idzie relatywnie słabo, a przepływ informacji pomiędzy poszczególnymi urzędami (nie wspomnę już o informowaniu innych instytucji, jak np. CBŚP) to niekiedy istny dramat.

Poza tym cóż bowiem z tego, że kontrolerzy skarbówki byli zawaleni robotą, skoro bardzo często kończono sprawy po ustaleniu, że słup nie dysponuje majątkiem i nie ciągnięto dalej tego wątku, nie starając się dojść do faktycznych organizatorów procederu!? W konsekwencji mieliśmy tylko koszty i kary więzienia dla kilku meneli (a więc kolejne wydatki z kieszeni podatników). A może była to celowa polityka, mająca na celu odwrócenie uwagi od firm, które przez wiele lat unikały kontroli…? Ciężko jednoznacznie stwierdzić. W każdym razie pewne jest, że „przerobienie” setek czy też tysięcy „słupów” niewiele da, jeśli dzięki temu nie da się dopaść rzeczywistych beneficjentów przestępstwa, czyli organizatorów karuzel i wszelkich innych „wałków” gospodarczych.

Jak więc usprawnić „wyłapywanie” przestępców gospodarczych?

Kilka luźnych propozycji 
W dużym skrócie można powiedzieć, że klucze do sukcesu przy zaawansowanych projektach są właściwie trzy: sprawny obieg informacji, właściwe procedury oraz zmotywowany zespół, który chce się do tych procedur stosować. Idąc dalej tym tokiem myślenia, nasz aparat kontroli skarbowej, chcąc nazbierać więcej grzybów do koszyczka, powinien postawić na następujące rzeczy:

1. Usprawnienie wewnętrznego obiegu informacji w urzędach skarbowych, czyli nowe, lepsze procedury oraz ich maksymalne „odformalizowanie”, dzięki czemu uprawniony urzędnik będzie mógł szybciej uzyskać dostęp do danych umożliwiających namierzenie potencjalnych przestępców.

2. Stworzenie jednego, zintegrowanego systemu oceny ryzyka, opartego na dotychczasowych, który łączyłby dane z obecnie dostępnych systemów i na podstawie odpowiednich algorytmów typowałby już na początkowym etapie te podmioty, które mogą w przyszłości „sprawiać kłopoty”. Dostęp do takiego systemu powinien być możliwie prosty, a jego obsługa intuicyjna. Poza tym jeden centralny system jest o wiele bardziej skuteczny, niż kilka systemów – ludzie się po prostu do niego przyzwyczajają i w nim sprawnie operują, a skakanie „z kwiatka na kwiatek”, czyli od systemu do systemu zawsze jest mniej wydajne (o czym wie praktycznie każdy, kto pracował chociażby w branży IT).

3. Lepszy obieg informacji pomiędzy służbami, wymuszony odpowiednimi procedurami – np. pomiędzy KAS, a wydziałami CBŚP do zwalczania zorganizowanej przestępczości ekonomicznej, co pozwoliłoby chociażby na lepsze zabezpieczanie majątków przestępców.

4. Gruntowne przeszkolenie i odpowiednie wdrożenie w temat wszystkich funkcjonariuszy, którzy mieliby korzystać z takiego zintegrowanego systemu oceny ryzyka, a także maksymalne możliwe skrócenie ścieżki decyzyjnej umożliwiającej dostęp do danych tam zawartych (tzn. nie ma mowy o czymś takim, jak np. składanie podania na piśmie i oczekiwaniu dwa tygodnie na jego rozpatrzenie).

5. No i wreszcie, na sam koniec, najbardziej oczywista dla mnie „oczywistość”, a mianowicie to, że ściganiem przestępców gospodarczych z ramienia np. KAS nie powinni się zajmować ludzie z przypadku zarabiający 2500 PLN na rękę, tylko odpowiednio wykwalifikowani i dobrze opłacani specjaliści, dla których taka praca byłaby faktycznym celem zawodowym, a nie przechowalnią. Jeden taki zawodowiec wyposażony w odpowiednie narzędzia byłby z pewnością bardziej skuteczny, niż pięciu (albo i dziesięciu) urzędników, którzy pracują na zasadzie: „Jacuś, synku, ty weź idź do urzędu skarbowego – ciotka Halina ci tam robotę załatwi, 40h tygodniowo, urlopy płatne, robota spokojna – może za dużo nie zarobisz, ale się nie narobisz no i stabilizacja będzie…”. Lepiej postawić na jakość, a nie na ilość – to stara prawda, która sprawdza się prawie zawsze.

Są to jedynie luźne propozycje, które oczywiście mogłyby „polec” w toku analizy, ale przecież to właśnie od różnych propozycji się najpierw zaczyna, a dopiero potem wychodzą z tego rozwiązania nadające się do implementacji. Może więc warto, żeby wzięto się wreszcie za działania faktycznie zmierzające do poprawy sytuacji, a zaprzestano „pokazówek” typu: „znosimy karę łączną i będzie można dostać 150 lat więzienia za faktury VAT”.

Zdjęcie ilustrujące wpis jest poglądowe! Osoby, rzeczy lub sytuacje przedstawione na zdjęciu NIE mają bezpośredniego związku z treścią niniejszego wpisu!

Czy KAS rzeczywiście odpuści „słupom” VAT-owym…?

Od przedwczoraj mamy małą aferę w światku podatków. Otóż do sieci „wyciekły” fragmenty instrukcji Dyrektora Izby Skarbowej do podległych urzędników w sprawie uszczelniania systemu podatkowego, głównie pod kątem nieprawidłowości w VAT. Czy jest to w 100% autentyczny dokument, tego niestety nie wiem – założyłem jednak, że owe wytyczne są prawdziwe. Poniżej ów, jakże frapujący, „przeciek”. 

 

Krótki rys sytuacyjny

Urzędnik KAS, który odważnie zdecydował się na ujawnienie tego dokumentu, alarmuje, że nasze państwo idzie w kierunku ścigania firm dysponujących majątkiem, a odpuszcza słupom i spółkom kontrolowanym przez przestępców, którzy zdołali już wyprowadzić nielegalnie zdobyty majątek do tzw. Ameryki Kokosowej. Powodem tego „odpuszczenia” ma być fakt, że i tak nic nie da się ściągnąć z takich „lewych” podmiotów, więc lepiej przerzucić siły na normalnych przedsiębiorców, np. nieświadomie wplątanych w karuzelę VAT, i to właśnie ich docisnąć (w celu zabrania im pieniędzy, rzecz jasna). W ogóle zagadnienie, czy ścigać słupy, czy ich nie ścigać, jest bardzo ciekawe, więc postanowiłem poprosić o komentarz eksperta, który przez wiele lat w szeregach pewnych służb zajmował się zwalczaniem zorganizowanej przestępczości ekonomicznej, do tego na wysokim szczeblu. Poniżej bardzo ciekawa odpowiedź, jaką uzyskałem. 

Komentarz eksperta do zaistniałej sytuacji

Temat nie jest nowy. Taka jest pragmatyka od początku funkcjonowania Krajowej Administracji Skarbowej, a nawet w ostatnim okresie funkcjonowania Urzędów Kontroli Skarbowej. Generalnie organy podatkowe działają w oparciu o statystyczne rozliczanie efektów ich pracy. W tej chwili istnieje model rozliczania za efekty polegający na porównaniu wysokości zabezpieczonych środków na poczet zaległości podatkowej danego podatnika, a wysokością stwierdzonych zobowiązań w ostatecznej decyzji. Tak więc im wyższe stwierdzone przez organy podatkowe uszczuplenie podatku, tym wyższy powinien być odzysk należności, aby zachować właściwe statystyczne parametry.

Oczywiście, efekty mogą być takie, że podatnik (np. spółka z o.o.), który np. dokonał wielomilionowego wyłudzenia VAT-u nie jest objęty zbyt energicznym działaniem urzędu celno – skarbowego w sytuacji, gdzie udaje się ustalić tylko „słupa” nie dysponującego żadnym majątkiem. Takie są realia. Z jednej strony na pewno bulwersujące jest zaniechanie rozliczenia za bardzo poważne uszczuplenia podatku w sytuacji braku realnych możliwości uzyskania jakichkolwiek środków i koncentrowanie sił oraz środków na mniejszych sprawach, ale rokujących na realne zabezpieczenie należności Skarbu Państwa, z drugiej strony zakładając, że głównym celem organów skarbowych jest zabezpieczenie interesów Skarbu Państwa, to takie działanie ma pewne racjonalne uzasadnienie, ale oczywiście nie do końca.

Nie można zaakceptować sytuacji, że idzie się na łatwiznę, a znaczna część szarej strefy pozostaje poza faktycznym działaniem organów państwa. Temat jest w istocie głębszy, gdyż dotyka zagadnień związanych z zakresem obowiązków poszczególnych podmiotów związanych ze zwalczaniem przestępczości podatkowej. Nie do końca spójne pozostają działania Krajowej Administracji Skarbowej z Policją (głównie CBŚP) czy ABW. Policja dużą wagę kładzie na ustalenie i likwidację wszystkich osób zamieszanych w proceder, a przy okazji niejako dokonywanie zabezpieczeń majątkowych, więc obszar działania jest pełniejszy, przy czym samej Policji brak jest wszystkich niezbędnych narzędzi, które wymagane są do skutecznej walki z przestępczością podatkową, jakimi dysponuje KAS. Natomiast Krajowa Administracja Skarbowa niezbyt chętnie angażuje się we współpracę, jeżeli nie widzi stosunkowo szybkiej możliwości zajęcia środków finansowych.

W polskich realiach brakuje jednego silnego podmiotu, zajmującego się przestępczością podatkową, gdyż działania poszczególnych służb na dzień dzisiejszy są mocno rozproszone i słabo skoordynowane. Były nawet w niedalekiej przeszłości przymiarki chociażby w samej Policji, o czym nawet publicznie mówił aktualny Komendant Główny Policji, do scalenia tych działań w ramach dużej i silnej komórki, zajmującej się zwalczaniem szeroko rozumianej przestępczości gospodarczej, ale temat odłożono na półkę. Zyskałby na tym nie tylko Skarb Państwa, ale przede wszystkim przedsiębiorcy, którzy ponoszą straty w efekcie popełnianych różnego rodzaju przestępstw gospodarczych na ich szkodę. Na dzień dzisiejszy sprawy dotyczące przestępczości gospodarczej są najczęściej umarzanymi postępowaniami. Cierpią na tym również wpływy do Skarbu Państwa z tytułu podatku dochodowego, VAT-u, miejsca pracy itd. Temat rzeka.

Zapewne wrócę do tej sprawy, jeśli pojawią się jakieś nowe wątki, więc jeśli kogoś to zagadnienie mocno interesuje, to polecam wpadać na bloga od czasu do czasu, ewentualnie zajrzeć na fanpage na Facebooku: Białe Kołnierzyki

Zdjęcie ilustrujące wpis jest poglądowe! Osoby, rzeczy lub sytuacje przedstawione na zdjęciu NIE mają bezpośredniego związku z treścią niniejszego wpisu!