Przestępczość gospodarcza: 12 najciekawszych i najbardziej medialnych afer roku 2019 + nagroda Złotego Kołnierzyka

No i powoli żegnamy rok 2019, a co za tym idzie postanowiłem zrobić krótki i nieco subiektywny przegląd najciekawszych afer bardziej lub mniej związanych z przestępczością gospodarczą, jakie mogliśmy zaobserwować w ciągu minionych 12 miesięcy. Dodatkowo w bonusie postanowiłem przyznać, jako jednoosobowa kapituła, nagrodę Złotego Kołnierzyka za wybitne osiągnięcia branżowe – kto wie, może zmieni się to w nową, świecką tradycję… ????

 

1. Wisła Kraków – egzotyczne przejęcie

Przełom roku 2018 / 2019 to głośna sprzedaż piłkarkiego klubu Wisła Kraków – nabywcami mieli tutaj być egzotyczny biznesmen Vanna Ly oraz nieco mniej egzotyczny Mats Hartling. Sprawa przejęcia od początku wyglądała niezbyt poważnie, a do tego wykazywała pewne podobieństwa do akcji związanych z „Operacją Matrioszka”, przeprowadzoną swego czasu przez Europol. Przypomnę tylko, że w tym ostatnim przypadku rosyjska mafia miała przejmować kluby piłkarskie z Europy Zachodniej, a następnie wykorzystywać je do prania pieniędzy.

Jak to się skończyło

Koniec końców Wisła została przejęta przez znanego piłkarza Jakuba Błaszczykowskiego + kilka innych osób, więc wszystko tam chyba idzie w dobrym kierunku.

 

2. Bartłomiej Misiewicz aresztowany

Końcówka stycznia to z kolei zatrzymanie Bartłomieja Misiewicza, który jest jednym z symboli „dobrej zmiany”. Misiewicza oskarżono min. o niegospodarność w Polskiej Grupie Zbrojeniowej. Złośliwi twierdzą, że zatrzymanie to miało być „przykrywką” dla rzekomej afery korupcyjnej w KGHM, ale kto to tam wie…

Jak to się skończyło

Na ten moment sprawa jest w toku. Misiewicz opuścił areszt, a wkrótce po wyjściu utarł nosa filmowcowi Patrykowi Vega, który publicznie przeprosił go w social mediach. Chodziło o film „Polityka”, gdzie jedna z postaci miała być inspirowna osobą Misiewicza właśnie, co jednak zdementował słynny reżyser.

 

3. Afera Srebrnej – kolejna odsłona

Styczeń to był w ogóle ciekawy miesiąc – praktycznie równolegle z Misiewiczem mieliśmy aferę Srebrnej, gdzie sam Prezes Kaczyński pokazał się jako zręczny biznesmen, który pięknie rozegrał partię z przedsiębiorcą z Austrii. W tle oczywiście pojawiły się Wieże Kaczyńskiego, których notabene nie ma do dziś.

Jak to się skończyło

Tak, jak było wiadomo, że się skończy: sprawa rozeszła się po kościach, a słupki poparcia dla partii rządzącej nawet nie drgnęły.

 

4. Ustawa 447

Początek lutego to z kolei „pompowanie” tematu Ustawy 447 i roszczeń wysuwanych przez organizacje żydowskie w związku z tzw. mieniem bezspadkowym. Oczywiście w pewnym stopniu zamieszanie to było zagrywką mającą na celu zwiększenie poparcia dla pewnych opcji politycznych, co się akurat udało. Jednak nie zmienia to faktu, że dmuchać na zimne nie zaszkodzi. ???? 

Jak to się skończyło

Na razie sprawa nieco ucichła i raczej nie ma żadnych nowych informacji, które by można uznać za ciekawe oraz wiarygodne.

 

5. Mafia śmieciowa w natarciu

Kolejne tygodnie 2019 roku upłynęły pod znakiem tzw. mafii śmieciowej zalewającej Polskę toksycznymi odpadami i zarabiającej duże pieniądze na tym niecnym procederze. Z ciekawych do odnotowania nowości, pojawił się tam wątek starych naczep służących jako „przechowalnie” – rozwiązanie to zastąpiło w pewnym stopniu o wiele bardziej spektakularne pożary składowisk.

Jak to się skończyło

Szkodliwe chemikalia i odpady, o ile mi wiadomo, dalej wjeżdżają sobie do Polski szerokim strumieniem. Trzeba jednak oddać, że jakoś w połowie roku rząd wprowadził pakiet ustaw mających na celu zwalczanie tego typu nieprawidłowości. Na szczegółową ocenę skuteczności działania trzeba chyba jednak trochę poczekać, choć kontrowersje pojawiają się już dziś.

 

6. Czy FutureNet to piramida…?

Marzec to atak UOKiK-u na FutureNet, który został uznany za piramidę finansową. Szybkość działania niezbyt imponująca zważywszy na fakt, że prokuratura we Wrocławiu prowadziła postępowanie w tej sprawie od 2016 roku. Temat o tyle ciekawy, że w promowanie tego przedsięwzięcia były zaangażowane twarze znane z pierwszych stron gazet, a i pieniądze przewijały się tam całkiem spore – nawet jak na skalę globalną przy podobnych projektach.

Jak to się skończyło

Obecnie system właściwie dogorywa, a część z jego „liderów” promuje już inne inicjatywy ze światka MLM-ów. ???? 

 

7. Wydawca „Wprost” i „Do Rzeczy” zatrzymany

Również na wiosnę rozmowę z prokuratorem odbył Michał Lisiecki – miał on rzekomo uczestniczyć w zorganizowanej grupie przestępczej, przyczynić się do spowodowania szkody w wysokości około 40 milionów PLN (poszkodowana firma to Przedsiębiorstwo Napraw Infrastruktury sp. z o.o.), a także dopuszczać się przestępstw skarbowych. W tej sprawie przedstawiono zresztą zarzuty 19 osobom.

Jak to się skończyło

Michał Lisiecki opuścił areszt po kilku tygodniach. W tym przypadku jednak o wiele ciekawsze jest to, co najprawdopodobniej działo się przed jego aresztowaniem. Ale o tym akurat może wspomnę w książce… ????

 

8. PKP Polskie Linie Kolejowe S.A. oraz przetarg o wartości 1 miliarda PLN

Przeskoczmy teraz do czerwca – wtedy to CBA zatrzymało 9 osób podejrzanych o próbę ustawienia przetargu dotyczącego zakupu systemu bezpiecznej kontroli jazd pociągów. W informacjach medialnych jako podejrzany pojawił się tutaj austriacki Kapsch, znany u nas również z wdrożenia i utrzymania systemu viaToll (autostrady). Wartość kwestionowanego przetargu: jakiś 1 miliard PLN, a więc gra niewątpliwie warta świeczki.

Jak to się skończyło

Na razie cisza medialna, więc przypuszczalnie sprawa jest w toku.

 

9. Mafia lekowa wciąż na topie

Lipiec i sierpień to miesiące, w których cała Polska żyła brakami leków w aptekach oraz tematem odwróconego łańcucha dystrybucji, dzięki któremu grupy przestępcze miały zarabiać setki milionów PLN. Faktem jest, że problem był bardzo poważny, a pacjenci musieli się sporo namęczyć, aby zdobyć niektóre medykamenty.

Jak to się skończyło

Na fali medialnego zamieszania minister Ziobro wydał we wrześniu specjalne wytyczne dla prokuratorów zajmujących się tematem mafii lekowej. Wprowadzono także nowe przepisy zwalczające proceder, których efekty mamy zobaczyć już na początku 2020 roku.

 

10. Automaty dla Totalizatora Sportowego

Wrzesień, jak dla mnie, to ciekawy – choć niszowy – temat związany z domniemanym lobbingiem przy zamówieniu na maszyny slotowe, które miał zakupić Totalizator Sportowy. Efektem lobbingu miało być nabycie najdroższych maszyn na rynku, gdzie konkurencja oferowała praktycznie to samo za kilkukrotnie mniejszą kasę.

Jak to się skończyło

W TS nadal nie podjęto kluczowych decyzji i nie rozstrzygnięto finalnego przetargu na dużą liczbę maszyn (znany mi stan na koniec grudnia 2019).

 

11. Mafia VAT w Ministerstwie Finansów?

Mamy koniec października, a tu wybucha moja ulubiona afera 2019 roku, nie tylko ze względu na wyjątkowe zainteresowanie tematyką przestępczości VAT-owskiej. To po prostu było tak dobre, że musiało się znaleźć w tym zestawieniu – i jeszcze ten „żelazny” Marian Banaś w komplecie… Istna perła po prostu! ???? 

Jak to się skończyło

Show must go on – co najwyżej zmieniają się aktorzy.

 

12. 2 miliardy PLN dotacji na TVP(iS)

Grudzień i ostatni punkt – nieco żartobliwy, ale kiedy sobie pomyślę, że z moich podatków mam finansować tubę propagandową jednej partii, to od razu przychodzi mi na myśl złożenie zawiadomienia do prokuratury w związku z niegospodarnością dotyczącą wydawania środków publicznych.

Jak to się skończyło

A właściwie jak to się skończy: będziemy min. mieli film o karierze Zenka Martyniuka. Jeśli ktoś ma RiGCz, to nie potrzebuje do tego komentarza. ???? 

 

And the Winner is… ???? 

Nagrodę Złotego Kołnierzyka 2019 za wybitne osiągnięcia związane z przestępczością gospodarczą przyznaję zbiorczo aparatowi skarbowemu – albo raczej ludziom ustanawiającym reguły jego funkcjonowania i tym, którzy dopuszczają się patologicznych zachowań, bo funkcjonariuszy działających zgodnie z prawem i wytycznymi się nie czepiam. Tegoroczny Zwycięzca mocno zapunktował wspomnianą aferą z mafią VAT w Ministerstwie Finansów, ale na ten świetny wynik złożyły się także setki postępowań w skali kraju, skutkujących wstrzymywaniem zwrotów VAT-u w oparciu o niejasne kryteria oraz jawne olewanie wyroków WSA. Trochę humorystycznie, trochę strasznie, ale myślę, że nagroda pójdzie w dobre ręce. No i to by było na tyle – moim Czytelnikom i Czytelniczkom życzę dużo zdrowia oraz wszelkiej pomyślności w 2020 roku! A powinno się spełnić, bo na 100% wzniosę stosowny toast (stąd właśnie whisky na foto) ???? 

No a tak informacyjnie jeszcze dodam, że od 2020 roku włączyłem komentarze na blogu, więc jeśli ktoś ma ochotę się wypowiedzieć, to zapraszam! ⬇️

Zdjęcie ilustrujące wpis jest poglądowe! Osoby, rzeczy lub sytuacje przedstawione na zdjęciu NIE mają bezpośredniego związku z treścią niniejszego wpisu!

Oszustwa kredytowe: 6 schematów stosowanych przez zorganizowane grupy przestępcze, część 2

Kilka miesięcy temu opisałem jeden ze schematów stosowanych przy wyłudzeniach kredytów – wbrew niektórym opiniom tego typu przestępstwa nadal bowiem całkiem nieźle funkcjonują i wcale nie zniknęły z rodzimego rynku. Tamten wpis stanowiący część 1 (możecie go przeczytać tutaj) dotyczył nieco niższego poziomu, a dziś będzie kontynuacja wątku przestępstw kredytowych na nieco wyższym levelu, w oparciu o informacje pochodzące od analityków i osób związanych zawodowo z finansami. ???? 

 

Schemat 1: Generowanie sztucznych obrotów finansowych

W tym wariancie mamy kilka firm- słupów (zwykle 3 – 4 JDG) oraz 2 lub 3 spółki służące do generowania obrotów. Taki „zestaw” robi obroty przez co najmniej 6 miesięcy, przesyłając środki między sobą. W międzyczasie takie słupy „budują” sobie wiarygodność płacąc za telefony, wynajem biura, księgowość i tak dalej. No i wreszcie po wspomnianych 6 miesiącach przychodzi czas na podejście pod kredyty – przy odpowiednich obrotach zdolność może wynosić powyżej 0,5 miliona PLN na jedną firmę – słup (spółki z o.o. generujące obroty w tym wariancie kredytów nie biorą). Taki zastrzyk gotówki umożliwia zwiększenie przychodów i buduje historię kredytową słupów. Warto też dodać, że od 2018 roku w BIK są przetwarzane na raporcie firmowym bardzo szczegółowe informacje, więc wszystko musi być tutaj dobrze dopięte.

Pierwszy etap zakończony, więc trzeba rozliczyć rok podatkowy, zapłacić PIT i tak dalej. Zaraz po takiej operacji słupy znowu idą po kredyty i je dostają – w jednym banku 600 tys. PLN, w kolejnym 500 tys. PLN, w jeszcze innych kolejne kilkaset tys. PLN. Każdy z takich słupów może wyciągnąć z systemu ponad 1 milion PLN, a w schemacie mamy ich 3 lub 4! Dodatkowo jeszcze można uzupełnić zyski „drobniakami” w stylu leasingów z cashbackiem czy poprzez wzięcie x-sztuk drogich telefonów w abonamencie. No i jeszcze spółki, które generują obroty – je także można wykorzystać.

 

Schemat 2: podstawiony klient

W tym wariancie przestępcy zajmujący się wyłudzeniami kredytów po prostu korumpowali pracowników obsługi banku. Tacy „insiderzy”, czyli przekupieni pracownicy, kopiowali z systemów skany dokumentów niektórych klientów. Pozostaje zagadką, według jakiego klucza typowano takich klientów albo inaczej: nie udało mi się tego ustalić ze 100% pewnością. Istnieje jednak uzasadnione podejrzenie, że jednym ze źródeł informacji mogły być tutaj kupione bazy. W każdym razie gdy przestępcy mieli już namierzony cel, to znajdowali osobę podobną do właściciela rachunku. Taki figurant był następnie odpowiednio charakteryzowany oraz zaopatrzony w dowód osobisty. No a potem szedł do banku i po prostu likwidował lokatę lub przelewał środki – nie brał kredytu, bo tutaj były nieco ostrzejsze procedury i większe ryzyko wpadki. Historia jak z filmu sensacyjnego, ale podobno kilka większych wpadek spowodowało, że banki są już ostrożniejsze i wdrożyły odpowiednie procedury.

 

Schemat 3: włamania na bankowe konta firmowe

Przestępcy przy pomocy pracowników banku namierzali firmy z wysokim saldem czy też depozytem (dużym = kilka milionów PLN lub więcej). Następnie skorumpowani bankowcy przekazywali loginy i hasła do bankowości internetowej. Przestępcy wyrabiali z kolei duplikat karty SIM przypisanej do konta, (też dało się to zrobić dość prosto) i przystępowali do akcji…

Wyglądało to tak, że właściciel konta nagle gubił sygnał w telefonie, ponieważ operator wyłączał mu kartę SIM. Złodzieje w tym czasie logowali się na konto bankowe ofiary i puszczali przelew lub przelewy – kwotą graniczną na jeden transfer były tutaj 3 miliony PLN. Pieniądze wpływały na konto spółki – słup, z której wypłacano środki, rzecz jasna po wcześniejszej awizacji. Akcja była na tzw. szybkości, więc gdy właściciel okradanego konta się zorientował, to na ogół było już za późno.

 

Schemat 4: przeszacowanie wartości nieruchomości

Gdyby tak można było dostać kredyt inwestycyjny znacznie przewyższający wartość nieruchomości mającej stanowić zabezpieczenie… Ale by było fajnie – tylko jak to zrobić…? Podpowiadam: są obiekty takie jak np. hotele lub stacje paliw, które ciężko wycenić metodą porównawczą, więc stosuje się w ich przypadku albo metodę dochodową, albo łączoną (porównawcza + dochodowa). No a taka opcja przy sztucznym podbiciu przychodów przez określony okres dawała już pewne pole manewru… ????

Weźmy taki oto przykład: słup chciał kupić taką nieruchomość za, powiedzmy, 2 miliony PLN. Udział własny w wysokości około 20% był np. dogadany w umowie przedwstępnej, że niby sprzedający otrzymał go w gotówce. A ile w rzeczywistości była warta taka stacja…? No, powiedzmy że jakieś 700 tys. PLN. No i teraz bank wypłacał sprzedającemu 1,6 miliona (2 miliony minus wkład własny), a ten zatrzymywał sobie 700 tys. PLN, jakie chciał za stację + premia za ryzyko. Resztę oddawał kupującemu w gotówce – a kupującymi byli często ludzie, którym jednak lepiej było zwrócić dług. Co dalej? Kredyt był obsługiwany przez kilka miesięcy (co najmniej 6, często 10, aby prokurator nie podpiął tego pod wyłudzenie), a potem cóż… Problemy finansowe, więc bank przejmował nieruchomość. Na takiej transakcji można było wyciągnąć 1 – 2 miliony PLN. Pozostaje pytanie, na ile to było możliwe do przeprowadzenia bez posiadania wejść w banku – no bo przecież banki też przeprowadzały wyceny kredytowanych nieruchomości, więc w pewnych przypadkach teoretycznie mogły wyłapać nieprawidłowości…

 

Schemat 5: nieruchomości pod zabezpieczenie

W pewnym stopniu metoda ta łączy się ze schematem 4 – tyle, że niekiedy przestępcy po prostu kupowali np. działki z normalnego rynku. Jednak ciekawym „patentem” był zakup od handlarzy nieruchomości pod zabezpieczenie. Były to specyficzne obiekty, które mogły mieć bardzo wysoką wycenę, ale w rzeczywistości były nabywane za ¼ ceny z operatu. Przestępcy brali pod takie nieruchomości kredyty obrotowe na słupa, a dopiero po wypłacie środków odkupowali nieruchomość od sprzedającego (wcześniej zgadzał się on tylko na obciążenie tej nieruchomości hipoteką). Reszty nie muszę chyba pisać – kredyt w odpowiednim momencie po prostu przestawał być spłacany, a bank zostawał z problemem…  ☠️

 

Chwila przerwy przed finałem

Wspólną cechą wszystkich opisanych powyżej schematów jest to, że obecnie zostały one rozpracowane przez analityków ds. ryzyka i mocno przykręcone. No, może kredyty na JDG z pierwszego schematu da się jeszcze ogarnąć, ale to naprawdę trzeba się na tym znać. Jest jednak stosunkowo nowy „patent”, który podobno całkiem nieźle funkcjonuje…

 

Schemat 6: znikający prezes spółki

Pewna spółka – słup nabywa nieruchomość o wartości kilkunastu milionów PLN. W banku jest pozytywna decyzja kredytowa oraz gotowa umowa do podpisania. Co ciekawe, takie kredyty na ogół nie wymagają poręczenia udziałowców. No i prezes spółki – słup ma stawić się na podpisanie umowy kredytowej np. dwa dni od otrzymania pozytywnej decyzji. Jednak w międzyczasie zostaje odwołany ze stanowiska prezesa, przy czym od razu złożone są stosowne wnioski do KRS. Taki odwołany słup idzie jednak do banku, podpisuje umowę, a bank wypłaca kredyt. Tyle, że na nieruchomości zaczynają się pojawiać hipoteki różnych firm. Sprzedający nieruchomość zwraca na wskazany rachunek kwotę, jaką dostał od kupującego, po czym pieniądze te są wypłacane przez słupa i rozpływają się w przysłowiowej mgle. Następnie rozpoczyna się prawnicza bitwa – dochodzenie na jakiej podstawie jest wpis na hipotekę, że bank działa bezprawnie i tak dalej. Zgodnie z informacjami, jakie do mnie dotarły, czasami udaje się spowodować, że hipoteka banku „ginie”, ale niezbędna jest tutaj pomoc doświadczonych prawników, którzy „przeszli na ciemną stronę mocy”.

A czemu takie prawnicze wsparcie jest właściwie niezbędne…? Już na pierwszy rzut oka widać bowiem potężne problemy natury prawnej. O ile brak konstytutywnego wpisu do KRS odnośnie zmiany w składzie zarządu takiej spółki otwiera pewne możliwości, to jednak dalsze działania tego procesu wydają się już mniej prawdopodobne, choć teoretycznie również możliwe. Wystarczy chociażby wspomnieć, że w takim układzie bank i tak powinien mieć pierwsze miejsce na hipotece… No nic, trzeba tutaj będzie poświęcić więcej czasu na analizy i zdobycie informacji – na razie tym punktem chciałbym tylko zasygnalizować, że takie „patenty” podobno hulają sobie na rynku. ????

 

Kilka słów na zakończenie

I to by było na tyle na dziś, jeśli chodzi o oszustwa związane z kredytami – być może jednak powstanie 3 część tej minisagi kredytowej, zawierającej rozwiązanie schematu numer 6, kto wie… ???? Oczywiście gdyby komuś przyszło do głowy zastosować któryś z opisanych schematów w praktyce, to nie daję gwarancji, że zadziała! Taki mały żart, ale dodam jeszcze, że jeśli ktoś potrzebuje legalnego (!) kredytu B2B, a ma problemy z jego dostaniem z różnych względów, to proszę dać znać na maila: kontakt@bialekolnierzyki.com – być może uda się co nieco pomóc. I to już piszę na 100% poważnie!

No a tak informacyjnie jeszcze dodam, że od 2020 roku włączyłem komentarze na blogu, więc jeśli ktoś ma ochotę się wypowiedzieć, to zapraszam! ⬇️

Zdjęcie ilustrujące wpis jest poglądowe! Osoby, rzeczy lub sytuacje przedstawione na zdjęciu NIE mają bezpośredniego związku z treścią niniejszego wpisu!

Lichwiarze, weksle i przejmowanie nieruchomości

Dziś przyjrzymy się pewnym praktykom stosowanym przez lichwiarzy, w których bardzo często wykorzystywano właśnie weksle oraz przewłaszczenie na zabezpieczenie (ale nie tylko!). Będzie to więc wpis typowo prawniczy, taki „techniczny” można powiedzieć, ale tradycyjnie niepozbawiony wątków bardziej sensacyjnych. ????

 

Schemat udzielania lichwiarskiej pożyczki w oparciu o weksle

Zacznę może od tego, że w 2006 roku weszły w życie przepisy o odsetkach maksymalnych, które w zamyśle miały ograniczyć tzw. Dziki Zachód na rynku pożyczek pozabankowych. Wydawać by się zatem mogło, że lichwiarze zostali postawieni pod ścianą, a przejmowanie nieruchomości wartej kilkaset tysięcy PLN za pożyczki w wysokości kilkudziesięciu tysięcy złotych + horrendalne odsetki przejdą do historii. Otóż niekoniecznie! Na horyzoncie pojawiło się bowiem potencjalnie doskonałe rozwiązanie: weksle.

Dlaczego lichwiarze pokochali weksle

Tradycyjne lichwiarskie umowy udzielenia bardzo wysoko oprocentowanej pożyczki w świetle nowych regulacji prawnych straciły rację bytu. W związku z tym zaczęto pozorować sprzedaż weksli. W praktyce wyglądało to tak, że lichwiarz zawierał z pożyczkobiorcą tzw. porozumienie wekslowe, zgodnie z którym pożyczkobiorca „sprzedawał” wystawiony przez siebie weksel własny remintentowi, czyli pożyczkodawcy. Porozumienie to przewidywało również, że pożyczkobiorca zobowiązuje się do wykupienia weksli od remitenta (czyli w tym przypadku lichwiarza) w określonych terminach.

No i teraz najciekawsze: część weksli opiewała na właściwą kwotę pożyczki wraz z oprocentowaniem (weksle A), a część stanowiły tzw. weksle kaucyjne, inaczej zwane też karnymi (weksle B). No i właśnie te weksle karne (czyli B) wystawcy byli zobowiązani wykupić w przypadku, gdy nie oddali długu na czas, czyli, inaczej mówiąc, nie wykupili weksli opiewających na kwotę pożyczki + odsetki od niej (weksle A). Na pierwszy rzut oka wygląda to może trochę pokrętnie, ale w gruncie rzeczy jest bardzo proste. Oczywiście te karne weksle opiewały na ogół na kwoty kilkukrotnie wyższe niż należność główna, a do tego zwykle nie zawierały daty płatności, którą remitent (czyli lichwiarz) mógł w zasadzie dowolnie określić. Bywały jednak przypadki, w których taka data była określona. Wtedy to remitent (lichwiarz) np. zobowiązywał się zwrócić lub sprzedać takie weksle za symboliczną kwotę – rzecz jasna wtedy, gdy weksle dotyczące należności głównej (weksle A w naszym przykładzie) zostały wykupione w terminie, czyli gdy pożyczkobiorca spłacił zadłużenie.

Jakie korzyści, teoretycznie, zapewniał taki schemat?

Po pierwsze lichwiarze omijali w ten sposób ograniczenia prawne związane z naliczaniem odsetek oraz inne zastrzeżenia umowne niezgodne z prawem. Dziś zresztą także mamy ustawowe ograniczenie wysokości takich odsetek – art. 359 k.c. mówi bowiem o tym, że maksymalna wysokość odsetek wynikających z czynności prawnych nie może w stosunku rocznym przekroczyć dwukrotności odsetek ustawowych, a postanowienia umowne nie mogą tego przepisu wyłączyć. No a ponieważ czas nie wpływał na rozmiary świadczenia określonego w karnych wekslach, to w stosunku do nich nie miały zastosowania ustawowe przepisy o odsetkach maksymalnych – takie były przynajmniej interpretacje.

Po drugie weksle były też niezłą metodą na uniknięcie podatku od czynności cywilno – prawnych (PCC), co jednak w przypadku tego typu interesów, jak lichwa i przy takich stopach zwrotu, można raczej uznać za motyw drugorzędny.

 

Przejmowanie nieruchomości przez lichwiarzy w oparciu o weksle

Pożyczki lichwiarskie „bez BIK” od zawsze były obarczone ponadprzeciętnym poziomem ryzyka – więc co było bardzo pożądane przez lichwiarzy…? Oczywiście zabezpieczenie! A jedną z najlepszych form zabezpieczenia były i są oczywiście nieruchomości. W przypadku lichwiarskich pożyczek stosowano więc zabezpieczenia w postaci:

  • ustanowienia hipoteki,
  • przewłaszczenia na zabezpieczenie,
  • zawarcie umowy zobowiązującej do sprzedaży lub sprzedaży przedwstępnej,
  • ewentualnie w drodze udzielenia tzw. pełnomocnictwa dla zabezpieczenia.

Przewłaszczenie na zabezpieczenie

To właśnie ono było chyba najpopularniejszym schematem stosowanym przez lichwiarzy, a już na pewno jednym z najpopularniejszych. Co prawda były różne kontrowersje w doktrynie, czy taka forma jest dopuszczalna, czy nie, ale ogólnie ją stosowano. W każdym razie w wyniku takiej umowy przewłaszczenia właściciel nieruchomości, czyli pożyczkobiorca, bezwarunkowo przenosił jej własność na wierzyciela, czyli lichwiarza. Tenże wierzyciel z kolei zobowiązywał się do powrotnego przeniesienia własności na pożyczkobiorcę w razie spłaty przez tego ostatniego długu w określonym terminie. W innym wariancie, jeszcze bardziej niebezpiecznym dla dłużnika, w umowie przewłaszczenia nie określano terminu zaspokojenia się wierzyciela z przedmiotu przewłaszczenia. No i lichwiarz mógł wtedy „hodować” należność, nie żądając przez określony czas spłaty od nieświadomego niczego dłużnika. Celem było tutaj osiągnięcie sytuacji, w której stan takiej wierzytelności pozwolił lichwiarzowi na zachowanie nieruchomości.

Lichwiarskie pożyczki a umowa sprzedaży nieruchomości

Tutaj schemat często wyglądał tak, że pożyczkobiorca – właściciel nieruchomości zawierał z lichwiarzem umowę dotycząca sprzedaży tej nieruchomości, oczywiście w formie notarialnej. Równolegle jednak podpisywana była druga umowa, w której wierzyciel (lichwiarz) zobowiązywał się do powrotnego przeniesienia własności tej nieruchomości na zbywcę (pożyczkobiorcę). Niby wszystko ok, ale patent był tutaj taki: ta druga umowa nie była sporządzana w formie wymaganego prawnie aktu notarialnego. No a skoro tak, to była po prostu nieważna – co za tym idzie lichwiarz nie był nią związany i spokojnie mógł zatrzymać nieruchomość (oczywiście pod warunkiem, że pożyczkobiorca nie zdecydował się na wejście na drogę prawną, z czym różnie bywało).

 

Jak to się działo, że pożyczkobiorcy podpisywali skrajnie niekorzystne umowy z lichwiarzami?

Nie będzie chyba zaskoczeniem, że ofiarami opisanych powyżej kombinacji najczęściej padały osoby nieporadne życiowo lub z poważnymi problemami finansowymi, będące pod przysłowiową ścianą. Tacy ludzie zwykle nie mieli zbytniego rozeznania w zawiłościach prawa i nie rozumieli, jakie konsekwencje może nieść za sobą podpisanie wspomnianych umów wekslowych. Zresztą bądźmy szczerzy: wielu wykształconych ludzi też nie wiedziałoby do końca, o co tak naprawdę chodzi z tymi wekslami, bo to dość skomplikowana materia. Do tego, wbrew pozorom, lichwiarze nie zawsze byli „typami spod ciemnej gwiazdy”, obwieszonymi złotymi łańcuchami i jeżdżącymi czarnym BMW z przyciemnianymi szybami. W rzeczywistości często posiadali oni wizerunek typowego „białego kołnierzyka” w dobrze skrojonym garniturze, wzbudzali też zaufanie swoim sposobem wypowiedzi i używaniem wielu prawniczych zwrotów.

Będzie Pan zadowolony…

Lichwiarze potrafili także kłamać bez przysłowiowego mrugnięcia okiem – zwłaszcza w przedstawianiu skutków prawnych zobowiązań zaciąganych przez pożyczkobiorców oraz konsekwencji niewywiązywania się przez nich z umów w określonym terminie. Rzecz jasna zatajali także prawdziwy cel udzielania pożyczek, czyli przejmowanie nieruchomości za ułamek ich wartości – pożyczkobiorcom była przedstawiana wersja, że chodzi tylko i wyłącznie o standardowy zarobek na odsetkach od pożyczki.

Co ciekawe w niektórych przypadkach stosowano „zarzutkę”, jaką miało być załatwienie dużego kredytu. Wyglądało to tak, że klient był namawiany na wzięcie lichwiarskiej pożyczki i podpisanie weksli, a potem, czyli docelowo, miał on jeszcze otrzymać duży kredyt bankowy pozwalający mu na spłatę wszystkich zobowiązań. Lichwiarze powoływali się przy tym na różnego rodzaju „układy” mające sprawić, że taki kredyt zostanie przyznany z pominięciem procedur bankowych. Było to oczywiste oszustwo, ale wiele osób, desperacko poszukujących finansowania, łapało się na takie zapewnienia.

Notariusz a umowa na przewłaszczenie nieruchomości

Przyszedł moment odpowiedni na zadanie istotnego pytania: a jak w takich przypadkach zachowywali się notariusze? Przecież teoretycznie powinni oni stać na straży interesów obu stron umowy i wyłapywać sytuacje, w których np. lichwiarz pożyczając kwotę rzędu 10 czy 20 tys. PLN przejmuje mieszkanie warte 200 tys. PLN. Tyle, że w praktyce niestety nie było to wcale takie proste, a na przeszkodzie stało tutaj złe prawo oraz niespójne orzecznictwo. Jeśli chodzi o to ostatnie, to weźmy taki oto przykład:

– w jednym z orzeczeń Sąd Najwyższy uznał, że proporcja kwoty pożyczki w stosunku do wartości zabezpieczenia może być niewspółmiernie mała (np. 20 tys. vs 200 tys.);

– z kolei w innym orzeczeniu SN stwierdził, że jeśli różnica ta jest drastyczna, to można unieważnić taką umowę.

Którą wersję miałby przyjąć notariusz? Poza tym jak określić to drastyczne zróżnicowanie, skoro nigdzie nie było wytycznych? Czy zatem wspomniane 20 tys. PLN pożyczki kontra zabezpieczenie w postaci nieruchomości o wartości szacunkowej 200 tys. PLN podpada już pod tę definicję…? Ok, tutaj być może tak, ale czy już np. 50 tys. PLN kontra 200 tys. PLN to nadal byłoby drastyczne zróżnicowanie, czy może już nie…? Widzicie sami, że na skutek istotnej luki w przepisach ciężko było podjąć właściwą decyzję.

Dodatkowo jeszcze mamy zasadę swobody umów, z którą związane jest to, że jeśli dana czynność jest zgodna z prawem, to notariusz nie może tak po prostu powiedzieć „Veto!”, tzn. nie może odmówić przeprowadzenia czynności notarialnych. A jeżeli jednak odmówi, co zresztą niejednokrotnie miało miejsce…? Wtedy łamie prawo, a lichwiarz może złożyć skargę do sądu. W praktyce jednak takie skargi były raczej sporadyczne (o ile w ogóle się zdarzały), a lichwiarze po prostu wybierali innego notariusza, który nie miał podobnych dylematów moralnych.

Warto też wspomnieć tutaj o pewnej kwestii, jaką było wprowadzanie notariuszy w błąd przez… samych pożyczkobiorców! Otóż, zgodnie z doniesieniami płynącymi z samego środowiska notarialnego, osoby będące w trudnej sytuacji niekiedy okłamywały notariuszy co do faktycznej kwoty pożyczki – przykładowo twierdziły, że dostają 100 tys. PLN zamiast rzeczywistych 20 tys. PLN. W takiej przykładowej sytuacji nie wchodziło już w grę wspomniane przeze mnie drastyczne zróżnicowanie, więc notariusz nie miał za bardzo podstaw do odmowy wykonania czynności notarialnych. Tutaj jest raczej jasne, że pożyczkobiorcy byli odpowiednio instruowani przez lichwiarzy, co mają mówić w obecności notariusza.

Na koniec tego punktu dodam, że byli też notariusze, którzy jawnie współpracowali z przestępcami – niektóre przypadki były nawet dość głośne medialnie. Jednak zaryzykowałby stwierdzenie, że były to jedynie incydenty tzw. czarnych owiec, a nie norma.

 

Zatrzymanie jednego z członków grupy podejrzewanej o lichwiarskie przejmowanie nieruchomości. W tej sprawie zabezpieczono majątek o wartości ok. 20 milionów PLN. Źródło: CBŚP

 

Czy pożyczkobiorcy mieli szansę skutecznego dochodzenia swoich praw w sądzie?

Oczywiście! Wiele spraw związanych z działalnością lichwiarzy było do wygrania – gdyby tylko trafiły do sądu „pilotowane” przez ogarniętych pełnomocników. Co więcej, w opinii znanych mi prawników specjalizujących się w tematach „okołoupadłościowych”, wiele firm pożyczkowych było skłonnych do sporych ustępstw, jeśli trafiły na profesjonalnego pełnomocnika prowadzącego negocjacje w imieniu dłużnika. Cóż, po prostu przedstawiciele tych firm wiedzieli, że w sądzie może być różnie, a wygrana nie jest wcale przesądzona. Dobry prawnik mógł bowiem wytoczyć cały arsenał zarzutów – dobrym przykładem będzie tutaj oparcie się na art. 58 k.c., który mówi, że cel umowy nie może służyć obejściu prawa lub być niezgodny z zasadami współżycia społecznego. Nie da się ukryć, że „patenty” stosowane przez lichwiarzy można by pod to podciągnąć. Zresztą orzecznictwo też bywało przyjazne dłużnikom – jak już wspominałem, Sąd Najwyższy potrafił wydawać wyroki mówiące, że można stwierdzić nieważność umowy przewłaszczenia na zabezpieczenie w przypadku ustanowienia na rzecz wierzyciela nadmiernego lub zbytecznego zabezpieczenia wierzytelności.

Dlaczego więc lichwiarze działali niekiedy praktycznie bezkarnie?

Powody są bardzo złożone. Zacznę od tego, że bardzo duża część klientów lichwiarzy stanowiły osoby nieporadne życiowo, do tego zwykle obarczone ogromnymi problemami finansowymi. Lichwiarze wykorzystywali to z pełną premedytacją wiedząc, że bardzo duża część takich osób nie złoży zawiadomienia o przestępstwie i nie pójdzie do sądu, ponieważ zwyczajnie nie mają pieniędzy na honorarium dla adwokata czy też radcy. A trzeba wiedzieć, że opisywana dziś materia jest w praktyce dość trudna i ciężko tutaj coś wywalczyć bez profesjonalnego wsparcia. Kolejna sprawa to nie do końca jasne przepisy, które z kolei powodowały niekiedy „olewanie” tematu przez prokuratorów. W tego typu przypadkach była bowiem potrzebna szczególnie wnikliwa kontrola sposobu zaspokojenia wierzyciela – jej celem było oczywiście sprawdzenie, czy silniejsza strona umowy (tj. lichwiarz) nie zmierza do osiągnięcia skutku w postaci przepadku przedmiotu zabezpieczenia (nieruchomości). No i cóż, zdarzali się prokuratorzy, którzy nie dopatrywali się znamion przestępstwa i umarzali podobne sprawy. A szkoda…

 

Czy zamiast legalnie działających firm pożyczkowych rynek tzw. trudnych pożyczek przejmą kryminaliści?

Zacznę od tego, że według nowego projektu ustawy antylichwiarskiej zabezpieczenie pożyczek, np. w postaci hipoteki na nieruchomości czy weksli kaucyjnych, nie będzie mogło przekroczyć pożyczonej kwoty, powiększonej maksymalnie o 45%. I to właśnie prawne „blokady” dotyczące zabezpieczeń, a nie ograniczanie wysokości odsetek lub kosztów pozaodsetkowych, mogą się tutaj okazać kluczową kwestią. No i wielu z Was wie, że nie raz i nie dwa krytykowałem zmiany legislacyjne wprowadzane przez aktualnie rządzących, ale tutaj akurat nie wypada ich nie pochwalić, bo wydają się krokiem w dobrym kierunku.

Jednak, niejako w opozycji do zmian, słyszałem głosy w mediach, że wprowadzenie w życie nowej ustawy antylichwiarskiej może oznaczać zniknięcie z rynku wielu firm pożyczkowych. Nie dopowiedziano jednak, że będzie to głównie dotyczyć tych najbardziej „agresywnych”, tzn. stosujących różne niezbyt etyczne sztuczki prawne (min. takie, jak tutaj opisałem). I wiecie co…? Ja tam bynajmniej nie będę takich firm żałował – wrzucenie zwykłej lichwy w eleganckie opakowanie nie zmienia bowiem faktu, że to nadal lichwa, którą należy eliminować. Tak się robi w cywilizowanych krajach, jak np. Wielka Brytania, gdzie istnieje prawo mówiące o tym, że jeśli ktoś pożyczy pieniądze od nielegalnie działającego pożyczkodawcy – tzw. loan sharks – na % niezgodny z prawem, to nie ma prawnego obowiązku ich zwracania. Wracając jednak na nasze polskie podwórko dodam, że już zwłaszcza nie zapłaczę za pewną częścią takich podmiotów, które miały jako udziałowców czy właścicieli np. członków grup przestępczych zajmujących się wyłudzaniem podatku VAT – pożyczki były tutaj doskonałym sposobem na maksymalizację zysków. Zaznaczam przy tym jasno, że chodzi tu o pojedyncze przypadki, a nie cały rynek pożyczek pozabankowych, bo to byłoby bardzo krzywdzące i nieprawdziwe pomówienie!

Czy powstanie mafijne podziemie pożyczkowe…?

Powiem tak: opowieści o tym, jak to pozbawieni finansowania konsumenci będą masowo pożyczać pieniądze od „smutnych panów ze złotymi łańcuchami na szyi” można raczej włożyć między bajki. Oczywiście jest to tylko moja prywatna i nieco subiektywna opinia, a nie jakiś powszechnie znany fakt, czy to naukowy, czy potwierdzony przez ekspertów – w każdym razie uzasadnienie macie poniżej.

Każdy, kto choć trochę zna środowisko takich szemranych ludzi, wie, że bez zabezpieczenia w postaci nieruchomości czy np. auta, raczej nie będą oni pożyczać pieniędzy pierwszej lepszej osobie z ulicy, której nie znają i nie wiedzą, czy będzie potencjalnie miała z czego oddać dług. Co innego bowiem pożyczanie komuś znanemu, kogo zachowanie można mniej – więcej przewidzieć, a co innego obsługiwanie dziesiątek lub nawet setek finansowych desperatów. Takie ostrożne podejście „lichwiarzy z półświatka” jest uzasadnione – sam znam chociażby przypadek, w którym taki pożyczkobiorca wziął 10 tys. PLN „na dwa tygodnie”, po czym wyjechał sobie za granicę i ślad po nim zaginął. No a za tak małą kwotę raczej żaden lichwiarz, posiadający choć kilkadziesiąt punktów IQ, nie będzie nachodził rodziny takiego pożyczkobiorcy i jej groził, czy tam bił, ponieważ ryzyko spotkania z prokuratorem jest niewspółmierne do kwoty długu. Podobnych historii jest wiele. Ba, znam osobiście kogoś, kto pożyczył w sumie kilkaset tys. PLN takim przypadkowym osobom na wysoki % bez zabezpieczeń, a dziś ściąga po stówkę – dwie miesięcznie od niektórych ze swoich dłużników. I nawet nie to, że nie mógłby ich „dojechać” – po prostu prowadząc większe interesy zwyczajnie nie opłaca mu się ryzykować problemów z prawem dla jakichś drobniaków. Co do pożyczek zaś, to osoba ta nie daje już nikomu pieniędzy bez zabezpieczenia o wartości co najmniej dwukrotnie wyższej od pożyczanej kwoty. Zatem, reasumując, jeśli możliwość przejmowania nieruchomości przez lichwiarzy w zamian za stosunkowo niewielkie długi zostanie prawnie wyeliminowana, to praktycznie nie ma opcji, aby „kryminalni pożyczkodawcy” przejęli w dużym stopniu rynek po „agresywnych” firmach pożyczkowych.

No i to by było na tyle na dziś. Póki co nie mamy jeszcze nowej ustawy antylichwiarskiej, a wiele firm pożyczkowych wciąż doprowadza do licytacji nieruchomości dłużników. Przy okazji tematu chciałbym więc dodać, że jeśli ktoś z Was lub Waszych bliskich albo znajomych miał problemy z lichwiarzami podobne do tutaj opisanych, to możecie pisać do mnie na maila: kontakt@bialekolnierzyki.com

No a tak informacyjnie jeszcze dodam, że od 2020 roku włączyłem komentarze na blogu, więc jeśli ktoś ma ochotę się wypowiedzieć, to zapraszam! ⬇️

Zdjęcie ilustrujące wpis jest poglądowe! Osoby, rzeczy lub sytuacje przedstawione na zdjęciu NIE mają bezpośredniego związku z treścią niniejszego wpisu!