Transfer „lewych” pieniędzy w małej skali

Niektórzy (i jest ich całkiem sporo) utożsamiają transfery nielegalnie zdobytych pieniędzy z wielomilionowymi transakcjami, kontami na Kajmanach itp. akcjami rodem z filmów. A w rzeczywistości wcale nie musi to tak wyglądać, o czym świadczy chociażby poniższa historia, dziejąca się zresztą w tzw. real time.

 

Krótkie wprowadzenie

Za organizację jednego z takich procederów odpowiedzialna jest grupa osób zza wschodniej granicy (większość to Ukraińcy, ale czasem ciężko to ustalić), która „legalizuje” pieniądze pochodzące chociażby z włamań na konta bankowe. Po co w ogóle ta zabawa? Załóżmy, że jesteśmy cyberprzestępcami, którym udało się włamać na czyjeś konto bankowe i zdobyć dostęp do SMS-ów autoryzujących (da się, zapewniam). Możemy więc wyczyścić konto i puścić przelew – tylko jeśli zrobimy to na nasze konto, to odpowiednie służby szybko nas namierzą. Potrzebny jest więc ktoś, kto przyjmie taką wpłatę na swoje konto bankowe, a następnie wypłaci gotówkę i wytransferuje za granicę przy użyciu systemów płatności zapewniających w zasadzie anonimowość. No a potem odpowie przed prokuratorem za świadomą (lub nieświadomą) pomóc przy praniu pieniędzy. Kimś takim jest właśnie tzw. muł. Cały proceder ewoluował przez ostatnie lata, ale z posiadanych przeze mnie informacji wynika, że wciąż są w niego zaangażowane te same osoby. No ale po kolei.

Akcja z wykorzystaniem Polaków do prania skradzionych pieniędzy wypłynęła na szersze wody medialne w 2016 roku – Policja i Prokuratura Krajowa chwaliły się wtedy rozbiciem gangu cyberprzestępców, którzy ukradli ponad 90 milionów PLN, dokonując przy tym ponad 800 przestępstw. Sukces organów ścigania? Niby tak, ale jednak nie do końca, ponieważ w tym samym czasie, kiedy media pisały o rozbiciu gangu, trwała kolejna kampania phishingowa wyżej wspomnianych Ukraińców i na OLX pojawiły się podejrzane oferty pracy mające na celu zwerbowanie do procederu wspomnianych powyżej mułów, którzy mieli przyjmować wpłaty pieniężne na własne konta bankowe, a następnie przelewać te środki zagranicę przy użyciu przy wykorzystaniu transferów pieniężnych typu Western Union czy MoneyGram.

 

Jak wyglądał taki werbunek mułów w praktyce?

Jeszcze kilka lat temu były to min. spamerskie maile z „ofertą pracy”, na początku po polsku, potem po angielsku. Stanowiska, na które „rekrutowano”, to min. manager ds. transferów, manager regionalny, asystent itd. – ogólnie miało to sprawiać wrażenie całkiem niezłej fuchy. Telefoniczne „rozmowy kwalifikacyjne” od lat przeprowadzał ten sam telefonista ze wschodnim akcentem, który informował zainteresowanych, że jest taka i taka robota i że można tyle i tyle zarobić. Nieco później, kiedy okazało się, że niektórzy rekrutowani dostawali pieniądze na konto i nie przesyłali ich dalej (oszust oszukał oszusta, heh), organizatorzy procederu zaczęli wystawiać ogłoszenia na regionalnych portalach ogłoszeniowych i wysyłali do kandydatów coś, co miało przypominać umowę na czas próbny, która miała stanowić formę zabezpieczenia (oczywiście w mniemaniu muła). Jednak mimo tego coraz więcej Polaków – mułów zaczęło sobie przywłaszczać przesłane pieniądze, organizatorzy zaczęli więc żądać od „kandydatów do pracy” skanów dowodu osobistego, aby potwierdzić ich tożsamość. A jeśli ktoś nie oddał pieniędzy? Wtedy wysyłali maile i dzwonili, strasząc odpowiedzialnością karną oraz innymi „nieprzyjemnościami”.

Obecnie model działania uległ pewnym modyfikacjom – oszuści podszywają się pod prawdziwe firmy, stawiając robioną na szybko stronę internetową z telefonem i mailem, po czym dają ogłoszenie na OLX. Jeśli któryś z kandydatów wysyłających CV im się spodoba i stwierdzą, że jest wiarygodny, to dzwoni wspomniany już telefonista ze wschodnim akcentem i pokrótce przedstawia, jaka to łatwa, przyjemna i zyskowna praca. W trakcie rozmów padają zapewnienia, że praca jest legalna + do tego pojawia się historyjka typu „jesteśmy agencją podróży, robimy kosztorysy wyjazdów dla grupy kilkunastu osób na Ukrainę i potrzebujemy często rozliczać płatności z klientami” – ogólnie wszystko ma sprawiać pozory dobrze funkcjonującej działalności. Jeśli ktoś się zgodzi na współpracę, to organizatorzy procederu proszą go o przesłanie skanu dowodu. Następnie podsyłają umowę, wyglądającą zresztą bardzo profesjonalnie i proszą o screen z panelu zarządzania kontem bankowym lub też o wyciąg bankowy – celem jest potwierdzenie, że konto rzeczywiście należy do przyszłego muła.

 

Jak wygląda transfer „lewych” pieniędzy

Jeszcze kilka lat temu przelewy na konto muła przychodziły z Niemiec lub z Austrii, sporadycznie także z PKO BP i wtedy organizatorzy pytali się, czy muł ma konto w tym właśnie banku, bo to konieczne dla „wykonywanej pracy”.

I teraz grupa operacyjna realizuje przelew (maksymalnie na 20 tys. PLN), a telefonista z ukraińskim akcentem dzwoni do muła i każe mu szybko udać się do banku/bankomatu aby podjąć gotówkę, a następnie udać się z nią do punktu Western Union / MoneyGram. Zwykle taka akcja była jednorazowa, ale jeśli muł się dobrze sprawił, to dostawał kolejny przelew. No a jeśli z jakiegoś powodu wydał się podejrzany, to oszuści już więcej się do niego nie odzywali.

Czy organizatorzy nie obawiali się tego, że banki zablokują konto? Kilka lat temu ani trochę, bo cała procedura blokady mogła trwać kilka dni. Obecnie jest jednak tak, że prokuratura może doprowadzić do „zbanowania” w ciągu kilku godzin, no ale od czego jest Elixir Express – pieniądze trafiają na konto muła w ciągu sekund i jest sporo czasu, aby je wypłacić. Oszuści, oprócz przekazów pieniężnych, mają też inne sposoby na dalsze transfery lewej kasy – ostatnio na topie jest chodzenie do Żabki i zakup Bitcoinów, a właściwie to transfer środków na giełdę BitBay.

Takie akcje mają miejsce cały czas – jeszcze kilka/kilkanaście tygodni temu wisiały ogłoszenia na OLX dotyczące rekrutacji na stanowiska „asystenta ds. rozliczeń”. Można też założyć, że w większości prokuratur w Polsce jest co najmniej kilkanaście (jeśli nie kilkadziesiąt) spraw związanych z tą grupą. Jak prokurator podejdzie do tematu łagodnie, to daje wykorzystanego już muła jako świadka lub też umarza sprawę. A jeśli zdecyduje się zagrać na ostro, to oskarża go o przywłaszczenie pieniędzy, świadomy udział w procederze prania kasy lub, co gorsza, o włamanie na konto bankowe i kradzież. Co prawda większość sędziów podobno zmienia później kwalifikację tych czynów, ale niektórzy „przybijają” mułowi włamanie na konto bankowe, co jest już nieco absurdalne.

Cały proceder można w zasadzie porównać do mitycznej hydry – utniesz jeden łeb, odrastają dwa nowe. Dzieje się tak dlatego, że cały czas znajdują się ludzie naiwni lub amatorzy „łatwych” pieniędzy, którzy angażują się w takie działania. Policja z tym oczywiście walczy – ba, podobno nawet mają ustawione newslettery, które podsyłają im wszelkie ogłoszenia o pracy zdalnej. Nie podejmę się jednak jednoznacznej oceny skuteczności działań stróżów prawa na tym polu (za mało danych na dzień dzisiejszy).


Potrzebujesz pomocy
przy rozwiązaniu problemów związanych z przestępczością gospodarczą? Chcesz odzyskać tzw. trudny dług? A może potrzebujesz skutecznej ochrony antywindykacyjnej? Napisz do mnie: kontakt@bialekolnierzyki.com

Zdjęcie ilustrujące wpis jest poglądowe! Osoby, rzeczy lub sytuacje przedstawione na zdjęciu NIE mają bezpośredniego związku z treścią niniejszego wpisu!