Jak szybko pozyskać „kredyt kupiecki”

Jeszcze całkiem nie tak dawno stosunkowo prostą metodą „dofinansowania” firmy był zakup pakietowy abonamentów telefonicznych (nie będę pisał u jakiego operatora, czy też operatorów). Jak to się niby miało opłacać…? Otóż, w dużym skrócie, podobna transakcja opierała się na tym, że konsultant klienta biznesowego przygotowywał specjalną ofertę, na warunkach o wiele bardziej korzystnych niż te, jakie prezentowano zwykłym klientom w salonach.

 

Ok, ile więc można było zarobić dzięki podobnej akcji?

Tak więc zakup kilkunastu drogich telefonów (np. iPhone czy flagowy Samsung) po odliczeniu VAT-u oraz dochodowego z FV za abonament zamykał się praktycznie na zero. Aparaty telefoniczne lądowały oczywiście w komisach/skupach lub były normalnie sprzedawane w Internecie. A co z abonamentem i kartami? Te można było dać pracownikom do dzwonienia + ewentualnie dokupić do nich jakiś tani smartfon za kilka stówek.

Co jednak zrobić w sytuacji, gdy w firmie nie była potrzebna tak duża ilość kart? Szkoda przecież pieniędzy na opłacanie wysokich abonamentów… Wtedy można było rozegrać to chociażby tak: płacimy abonament przez kilka miesięcy, a potem robimy cesję umowy na jakąś spółkę-krzak, która po iluś miesiącach przestaje regulować należności. Taka zagrywka dawała możliwość uniknięcia ewentualnego zarzutu o dokonanie wyłudzenia, choć oczywiście 100% gwarancji tutaj nie było – zwłaszcza, jeśli ktoś trudnił się procederem zawodowo, otwierając coraz to nowe firmy-krzaki używane do oszukiwania operatorów sieci komórkowych.

 

Poziom trudności? Niezbyt wysoki

Czy było trudno dostać takie telefony? Niespecjalnie, ponieważ firma musiała spełniać zaledwie kilka warunków, które nie były jakoś nadzwyczajnie rygorystyczne. A oto i one:

– brak wpisów w bazach typu KRD (Krajowy Rejestr Długów)

– prezes spółki również musiał być „czysty”

– firma musiała istnieć co najmniej 3 miesiące

– przy ilości +50 sztuk potrzebny był do wglądu ZUS DRA oraz bilans / RZIS (Rachunek Zysków i Strat)

I już – tyle na ogół wystarczyło (szczególnie, jeśli konsultant klienta biznesowego był mocno zmotywowany do dopięcia dealu). W praktyce podobne kryteria skutkowały tym, że w ten proceder dość mocno weszli zwykli przestępcy, którzy dokonywali po prostu ordynarnych wyłudzeń, z góry zakładając „wydymanie” operatora.

 

Niejasna rola konsultantów

Myślę, że można zaryzykować stwierdzenie, iż do wielu podobnych wyłudzeń nigdy by nie doszło, gdyby nie konsultanci „strzelający samobója” swemu pracodawcy. Wiadomo, jako handlowcy byli mocno zainteresowani tym, aby sprzedać jak najwięcej, ponieważ za każdy abonament wypłacano im prowizję w wysokości co najmniej kilkuset PLN. Może to się wydawać niewielką kwotą, ale z jednej tylko firmy można było wyciągnąć w ten sposób kilkanaście tysięcy PLN. Niektórzy konsultanci skuszeni takimi możliwościami kombinowali więc jak tylko mogli, aby klient podpisał umowę – nawet, jeśli czasem trzeba było nagiąć procedury albo wręcz podpowiedzieć, co dany przedsiębiorca ma zrobić, aby dostać te telefony itp.

 

Podsumowanie

Jaka była skala tego zjawiska? Wiele wskazuje na to, że dość pokaźna, a cały proceder przynosił operatorom spore straty. Świadczy o tym chociażby poziom zabezpieczeń stosowanych dziś przez operatorów – przy większych dealach są to np. wizje lokalne, czy też konieczność wpłacenia kaucji. Cóż, widocznie nauczyli się na własnych błędach, że po pierwsze dobrze jest przeanalizować system pod kątem wystąpienia ewentualnych nieprawidłowości, a po drugie w stosunku do własnych pracowników dobrze jest stosować pewną sprawdzoną zasadę: „ufaj, ale sprawdzaj” (w tym przypadku praktyczne działanie procedur).

Zdjęcie ilustrujące wpis jest poglądowe! Osoby, rzeczy lub sytuacje przedstawione na zdjęciu NIE mają bezpośredniego związku z treścią niniejszego wpisu!