Krajobraz powyborczy (z pieniędzmi w tle)

W cieniu wyborów samorządowych dzieją się nieraz bardzo ciekawe historie, o których niestety rzadko można usłyszeć czy też przeczytać w mediach, a szkoda (przynajmniej moim zdaniem). Główne światła reflektorów są bowiem skierowane na polityków, a nie obejmują już swoim zasięgiem postaci z tzw. drugiego planu oraz tego, co tam się dzieje. A działo się sporo w ciągu ostatnich kilku dni, zresztą podobnie jak i w latach wcześniejszych.

Przykład? Oto kilka dni po wyborach samorządowych w 20XX roku, pewna duża spółka powołana przez samorząd województwa ogłasza przetarg na system informatyczny wyposażony w ok. 150 funkcjonalności – dzieło bardzo poważne i wymagające dużego zaangażowania, oczywiście też z dużymi pieniędzmi w tle. Tak więc wzięto się do pracy nadzwyczaj sprawnie i ustalono, że firmy chcące powalczyć o tę robotę będą miały niewiele czasu na złożenie swoich propozycji – ogłoszenie o przetargu zostało bowiem wrzucone na stronę BIP w piątek po południu, a termin składania ofert wyznaczono na najbliższą środę. Czyli zainteresowani mieli zaledwie 5 dni na przygotowanie niezbędnej dokumentacji, a właściwie to tylko 2,5 dnia roboczego, gdyż akurat wypadł weekend (przypadkowo, rzecz jasna). No, mało czasu, a tu trzeba wczytać się w specyfikację zamówienia, przedyskutować, przekalkulować, sporządzić odpowiednie dokumenty, no i przede wszystkim dowiedzieć się, że taki przetarg w ogóle został rozpisany! Jakie szanse miała więc tutaj firma, której szef nie był „znajomym królika”? Raczej minimalne, nie ma się co oszukiwać.

Jednak, tak się przyznam, że czytając informację o tym przetargu szczerze się wzruszyłem. Oczami wyobraźni ujrzałem bowiem dzielny, zaangażowany zarząd tej spółki, który wie, że już za chwilę wyleci z roboty (to akurat było pewne, ponieważ przeciwna opcja polityczna przejęła władzę w tym regionie). I ci wspaniali ludzie nie załamywali rąk, o nie! Oni postanowili, że „rzutem na taśmę”, czyli przed ukonstytuowaniem się nowego sejmiku i przeprowadzeniem personalnych czystek, przysłużą się jeszcze swojemu ukochanemu przedsiębiorstwu i najpierw rozstrzygną przetarg na skomplikowany system informatyczny, a dopiero potem odejdą. Cóż, ja rozumiem tę troskę – w końcu nie wiedzieli, kto przyjdzie na ich miejsce (może jacyś partacze…?) i czy podoła tak trudnemu projektowi, więc w poczuciu odpowiedzialności chcieli zrobić jak najwięcej przed odejściem. Postawa zaiste godna podziwu… Co prawda niektórzy mogliby tutaj podnosić zarzuty, że taki przetarg to typowa „ustawka”, w której zwycięzca jest znany z góry i w rzeczywistości od dawna pracuje już nad systemem, a „będący na wylocie” zarząd chciał sobie po prostu zapewnić dodatkową „odprawę”, ale… „to nie ludzie – to wilki”, wbijający szpilki w niewinnych – tylko tacy mogliby posuwać się do podobnych insynuacji.

Jeśli kogoś zdziwił ton mojej powyższej wypowiedzi i jeszcze nie załapał podtekstu, to teraz wyjaśniam: to była ironia. Rzeczywistość jest bowiem taka, że nawet na poziomie samorządów w cieniu uśmiechniętych twarzy z plakatów wyborczych idą rzesze ludzi, których jedynym celem jest dorwać się do ciepłych posadek, ustawić kilka przetargów, załatwić coś komuś w zamian za przysługę lub „kopertę”… Tak było, jest i będzie (przynajmniej dopóki nie zmieni się mentalność zarówno polityków, jak i wyborców), a ja jestem tutaj daleki od tworzenia teorii spiskowych. Zresztą powszechnym zjawiskiem jest chociażby to, że osoby zatrudnione np. w miejskich spółkach na kierowniczych stanowiskach, wpłacają mniejsze lub większe kwoty na kampanie wyborcze swoich aktualnie rządzących faworytów, celem zachowania posad rzecz jasna. Czy jest to moralnie akceptowalne, czy nie (zwłaszcza w kontekście premii przyznawanych przed wyborami), to już niech każdy osądzi sobie we własnym sumieniu. Pewne jest jednak to, że pieniądze na kampanię są absolutnie niezbędne – niektóre komitety wyborcze zbierają dane, z których wynika np. że podwojenie liczby plakatów w danej dzielnicy zwiększa poparcie o kilka punktów % w stosunku do dzielnic, w których plakatów wisiało zauważalnie mniej. Tak, takie „spamowanie” plakatami naprawdę działa (ja sam w to kiedyś wątpiłem, dziś już mam natomiast tzw. twarde dane). I taką oto ciekawostką zakończę ten, dość krótki, wpis.

Zdjęcie ilustrujące wpis jest poglądowe! Osoby, rzeczy lub sytuacje przedstawione na zdjęciu NIE mają bezpośredniego związku z treścią niniejszego wpisu!