Koronawirus i białe kołnierzyki – opinia inwestora giełdowego

Czasy mamy takie, że ciężko napisać coś mądrego, co pozwoliłoby lepiej zrozumieć ten cały zamęt w gospodarce, jaki dzieje się teraz w związku z koronawirusem. Obecna sytuacja jest wszak z gatunku tych, które się filozofom nie śniły. Nikt nie ma też szklanej kuli, żeby wiedzieć, jak to wszystko się rzeczywiście potoczy, ale… Ale można sobie składać w jedną całość różne elementy i wyciągać pewne wnioski na podstawie dostępnych danych. Niektórzy powiedzą: ale po co, przecież to wróżenie z fusów…? Możliwe, jednak dzisiaj zaprezentuję Wam wiadomość, jaką dostałem wczoraj od jednego z najciekawszych inwestorów i analityków giełdowych, jakich dane mi było poznać osobiście w ciągu ostatnich kilku lat. Wrzucam to na bloga za jego zgodą – ot tak, jako ciekawostkę pokazującą w jaki sposób patrzą na ten kryzys niektóre osoby prowadzące biznes w skali o wiele większej, niż przeciętna.

 

Koronawirus kontra duże korporacje – przykładowy scenariusz

Wyrobiłem sobie zdanie o obecnym kryzysie: ogólnie można go nazwać pieczeniem wielu pieczeni na jednym ogniu. Najpierw przedstawię fakty:

Giełdy i waluty w dobie epidemii jednoznacznie pokazują, że możemy mieć do czynienia z zaplanowaną akcją w skali ogólnoświatowej. Indeks 500 największych firm w USA idzie w górę i już niedługo odrobi prawie 80% całych spadków, które miały miejsce przez równo miesiąc – od 20 lutego do 20 marca. Indeks osiągnie przy tym poziom 3104 – teraz jest to 2786.

Po pierwsze odbicie było bardzo silne, tylko z 2 małymi korektami równej długości od 22 marca do dziś. No i indeks 500 największych firm idzie do góry mimo szczytu paniki medialnej oraz zwolnień milionów ludzi z pracy. Do tego wyniki gospodarcze są fatalne i nie ma żadnych wiarygodnych informacji mówiących o tym, kiedy to zamieszanie się skończy. W tej chwili stoi nawet 1/3 gospodarki światowej.

Czy patrząc na odbicie największych korporacji mamy więc do czynienia z chorą spekulacją na giełdzie?

Przecież każdy wie, że skutki epidemii spowodują recesję na świecie, setki milionów bezrobotnych i tak dalej. I tutaj przechodzimy do drugiej rzeczy. Rządy, aby ratować gospodarkę, drukują czy też kreują biliony dolarów pustych pieniędzy. Co ciekawe, taka na przykład platyna zanotowała ostatnio historycznie najniższą cenę. Ropa kosztowała wczoraj przez chwilę nawet 7$ – mogłem po tyle kupić. To wskazuje, że mamy do czynienia z prawdziwym krachem gospodarczym.

 

Co to wszystko będzie oznaczać?

Miliony firm zbankrutują. Masy nowych bezrobotnych staną się rzeczywistością. Diabeł jednak tkwi w szczegółach. Największe firmy przetrwają bowiem kryzys – czy to z pomocą rządów, czy bez jego pomocy. Padną za to przedsiębiorstwa małe i średnie. Pieniądze drukowane są na potęgę. Stopy procentowe wszyscy ścięli praktycznie na zero, więc nikt nie dostaje kasy za trzymanie pieniędzy w bankach, a inflacja przy takim drukowaniu pieniądza prędzej czy później przyjdzie.

Co jest więc teraz najlepszą inwestycją na świecie?

Duże firmy z NASDAQ (top 100 firm technologicznych) zachowują się lepiej niż te z S&P 500, bo już odrobiły parę dni temu 75% spadków, a celują w odrobienie prawie całych. Najwięksi gracze więc przetrwają, a małe i średnie przedsiębiorstwa w dużej mierze padną. Zresztą trochę irytujące były te „maluchy” i „średniaki” dla niektórych – niskie koszty, nieraz większa wydajność… Tylko zaniżają ceny, a ich właściciele i pracownicy nie są pod żadną kontrolą. A jak popadają, to korporacje na tym koniec końców skorzystają i z nawiązką odrobią straty z kryzysu. Wyjdą z tego zwycięsko. Nie ma więc co się dziwić wzrostom cen dużych spółek na amerykańskiej giełdzie.

Zastanawia natomiast moment rozpoczęcia zakupów: 22 marca. Wtedy nikt teoretycznie nie wiedział, jak to się potoczy – nawet teraz nie wiemy. Tylko brakuje wynalezienia leku za kilka tygodni lub miesięcy. Korporacje mają olbrzymi wpływ na rządy i media – nawet na naszym podwórku taki chociażby premier Morawiecki to człowiek związany niegdyś z zagranicznymi bankami. Bardzo więc możliwe, że korporacje i ludzie w rządach znajdujący się pod wpływem wielkiego kapitału przejmą kontrolę nad bardzo dużą częścią gospodarki znajdującą się dotychczas poza ich zasięgiem. Jak? Po prostu wejdą w miejsce upadających małych i średnich firm.

Do tego obrazu doskonale pasuje to, że rządy wprowadzają bardzo daleko idące ograniczenia swobód obywatelskich. Czy po zakończeniu pandemii zdejmą je w 100%? Wątpliwe. Zresztą np. na Węgrzech już wprowadzono dyktaturę, a Polska też niebezpiecznie dryfuje w tym kierunku. Poza tym już pojawiają się głosy, że wirus może gościć u nas przez lata, więc to będzie pretekst do utrzymania w mocy ograniczeń. A potem… Potem się zobaczy.

Wygląda więc na to, że czasy klasy średniej, na której zbudowano dobrobyt USA, odchodzą właśnie w przeszłość. Korporacje już miały olbrzymi wpływ na rządy i media, a teraz będą miały jeszcze większy. Czy skończy się to rewolucją…? Mając realnie wojsko i policję pod kontrolą, raczej utrzymają porządek. Oczywiście, niektóre państwa będą się buntować, ale wtedy czekają je kłopoty. Tak to widzę.

 

Gdzie jest prawda…

No i tyle z rzeczy do publikacji. Oczywiście narzuca się pytanie: na ile jest to trafna opinia? Albo w jakim zakresie się sprawdzi? Szczerze mówiąc nie wiem. Być może musiałbym się zaliczać do ułamka % najbogatszych i najlepiej poinformowanych osób na świecie, aby to wiedzieć na pewno. Czyli być białym kołnierzykiem z absolutnego topu.

Równie dobrze wybuch tej epidemii w tzw. zachodnim świecie to może być absolutny przypadek i tyle – osobiście skłaniam się ku takiej właśnie wersji. Pandemie zresztą to nic nowego – po prostu do tej pory miały miejsce chociażby w Afryce, więc mało kto o to dbał. Poza tym skoordynowane przejęcie kontroli wygląda na mission impossible, z wielu różnych względów. Jednak akurat to, że korporacyjne białe kołnierzyki mogą najbardziej skorzystać na całej sytuacji, wcale mnie nie dziwi – i nie musi mieć to związku z jakimiś spiskami, ale po prostu z siłą ich kapitału. A ludzie w kryzysowych sytuacjach mają tendencję do skłaniania się ku sile, bo ona daje poczucie bezpieczeństwa i stabilizacji. W końcu, jak mówi znane powiedzenie, „the rich get richer”, czyli bogaci jeszcze bardziej się bogacą.

 

Zdjęcie ilustrujące wpis jest poglądowe! Osoby, rzeczy lub sytuacje przedstawione na zdjęciu NIE mają bezpośredniego związku z treścią niniejszego wpisu!