VAT-owski Inowrocław

Dzisiejszy wpis będzie dotyczył przestępczość VAT-owskiej, jaka rozwinęła się na sporą skalę w Inowrocławiu już ponad 10 lat temu. Wtedy to głównym przedmiotem obrotu tamtejszych przestępców był złom – pisałem już kiedyś o tym w jednym ze starszych wpisów na moim blogu: Obrót złomem a wyłudzanie podatku VAT

Materiał ma zarówno formę video, jak i tekstową – wybór należy do Was! ????

 

Vlog na YouTube:

 

Wersja tekstowa:

Hej, witajcie. Na początku przepraszam za mój zapchany nos, który nieco wpływa na głos, ale gdybym miał czekać na bardziej sprzyjające warunki, to pewnie do wiosny bym tego nie nakręcił. Dziś postawiłem zabrać Was na małą wycieczkę, a konkretnie pokazać niektóre miejsca, które są związane z akcją mojej książki o VAT-owcach, czy też może bardziej o wyłudzeniach VAT-u. Do tego dodam kilka anegdot, tak dla urozmaicenia materiału. Zdradziłem już kiedyś, że część akcji jest związana z Inowrocławiem, więc pomyślałem sobie, że fajnie byłoby gdybyście zobaczyli na żywo, gdzie działy się niektóre rzeczy. Dlaczego Inowrocław…? Swego czasu było to zagłębie wyłudzania VAT-u na obrocie złomem, chyba jedne z większych w kraju i niech to będzie wystarczający motyw. ????

 

Klub 73 oraz prezesi – słupy

Zacznijmy może od miejsca, w którym teraz stoję – tu możecie zobaczyć wejście do dawnego klubu 73, późniejsza nazwa to Flow. Lokal był podzielony na bar, który znajdował się na górze, a na dole była dyskoteka, czynna w piątki i w soboty. Dlaczego o tym wspominam? Cóż, na górze w barze zrekrutowano niejednego prezesa firmy handlującej złomem, a w weekendy ci sami prezesi bawili się na dole na dyskotece, przepijając zarobione pieniądze. W pewnym sensie taki mikroświatek VAT-owy, można powiedzieć.

Wejście do byłego klubu 73 w Inowrocławiu

Ok, a jak rekrutowano takich prezesów? Nic szczególnie skomplikowanego. Tzw. rekruterzy spędzali sporo czasu w podobnych miejscach, to jest w przeróżnych lokalach rozrywkowych. A tam zawsze kręciło się sporo chłopaków bez kasy i bez pracy, ale za to z apetytem na kolejną porcję amfetaminy, kolejną imprezę, kolejną dziewczynę i tak dalej. No a to kosztowało… Tacy właśnie ludzie, a nie bezdomni alkoholicy, jak to często można przeczytać w mediach, byli dobrym materiałem na prezesów. Wystarczyło im dać po 2 – 3 tysiące na miesiąc, co umożliwiało im nicnierobienie i imprezowanie, a już z chęcią zakładali na siebie firmy i podpisywali faktury. Odnośnie wynagrodzenia, to dodam jeszcze, że w tych czasach i na tym poziomie prezesi dostawali zwykle 2 – 3 % od każdej wystawionej faktury, taka mała ciekawostka. Co jeszcze… Ja nie słyszałem nigdy o prezesie, który by się zgodził na taką robotę za 100 czy 200 złotych, jak znów lansowały to media, czy, co gorsza, specjalistyczne książki. Ten prezes za stówkę to więc bardziej taka miejska legenda, a nie rzeczywistość.

 

Ulica Poznańska w Inowrocławiu

Ok, znajdujemy się teraz na ulicy Poznańskiej, właściwie na jej początku licząc od centrum, ponieważ ulica ta ciągnie się przez kilka kilometrów. To miejsce czasem było nazywane „zagłębiem prezesów”, ponieważ, co tu ukrywać, mieszkało tam sporo patologii, dla której VAT był doskonałym sposobem na dorobienie. Tyle, że niektórzy prezesi na własne życzenie zarabiali nie tyle, ile by mogli. Przykład? Jeden z bohaterów książki umówił się z przyszłym prezesem na wynagrodzenie w wysokości 2%. Prezes pyta go: yyy, no a ile ten VAT wynosi? Książkowy bohater mówi: no 22%. A prezes na to: aha, i ja od tych 22% dostanę 2%, tak…? Cóż, standardowo płaciło się wtedy jakieś 2% od całej faktury brutto, o czym wspominałem, ale skoro prezes sam zaproponował 2% od samego VATu, czyli 22%, to nasz książkowy bohater nie wyprowadzał go z błędu. I tym sposobem prezes sam zredukował swoje wynagrodzenie – i to dość radykalnie.

Widok na ulicę Poznańską w Inowrocławiu.

 

Salon gier Admiral

Teraz znajdujemy się pod dawnym klubem Admiral, gdzie można było pograć sobie na automatach. Czemu o tym wspominam? Ponieważ tutaj właśnie grywali VAT-owcy nieco wyższych szczebli, którzy w ciągu jednego dnia byli w stanie wrzucić w maszynę kilkanaście tysięcy złotych, a następnego dnia przyjść i znów wrzucać kolejne tysiące – aby tylko się odegrać. Niektórzy mieli ciekawy zwyczaj: jeśli przed zamknięciem okazywało się, że wrzucili dużo w maszynę, to rezerwowali ją w ten sposób, że wyciągali wtyczkę od prądu i zastrzegali obsłudze, że nikt nie ma prawa na tym automacie zagrać, dopóki oni nie wrócą. No i przychodzili następnego dnia, odpalali tę samą maszynę i grali w nadziei na wyciągnięcie tego, co wrzucili wczoraj. Tak czy inaczej na ogół wychodzili na minusie – niektórzy nawet po kilkadziesiąt tysięcy miesięcznie. No taki nałóg, nieciekawy.

Widok na budynek, w którym niegdyś mieścił się salon gier Admiral

 

Lokalizacja punktów skupu złomu

No i wyjechaliśmy na chwilę poza Inowrocław, na szczere pole można powiedzieć. W tle widać zabudowania, oczywiście jest to miejsce przykładowe. Generalnie jednak chodzi o to, aby Wam pokazać, w jakich miejscach rejestrowano często takie skupy. Stąd np. do Inowrocławia mamy kilkanaście kilometrów, do Kruszwicy kilka kilometrów. Ogólnie więc jest to mało atrakcyjny punkt, no bo kto tak naprawdę mógłby tutaj przyjechać, może oprócz miejscowych…? No raczej nikt, a już na pewno nie do skupu składającego się de facto z jednego kontenera (mała skala to na ogół słabe ceny). A powiem Wam, że skupy działające tylko na papierze były w jeszcze gorszych zadupiach – tu przepraszam za ten kolokwializm – niekiedy gdzieś pod lasem, bez dojazdu drogą asfaltową. Przysłowiowy pies z kulawą nogą by tam nie zaglądał, a co dopiero klienci… No i oczywiście kontrole skarbowe też niezbyt często tam się pojawiały, choć w sumie wystarczyło wpisać dany adres w Google Maps i już można było nabrać podejrzeń co do celowości prowadzenia tam biznesu złomiarskiego – ja bym przynajmniej tak zrobił.

Skupy złomu wystawiające puste faktury były niejednokrotnie otwierane w miejscach, które były mało atrakcyjne biznesowo. Tutaj akurat miejscowość przykładowa! 

Z drugiej strony były też przypadki, że w jednym bloku w Inowrocławiu było zarejestrowanych po 5 skupów złomu, co też ocierało się o parodię. Czy sprowokowało lub przyspieszyło to kontrole? Niekoniecznie. Tutaj dodam jeszcze, że otwieranie takich fikcyjnych skupów na małych wsiach miało ciekawy efekt uboczny. Otóż wielu nieświadomych chłopaków widziało boom na skupy, więc myśleli, że wystarczy wstawić kontener, skupić złom, a potem przyjedzie firma, zapłaci i biznes się dopnie. Niestety, nie wzięli pod uwagę, a raczej nie wiedzieli, że złom jest tutaj tylko dodatkiem, a zarabia się faktycznie na pustych fakturach. No a jak tak, to przeżyli po prostu biznesowe rozczarowanie.

 

Urząd Skarbowy w Inowrocławiu

No i wróciliśmy do Inowrocławia, a konkretnie pod stary budynek Urzędu Skarbowego. Teraz skarbówka ma nowy, elegancki biurowiec, ale za czasów VAT-u na złomie to właśnie tutaj starano się zwalczać mafie VAT, z różnym skutkiem zresztą. Na usprawiedliwienie urzędników powiem, że w samym tylko Urzędzie Kontroli Skarbowej w Bydgoszczy za lata 2009 – 2010 ujawniono fikcyjne faktury VAT związane z obrotem złomem na łączną kwotę ponad 2 miliardów PLN. Cóż, sporo… Stawiam, że bardzo duża część z tych faktur pochodziła właśnie z Inowrocławia, a urzędnicy skarbowi musieli to wyłapać i odcedzić ziarno od plew. Syzyfowa praca, szczególnie przy ówczesnym poziomie informatyzacji. Mimo wszystko i tak VAT-owcy zaczęli przenosić się z czasem np. do Poznania, przynajmniej na papierze, bo prezesi cały czas byli stąd, z Inowrocławia, ponieważ ilość firm handlujących złomem w Inowrocławiu i okolicach była już tak duża, że naprawdę zaczęło się robić z tego przegięcie. Niektórzy co prawda stosowali naiwne „uniki”, tak to chyba można by nazwać, czyli podczas rejestracji firm wpisywali dużą ilość kodów PKD, gdzie obrót złomem był na samym końcu. Tak, jakby miało to cokolwiek zmienić i wykiwać skarbówkę w kontekście obrotu pustymi fakturami na setki tysięcy złotych, gdzie złom przewijał się non stop na pierwszym miejscu. To pokazuje też, na jak niskim poziomie zaawansowania byli niektórzy z VAT-owców, a mimo tego i tak te nienależne zwroty często im przechodziły. O szczegółach będę pisał oczywiście w książce.

Stara siedziba Urzędu Skarbowego w Inowrocławiu

 

Areszt Śledczy w Inowrocławiu

Jako miejsce na finałowe ujęcie wybrałem miejscowy areszt śledczy – miejsce mało przyjemne i dość ponure, jak widać. Starsi fani gangsta rapu Made in Poland być może pamiętają też, że to tutaj nakręcił swój słynny teledysk artysta o pseudonimie Waszka G. – ciekawostką jest to, że w teledysku tym można zobaczyć auto inowrocławskich VAT-owców. No, a oprócz tego niejeden z VAT-owców odbywał w tym areszcie krótki urlop, w tym również jeden z bohaterów mojej książki, co mogę teraz zdradzić, a może nawet już kiedyś zdradziłem.

Widok na budynek Aresztu Śledczego w Inowrocławiu

Wypada też wiedzieć, że wielu z VAT-owych biznesmenów było zwykłymi bandziorkami, takiego niższego szczebla, a niektórzy wręcz kradli radia z samochodów zaledwie kilka lat przed VAT-em, który, można powiedzieć, uratował im życie w pewnym sensie. Ten błyskawiczny awans finansowy był zresztą niespodziewany chyba nawet dla nich samych. A jeśli spytacie się mnie, co dziś porabiają ci ludzie, to powiem, że odkąd wprowadzono odwrócony VAT na złom, to przestępczość typowo kryminalna zniknęła z tej branży – to okazało się dla nich za trudne, a przynajmniej, jeśli chodzi o Inowrocław. Oczywiście VAT kręci się dalej na innych rzeczach, a oprócz tego wyłudzone pieniądze zostały zainwestowane w firmy transportowe, budowlane, obrót nieruchomościami, czasem w lichwę… Część też poszła siedzieć, jednak tym nie będę już dziś opowiadał. Tak więc dzięki za oglądanie i do usłyszenia w kolejnym odcinku. A, no i oczywiście do przeczytania na blogu! ????

No a tak informacyjnie jeszcze dodam, że od 2020 roku włączyłem komentarze na blogu, więc jeśli ktoś ma ochotę się wypowiedzieć, to zapraszam! ⬇️

Zdjęcie ilustrujące wpis jest poglądowe! Osoby, rzeczy lub sytuacje przedstawione na zdjęciu NIE mają bezpośredniego związku z treścią niniejszego wpisu!