Eksport używanej odzieży a wyłudzenia zwrotów VAT
Dzisiejszy wpis ma na celu zaprezentowanie ciekawego mechanizmu związanego ze zwrotami VAT-u, w którym tzw. pierwsze skrzypce odgrywał eksport odzieży używanej. Mogłoby się wydawać, że towar mało atrakcyjny, ale jednak i na nim dało się coś ugrać. Schemat ten opisywałem już na innym blogu, ale ponieważ ostatnio dostałem znowu sygnał na temat tego procederu, to postanowiłem przypomnieć o nim Czytelnikom.
Kierunek Azja, czyli firma spedycyjna na celowniku
Pewien eksporter odzieży używanej w Polsce wysyłał swój towar do krajów azjatyckich – mogę napisać tyle, że nie do Chin, lecz nieco bliżej. A co jest potrzebne do takiej wysyłki…? Oczywiście firma spedycyjna! Tak więc spedytorzy dostawali zlecenia – zwykle od azjatyckich przedsiębiorstw, rzadziej od polskich. Towar był jednak zawsze odbierany z tych samych miejsc znajdujących się w jednym województwie. To, co było charakterystyczne przy tego typu transakcjach, to powtarzające się problemy – przykładowo załadowcy nie chcieli potwierdzić odpowiedzialności za morskie listy przewozowe, a eksporterzy nadzwyczaj szybko prosili o potwierdzenie wywozu towaru. Ostatecznie jednak odzież trafiała w kontenerach na morze, czyli wszystko było ok. Teoretycznie…
Jak oszukać spedytora
W pewnym momencie okazywało się, że firma wysyłająca odzież miała na morzu kilkanaście kontenerów z towarem wartym, według dokumentacji, 400 tys. Euro (przykładowo). Problem w tym, że po otrzymaniu faktury od spedycji nikt nie zamierzał regulować tej należności! Warto mieć świadomość, że mówimy tutaj o całkiem sporych sumach, gdyż w przypadku kontenera o przykładowej wartości 10 tys. Euro koszty transportu stanowiły aż ¼ tej kwoty, czyli jakieś 2,5 tys. Euro! I teraz najlepsze: ponieważ transport był na ogół na zlecenie firm azjatyckich (prawdopodobnie „słupy”), to polski eksporter nie ponosił tutaj żadnej odpowiedzialności za nieodebranie przesyłki w Azji! Firma spedycyjna zostawała więc z nieopłaconymi kontenerami na morzu, a co gorsza nie było tam nawet sensu blokowania towaru, ponieważ wysłana odzież to były tak naprawdę zwykłe szmaty bez żadnej realnej wartości handlowej! Tak więc w zasadzie można śmiało powiedzieć, że już jeden miesiąc postoju takiego kontenera w porcie czyniłby podobne blokowanie nieopłacalnym. Zresztą towar ten i tak był spisany przez przestępców na przysłowiowe straty, więc taki sposób „wywarcia presji psychicznej na kontrahenta” nic by nie dał.
Oczywiście firmę spedycyjną na taki numer można było złapać tylko raz, ale… spedycji jest przecież cała masa i jak nie jedna, to druga zdecyduje się wysłać transport. I na tym właśnie bazowali VAT-owcy, którzy w oparciu o taki schemat oszukali co najmniej kilka różnych firm (zgodnie z posiadanymi przeze mnie informacjami).
Towar jest już na morzu – i co dalej…?
Dalej oczywiście przestępcy występowali o zwrot VAT-u! A mieli do tego podstawę w oparciu o faktury oraz dokumenty potwierdzające eksport towaru, które otrzymali przy okazji wysyłki. Myślę, że najlepiej będzie to przedstawić w oparciu o konkretny przypadek – a więc tak:
VAT-owcy wysłali kilkadziesiąt kontenerów, każdy o wartości ok. 10 tys. Euro i za każdy taki kontener otrzymywali oddzielną fakturę od spedycji. Było to o tyle dziwne, że odprawa celna wychodziła wtedy drożej niż gdyby wszystko miało być na jednej fakturze. Skąd więc taka rozrzutność? Po pierwsze dlatego, że przestępcy i tak nie zamierzali płacić za transport i obsługę, a po drugie stosując taki podział łatwiej było uprawdopodobnić rzeczywisty obrót towarem oraz zmniejszyć prawdopodobieństwo kontroli przy występowaniu o zwrot VAT-u. Mniejsze faktury wystawione na kilka firm = mniejsza kwota podatku do zwrotu przypadająca na jedną firmę, a wiadomo, że przy niedużych sumach to i skarbówka niespecjalnie się czepia. No i teraz mając na morzu towar o wartości (fakturowej) ok. 400 tys. Euro można było spokojnie występować o zwroty – robiło to kilka firm.
Krótkie podsumowanie
Ile firm spedycyjnych oszukano w ten sposób? Z tego, co wiem, to było ich co najmniej kilka. Co więcej, przynajmniej do jednej z nich wpadli funkcjonariusze, więc ten sposób działania VAT-owców jest już znany służbom od co najmniej jakiegoś roku. Zresztą sama koncepcja była naprawdę ciekawa w swej prostocie i w zasadzie nie było raczej żadnych przeszkód, aby nie powtórzyć tego schematu z innymi rodzajami towaru (co zapewne miało miejsce). A na sam koniec dodam jeszcze, że firmy spedycyjne wykorzystywano także w zbliżonych schematach – przykładowo robili to przestępcy przywożący do Polski śrutę sojową z portu w Hamburgu, o czym zresztą pisałem całkiem niedawno: Co mają ze sobą wspólnego śruta sojowa, VAT i Hamburg
Zdjęcie ilustrujące wpis jest poglądowe! Osoby, rzeczy lub sytuacje przedstawione na tym zdjęciu NIE mają bezpośredniego związku z treścią niniejszego wpisu!