Legislacyjny rollercoaster, czyli konfiskata prewencyjna, estoński CIT i UE w akcji
Jeśli chodzi o prawo związane z przestępczością gospodarczą, jak i z działalnością gospodarczą tak w ogóle, to ostatnie tygodnie fundują nam wyraźne wahania nastrojów.
Konfiskata rozszerzona
Zaczęło się od projektu zapewnienia naczelnikom skarbowym nowych możliwości w stosowaniu konfiskaty rozszerzonej (wspominałem już o tym 2 razy, więc nie będę powtarzał po raz kolejny). Pół biedy, gdyby to prawo właściwie napisano i dobrze stosowano – obawiam się jednak, że w wielu przypadkach tak nie będzie.
Estoński CIT
Potem… Potem na moment zabłysnęło światełko w tunelu: wprowadzenie od 2021 roku tzw. estońskiego CIT-u, czyli niepłacenie podatku tak długo, dopóki firma inwestuje. Ma to zachęcić przedsiębiorców do inwestowania i tym samym rozbujać gospodarkę, która może spowolnić po kryzysie. No i bardzo fajnie. Oczywiście, niektóre firmy będą zapewne kombinować – prosty przykład to tzw. rolowanie zysków i reinwestowanie ich w spółki – słupy, celem uniknięcia płacenia podatków rzecz jasna. No, ale to jest już zadanie KAS, aby wyłapać takie kombinacje, a zresztą nie ma idealnie szczelnego systemu. Generalnie więc na plus.
Konfiskata prewencyjna
I teraz, gdy sobie czytam o tym CIT estońskim i się cieszę, nagle następuje klasyczny strzał mokrą szmatą w ryj. A ta szmata to konfiskata prewencyjna. Już miałem pisać, że coś takiego może i nie dziwiłoby w latach 40. i w dekretach PKWN, ale w dzisiejszej Polsce chyba już nie bardzo pasuje. Miałem, ale… Ale okazało się, że to nie jest pomysł do końca polski – podobne rozwiązania mają być wprowadzone w Unii Europejskiej od października 2020 roku, więc już niedługo. Czy we wszystkich krajach członkowskich, nie wiem. Przepisy dotyczące konfiskaty będą miały charakter transgraniczny, aby lepiej eliminować podmioty zaangażowane chociażby w karuzele VAT. Tak więc będzie 45 dni na wykonanie nakazu konfiskaty z innego kraju UE, a 48h w sprawach pilnych. No i o ile w państwach z wydolnymi systemami prawnymi to mogłoby dobrze spełnić swoją funkcję, to obawiam się, że w Polsce może być z tym różnie.
Dlaczego? Ponieważ może zaistnieć poważne niebezpieczeństwo wprowadzenia domniemania winy. Z czym to się wiąże, poniekąd przedstawiła już Rada Przedsiębiorczości, która zaapelowała do Ministerstwa Sprawiedliwości o wycofanie się z tego pomysłu. W praktyce bowiem może być tak, że przykładowy przedsiębiorca Kowalski będzie robił interesy z Nowakiem, który okaże się przestępcą. I mimo, że Kowalski o tym nie wiedział, to państwo będzie mogło mu wejść na majątek – ot tak, prewencyjnie, bo może też kradł…? I teraz trzeba będzie udowadniać, że majątek pochodzi z legalnych źródeł – teoretycznie rzecz łatwa, w praktyce przed polskim fiskusem niejednokrotnie bardzo skomplikowana. A ile tam będzie pomyłek i interpretacji, ile zmarnowanego czasu, energii i kasy wydanej na prawników…
Diabeł tkwi w szczegółach…
Oby nie było więc tak, że z najgłębszych czeluści ustawodawczych piekieł wyskoczy coś takiego, jak konfiskata prewencyjna w wersji made in Poland, dając rządzącym praktycznie nieograniczone możliwości skonfiskowania firmy dowolnemu przedsiębiorcy. To już byłoby naprawdę niebezpieczne. Ba, w drastycznych przypadkach mogłoby dojść do „hodowania kabanów na rzeź”, czyli najpierw dopuszczamy do rozwoju firm, a potem państwo przejmuje majątek co poniektórych w oparciu o mocno wątpliwe podstawy.
Unia Europejska kontra białe kołnierzyki
Wypada też zauważyć, że te konfiskaty, o których dziś pisałem, są kolejnymi elementami dokręcania śruby. Albo inaczej: to następne rozwiązania prawne, jakie są wprowadzone w UE celem walki z przestępczością gospodarczą. Weźmy chociażby taki przykład sprzed 2 lat, jak polska ustawa o odpowiedzialności podmiotów zbiorowych (w 2018 roku poszedł projekt), gdzie też miano umożliwić łatwiejsze konfiskowanie firm. Tyle, że choć szum medialny wokół tamtego tematu był większy, niż wokół dzisiaj projektowanych konfiskat, to tamte rozwiązania paradoksalnie były chyba mniej niebezpieczne dla przedsiębiorców.
I tutaj ciekawostka: polskie przepisy o odpowiedzialności podmiotów zbiorowych były w pewnej mierze wzorowane na ustawodawstwie Wielkiej Brytanii, jakie od 2017 roku stosowano tam do zwalczania mafii VAT. Mówiąc w dużym skrócie, w tych brytyjskich przepisach chodziło o to, żeby można było karać przedsiębiorstwa, które nie są w stanie zapobiec przestępczej działalności swoich pracowników, agentów lub zewnętrznych firm świadczących usługi w ich imieniu. Co więcej, karane na podobnych zasadach mogły być też podmioty, które nie uczestniczyły bezpośrednio w przestępczym łańcuchu dostaw, jak np. firmy księgowe lub doradcze.
Szybkie podsumowanie
Generalnie więc konkluzja jest taka: w Unii Europejskiej widać od lat tendencję do zaostrzania prawa wymierzonego przeciwko przestępczości białych kołnierzyków. W Polsce też idziemy w tym kierunku, ale tworzone rozwiązania jakoś tak dają organom państwa dużo uznaniowości i swobody. A prawo nieprecyzyjne zawsze jest niebezpieczne. Więc przypadek, błędy legislacyjne, czy może metoda…?
Zdjęcie ilustrujące wpis jest poglądowe! Osoby, rzeczy lub sytuacje przedstawione na zdjęciu NIE mają bezpośredniego związku z treścią niniejszego wpisu!