Tonący brzytwy się chwyta, czyli jak wyłudzają towary upadające przedsiębiorstwa
Dzisiaj opiszę pokrótce przypadek, jakich wiele. Mamy więc normalnie działającą firmę Januszex (nazwa przykładowa), która handluje sobie jakimś tam towarem. Biznes idzie raz lepiej, raz gorzej, ale w pewnym momencie z różnych powodów wszystko zaczyna się sypać – przyczyną mogą być np. błędne decyzje zarządu, słaba koniunktura na rynku itp., itd. Niektórzy w takiej trudnej sytuacji wikłają się w kredyty, inni postanawiają zmienić branżę lub wręcz zakończyć działalność, a jeszcze inni postanawiają w niezbyt uczciwy sposób „przedłużać agonię”, licząc przy tym na to, że w międzyczasie sytuacja się odwróci, może wpadnie jakiś super deal, który wszystko zmieni… I to właśnie przedsiębiorcy zaliczający się do tej ostatniej kategorii mając przysłowiowy nóż na gardle, dopuszczają się często przeróżnych wyłudzeń – no, ale po kolei.
Piramida płatności, czyli początek końca
Firma Januszex bierze towar na przedłużony termin płatności od spółek A, B, C, D itd. – ogólnie kilkunastu lub kilkudziesięciu różnych dostawców. Osoby pełniące kluczowe role w Januszexie przed utworzeniem własnej firmy pracowały jako managerowie w przedsiębiorstwach będących liderami rynku, więc mają sporo kontaktów i zaufanie kontrahentów, wynikające ze sprawdzonych relacji nawiązanych w tamtym okresie (stąd min. łatwość, z jaką dostają towar na kredyt). Płatności Januszexu układają się w swego rodzaju piramidę – każda kolejna partia towaru jest dość szybko sprzedawana, a uzyskane środki są przeznaczone na spłatę wcześniejszych dostaw. Tak więc przykładowo spółka A dostarczyła towar za 100 tys. PLN w czerwcu, spółka B za 150 tys. PLN w lipcu, spółka C za 180 tys. PLN w sierpniu i tak dalej. Pieniądze uzyskane ze sprzedaży towaru (co następuje niemal natychmiast) dostarczonego przez spółkę B idą więc na spłatę zobowiązań wobec spółki A, kasa za towar spółki C idzie na spłatę spółki B i tak dalej. W jeszcze innych wariantach następuje regulowanie należności w formie barteru – tzn. towar od spółki B jest przekazywany spółce A jako spłata zobowiązań itd. Teoretycznie normalny schemat, bardzo wiele firm tak przecież robi.
Przekroczenie punktu krytycznego i „przejście na ciemną stronę mocy”
No i teraz cały proceder trwa sobie w najlepsze do czasu, kiedy to na rynku zaczyna brakować nowych dostawców i nie ma już kogoś, kto dałby towar na kredyt. Przychodzi wreszcie ten nieuchronny moment, w którym szefowie Januszexu zdają sobie sprawę, że właśnie mają wielką dziurę w cash flow, nie ma z czego spłacić dostawców, a o kredycie bankowym mogą właściwie zapomnieć. Co więc dzieje się dalej? Na tym etapie prezesem zostaje często rasowy figurant – słup, a zostaje ograniczona formalna rola starych członów zarządu. Następnie Januszex zamawia największe możliwe partie towaru od swoich kontrahentów (spółki A, B, C, D itd.) jednocześnie – ile się tylko da i od kogo się da. Następnie cały otrzymany towar zostaje momentalnie sprzedany firmom Marianex i Mirex (nazwy przykładowe), na przedłużony termin płatności, do tego nieraz bywało, że w cenie niższej, niż cena zakupu, co akurat było bardzo ryzykowne pod kątem ewentualnej odpowiedzialności karnej (można łatwiej „przybić” wyłudzenie). Co dość istotne, w zarządach spółek Marianex i Mirex niejednokrotnie zasiadały osoby mniej lub bardziej formalnie związane z Januszexem (bywały przypadki, że prezesi takich spółek miewali udziały w Januszexie!). Takie powiązania świadczą w pewnym stopniu o tym, że całej akcji nie planowali zawodowi oszuści – oni rozegrali by to tak, aby nie było takich oczywistych „połączeń” pomiędzy członkami zarządów wymienionych spółek. W każdym razie wkrótce po tym, jak Marianex i Mirex otrzymują towar, sprzedają go i praktycznie znikają z rynku, kończąc jakąkolwiek realną działalność gospodarczą.
Co dalej z wyłudzonym towarem?
Odpowiedź na powyższe pytanie jest taka: mamy tutaj wiele możliwości, włączając klasyczną odsprzedaż. Jedną z ciekawszych opcji jest jednak to, że docelowy klient – nazwijmy go Szwagrex – startuje w jakimś przetargu i po prostu potrzebuje konkretnego towaru w niskiej cenie, aby wygrać (wiadomo, kryterium 100% cena rządzi). W normalnych warunkach raczej nie udało by mu się przebić cenowo konkurentów, ale jeśli dysponuje de facto wyłudzonym towarem, nabytym za cenę o wiele niższą od rynkowej, to to już zmienia nieco postać rzeczy… Tak min. rozwiązują się „nierozwiązywalne” zagadki typu: „Jakim cudem udało mu się dać tak niską ofertę w tym przetargu i jak mu się to niby opłaci…?!”.
W jeszcze innym wariancie Marianex i Mirex robili fikcyjne WDT (Wewnątrzwspólnotowa Dostawa Towarów) i występowali o zwrot VAT-u dysponując papierami od wiarygodnej (jeszcze) spółki Januszex – ewentualna kontrola ze skarbówki docierała wtedy do spółek A, B, C, D itd. i upewniała się, że są to znane firmy prowadzące realną działalność, więc nie było zbytnio podstaw do zablokowania zwrotu dla Mirexa i Marianexa. Taki towar zostawał jednak realnie w Polsce i był dalej sprzedawany w niskiej cenie np. przez kolejne spółki – słupy, rzecz jasna bez bawienia się w rozliczanie podatków.
Ok, a co na to wszystko wierzyciele?
Jest jasne, że spółki A, B, C, D itd. będą chciały odzyskać swoje pieniądze – co wtedy zrobi Januszex? Tutaj znów mamy wiele możliwości na odegranie przeróżnych mniej lub bardziej wiarygodnych „teatrzyków”. Najpopularniejsze tłumaczenie jest zwykle takie, że Marianex i Mirex nie zapłacili za towar dostarczony im przez Januszex, więc ten ostatni nie ma z czego zapłacić kontrahentom A, B, C, D itd. Marianex i Mirex tłumaczą się z kolei, że np. okradziono ich magazyn, towar spłonął, bliżej nieznana spółka z Białorusi nie zapłaciła im za towar itd., itp. Generalnie całe przedstawienie polega na tym, aby możliwie skutecznie oddalić od faktycznego szefostwa Januszexu widmo prokuratorskiego oskarżenia o wyłudzenie, a sprawę skierować na tory zwykłego niepowodzenia biznesowego, co się przecież zdarza i nie jest karalne (co najwyżej trzeba spłacać długi). Ewentualnie zawsze można też próbować zwalić odpowiedzialność na prezesa – figuranta (w końcu to jego rola).
Taka zabawa w kotka i myszkę może trwać nawet latami, a szefowie Januszexu grają przy tym na zmęczenie przeciwników, tj. wierzycieli. W międzyczasie mogą pojawić się jeszcze przeróżne pomysły na zmniejszenie zobowiązań, jak np.:
– kontrolowany wykup długów przez podstawiony podmiot (zwykle za nie więcej, niż 50% ich pierwotnej wartości) powiązany z ich późniejszym umorzeniem (o tym patencie zresztą już pisałem)
– oferta „spłaty” zobowiązań w formie obietnicy dostarczenia spółce A, B, C lub D taniego towaru lub usług na potrzeby wygrania przez nią przetargu, przy czym dostarczająca firma kontrolowana przez ludzi Januszexu oczywiście z założenia nie zapłaciłaby swoim dostawcom/podwykonawcom
– przeróżne propozycje związane z fakturami – może to być samo dostarczenie „kosztów” umożliwiających zbicie podatku dochodowego, czasem także „pomoc w optymalizacji VAT-u” za pomocą spółki – słupa itd.
– zaoferowanie zapłaty „w naturze”, to jest np. w formie zrealizowania jakiegoś projektu (tutaj akurat chodzi głównie o to, aby wykazać dobrą wolę i odwlec maksymalnie moment, w którym wierzyciel odda sprawę do sądu)
Podobnych wytłumaczeń i wybiegów podsuwanych przez prezesów takich Januszexów jest tak wiele, że można by o tym w zasadzie napisać książkę zatytułowaną „Podręcznik kłamcy”, zawierającą dodatkowo wszelkiego rodzaju wskazówki, co należy zrobić, aby uprawdopodobnić swoją wersję. No, ale to już temat na nieco inny wpis, który być może kiedyś rozwinę.
Krótkie podsumowanie
Zaryzykowałbym stwierdzenie, że za większość wyłudzeń towarów w Polsce odpowiedzialni są właśnie tacy prezesi przeróżnych Januszexów, którym nie powiodło się w biznesie, a nie zawodowi oszuści od początku nastawieni na zrobienie wałku. Moralna ocena takiego postępowania, jakie opisałem powyżej, oczywiście zawsze powinna być naganna, ale jednak takiego „upadłego prezesa” można spróbować zrozumieć, choć w niewielkiej części. W końcu gość funkcjonował sobie przez x-lat jako biznesmen, przyzwyczaił się w tym czasie do wysokiej pozycji społecznej oraz do życia na ponadprzeciętnym poziomie, a tu nagle miałby kończyć jako bankrut z długami… Dla wielu taka wizja okazuje się na tyle nie do przyjęcia, że wolą postawić wszystko na jedną kartę i wejść na drogę przestępstwa, niż stać się zwykłym, szarym człowiekiem, który z najnowszego Mercedesa klasy S musi przesiąść się do starego Fiata (albo i do autobusu MPK). W każdym razie na zakończenie dodam tylko, że gdyby któryś z Czytelników miał kiedyś problem ze ściągnięciem należności od podobnego „prezesa Januszexu”, to służę pomocą: kontakt@bialekolnierzyki.com
Zdjęcie ilustrujące wpis jest poglądowe! Osoby, rzeczy lub sytuacje przedstawione na zdjęciu NIE mają bezpośredniego związku z treścią niniejszego wpisu!