Jak można wyłudzić pieniądze dzięki danym z giełdy transportowej

Dziś będzie małe uzupełnienie do mojego wpisu sprzed tygodnia dotyczącego kradzieży towaru metodą na przeładunek. Okazało się bowiem, że nie tak dawno miała miejsce ciekawa akcja związana z serią wyłudzeń w branży transportowej, którą, moim zdaniem, warto pokrótce opisać.

 

Schemat działania

Firma Stalex (nazwa przypadkowa) chce wysłać klientowi towar za pośrednictwem jednej z najpopularniejszych w naszym kraju giełd transportowych, gdzie dogaduje się z przewoźnikiem Max-Trans (również nazwa przypadkowa) co do szczegółowych warunków wysyłki towaru – dane kierowcy i auta, data i godzina, numer rampy oraz ładunku, miejsce załadunku i rozładunku oraz kontakty do załadowcy i rozładowcy. Kiedy warunki zostały zaakceptowane przez obie strony, przewoźnik Max-Trans wystawiał fakturę z odroczonym terminem płatności na 30-40 dni, a wszystkie niezbędne dokumenty wysyłał do firmy Stalex w terminie do 14 dni od dnia wykonania usługi.

Taki model działania powtarzał się wielokrotnie i nie było żadnych problemów, aż tu na przełomie roku (czyli w okresie, kiedy firmy często zmieniają dostawców usług bankowych) do firmy Stalex zadzwonił ktoś, kto przedstawił się jako szef Max-Transu, po czym przeprosił, że tak późno to zgłasza, ale zmieniły się u nich numery kont bankowych i za jakieś pół godziny wyśle stosowną notę. Dodatkowo zaufanie wzbudził tutaj fakt, że rozmówca podający się za przewoźnika podał wszelkie szczegóły transportu (włącznie z danymi kierowcy), które były w zasadzie znane tylko tym dwóm stronom transakcji.

Po rzeczonych 30 minutach rzeczywiście przyszła nota z maila łudząco podobnego do tego, z jakiego korespondencję prowadził dotąd przewoźnik Max-Trans – dopiero po całej akcji ktoś z firmy Stalex zauważył, że w adresie zamiast podkreślnika był myślnik. Oprócz tego w zasadzie nie było się do czego przyczepić – zwłaszcza, że nota była podbita oryginalną pieczątką przewoźnika, a podpis też wyglądał na autentyczny.

Tak więc osoba odpowiedzialna za płatności po stronie firmy Stalex puściła przelew na wskazane w notce nowe konto i zapomniała o całej sprawie – do czasu… Wkrótce zadzwonił bowiem pracownik z Max-Transu z pretensjami, dlaczego jeszcze nie dostali płatności za ostatnią fakturę, choć termin już minął.  Pracownik Stalexu odpowiedział, że jak to, przecież przelew wysłali już x-dni temu, a sam szef Max-Transu dzwonił w sprawie zmiany konta i nawet wysłał oficjalną notę w tej sprawie…

 

Jak do tego doszło?

Pierwsze pytanie jest takie: skąd przestępcy mieli dane z faktur wraz ze wzorami pieczątek i podpisów? Ich zdobycie okazało się banalnie proste: otóż osoba podająca się za pracownika Stalexu zadzwoniła do siedziby Max Transu i poprosiła o przesłanie duplikatu faktury, motywując to tym, że „księgowość gdzieś tam ją zapodziała, a termin płatności się zbliża, więc chcielibyśmy to rozliczyć już”. Przewoźnik wysłał co prawda duplikat, ale bez pieczątki i podpisu – przestępcy poprosili więc o fakturę z pieczątką i podpisem „bo księgowy bez tego nam nie przyjmie”, no i takową fakturę dostali. Jako ciekawostkę dodam, że wyłudzenie faktury miało miejsce w ten sam dzień, w którym rzekomy szef Max-Transu zadzwonił do Stalexu i poinformował o zmianie konta bankowego. Świadczy to poniekąd o tym, że akcja została dobrze zaplanowana i przeprowadzona w szybkim tempie, co niejednokrotnie warunkuje powodzenie przy tego typu działaniach.

Pytanie drugie: skąd przestępcy mieli wrażliwe dane dotyczące realnego zlecenia, jakie Max Trans miał zrealizować dla firmy Stalex (data i miejsce załadunku i rozładunku, dane auta i kierowcy itd.), skoro te informacje były znane tylko przedstawicielom obu firm? Otóż, dziwnym trafem, giełda transportowa pośrednicząca w transakcji kilka tygodni wcześniej miała poważną awarię serwerów – chodziły plotki, że było to włamanie, ale oczywiście przedstawiciele giełdy zaprzeczyli temu z całą stanowczością twierdząc, że złamanie zabezpieczeń jest w tym przypadku niemożliwe. Cóż… Interesujący jest też fakt, że przestępcy dysponowali numerami różniącymi się zwykle tylko o 2-3 cyfry od oryginalnych numerów poszkodowanych firm, co również wymagało nieco zachodu i pozwala domniemywać, że za całą akcją stała naprawdę dobrze zorganizowana grupa.

 

Co ze śledztwem w tej sprawie?

Szef firmy Stalex, który został „zrobiony” przez oszustów na kilka tys. PLN, postanowił zgłębić temat. Po przeprowadzeniu prywatnego dochodzenia okazało się, że w całym kraju w tym samym okresie oszukano w ten sposób kilkaset innych firm, wiele z nich na zdecydowanie wyższe kwoty, więc łupem oszustów mogło paść kilka milionów PLN. Oczywiście poszło zgłoszenie na policję, ale, co było do przewidzenia, w toku czynności okazało się, że właścicielem konta na które Stalex przelał pieniądze, jest osoba znajdująca się w domu opieki, która nie ma o niczym pojęcia. Pieniądze zaś zostały podjęte z bankomatu dzień po wykonaniu przelewu i tu cały ślad się urwał. Co prawda śledztwo dalej trwa (już od roku 2016 zresztą), ale póki co można je uznać za „zamrożone” – słupy są uniewinniane, a organizatorów procederu póki co nie udało się ustalić.

Zdjęcie ilustrujące wpis jest poglądowe! Osoby, rzeczy lub sytuacje przedstawione na zdjęciu NIE mają bezpośredniego związku z treścią niniejszego wpisu!

Metoda kradzieży towaru na tzw. przeładunek

Patent jest znany i praktykowany od kilku lat, a mimo tego ciągle słyszę o przypadkach, jak to kolejny przedsiębiorca został „zrobiony” w ten właśnie sposób. Tymczasem wystarczy przestrzegać kilku prostych zasad bezpieczeństwa, a oszuści nie będą mieli zbyt dużych szans na sukces.

 

Krótki schemat metody na przeładunek

1. Do firmy Mirex dzwoni rzekomy kupiec z dużej firmy, np. ogólnopolskiej sieci marketów Janusz&Wiesław i prosi o przesłanie sporej partii towaru wprost do jej magazynu centralnego.

2.  Przedstawiciel firmy sprzedającej Mirex sprawdza podany adres na mapie i okazuje się, że rzeczywiście duża firma Janusz&Wiesław ma tam swój magazyn.

3. Sprzedający Mirex decyduje się wysłać towar swoim transportem na wspomniany magazyn centralny, zwykle odległy o kilka – kilkanaście godzin jazdy od miejsca wysyłki.

4. Kupiec z Janusz&Wiesław koniecznie nalegał, żeby powiadomić go niezwłocznie o wyjeździe towaru, więc ktoś z firmy wysyłającej Mirex dzwoni do niego informując, że towar już wyjechał.

5. Kilkadziesiąt minut później dzwoni kupiec z Janusz&Wiesław i mówi, że oto trafiła się okazja, bo akurat TIR z ich firmy jedzie pusty na magazyn centralny i może po drodze przejąć towar z Mirexu, dzięki czemu tenże sprzedający „będzie do przodu” na kosztach transportu.

6. Sprzedający Mirex godzi się na to zadowolony, następuje przeładunek towaru z jednej ciężarówki na drugą, kierowcy podpisują papiery, po czym, jak nietrudno się domyślić, wszelki ślad po rzekomym kupcu ginie – telefon zarejestrowany na słupa zostaje wyłączony, okazuje się, że w dużej firmie Janusz&Wiesław nikt taki nie pracował, a tablice rejestracyjne pojazdu przejmującego towar zostały podmienione.

No i tyle. Co warto dodać, wśród tak „zrobionych” były zarówno małe, rodzinne firmy, jak i całkiem duże przedsiębiorstwa, które powinny się jednak wykazywać większą dozą ostrożności (przynajmniej teoretycznie).

 

Jak się bronić przed kradzieżą na przeładunek?

Cechą charakterystyczną tego typu wyłudzeń jest to, że oszuści wykorzystują wizerunki dużych, powszechnie znanych firm, co ma budzić zaufanie. Z jednej strony daje to im możliwość stosunkowo łatwego „oczarowania” potencjalnych ofiar rzekomą perspektywą zyskownej współpracy, ale z drugiej ułatwia weryfikację kontrahentowi, który wykaże się choć odrobiną nieufności. Poniżej krótki opis banalnie prostych metod sprawdzenia, czy ktoś aktualnie nie próbuje nas „zrobić” na przeładunek.

1. Jeśli do Twojej firmy dzwoni ktoś podający się za kupca dużej firmy, z którą jeszcze nie współpracowałeś i chce zamówić dużą ilość towaru na tzw. przedłużoną płatność, to zawsze proś o dokładne dane osobowe dzwoniącego i spytaj go z jakiego biura dzwoni (czy z centrali, czy może z jakiegoś oddziału regionalnego). Zapisz te informacje, a potem zadzwoń do tej firmy i zapytaj, czy taka osoba rzeczywiście tam pracuje i czy zajmuje się zamówieniami, a następnie poproś o połączenie z nią (jeśli ma numer wewnętrzny) lub podanie telefonu komórkowego i potwierdź jej tożsamość.

2. Dobrym sposobem jest także zapytanie o kontakt do dyrektora finansowego firmy, której kupiec do nas dzwoni, celem negocjacji warunków zapłaty za towar (np. zaliczki w wysokości 10% wartości zamówienia). W przypadku rzeczywistej, wiarygodnej organizacji, taka prośba o przekierowanie do odpowiedniej osoby nie powinna stanowić zbytniego problemu. Oszust natomiast nie będzie się raczej bawił w „gierki” z kilkoma różnymi numerami telefonów i angażowaniem większej ilości osób rozmawiających, więc będzie kluczył i przedstawiał różne ściemy typu: „dyrektor jest teraz na urlopie”, dodając do tego presję czasową w stylu: „musimy dziś zamówić ten towar i mieć go najdalej jutro, bo mamy teraz taką akcję promocyjną reklamowaną w gazetkach, a nasz dostawca miał awarię/pożar/itp. i musimy mieć to na szybko”. Takie zachowania powinny wzbudzić podejrzenia.

3. W przypadku kontaktu mailowego koniecznie sprawdź natomiast, czy adres pochodzi z wiarygodnej, oficjalnej domeny, jak np. tesco.pl, czy może jednak z domeny „gorszego sortu”, jak np. tesco.net.pl. – maile „z gorszego sortu” odrzucaj, a już na pewno podchodź do nich z dużą rezerwą i sprawdzaj wnikliwie wysyłającego. Przy okazji też warto odwiedzić adres www z maila – i tutaj należy pamiętać o tym, że wszelkiego rodzaju niedziałające strony lub też strony w budowie w przypadku dużych organizacji są w zasadzie dyskwalifikujące.

4. Jeśli już wysłałeś towar, to nie zgadzaj się na żadne przeładunki na trasie – Twój kierowca ma pojechać bezpośrednio do magazynu firmy zamawiającej, a na miejscu sprawdzić, czy ten budynek rzeczywiście „ma potencjał” na bycie centrum logistycznym dużej firmy – czasem bowiem zdarzało się tak, że była to jakaś sypiąca się, mała hala na przysłowiowym zadupiu, której nijak nie można powiązać z potencjałem znanej firmy mającej miliardowe obroty. Jeśli więc już kierowca dotrze na miejsce, to niech zadzwoni do biura i zda krótki raport odnośnie zastanej sytuacji.

5. Uświadom swoich pracowników lub podwładnych, że akcje związane z metodą na przeładunek ciągle mają miejsce (wbrew pozorom wiele osób nie zainteresowanych tematyką oszustw nie ma o tym pojęcia) i stwórz dla nich coś w rodzaju krótkiej checklisty bezpieczeństwa złożonej z powyższych 4 punktów, nawet powieś na ścianie, żeby każdy się przyjrzał x-razy w ciągu dnia, chociażby mimowolnie. Oczywiście nie przyniesie to 100% gwarancji, że zastosują to w praktyce, ale szanse na to wielokrotnie wzrastają.

 

Rada na koniec: uważaj na tzw. insiderów

Powyższe metody wstępnego sprawdzenia oczywiście nie powstrzymają każdego oszustwa, ale pomogą ograniczyć ryzyko o jakieś 80-90%, a to już bardzo dużo. Rzecz, o której warto wspomnieć, to tzw. insiderzy, czyli pracownicy pozostający w niejawnej zmowie z przestępcami. Jeśli więc masz w swojej firmie osoby, które są w jakiś sposób odpowiedzialne za wysyłanie dużych zamówień, a wiesz, że mają one różnego rodzaju kłopoty finansowe (np. komornik na koncie, duże wydatki przekraczające ich możliwości itp.), to zastosuj zasadę ograniczonego zaufania. Może to być np. wprowadzenie dodatkowej procedury kontrolnej, gdzie inny zaufany pracownik chociażby wstępnie sprawdza wszystkie transporty wychodzące przekraczające określoną z góry kwotę (np. 100 tys. PLN). Oczywiście, nie musi od razu zdarzyć się tak, że osoba mająca przejściowe kłopoty okaże się nieuczciwa, ale z drugiej strony pokusa „dorobienia sobie” na boku może okazać się zbyt silna.

Zdjęcie ilustrujące wpis jest poglądowe! Osoby, rzeczy lub sytuacje przedstawione na zdjęciu NIE mają bezpośredniego związku z treścią niniejszego wpisu!

Dlaczego w Polsce płoną niebezpieczne odpady i co zrobić, aby już nie płonęły?

Oglądam sobie rano tv przy kawie, a tu news: płonie kolejne składowisko odpadów. Sporo ostatnio tych podpaleń – o przepraszam, pożarów – w których niebezpieczne odpady idą z dymem zamiast trafić do drogiej utylizacji. O całym procederze nielegalnego handlu odpadami (bo chyba tak to można nazwać) pisałem zresztą już jakiś czas temu – tak tylko przypomnę pokrótce, jak to działało.

 

Przykładowy schemat nielegalnego obrotu odpadami niebezpiecznymi

1. Zakładało się w Polsce spółkę „na słupa” – nazwijmy ją Odpadex – lub kupowało już istniejącą, spółka ta miała oczywiście odbierać odpady.

2. Znajdowało się kontrahenta za granicą (weźmy jako przykład Niemcy) i proponowało mu atrakcyjny cenowo odbiór odpadów bardzo drogich w utylizacji.

3. Organizowało się wysyłkę tych odpadów do Polski, tutaj były 2 możliwe drogi:

a) odpady odbierano od Niemców „na dziko”, czyli bez występowania o pozwolenie na transgraniczny transport odpadów licząc na to, że nie będzie po drodze żadnej kontroli

b) zakładano w Niemczech firmę (też na słupa), która miała odebrać odpady od niemieckiego klienta, po czym jako firma wysyłająca występowała do polskiego Głównego Inspektoratu Ochrony Środowiska o pozwolenie na transgraniczny transport odpadów do Polski (o takie pozwolenie musiała wystąpić firma z kraju wysyłającego)

4. Do akcji wkraczała polska spółka Odpadex, która przyjeżdżała we wskazane miejsce, zabierała odpady i następnie przewoziła je (legalnie lub też nielegalnie) na jakiś wynajęty magazyn czy też działkę w Polsce.

5. Co dalej? Ano nic. Odpady sobie leżały, a spółka Odpadex zwykle „zamykała się” lub ogłaszała bankructwo – prezes oczywiście niewypłacalny albo leżał gdzieś pod kroplówką w hospicjum, co na jedno w sumie wychodzi. Z problemem odpadów zostawał więc właściciel magazynu czy tam działki, który wynajął obiekt spółce Odpadex, gdyż to na niego spadały koszty utylizacji niebezpiecznych śmieci. Kurtyna.

 

Sytuacja bieżąca

Teraz jednak odpady już nie leżakują, ale ulegają spaleniu. Dlaczego? Powodów jest kilka. Po pierwsze od początku 2018 roku mamy nowe prawo dotyczące gospodarki odpadami niebezpiecznymi – nie wdając się zbytnio w szczegóły, jest po prostu więcej uciążliwej „papierologii” i trudniej jest ukryć nielegalne przepływy tychże odpadów. Po drugie wzrosły tzw. opłaty marszałkowskie za przechowywanie odpadów – 270 PLN od tony, o ile się nie mylę. Przy tysiącach ton opłaca się więc „przypadkowy pożar”, bo nie trzeba przelewać tych pieniędzy na konto skarbu państwa. No i po trzecie, ale to nie jest w 100% potwierdzone info, w niektórych województwach zaczęły się podobno ostrzejsze kontrole, więc Janusze utylizacji zaczęli się na szybko pozbywać problemu, puszczając go po prostu z dymem. A teraz, kiedy sprawa zrobiła się głośna na całą Polskę i kiedy rząd zapowiedział, że weźmie się za tzw. mafię śmieciową, możemy się prawdopodobnie spodziewać kolejnych pożarów na zasadzie efektu kuli śniegowej. Jeśli ktoś ma bowiem coś do ukrycia, to teraz będzie dla niego ostatni moment, aby pozbyć się dowodów – kiedy za x-tygodni służby ostrą ruszą do akcji, to dla „odpadowych” biznesmenów może być już za późno.

 

Jak walczyć z nielegalnym składowaniem odpadów w Polsce

Ok, a jak wyeliminować taki proceder? Moim zdaniem (a uprzedzam, że nie jestem ekspertem od tej akurat branży) wygrać ze „śmieciarzami” można tylko poprzez zastosowanie radykalnych rozwiązań. Biorąc pod uwagę doświadczenia z innych branż, trzeba by po prostu wyeliminować pośrednika (tego nieuczciwego) z łańcucha utylizacji. Obecnie jest bowiem tak, że niemiecka firma X produkująca odpady oddaje je firmie Januszex (polskiej lub kontrolowanej przez Polaków), która bierze na siebie odpowiedzialność za te odpady, a ściślej rzecz biorąc za ich prawidłową utylizację w zakładzie Z. Więc gdyby zmienić prawo na poziomie międzynarodowym na takie, w którym firma X jest odpowiedzialna za odpady aż do momentu ich utylizacji i bez pokazania kwitów bezpośrednio ze spalarni Z płaci ogromne kary, to ukróciłoby się oddawanie niebezpiecznych substancji rozmaitym Januszexom. Oczywiście, przy okazji trzeba by stworzyć wydajny system potwierdzeń utylizacji, aby nie dopuścić do fałszerstw, ale to dałoby się zrobić np. wykorzystując Blockchain.

Jednak takie rozwiązania to dużo zachodu i nie wszystko tutaj zależy od polskiego rządu – obstawiam niestety, że skończy się na podwyższeniu kar finansowych, nalotów na składowiska i zintensyfikowaniu kontroli ciężarówek zwożących odpady zza granicy, bo to najprościej zrobić. Tyle tylko, że dla firm-słupów wysokość kar nie ma większego znaczenia, gdyż z założenia i tak nie będą ich płacić. Ktoś tam więc zapowie walkę z odpadami, postraszą nowym, ostrzejszym prawem, puści się w tv parę ładnych migawek z kontroli drogowej ciężarówek, a za x-tygodni, jak sprawa przycichnie, niebezpieczne substancje będą dalej płynąć do Polski szerokim strumieniem, zapewniają miliony organizatorom procederu.


Potrzebujesz pomocy
przy rozwiązaniu problemów związanych z przestępczością gospodarczą? Chcesz odzyskać tzw. trudny dług? A może potrzebujesz skutecznej ochrony antywindykacyjnej? Napisz do mnie: kontakt@bialekolnierzyki.com

Zdjęcie ilustrujące wpis jest poglądowe! Osoby, rzeczy lub sytuacje przedstawione na zdjęciu NIE mają bezpośredniego związku z treścią niniejszego wpisu!