Afera nabojowa – kapiszon, czy jednak nie…?

Na portalu Wykop.pl wypłynęła wczoraj ciekawa sprawa: otóż użytkownik o nicku AloneShooter podlinkował do zapisu przebiegu posiedzenia sejmowego z grudnia 2017 roku, na którym to posłanka PiS Anna Maria Siarkowska informuje o kosztach zakupu i utylizacji starej amunicji wojskowej. Chodziło o naboje do karabinka AK-47, czyli popularnego „kałasza”, kaliber 7,62 mm. No i teraz, wedle słów tejże posłanki, w sklepie taki nabój „posłużbowy” kosztuje 1,10 PLN (stan na 2017 rok), a „koszt, który poniosło wojsko, to jest około 2,60 PLN”. W tym samym przemówieniu ta sama posłanka rzuciła informację, że koszt utylizacji jednej sztuki takiego naboju wynosi 5 PLN. No cóż, raczej dużo w porównaniu do ceny zakupu, a polska armia niby tyle właśnie płaci… Dodam jeszcze, że taką utylizację przeprowadza się w specjalnych piecach, po prostu wrzucając do nich naboje – w sumie niezbyt skomplikowany proces, który nie wymaga jakichś kosmicznie drogich technologii.

 

Screen z zapisu wspomnianego posiedzenia sejmowego. 

 

Pytanie więc, czy jest sens utylizować tę amunicję, czy może lepiej (i przede wszystkim taniej!) byłoby ją po prostu wystrzelać albo zorganizować przetarg i zwyczajnie sprzedać…?

Opcja pierwsza, czyli wystrzelanie np. w ramach ćwiczeń – możliwe, że z jakichś tam powodów masowo wystrzelać takiej amunicji się nie da, bo przykładowo byłoby to niebezpieczne. Przyjmijmy, że rzeczywiście tak jest i najprostsze wyjście nam odpada.

Opcja druga, czyli sprzedaż w drodze przetargu. Jeśli faktycznie nie miało to miejsca, to sytuacja jest dość dziwna. A wygląda na to, że takiego przetargu nie było, o czym pośrednio świadczą zarówno słowa posłanki, jak i posła .Nowoczesnej zapytanego o sprawę (o tym za moment). A warto tutaj wiedzieć, że AMW (Agencja Mienia Wojskowego) organizowała już przetargi np. na sprzedaż starych środków bojowych, jakimi były naboje przeciwpancerne kalibru 85 mm oraz amunicja czołgowa kalibru 100 mm. Po co ktoś w ogóle płacił za takie „wojskowe śmieci”, skoro nie ma na nie żadnego rynku zbytu w Polsce (w przeciwieństwie do amunicji kalibru 7,62 mm)? Możliwości są są dwie: dalsza odsprzedaż np. do krajów afrykańskich (co się dzieje) lub też odzyskiwanie metali kolorowych z pozostałych łusek. W każdym razie komuś się to kupić opłacało i wojsko nie musiało płacić milionów za utylizację, a wręcz odzyskało część środków wyasygnowanych na zakup. Dlaczego więc nie można by powtórzyć tego schematu w przypadku nabojów 7,62 mm…? 

 

Utylizacja zużytej amunicji – sprawa kluczowa dla bezpieczeństwa państwa…?

W każdym razie wspomniany użytkownik Wykopu nie odpuścił sprawy i wdał się w dyskusję na ten temat z posłem Witoldem Zembaczyńskim z .Nowoczesnej. Celem było potwierdzenie wspomnianej ceny utylizacji amunicji. Oto odpowiedź, jaką otrzymał od tego posła:

Po konsultacji wygląda tak: sprawy objęte są tajemnicą, a ich ujawnianie godzi w bezpieczeństwo państwa.

 

 

Powiem szczerze, zaskoczenie. Ja rozumiem utajnianie kosztów zakupu jakichś supernowoczesnych systemów obronnych itp. kosmicznych technologii, ale odmawiać podania kosztu utylizacji starej amunicji, do tego przeznaczonej do starych karabinów, wypieranych obecnie przez broń kalibru 5,56 mm…? Zresztą co to za informacja z gatunku Top Secret, jeśli można o tym przeczytać w ogólnodostępnym zapisie posiedzenia sejmowego…?! Ok, no chyba, że wspomniana posłanka tak po prostu chlapnęła tę supertajną informację z mównicy, a potem info to wisiało sobie jakieś 1,5 roku w sieci i każdy rosyjski, niemiecki, amerykański, czy [tu można wstawić dowolny kraj] agent mógł to sobie ot tak przeczytać. Nie bardzo więc wiadomo czy może śmiać się, czy jednak płakać. Ale na szczęście nie jesteśmy osamotnieni w podobnych „wpadkach” w publicznym ujawnianiu „supertajnych” informacji – tacy Amerykanie na przykład nie są wcale lepsi w tym temacie! 

 

Koszty utylizacji nabojów w USA vs koszty utylizacji nabojów w Polsce

Otóż wyobraźcie sobie, że ci lekkomyślni Jankesi, a konkretnie GAO – Government Accountability Office (instytucja kontrolna Kongresu USA) tak po prostu wrzucają sobie do sieci raporty Departamentu Obrony, w których podaje się co…? Koszt utylizacji starej amunicji! Jeśli ktoś nie dowierza w tę „lekkomyślność”, to proszę, oto link. No i teraz na oficjalnej stronie gao.gov możemy przeczytać, że w 2015 roku (a więc w okresie zbliżonym do tego, o którym mówiła wspomniana posłanka PiS) Departament Obrony USA przeznaczył około 10 milionów sztuk nabojów kaliber 5,56 mm do celów treningowych. Obok podano też kwotę, jaką dzięki temu posunięciu zaoszczędzono na utylizacji: było to około 968 000 USD, czyli +- 3,7 miliona PLN. Trzymając się zatem tej informacji oraz informacji podanej z mównicy sejmowej przez posłankę Siarkowską wychodzi tak:

???????? Polska: armia płaci 5 PLN za utylizację jednego naboju (podobno)
???????? USA: armia płaci 0,37 PLN za utylizację jednego naboju (w przeliczeniu z USD)

Skąd taki rozrzut cenowy…? Czy rzeczywiście polska armia płaciła / płaci aż tyle w porównaniu z innymi krajami…? Jeśli tak, to chyba faktycznie nie ma się czym chwalić, bo przepłaciliśmy okrutnie i nad sprawą zapadł zapewne tzw. parasol ochronny odcinający informacje. Pewnie nie dowiemy się więc już, jakaż to firma tę amunicję utylizuje i zarabia na niej przysłowiowe kokosy (o czym za moment). Trochę szkoda, ale cóż – tzw. „ciemny lud” nie może przecież wszystkiego wiedzieć… Oczywiście teoretycznie mogło być też tak, że posłowi Zembaczyńskiemu zwyczajnie nie chciało się dowiadywać, więc napisał coś na odczepnego, aby zakończyć konwersację – byłoby miło, gdyby się jakoś oficjalnie odniósł do tej sprawy. 

Screen ze wspomnianej strony gao.gov

 

Potencjał biznesu utylizacyjnego

Szacunki twierdzą, że nasze realne możliwości mobilizacyjne to 0,26% ogółu obywateli (nawiasem mówiąc jest to niski wynik). Daje to około 100 tys. żołnierzy – zakładając, że na wypadek mobilizacji mieliśmy rezerwy amunicji, z których każdy żołnierz dostałby średnio po 4 magazynki, wychodzi po 120 sztuk amunicji na głowę (służąc niegdyś w wojsku mogę powiedzieć, że 4 magazynki w realiach walki to i tak tyle, co nic). W sumie daje to więc 12 milionów nabojów x 5 PLN = mamy kwotę 60 milionów PLN – tyle potencjalnie mogłaby kosztować operacja zniszczenia zapasów starej amunicji. Warto się starać o takie zamówienie? Warto. Tym bardziej, że np. w takich USA za utylizację podobnej ilości nabojów można by skasować +- 1,2 miliona USD, czyli zaledwie jakieś 4,5 miliona PLN. Jakby nie liczyć to kilkanaście razy mniej, więc niech mi ktoś teraz powie, że Polska nie jest krajem ogromnych możliwości biznesowych… 

 

A na zakończenie… teorie spiskowe

Jak to zwykle bywa w takich przypadkach, pojawiają się różne teorie mające za zadanie jakoś wyjaśnić stan rzeczy, który w standardowy sposób wytłumaczyć jest ciężko. No więc tak:

a) Tak wysoka cena utylizacji amunicji jest ukrytą formą dofinansowania dla polskiego sektora zbrojeniowego, a konkretnie dla firm będących na państwowym garnuszku. Tylko jaki miałoby to sens, skoro pieniądze na tę operację tak czy inaczej poszłyby z budżetu państwa…?

b) Jakaś firma prywatna związana z wysoko postawionymi politykami zarabiała na tym dobre pieniądze i dzieliła się z kim trzeba. Ok, ten scenariusz teoretycznie miałby o wiele więcej sensu.

c) Posłanka Siarkowska podaje nieprawdziwe dane i w ten sposób lobbuje za tym, aby zapasy starej amunicji zostały przejęte za przysłowiową złotówkę przez stowarzyszenia lub firmy, które następnie sprzedadzą ją za dobre pieniądze na rynku cywilnym (czy to w Polsce, czy też np. w Afryce, która wchłania taką amunicję jak gąbka). Kto czerpałby z tego profity? Oczywiście ten, kto opłacałby lobbowanie w tym temacie.

Który z podanych powyżej scenariuszy jest prawdziwy? Szczerze mówiąc nie wiem. Sprawa w mojej opinii jest jednak warta wyjaśnienia, choć oczywiście w skali wydatków MON to są drobniaki. Obawiam się jednak, że temat nie zostanie dalej podchwycony. Powód? Handel bronią (a więc i amunicją) to nie jest biznes dla tzw. leszczy, lecz dla ludzi z konkretnymi układami – na przykład swego czasu było to W, potem S, a potem… samI wiecie co.

Zdjęcie ilustrujące wpis jest poglądowe! Osoby, rzeczy lub sytuacje przedstawione na tym zdjęciu NIE mają bezpośredniego związku z treścią niniejszego wpisu!